11
Wbiegłam do sali wykładowej, starając się jak najmniej rzucać w oczy, ale już po chwili zorientowałam się, że przyciągnęłam więcej spojrzeń, niż bym chciała. Część studentów obróciła się w moją stronę, a ich wzrok zatrzymał się na moich włosach, makijażu – no właśnie, braku makijażu – i ubraniu, które nie były tym, co zazwyczaj nosiłam na uczelni.
Zwykle starannie dbałam o to, by wyglądać nijako. Szara myszka. Ktoś, kogo nikt nie zapamięta, nawet jeśli spędzi ze mną kilka godzin w jednym pomieszczeniu. Tego dnia jednak, spiesząc się z rodzinnego domu, nie miałam czasu, by ukryć swoje prawdziwe „ja". W efekcie wyglądałam jak córka prezesa – dokładnie tak, jak nie chciałam, żeby mnie tu widzieli.
Wzięłam głęboki wdech i skierowałam się do ostatniego rzędu, próbując uspokoić bijące serce.
— Spóźniona, Soo? — usłyszałam znajomy głos tuż obok siebie.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że Jay siedzi kilka miejsc dalej, oparty nonszalancko o swoje krzesło, z tym swoim irytująco pewnym siebie uśmiechem. Oczywiście, że musiał być akurat tutaj.
— To nie twoja sprawa — mruknęłam, zajmując miejsce jak najdalej od niego, ale czułam, jak jego spojrzenie mnie śledzi.
— Brak czasu na poranną charakteryzację? — zapytał cicho, nachylając się w moją stronę, gdy wykładowca zaczął mówić. — Wyglądasz inaczej.
— Zamknij się — odpowiedziałam, nie patrząc na niego. Czułam, jak moje policzki zaczynają płonąć.
Jay zaśmiał się cicho pod nosem, ale na szczęście nie odezwał się już więcej. Niestety, wiedziałam, że to nie koniec – w jego spojrzeniu było coś, co sugerowało, że widział o wiele więcej, niż chciałabym mu pokazać.
— Coś tak podejrzewałem, że obie Sooyeon to ta jedna i ta sama.
Zamarłam, słysząc jego słowa. Odwróciłam się w jego stronę, a moje oczy spotkały się z jego pewnym siebie spojrzeniem. Jay patrzył na mnie z uśmiechem, który mówił jasno, że jego podejrzenia nie są już tylko przypuszczeniami.
— Co? — spytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał neutralnie, choć czułam, jak panika powoli mnie ogarnia.
— No wiesz... — Jay oparł się wygodniej na krześle, skrzyżował ręce na piersi i nachylił lekko w moją stronę. — Sooyeon, córka prezesa szanowanej firmy, i Sooyeon, studentka, szara myszka, to jedna i ta sama osoba. Długo mi to zajęło, ale widzę, że w końcu się ujawniłaś.
— Nie wiem, o czym mówisz — rzuciłam chłodno, wracając wzrokiem na wykładowcę, choć nie byłam w stanie skupić się na jego słowach.
— Jasne, jasne — odpowiedział Jay z udawanym zrozumieniem. — Pewnie przypadkiem zapomniałaś o swoim „uniformie", prawda? Ten nagły brak okularów, starannie schowanych włosów i nijakich ubrań... naprawdę, Soo, myślałaś, że nikt się nie zorientuje?
— Przestań — syknęłam, nie patrząc na niego. — Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
Jay westchnął teatralnie, jakby był rozczarowany moją odpowiedzią, ale nie przestawał się uśmiechać.
— Wiesz, że nie jestem głupi, prawda? — zapytał cicho, nachylając się jeszcze bliżej. — Ale spokojnie, twoja tajemnica jest bezpieczna. Przynajmniej na razie.
Jego słowa były jak cios, ale nie mogłam pozwolić, by to po sobie poznał. Ścisnęłam długopis w dłoni, starając się wyglądać na obojętną.
— To nie jest twoja sprawa, Jay — powiedziałam zimno, wbijając wzrok w notes przed sobą. — I lepiej, żebyś tego nie ruszał.
Czułam, jak jego spojrzenie jeszcze przez chwilę zatrzymuje się na mojej twarzy, zanim w końcu odwrócił się z powrotem do przodu. Jednak wiedziałam, że to nie koniec. Jay miał coś, czego nienawidziłam – nieustępliwą ciekawość i umiejętność wpychania się w cudze sprawy. A teraz wiedział więcej, niż powinien.
— To może powiemy wszystkim kim jest twój ojciec, co?
Zamarłam, słysząc jego słowa. Moje dłonie zadrżały na widok uśmiechu, który rozkwitł na jego twarzy – zbyt pewny siebie, zbyt prowokujący. Zacisnęłam usta, czując, jak gniew zaczyna pulsować w mojej klatce piersiowej.
— Nie ośmielisz się — powiedziałam cicho, ale stanowczo, wbijając w niego spojrzenie.
Jay wzruszył ramionami, jakby moje słowa w ogóle go nie poruszyły. Oparł się na krześle, skrzyżował ręce na piersi i patrzył na mnie z miną kogoś, kto trzyma wszystkie karty w dłoni.
— A dlaczego nie? — zapytał lekko, jakby proponował coś banalnego. — W końcu to żaden wstyd być córką jednego z najbogatszych ludzi w kraju, prawda?
Zacisnęłam zęby, starając się utrzymać emocje na wodzy. Wiedziałam, że to jego gra, prowokacja, by wyprowadzić mnie z równowagi. Nie mogłam mu na to pozwolić.
— Bo to nie jest twoja sprawa, Jay — warknęłam przez zaciśnięte zęby. — A jeśli chcesz zacząć wojnę, lepiej upewnij się, że jesteś gotowy ją wygrać.
Jego oczy błysnęły rozbawieniem, jakby moje słowa go bawiły, a nie przerażały. Pochylił się w moją stronę, kładąc łokieć na stole.
— Oho, czyżbyś w końcu pokazała pazurki, Soo? — powiedział z lekkim uśmiechem. — Wiesz, to naprawdę fascynujące, jak bardzo starasz się mnie odstraszyć, zamiast po prostu przyznać, że wszystko, co próbujesz ukryć, i tak w końcu wyjdzie na jaw.
— Jeśli naprawdę zamierzasz to zrobić — przerwałam mu, unosząc dłoń w ostrzegawczym geście — to pamiętaj, że ja też wiem kilka rzeczy o tobie.
Jay zmarszczył brwi, jakby moje słowa rzeczywiście go zaskoczyły, ale zaraz potem uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Och, naprawdę? — zapytał. — Chętnie posłucham.
Nie odpowiedziałam, tylko wstałam z miejsca, rzucając mu ostatnie, pełne ostrzeżenia spojrzenie, zanim ruszyłam w stronę wyjścia. W głowie już układałam plan, jak trzymać go z daleka od mojego życia. Bo wiedziałam jedno – Jay nie cofnie się przed niczym, by dostać to, czego chce.
— Mogę ci pomóc, ale nic za darmo.
Zatrzymałam się w pół kroku, czując, jak moje serce nagle przyspiesza. Powoli obróciłam się w jego stronę, próbując zachować spokój, choć w środku wszystko we mnie wrzało.
— Żartujesz, prawda? — zapytałam, patrząc na niego z niedowierzaniem.
Jay uśmiechnął się leniwie, jakby właśnie wygrał w jakąś grę, której zasady znał tylko on. Skrzyżował ręce na piersi, a jego spojrzenie było pełne wyczekiwania.
— Nie żartuję, Soo — odparł, opierając się wygodnie na krześle. — Jeśli chcesz, żebym trzymał język za zębami, to będziesz musiała mi pomóc.
— Pomóc w czym dokładnie? — warknęłam, unosząc brwi.
— Tak jak wcześniej rozmawialiśmy — powiedział spokojnie, jakby proponował coś zupełnie naturalnego. — Będziesz udawała moją dziewczynę. Na wszystkich spotkaniach, przy mojej rodzinie... tam, gdzie będzie to potrzebne.
Przez chwilę milczałam, próbując zrozumieć, czy naprawdę usłyszałam to, co powiedział. Potem zaśmiałam się, choć w moim głosie było więcej złości niż rozbawienia.
— I myślisz, że ja się na to zgodzę? — zapytałam, krzyżując ręce na piersi. — Po tym wszystkim?
Jay wzruszył ramionami, jego pewność siebie była niemal irytująca.
— Nie masz zbyt wielu opcji, Soo. To tylko gra. Żadne z nas nic nie traci, a zyskujemy spokój. Ty chronisz swoją tajemnicę, ja mam kogoś, kto pomoże mi wytrzymać te wszystkie rodzinne spotkania. Prosty układ.
— Prosty? — powtórzyłam, niemal śmiejąc się z niedowierzania. — Nie, Jay. To wcale nie jest proste. I nawet nie wiem, dlaczego myślisz, że to dla mnie dobre rozwiązanie.
— Bo wiem, że nie chcesz, żeby wszyscy dowiedzieli się o twoim podwójnym życiu — odparł cicho, ale stanowczo. — A ja naprawdę potrzebuję twojej pomocy, Soo.
Patrzyłam na niego przez chwilę, próbując ocenić, na ile był poważny, a na ile to kolejna jego manipulacja. Wiedziałam jednak jedno – jeśli się zgodzę, wszystko w moim życiu stanie się jeszcze bardziej skomplikowane. Tylko nie wiedziałam, czy taka komplikacja była warta ukrycia tego kim tak naprawdę jestem. Co jeśli na uczelni też się wyda? Wtedy znowu nie będę miała spokoju, gdy wszyscy będą starali się do mnie zbliżyć, by coś osiągnąć.
notka od autorki
No to mamy kolejny rozdział.
Chciałabym was jeszcze zaprosić do nowej książki "Wishlist"
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top