❷【라면】
Betowała LoserFromBusan
Rozdział ❷
「Ramyun」
Ciemnooki Koreańczyk zdecydował ulotnić się ze spotkania z przyjaciółmi jako pierwszy. Odziany w czarny płaszcz przemierzał najciemniejsze uliczki Seulu, spoglądając na stary, miedziany zegarek na łańcuszku, który co jakiś czas wyciągał z ogrzanej dłońmi kieszeni by sprawdzić godzinę. Wiekowe wskazówki wskazywały dokładnie dwudziestą pierwszą jeden na popękanej tarczy.
— Cholera — syknął wkładając przedmiot z powrotem na jego poprzednie miejsce i zaczął biec w stronę dzielnicy Eunpyeong, czyli miał jeszcze po drodze dwie inne do przebycia.
Chłopak rozpędził się stawiając długie skoki. Po wbiegnięciu w wąską uliczkę podskoczył, by odbiciami między ścianami dostać się na dach. Miał niebywałą siłę bo przecież nie byłoby to możliwe dla przeciętnego, niećwiczącego człowieka.
Stanął prosto, poprawił kołnierz płaszcza, rzucił spojrzenie na puste ulice, które otaczały budynek, a następnie na intensywnie świecący księżyc, któremu brakowało jedynie dnia do pełni. Sięgnął do kieszeni.
Wyciągnął z niej białą, porcelanową maskę w kształcie twarzy człowieka, jedynie drobna, czerwona łza przyozdabiała jej lewy, gładki polik. Koreańczyk zaczepił sznureczki o uszy, a maskę naciągnął na twarz. Widać było jedynie jego oczy, które całe zaszły ciemną czerwienią w odcieniu krwi, a źrenica momentalnie zmieniła wygląd na poziomą, cienką kreskę ciągnącą się przez całą długość oka. Postać na oko dwudziestoletnia, zdawała się być groźna, zwłaszcza podczas agresywnie szybkiego biegu po dachach wieżowców Seulu i w blasku Srebrnego Globu.
Nie zajęło dłużej niż jedenaście minut by dobiegł do punktu docelowego. Czerwonooki zeskoczył na murek, pełniący rolę ogrodzenia jednej ze strony, zdaje się dawno zapomnianej przez ludzi, ślepej uliczki. Wystarczyło jedno, krótkie spojrzenie w dół, by chłopak stwierdził, że rzeczywiście przybył za późno.
Szczupłe ciało kobiety leżało bezwładnie na zabłoconym bruku. Jej blada twarz wyrażała spokój, a po zamkniętych oczach błędnie można by było wywnioskować, że spała. Brązowe włosy dziewczyny bez żadnego porządku układały się wokół jej głowy i ramion.
Na nowiutkich, jeansowych spodniach założonych na, w miarę, wysportowane nogi chłopak w masce dostrzegł kilka plam. O wiele bardziej ucierpiała biała koszula dziewczyny. Rozszarpana, porwana, klejąca się od szkarłatnej mazi. Co dopiero mówić o jej ciele.
Parę metrów dalej stała masywna postać mężczyzny w czarnej masce chirurgicznej. Jego kagune przypominające dwie macki podobne do ciał stonóg wskazywały, że był ghoulem. Co jakiś czas śmiał się szyderczo spoglądając to na kobietę, to na zawartość jej torebki.
— Jak widzę, mam przyjemność skonsumować... Han HyoBi — powiedział wolno czytając z jej dowodu po czym między ścianą muru, a budynku rozległ się ponownie echem jego śmiech.
Tym czasem około dwudziestolatek podszedł bliżej stworzenia, spojrzał na niego wzrokiem wyrażającym jedynie jak bardzo uważał tego człowieka za żałosnego. Mimo, że widział go dopiero drugi raz. Zeskoczył tuż obok śmiejącego się, miękko lądując.
— Z daleka śmierdziało Tokijskim ghoulem — powstrzymywał się od splunięcia mu pod nogi lub w twarz. Pewien rodzaj kultury z jego strony obowiązuje, więc tego nie zrobi. — Wynoś się stąd. To nie twój rejon — zaczął chodzić wokoło mężczyzny powolnym, majestatycznym krokiem. — Tyle lat żyliśmy po cichu. Wszystko psujesz, teraz ludzie o nas wiedzą — wytrącił mu torbę kobiety z ręki jednym, szybkim ruchem. Przedmiot spadł na ziemię, a zawartość wysypała się.
— Oh, Ramyun! Cieszę się, że znowu się spotykamy — uśmiechnął się sztucznie i zamiast podnieść wcześniej trzymaną własność pani Han rozłożył ręce jakby czekając na powitalne przytulenie.
— Powiedziałbym, że mi miło, ale... Bez wzajemności — chłopak westchnął i włożył ręce do kieszeni. — To, że kiedy spotkaliśmy się tydzień temu zabrałem leżący obok twojej ofiary śmieć, od zupki instant, która była ramenem, żeby go wyrzucić, nie znaczy, że masz mnie teraz tak nazywać. Skoro ciało zjadłeś, a ubrania wziąłeś to jak ja mam na ciebie mówić? Mokry Podkoszulek? Spocone skarpetki?... A może przez to, że zostawiłeś po sobie same kości upoważnia mnie do zwracania się do ciebie "Kosteczka"? Ooo, jak uroczo!
Stonogokaguni zignorował wypowiedź rozmówcy i kontynuował.
— Mięsa wystarczy dla nas dwojga. Chyba, że chcesz wszystko dla siebie... Dostaniesz tę kobietę tylko walką. Lecz wiedz, że nie masz ze mną żadnych szans — zaśmiał się złowieszczo ponownie rozsiewając wywołujące dreszcze echo.
— Trochę szacunku dla zmarłego. Ludzie to nie bydło. I dla przeciwnika też, nie znasz jeszcze moich możliwości.
— Oho, obrońca człowieków się znalazł! Widzę przecież, że masz ochotę na chociaż gryza... — fakt faktem– głodny był i nie mógł się oprzeć. Jednak nie po to powstrzymywał się w takich momentach od zawsze, żeby teraz wszystko zniszczyć i zrobić z siebie prawdziwego potwora.
Chłopak zignorowałby zajście, a spotkanego osobnika ominął szerokim łukiem, gdyby powstrzymanie go od zabójstwa nie dawałoby mu żadnych korzyści. Wolał się nie mieszać. On po prostu chciał dla ghouli z Seulu cichego i spokojnego życia. Nie dla ludzi (chyba, że chodziłoby o jego przyjaciół, to jego pięta Achillesa- bliscy). Tutejsi mają zupełnie bardziej rozwiniętą technologie dotyczącą żywności. Takie drastyczne jej zdobywanie w Korei już dawno wyszło z użytku. Ale niektóre, emigrujące z Japonii, ghoule jak widać domagają się atencji mediów. I całkowicie jest im ona ofiarowana.
Kagune około dwudziestolatka wyrosło ze środkowej części pleców przerywając się przez płaszcz. Miało postać mocno postrzępionych skrzydeł jak jedna z par tych u muchy, jednak jedno było znacznie mniejsze. Miało się wrażenie, że ich końce są podpalone silnie bijącym się w górę ogniem. Całość broni była jak wycięta z lustra, jakkolwiek by się tym nie poruszyło dało się w nich przejrzeć podobnie jak w nietkniętej ryską tafli zwierciadła.
—Przez pana zniszczyłem płaszcz... — młodszy ghoul podwinął rękawy ubrania. — Wybacz, ale załatwmy to szybko. Mamusia czeka z kolacją — wytłumaczył się, po czym rozpędził się w stronę przeciwnika.
Szkoła w Eunpyeong, Seul
24.09, 9:32
— Ej, Hyung, słyszałeś? — podsłuchał wychodząc ze szkoły rozmowę dwóch znajomych, Jimin.
— Huh? Ale co? — zdziwił się drugi nie rozumiejąc na jaki temat pyta go kolega.
— Znaleziono rano w naszej dzielnicy martwą kobietę, a obok mocno zranionego, około czterdziestoletniego ghoula. Podobno nie mógł się nawet ruszać! W gazecie napisali, że zaatakował go jakiś inny. Nie znają powodu, z początku podejrzewali, że po prostu chciał mieć całe żarcie dla siebie, ale wtedy ciało by zabrał ze sobą...
Eunpyeong, Seul
24.10, 19:26
— Cześć mamo! Cześć tato! — rudowłosy powiedział wchodząc do salonu, gdy tylko spojrzał na zdjęcie kobiety ze stojącym obok niej mężczyzną.
Była drobną Azjatką z triem stokrotek włożonych w krótkie, czarne włosy. Uśmiechała się wesoło oraz szczerze w stronę chłopaka. Ramieniem obejmował ją równie szczęśliwie uśmiechający się brunet. Postawny, dobrze zbudowany jednak nie za gruby.
Zdjęcie było już wyblakłe, oprawione w skromnie zdobiona, mahoniową ramkę. Wyglądając staro miało jednak swój urok, jakby to nie było przypadkowe, a skrywało w sobie wiele wspomnień. Wrażenie to nie było złudne, gdyż obie postacie ze zdjęcia stały się rok temu jedynie echem w sercu Jimin'a. Głosem, który chciał się zatrzymać nim skończy się odbijać od ścian pamięci i zaniknie całkowicie. Dlatego też nie pozwolił na to, nie pozwolił odejść ani im ani tęsknocie. Postawił tydzień po zaginięciu ojca oraz matki obrazek na stole, a przed nim wysuszone, czerwone róże. Stały one w wazonie tego dnia kiedy dowiedział się o losie jego rodzicieli. Z dnia na dzień, przychodząc do domu ze szkoły, witając się z obojgiem jak to robił od dziecka, kwiaty zdawały się robić bielsze i bielsze. Chłopak nawet nie zastanawiał się czemu tak się dzieje, miał wrażenie, że one po prostu płaczą razem z nim. Tylko nie duszą tego w sobie. Już po kilku miesiącach kremowy obrus zdobiła czerwona plama mieszcząca się przed fotografią. A Park ani myślał to zmieniać. Również róże, suche tak, że jakby za dotknięciem mogły by się rozsypać na proch, nadal leżały na swoim miejscu.
Chłopak odwzajemnił rodzinie uśmiech, po czym rzucił plecak obok kanapy.
— Mogę dzisiaj przy was odrobić lekcje? — usiadł po turecku przy stoliku. Położył na nim zeszyt od chemii oraz podręcznik. — Dostałem dzisiaj piątkę. Pomyślałem ,że nie chcielibyście, żebym przez was opuścił się w nauce - westchnął i podrapał po szyi zastanawiając się w międzyczasie jak rozwiązać zadanie. — Na szczęście czas zdobywania gorszych ocen minął po trzech miesiącach. Wybaczcie, że dawno wam nic nie opowiadałem. Wczoraj byłem u babci, robi najlepsze kimchi w całej Korei. Poza tym namówiła niedawno dziadka na kanarka — zaśmiał się pod nosem. — Śpiewa im od rana do wieczora, ale zdają się tym nie przejmować. Nazwali go twoim imieniem, mamo. Jedynie dziadek czasami żartobliwie narzeka, że babcia zdaje się troszczyć bardziej o zwierzę, niż o niego. Dzisiaj byłem im zrobić zakupy w supermarkecie po lekcjach - uczeń opowiadał dalej o ostatnich dniach odrabiając zadania.
Po skończeniu swoich szkolnych obowiązków wrzucił książki do plecaka, następnie leniwie powlókł się do swojego pokoju, by rozkoszując się zieloną herbatą poczytać w internetowych wiadomościach informacje na temat zdarzeń z poprzedniego wieczora. Media zaczęły się jawnie interesować tematem. Robi się niebezpieczniej, a co za tym idzie - ciekawiej...
_____
Zapraszam do komentarzy i gwiazdek
\(*u*)/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top