Get Insane XXXVI

Wokół panuje czysta biel. Mój umysł dryfuje po tym harmonijnym bezkresie...

Okropnie tu nudno. Jeśli tak wygląda niebo, to ja wolę do piekła. Pomińmy w ogóle fakt, jakim cudem, mając na sumieniu tyle ludzkich żyć, mogłam zostać wpuszczona do niego...

Chcę wstać, ale nie mogę. Nie mogę też otworzyć oczu. Co jest? Nie przeszłam jeszcze przez tunel, czy jak? I czemu nie mogę się ruszyć? Denerwuje mnie to wszystko... Jestem jak sparaliżowana, ale nie czuję nic. Jedyny zmysł, który u mnie pracuje to słuch. Słyszę wszystko bardzo wyraźnie, jakbym była kotem czy coś...

Co jest grane? To jest jakaś kara za grzechy, czy co? Nie przypominam sobie, żebym była specjalnie religijna, ale to wszystko zaczyna mnie irytować.

Stwórca, Lucyfer, Żniwiarz? Halo? Gdzie są wszyscy? Gdzie chmury, ewentualnie buchający ogień? A fruwające aniołki czy diabełki z widłami? No cokolwiek?

No halo? Co to jest jakaś wersja demo? Nie jestem użytkownikiem premium, żeby wkroczyć do nowego świata? Żądam wyjaśnień! Albo pizzy z podwójnym serem! Zobaczymy, co się spełni szybciej...

Ten mój dziwny stan ma swoje zalety. Nigdzie nie słychać głosu podświadomości! Wszystkowiedzące sumienie wreszcie się odwaliło! Chociaż jedna dobra wiadomość...

Po chwili słyszę czyjeś kroki. Co się dzieje? Nadszedł czas mojego osądu? Naprawdę nie wiem czego się spodziewać. Byłoby łatwiej, gdybym coś widziała, ale po co...

- Coś ty narobił, idioto – do moich uszu dociera głos jakiegoś mężczyzny. Nie znam go, ale sądząc po sposobie wypowiedzi, zaraz odezwie się ten rzekomy idiota. Mam nadzieję, że nie zorientowali się, że wszystko słyszę i rozumiem. Zostałabym zdemaskowana...

- Zamknij ryj, Hold i powiedz mi czy Ona z tego wyjdzie – drugi uczestnik rozmowy zdradza się ze swoją tożsamością. Poznałam od razu... Joker... Oznacza to, że żyję i chyba jestem w śpiączce? Dla pewności próbuję otworzyć oczy. Udało się?! To znaczy, że zwyczajnie śpię? Nie mogę się zdradzić, że się obudziłam, ale ciężko mi teraz będzie zachować powagę. Mam szczęście, że nie zauważyli, jak otworzyłam oczy, bo wtedy wszystko spaliłoby na panewce...

- Wyjdzie z tego, ale daję głowę, że będzie Cię uważać za największe ścierwo na tej planecie – tajemniczy Hold jest wrogo nastawiony do klauna. Ha! Moja krew...

- Nie praw mi morałów – Joker zaczyna się irytować – Jesteś takim samym śmieciem jak ja. Nie udawaj pieprzonego świętoszka – warknął.

- Chłopie! - Hold podnosi głos – Omal jej nie zabiłeś! - dodał z wyrzutem – Za co ty jej tak nienawidzisz?

- Nienawidzę?! - Joker zaczyna wpadać w swoją typową furię – Ja ją kocham, złamasie – warczy gniewnie. To wyznanie mnie mocno zaskoczyło. Coraz ciężej mi udawać nieświadomą. Niewiele brakuje, żebym dostała ataku śmiechu. Czuję się jak podczas próby kradzieży ciastek z kredensu. Muszę bardzo uważać...

- Kochasz? - Hold prycha pogardliwie – Ty w ogóle wiesz, czym jest miłość?

- Dzięki niej wiem – Joker kontynuuje swój wywód. Po jego głosie poznaję, że jest już mocno wkurzony. I kimkolwiek jest ten cały Hold, niech mu nie przyjdzie do głowy, żeby rozsierdzić tego szaleńca. Chyba że chce zająć miejsce obok mnie.

- Przestań ściemniać, J – Hold dalej brnie w paszczę lwa – Może jeszcze powiesz, że prawie zadźgałeś ją nożem, robiąc to z miłości? - prycha.

- Nic nie rozumiesz, Hold, ty durniu – czuję, jak Joker siada na brzegu łóżka. O nie... Mam wstrzymać oddech żeby się nie zorientował? - Juliet Caro jest pierwszą ofiarą, której nie zabiłem. Jest też pierwszą kobietą, która mnie rozumie i podziela moje szaleństwo – serce bije mi jak oszalałe i jestem przerażona, że on to usłyszy. Ciężko jest grać przysłowiowego trupa. To chyba najtrudniejsza rola, jaką miałam okazję dostać...

- Weź ty się koleś, nie pogrążaj – Hold dalej odnosi się do Jokera z pogardą – Oddaj się do Arkham, Juliet puść wolno i przestań jej marnować życie! - wybuchnął.

- NIGDY – klaun syczy jak rozwścieczony wąż – Jest moja i nigdy nie pozwolę jej odejść – czuję jego dotyk na mojej dłoni. Cholera, żebym tylko nie dostała dreszczy, bo wtedy wszystko się wyda... - Nigdy – dodaje z większym naciskiem.

- Psychol – Hold wzdycha ciężko – Zostaw ją. Dziewczyna musi odpoczywać, jeśli ma wrócić do siebie – mówi łagodnie.

- Zostaw mnie z Nią – warczy niczym wkurzona bestia.

- Ogarnij się J, twoja obecność na pewno jej nie pomaga w lepszym samopoczuciu – Hold podnosi głos.

- Powiedziałem, ZOSTAW MNIE Z NIĄ – warczy jeszcze zacieklej, po chwili słychać strzał pistoletu i odgłos zamykanych drzwi. O nie... Hold nie zostawiaj mnie z Nim. Nie zostawiaj... Wracaj tu idioto! Jak mogłeś pozwolić, żeby ten psychopata siedział na moim łóżku?!

- Moja słodka Juliet – mruczy i dotyka palcami mojego policzka. Teraz naprawdę mnie sparaliżowało... Skąd mam wiedzieć, że nie zamierza mnie dobić? Pomińmy już fakt, że jego dotyk jest elektryzujący i nie wpływa to na mnie dobrze, jeśli dalej chcę grać umrzyka... - Tylko moja – chwyta moją dłoń i opiera swoją głowę o moją... Zabierzcie go, zabierzcie go, zabierzcie go... Nic nie rozumiem. Chciał mnie zabić, a teraz jak gdyby nigdy nic się do mnie przytula?! I tak najbardziej nie pojmuję tego, że wciąż żyję. Miał niepowtarzalną okazję, żeby się mnie pozbyć a zamiast tego mnie uratował? Znowu? - Ja i Ty – znów ten charakterystyczny pomruk... Udawaj, że to na ciebie nie działa. Udawaj, że to na ciebie nie działa... - NA ZAWSZE – szepcze prosto w moje ucho. Umarłam. Umarłam tam wewnątrz, kiedy to powiedział. Już sama nie wiem, czy go nienawidzę, czy nie. Jednakże wiem, że on nie pozwoli mi odejść. Czy to dosłownie, czy to w przenośni...

- Śpij cukiereczku – czuję, jak składa delikatny pocałunek na moich ustach. No teraz to przegiął... - Nie myśl sobie, że pozwolę Ci odejść – śmieje się w ten charakterystyczny sposób i wychodzi.

Upewniam się, że nikogo nie ma w pomieszczeniu i otwieram oczy. Jestem w jakimś pokoju. Dominuje tu pistacjowa zieleń i mleczna biel. Czy to szpital? Niemożliwe. Nikt normalny nie wpuściłby Jokera do szpitala. Chyba że psychiatrycznego...

Ostrożnie podnoszę się na łokciach, żeby sprawdzić, ile ruchu wywoła u mnie ból. Nie czuję żadnego dyskomfortu. Odruchowo przejeżdżam dłonią po szyi. Znajduje się tam bandaż.

Moje zmysły zaczynają się budzić. Cała pościel przesiąkła drogimi perfumami Jokera... Jego zapach unosi się wszędzie... Zaczyna mnie odurzać jak narkotyk.... Szczególnie że mózg dopiero się ocknął z tego dziwnego letargu.

Odkrywam kołdrę i widzę, że jestem ubrana w czarną, luźną piżamę, składającą się z długich spodni z rozszerzanymi nogawkami i bluzki z rękawami do nadgarstków.

Siadam po turecku na łóżku i z niebywałym zaciekawieniem przyglądam się swojej dłoni. Wciąż jest taka sama. Wąska o długich palcach, ale jest też jakaś inna. Chudsza, bledsza? Nie wiem. Wiem za to, że to dziwne miejsce negatywnie na mnie wpływa i muszę się stąd wydostać...

Stawiam niespiesznie kroki. Stąpam na palcach, podłoga jest tutaj zimna i chodzenie po niej bosymi stopami jest bardzo nieprzyjemne. Moje włosy nie wirują razem ze mną. Zostały związane w luźne kitki.

Zaraz oszaleję. To miejsce jest przytłaczające, może dlatego, że przesiąknęło zapachem Jokera, a ja powinnam być na niego wściekła, nienawidzić go, cokolwiek... Niestety, część mnie dalej pragnie tego szaleńca... Czy cierpię na syndrom sztokholmski? Nie mam pojęcia. Aczkolwiek, jego słowa odbijają się echem w mojej głowie: Ja i Ty. Na zawsze... Co mam przez to rozumieć? Uwielbia mnie torturować i nie wyobraża sobie, żeby jego zabaweczka mogła zniknąć? Czy nie dopuszcza do siebie myśli mojego odejścia dlatego, że nie jestem mu obojętna?

- Caro, przecież znasz odpowiedź.

- Co?! To ty wciąż żyjesz?! Jakim cudem?! - nie mogę uwierzyć, że podświadomość dalej będzie mnie dręczyć...

- Jestem częścią Ciebie, idiotko. Zniknę, wtedy kiedy Ty znikniesz.

- Te kilka minut tego dziwnego snu to były najlepsze chwile mojego życia... - mruknęłam niezadowolona.

- Z pewnością. Nie pozbędziesz się mnie, tak samo, jak nie pozbędziesz się tego uczucia.

- Jakiego uczucia?

- Do Niego. Chcesz być na Niego wściekła. Chcesz Go nienawidzić, ale słowa, które usłyszałaś z Jego ust, mocno Tobą wstrząsnęły.

- No, nie zaprzeczę – prycham znudzona – Ale on mnie traktuje jak jakąś cholerną zdobycz... To nie jest szalona miłość. To jest toksyczna miłość.

- Ucieczka nic nie załatwi.

- Stul mordę. Zrobię co zechcę. Nikt mi tego nie zabroni...

- Ale...

- Raz, dwa, trzy, znikasz TY! - złapałam się po obu stronach za głowę, jakby to miało uciszyć ten głupi głos rozsądku. Pomogło. Nie wiem na jak długo, ale pomogło...

Wychyliłam głowę zza drzwi, sprawdzając czy w pobliżu nikogo nie ma. Byłam w jakimś długim korytarzu, który bardziej przypominał jakiś cyrkowy tunel. Wszędzie. Dosłownie wszędzie były lustra... Na ścianach, na suficie. Jedynie drewniana podłoga nieskalana była ciężarem licznych zwierciadeł.

Teraz to dopiero czułam, że zeświruję... Wszystkie moje odbicia wpatrywały się we mnie pustym wzrokiem i miałam wrażenie, że każde z nich mówi innym głosem.

To było jakieś porąbane miejsce! Ni to szpital, ni to cyrk, a atmosfera unosząca się wokół sprawiała, że dodatkowo czułam się jak w więzieniu...

Dla pewności, że to nie jest sen, wycofałam się z powrotem do pokoju i na sekundę zamknęłam drzwi. Potem ponownie weszłam do tego dziwnego korytarza i upewniłam się, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Dostawałam schizy, ale musiałam się tym martwić później. Gdziekolwiek się znalazłam, trzeba było znaleźć wyjście...


Szłam przez ten gabinet luster, starając się nie patrzeć w żadne z nich. Co prawda zwierciadła nie przedstawiały moich karykatur, ale i tak czułam się niepewnie...

Krążyłam tym dziwnym tunelem z dobre kilka minut, gdy to całe szaleństwo spowodowane nadmiarem moich sobowtórów zaczęło mi się podobać. Przeglądałam się w każdym lustrze, robiąc głupie miny i śmiejąc się szaleńczo. Wygląda na to, że byłam już zdrowa. Oczywiście w znaczeniu fizycznym. Bo z tym psychicznym, hahahha, wdałabym się w polemikę...

- Wszystkie jesteście piękne – chichotałam – Ale i tak najlepszy jest oryginał – wybuchnęłam psychopatycznym śmiechem, zapominając o tym, że miałam uciekać i mogę na siebie zwrócić niepotrzebną uwagę...

- Hold, co z nią będzie? - usłyszałam czyjś głos. Męski, nieco obojętny, ale ciepły i miły jednocześnie, zdradzający, że jego właściciel to człowiek posiadający jakieś uczucia. Frosty!

- Nie wiem, Johnny – odparł ten cały Hold – Minie trochę czasu nim Juliet Caro wybudzi się ze śpiączki – odparł zmęczonym głosem. Zaraz, to ja jestem w śpiączce? Kto postawił taką diagnozę? Jakiś konował? - Tak w ogóle, trzymaj tego psychola z dala od niej. Omal jej nie wyprawił na tamten świat, a zachowuje się, jakby była miłością jego życia. I nie pozwala się do niej ani zbliżyć, ani od niej odciągnąć – mruknął niezadowolony.

- Tak – w głosie Frosta było słychać zakłopotanie – To trochę skomplikowane, ale ona naprawdę jest miłością jego życia...

- Czy ten błazen w ogóle umie kochać? - prychnął Hold.

- Sam się zdziwiłem, ale jak widać, Juliet jest wyjątkowa, skoro ją uratował – westchnął Frost. Co? Joker mnie uratował...?

- To się kwalifikuje pod poważny problem – mruknął Hold – Najpierw ją prawie zabił, a potem postanowił ocalić? - był sceptycznie nastawiony do słów Frosty'ego – Znam go nie od dziś, wiem, że to wariat i psychopata, ale to do niego niepodobne. Przecież dla niego to nienaturalne, żeby ratować swoją ofiarę! - wykrzyknął głośno.

- Dlatego ci mówię, Hold – Frost ma bardzo przejęty ton głosu – Juliet Caro nie jest zwyczajną zabawką w jego życiu – Dość już tych pogaduszek – mruknął rozdrażniony – Gdzie ona jest? Chcę ją zobaczyć. Bardzo polubiłem tę wariatkę, pomimo tego, że często mnie doprowadza do szewskiej pasji – odparł. Ooo, Frosty dalej mnie lubi. Aż się wzruszyłam... Nie no żarcik branżowy, hahahaha...

Chwila moment, jeśli oni wejdą do pokoju i zobaczą, że mnie tam nie ma... Na co czekasz, Caro, musisz się stąd zmywać. Szukaj wyjścia, schowaj się, ale nie daj się złapać!

Gorączkowo nasłuchiwałam ich kroków, żeby ocenić, z której strony mogą się zbliżać i uciekałam w przeciwnym kierunku.

Ależ to było emocjonujące! Czułam się jak niegrzeczna dziewczynka, która nie chce zostać przyłapana na gorącym uczynku... Adrenalina miała swoje prawa, bo buzowała w moich żyłach niczym oranżada...

Ten korytarz przypominał labirynt! Mogłam w każdej chwili wpaść na Frosta i Holda, a nie miałam na to najmniejszej ochoty.

Uciekałam więc jak szczur i z sercem na ramieniu i własnym śmiechem w uszach, próbowałam wyjść z tego tajemniczego wariatkowa...

Nagle usłyszałam głośny alarm... O nie! Już wiedzą... Muszę się sprężać...

- Juliet? - przez ściany przechodził głos Frosta – Juliet, wiemy, że gdzieś tu jesteś! - wołał uparcie. Może to było spowodowane troską lub była to intryga? Nie wiem. Mogłam liczyć tylko na siebie. Chociaż tyle dobrego, że te psychodeliczne lustra się skończyły, bo zaczęłam powoli głupieć...

Teraz przemieszczałam się szarym, wzbudzającym lęk, krętym korytarzem, ale to było o wiele lepsze niż aleja zwierciadeł...

Nagle przed oczami minęła mi jadowita zieleń. O nie... Mam nadzieję, że mnie nie zauważył... Na wszelki wypadek schowałam się za ścianą. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie dam się złapać. Nie dostaniesz swojej Juliet Caro, Joker. Nie dostaniesz...

- JAK TO DO CHOLERY UCIEKŁA?!?! - całym budynkiem wstrząsnął dziki wrzask klauna – Śpiączka kurwa, tak?! - darł się – Kto stawia te diagnozy?! - usłyszałam strzał z pistoletu... Mam nadzieję, że to nie Hold albo Frost... Jednak z jednym się zgodzę: Kto stawia te diagnozy?!

- Znajdę Cię, kochanie! Nie ukryjesz się! - wszystko wypełniło się jego psychopatycznym śmiechem. Po chwili usłyszałam kolejne strzały i krzyki jakichś ludzi. Ooo, Joker zabija wszystko, co mu stanie na drodze, żeby mnie znaleźć? Z jednej strony to słodkie, a z drugiej, muszę wiać...

Cały czas słychać strzały i dźwięki butelek z gazem, rzucanych na podłogę. To okropne! To najciekawsza akcja jak do tej pory, a ja muszę uciekać... Życie nie jest fair...

Uciekanie korytarzem jest ryzykowne, więc chowam się w jakimś pokoju. Ku mojej radości jest tam otwarte okno! Nie zastanawiając się, wdrapuję się na parapet i wychodzę. Tuż przy oknie znajduje się drzewo, po którym mogłabym bezpiecznie zejść.

Ostrożnie stawiam stopę na grubej gałęzi i chwytając się tych mniejszych, przechodzę po niej jak po linie. W miarę możliwości kamufluję się z koroną drzewa i delikatnie przeskakuję na coraz to niższy poziom rośliny.

Udało się! Ląduję bezpiecznie na ziemi i czym prędzej uciekam przed siebie...

Mówiłam, że nie raz Ci ucieknę, Panie J. Zasłużyłeś sobie na to ty gnoju...


Tia. Juliet żyje, bo przecież Joker nie pozwoli jej odejść bez Jego zgody...

Ale niech nie myśli, że Caro okaże mu z tego powodu wdzięczność...

CDN

♦♦♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top