33

Siedziałam na zimnej, sterylnej podłodze szpitalnego korytarza, z dłońmi zaciśniętymi na spodniach. Kręciło mi się w głowie, a ciężar emocji przytłaczał każdy mój oddech. Moje ubranie przesiąknięte było krwią Jay'a. Gdy patrzyłam na czerwone plamy na swoich dłoniach, czułam, jak wzbiera we mnie panika. To ja wciągnęłam go w tę sytuację. Gdyby mnie nie chronił, nic by mu się nie stało.

Cisza szpitalnych korytarzy była niemal nie do zniesienia. Czułam, jak echo każdego odgłosu kroków pielęgniarek i cichego pikania maszyn zza drzwi potęguje mój strach. Każda sekunda oczekiwania na jakąkolwiek informację o jego stanie wydawała się ciągnąć w nieskończoność.

– Sooyeon! – rozległ się znajomy głos, wyrywając mnie z otępienia.

Podniosłam głowę i zobaczyłam, jak Heeseung, Jake i Sunghoon biegną w moją stronę. Ich twarze zdradzały mieszaninę troski i przerażenia. Gdy dotarli do mnie, Heeseung klęknął na podłodze przede mną, chwytając mnie za ramiona.

– Co się stało? Gdzie on jest? – zapytał, a jego głos drżał, choć próbował brzmieć spokojnie.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Mój głos ugrzązł w gardle. Jake, który usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem, próbując mnie uspokoić.

– Sooyeon, spokojnie – powiedział łagodnym tonem. – Jay jest silny. Wyjdzie z tego. Zawsze wychodzi z takich sytuacji.

Zawsze? Jego słowa miały mnie pocieszyć, ale tylko wzmocniły moje poczucie winy. To nie była „zwykła sytuacja". To było coś, co wydarzyło się przeze mnie.

– To moja wina – wydusiłam z siebie. Mój głos był słaby i pełen bólu. – Gdyby nie ja...

Heeseung potrząsnął głową, przerywając mi.

– Nie, Sooyeon. To Minji. Ona jest winna. Nie obwiniaj siebie za jej chore działania.

Słowa Heeseunga nie docierały do mnie. Obrazy ostatnich godzin wciąż przewijały się w mojej głowie jak koszmar, którego nie mogłam zatrzymać. Jay, rzucający się, by mnie osłonić. Nóż błyskający w dłoniach Minji. Krew... tyle krwi.

Sunghoon opierał się o ścianę, wbijając wzrok w drzwi sali operacyjnej. Jego szczęka była napięta, a dłonie zaciśnięte w pięści.

– On to przeżyje – powiedział z naciskiem, jakby próbował przekonać samego siebie.

Nikt z nas nie mówił przez dłuższą chwilę. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w zamknięte drzwi, które oddzielały nas od Jay'a. Moje myśli kłębiły się, każda gorsza od poprzedniej.

– Gdyby coś mu się stało... – zaczęłam, ale Jake znów mnie przytulił.

– Nic mu się nie stanie – powtórzył. Jego głos był cichy, ale stanowczy. – Musisz być silna, Sooyeon. Jay tego potrzebuje.

Łzy znowu zaczęły płynąć po moich policzkach. Schowałam twarz w dłoniach, czując się coraz bardziej bezsilna.

– Nie rozumiecie – wyszeptałam. – Minji zrobiła to, bo... bo myślała, że Jay nadal coś dla niej znaczy. A ja... ja nie zrobiłam nic, żeby to zatrzymać.

Heeseung spojrzał na mnie z determinacją w oczach.

– To nie twoja wina, Sooyeon. Jay wiedział, co robi. On nigdy nie pozwoliłby, żeby coś ci się stało.

Słowo „nigdy" zabrzmiało w mojej głowie jak echo. Czy to naprawdę możliwe, żeby jego uczucia były tak silne, że ryzykował dla mnie własne życie? A co, jeśli...?

– Jeśli on nie przeżyje... – powiedziałam, niemal się łamiąc.

– Przeżyje – przerwał mi stanowczo Sunghoon. – Jest zbyt uparty, żeby się poddać.

Słowa miały mnie uspokoić, ale nie mogłam przestać myśleć o najgorszym. Jeśli Jay wyjdzie z tego cało, obiecałam sobie jedno: muszę być gotowa, żeby stawić czoła wszystkim konsekwencjom, jakie nadejdą. Nawet jeśli oznaczałoby to, że muszę odejść, żeby już nigdy nie narażać go na takie niebezpieczeństwo.

Korytarz znowu zatonął w ciszy. Jedynym dźwiękiem było ciche tykanie zegara na ścianie, które przypominało mi, jak wolno płynie czas, a drzwi sali operacyjnej nadal pozostawały zamknięte.

Jake nagle złapał mnie za rękę i delikatnie, ale stanowczo, zaczął ciągnąć w kierunku szpitalnej kawiarni. Zaskoczona, próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był mocny.

– Jake, co ty robisz? – zapytałam zdezorientowana, starając się iść za nim, żeby nie stracić równowagi.

– Musisz coś zjeść – odpowiedział, nie odwracając się. Jego głos był spokojny, ale pełen determinacji. – Siedzisz tam od godzin i nic nie jesz. To ci nie pomoże, Sooyeon.

– Nie jestem głodna – zaprotestowałam, choć wiedziałam, że mówi prawdę. Od momentu, gdy Jay został zabrany na salę operacyjną, nie byłam w stanie myśleć o jedzeniu. Mój żołądek był ściśnięty z nerwów.

Jake jednak nie zamierzał odpuścić. Dotarliśmy do małej kawiarni na końcu korytarza. Wnętrze było niemal puste, tylko kilka osób siedziało przy stolikach, szeptając cicho. Jake popchnął mnie delikatnie w stronę jednego z krzeseł i sam zajął miejsce naprzeciwko.

– Jake, naprawdę nie musisz... – zaczęłam, ale on uniósł dłoń, uciszając mnie.

– Posłuchaj, Sooyeon – powiedział spokojnym, ale stanowczym tonem. – Rozumiem, że jesteś zdenerwowana i martwisz się o Jay'a, ale on potrzebuje cię silnej, a nie wyczerpanej. Jeśli się rozchorujesz, to w czym mu pomożesz?

Westchnęłam, próbując zebrać myśli. Wiedziałam, że ma rację, ale czułam się tak przytłoczona, że jedzenie wydawało się ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.

– Nie rozumiesz – powiedziałam cicho, wpatrując się w swoje dłonie. – To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, Jay nie leżałby teraz na stole operacyjnym.

Jake pochylił się, opierając łokcie na stole. Jego spojrzenie było intensywne, ale pełne troski.

– To nie jest twoja wina – powiedział z naciskiem. – To, co się stało, to skutek obsesji Minji, a nie twoich działań. Jay wiedział, co robi. Chronił cię, bo tego chciał. I to nie oznacza, że możesz teraz się poddać.

Słuchałam jego słów, a łzy znowu napłynęły mi do oczu. Zanim zdążyłam je otrzeć, Jake wstał i podszedł do lady, zamawiając coś do jedzenia. Wrócił po chwili z dwoma kubkami kawy i małą kanapką.

– Proszę – powiedział, podsuwając mi jedzenie. – Tylko trochę. Zrób to dla niego.

Niechętnie wzięłam do ręki kanapkę. Mój apetyt wciąż był zerowy, ale pod naciskiem Jake'a ugryzłam mały kęs. Smak jedzenia był ledwo wyczuwalny, ale Jake uśmiechnął się lekko, widząc, że próbuję.

– Tak jest lepiej – powiedział z uznaniem. – A teraz pij kawę. Zaufaj mi, potrzebujesz jej.

Siedzieliśmy przez kilka minut w ciszy. Jake nie próbował mnie zmuszać do rozmowy, co było miłym gestem. Jego obecność i wsparcie były jednak nieocenione. Po raz pierwszy od wielu godzin poczułam, że ktoś mnie rozumie i naprawdę chce mi pomóc.

– Dzięki, Jake – powiedziałam cicho, zerkając na niego z wdzięcznością.

– Zawsze możesz na mnie liczyć – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. – Nie tylko na mnie, ale też na Heeseunga i Sunghoona. Jesteśmy tutaj dla ciebie i dla Jay'a.

Jego słowa przyniosły mi odrobinę ukojenia. Chociaż strach i poczucie winy nadal mnie przytłaczały, czułam się trochę silniejsza dzięki jego wsparciu. Może jednak byłam w stanie to wszystko przetrwać – dla Jay'a.

notka od autorki

To jutro powinny pojawić się dwa ostatnie rozdziały.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top