7

Przez kolejne dni unikałam Jay'a na wszystkie możliwe sposoby. Starałam się nie pojawiać w miejscach, gdzie moglibyśmy się przypadkiem spotkać, a każdą wiadomość od niego ignorowałam bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Każdy dźwięk powiadomienia na telefonie przyprawiał mnie o lekkie napięcie, ale miałam nadzieję, że w końcu zrozumie, że nie zamierzam być częścią jego gier.

Mimo że czułam, że próbuję uwolnić się od jakiegoś nieprzyjemnego ciężaru, niepokój i złość na Jay'a nie pozwalały mi się całkowicie uspokoić. Wiedziałam, że nie jestem mu obojętna, ale jego egoistyczne zachowanie tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to wszystko było dla niego jedynie sposobem na zdobycie tego, czego chciał – bez względu na to, kogo zrani po drodze.

Kolejnego dnia wróciłam do domu rodziców później niż zwykle, zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Miałam nadzieję na odrobinę spokoju, ale gdy weszłam do środka, zobaczyłam rodziców siedzących przy stole, z niecierpliwością wymalowaną na twarzach.

— Kochanie, czekaliśmy na ciebie — zaczęła mama, próbując przybrać spokojny ton, choć w jej oczach widziałam wyraźne napięcie.

— Co się stało? — zapytałam, zdejmując płaszcz i wieszając go na krześle. Miałam złe przeczucie.

Tata spojrzał na mnie poważnie, a potem wymienił spojrzenie z mamą, jakby oboje starali się znaleźć odpowiednie słowa.

— Spotkaliśmy się z Jay'em — odezwał się w końcu. — Rozmawialiśmy o waszej... relacji.

Zamarłam, czując, jak napięcie znów zaczyna mnie ogarniać.

— Przecież mówiłam wam, że nie jesteśmy razem — zaczęłam, próbując zachować spokój, choć czułam, jak irytacja narasta.

— Podobno nie może się do ciebie dodzwonić — przerwała mi mama, przyglądając się uważnie. — Rozumiem, że się pokłóciliście, ale nie możesz go tak ignorować.

Z trudem opanowałam głośne westchnięcie. Jak miałam im wyjaśnić, że Jay nie był tak niewinną ofiarą, jak chciał im się przedstawić? On manipulował nimi, a teraz próbował wymusić na mnie reakcję przez zaangażowanie mojej rodziny.

— Naprawdę nie rozumiecie, co tu się dzieje — odparłam stanowczo. — Jay... nie jest tym, za kogo go macie. On próbuje mnie wykorzystać do własnych celów, a nie... – urwałam, widząc wyraz zdziwienia i niedowierzania na twarzach rodziców.

— Kochanie, może źle go zrozumiałaś — powiedział tata spokojnie, jakby starał się mnie uspokoić. — Wydaje się być porządnym chłopakiem, a to, że przyszedł do nas, by się z nami spotkać... To oznacza, że naprawdę mu zależy.

Poczułam, jak frustracja przybiera na sile.

— Tato, on przyszedł tutaj, bo chce was wykorzystać — wyjaśniłam. — Chce, żebyście byli po jego stronie, żebyście myśleli, że to wszystko jest prawdziwe.

— Przestań, Soo. Zaraz po ciebie przyjedzie, bo jego ojciec zaprosił cię na kolację — powiedziała mama tonem, jakby oznajmiała najzwyklejszą rzecz na świecie.

— Czego wy nie rozumiecie? — wybuchnęłam, czując, że sytuacja wymyka się spod kontroli. — On wami manipuluje, a wy dajecie się nabrać!

— Kochanie, ona myśli, że jest zabawna — rzucił tata z uśmiechem, zerkając na mamę.

Wpatrywałam się w nich z niedowierzaniem. Naprawdę uwierzyli, że Jay chce być ze mną dla czegoś więcej niż tylko dla swojej korzyści. Próbowałam jeszcze raz:

— Naprawdę myślicie, że chodzi mu o coś więcej niż o siebie? On nawet nie kryje, że to wszystko to gra.

— Może trzeba zapisać ją do lekarza? — zasugerował tata, zerkając na mamę z troską, która w innych okolicznościach byłaby wzruszająca.

Poczułam, jak wzbiera we mnie frustracja. Mówili o mnie, jakbym straciła zdrowy rozsądek. Jakby moje słowa były wyrazem jakiejś fantazji, a nie faktyczną próbą obrony przed kimś, kto tylko udawał zainteresowanie.

— Naprawdę? — zapytałam ostro, patrząc na nich z niedowierzaniem. — To ja mam iść do lekarza, bo nie chcę być manipulowana?

Mama westchnęła, wyraźnie zaniepokojona moim zachowaniem. Po chwili powiedziała łagodnie:

— Soo, po prostu daj Jay'owi szansę. On wydaje się naprawdę zaangażowany.

Zacisnęłam pięści, czując, że nie przekonam ich ani jednym słowem.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i poczułam nagły przypływ adrenaliny – musiałam jak najszybciej wymknąć się do swojego pokoju, zanim zrobi się jeszcze gorzej. Ruszyłam bezszelestnie, ale zanim zdążyłam dotrzeć do schodów, poczułam mocny chwyt na ramieniu. Zanim się zorientowałam, zostałam przerzucona przez czyjeś ramię.

— Nawet nie próbuj — usłyszałam znajomy głos, pełen irytującej pewności siebie.

— Jay, puść mnie! — warknęłam, wściekła, że wyprowadził mnie tak łatwo z równowagi.

— Uciekasz jakbyśmy byli wrogami — powiedział, idąc w stronę salonu, ignorując moje próby wyrwania się z jego uścisku. — Przecież to tylko kolacja, Soo.

— Zabiję cię, Jay — wycedziłam przez zęby, próbując wyrwać się z jego żelaznego uścisku.

Jay zaśmiał się lekko, jakby moje słowa wcale nie robiły na nim wrażenia.

— Złość piękności szkodzi, Soo — odpowiedział, a w jego głosie brzmiała drwina, która tylko podsycała moją frustrację.

— Postaw mnie na ziemi, natychmiast — warknęłam, czując, jak wzbiera we mnie gniew.

— Oczywiście — odparł, ale zamiast mnie postawić, tylko przyciągnął mnie bliżej, jakby w ogóle nie przejmował się moją reakcją. — Ale najpierw idziemy na tę kolację, czy ci się to podoba, czy nie.

Wyszliśmy z domu, a Jay skierował się w stronę swojego samochodu, prowadząc mnie pewnym krokiem. Gdy otworzył drzwi od strony pasażera, posadził mnie na siedzeniu z taką stanowczością, że poczułam się jak dziecko, które trzeba pilnować. Zanim zdążyłam zareagować, nachylił się, by zapiąć mi pasy.

Był zdecydowanie zbyt blisko. Czułam jego ciepły oddech na policzku, a jego zapach – intensywny i znajomy – otaczał mnie, sprawiając, że poczułam się dziwnie niepewna. Uniosłam wzrok, a nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach czaiła się iskra, która wywołała we mnie mieszankę irytacji i fascynacji.

— Wiesz, że sama potrafię zapiąć pasy? — rzuciłam sarkastycznie, próbując oderwać wzrok od jego twarzy.

— Cóż, lepiej się upewnić — odpowiedział z lekkim uśmiechem, który był równie arogancki, co prowokujący.

Jay zajął miejsce za kierownicą i od razu ruszył, jakby wszystko było już ustalone – jakbym nie miała wyboru. Przez całą drogę uparcie wpatrywałam się w widoki za oknem, robiąc wszystko, by ignorować jego obecność. Czułam jednak na sobie jego wzrok, jakby czekał, aż przełamię milczenie albo chociaż odwrócę głowę w jego stronę. W końcu to on musiał się odezwać pierwszy, bo ja nie miałam najmniejszego zamiaru ułatwiać mu rozmowy.

Jay zerknął na mnie kątem oka, uśmiechając się lekko.

— Będziesz się tak dąsać przez całą drogę? — rzucił z wyraźnym rozbawieniem w głosie.

Zacisnęłam usta, nie zamierzając reagować na jego prowokacje. W głowie miałam tylko jedno – chciałam, żeby ta "kolacja" jak najszybciej się skończyła, a on przestał narzucać się na każdy aspekt mojego życia.

— Myślisz, że możesz tak sobie ze mną pogrywać? Nie będę udawała twojej dziewczyny przed twoim ojcem.

Jay zaśmiał się cicho, nie spuszczając wzroku z drogi.

— Naprawdę myślisz, że masz tutaj coś do powiedzenia? — rzucił, unosząc kącik ust w wyzywającym uśmiechu. — Mój ojciec już jest przekonany, że jesteśmy razem, a twoi rodzice, jak widać, nie mają nic przeciwko.

Zacisnęłam dłonie w pięści, czując narastającą frustrację.

— To nie jest żadna gra, Jay. Nie będę udawała twojej dziewczyny tylko po to, żebyś dostał od ojca firmę. Znajdź sobie kogoś, kto będzie chciał w tym uczestniczyć.

Spojrzał na mnie przez chwilę, a jego uśmiech zniknął.

— Może i jesteś uparta, ale wiesz co? — powiedział, nachylając się nieco w moją stronę, kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. — Mam zamiar cię przekonać.

— Taki jesteś pewny?

Jay zaśmiał się, a jego spojrzenie nabrało jeszcze bardziej wyzywającego wyrazu.

— Będę miał to, czego chcę — odparł pewnym siebie tonem, jakby już był pewien wyniku. — A ty, prędzej czy później, sama przyznasz, że się myliłaś.

— Powodzenia — rzuciłam ironicznie. — Naprawdę chcę zobaczyć, jak zamierzasz tego dokonać.

Odwzajemnił moje spojrzenie, a w jego oczach widziałam iskrę wyzwania, której nigdy wcześniej u niego nie zauważyłam.

— O, nie musisz czekać na to długo — powiedział, znowu ruszając. — Zacznę jeszcze dzisiaj.

Gdy zaparkował pod swoim domem, nie poruszyłam się ani o milimetr. Skrzyżowałam ramiona na piersi i utkwiłam wzrok w oknie, udając, że nie zauważyłam, że samochód już stoi. Jay westchnął, po czym odpiął swój pas i odwrócił się w moją stronę.

— No dalej, przestań się zachowywać jak dziecko — powiedział, próbując nadać swojemu głosowi łagodny ton, ale wyczułam w nim nutę irytacji.

— Może nie chcę wejść do środka — odpowiedziałam zimno, nadal patrząc przez okno.

Jay przekrzywił głowę, przypatrując mi się przez chwilę, a potem, zanim zdążyłam zareagować, otworzył drzwi od mojej strony i nachylił się nade mną. Był tak blisko, że poczułam jego zapach, i nie mogłam zignorować bicia swojego serca, które przyspieszyło, choć wolałabym, żeby było inaczej.

— Chodź — powiedział cicho, a jego głos miał teraz dziwnie miękkie brzmienie.

— Nie — spojrzałam na chłopaka, który był zdecydowanie za blisko.

Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, poczułam jego usta na swoich. Serce zabiło mi szybciej, a całe moje ciało napięło się w odpowiedzi. Próbowałam go odepchnąć, ale on przyciągnął mnie jeszcze bliżej, jakby przekonany, że i tak się poddam. Miał w sobie tę nieustępliwą pewność, która zawsze mnie irytowała, ale teraz wywołała we mnie sprzeczne emocje.

Po chwili oderwał się ode mnie, patrząc mi prosto w oczy z wyrazem triumfu na twarzy.

— Sama się o to prosiłaś — powiedział spokojnie, jakby nie zrobił nic nadzwyczajnego. Jego głos był zaskakująco opanowany, jakby był pewny, że to była tylko kwestia czasu, aż się poddam.

Zacisnęłam usta i odwróciłam głowę, próbując ukryć złość i to coś, czego sama nie chciałam przed sobą przyznać.

— Oh... Już jesteście.

Na dźwięk głosu jego matki odsunęłam się gwałtownie, próbując opanować emocje i przybrać obojętny wyraz twarzy. Jay, jak gdyby nigdy nic szybko wysiadł z pojazdu i pojawił się obok mnie, wyciągnął mnie z auta zamknął drzwi od strony pasażera i odwrócił się z uśmiechem w stronę domu.

— Tak, już jesteśmy — odpowiedział spokojnie, jakby nic się nie stało. Jego matka uśmiechnęła się do nas szeroko, z zadowoleniem przyglądając się, jak podchodzimy razem do wejścia.

— Cieszę się, że w końcu mogę cię lepiej poznać — powiedziała ciepło, zwracając się do mnie. — Jay wiele o tobie opowiadał.

Posłałam mu ukradkowe spojrzenie, ledwie powstrzymując się przed zaciśnięciem szczęki. "Wiele opowiadał?" Co jeszcze wymyślił, żeby uwiarygodnić to wszystko?

notka od autorki

To ostatni w tym tygodniu rozdział. 

Teraz muszę się skupić bardziej na Sunoo i Sunghoonie.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top