13

Stojącprzy jednym ze stolików, w milczeniu obracałam kieliszek szampana w dłoni.Musiałam przyznać, że takie bankiety, pełne udawania i sztucznych uśmiechów, wyczerpywały mnie bardziej, niż mogłam sobie wyobrazić. Jay, jak to miał w zwyczaju, gdzieś zniknął. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz wrócił z kolejną dziewczyną, która byłaby zafascynowana jego urokiem.

Wzięłam mały łyk szampana, czując bąbelki musujące na języku, kiedy nagle zauważyłam, że ktoś zbliża się w moją stronę. Był to młody mężczyzna, na oko w podobnym wieku do mnie, ubrany w elegancki garnitur, z przesadnie pewnym siebie uśmiechem na ustach.

— Samotnie na takiej uroczystości? — zagaił, zatrzymując się tuż obok mnie. Jego głos był gładki, ale sposób, w jaki na mnie patrzył, od razu mnie zniechęcił.

— Niezupełnie— odpowiedziałam krótko, nie mając ochoty na rozmowy.

— Naprawdę? — zapytał z zainteresowaniem, choć wyraźnie nie uwierzył w moje słowa. — Nie wygląda, jakby ktoś miał ci towarzyszyć. A szkoda.

Uniosłam brew, nie kryjąc irytacji.

— Może po prostu wolę chwilę ciszy — odparłam chłodno, licząc, że zrozumie aluzję.

Nie zrozumiał. Oczywiście, że nie zrozumiał.

— Chwila ciszy w takim miejscu to strata czasu — stwierdził, ignorując moją obojętność. — A co, jeśli zaproponuję ci, żebyśmy porozmawiali? Wyglądasz, jakbyś była ponad tym całym blichtrem, a ja lubię dziewczyny, które mają własne zdanie.

W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że Jay w tej chwili na pewno wybuchnąłby śmiechem, gdyby usłyszał coś takiego. Mimo to zachowałam neutralny wyraz twarzy, nie chcąc pokazać, jak bardzo mnie to bawi.

— A co, jeśli powiem, że nie szukam rozmów? — rzuciłam, upijając kolejny łyk szampana.

— Wtedy będę próbował dalej — odparł z uśmiechem. — Bo chyba nie chcesz mnie tak łatwo zbyć?

Westchnęłam cicho, próbując wymyślić sposób, jak się go pozbyć, ale wtedy nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w talii. Obróciłam głowę i zobaczyłam Jay'a, który z tym swoim typowym, nonszalanckim uśmiechem patrzył na intruza.

— Przepraszam, że się spóźniłem — powiedział do mnie, ignorując chłopaka. — Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo, kochanie.

Słowo „kochanie" zabrzmiało z jego ust tak naturalnie, że na moment zapomniałam, co się właściwie dzieje.

— Jay — powiedział rozdrażniony nieznajomy, jego ton zdradzał irytację, a spojrzenie wyraźnie nie było przyjazne.

Spojrzałam na chłopaka, który teraz stał tuż obok mnie, z ręką wciąż spoczywającą na mojej talii. Jego mina nie pozostawiała żadnych wątpliwości – coś było między nimi. Jakby ta znajomość była pełna napięcia i niechęci. A może była to tylko moja wyobraźnia? Niezależnie od tego, obaj nie wyglądali na osoby, które miałyby się teraz wymieniać serdecznościami.

Jay spojrzał na nieznajomego przez chwilę, jakby oceniał, czy w ogóle warto odpowiedzieć. Jego usta wykrzywiły się w lekko pogardliwym uśmiechu.

— Widzę, że wciąż masz problemy z osobami, które nie są twoimi przyjaciółmi — powiedział Jay chłodno, patrząc na niego z wyraźnym dystansem.

Nieznajomy fuknął, najwyraźniej gotów zareagować, ale w tym momencie Jay delikatnie pociągnął mnie ku sobie, jakby próbował odgrodzić mnie od tego nieprzyjemnego starcia. W jego gestach nie było czułości, tylko pragmatyzm, jakby zależało mu na tym, by szybko zakończyć tę sytuację.

— Chyba lepiej będzie, jeśli się pożegnamy — dodał Jay, nie czekając na odpowiedź. — Miło było cię poznać.

Chłopak, który poczuł się ewidentnie zignorowany, spojrzał na nas z pogardą, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zniknął w tłumie, nie zwracając na mnie już większej uwagi.

Czułam, jak Jay prowadzi mnie do innej części sali, jego dłoń na moim ramieniu była bardziej zdecydowana, niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Co się właśnie wydarzyło? Co było powodem tej niechęci między nimi?

— Dziękuję, że mnie uratowałeś — rzuciłam z lekkim uśmiechem, choć moje słowa były pełne ironii.

Jay jednak nie odpowiedział od razu. Zatrzymał się na moment, obracając mnie w stronę sali.

— Tylko nie zapominaj, kto tu rządzi — powiedział, jego ton był poważny, a w oczach pojawiła się ta sama zuchwałość, którą znałam. — A jeśli jeszcze raz będziesz się bawić w jakieś niezręczne rozmowy, nie będę cię ratować.

Spojrzałam na niego przez chwilę, czując, jak jego obecność zaczyna wypełniać przestrzeń wokół mnie. Był nieznośny, arogancki, ale... mimo wszystko trochę opiekuńczy. Coś w tym wszystkim nie pasowało, ale na razie nie chciałam o tym myśleć.

— Jasne, Jay — mruknęłam — cokolwiek.

— A teraz zapoznam cię z moimi najbliższymi przyjaciółmi.

— Ale... — zaczęłam protestować, czując niepokój na myśl o spotkaniu z jego przyjaciółmi, zwłaszcza że nie miałam pojęcia, czego się spodziewać po takich ludziach.

— Nie ma żadnych "ale" — powtórzył zdecydowanym tonem, a jego uśmiech był pewny siebie, jak zawsze. — Zapoznasz się z nimi, a potem wrócimy do reszty zabawy.

Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, Jay pociągnął mnie za sobą w kierunku grupki chłopaków, którzy stali przy jednym z okrągłych stolików. Ich obecność była niemal przytłaczająca – trzej chłopcy, z których każdy wyglądał, jakby nie pasował do żadnej normy, a jednocześnie wszyscy byli perfekcyjnie ubrani w drogie garnitury. Jeden z nich miał długie, ciemne włosy, inny był krótkowłosy i na pierwszy rzut oka wydawał się najbardziej spokojny, a trzeci... był po prostu rozbrykaną postacią, której uśmiech zdawał się mówić, że nie ma zamiaru nikogo poważnie traktować.

— Heeseung, Jake, Sunghoon — Jay zaczął od razu, wskazując na każdego z chłopaków po kolei, nie zważając na moje napięcie. — Poznajcie Sooyeon.

Heeseung, który wyglądał na najstarszego z nich, wyszczerzył się szeroko, wyciągając rękę w moją stronę.

— Cześć, Sooyeon, miło cię poznać — powiedział z przyjaznym uśmiechem, choć miał w sobie coś, co sprawiało, że wydawał się bardziej tajemniczy niż faktycznie otwarty.

Jake natomiast, z krótkimi włosami i lekko figlarnym spojrzeniem, rzucił mi szybkie spojrzenie, które było bardziej badawcze niż przyjazne. Nie podał ręki, tylko kiwnął głową, jakby już znał odpowiedzi na wszystkie pytania, które mogłam zadać.

— Sooyeon, huh? — mruknął z lekkim uśmiechem. — Ciekawe.

Sunghoon z kolei był najbardziej milczący z całej trójki, patrzył na mnie przez chwilę, a potem skinął głową. Jego twarz była spokojna, niemal bez wyrazu, ale w jego oczach czaiła się pewna ostrożność.

— Cześć — powiedział krótko, ale mimo swojej oszczędności w słowach wydawał się osobą, którą trudno odczytać.

Spojrzałam na Jay'a, który patrzył na mnie z tą swoją zuchwałą pewnością siebie, jakby kontrolował całą sytuację.

— To moi najbliżsi przyjaciele — dodał Jay, stojąc blisko mnie, jakby chciał podkreślić, że teraz to ja jestem częścią jego świata. — Heeseung to ten spokojniejszy, Jake to trochę szaleniec, a Sunghoon... no cóż, Sunghoon ma zawsze rację.

Zatrzymałam się na chwilę, czując się nieco przytłoczona ich obecnością. Każdy z tych chłopaków miał coś, co od razu przyciągało uwagę, ale w zupełnie inny sposób.

— Miło mi — powiedziałam ostrożnie, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie, choć czułam, że wciąż jestem nieco poza tym światem.

— Dobrze się czujesz? — zapytał nagle Heeseung, rzucając spojrzenie na Jay'a.

Jay uniósł brew, a jego uśmiech stał się nieco bardziej złośliwy.

— A co, Heeseung, zaczynasz się martwić o moją dziewczynę? — odpowiedział, nie kryjąc lekkiego rozbawienia.

Heeseung nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał na mnie, a potem na Jay'a, jakby szukając czegoś w jego oczach. W końcu z lekkim uśmiechem rzucił:

— Wiesz, Jay, kiedyś to ty się martwiłeś o rzeczy, które wcale nie były warte uwagi. Chyba trochę się zmieniłeś.

— Zmieniłem się tylko w jednym — odparł Jay znowu z tym swoim pewnym siebie uśmiechem. – Wiesz, muszę być teraz odpowiedzialny za... rzeczy, które się dzieją wokół mnie.

Ja czułam się coraz bardziej jak obserwator, stojąc z boku, gdy ci trzej chłopacy wymieniali uwagi. Było to dziwne uczucie, jakbym była częścią rozmowy, ale jednocześnie na marginesie, bo nie do końca rozumiałam, o czym mówili, ani co takiego się zmieniło, by Jay nagle poczuł potrzebę "bycia odpowiedzialnym".

Jake, który dotąd nie odezwał się zbyt wiele, w końcu przełamał ciszę, jego ton bardziej żartobliwy, jak zwykle:

— Heeseung, daj spokój, nie rób z niego jakiegoś świętego. Jay nigdy nie przestanie być Jayem. — Zatrzymał wzrok na mnie, patrząc na mnie z tym samym lekkim zainteresowaniem, które miał wcześniej. — A ty, Sooyeon, nie daj się zwieść tym wszystkim. Tu się nie liczy, co mówimy, tylko jak wyglądasz.

Czułam się, jakbym zaczynała tonąć w ich rozmowie. Mimo że nie byli źli ani wrogo nastawieni, ich sposób bycia sprawiał, że czułam się jak intruz. Chciałam coś powiedzieć, może zapytać, o czym mówią, ale po prostu patrzyłam na nich, nie wiedząc, w jaki sposób mogłabym do nich pasować.

Jay zauważył moją ciszę, więc ponownie znalazł się blisko mnie, jakby chciał mnie uspokoić swoją obecnością.

— Przepraszam za to – powiedział, dając mi lekki uśmiech. — Czasami zapominają, że nie wszyscy rozumieją ich żarty.

Nie byłam pewna, czy naprawdę mnie przepraszał, czy tylko próbował rozładować atmosferę, ale poczułam, jakby coś w tej sytuacji nie było do końca w porządku. Jednak mimo to postanowiłam nie reagować, nie zagłębiać się w to, co nie było moim tematem, i po prostu stać tam, czekając na to, co się stanie dalej.

notka od autorki

Robienie zakupów w niedziele handlową, ale udało mi się w końcu z nich wrócić i wstawić dla was rozdział.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top