#27

Kolejnego dnia tak jak miałam w planach poszłam na uczelnię. W mieszkaniu panuje naprawdę napięta atmosfera. Rano, jak wyszłam ze swojego pokoju to kompletnie nikt się do nikogo nie odzywał. Miałam ogromny żal do Lou za to jak mnie wczoraj potraktował, a z El sobie wczoraj to wyjaśniłam. Odczuwałam teraz do nich obydwoje dystans. Oni byli poddani Harry'emu, a ten zaś kompletnie mnie olewa i od czasu wyjazdu nawet głupiego sms'a nie napisał. Jeśli mam być szczera to jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo czuje się potraktowana jak zabawka. Z tego co się ostatnio dowiedziałam od Lou to jest bezpieczny i wróci w przeciągu trzech tygodni. Nie wywołuje u mnie to kompletnie radości, bo to będą naprawdę długie trzy tygodnie.

Poza tym, sądzę, że El nie powinna teraz się stresować, martwić ani nic w tym stylu. Jednak, jeśli sytuacja w domu się nie poprawi to będzie żyć właśnie w takich emocjach. Musi porozmawiać o tym z Lou. Nie ukrywam, że jeśli zdecydują się wrócić do swojego domu będzie mi to na rękę. Zdaję sobie sprawę, że teraz niby jestem bezpieczniejsza. Jednak, wcale się tak nie czuję. Jestem też teraz bardzo ograniczana. Harry nie zdaje sobie sprawy nawet z tego co zrobił. 

Zostało mi ostatnie pół godziny wykładu, a po nim mam się spotkać z Zaynem. Stresuję się bardzo tym spotkaniem. Czuję, że to będzie bardzo niezręczne i nie będziemy mieć o czym gadać. Mam straszne wątpliwości czy zrobiłam dobrze, dzwoniąc do niego. Przecież to, że potrzebuję przyjaciela nie oznacza, że to on nim musi być. Czemu chcę się zadawać z przestępcom? Poprawiłam się na krześle i westchnęłam cicho.

- Jeszcze dwadzieścia pięć minut. - usłyszałam głos przy swoim uchu. Spojrzałam się na moją koleżankę Taylor i wywróciłam oczami. 

- To będzie długie dwadzieścia pięć minut. - szepnęłam do niej, a ona się uśmiechnęła pocieszająco. Obserwowałam to co napisał profesor na tablicy i spojrzałam na swój zeszyt. Wszystko pięknie przepisane. 

- Idziesz dziś w piątek wieczorem z nami do klubu? - ponownie usłyszałam głos Taylor przy uchu. Spojrzałam się na nią, a dziewczyna patrzyła się uważnie przed siebie. 

- Bardzo możliwe, ale dam jeszcze wam znać. - mówiąc "wam", miałam na myśli kilkoro innych znajomych, z którymi trzymam się na uczelni. Spojrzałam na mój telefon leżący na ławce przede mną i akurat wyświetlacz się rozjaśnił, pokazując jakieś nowe powiadomienie. Wzięłam go do ręki i odblokowałam.

Zayn: To o której kończysz te zajęcia?

Ja: Powinnam jakoś o 17:30.

Zayn: Ale ja już jestem...

Ja: Hahaha to sobie trochę poczekasz

Zayn: Nie chcesz się zerwać z tego nudnego wykładu?

Ja: Nie, dzięki. Mogę wiedzieć za jakim samochodem mam się rozglądać jak wyjdę z uczelni?

Zayn: Zaparkowałem na parkingu przed wejściem, sądzę, że od razu rozpoznasz.

Ja: Jasne, już to widzę

Wywróciłam oczami i delikatnie się uśmiechnęłam po konwersacji z mężczyzną. Spojrzałam ponownie na tablicę i westchnęłam. Wzięłam swój długopis do ręki i zaczęłam przepisywać. 

- Nienawidzę tych wykładów. - powiedziała Taylor i wyrzuciła ręce w górę zaraz po wyjściu z sali. - Naprawdę nie rozumiem czemu one tyle trwają, skoro zawsze gówno się na nich dowiaduje. 

-Może dlatego, że nigdy nie uważasz? - dogryzł jej Chris, a ja się zaśmiałam. Zaraz po wyjściu z dużego budynku starałam się znaleźć jakiś drogi i ładny samochód, którym mógłby przyjechać Zayn. Przysięgam, że lustrowałam każdy samochód wzrokiem, ale nie wiedziałam, który to może być jego. Parking naprawdę był duży. Poczułam wibracje telefonu i wzięłam go do ręki. 

Zayn: Lewa strona, czarne BMW   

Wywróciłam oczami i spojrzałam się na moich znajomych. 

- Ja dziś idę w drugą stronę, więc papa. - zwróciłam na nich swoją uwagę, a potem pożegnałam się z każdym po kolei buziaczkiem w usta. Oddaliłam się od nich skręcając w przeciwną stronę niż oni. Rozglądałam się uważnie za danym samochodem i trochę to potrwało zanim go znalazłam. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skierowałam się w jego stronę. 

- Hejka. - powiedziałam wsiadając do samochodu. Spojrzałam się na bruneta i uśmiechnęłam delikatnie. Jego twarz była w o wiele lepszym stanie niż ostatnio. 

 - Hej. Ile można na ciebie czekać? - zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami. 

- To ty za wcześnie przyjechałeś. Nie moja wina, że nie znasz się na zegarku. - nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, aż on go nie przerwał. 

- Nie moja wina, że ktoś źle napisał wczoraj.

- Nie moja wina, że coś się zmieniło dziś.

- Nie moja wina, że nie napisałaś.

- Nie moja wina - zabrakło mi jakiegoś argumentu. - nie wiem. - dopowiedziałam.

- Łatwo. - zaśmiał się mężczyzna. 

***************
Podoba się?
Kolejny pewnie we wtorek!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top