#15

Mój dzisiejszy humor nie należał do najlepszych. Wczesna pobudka i trzy godzinna jazda samochodem, przy czym z półtorej godziny staliśmy w korku to nie jest najlepszy początek dnia. Na szczęście już jesteśmy na miejscu i stoimy przed wielką willą umieszczoną w lesie. Nie daleko stąd jest duża plaża i jestem pewna, że wyciągnę tam Harry'ego.

- To dom twojej mamy? - spytałam, poprawiając swoje włosy w lusterku.

- Patricka, jest w chuj bogaty przez spadek po swoich zmarłych rodzicach. - w odpowiedzi pokiwałam tylko głową i wzięłam głęboki oddech. - Nie stresuj się, też nikogo tutaj nie znam poza moją siostrą, jej chłopakiem i mamą oraz Patrickiem. - uśmiechnął się delikatnie. - Patrz to jest samochód Arthura, chłopaka Gemmy. Czyli, że nie jesteśmy pierwsi pierwsi.

- Ale zapewne ostatni. - burknęła. - Spójrz ile jest tutaj samochodów.

- Spokojnie, chodź idziemy tam. Czym wcześniej wejdziemy tym wcześniej wyjedziemy. - zaśmiałam się jedynie i pokręciłam z rozbawieniem głową. Wyszłam z samochodu, a moje włosy od razu rozwiał delikatny wiatr. Zacisnęłam usta poirytowana i wywróciłam oczami. Harry podszedł do mnie i złapał moją rękę, splatając razem nasze palce. - Naprawdę wyluzuj. - mruknął chłopak prowadząc mnie do drzwi wejściowych. Zadzwonił dzwonkiem i potem delikatnie się odsunął. Po chwili przed nami pojawiła się młoda dziewczyna z wielkim uśmiechem na ustach.

- Harry w końcu jesteś. O, a ty pewnie jesteś jego dziewczyną? Ja jestem Rebeca, jego przyrodnia siostra. - wyciągnęła w moją stronę rękę, którą przyjęłam.

- Tamara.

- Wejdźcie jest już dwoje naszych kuzynów, jeden z dziewczyną i trzy ciocie z mężami. - dziewczyna otworzyła szerzej drzwi i wpuściła nas do środka.

- Bec, wiesz ile ma być jeszcze ludzi? - spytał Harry, zdejmując buty.

- Ma być jeszcze jakaś twoja kuzynka z mężem i dzieckiem, moja babcia z dziadkiem i Phil. - powiedziała przechodząc z holu do salonu. Rozglądałam się po całym domu i szłam za Harry'm i Rebacą.
- W końcu jesteście! - usłyszałam czyjś głos, a potem zobaczyłam Ann. - Już myślałam, że dojedziecie dopiero jutro.
- Nie przesadzaj mamo, przecież pisałem, że będę dzisiaj. - powiedział Harry i przytulił swoją mamę.
- Tamara, kochanie, za każdym razem, co cię widzę, wyglądasz coraz śliczniej. - powiedziała uśmiechnięta kobieta, a ja się zaśmiałam i ją przytuliłam.
- Dziękuję, śliczny dom. - powiedziałam odsuwając się delikatnie od niej i patrząc uważnie na nią.
- Dziękuję, zaprojektował go mój chłopak Patrick.
- W rzeczy samej, kochanie. Jestem Patrick, a ty to pewnie Tamara? - podszedł do mnie starszy mężczyna, a ślicznych brązowych oczach i lekko siwych włosach.
- Zgadza się, miło mi pana poznać. - powiedziałam podając mu rękę i ciągle się uśmiechając.
- Witaj Harry, Rebeca zaprowadzi was do waszego pokoju, a potem poznacie resztę rodziny. - powiedział, obejmując Ann ramieniem i miło się uśmiechając.
- Chodźcie. - mruknęła dziewczyna i skierowała się jednych z dwóch par schodów. Ten dom był naprawdę ogromny i jeśli się w nim nie zgubię to będzie istny cud. - O! Phil! - krzyknęła rudowłosa i machnęła ręką w stronę wysokiego, przypakowanego blondyna. Chłopak spojrzał się w naszą stronę i uśmiechnął się szeroko, zaczynając zmierzać w naszym kierunku. - To jest Tamara i Harry. - wskazała na nas ręką, a ja jedynie się uśmiechnęłam.
Nie chcę wyjść na marudę, ale miałam już dość dzisiaj uśmiechania się. A to jeszcze nie był koniec poznawania dalszej rodziny Harry'ego. Wzięłam głęboki oddech i podałam chłopakowi rękę, którą pocałował.
- Mój mi Phil, śliczna. - zaśmiałam się na jego słowa i tylko kiwnęłam przytaknęłam głową. Jednak Harry jak to Harry nie mógł zostawić tego bez komentarza.
- Tamara jest moją dziewczyną, więc trzymaj ręce przy sobie. - warknął loczek i splutł nasze palce. Posłałam chłopakowi przepraszające spojrzenie i zmarszczyłam nos z niezadowolenia. - Rebeca, zaprowadź nas po prostu do tego pokoju.
- To są tamte drzwi na prawo. - powiedziała dziewczyna wskazując ręką na białe drzwi, prowadzące do naszego pokoju. Harry pociągnął mnie w tamtą stronę za sobą.
- Do zobaczenia na objedzie! - usłyszałam za nami krzyk Phila, przynajmniej mi się tak zdaje, że to był on.
- No chyba, kurwa, nie. - usłyszałam warknięcie Harry'ego i mimowolnie się uśmiechnęłam. Weszliśmy do naszego tymczasowego pokoju, a pierwsze co mi się rzuciło w oczy to duże łóżko i okno z balkonem. Ogólnie pokój był w szarych kolorach i był duży. - Nie będziesz się do niego odzywać przez resztę naszego pobytu tutaj. - spojrzałam się na zdenerwowanego loczka i uniosłam brwi do góry.
- Przesadzasz, przecież nic się nie stało. Zresztą to normalne, że będę z nim rozmawiać. - wzruszyłam ramionami i podeszłam do łóżka, aby na nim usiąść.
- Patrzył się na ciebie cały czas, jakby chciał cię przelecieć. - zaśmiałam się na jego słowa i położyłam się na łóżku.
- Wyluzuj, kochanie.
- Wyluzuję, jak on będzie cztery metry nad ziemią.
************************
Przepraszam, że nie było maratonu w środę, ale to nie przeze mnie! Nie miałam po prostu dostępu do laptopa, bo jest obecnie w naprawie!
Ta część ff będzie mieć ok.30 rozdziałów, więc witam w połowie ff! Następny za tydzień!
Pamiętajcie o komentarzach!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top