❺ 【죄인】
Rozdział ❺
「więzień」
Więzienie w Seulu,
01.11, 12:00
Masywna postać siedziała zgarbiona w więziennej celi. Uznana za niebezpieczną nawet podczas uwięzienia w ciasnych czterech ścianach. Obciążona łańcuchami przywiązanymi do krat oraz obwiązanymi na nadgarstkach. Z żelazną kulą u nogi. Kombinezonowe, za małe wdzianko nie dawało ani grama wygody. Jednak więzień się żadnym z powyższych utrudnień nie przejmował. Oczy skupione były na materiale który je zakrywał. Drażniący, twardy, niewygodny. Szare, obrośnięte w rogach pokoju pleśnią, ściany przyprawiały o zimne ciarki zaraz po dotknięciu choćby małym palcem. Przesiąkniętą zakazami ciszę przerwał dźwięk obijanych o metal ciężkich kluczy więziennych. Postać, mimo zasłoniętych oczu, poznała człowieka. Typowy zapach psa, tego cholernego funkcjonariusza policji – pomyślał.
— Po co przynosisz mi to jedzenie? — odezwał się kiedy tylko talerz stuknął o betonową podłogę wydając nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Zapytany milczał, zakazano mu jakichkolwiek konwersacji z tym więźniem. — To jak puszczać muzykę głuchemu — mężczyzna odnalazł nogą przedmiot na ziemi. Uderzył w niego mocno twardą podeszwą, a ten rozbił się na drobne kawałeczki mieszając z jedzeniem. — A może to ty jesteś moim daniem?...
W odpowiedzi usłyszał jedynie klucze zamykające celę, następnie oddalające się, cichnące kroki.
—Czekaj, mam pytanie — na te słowa policjant przystanął, a autor wypowiedzi uśmiechnął się przebiegle. — Były jakieś ataki ze strony innych ghouli i czy są świadkowie? Wciąż jestem obywatelem, mam prawo wiedzieć.
— Wczoraj, trzech świadków — odpowiedział krótko, po czym wyszedł zamykając za sobą metalowe drzwi. Ich trzask rozniósł się głośno po pomieszczeniu.
Jak co dzień, uwięziony dostawał jedzenie, a potem pytał o wydarzenia związane z ghoul'ami. Stało się to z czasem jego codzienną rutyną.
Dom Jung'ów
01.11, 17:30
Po mieszkaniu rozległ się głos dzwonka, który poprzedził trzy puknięcia do drzwi.
— Proszę! — słychać było niski głos.
Rudowłosy chłopak wszedł do domu przyjaciela otwartymi już drzwiami. Wytrzepał ubłocone buty o wycieraczkę, następnie ściągnął obuwie oraz płaszcz.
— Cześć! — przywitał się zauważywszy Hoseok'a i Yoongi'ego czekających aż Jimin wejdzie z przedsionka. — Dobry wieczór — ukłonił się przed ojcem przyjaciela podając mu kawowe ciasteczka.
Zauważył niedawno, że pan Jung je często wcina, dlatego też kupił mu ten przysmak tym razem. W końcu plan polegający na byciu polubionym przez policjanta musi się powieść. Jednak nie to było głównym powodem wizyty Park'a, po prostu przyszedł się spotkać i pograć na PlayStation, które póki co jedynie HoSeok posiadał. Już kierował się razem z nimi do pokoju, kiedy tata HoSeok'a zaczepił chłopaka.
— Hej, Jimin, ostatnio zauważyłem, że interesowała cię sprawa ghouli — zaczął. — Wczoraj był jeden atak z trzema świadkami.
— Na prawdę?! Czemu nie mówili tego w wiadomościach...? Zwykle przekazują takie informacje... — zareagował zdziwiony.
— No właśnie, bo widzisz chłopcze, tym razem zdecydowaliśmy się zataić informację. Jesteśmy ciekawi czy to coś zmieni. Choć są na to marne szanse, warto próbować znaleźć z tym jakiego powiązanie. Póki co zostało nam czekać na jakieś wyniki tego testu. Pomyślałem, że ci powiem, w końcu ostatnio zdawałeś się być zainteresowany.
— Dziękuję bardzo za informację! — powiedział entuzjastycznie, następie ukłonił się i ruszył do pokoju w którym czekali zniecierpliwieni przyjaciele.
Obrzeża Seoul'u
02.11, 23:48
Nieprzyjemne, ciężkie chmury zsyłały z nieba na Seul chłodny deszcz. Mało które ulice miały zaszczyt przeprowadzić wzdłuż siebie kogokolwiek, jedynie te większe miewały co jakiś czas uciekającego przed zmoknięciem gościa.
Zwykła ulica na obrzeżach miasta, małe, urocze domki, spokojne sąsiedztwo. No... Prawie. Gdyby nie to, że dwójka ghouli i ich ofiara stali właśnie przy murku odgradzającym czyjąś posesję, można by określić tą okolicę wcześniej wspomnianym mianem. Oboje nie byli zbyt widoczni, po pierwsze – było ciemno, po drugie – oboje mieli na sobie czarne peleryny z kapturem zasuniętym na większość twarzy. Widać było jedynie to, iż jeden cechuje się niską wysokością oraz nadwagą, drugi zaś przeciwnie - był wysoki i szczupły. Po podobieństwie w ich głosie jak i faktem, że niższy nazywa drugie hyung'em, można było stwierdzić ich bliskie pokrewieństwo.
— Aish, Hyung... Czemu musimy znowu robić to samo? —narzekał grubszy.
— Przymknij się i kontynuuj — rozkazał drugi.
Wychudzony ghoul podszedł do zranionego mężczyzny, który trząsł się skulony pod ścianą domu. Strach przed stojącą przed nim parą stworów sprawił, że ten nie potrafił wypuścić z siebie nawet pisku. Krok bliżej w jego stronę postaci, która wypuściła z dołu pleców ośmiornicowate kagune, sprawił, że przechodzeń zemdlał. Czubek czerwonej macki posmyrał ofiarę po poliku zostawiając śluzowaty ślad.
— Ah... No weź, zabawa dopiero się zaczyna.
Przy pomocy kagune, podnosząc głowę dotykając ją pod podbródkiem, skierował twarz bruneta w swoją stronę. Chwilę później jego szyję oplotła, podobna lecz niebieska, macka i przyciągnęła siedzącą postać bliżej.
— Debilu! Miałeś nie zostawiać po sobie śladów! Tylko ja miałem! Jak odkryją inne DNA na ofierze już po nas... Do tej pory myśleli, że zabijamy pojedynczo — uderzył tył głowy młodszego brata zdenerwowany.
Postać klęknęła przy nieprzytomnym człowieku i zaczęła wycierać chusteczką lepką ciecz. Kiedy młodszy usiadł po turecku obok, ten wepchnął mu to w ręce bez słowa pokazując kiwnięciem głowy na mężczyznę. Ghoul posłusznie zaczął wycierać ludzką szyję.
— To nie fair — mamrotał do brata. — Hyung, przecież wiem, że ty dostajesz większe porcje jedzenia za te ślady... Gdzieś mam to, że moje DNA też będą mieli. I tak mnie nie złapią, ciebie nie złapią, a szef się nie dowie, jak ominiemy to w raporcie. W razie czego zawsze możemy uciec, więc co za różnica... — przerwał, by namoczyć chusteczkę plując na nią. Kończył zmywać przedmiot ich kłótni, dlatego też, żeby było czyściej, chciał zwilżyć materiał. — Ciągle mówisz jaki to wspaniały jesteś, jak to się poświęcasz. Co to za poświęcenie jeśli otrzymujesz nagrodę? Chodzę głodny od miesiąca, też chcę jedzenia. Ty je dostajesz za byle ślad, a ja... Ja przecież pracuję razem sobą, wcale nie mniej pracowicie i nikt tego nie docenia...
Młodszemu znowu dostało się w tył głowy od milczącego przez całą wypowiedz brata.
— Głupi! Nie śliń tego! Teraz na pewno znajdą ślad! — czerwonokaguni skierował mackę w brzuch zemdlałego po czym z niebywałą prędkością wbił ją w ciało. — Teraz przynajmniej się nie obudzi... Słuchaj bracie, rozumiem cię, ale to też jest dla twojego dobra. Pogadamy o tym po powrocie, a teraz cho... — przerwał im wysoki, damski krzyk z drugiego końca ulicy.
Rodzeństwo wstało w ekspresowym tempie i odwróciło się w stronę kobiety. Spojrzeli na nią przerażonymi wzrokami, które chwilę potem skierowali na siebie wzajemnie.
— Cholera... — przełknął głośno ślinę. — Przecież miało być tylko trzech światków... — jęknął młodszy.
---
Comeback po prawie miesiącu B)
Miałam wenę
Miałam czas
Nie miałam motywacji
:(
Mam ochotę napisać tu tyle rzeczy, żeby wyjaśnić ten rozdział, ale to byłyby spojlery ąąąąą No cóż, pozostało Wam czekać na kontynuację opka jeśli jesteście ciekawi hihi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top