Rozdział 1

Witam, jestem Kira Richards, mam 20 lat. Mam długie, naturalnie kręcone włosy z blond ombre, duże, zielono-pomarańczowe oczy. Jestem szczupła, ale mam ładne kobiece kształty. Pracuję w FBI jako agentka, jak mój starszy brat. Zawsze chciałam pomagać ludziom, tak jak on. Był wysokim brunetem z niebieskimi oczami, dziewczyny się za nim obracały, on jednak był wierny swojej narzeczonej. Miał 23 lata gdy zdarzył się ten okropny wypadek... To już 2 lata odkąd go nie ma. Wracając, co do tego, że jestem agentką. To zdecydowanie za duże słowo, ponieważ zajmuję się tylko małymi sprawami albo wypełnianiem papierków, w małym ciasnym biurze. Mam już dość tej monotonii, praca-dom, dom-praca. Nawet nie mam znajomych, z którymi mogłabym iść na jakąś imprezę, wszyscy wyjechali z tej dziury zabitej deskami. No nic, dość użalania się nad swoim życiem.

Dziś miałam mieć wolne, jednak z samego rana dostałam telefon od szefa, abym stawiła się o 11 w jego biurze. Nie wiem czego się spodziewać.

Jest 9 czyli mam jeszcze dużo czasu. Wzięłam szybki prysznic, założyłam białą koszulkę, czarną damską marynarkę, czarne dopasowane rurki i czarne krótkie botki. Do tego mój ulubiony naszyjnik z serduszkiem, który dostałam od brata na 18 urodziny, tuż przed wypadkiem. Zrobiłam sobie kawę i czekałam na tosty, rzadko jem śniadanie w domu, ale skoro mam jeszcze czas. Patrzę na zegarek a tam 9:56. Do agencji idzie się jakieś 30 minut, mam samochód ale wole iść na nogach. Usłyszałam pikanie, czyli moje tosty były gotowe. Zjadłam je i postanowiłam wyjść wcześniej, aby na pewno się nie spóźnić.

Przechodząc przez ulice dostrzegłam małego chłopca. Siedział na schodach jakiegoś starego, rozwalonego domku naprzeciwko mojej pracy. Zatrzymałam się i popatrzyłam na zegarek w telefonie, 10:24 mam jeszcze chwilę. Powoli podeszłam do chłopca.

-Hejka. - powiedziałam uśmiechając się miło.
-Dzień dobry proszę Pani. - chłopiec spojrzał na mnie z dołu i słodko się uśmiechnął.
-Nie jestem jeszcze aż tak stara. - zaśmiałam się cicho i usiadłam obok niego. -Co tutaj robisz? Sam?
-Czekam na mamę. - nagle zauważyłam strach i smutek w jego oczach.
-Dlaczego? - pewnie poszła do sklepu, pomyślałam.
-Nie mogę powiedzieć, nie znam Pani.
-Oj, więc jestem Kira, a ty? - popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się gdy się zaśmiał.
-Max, ile ma Pa... masz lat? - poprawił się natychmiast.
-20, a ty?
-14- zdziwiłam się, wyglądał na mniej.
-No czyli już się znamy.
-Tak, ale wole nie mówić czemu czekam. - pokiwałam głową na zgodę a on zaczął mówić dalej. -Wiesz, moja mama ma 30 lat.
-Naprawdę? A tata?
-Nie znam go. - powiedział przygnębiony.

Uśmiechnęłam się do niego smutno i spojrzałam na zegarek 10:45. Zostało mi tylko 15 minut, żeby dostać się na najwyższe piętro.

-Przepraszam cię, ale będę musiała już się zbierać. - spojrzałam na chłopca a ten miał łzy w oczach.
-Nie, proszę nie idź jeszcze. - prawie płakał.
-Ej młody, nie płacz. Kiedyś się jeszcze spotkamy, zaraz przyjdzie twoja mama.- przytuliłam go lekko na pożegnanie.
-Tak, spotkamy. Więc do zobaczenia. - mocno się we mnie wtulił, a ja poczułam przeraźliwe zimno. Zdziwiłam się, przecież jest maj.
-Do zobaczenia Max. - uśmiechnęłam się i mu pomachałam odchodząc, co również on uczynił.

Pod biuro szefa doszłam w 5 minut. Idealnie - pomyślałam. Była 10:58. Zapukałam dwa razy i czekałam aż szef mnie zaprosi, co uczynił po kilku sekundach.

-Witam, dzwonił Pan do mnie i chciał abym się zjawiła.
-Witam, tak, pamiętam Kiro. - przerwał uzupełnianie papierów i na mnie spojrzał. -Nie mam za dużo czasu, zresztą masz dzień wolny, więc przejdę do konkretów. Zostałem poproszony o wysłanie najlepszego agenta, do sprawy 3 zabójstw, na terenie Sydney, w Australii. Owszem, jesteś niedoświadczona w takich sprawach, ale poradzisz sobie.
-Australii?
-Tak, wiem, że to bardzo daleko, ale oni naprawdę potrzebują naszej pomocy. Więc zgadzasz się?
-Jestem bardzo zaskoczona.
-To zrozumiałe, jednak chciałbym byś się zgodziła.
-Zastanowię się i dam Panu znać.
-To oczywiste, ale musisz się pospieszyć, muszę dać znać do jutra, zresztą bilet samolotowy jest zarezerwowany na piątek, czyli już za dwa dni.
-Tak szybko? A co z mieszkaniem?
-O to się nie martw, wszystko jest załatwione i będzie na miejscu.
-Dobrze, więc jutro dam Panu odpowiedź. Czy mogę już iść?
-Tak, to wszystko. Miłej reszty dnia.
-Do zobaczenia.

Wyszłam z jego gabinetu kiwając głową na pożegnanie. Wchodząc do windy myślałam nad moją decyzją. W sumie, co mi szkodzi, dawno nigdzie nie wyjeżdżałam. Tak, zgodzę się.

Kiedy jestem na dole widzę moją dobrą koleżankę, która rozmawia z młodym kurierem.

-Hejka, co już podrywasz? - uśmiecham się słodko w jej stronę.
-Nie no co ty.- przewraca oczami.
-No i dobrze, pamiętaj Alex czeka w domu.

Chłopak na słowo "Alex" powiedział, że chyba już musi się zbierać do następnych klientów, po czym uciekł. Zaczęłam się wręcz tarzać na podłodze ze śmiechu na minę mojej koleżanki.

-A byłam tak blisko, zepsułaś.
-Ja powiedziałam tylko, że twój piesek na ciebie czeka. Nie moja wina, że uciekł.- następna fala śmiechu.
-Dobra, czego chcesz kobito? Przecież masz wolne, ja na twoim miejscu bym się nie zbliżała nawet do drzwi wejściowych.
-Zadzwonił do mnie szef i kazał przyjść, więc przyszłam.
-Co takiego chciał?
-Chce dać mi wreszcie jakąś poważną sprawę.
-Naprawdę? To wspaniale!
-Tak, ale muszę wyjechać, aż do Australii.
-Tak daleko?
-Niestety, ale chyba się zgodzę, nudzi mi się już w tym mieście.
-Ale masz tu jeszcze wrócić.- popatrzyła na mnie i pokazała mi język.
-Może kiedyś.

Pogadałyśmy jeszcze chwilkę i opowiedziałam jej o tym przeraźliwym zimnie, które poczułam od tego chłopca. Zdziwiła się i powiedziała, że wczoraj był tam pożar, w którym zginął 14-latek i jego matka. Dziwne. Pożegnałam się z nią i wyszłam z budynku. Przez chwilę patrzyłam na ten dom i zaczęłam rozmyślać o tym co się tam stało. Potrząsnęłam głową odpychając od siebie te myśli i ruszyłam do domu.

Idąc zadzwoniłam jeszcze do szefa i poinformowałam go o mojej decyzji. Ucieszył się i kazał mi jutro przyjść do niego po bilet. Zgodziłam się i rozłączyłam.

Po 15 minutach byłam w domu, gdzie spędziłam resztę dnia oglądając jakieś filmy, jedząc i pakując już niektóre rzeczy. O 23 położyłam się spać i po kilku minutach rozmyśleń nad tym dniem zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top