#4

Pov. Louis
Leżałem z Eleanor na łóżku i bawiłem się włosami dziewczyny, myśląc o sytuacji mojego przyjaciela Harry'ego. Chłopak na prawdę był w złej sytuacji i bałem się, że może się załamać po tym jak Tamara go odrzuciła. Wczoraj kompletnie się spił i ciągle gadał o niej. W sumie to go trochę rozumiałem i wybór Tamary też rozumiałem. Musiałem jednak sprawić, aby chłopak przestał ją kochać, zaczął o niej myśleć jako o zwykłe dziewczynie.

- O czym myślisz? - spytała Eleanor, a ja uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem jej czoło.

- O Harrym. - westchnąłem i przetarłem wierzchem ręki oczy.

- Co się stało?

- Właściwie to nic, ale chcę mu wybić miłość do Tamary z głowy i udowodnić mu, że była zwykłą dziewczyną. - kobieta zmarszczyła brwi, a potem podniosła się.

- I jak to niby chcesz zrobić? - wzruszyłem ramionami i westchnąłem cicho. - Już wiem! - krzyknąłem po kolejnych piętnastu minutach myślenia. Podniosłem się z łóżka i zacząłem się ubierać w bardzo szybkim tempie. 

- Co zamierzasz zrobić? 

- Potem ci wytłumaczę! - krzyknąłem wychodząc z domu i biorąc kluczyki do samochodu.

Wszedłem do domu Harry'ego i od razu skierowałem się do jego sypialni. Zapukałem w drzwi i wszedłem do niej.

- Vanessa, kochanie, mogłabyś wyjść? - spytałem się miło dziewczyny, a ona wstała z łóżka i opuściła pomieszczenie.

- Louis ja wiem, że u ciebie z kulturą to słabo, ale mógłbyś pukać jak wchodzisz do mnie do domu. - warknął cicho Harry. - I od razu uprzedzam, że masz mówić cicho, bo mam takiego kaca. - westchnął cicho. Zaśmiałem się pod nosem z jego małej niedyspozycji i podszedłem do biurka. Wziąłem dwie kartki i długopis, a potem usiadłem na łóżku.

- Jaka jest Tamara? - spytałem prosto z mostu, a on się na mnie spojrzał dziwnie.

- O co ci chodzi, Lou. Przecież ją znasz. - przeczesał swoją ręką po włosach.

- Chcę ci udowodnić, że takich lasek, nawet lepszych, jest sporo więcej. Wybijesz ją sobie z głowy, a zajmiesz się dziewczyną, która będzie ciebie chciała. - wytłumaczyłem szybko i przeczesałem ręką swoje włosach.

- Cóż...Tamara jest miła, sympatyczna, kochana, denerwująca.

- Mów wolniej. - mruknąłem, nie zadąrzając pisać.

- Jest troskliwa, opiekuńcza, spokojna, opanowana, cierpliwa, delikatna, dowcipna, dzielna, stanowcza, inteligentna, ambitna, mądra, pewna siebie, pomysłowa, rozsądna, szczera, sprytna, samodzielna, życzliwa, zdecydowana, tolerancyjna, wesoła. Ale są też u niej pewne złe cechy które w jej przedstawieniu są urocze. Takie jak na przykład bezczelność w malutkiej mierze, wredność, drażliwość. Ma w sobie coś cholernie pociągającego. Potrafi wykorzystać wszystkie swoje atuty, aby mnie do czekać przekonać. Jest prowokacyjna.

- Okej, stop. - powiedziałem widząc, że chłopak może tak bez końca. - Teraz opisz Vanesse.

- No cóż, jest ładna. - podrapał się po ramieniu, a ja nie wiedziałem czy żartuje czy mówi prawdę. O Tamarze tyle gadał, a o Vanessie mówi tylko, że jest ładna? 

- I co dalej? - wykonałem gest ręką, aby zachęcić go do mówienia.

- Jest miła, sympatyczna, opiekuńcza, zabawna, gadatliwa, trochę wredna. No nie wiem co dalej, nie znam jej. - zacząłem się śmiać z chłopaka, a on burknął coś pod nosem.

- Chodzisz z Vanessą już bardzo długo, a nic o niej nie wiesz. - pokręciłem rozbawiony głową. - Czemu ta dziewczyna jeszcze z tobą jest? - zadałem pytanie retoryczne.

- Bo jestem bogaty i dobry w łóżku. - powiedział skromnie, a ja wywróciłem oczami. 

- Okej, więc plan jest taki. - westchnąłem cicho i szybko ułożyłem w głowie jakiś plan. - Traktujesz Van jak Tamarę, zakochujesz się w niej, ona w tobie i potem będziecie żyli długo i szczęśliwie. Mówiąc, że będziesz ją traktował jak Tam mam na myśli, że będziesz ją traktował jak Tam, a nie jak kogoś innego. - powiedziałem powoli analizując przy tym czy to jest na pewno dobry plan.

- To od dzisiaj też nie mów przy mnie imienia mojej byłej. - westchnął i zacisnął usta.

- To dla twojego dobra, stary. - poklepałem go po ramieniu starając się dodać otuchy.

- Tylko, że to tak kurewsko boli. Brakuje mi jej w najmniejszych czynnościach, rozumiesz? Kiedy się budzę przed otworzeniem oczu proszę Boga, aby to wszystko okazało się nieprawdą i żeby ona tutaj przy mnie była. Za każdy razem po otworzeniu oczu jej nie ma. - w jego oczach pojawiły się łzy, ale nie dał im wypłynąć.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top