1. Do Luke'a

Jasne światło przedzierające się przez zasłony w moim pokoju zmusiło mnie do otworzenia oczu, które od razu gwałtownie zmrużyłam po tym jak jasność światła mnie w nie poraziła. Z odruchu chwyciłam jedną z moich poduszek i wcisnęłam ją na twarz, próbując dalej spać, ale przeszkodził mi w tym dźwięk ekspresu z dołu. To wystarczyło aby moje senne pragnienie nie zostało spełnione. Już samo światło nie dawało mi zasnąć, a teraz jeszcze zaczęłam myśleć o kawie. Ospale zdjęłam poduszkę z twarzy, i spojrzałam w stronę zegara. Była za dziesięć jedenasta. Stwierdziłam że zejdę na dół. Z trudem zwlekłam się z łóżka, następnie włożyłam puszyste kapcie i narzuciłam na siebie szlafrok, po czym pokierowałam się do schodów. Schodząc po stopniach poczułam kawową woń, która od razu mnie pobudziła. Weszłam do kuchni, w której stała opierając się o blat kuchenny mama - Rory Gilmore - popijając poranny kubek kawy.

-O, jesteś śpiochu. Obudziłam cię?

-Właściwie to tak.

-Przepraszam, zupełnie zapomniałam że nasz stary dobry przyjaciel tak hałasuje. Wybaczysz mu?

-Jeśli dostanę porządny kubek kawy, przemyślę to - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

-Proszę - mama z uśmiechem podała mi gorący kubek.

-Dziękuję - powiedziałam, i upiłam łyk - Wybaczam - uśmiechnęłam się.

Pół godziny później nasze kubki były już puste, a ja poszłam na górę, ogarnąć się i ubrać.

Kiedy wróciłam mama od razu spytała:

-Do Luke'a?

-Do Luke'a.

U Luke'a zawsze jemy śniadanie. Jest to mąż mojej babci - Lorelai Gilmore - Danes - mój przyszywany dziadek. To on prowadzi bar, co z resztą można wywnioskować po nazwie; U Luke'a. Nie jest moim prawdziwym dziadkiem. Jest nim Christopher Hayden, biologiczny tata mojej mamy, z którym babcia nigdy nie była poślubiona.

Kiedy wyszłyśmy z domu, od razu owiało nas ciepłe powietrze, słońce zaś bijąc swoim blaskiem prosto w nasze twarze dało nam znać, że lato jeszcze trwało.

-Nie mogę uwierzyć że to już ostatnie tygodnie wakacji - odezwała się mama.

-Tak szybko minęło! - zgodziłam się. 

Gdy weszłyśmy do baru zastał nas tam tłok. Dziwne, że turyści jeszcze nie wyjechali. Widocznie chcieli zostać jak najdłużej. Po chwili okazało się, że nie ma wolnego stolika, więc siadamy na wysokich krzesłach przy ladzie, gdzie po drugiej stronie stoi Luke i coś przelicza w swojej starej kasie. Na powitanie mężczyzna nalewa nam po kubku jego słynnej kawy, i mówi:

-Lorelai zaraz zejdzie. Coś do jedzenia?

-Jajko sadzone.

-I tosty.

-O, i dwie muffinki - dodaje mama na koniec.

-Jasne. Nie sałatka, kanapka, sok?

Kręcimy głowami.

-Czyli jak zwykle - wzdycha i odwraca się by zrealizować zamówienie. Gdy tylko to robi na schodach ukazuje się Lorelai ze słuchawką przy uchu.

-Nie, Sookie, wystarczy tylko... Dobrze, dobrze, rób jak chcesz, ale pilnuj żeby... Jasne, pa - rozłączyła się a kiedy nas zobaczyła dodała - O, dziewczyny, dzień dobry!

-Hej! - przywitałam się.

-Cześć, mamo - przywitała się moja mama.

Babcia od razu się do nas przysiadła, a widząc naszą kawę zawołała:

-Luke! Jeszcze jedna duża czarna!

-Ty nie dostaniesz, piłaś już dziś trzy! - dobiegł nas głos z kuchni.

-Cztery, ale nie mówcie mu - szepnęła do nas teatralnie.

-Słyszałem - powiedział jej mąż wyłaniając się z kuchni i podkładając nam pod nos jedzenie. 

⋆>━━━━━━━━━━━━━<⋆

Kiedy wypiłyśmy ostatnie łyki kawy a Luke postawił przed nami jeszcze torebkę z muffinkami na wynos, wstałyśmy kierując się do drzwi.

-Jutro piątkowa kolacja - powiedziałam jeszcze, przed wyjściem z baru.

-Tak? - spytała mama - A rzeczywiście, jutro piątek.

-Ehh...Naprawdę muszę z wami iść? - babcia nie wyglądała na chętną do odwiedzin.

-Tak - odpowiada jej stanowczo mama - Babcia Emily jest już starszą osobą. Trzeba do niej pojechać.

Kiwam głową, na potwierdzenie maminych słów.

-Tak, Rory, ale prababcia się nie zmieniła.

-Może. Ale i tak wszystkie jedziemy - padła stanowcza odpowiedź.

-No... Dobrze - zgodziła się babcia wreszcie - Lori? - nagle zwróciła się do mnie.

-Tak?

-Wiesz już, do jakiego liceum chcesz iść?

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęłam, bo dotarło do mnie, że jedyna placówka, która przychodziła mi na myśl, była po prostu nieosiągalna.

-Jeszcze o tym nie rozmawiałyśmy - zauważyła mama.

-No to jutro się dowiemy!

no to mamy rozdział pierwszy!

nawet długi w sumie. następne będą raczej różne, ale będę starała się nie przedłużać hahah

jak zwykle mam nadzieje, że się wam podobało, jeśli macie ochotę, napiszcie jak wrażenia, będzie mi bardzo miło<3

no to do kolejnego rozdziału! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top