Get Insane XXXV
Jeśli kiedykolwiek przeżywałam większą euforię niż wtedy gdy Joker wyznał mi w końcu miłość, to musiałam o tym zapomnieć. Słowa klauna spokojnie uplasowały się na pierwszym miejscu najlepszych i najważniejszych przeżyć w moim życiu. Niby nie stało się nic spektakularnego, ale czułam zmianę.
Usłyszeć od Jokera ''Kocham Cię'' to jak wygrać los na loterii. To jak wskoczyć do basenu pełnego szczeniaków, dostać największe lody na świecie. Po prostu nie wiem jak to opisać. Wielokrotnie łudziłam się, że nic nie jest w stanie wpłynąć na moje uczucia do niego, ale te dziewięć liter szybko sprawiło, że zmieniłam zdanie...
Leżałam właśnie w wannie, otoczona pachnącą, puszystą pianą i starałam się zebrać myśli. Kąpiel była moim sposobem na relaks i ochłonięcie.
Co to się wydarzyło, to się w głowie nie mieści, a już na pewno nie w mojej, spowitej cieniem obłędu. Powiem tylko, że przekroczyliśmy dozwoloną granicę pożądania. Długo tego nie zapomnę i Joker pewnie też.
Męczyła mnie tylko jedna myśl...
Klaun wyznał mi miłość, ale to chyba nie oznacza, że będziemy typową romantyczną parką? Kwiatki, czekoladki, kolacyjki... Błagam, nie!
- Co jest z tobą nie tak, Caro? - nawet w kąpieli nie można się zrelaksować, bo głos podświadomości zawsze czuwa... Pieprzyć kojącą atmosferę, pianę, która miała być moją osłoną przed kotłującymi myślami. Pieprzyć to, skoro głos przemówi zaraz z krztą kpiny i zacznie mnie pouczać, co jest najwłaściwsze.
- Daj mi spokój! - zamknęłam oczy i próbowałam się skupić na przyjemnym gorącu, opływającym moje ciało. Gdyby ktoś usłyszał, jak gadam do siebie, bez mrugnięcia okiem wysłałby mnie do wariatkowa.
- Co by było złego w szczerej i czułej miłości? - pierdolenie o Szopenie. Gada gorzej niż moja babcia, która zawsze była przeciwna moim upodobaniom. Między innymi tym, że kręcą mnie źli faceci.
- To nie moja bajka! - westchnęłam ciężko – Nie wyobrażam sobie Jokera jako miękkiego, czułego romantyka. Jeśli ubzdura sobie, że powinien być bardziej opiekuńczy, to straci cały swój urok. Moim zdaniem każda kobieta, która chciałaby zmienić Jokera w normalnego mężczyznę, jest najgorszym ścierwem. Cholera, żeby on nie zmiękł. Wtedy to nie będzie to samo. Cała chemia, pożądanie, miłość, prysną jak mydlana bańka...
- A co jeśli, wyznając mi miłość, zaczął normalnieć...? - pomyślałam ze strachem. Tak. Mój największy koszmar, jaki mógłby się ziścić, to normalny Joker...
To jest to, czego się boję najbardziej. Myśl, że mój Książę Zbrodni mógłby stracić całą swoją psychozę...
Czy żyłam dla Niego? Nie wiem. Wiem, że z Nim żyło mi się lepiej. A wizja tego, że całe nasze szaleństwo mogłoby się skończyć, była gorsza niż śmierć. Gorsza niż tortury...
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szlag, czy znowu zapomniałam je zamknąć na klucz?
- Juliet? - Joker roześmiał się na mój widok – Twój monolog słychać w całym domu. Mam dzwonić po egzorcystę? - zaśmiał się szyderczo.
- Możesz dzwonić – odparłam obojętnie – Nie zabiłam nikogo od kilku godzin – westchnęłam nostalgicznie.
- Wytrzymaj jeszcze trochę cukiereczku – uśmiechnął się i zaczął rozbierać.
- Co ty wyprawiasz? - obrzuciłam go dziwnym spojrzeniem.
- Rozbieram się – popatrzył na mnie jak na idiotkę. Nie krył swojego rozbawienia.
- Ale po co? - rzuciłam zniecierpliwiona. Nie znosiłam, kiedy bawił się w gierki słowne. Nie było takiej sytuacji, żeby od razu mówił, co robi. Najpierw rzucał oczywiste określenia, żebym wyszła na kretynkę...
- Idę pod prysznic – bez najmniejszej krępacji zdjął swoją bieliznę.
- A nie możesz zaczekać, aż wyjdę? - przewróciłam oczami.
- Nie mów, że się wstydzisz? - prychnął.
- Nieee – przeciągnęłam pretensjonalnie – Bardziej chodzi o moją prywatność i potrzebę samotności – warknęłam.
- Przestań Juliet – zakpił – Zachowujesz się jak czterolatka – zaśmiał się i zamknął za sobą drzwi kabiny. Był z siebie bardzo zadowolony.
- Dupek – mruknęłam głośno.
- Słyszałem to – warknął.
- Bez powodu, głośno tego nie powiedziałam – rzuciłam złośliwie. Całą moją relaksującą kąpiel szlag trafił, ale przynajmniej jedno mnie ucieszyło. Joker dalej zachowywał się jak nadęty bałwan, a to oznaczało, że wszystko jest w porządku. Przynajmniej nie było nudno, gdy był takim zadufanym w sobie kretynem.
Umyłam się, owinęłam w ręcznik i wyszłam z wanny. Chciałam się skupić nad projektowaniem stroju na akcję, a to oznaczało, że będę musiała powyciągać wszystkie ciuchy z szafy i szukać inspiracji...
Tradycyjnie, musiałam dopieścić swój narcyzm i zaczęłam się przeglądać w lustrze. Na moje nieszczęście, lustro znajdowało się obok kabiny...
Nie zauważyłam, kiedy jej drzwi się rozsunęły i wyłoniły się z niej ręce zielonowłosego, który pochwycił mnie i wciągnął do środka.
- Chodź tutaj, kotku – odwinął mnie z ręcznika, jakbym była jakiś prezentem w ozdobnym papierze, po czym zacisnął swoje ramiona na moim ciele, traktując mnie jak ofiarę, która wpadła w pułapkę.
- Zabieraj te łapy! - warknęłam wściekle. Nie po to się wytarłam do sucha, żeby znowu ociekać wodą...
- Co tak niegrzecznie? - warknął i przycisnął mnie do szyby kabiny.
- Puszczaj mnie, idioto – w moich oczach ukazał się chyba cały jad, ale jego to zbytnio nie wzruszyło.
- Bardzo niewyparzony język – rzucił wściekły.
- Coś taki zdziwiony? - prychnęłam pogardliwie – Puszczaj mnie do diabła! - mierzyłam go zaciekłym spojrzeniem.
- Nie pyskuj – warknął. Jego tęczówki zaczęły się zmieniać. Zaraz znowu się wkurzy.
- Nie jesteś moim ojcem – miałam ochotę go zamordować.
- Tak? - prychnął cynicznie – Mam Ci przypomnieć jak do mnie mówisz, kiedy – nie zdążył dokończyć, bo dostał ode mnie siarczystego liścia. Był tym tak zszokowany, że ośmieliłam się go uderzyć, że nawet nie zareagował. Wykorzystałam tę chwilę, wyszłam z kabiny, owinęłam się ręcznikiem i poszłam w kierunku sypialni. Co za dupek! Co on sobie myśli?! Wiedziałam, że ma problem. I teraz się o tym przekonałam na własnej skórze...
Zdążyłam się już przebrać w czyste ubrania. Szare legginsy i czerwona koszulka idealnie nadawały się do buszowania w szafie i szukaniu inspiracji do kostiumu. Były w miarę wygodne i nie ograniczały moich ruchów.
Siedziałam tak pomiędzy stertą ciuchów a kartek i porównywałam projekty, jakie zrobiłam. Nie były profesjonalne, ale to były ubrania na zamówienie. Kosztowały mnóstwo forsy, a moje rysunki miały przybliżyć profesjonalnym projektantom wygląd mojego wymarzonego kostiumu. Wahałam się pomiędzy czymś seksownym a czymś funkcjonalnym. Ten skok po dokumenty będzie się pewnie wiązał z tym, że trzeba będzie szybko uciekać z budynku, a do tego spódniczka raczej się nie nadaje. Podobnie jak wysokie buty...
Wykreśliłam te obie rzeczy z listy i podarłam projekty, które je przewidywały. Nagle do pokoju wszedł Joker. Miał na sobie tylko ręcznik, owinięty wokół bioder, ale w tym momencie mnie to waliło. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Ja też olałam go całkowicie. Oczywiście to, że on miał mnie w dupie to nic złego. Jednak to, że jego osoba obchodziła mnie w tym momencie tyle, co powietrze, to już obraza majestatu!
- Żadnej wdzięczności. Żadnego szacunku. Żadnego respektu. Żałosna suka – mruknął pod nosem, ale na tyle głośno, żebym to usłyszała. Tutaj gnój przegiął... Jeśli myślał, że nie odważę się zrobić mu awantury, to żył w wyimaginowanym świecie...
- Czy ty się słyszysz, kretynie? - wstałam i z założonymi na siebie rękoma, skierowałam w jego stronę wściekłe spojrzenie.
- Czy ty mnie nazwałaś... - miał ogień w oczach i widać było, że go wkurzyłam, ale miałam to gdzieś. Chciałam mu powiedzieć parę rzeczy.
- Tak kretynie – dodałam dobitniej z triumfalnym uśmieszkiem – Jakiej ty wdzięczności oczekujesz? Jakiego respektu? Ja Cię najzwyczajniej w świecie nie rozumiem, człowieku! Jaki ty masz problem? Bądź facetem, powiedz, co Ci leży na sercu – patrzyłam na niego uważnie. Nie mogłam go nigdy rozgryźć. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Rzucał jakimiś półsłówkami, nie wyjaśniając powodu swojej złości. On był gorszy niż moja matka...
- Powiedziałem, że Cię kocham – warknął. Narastała w nim furia. Był wściekły, że ośmieliłam się z nim wdać w napiętą dyskusję. Temperatura rosła i awantura była w zasadzie nieunikniona.
- No powiedziałeś, ale nie rozumiem jaki to ma związek z... - zaczęłam, ale nagle przerwałam. Wnet mnie oświeciło. Chyba jeszcze nigdy nie byłam taka zła jak teraz. Jeśli Joker nie miał okazji zobaczyć Juliet Caro, rozwścieczonej do granic możliwości, to zaraz będzie honorowym widzem tego szokującego spektaklu... - Czy ty myślisz, że jak wyznasz mi miłość, to mnie zmienisz w uległą marionetkę?!
- Tak! Dokładnie tak myślę! - warczy, podchodzi do mnie i przewraca mnie na stertę ubrań. Nim zdążę się podnieść, przygniata mnie własnym ciężarem i macha nożem przy szyi – Kiedy się w końcu podporządkujesz? - syczy gniewnie – Kiedy wreszcie spokorniejesz? - chwyta moją brodę, przechyla moją głowę i wbija mi nóż pod skórę. Ból jest nie do zniesienia, ale nie chcę mu dać satysfakcji. Jedyne co robię, to pozwalam łzom swobodnie wypływać z moich oczu. On coś robi tym nożem, domyślam się, że znowu zostawia swój podpis. Robi to po drugiej stronie. Trwa to długo i cierpię niesamowite katusze. Gardzę nim. Mam ochotę rozszarpać, ale jedyne co mogę zrobić, to czekać aż skończy. Jest ode mnie dużo silniejszy. Nie jestem w stanie nawet pisnąć słowem. Paraliżujący ból, który skupił całą siłę na mojej szyi, upośledził moje struny głosowe. Kiedy tak się nade mną pastwi, zaczynam wątpić czy jego słowa były szczere...
Więc jednak. Uzmysłowił sobie, że po wyznaniu miłości może sobie ze mnie zrobić bezwolną kukłę?
- Ty parszywy śmieciu – udaje mi się w końcu coś powiedzieć. Sporo mnie to kosztuje, ale wkładam cały wysiłek, żeby go wyzwać.
- Uspokój się cukiereczku – śmieje się szyderczo. Robi mi się niedobrze, kiedy mnie tak nazywa. Nigdy nie wierzyłam w to, że nie będzie mnie krzywdzić, ale za każdym razem, kiedy sprawiał mi ból, ciężko było mi się z tym pogodzić. Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie.
- Gardzę Tobą – syczę z nienawiścią niczym rozjuszona kobra.
- Nie kłam, Juliet – wciąż się nade mną znęca, wciąż czuję ostrze wewnątrz mojego ciała. Zaczynałam rozumieć, dlaczego ofiary najlepiej zabijać nożem. Bo to najbardziej boli... - Ja też Cię kocham, kochanie – uśmiecha się szaleńczo w moją stronę. Muszę odwrócić wzrok, bo nie jestem w stanie tego wytrzymać. Joker wciąż z precyzją operuje nożem. Traktuje mnie jak płótno. Uważa się za wybitnego artystę. Tworzy teraz sztukę. A ja? Ja chyba zaraz zemdleję z bólu... Nie mogę zatrzymać potoku łez. Cierpienie przewyższa moje możliwości fizyczne... Chcę umrzeć. Chcę śmierci jak nigdy dotąd... - No! - klaun klaszcze w dłonie jak spełniony twórca – Wygląda cudownie. Tak samo, jak Ty – do moich uszu dobiega jego psychopatyczny śmiech. Jednakże to wszystko dzieje się jak gdyby za ścianą. Zupełnie jakbym nie była głównym bohaterem tego przedstawienia, a zwykłym świadkiem – Do zobaczenia, skarbie – nie przestaje się śmiać – Tatuś niedługo wróci – czuję, jak składa toksyczny pocałunek na moim policzku. Mówi tym ponętnym głosem, ale w tej chwili jest to dla mnie jak głos oślizgłego gada. Słyszę, jak zamykają się zanim drzwi...
Leżę bez ruchu i niemal widzę zakapturzoną kostuchę, która wyciąga po mnie swoja kościstą rękę. Czuję się jak martwa. Krew powoli ze mnie wypływa. Moja linia życia zaczyna powoli gasnąć.
Zostawił mnie. Zostawił mnie na śmierć...
Jaka ja byłam głupia. Taki jak on nie może kochać. Gdyby mnie kochał, nie zrobiłby mi czegoś takiego, prawda? Chociaż to przecież psychopata. Może mnie kochać, ale nie potrafi odmówić sobie tej przyjemności. Przyjemności, zrobienia mi krzywdy...
To idiotycznie zabrzmi, ale to nie jego wina. Rzeczywiście mam niewyparzony język i nigdy nie milczę, kiedy powinnam, tym bardziej że wiem jak łatwo go sprowokować do furii.
Jeśli Joker oczekuje, że się zmienię, to ta szalona ''miłość'' nie ma sensu... Jeśli chce mieć u swojego boku wierną jak pies kukiełkę, to mną się nie zadowoli.
Zawsze będę uparta i bezczelna. I nie uda mu się mnie utemperować. Choćby mocno tego chciał.
Teraz to nie ma znaczenia. I tak zaraz wykrwawię się na śmierć i odejdę z tego świata. Nie mam siły się podnieść. Po prostu leżę i czekam na koniec. Nawet patrzenie sprawia mi ból, więc zwyczajnie zamykam oczy. Minie trochę czasu, zanim nastąpi kres mojego życia, bo krew wypływa bardzo powoli. W dodatku wsiąka w ubrania, na których leżę i krwotok nie jest aż tak silny. Dlatego moja śmierć może zająć trochę czasu. Zamykam oczy i pozwalam, żeby nastąpiło to, co musi. Może uda mi się zasnąć i umrę we śnie? Nie czując bólu? Byłoby fajnie...
Nie wiem, ile minęło czasu, ale wciąż żyję i staje się to dla mnie coraz bardziej męczące. Chcę już mieć to za sobą.
Jak na złość, słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Oznacza to, że moje zmysły dalej czuwają i muszę jeszcze poczekać, zanim śmierć wybawi mnie za agonii...
O nie. Ten debil wrócił. Czemu nie mogę umrzeć w spokoju? Teraz będę wysłuchiwała jego głupiego gadania.
- Juliet! - drze się od progu – Wróciłem, kochanie! - śmieje się szaleńczo. No dalej? Gdzie Mroczny Kosiarz, czy coś tam? Zabierzcie mnie stąd jak najszybciej...
Niestety Żniwiarz ma mnie w dupie, bo nic się nie dzieje... Słyszę za to, jak kroki zielonowłosego odbijają się echem od podłogi. Słyszę, jak wchodzi do pokoju. Jestem przygotowana na pomruki niezadowolenia czy coś w tym stylu, ale zamiast tego czuję, jak się zbliża.
Odejdź ode mnie ty gnoju. Uszanuj, chociaż moją śmierć i nie zbliżaj się – warczę w myślach.
Czuję dotyk jego palców na moim policzku. Po chwili zjeżdża nieco dłonią i przykłada jej część do miejsca, gdzie znajduje się tętnica. Czy on mi mierzy puls? Po co? Niecierpliwi się, kiedy umrę, czy co?
Po chwili czuję, jak jego ręce wślizgują się pod moje ciało i unoszą je do góry. Co on chce zrobić? Zapakować mnie do worka na zwłoki? Ewidentnie czuję, że gdzieś mnie niesie. Dopiero teraz dostrzegam różnicę w intensywności krwotoku. Kilkanaście minut i po mnie. Tak przynajmniej mówiła nauczycielka na biologii.
Zostaw mnie debilu, daj mi umrzeć, puszczaj mnie – w głowie układam sobie teksty na wypadek, gdyby udało mi się coś jeszcze powiedzieć.
Położył mnie na czymś. Czy to trumna? Jest twarde i zimne, chociaż wszystko jedno.
Zaraz, czy on właśnie rozerwał mi koszulkę? Jest nekrofilem?!
Czuję coś miękkiego i wilgotnego przy szyi. Co on robi? Niech mi da święty spokój. Co, bez jego zgody nie mogę nawet umrzeć?! Pieprzony egoista...
- Nie ma mowy. Nie zrobisz mi tego – słyszę jego pełen jadu głos. No tak. Jak ja mogłam zacząć sobie umierać bez jego zgody? Skandal po prostu.
- Nie pozwolę – warczy. Pierdol się psycholu! Dlaczego ja wciąż żyję?! - Nigdy nie pozwolę – teraz słyszę jego głos bardzo wyraźnie. Aż mam ochotę otworzyć oczy i wrzasnąć: ''Daj mi w końcu umrzeć, debilu!''. Jednak nie mam wystarczającej siły, żeby to zrobić. Poza tym obraz zaczyna zbyt mocno jaśnieć...
Śmierć. Czy to śmierć? Ogarnia mnie przyjemny spokój...
Czy to koniec...?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top