I -początek legendy

Pearlie

Czy właśnie taka miałam być?

Czy właśnie tak czuje się osoba zagubiona?

Pomijając biznes, problemy prywatne zajmowały pierwsze miejsce w zabieganej codzienności. Pierwszy z nich stanowi Austin, który ze mną zerwał, a ja wciąż nie potrafiłam odpuścić tematu, choć minęło tyle czasu... Jemu nie poświęcę ani linijki więcej.

Drugi problem to włosy. Jeszcze przez długi czas miały być niebieskie. Szlag by cię trafił, Agatho. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby były to estetyczne, równomierne pasemka, ale na litość boską, przecież nikt nie marzy o kolorowych plackach rozsianych po całej głowie.

Trzeci raz w ciągu piętnastu minut wstałam z obrotowego krzesła i z niezadowoleniem stanęłam przez lustrem. Wygładziłam materiał króciutkiej, żółtej bluzki z odkrytymi ramionami, machnęłam nogą. Dzwony  wyszły z mody, gdy Beyonce siedziała w pieluchach, ale to właśnie poszerzane nogawki sprawiały, że czułam się wystarczająco komfortowo w nowym stroju.

Caitlyn powtarzała, że fundament pewności siebie stanowi dobry ubiór, proste plecy i uśmiech. Oczywiście prawiła mądrości ludowe niemal ryjąc nosem pięćdziesiątą stronę "Studium w Szkarłacie" i wyjadając ser z mojej lodówki, więc nie brałam jej porad tak zupełnie na poważnie.

Oparłam łokcie o biurko. Ciężko było nie popaść w czarną rozpacz, gdy z ekranu laptopa zerkał na mnie notatnik wypełniony oznakowaniem z HTML-a, a ja choć w tej dziedzinie wiedziałam więcej od Cat, nadal czułam się jak niemowlę na pełnym oceanie.

Dobrze, Pearlie, dasz radę. Byłaś na potwornie długim oraz nudnym kursie reklamy i marketingu. Chociaż zepsułaś klasie zajęcia, nie było tragicznie. Ta tarantula mogła na dobre zaplątać się we włosy prowadzącej.

Girlfriendsbusters.com to jedyna taka strona internetowa w całych Stanach oferująca usługi...

Kaszlnęłam, odepchnęłam się od biurka i wprawiłam obrotowe krzesło w ruch. Już pięć razy przerabiałam te zdanie i za każdym razem brzmiało coraz bardziej nudno. 

- CAT! - wrzasnęłam.

Mój krzyk poniósł się echem po dzielnicy, a nie miałam pewności czy przyjaciółka w ogóle jest w swoim pokoju.

Z okna domu na przeciwko wychyliła się Caitlyn z charakterystyczną dla siebie burzą kasztanowych włosów. Właśnie myła zęby i połowę jej twarzy pokrywała miętowa pasta.

- Szo?

Pochyliłam się nad parapetem.

- Jakie usługi oferujemy?

Te proste, dwuznaczne pytanie rozbawiło ją do tego stopnia, że wypluła pastę na swoją połowę podjazdu, po czym zarechotawszy nawinęła końcówki w kolorze wiśni na palec.

- Słuchaj, ja nie wiem jakie usługi ty oferujesz, ale twoje myśli skręciły zdecydowanie w złą stronę - skwitowałam.

- Wywal te nieszczęsne usługi. Napisz, że oferujemy pomoc dziewczynom tkwiącym w strefie przyjaźni albo wklej parę opinii od ludzi. Tyle wystarczy.

Zamknęłam okno i wróciłam do biurka niezbyt pocieszona. Sam widok komputera działał na mnie jak woda na kota, ale tak czy owak miałam obawy przed wyjściem z pokoju.

Adam i Agatha, dwa diabełki w owczej skórze, kochali dręczyć słabszych od siebie. W tym wypadku trafiło na mnie. Rodzeństwo jak rodzeństwo, na początku próbowałam śmiać się razem z nimi, ale tydzień temu dobitnie uświadomili mi, że to ze mnie cisną ubaw, a nie ze mną.

Nigdy nie mieliśmy najlepszego kontaktu, mimo siedmiu lat różnicy. Adam i Agatha żyli sobie, a ja sobie. Nasze egzystencje w tym niewielkim acz wysokim domu były rozdzielone do tego stopnia, że czasami mijały cały dzień odkąd ostatni raz rozmawiałam z rodzeństwem i łapałam się na tym dopiero pod wieczór.

Nie było nam ze sobą źle, póki żadne z nich nie próbowało mi przeszkadzać w codziennych zajęciach. Kiedy jeszcze chodziłam na treningi cheerleaderek (czyli bardzo dawno), Agatha często podkradała mi pompony, co kwitowałam pobłażliwym uśmiechem. Do czasu, gdy zniszczyła mój strój.

Wtedy ich wybryki przestały być śmieszne.

Gdy któregoś ranka otworzyłam drzwi, na głowę spadło mi wiadro ze skwaśniałym mlekiem, które zabrudziło moją piękną, nową czapkę z Diversa. Aktualnie czekała na lepsze dni, odpoczywając na dnie pralki. Mama wlepiła rozrabiakom szlaban na wszelkie wyjścia, ale nie mogła kontrolować ich wybryków, gdy stała na kasie w sklepie ponad trzy kilometry dalej. Ja i moje rodzeństwo byliśmy sami w domu, więc najnormalniej w świecie bałam się wychylić nos z pokoju.

Skasowałam wszystko, co napisałam do tej pory.

Girlfriendsbusters.com - do nas powinnaś się zgłosić, jeśli chcesz wyeliminować niechcianą jednostkę.

Ale jak to się zaczęło?

Rozpracowanie cholernej puszki pomidorów bez otwieracza nie jest niemożliwe, choć Caitlyn tak właśnie mówiła. Ja wierzyłam, że jestem w stanie pokonać aroganckie, czerwone warzywa. Przecież nie ma niczego, czego bym się nie podjęła.

- Jestem dalej w łańcuchu pokarmowym! - syknęłam w stronę puszki.

Wzięłam nóż do chleba i z uśmiechem, którego nie powstydziłby się sam Joker podeszłam do powyginanej puszki. Co ja poradzę? Próbowałam już otworzyć ją wszelakimi ostrymi narzędziami, ale wszystkie nie sprawdziwszy się, wylądowały na podłodze pod ścianą, gdzie czekały aż Adam lub Agatha zaczną zabawę.

- Odrąbiesz sobie któryś z cennych palców - westchnęła CC, nie odrywając wzroku od telefonu.

Zignorowałam ją i wycelowałam w wieczko. Naprawdę chciałam te pomidory na moją pizzę, nawet jeśli przez przypadek miałabym je uszkodzić.

- Jeżeli trafi na kciuk, nie będziesz mogła pisać esemesów.

Zatrzymałam się.
O nie. Wszystko dla pizzy.

- Naprawdę jesteś w stanie poświęcić kciuk? Weź pod uwagę, że googlowanie zdjęć Philipa też nie wchodzi w grę.

Odrzuciłam nóż do zlewu, gdzie wylądował z głuchym brzdęknięciem obok brudnych naczyń. Kiedy ostatnio zabrałam się za zmywanie?

Wszystko dla pizzy, ale jeszcze więcej dla chłopaka, którego nazwisko kiedyś stanie się moim. Chłopaka, dzięki któremu choć na chwilę dane mi było zapomnieć o Austinie.

- Ale co w takim razie mam zrobić? Otwieracz przepadł bez śladu - westchnęłam zrezygnowana. - Co ty tam w ogóle robisz? - Pochyliłam się nad ramieniem Caitlyn i zerknęłam na ekran zdezelowanego telefonu.

- Uczę się chińskiego.

- Kujon - mruknęłam, maskując obelgę kaszlnięciem. - Dawaj to. - Wyrwałam jej telefon z dłoni. Natychmiast otworzyłam nową kartę i zalogowałam się na facebooka. - Nie wiem czy słyszałaś, ale Chris robi dzisiaj imprezę urodzinową dla Lizzie...

- Na którą my nie jesteśmy zaproszone - oświadczyła dobitnie, zabierając mi komórkę. Wyłączyła aplikację i wróciła do nauki języka.

Nie dziwiłam jej się. Lizzie chodziła z Chrisem, a sam fakt, że chłopak był zajęty, rozkładał Caitlyn na łopatki. Sama czułam się tak jakiś czas temu i dobrze wiedziałam jak bezlitosny to stan.

Podeszłam do blatu i schowałam ciasto na pizzę do zamrażalnika. Najwyraźniej nie było mi dziś dane zabawić się w kucharza.

- Pearlie Mattie Pierce nie potrzebuje zaproszenia. Pearlie Mattie Pierce nigdy nie jest przeszukiwana na lotnisku, Pearlie Mattie Pierce...

- ... i tak nie wie jak się wkręcić - dokończyła. - Doceniam twoje płonne nadzieje, ale nie chcę tam iść.

- Ale mnie to nie obchodzi. Za pół godziny na podjeździe, inaczej znajdę ten otwieracz i pożałujesz. 

Wypchnęłam ją za drzwi wejściowe i choć protestowała, przekręciłam klucz w zamku. Przez kolejne pięć minut wywrzaskiwała obelgi skierowane ku mojej osobie, ale w końcu się uspokoiła.

Wtedy dopiero podreptałam do pokoju.

Dresy porzuciłam na łóżku i natychmiast zdjęłam z wieszaka prostą sukienkę na krótki rękaw. Nie mogłam się doczekać aż ją włożę - od miesiąca wypatrywałam okazji, by ubrać się w to cudo. Ja i ogólnie pojęte części garderoby bez nogawek nie bardzo się lubiłyśmy, ale gdy udało mi się znaleźć coś godnego uwagi, czciłam to całą duszą.

Podobała mi się osoba, którą zobaczyłam w lustrze. Tylko te włosy... do niczego nie pasowały.

Do zeszłego tygodnia mogłam poszczycić się naturalnym platynowym blondem, ale w weekend przegrałam zakład i byłam zmuszona nałożyć na głowę jednodniową niebieską farbę. Kolor miał zmyć się po jednym myciu, więc wielkie było moje zaskoczenie, gdy po dokładnym szorowaniu pod prysznicem, błękit jedynie trochę wyblakł.

Za bardzo bawiło to Agathę, która po prostu nie mogła nie mieć z tym nic wspólnego. Schowała się pod łóżkiem z właściwą tubką farby i tam zanosiła się histerycznym śmiechem, ocierając potok łez z policzków. Koniec końców okazało się, iż moja siostra uznała żart za genialny. Wytarmosiłam ją za włosy i zagroziłam, że jeżeli to się kiedyś powtórzy to właśnie jej kudły posłużą mi jako peruka.

W tym momencie moje włosy miały kolor pasty do zębów, której używał kiedyś Austin. Miętowoniebieskiej. Ich odcień pasował tylko do mojej piżamy.

***

Stanęłyśmy wraz z Caitlyn tuż pod drzwiami niewielkiej knajpki. Na zewnątrz nie było żadnego ochroniarza, który mogły powstrzymać nas przed wproszeniem się na imprezę, nie zauważyłam też ani jednej kamery. Chyba, że byli zaopatrzeni w takie małe, szpiegowskie, ale ta opcja była raczej wątpliwa, biorąc pod uwagę mały ruch i niewielkie przychody z prowadzenia działalności.

- Ciekawe co tam zastaniemy - mruknęła Cat, wpatrując się w metalową, połyskującą klamkę.

- To był zły pomysł. Jeżeli zobaczę tam tort z wielkim rogiem jednorożca to puszczę pawia.

- Nie trzeba było tyle jeść - rzuciła mi ganiące spojrzenie.

Zjadłam w drodze całe opakowanie zimnych gofrów z supermarketu.

Objęłam się ramionami, czując jak torują sobie drogę powrotną.

Caitlyn w końcu nacisnęła klamkę.

Wnętrze knajpki było naprawdę kameralne, tak samo jak przyjęcie urodzinowe Lizzie. Zaproszeni zostali głównie ludzie ze szkoły, z którymi albo chodziłam na zajęcia, albo zmieniłam parę słów dotyczących pracy domowej z francuskiego w drodze na stołówkę

- Pewnie i tak z nim nie pogadam - Caitlyn włączyła starą płytę, omijając zgrabnie ruszających się kelnerów we flanelowych koszulach.

Oh, kochałam flanele.

Oderwawszy wzrok od jednego z przystojniaków, który właśnie przebiegł przed moim nosem ze srebrną tacą, rozejrzałam się po lokalu. Lizzie i Chris siedzieli razem przy barze, śmiejąc się do siebie szczerze.

Zmarszczyłam brwi, zmrużyłam oczy.

- Założysz się? To patrz - ruszyłam pewnie przed siebie. W chwili gdy Chris zniknął za drzwiami toalety, usiadłam przy barze tuż obok jego dziewczyny. Tak, byłam tym właśnie typem dziewczyny.

JA nie zjem całego ciasta na raz? To patrz.

JA nie przeskoczę tego płotu? To patrz.

Zakład, że splunę dalej niż ty?

Skinęłam głową na przywitanie, bo znałyśmy się z widzenia, ale nigdy w życiu nie zamieniłyśmy ze sobą więcej niż pięć zdań. Poprawiłam torebkę na ramieniu.

Poprosiłam szatyna za ladą o frytki z keczupem i losowego drinka z karty - jednego z tych wściekle kolorowych.

A kiedy Chris wyszedł z łazienki, rozpoczęłam piekło.

♕♕♕

Żeby osiągnąć cel, należy z całych sił wierzyć w jego słuszność i właściwe wykonanie. Wystarczy jedna rozpraszająca myśl, która pogrążyć może całą fasadę kłamstw oraz lichych teatrzyków budowanych jedynie pod publiczność.

Wiarygodność to jeden z moich atutów, którego nikt mi nie odmówi. Wyćwiczyłam ją, gdy uciekałam z domu, a po powrocie musiałam wytłumaczyć zmartwionym rodzicom, że poszłam zapłacić karę za przetrzymanie książek.

Nawet biedna Lizzie, której gdzieś głęboko w zlodowaciałym sercu było mi szkoda, nabrała się bez fuszery. Udało mi się doprowadzić jubilatkę do wściekłości, gdy bezczelnie, na jej oczach wylałam na siebie drinka i oskarżyłam ją o ten dziecinny akt agresji. Wymierzyła mi siarczysty policzek, gdy dobitnie zasugerowałam Chrisowi, by poszukał innej, bardziej zrównoważonej partnerki. Spodziewałam się takiego obrotu spraw już na początku, ale nie powiem, że nie doznałam lekkiego szoku, gdy straciłam równowagę, czego nie było w planach. Nie byłam przecież sadystką. Nie zamierzałam zniszczyć jej całego życia, począwszy od ery trądzikowej do problemów z miesiączką. Chciałam tylko odciągnąć Chrisa chociaż na kilka centymetrów i pomóc przyjaciółce.

Gdy mój policzek dotknął podłogi, ledwo się podniosłam, ale przynajmniej nie musiałam udawać bólu. Otarłam ketchup, imitujący krew z twarzy i słodkim głosikiem poprosiłam Chrisa o pomoc. Potem przybiegła Caitlyn, która przez cały czas niby pomagała mi iść, ale trzy razy się przez nią potknęłam, bo przyciągnęła Chrisa do boku i opowiadała mu historię o tym, jak wygrała zakład, ponieważ nie przeskoczyłam przez tamten płot.

Fasada związku Chrisa oraz Lizzie została poważnie naruszona, tak samo jak zaufanie chłopaka do bratniej duszy, więc Caitlyn miała szansę.

Nie ma za co.

♕♕♕

Wracałyśmy piechotą, chociaż Chris wielkodusznie zaproponował nam podwózkę. Widziałam, że Cat naprawdę miała ochotę na dłuższą rozmowę z nim, ale brunet miał przecież rozwaloną imprezę do naprawienia. Powiedziałam mu więc, żeby wracał posprzątać bałagan, a my poboczem wracałyśmy na Scenic Way.

- Nie mogę uwierzyć, że Liz ci przyłożyła. Nigdy od nikogo nie dostałam. Jakie to uczucie? - spytała Cailtyn, z rozmarzeniem wpatrując się w zieleń po prawej. Jej myśli wciąż krążyły wokół zajętego chłopaka.

Nadszedł moment, by wtajemniczyć Caitlyn w szatański plan, który zrodził się w mojej głowie podczas napadu na puszkę pomidorów. Z każdym słowem jej twarz wyrażała coraz głębsze zszokowanie, a ja śmiałam się głośniej i głośniej, choć bolało mnie zasadniczo wszystko. Ja sama w całym moim życiu uderzyłam tylko jedną osobę. I wcale nie przeprosiłam. Nie zasługiwał na słowa otuchy.

- Jestem pod wrażeniem. Wykorzystałaś chyba najlepsze chwyty psychologiczne jakie można było. Zupełnie jak zawodowiec. A sam fakt, że Chris jej nie uwierzył? Odlot - pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Może i uwierzy, kiedy wszystko się uspokoi, ale ziarno goryczy zostało zasiane. Jeśli chcesz, dalej możemy torować ci drogę do wymarzonego faceta. Ale zanim rozpoczniemy podbój, muszę się przebrać. Ten drink jest strasznie lepki - poskarżyłam się.

Dokończyłyśmy ten temat wieczorem, siedząc każda na swoim parapecie. Przebrałyśmy się już w piżamy i delektowałyśmy się ciepłym, nocnym powietrzem.

- Prowokowałaś ją w tak chamski i straszny sposób, że nie trudno zgadnąć w jakim stanie byłaby twoja reputacja, jeżeli by się nie udało.

- Proszę cię, Lizzie wyglądała na perfidnie winną - roześmiałam się. - Jeden trzask w twarz to niewielka cena za widok pani idealnej, kipiącej ze złości.

Caitlyn skrzyżowała ramiona i wlepiła spojrzenie w podjazd. Podczas gdy ona milczała, ja promieniałam dumą z mojego wyczynu. Nie spodziewałam się aż tak fantastycznych wyników. Aż sama przybiłam sobie piątkę.

- Pearls, może naprawimy też ciebie i Austina?

- Naprawić możesz kran w kuchni, ale nie naszą dwójkę.

- Pearls...

- Nie! Przestań - warknęłam. - Nie rozpaczam, okej?

Kiwnęła głową, chociaż nie wyglądała na zadowoloną. Obie byłyśmy zmęczone po wieczorze pełnym wrażeń, więc Caitlyn nie zadziwił mój wrogi ton. Zwykle gdy byłam padnięta, denerwowałam się na wszystkich dookoła, było to pewnego rodzaju tradycją.

Nasza przyjaźń rozpoczęła się w niekonwencjonalny sposób, i to na szkolnej stołówce. Trzy lata temu ukradłam kucharce siatkę do włosów i przerobiłam ją na miniaturową procę, z której wystrzelałam pociski w stronę rozbawionych kumpli. Przepychali się między sobą, próbując uciec przed moją koślawą sprawiedliwością, aż w końcu stało się najgorsze. Evan pochylił się nad talerzem, by zjeść kolejną łyżkę gulaszu, a amunicja w postaci mandarynki trafiła prosto w czoło Caitlyn. Pobiłyśmy się, dyrektor nad zawiesił, ogólnie - nudna historia.

Ale uświadomiłam sobie, że Adam i Agatha po kimś jednak są zgrywusami.

- Ale skoro ty nie chcesz pomocy, to naprawmy związki innych ludzi - zaproponowała Cat entuzjastycznie, otwierając szeroko oczy z podekscytowania.

- Wolałabym je rozwalać - dopowiedziałam. - Wiem, że ty masz jakieś kumpele, ale pamiętaj, że ja obracam się wśród spoconych i prostolinijnych facetów. Nie jestem dobra w naprawianiu ludzkich relacji. Potrafię tylko rzucać mięsem.

- Byłaś cheerleaderką, wiesz, spódniczki, pompony i inne dziewczęce sprawy.

- Byłam też na samym spodzie piramidy ze względu na wyrobione mięśnie ramion. Wszystko sprowadza się do chłopaków.

Caitlyn prychnęła. Irytowali ją moi znajomi prawie tak bardzo, jak mnie moja awersja, którą żywiłam do wiader z mlekiem.

- Teoretycznie rzecz biorąc, możesz rzucać tym mięskiem. Snuj intrygi. Rozwalaj związki. Wykorzystuj znajomości. Gdybyśmy... po prostu pomogły niesamodzielnym dziewczynom? Tak jak ty dzisiaj pomogłaś mnie.

- Jak to sobie wyobrażasz?

Wbrew pozorom, nie chciałam dostać w twarz kolejny raz. I kolejny. I kolejny. Nie byłam Małą Miss, ale nie uśmiechała mi się utrata tych ostatnich punktów przyznanych za wygląd.

- Ano tak - poprawiła się na parapecie - jeżeli ktoś wyrazi chęć otrzymania pomocy, ty możesz pociągnąć za kilka sznurków, pozbierać na ludzi trochę brudów i doprowadzić do kłótni, a ja wtedy taką biedulkę wprowadzę w towarzystwo.

To brzmiało całkiem sensownie. Kłamstwa, intrygi, manipulacja zszarganymi nerwami. Tak, oto znalazłam swój fetysz. Tym mogę zajmować się poza godzinami spędzonymi w szkole.

- Pomyśl tylko, możemy dobić ludzi, którzy nam podpadli i... - zaczęła wyciągać z rękawa kolejne argumenty, które miały mnie przekonać do tego poronionego wymysłu.

Przerwałam jej machnięciem dłoni.

- Tak właściwie, to jest naprawdę dobry pomysł. Naprawdę dobry.

♕♕♕♕♕♕♕♕♕

Witam kochanych wattpadowiczów! Świeżutki rozdział za nami, oto początki słynnych intrygantek. Zamysł na to opowiadanie pojawił się równie niespodziewanie, jak gwałtownie. Wynikło to z niewinnej rozmowy i narzekań wiecznych życiowych smutasów.

Mam szczerą nadzieję, że dzięki historii Pearlie i Caitlyn poprawi się wasze nastawienie do trudnego życia gimnazjalistki/licealistki (skreśl niepotrzebne) i spodobają się wam przygody dwóch postrzelonych przyjaciółek.

Następny rozdział napisze immortal_Hope

A teraz proszę każdego o uśmiech, bo dzień bez uśmiechu jest dniem straconym.

xoxo



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top