Get Insane XXXIX

Pingwin co chwilę poprawiał się na fotelu, okropnie mnie tym denerwując. Gnój jeden ciągle zmieniał pozycję, odwlekając tym samym powiedzenie, skąd mnie zna. W końcu nie wytrzymałam...

- Może by tak szybciej? - warknęłam rozdrażniona.

- Spieszy ci się gdzieś, Juliet? - Pingwin czerpał sporą satysfakcję z tego, że mnie zirytował. Co za bałwan...

- Zaraz umrę z niecierpliwości, a ostatnio dość często jestem na granicy życia i śmierci – mruknęłam, wypijając całego drinka.

- Co, Joker nie jest wcale czułym i delikatnym kochasiem? - prychnął Deadshot znad gazety.

- Dziwne, co nie? - zrobiłam minę w stylu No shit Sherlock. Okropnie żałowałam, że dupek Lawton nie widzi mojego wyrazu twarzy. Gapił się cały czas w tę gazetę, jakby ją pierwszy raz na oczy widział. Poza tym nie przypominał miłośnika prasy. Wyrobiłam sobie zdanie, że ochroniarze, goryle i przestępcy nie mają zbytnich zainteresowań, prócz swojego fachu. To tak jakbym codziennie widziała Jokera, siedzącego w fotelu, z założonymi okularami i czytającego jakąś książkę, np. dramat albo science-fiction.

- Aleście się polubili – zaśmiał się Pingwin, co bardziej przypominało atak padaczki.

- Ja pierdolę – wstałam gwałtownie z fotela i rzuciłam Pingwinowi zniecierpliwione spojrzenie – Czy temat dotyczący poznania mnie to jakaś tajemnica rządowa? Długo jeszcze będę musiała czekać? - usiadłam na biurku i rzucałam im obu ostre spojrzenia. Zarówno Pingwin, jak i Deadshot byli całkowicie zaskoczeni moim zachowaniem.

- Widzę, że mamy do czynienia z niecierpliwą duszyczką – chrząknął Pingwin, ale błyskawicznie ucichł pod moim diabelskim spojrzeniem – Więc to było tak... - zaczął.

- Do grzecznych dziewczynek to ty nie należysz, Caro – Deadshot podrapał się po brodzie.

- Zamknij ryj półmózgu – rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, po czym z najsłodszym uśmiechem odwróciłam się z powrotem do Pingwina – Kontynuuj – przechyliłam głowę jak zaciekawiony szczeniaczek.

- Dobrze już, Juliet – Pingwin uśmiechnął się znacząco. Co za dziwak... - Zdradzę ci sekret, że cały przestępczy światek Gotham wie, kim jesteś – odchylił się na fotelu i z zadowoleniem obserwował moją reakcję.

- Ale jakim cudem? - zrobiłam zszokowaną minę.

- Nasz kolega nietoperz ma w tym spory udział – odpowiedział.

- Batmenda? - zrobiłam wielkie oczy – A co on ma do tego?

- Robi wszystko, żeby cię znaleźć i wysłać... - zawiesił się na chwilę.

- Do Arkham? Do więzienia? - próbowałam odgadnąć.

- Na terapię – dokończył Cobblepot z szerokim uśmiechem.

- Na terapię? - prychnęłam pogardliwie – Niech on w końcu z tym przestanie! - zrezygnowana zeskoczyłam z biurka i zaczęłam chodzić po gabinecie.

- Co masz na myśli? - Deadshot wyraźnie się zainteresował.

- Ech – westchnęłam głęboko – Nie macie pojęcia, jakie to frustrujące, kiedy Mroczny Rycerz w ogóle was nie traktuje poważnie – zaczęłam – Nie jestem już amatorką – zirytowałam się – Rzeźnia w gotham'skim liceum to moja sprawka. Mam na sumieniu wiele trupów. Jednych zabijałam, innych mordowałam – gestykulowałam żywo – A ten głupi Batman ciągle uważa mnie za zagubioną dziewczynkę – przewróciłam oczami – I cały kryminalny świat Gotham to wie? - jęknęłam – Boże, co za wstyd! - schowałam twarz w dłoniach i pokręciłam głową.

- Juliet, spokojnie – Pingwin podszedł do mnie i poklepał po ramieniu. Znaczy się, próbował, ale byłam dla niego za wysoka i trafił w łokieć – Batman tylko rozsławił twoje imię, ale jesteś znana jako nieprzewidywalna wariatka – spojrzał na mnie z uśmiechem.

- No, ale ja jeszcze niczym nie zasłynęłam – popatrzyłam na niego dziwnie – Skąd cały przestępczy świat Gotham wie, kim jestem, skoro na ogół siedzę w domu z Jokerem, ewentualnie tańczę w jego klubie, albo pomagam mu w niektórych akcjach? - wystawiłam ręce na gest swojego zdziwienia.

- No właśnie, Caro – Floyd uśmiechnął się rozbawiony – Tańczysz w klubie Jokera. Naprawdę myślisz, że klienci tego klubu to zwyczajni mieszkańcy Gotham? - wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem.

- Chcesz powiedzieć, że za każdym razem wyginam się przed gangsterami, psycholami i recydywistami? - spojrzałam pytająco na Lawtona.

- Nie no, cywile też się czasem znajdą – Floyd pomachał mi ręką przed twarzą – Co, zaskoczona?

- I to bardzo – pokiwałam głową – Czyli, że występuję dla przestępczego świata Gotham – powiedziałam obojętnie – Ale ekstra – podskoczyłam w górę z radości, klaszcząc przy tym w dłonie.

- Haha, widzisz Juliet, same dobre wiadomości – uśmiechnął się Pingwin i wszyscy w trójkę usiedliśmy na kanapie – Uprzedzając twoje pytanie, ja i moi ludzie nie chodzimy do klubu twojego faceta, ale plotki i famy szybko się roznoszą – uśmiechnął się – Dlatego właśnie nie wiedziałem, jak wyglądasz. Połowa Gotham w zasadzie nie wie, ale ci, którzy bywają w klubie klauna, mają o tobie bardzo dobre zdanie – ponowił uśmiech – I tak o to, praktycznie każdy liczący się kryminalista w tym mieście, wie, że Książę Zbrodni ma nową dziewczynę. Szaloną, nieprzewidywalną Juliet Caro – zaśmiał się.

- Ale piękna zła sława – uśmiechnęłam się do swoich myśli – A czy przestępczy świat Gotham wie, że jestem uparta i wielokrotnie uciekam Jokerowi? - spytałam ze złośliwym uśmieszkiem.

- Oczywiście, że tak, Caro – odparł Pingwin – Swoją drogą to szkoda, że się u niego marnujesz – westchnął.

- Ej no – spojrzałam zła – Bez takich. Marnowałam się, jak byłam przeciętną nastolatką z Gotham i ukrywałam swoją wewnętrzną bestię – Teraz żyję pełnią życia. Robię, co chcę, kiedy chcę i jak chcę. I zabijam, kogo chcę – uśmiechnęłam się maniakalnie.

- No tak. Typowa psychopatka – skwitował Deadshot – Może jeszcze powiesz, że zabijasz dla zabawy albo z nudów? - prychnął.

- Widzę, że się rozumiemy, Floyd – wyszczerzyłam się do niego – Chociaż w sumie – zamyśliłam się – Nie wiem, co czułam, mordując swoją najlepszą przyjaciółkę – zrobiłam minę myśliciela – Chyba... Ekscytację! Tak! Ekscytację! - zawołałam.

- Ok. Już załapałem. Oboje jesteście świrnięci – Lawton wrócił do czytania gazety.

- Och, nie bądź taki moralny, Floyd – obróciłam się w jego stronę – Jestem pewna, że ksywa Deadshot nie wzięła się znikąd – zerknęłam na niego pytająco.

- Jestem zabójcą na zlecenie – mruknął, nawet na mnie nie patrząc – Usatysfakcjonowana?

- Jakieś umiejętności specjalne? - byłam bardzo dociekliwa. Ten mężczyzna bardzo mnie intrygował. Miał w sobie coś takiego, że chciałam go poznać. Tia, Caro. Miał tylko zadziorne spojrzenie i wygląda adonisa. Przypominam, że jesteś dziewczyną Jokera, idiotko.

- Nigdy nie pudłuję – odparł.

- Nigdy?

- Nigdy – powtórzył z większym naciskiem.

- No nieźle – mruknęłam z uznaniem.

- Floyd jest świetnym mordercą i ochroniarzem jednocześnie – wtrącił się Pingwin, chcąc przypomnieć o swojej obecności.

- W to nie wątpię – odparłam i nachyliłam się w stronę mężczyzny – Co ty tam tak czytasz? - spytałam, ocierając się nieco o bark Lawtona.

- Jak rozumiem, nie znasz podstaw prywatności? - mruknął, zamykając gazetę i odkładając ją na stolik. Rzucił mi przy okazji znaczące spojrzenie.

- Tak jak Joker – prychnęłam, unosząc tym samym kosmyk włosów do góry.

- Biedna Juliet – mruknął Pingwin z troską w głosie – Pewnie ten pajac wszędzie cię nachodzi.

- Poniekąd – odparłam – Kurczę – wstałam z kanapy – Uświadomiłam sobie, że muszę zacząć szukać sobie jakiegoś lokum, jeśli nie chce zostać znaleziona przez Pana J – odparłam.

- Juliet – Pingwin złapał mnie za rękę – Przecież nie możesz się narażać i wyjść stąd. Założę się, że klaun już cię szuka – spojrzał na mnie prosząco.

- To możliwe, ale nie lubię zbyt długo siedzieć w jednym miejscu – odparłam obojętnie.

- Zaczekaj, ptaszynko – skrzywiłam się, kiedy mnie tak nazwał – Za niedługo klub będzie tętnił życiem, na pewno nie chcesz zostać?

- Nie – pokręciłam przecząco głową – Nudzi mi się. Może pójdę sobie kogoś zabić czy coś – wzruszyłam ramionami, jakby to było coś normalnego. No, dla mnie było – W każdym razie potrzebuję rozrywki – skierowałam się w stronę drzwi.

- Rozrywki powiadasz? - rzucił Pingwin charakterystycznie. Ten typowy, przebiegły ton głosu zatrzymał mnie wpół kroku.

- ??? - odwróciłam się i spojrzałam na Cobblepot'a pytająco.

- Chyba mogę ci pomóc – uśmiechnął się, wstał z kanapy i skierował się w stronę czarnego telefonu. Najnowszy model Iphone'a. Pingwin musi być nieźle dziany. W sumie mogłam to wywnioskować już wcześniej, gdy zobaczyłam jakich rozmiarów jest jego klub. No i stać go na wynajęcie Deadshota jako ochroniarza. Prawdziwy burżuj – Smith? - odezwał się do komórki – Złapaliście już tego idiotę, co o niego prosiłem? Tak? To świetnie – żywo rozmawiał z kimś po drugiej stronie telefonu. Floyd i ja patrzyliśmy na to z zaciekawieniem – Przywieźcie go do klubu. Mam tu pewną szaloną, psychopatkę, która chętnie się nim zajmie – zaśmiał się – Dokładniej mówiąc, mam u siebie Juliet Caro, więc chyba wierzysz w to, że gostek nie będzie się nudził? - ponowił śmiech – Wspaniale. Czekamy – rozłączył się – Juliet – zwrócił swoje małe, czarne oczy na mnie – Właśnie załatwiłem ci kolegę do zabawy – uśmiechnął się szeroko – Nie wątpię, że dobrze się nim zaopiekujesz – usiadł w swoim wielkim fotelu.

- Jak cudownie! - klasnęłam w dłonie niczym mała dziewczynka – A kto to jest, jeśli mogę spytać? - uśmiechnęłam się słodko.

- Powiedzmy, że przyjaciel, który zawiódł moje zaufanie – uśmiechnął się.

- Dostanę jakiś nóż? - zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu.

- Naturalnie, złociutka – drażniły mnie te infantylne określenia Pingwina na mój temat.

- Jestem pewien, że się zbytnio przeceniasz, Caro – mruknął Deadshot – W rzeczywistości nie jesteś taka szalona, na jaką się kreujesz.

- Ooo, ktoś tu wątpi w moje szaleństwo? - uniosłam groźnie brwi – Jeśli, chcesz Floyd, możesz być honorowym widzem tego krwawego przedstawienia – wyszczerzyłam się niczym wariatka. Właściwie nią byłam, więc wyszczerzyłam się w typowy dla mnie sposób.

- Ja też tego nie przegapię – zaśmiał się Pingwin niespodziewanie – Lawton i ja usiądziemy za lustrem weneckim, a ty Juliet, dostaniesz przyjaciela do wyłącznej dyspozycji – zaśmiał się.

- Bardzo chętnie! - uśmiechnęłam się do Cobblepot'a, by po chwili rzucić Lawtonowi złośliwe spojrzenie – Będziecie świadkami tej wspaniałej sztuki, jaką jest zabijanie – przyłożyłam dłoń do piersi, udając, że jestem natchnioną poetką.

- Och Juliet, jesteś genialna – Pingwin zatrząsł się ze śmiechu, co wyglądało, jakby dostał jakiegoś wylewu – Chociaż nie lubię Jokera, to muszę przyznać, że ma gust co do kobiet – odparł.

- Wiem – zaśmiałam się kokieteryjnie – Jestem świetna. Urocza, ale szalona. Radosna, ale uparta. Słodka, ale zadziorna – uśmiechnęłam się szeroko.

- Chodźcie moi drodzy – Pingwin zeskoczył z fotela i skierował się w kierunku drzwi, które zauważyłam dopiero teraz – Idziemy zobaczyć niesamowite przedstawienie – otworzył laską drzwi i przeszedł przez nie.

- Ja dalej sądzę, że to tylko popisówa – prychnął Deadshot. Miał minę, jakby musiał tam iść za karę. Ja go nie rozumiem. Kto nie lubi patrzeć, jak psychopata morduje ofiarę? Co z nim nie tak, że go to nie ekscytuje?

- Bo jesteś marudną zrzędą, Lawton – mruknęłam i poszłam za Pingwinem.

- A ty jesteś denerwującą idiotką, Caro – odbił piłeczkę.

- A ja mam dość słuchania waszych jęków – warknął Pingwin – Idziecie czy nie?!

- Idziemy – odpowiedzieliśmy z Floyd'em równocześnie. Oboje popatrzyliśmy na siebie zdziwieni, ale potem się uśmiechnęliśmy. Tak naprawdę to polubiliśmy się nawzajem.

- Czasami można cię znieść, Caro – mruknął Deadshot.

- Ciebie też, Lawton – odpowiedziałam.

- Dobra już – Floyd poczochrał mnie po głowie, rozwalając mi starannie uczesaną fryzurę – Nie gadaj tyle, bo zaczynało być przyjemnie – burknął.

- No tak – odrzekłam ze śmiechem – Muszę oszczędzać głos, żeby móc wykończyć ofiarę samym śmiechem – rzuciłam, jakby to było coś normalnego.

- Tia – odpowiedział Lawton niezwykle błyskotliwie. Nie mogłam się doczekać tego morderstwa. Chciałam się zabawić i przy okazji zaimponować Pingwinowi. No i udowodnić Deadshotowi, że miano nieprzewidywalnej wariatki, nie wzięło się znikąd. Byłam nawet ciekawa czy Joker mnie szuka. Lubiłam mu uciekać, ale lubiłam też być przez niego znajdywana. Jednak nie od razu. Trzeba było się napracować, żeby złapać takiego niesfornego króliczka jak ja. I nigdy nie było gwarancji, że mnie znajdzie. I to było w tym wszystkim najlepsze. Słodka niepewność. I te emocje podczas każdej kłótni...

Nie żyłam dla Niego, ale z Nim. I może dlatego ciężko nam było czasami ze sobą wytrzymać. Joker chciał mnie posiąść, a ja się nie dawałam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top