#5
Wszedłem do hotelu w którym odbywał się teraz jakiś bankiet. Za mną było jeszcze około dwudziestu ludzi. Wszyscy byliśmy ubrani w kominiarki, a w rękach trzymaliśmy pistolety. Akcja była prosta, choć długotrwała i musieliśmy pilnować, aby nikt nie zadzwonił na gliny. Wszedłem na salę w której wszystko się obdywało i strzeliłem w sufit, a potem krzyknąłem, aby wszyscy położyli się na ziemie.
- Ręce na głowę. - warknąłem, kiedy moi ludzie zajmowali się zabieraniem ich telefonów i obrabianiu kasy w hotelu.
- Około stu tysięcy. - usłyszałem szept przy uchu. Spojrzałem się na osobę za mną i kiwnąłem głową. Wszystko bacznie nadzorowałem i uważnie przyglądałem się po kolei każdej osobie. Wszyscy byli wystraszeni i posłusznie oddawali telefony. Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi od sali, odwróciłem się w tamtą stronę i wycelowałem w nią pistoletem. Moje serce zabiło trzy razy szybciej, kiedy zobaczyłem kto stoi w drzwiach. Na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech i kiedy już miałem się odzywać, ktoś strzelił. Usłyszałem krzyk Tamary, a z ramienia dziewczyny leciała krew. Rozejrzałem się w poszukiwaniu winowajcy, a kiedy zobaczyłem go, strzeliłem do niego tym samym kalecząc bok jego brzucha. Nie będę zabijał swoich ludzi, ale musi ponieść karę za skrzywdzenie Tamary. Spojrzałem się ponownie na drzwi, ale w nich już nie było dziewczyny kiwnąłem głową w stronę Louisa tym samym dając mu znak, aby przejął akcję. Wybiegłem z pomieszczenia, a potem z hotelu w poszukiwaniu blondynki. Zobaczyłem ją schodzącoch po schodach hotelu. Szybko zacząłem też zbiegać po nich i kiedy byłem przy niej złapałem za jej nadgarstek, a potem zaprowadziłem do mojego samochodu, nie zwracając uwagi na jej krzyki i próby wyrwania się. Na szczęście była już wczesna noc i było mało ludzi na ulicy. Przycisnąłem ją do samochodu i stanąłem przed nią. Zdjąłem kominiarkę, a potem poprawiłem włosy, które spadły mi na twarz.
- Cicho. - uciszyłem ją już któryś raz, ale dopiero teraz to podziałało.
- O mój Boże, Harry w życiu nie cieszyłam się tak bardzo, że ciebie widzę. - westchnęła i przyłożyła rękę do serca. Zaśmiałem się cicho i odsunąłem się od niej, aby wziąć apteczkę z samochodu. Kiedy już ją znalazłem podszedłe. Znowu do dziewczyny i zacząłem opatrywać jej ramie.
- Bardzo boli? - spytałem i spojrzałem się na chwilę na jej twarz.
- Trochę, tak jakbym się pocięła nożem. - rzuciła, a ja ponownie się zaśmiałem.
- Masz szczęście, że rana lekko cię drasnęła, a nie przeszła na wylot przez twoje ramie. - zwróciłem jej na to uwagę, a ona w potwierdzeniu kiwnęła głową. - Co tak właściwie tam robiłaś? - spytałem przykładając jej wacik nasączony wodą utlenioną do rany. Dziewczyna syknęła, ale potem zaczęła mówić.
- Mój chłopak mnie zaprosił. - ziewnęła i przeczesała ręką włosy.
- Jest tak nudny, że na wspomnienie o nim ziewasz? - dziewczyna ponownie ziewnęła, a ja zacząłem się z niej śmiać.
- To nie jest śmieszne. - uderzyła mnie w ramię i również się zaśmiała.
- Oczywiście. - sarknąłem i odłożyłem apteczkę do samochodu. Kiedy znów spojrzałem się na dziewczynę, ona się do mnie przytuliła. Na moją twarz wpłynął uśmiech i również objąłem ją ramionami. Przytuliłem się do niej i przymknąłem oczy, rozkoszując się tą chwilą.
- Dziękuję Harry, za wszystko. - szepnęła, a ja miałem wrażenie, że nie dziękuje tylko za dzisiejszą akcję.
- Nie ma za co, chciałem jeszcze dodać, że ślicznie wyglądasz. - skomplementowałem ją.
- Dziękuję. - mruknęła i odsunęła się delikatnie ode mnie.
- Ale nie podobają mi się te wory pod oczami, które próbowałaś zakryć makijażem. - dotknąłem jej policzka, a ona zacisnęła usta.
- Ty nie wyglądasz lepiej, Harry. - zwróciła na to uwagę, a ja zdawałem sobie sprawę, że mówi prawdę.
- Cóż, myślę, że tak właśnie wyglądam. - przyznałem skromnie, na ustach dziewczyny malował się śliczny uśmiech. Oparłem ręce o samochód tym samym sprawiając, że Tamara stała pomiędzy nimi. Dziewczyna speszyła się, a ja się zaśmiałem.
- Mogę już iść? - spytała, zagryzając usta.
- Nie. - pokręciłem przecząco głową, a ona zagubiona spojrzała w moje oczy. - Nie mogę cię teraz puścić, bo możesz zadzwonić na psy i donieść, że jest tutaj napad. - powiedziałem wolno, a ona westchnęła.
- Wiesz, że tego nie zrobię, więc po co to utrudniasz Harry? - spytała i założyła ręce na piersi.
- Nie ufam ci. - mruknąłem małe kłamstwo i uśmiechnąłem się sarkatycznie.
- Tylko, że to ja teraz rozmawiam z najniebezpieczniejszym mężczyzną na ziemi. - powiedziała lekko urażona moimi słowami.
- Myślę...- zacząłem, a potem zauważyłem, że dziewczyna zrobiła się strasznie blada. - Wszystko okej? - spytałem, a ona pokręciła przecząco głową, a potem położyła swoje ręce na mój tors.
- Duszno mi. - wydusiła z siebie, a potem zemdlała. Szybko ją złapałem, a potem wziąłem na ręce. Próbowałem ją ocudzić, ale ona ani drgnęła. Otworzyłem drzwi do swojego samochodu i ją do niego wsadziłem. Zdawałem sobie sprawę, że to przez ten postrzał mogła zemdleć, bo to jest jednak duży ból jak dla dziewczyny. Wsiadłem za kierownice i zawiozłem nas do mojego domu.
*****************
Kolejny za tydzień lub w piątek!
Pamiętajcie, że każdy komentarz i gwiazdka to ogromna motywacja!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top