9. Urocze

Kiedy na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe mama niespodziewanie odwróciła się w moją stronę.

-Opowiadaj - zwróciła się do mnie.

-Co? - spytałam, a zaraz potem ziewnęłam.

Właśnie zakończyłyśmy seans filmowy i miałam już zaraz iść spać, więc fakt, że mama chciała ze mną jeszcze o czymś rozmawiać trochę mnie zdziwił.

-No, o pierwszym dniu w szkole, a o czym - żachnęła się moja rodzicielka.

-I pytasz mnie o to teraz? - lekko rozbawiona uniosłam brwi - Teraz, kiedy dochodzi dziesiąta, a my dopiero co skończyłyśmy oglądać film? - Doprawdy, mamo, nie spodziewałam się tego po Tobie. Nie powinnaś przypadkiem zaganiać mnie do łóżka i mówić, że musze się wyspać, bo jutro jest szkoła i tak dalej?

-Bo musisz się wyspać - mimo iż wiedziała, że żartuję, natychmiast sprostowała - Pamiętaj też, że jutro piątkowa kolacja...

-O, to tym bardziej muszę się wyspać, dobranoc! - przerwałam jej i już miałam wstać z kanapy, ale zatrzymała mnie.

-Więc i tak będziesz musiała jutro wszystko opowiedzieć - dokończyła.

Westchnęłam. Miała rację. Na piątkowej kolacji tak, czy siak prababcia wyciśnie ze mnie wszystko.

-A nie mogłaś mnie o to wcześniej spytać? - zapytałam z bólem w głosie - Kiedy na przykład nie chciało mi się spać?

-Wcześniej łazikowałyście gdzieś z Grace i praktycznie widziałyśmy się tylko u Luke'a - brzmiała odpowiedź.

No tak. Znowu racja.

-Za to teoretycznie... - zaczęłam, chwytając jedynego koła ratunkowego, które wpadło mi do głowy.

-Lori - usłyszałam moje imię wypowiedziane z wyraźnym naciskiem.

-Mamo - odpowiedziałam robiąc to samo.

-No weź, opowiadaj - mama przeszła w tryb ,,proszenie, maślane oczka i przeciąganie wyrazów''. Wiedziałam, że się nie podda, więc postanowiłam sama to zrobić.

-No dobrze. Skoro tak ci zależy.

W odpowiedzi zostałam obrzucona garstką popcornu, pozostałego z seansu, więc (oczywiście po rewanżu) zaczęłam mówić.

Kiedy doszłam do części z wyczytaniem przez nauczyciela fizyki mojego nazwiska, a potem nazwiska blondyna zawahałam się przez chwilę. Naprawdę skądś je kojarzyłam i wiedziałam, że jeśli wypowiem je na głos, dowiem się dokładnie skąd. Miałam tylko nadzieję, że te skąd nie będzie złe, lub, że nie zaboli mojej mamy.

Z tą oto obawą powoli odezwałam się:
-Um, mamo... Znasz może nazwisko Dugray?

Przez jej twarz błyskawicznie przebiegł cień zdziwienia, zamyślenia, aż w końcu zmartwienia.

Ups. To chyba nie był dobry znak.

-Pytam, bo ten chłopak, którego poznałam miał tak na nazwisko, to znaczy nauczyciel tak wyczytał - wyjaśniłam szybko - No i nie wiem, może mi coś tam kiedyś mówiłaś, albo gdzieś usłyszałam, bo skądś je kojarzę...

-Tak - odezwała się mama - Tak, być może gdzieś je usłyszałaś, bo nie przypominam sobie bym coś ci o nim mówiła...

-Nim?

-Yhm, tak, chodziłam z takim chłopakiem, Tristanem Dugrayem do klasy, właśnie w Chilton.

-Och. Jasne, rozumiem - powiedziałam - Może są spokrewnieni, albo to tylko zbieg okoliczności.

-Tak.

-A... - zaczęłam, bo ciekawość nie dawała mi spokoju, jednak w ostatniej chwili się pohamowałam.

-Tak? Spokojnie, mów, Lori, jak mi już opowiedziałaś, to pytaj.

-Tak właściwie to jeszcze nie wszystko, ale... Hm, czy was coś łączyło? - wypaliłam - Tak z czystej ciekawości.

-Nie. Nie, byłam wtedy z Deanem, kochanie. Nic, to znaczy może kolegowaliśmy się przez jakiś czas, sama już nie wiem. Ale nic więcej - wydawała się zamyślona.

Widocznie wróciła myślami do przeszłości.

Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w nią uważnie i chyba to wyczuła, bo odezwała się:
-Mówiłaś coś, że to jeszcze nie wszystko i... I co było dalej?

Opowiedziałam jej po krótce, o dalszych zdarzeniach i o Robin, a ona kiedy skończyłam pokiwała głową.

-Taaak. Chilton. To były czasy. I ta dziewczyna, Robin, zakolegowałyście się, tak? A wiesz, że to w Chilton poznałam Paris?

Na potwierdzenie pokiwałam głową.

-No, zobaczymy co się jeszcze będzie działo, tylko obyś się jutro znowu nie spóźniła.

-Tego nie mogę obiecać - wyszczerzyłam się, a w odpowiedzi zostałam, kolejny raz tego wieczoru obrzucona prażoną kukurydzą, na co również kolejny raz tego wieczoru się zrewanżowałam.

-Dobra, Lor, idź już spać. A i masz coś we włosach - powiedziała mama, a ja zrobiłam do niej minę, na co ona wytknęła do mnie język.

Tak, wiem jesteśmy bardzo dojrzałe.

⋆>━━━━━━━━━━━━━<⋆

Następnego dnia o dziwo udało mi się być w szkole na czas(choć mało brakowało, a wsiadłabym do złego autobusu) i odetchnęłam z ulgą, kiedy na moim planie lekcji nie znalazłam fizyki - coś czułam, że z Schillerem nie będzie mi się układało, a fakt, że jego przedmiot był dla mnie czarną magią, tego nie polepszał. Na lekcjach starałyśmy się z Robin siadać jak najbliżej siebie, na ile pozwalały nam na to jednoosobowe ławki. Udało nam się nawet stłumić chichot, kiedy pani Murphy przyniosła na zajęcia żywą żabę. Szczerze mówiąc, zastanawiało mnie jak jeszcze mająca swoje ciasne zasady Paris, a raczej w szkole dla mnie dyrektorka Geller, nie wylała jeszcze szalonej biolożki. Widocznie pozornie nieświadoma niczego nauczycielka miała swoje sposoby.

Na lunchu obserwowałam jak Jake Dugray wita się z jakimiś dwoma chłopakami piątką i kilkoma klepnięciami po plecach. Robin, która akurat wyrażała swoje zdanie na temat słabej jakości szkolnego jedzenia spostrzegła obiekt mojego spojrzenia i wyjaśniła:

-To Greg i John. Chodzili razem z nami do klasy w podstawówce, kiedy ja przestałam, trzymali z Jake'iem.

Kiwnęłam głową i w tym samym momencie chłopak spojrzał na mnie. Wytrzymałam jego spojrzenie, a Robin kontynuowała:

-Też są w Chilton, ale obydwoje trafili do Id. Trochę słabo, że tak ich rozdzielili - zakończyła, obserwując wraz ze mną jak dwóch chłopaków odchodzi od blondyna, a on sam podąża w kierunku wyjścia ze stołówki.

Odwróciłam wzrok i wydałam z siebie pomruk zrozumienia. Prawdę mówiąc ciągle zastanawiałam się nad tym, czy rzeczywiście Jake miał coś wspólnego z Tristanem Dugrayem, o którym mówiła moja mama. Pewnie dlatego, nie zauważyłam zdziwienia na twarzy mojej koleżanki i ocknął mnie dopiero czyjś oddech przy moim uchu.

-Plotkujecie o mnie?

Uniosłam głowę. Oczywiście. Na de mną zobaczyłam piegowatą twarz pochylającego się do mnie chłopaka. Jak zwykle przyozdobiona była uśmieszkiem.

A więc jednak postanowiłeś zostać w stołówce i na dodatek podejść mnie od tyłu, co?

-Czy ty kiedyś zdejmiesz ten swój uśmieszek z twarzy? - zamiast odpowiedzieć na jego pytanie zadałam własne.

-Wydaje mi się, że ta upragniona przez wszystkich chwila nigdy nie nastąpi - odpowiedziała brunetka za chłopaka.

-Hej!

-No co, myślałeś, że będę po twojej stronie? Sorry, ale zawsze staje po stronie kumpli, w tym przypadku po stronie mojej kumpeli - Lori - odpowiedziała od razu. Zabrzmiało to bardzo lojalnie.

-A czy my przypadkiem nie jesteśmy kumplami?

-Chyba byliśmy, Jake. W szóstej klasie nie wyrywałeś się do robienia rzeczy, za co ludzie nazywają tak siebie nawzajem - odpowiedziała.

-Kurde, masz racje.

-No widzisz.

Na chwile zapadła cisza, którą jednak postanowił przerwać blondyn.

-Ale rozmawiałyście o mnie.

-Wiesz, wbrew pozorom nie jesteś największą rozrywką do rozmowy - odparłam.

-Ale jednak - upierał się patrząc mi w oczy.

-Rozmawiałyśmy o waszej trójce, a nie o samym tobie, skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć - westchnęła Robin.

-Aha! - wykrzyknął z satysfakcją.

-Jaka zbrodnia! - zawołałam dramatycznym tonem - Wybacz nam, że dopuściłyśmy się takiego przestępstwa, jak wymienienie paru zdań o tobie i twoich kolegach!

Ku mojemu zadowoleniu na mój sarkastyczny ton Jake i Robin zareagowali śmiechem. Lubiłam, jak ludzie się śmiali. Chyba dlatego wplatałam dużo żartów w prowadzone przeze mnie dialogi.

-A tak w ogóle jak się pisze twoje nazwisko? - rzuciłam do chłopaka.

Kurczę.

Ciekawość znowu wygrała.

-A czemu pytasz? - zmarszczył brwi.

O-oł. Wymyśl coś, wymyśl coś, no wymyśl!

-Ro... Robimy... - Robin natychmiast chciała pospieszyć mi z pomocą, ale widocznie zabrakło jej pomysłów, bo posłała mi przepraszające spojrzenie.

-Ankietę o pisowni różnych nazwisk - wypaliłam bez dłuższego namysłu.

Niestety.

-Urocze - powiedział na to z (nieodklejalnym od lat, jak się okazało) uśmieszkiem, patrząc na mnie z góry - Prawie ci się udało, Gilmore.

Potarmosił mnie po głowie, ale chwyciłam jego rękę.

-A jak powiem proszę? - nie wiedziałam do końca czemu, ale w jakimś stopniu zależało mi na tej wiedzy.

-Coraz bardziej zaczyna mi zależeć, na dowiedzeniu się czemu chcesz to wiedzieć, wiesz?

Uśmiechnęłam się.

-Tajemnica? Ale proszę, no powiedz mi. Hej, mówię proszę!

-Powiedziałbym żebyś zapytała naszego kochanego staruszka, Schillera, ale niestety nie mamy dziś z nim lekcji - zrobił smutną minę.

-Jaka szkoda - zawtórowałam mu - Ale proszę no!

-Na razie, widzimy się jutro - odpowiedział na to, idąc parę kroków tyłem, a potem zmienionym na bardzo niski głosem dodał - W piekle.

Po chwili już go nie było. Kiedy odwróciłam się do Robin wpatrywała się we mnie jak w obrazek.

-No co? - zapytałam zdezorientowana.

-Jejciu, ale z was... - zaczęła trochę rozmarzonym głosem, jakby właśnie coś obmyślała.

-Nie kończ! - przerwałam jej robiąc udawaną groźną minę - Nawet nie waż się tego wypowiadać, Rob.

-O mój boże, Lori, on też tak na mnie mówił! - pisk dziewczyny sprawił, że parę osób spojrzało się na nas w taki sam sposób, jak wtedy, kiedy zwijałyśmy się ze śmiechu na biologii.

-Tak, właśnie usłyszała, że mówię na nią tak samo jak jej stary przyjaciel - zwróciłam się do gapiów, przekrzykując nadal piszczącą brunetkę, na co niektórzy pokiwali głowami, ale większość zmarszczyła brwi i przestała zwracać na nas uwagę.

Ludzie.

hejaaaaaaaa

nie było mnie trochę, ale już jestem i mam nadzieje, że rozdzialik się podobał. a no właśnie właśnie jakie macie wrażenia z dzisiaj?

mamy dziś długi rozdział, jakoś tak wyszło. a w związku z tym lubicie takie, czy jednak trochę krótsze?

dobra już was nie zamęczam hahah i wow, mamy dziś postęp; nie tłumaczyłam się hshhs

dobra miłego wieczoru dla was i mam nadzieje, że do szybkiego zobaczeniaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top