II
Myślę, że czekałam na tę chwilę całe moje siedemnastoletnie życie. Wjechałam na szkolny parking nowym, "firmowym" samochodem, który udało mi się znaleźć u zaprzyjaźnionego dilera. Nie tego od narkotyków. Chociaż samochody były dla mnie jak niezłe prochy.
Okrążyłam kilka razy placyk przed szkołą zbierając zazdrosne spojrzenia. A może... rozbawione? Nie potrafiłam tego określić. Oni wszyscy byli tak zblazowani, że człowiek siedzący na takim królewskim tronie jak ja - Caitlyn, nie mógł rozszyfrować tych grymasów. Załóżmy, że ich twarze przybrały zielonkawy odcień. Odcień zazdrości.
- Nie wierzę! - Usłyszałam krzyk Pearls w momencie, kiedy jej trampki przekroczyły próg szkoły. Skrzywiłam się i zachichotałam.
Moja przyjaciółka zaczęła biec przez parking w takim tempie, iż zaczęłam zastanawiać się jak to możliwe, że na wychowaniu fizycznym nie potrafiła wykrzesać z siebie chociażby powolnego truchtu. Cała Pearlie.
- Nie dasz mi teraz spokoju prawda? - jęknęłam i wygramoliłam się z naszego nowego samochodu. Chociaż... nie. Prędzej - samochodziku.
Pearls pokręciła głową, szczerząc się jak głupi do sera.
- Nigdy, przenigdy!
Westchnęłam dramatycznie i oparłam się o wściekle różową maskę minicoopera, z którego wysiadłam.
- Wredna zołzo, pozwól, że przedstawię ci naszego pięknego mini Thora w odzieniu z Hello Kitty! - Pearlie klepnęła się w udo, wciąż pożerając wzrokiem auto. - Skup się! Nie skończyłam jeszcze. Samochód bardzo poręczny... Możemy spokojnie wsadzić go do kieszeni albo zaparkować w stylu a la Pearls, czyli "JAK NAJBLIŻEJ KAŻDEGO SAMOCHODU ŻEBY POTEM NIE POTRAFIĆ WYJECHAĆ" - wycedziłam sarkastycznie. - Sprawdzony przez co najmniej trzech morderców. Tak sądzę po tym neonowym różu. Zapewne skrywa pod sobą litry "rhaplusów". - Pochyliłam się dla efektu i udałam, że wącham maskę. - Nie to chyba "rhaminus". W każdym razie... ja prowadzę!
Pearls zmrużyła oczy i momentalnie zerwała się do biegu. Kierowała się oczywiście do drzwi minicoopera. O nie, nie tym razem PePe. Wystrzeliłam gotowa do bitki.
- To moje auto!
Przyjaciółka wystawiła mi język.
- Powiedziałaś, że nasze.
Przycisnęłam się do drzwi, ale Pearlie już zaczęła szarpać klamkę. Nie mogłam na to pozwolić. Popatrzyłam na otwarty szyberdach i... cóż, dałam się ponieść cynicznej stronie mej duszy. Już nie słuchałam komunikatów wysyłanych przez mózg. Żądza zwycięstwa była większa. Wskoczyłam na maskę różowego minicoopera i chociaż moje czarne trampki ślizgały się na szybie, weszłam na dach. Zanurkowałam do środka w chwili, gdy Pearlie otworzyła drzwi.
- Jesteś stuknięta - zaczęła się śmiać, obejmując brzuch, a ja ze skwaszoną miną przecisnęłam się na przednie siedzenie.
- Może stuknięta, ale o wiele skuteczniejsza. - Przyjęłam tak zwany "bitchface" i nałożyłam ciemne okulary. - Nawet nie zaczynaj - mruknęłam, kiedy PePe otworzyła usta, żeby się kłócić - bo będziesz kolejną ofiarą tego samochodu. - Zastanowiłam się chwilę. - No, teraz jasne jest, dlaczego było tu tylu morderców.
Spojrzałam wymownie na Pearlie i wskazałam miejsce obok.
- To tylko jedna rzecz, która ci się udała Cat. Nie ciesz się za bardzo.
W skupieniu wyjechałam z parkingu.
- Zapomniałaś o parkowaniu, naprawianiu rzeczy, które ty zepsujesz, szukaniu twoich skarpet...
- Zgon - westchnęła Pearlie, ruszając dłonią w rytm "bla, bla, bla".
- O Boże, kolejna śmierć w moim samochodzie! - wykrzyknęłam, teatralnie łapiąc się za serce.
-Naszym.
Obydwie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem, który zapewne zagłuszył wszystkie korki w San Francisco.
♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕
Uplasowałam się na małym taborecie i obserwowałam jak Pearls ze zmarszczonymi brwiami sprawdza skrzynkę mailową na komputerze. Co kilka sekund kącik jej ust wędrował w górę, a oczy rozbłyskiwały. Na pewno już czuła zapach afer oraz dramatów, które miały się wydarzyć.
- Chodź, sama zobacz! Jest kilka komentarzy. I nawet kilka maili! - Jednym pchnięciem wprawiła w ruch obrotowy fotel. Jej niebieskawe włosy zawirowały wokół twarzy.
Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam. Mój pomysł jednak nie był taki zły.
- Przestań się tak wiercić, bo zniszczysz mi fotel.
Pearls spojrzała na mnie jak na niepoważną.
- Jest stary i brudny. Powinnaś nauczyć się sprzątać. W tym garażu zawsze jest mnóstwo smaru. - Zmarszczyła nos.
Podeszłam do mini lodówki, stojącej w kącie i wyjęłam dwie waniliowe cole. Podrzucając je w dłoniach usiadłam na blacie biurka, tuż obok laptopa.
- Nie zauważyłam. Za to zauważyłam tą piękną korkową tablicę do stalkowania naszych klientów.
Pearlie potarła dłoń o dłoń, przygryzając wargi.
- Teraz dopiero zacznie się zabawa.
Parsknęłam.
- Dobra, sadystko. Czytaj wreszcie te maile. Oficjalnie rozpoczynamy pierwszy dzień pracy.
Pepe dała mi kuksańca w kolano i zabrała się do przeglądania wiadomości.
♕ ♕ ♕♕♕♕♕♕♕♕♕♕♕♕♕
Witajcie, girlfriendsbusters.
Natknęłam się na waszą witrynę wczoraj, późnym wieczorem, gdy mój były mąż wreszcie pozbierał swoje rzeczy z podjazdu. Wyrzuciłam je przez okno już przed obiadem, ale dopiero kilka godzin później mężczyzna, z którym zamierzałam spędzić całe życie, mógł rozstać się ze swoją kochanką.
Gdy wsiadał do lśniącego auta, tknęła mnie jedna rzecz. Za kierownicą siedziała właśnie ona, zmora mego życia. Pomyślałam wtedy, że ja również mogę rościć sobie prawo do szczęśliwego losu.
Jakiś czas po rozwodzie natknęłam się w kwiaciarni na przystojnego młodzieńca. Kupował bukiet róż, uśmiechając się przy tym rozbrajająco, więc z góry założyłam, że ma już partnerkę. Tak wspaniały mężczyzna nie może długo być sam, ale... jeśli nie spróbuję, nigdy nie daruję sobie zmarnowanej szansy.
Kwiaciarnia, w której go spotkałam mieści się przy klubie nocnym DNA Lounge, a także obok mojego mieszkania oraz miejsca pracy (jestem pielęgniarką we French American International School).
Terrance, bo tak zwróciła się do niego kwiaciarka, miał latynoski typ urody, cały w swojej krasie przypominał mi gwiazdę telenoweli, które zwykłam oglądać z matką w sobotnie wieczory. Miał czarne, kręcone włosy sięgające podbródka, skórę jakby muśniętą słońcem, orli nos, oczy ciemne jak dwa rozżarzone węgielki lub nieodkryta toń jeziora, w której mogłabym zatonąć.
W waszych rękach znajduje się moje szczęście. Proszę, nie zawiedźcie mnie.
Z poważaniem,
Tracie Duffy.
♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕ ♕
Cześć, dziewczyny!
Jestem Addie Brock. Piszę do Was, bo moja desperacja osiągnęła super wysoki poziom, ale jeśli chodzi o walkę o szczęście... Niestety nie jestem na tyle zdesperowana, aby odezwać się do chłopaka, który mi się podoba.
To ten Harvey Alvarez. Gdyby nie był taki cudowny, nie byłoby problemu. Wiem, że brzmię jak głupiutka groupie, ale ja naprawdę nią nie jestem. To znaczy, lubię go nie tylko dlatego, że jest popularny. Kiedyś przeprowadzając z nim wywiad do szkolnej gazetki, urzekł mnie jego piękny charakter. Jest taki dobry, miły, nie puszy się jak inni sportowcy w szkole, jest prawdziwy... Wpadłam jak śliwka w kompot, a jeśli szybko mi nie pomożecie, to grozi mi fermentacja alkoholowa.
Niestety, za każdym razem, kiedy udaje mi się zebrać w sobie wystarczająco dużo odwagi, by się do niego uśmiechnąć oraz odpowiedzieć na krótkie "siema" (co, uwierzcie mi, dotychczas jest największym osiągnięciem), pojawia się Graciella. Ona, jej dopracowane brwi i przerażające, doklejane rzęsy. Mści się na mnie za samo patrzenie na profil Harvey'a, a przecież nie jest jego dziewczyną. Ba, nawet do przyjaciółki jej daleko.
Niedawno zdradzieckie rozgrywki Gracielli osiągnęły epitafium. Przez "przypadek" wylała na mnie zupę pomidorową na stołówce, akurat kiedy Harvey przysiadł się do mnie z własnej, nieprzymuszonej woli i zapytał: "Co słychać, Addie?". Przez chwilę czułam się jak w niebie. Oczywiście zaczęłam się jąkać i kaszleć jak oszalała, ale przecież Harvey był obok! Mogłam już umierać...
Niestety, po incydencie z zupą nie mogłam zignorować makaronu w kształcie kokardek, który wpadł mi za dekolt...
Teraz, gdy o tym myślę, jedno pytanie wciąż nie daje mi spokoju. Czy Harvey wydawał się być zainteresowanym? Sama nie wiem. Może tylko wmawiałam sobie, że na mnie zerka, gdy kroiliśmy żaby na biologii (niezwykle romantyczne, wiem). Kiedy Graciella mnie ośmieszyła, całkowicie się załamałam, co w moim przypadku oznacza oglądanie "West Side Story", objadanie się lodami czekoladowymi i płakanie: "Nie! Tony! Mój Tony! Wróć do mnie!"
Błagam, pomóżcie. Nie wiem, co mam zrobić, żebyśmy Harvey i ja mogli rozpocząć... cokolwiek rozpocząć, nawet głupią rozmowę bez przerywania jej z powodu hormonalnych problemów Gracielli zaznaczającej "swój teren".
Dziewczyny, nie wiem kim jesteście. Być może świetnie dogadałybyście się z tą zołzą, o której wspomniałam wyżej, być może (gdybyśmy się kiedyś spotkały) tak jak ona zaczęłybyście się ze mnie nabijać, ale jesteście jedynym źródłem pomocy, do którego mogę się zgłosić.
Oto pomocne informacje: Harvey uczęszcza razem ze mną do French American International School. Ma treningi we wtorki i piątki do godziny szesnastej. Mieszka na 737 10th Ave (Balboa Hallow).
[niżej załączam jego zdjęcie].
Kochane, błagam o pomoc!
Addie Brock
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top