#11
- Harry do cholery, zaraz się spóźnimy przez ciebie! - krzyknęła Tamara, dobijając się do drzwi łazienki.
- To nie jest moja wina, to ty mnie sprokowałaś i teraz musisz czekać! - odkrzyknąłem i umyłem ręce.
- Zaraz będzie twoją winą, twoja śmierć. - usłyszałem warknięcie dziewczyny i mimowolnie się uśmiechnąłem. Wyszedłem z łazienki i spojrzałem się na zdenerwowaną dziewczynę. - Czy ty zawsze musisz wszystko utrudniać? Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie sprawę z moimi studiami i się pogodziłeś z nie utrudnianiem mi życia. - dziewczyna założyła ręce na piersi, a ja do niej podszedłem i położyłem swoje ręce na jej biodrach.
- Oczywiście, jednak nadal uważam, że nie powinnaś tego robić. - chciałem ją pocałować, a ona się odsunęła.
- Idziesz, zakładasz buty i odwozisz mnie pod uczelnie w trybie natychmiastowym. - powiedziała surowo, a ja wywróciłem oczami, ale poszedłem się ubrać.
- Ja nie rozumiem, jak mogłem się zakochać w tak niedobrej kobiecie. - jęknąłem tak, aby dziewczyna usłyszała. - Przecież mógłbym zakochać się w jakiejś miłej i sympatycznej dziewczynie, a nie takiej wrednej i stanowczej.
- Nie rusza mnie to Harry. - powiedziała i dosłownie wypchnęła mnie z domu. - Poza tym jestem miła. - zacząłem szukać kluczyków niebardzo słuchając co dziewczyna mówi.
- Musimy się zawrócić, nie wziąłem kluczyków. - westchnąłem i spojrzałem na dziewczynę.
- Ja je mam. - warknęła. - Powiedziałam ci to przed chwilą, mógłbyś czasem mnie posłuchać. - westchnęła i podała mi kluczyki od mojego Audi.
- Na dziś już wykorzystałaś cały swój limit mojej uwagi. - uśmiechnąłem się do niej cynicznie i otworzyłem jej drzwi do samochodu.
- Ale i tak będziesz myślał o mnie cały dzień. - mruknęła i szybko cmoknęła mnie w usta. Dziewczyna wsiadła do samochodu, a ja zamknąłem drzwi i szybko okrążyłem samochód, sam do niego wsiadając. - Mamy tylko dziesięć minut Harry, jak się spóźnię to cię zabiję. - jęknęła dziewczyna patrząc i spojrzała się na mnie smutno. Zagryzłem wnętrze policzka widząc jak się martwi i jak jest zestresowana.
- Nie wierzysz w moje umiejętności, kotku? - spytałem i położyłem rękę na jej udo.
- Wierzę, dlatego mi to udowodnij i jedź. - powiedziała zdenerwowana i wywróciła oczami.
- Okej, okej. - powiedziałem i wypełnioniłem rozkaz dziewczyny. Nie zwracałem uwagi na zakazy i jechałem ponad sto na godzinę. Na szczęście ulice nie były zatłoczone. Po siedmiu minutach byliśmy już na miejscu, ja zadowolomy z siebie spojrzałem na dziewczynę.
- Dziękuję i do zobaczenia. - mruknęła i schyliła się, aby mnie pocałować. - Kocham cię. - powiedziała i wyszła z samochodu.
- Ja ciebie też. - powiedziałem sam do siebie patrząc na idącą do budynku dziewczynę. Kiedy dziewczyna tam weszła, odjechałem spod budynku. Już tęskniłem za nią, ale wiedziałem, że muszę wytrzymać bez niej kolejne siedem godzin. Jestem uzależniony od tej blondynki i nie mogę jej stracić ponownie. Boję się, że może jej się spodobać ktoś inny na tym uniwersytecie i wtedy ze mną zerwie. Jednoczeście wiem, że dziewczyna mnie kocha i nigdy by mnie nie zostawiła. Westchnąłem cicho i zaparkowałem na parkingu pod moją firmą. Wysiadłem z samochodu i go zamknąłem, a potem skierowałem się do wejścia budynku.
***Siedem godzin później***
Wszedłem do domu i od razu wyczułem zapach chińczyzny.
- Cześć, kochanie. - powiedziała Tamara siedząc na sofie, oglądając jakiś film i jedząc chińczyznę. - W kuchni jest dla ciebie porcja. - wskazała widelcem w stronę kuchni.
- Czy tego przypadkiem nie powinno się jeść pałeczkami? - zaśmiałem się i pocałowałem dziewczynę w policzek.
- Widelec jest prościejszy w obsłudze. - obydwoje się zaśmialiśmy, a ja poszedłem się przebrać z eleganckiego stroju w luźniejszy. Zajęło mi to dosłownie trzy minuty i znów byłem przy dziewczynie z moją porcją chińczyzny. - Jak w pracy?
- Dobrze, nic się nie działo, żadnych problemów, ani nic. - mruknąłem. - Ale lepiej opowiadaj jak na uczelni. - powiedziałem, a dziewczyna od razu bardziej się podekscytowała.
- Czyli interesuje cię to? - spytała zaczepnie, a ja tylko wywróciłem oczami. - Było okej, teoretycznie nic się nie działo. Chodziłam z sali do sali i rozmawiałam ze znajomymi.
- Czyli też się u ciebie nic nie działo, z jednej strony to dobrze. - kiwnąłem głową i zmarszczyłem nos, przypominając sobie coś. - W piątek mam bankiet, pójdziesz ze mną? - spytałem tym samym zmieniając temat.
- Pewnie. - zgodziła się od razu dziewczyna.
- W takim razie jutro po zajęciach po ciebie przyjadę i pojedziemy razem kupić ci sukienkę. - dziewczyna cicho westchnęła, ale pokiwała twierdząco głową.
- Mam nadzieję, że szybko znajdziemy tą sukienkę, bo nie lubię chodzić po sklepach. - zmarszczyła nos, a ja się zaśmiałem. - Z jakiej okazji ten bankiet?
- Przed świąteczny. - mruknąłem. - Co dzisiaj robiłaś jak wróciłaś z uczelni?
- Nic konkretnego, poznałam sąsiadkę z dołu. Bardzo miła kobieta. - sarknęła dziewczyna. - Podczas pięciu minut, kiedy razem jechałyśmy windą to zdążyła mi opowiedzieć o rodzinie mieszkającą pod nią. - obydwoje się zaśmialiśmy. - Jestem ciekawa co będzie o mnie mówić.
- O mnie mówi same dobre rzeczy. - uśmiechnąłem się dumnie.
- Nie wierzę w to, ale fajnie jest mieć taką sąsiadkę. Zawsze wszystko będę wiedzieć.
- Nie zdziw się jak połowa tego to będą kłamstwa. - prychnąłem i odłożyłem puste opakowanie po chińczyźnie. - Moja mama kazała nam przyjechać na święta.
- Okej. - przytaknęła bez żadnego problemu, a ja zagryzłem wargę.
- Ma się zjechać do niej cała rodzina, łącznie z ciociami i moimi kuzynami. - powiedziałem wolno uważając na jej reakcję.
- W jakim wieku są ci kuzyni?
- Coś około mojego, nie wiem dokładnie. Nie zadawaj mi takich trudnych pytań. - jęknąłem zażenowany swoją niewiedzą.
- Myślisz, że mnie polubią?
- Myślę, że tak. W końcu nie jestem z nimi jakoś blisko związany, więc nie będą cię jakoś bardzo oceniać. To będzie wyglądać strasznie sztywnie, uwierz mi. - spojrzałem się na jej twarz, kiedy akurat dziewczyna ziewała, co chwile potem zrobiłem i ja.
- Przesadzasz.
- Mówię całkiem poważnie. Rok temu moja mama się mną wychwalała, a ciocie robiły to samo z kuzynami. To było coś w tym stylu, kto z nas ma lepsze dziecko. - fuknąłem przypominając sobie tamtą scenę.
- I która wygrała? - zaśmiała się dziewczyna.
- Myślę, że moja.
********************
Kolejny za tydzień! Proszę was o pozostawienie gwiazdki lub komentarza po sobie! To bardzo motywuje! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top