Get Insane XXXIV
Stałam tak na tym dachu, rozmyślając nad tym, co się stało. Nogi miałam jak z waty. Musiałam ochłonąć. Usiadłam na brzegu konstrukcji i dyndając nogami w powietrzu, zastanawiałam się co mam zrobić.
Joker mnie uratował. To do niego niepodobne. To do mnie niepodobne, że tak dziwnie to przyjmuję. Czyżbym bała się tego, co jest nieuniknione? Miłości? Czyżbym bała się przyznać, że nie wiem, jak to jest kochać?
Nawet Książę Zbrodni ma jakieś uczucia, skoro nie pozwolił mi umrzeć. A ja? Czy potrafię go obdarować uczuciem?
Pożądałam go. Uzależniłam się. Był moim narkotykiem, którym chciałam się szprycować, ale czy go kochałam?
Właśnie na tym polega problem psychopatycznych umysłów. Kiedy się zakochają, nie wiedzą, czy to miłość. Czy umieją kochać...
Chciało mi się płakać. Emocjonalny rollercoaster właśnie ruszył. Patrzyłam w głąb przepaści i snułam refleksje.
Dobra. Joker mnie kocha, ale co jeśli będzie oczekiwał wzajemności? Czy będę w stanie mu ją dać?
Te nieprzyjemne myśli zjadały mnie od środka...
Juliet. Moja podświadomość zawsze wybierała fatalne momenty. Nie miałam ochoty wdawać się z nią w dyskusję. Jednak ona mnie nie słuchała.
Juliet, musisz mu powiedzieć.
Co powiedzieć?
Dlaczego tak naprawdę chciałaś skoczyć?
By go wkurzyć?
Nie. By zagłuszyć głos swojego serca...
???
Macie ten sam problem. Nie umiecie kochać, ale gdy to już się dzieje, boicie się przyjąć to do wiadomości.
Nawet para najgorszych szaleńców, może być w sobie zakochana. Tylko gdy zaczynacie rozumieć, że wam na kimś zależy, boicie się. Wolicie wycofać. Zagłuszyć to uczucie. Uciec. Zapomnieć.
Tak kurwa, to prawda... Rzuciłam wściekła, ale jak to ma niby wyglądać? Czy miłość nie jest uczuciem zdrowego psychicznie człowieka? Ja nie chcę być normalna. Nie zniosę tej myśli! Wychyliłam się do przodu, ponad swoje kolana. Szybko jednak cofnęłam się pod samą ścianę i oparłam o nią plecy.
Nie. Miłość to nie ja. To nie w moim stylu! Caro nikogo nie kochała! Juliet nikogo nie kochała!
Na litość boską, to się nie dzieje! To nie jest prawda...!
Wariowałam. Dla mnie miłość zawsze była oznaką słabości. Nie umiałam sobie poradzić z tym, co się stało. Stałam pod tą ścianą, dysząc ciężko i ściskając nadgarstek swojej dłoni. Obawiałam się, że nie mogąc się z tym pogodzić, wydrapię sobie oczy albo zacznę rwać włosy z głowy...
To był dopiero przerażający widok. Zachowywałam się jak opętana, jakby jakiś demon zawładnął moim ciałem i teraz próbował się wydostać...
Osunęłam się do pozycji podkurczonej i objęłam nogi rękoma. Kołysałam się jakbym była w febrze i tak się czułam...
Automatycznie przed oczami zaczęły mi migać twarze wszystkich moich ofiar. Ten koleś, ten dzieciak, ten drugi dzieciak, Brock, Friedrick, Bett, matka i jej dziecko, Terry...
Hektolitry krwi, nóż, mój śmiech, mój szaleńczy wzrok, mój obłęd...
- Jesteś wariatką, Juliet! - wydarłam się i błyskawicznie podniosłam do pozycji stojącej. Krążyłam po dachu, wydeptując sobie okrągłą ścieżkę.
- Nie umiesz kochać, Caro! - wrzasnęłam w stronę nieba, wznosząc ręce do góry – Nie umiesz!!! - zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby podmuchy wiatru targały moimi ubraniami i włosami.
- Nie umiesz! - wstrząsnął mną szaleńczy śmiech. Podejrzewam, że przy pomocy wiatru, mogli go słyszeć wszyscy ludzie w Gotham.
- Nie umiesz, Juliet Caro, nie umiesz – dławiąc się własnym śmiechem i ignorując łzy, które płynęły strumieniami po mojej twarzy, upadłam na kolana, podpierając się dłońmi.
- A może jednak? - podniosłam się z klęczek i spojrzałam na panoramę miasta, rozciągającą się za horyzontem – Kochasz jak wariatka, ale kochasz – objęłam własne ciało dłońmi, zaciskając palce na materiale swetra i pozwoliłam, żeby wiatr wysuszył moje łzy.
- Nie oszukuj się, Caro – wciąż mówiłam do siebie. Jedni radzili sobie z problemami, topiąc je w alkoholu, inni za pomocą agresji fizycznej, a ja prowadząc ze sobą monolog. Jeśli nie mówiłam do siebie na głos, nie umiałam się utwierdzić w żadnym przekonaniu... - Joker Ciebie kocha. Ciebie, Juliet! A ty kochasz Jego, pieprzona wariatko! Przestań się w końcu oszukiwać!
Nie mogłam już dłużej się sprzeciwiać swoim uczuciom. Kocham go. Idę mu to powiedzieć, a także to, że wiem. Wiem, że on też...
Weszłam do apartamentu niczym duch. Cicho, niezauważona przez nikogo. Ściskało mnie w żołądku, ale wiedziałam, że muszę to w końcu zrobić. Szczerze się przyznać. Bez śliskich podtekstów, bez gierek słownych. Tu i teraz! Tylko najpierw muszę znaleźć zielonowłosego...
Nie było go w żadnym pokoju, więc pewnie siedzi w biurze. Szlag... Wejdę do jego sanktuarium po to, żeby mu powiedzieć, co czuję... To podwójnie stresujące...
Drzwi są lekko uchylone. Prześlizguję się do środka. Panuje półmrok. Klaun ślęczy nad planem. Jest skupiony, mocno nachylony nad stosem kartek. Język ciała Jokera mówi, że popełniłam błąd, wchodząc do jego azylu...
Mam to gdzieś, chociaż byłoby łatwiej, gdyby mnie zabił za to, że ośmieliłam się tu wejść nieproszona.
Tak. Wolę umrzeć niż mu powiedzieć. I czy właśnie to nie sugeruje, że jestem chora?
Zbliżam się do niego i decyduję się zrobić ten ostateczny krok.
Biorę głęboki wdech i ostrożnie dotykam jego ramienia. Dla mnie też jest to trudne, ale nie mogę już dłużej ukrywać. Ani chwili dłużej...
- Joker? - słowa wypływają z moich ust, a ja czekam na jego reakcję.
- Idź precz, jestem zajęty – warczy na mnie jak rozdrażniona bestia.
- Nie ma kurwa mowy – emocje biorą nade mną górę, ale przynajmniej klaun widzi, że nie jest to dla mnie obojętne. I nie pozbędzie się mnie tak łatwo. Chyba że mnie zabije – Nigdzie nie pójdę, bo muszę Ci coś powiedzieć – odpowiadam hardo. Trzymam nerwy na wodzy, chociaż zaciskam dłonie w pięści. Oboje jesteśmy niestabilni emocjonalnie, więc żadne nie wie, jakie zareaguje drugie.
- Wynoś się – syczy. Ten dźwięk nie wróży nic dobrego. Jestem o krok, żeby go doprowadzić do furii, ale mnie to nie obchodzi. Powiem mu, choćby miał mnie załatwić gołymi rękoma...
- Żebym stąd wyszła, musiałbyś mnie zmusić, kochanie – w moim głosie nie słychać ani odrobiny słodyczy. Ocieka gniewem, determinacją i psychozą. Zielonowłosy napina swoje ciało jak zwierzę gotowe do ataku. Podnosi się z krzesła i staje naprzeciwko mnie. Dzielą nas milimetry. Oboje patrzymy na siebie zaciekle. W moich oczach buchają iskry i w Jego. Ja zaciskam zęby i On. Mierzę go zażartym, zdecydowanym spojrzeniem i czekam na jego ruch. Jego wzrok jest groźny i niepokojący, ale ani na sekundę nie odwracam głowy. Niech wie, że się nie boję i jestem uparta.
Temperatura rośnie. Ciszę przebijają tylko nasze ciężkie oddechy. Warczymy jak dwa znienawidzone psy, które zaraz się na siebie rzucą.
- WYNOŚ SIĘ STĄD W TEJ CHWILI – z jego ust wydobywa się dźwięk niepodobny do ludzkiego gniewu. To jest dużo gorsze. Jednak mnie to nie rusza. Może zwykle się go boję, gdy jego tęczówki czernieją i płoną żywym ogniem, ale nie w tym momencie. Nic z tego Panie J. Nie przestraszysz mnie i nie unikniesz tej konfrontacji, ty pieprzony tchórzu!!!
- DOBRY ŻART – odpowiadam równie groźnie co On. Dobra, sytuacja nie sprzyja wyznaniom, ale pierdolę to! Powiem mu tu i teraz! - Ja wiem, Joker – uspokajam się, ale wciąż patrzę na niego tym zdecydowanym wzrokiem.
- Co wiesz?! Co wiesz?! Nic kurwa nie wiesz! - warczy, chociaż lepszym określeniem byłoby — wrzeszczy.
- Wiem, że mnie kochasz! Nie próbuj nawet udawać! - nie wytrzymuję i chwytam go za koszulę, patrząc prosto w oczy. Dyszę ciężko i świdruję go na wskroś. Mam dość milczenia!
Może to prawda? Może umiem kochać, może J też? Co szkodzi, żeby w tej dziwnej relacji pojawiła się namiastka miłości?
A zaraz. Chociażby to, że mnie to odstręcza? Jednakże, co szkodzi, żeby Joker mnie ''kochał'', a ja udawała, że odwzajemniam jego uczucia?
- Chyba śnisz! - warczy. Z całym impetem chwyta mnie za ramiona i przygniata do ściany. Nie mogę uciec. Jestem w pułapce. Jest niebezpiecznie, ale mam to gdzieś.
- Tak? - prycham wściekle – To dlaczego mnie uratowałeś?! Dlaczego nie pozwoliłeś mi umrzeć?! - wrzeszczałam, rozjuszona do granic możliwości – Chociaż raz nie zaprzeczaj, TY PIEPRZONY EGOISTO!!!
- BO TO JA ZDECYDUJĘ, KIEDY UMRZESZ TY CHOLERNA IDIOTKO!!! - drze się jak opętany. Zaciska palce na moich ramionach, powodując niewyobrażalny ból, ale mnie to nie interesuje...
- Przestań kłamać Joker! - krzyczę – Przyznaj się! Pokaż, że masz jaja i się do cholery przyznaj! - daje upust swojej frustracji – Ja też Cię kocham idioto, rozumiesz?! Kocham Cię Joker! Nawet nie wiesz, co przeżywałam tam na górze! - nie daję mu dojść do słowa – Jak wariowałam, jak nie mogłam się z tym pogodzić, przyjąć tego do wiadomości, ale teraz się z tym godzę! Bądź prawdziwym mężczyzną i się w końcu przyznaj, że czujesz to samo!!! - rzucam się jak opętana, a właściwie próbuję, bo klaun mocno mnie trzyma.
- A ty wiesz, co ja czułem, kiedy widziałem, jak spadasz?! - paraliżuje mnie wzrokiem – Bałem się, że Cię stracę! To chciałaś usłyszeć, Juliet?! Tego chciałaś?! - patrzy zaciekle, jego wzrok przewierca się aż do mojego umysłu.
- Więc jednak! - patrzę triumfalnie.
- Lepiej Ci?! Będziesz mieć teraz satysfakcję?! - znowu jest wkurzony.
- Nie! Nie jest mi lepiej! - krzyczę – Ja Cię kocham Joker, powiedz to samo! - patrzę na niego wyczekująco. Mój oddech się uspokaja, nerwy opadają. Klaun też wydaje się mniej zdenerwowany.
- Ja Ciebie też, zadowolona?! - przyciska mnie mocniej do ściany.
- Nie tak! - warczę – Powiedz to, jak należy! Chcę to w końcu usłyszeć z Twoich ust! Teraz! - patrzę zdeterminowana. Mój oddech znowu przyspiesza.
- Jakoś wcześniej tego nie wymagałaś! - prycha zły.
- Wyduś to z siebie w końcu! - chwytam go za twarz i patrzę głęboko w oczy.
- Kocham Cię, Juliet Caro! Kocham Cię, ty wariatko! - przychodzi mu to z wielkim trudem, ale w końcu słyszę to z jego ust! Joker powiedział, że mnie kocha! To chyba najlepsza chwila mojego życia.
- Nareszcie! - wydzieram się – Ja też Cię kocham Joker – wpijam się w jego gorące usta, ale po chwili on przejmuje kontrolę. Wgniata mnie w ścianę i dłońmi zjeżdża na moje biodra. Ja wplatam palce w jego włosy, by po chwili zjechać nimi na jego kark. Nagle jego ręce chwytają moje nogi, które zarzuca na swoje biodra. Podnosi mnie i czuję, jak gdzieś niesie. Otwieram oczy i widzę, jak ręką zrzuca wszystkie papiery, plany i dokumenty z jego biurka, Kładzie mnie na nim i nie przestaje całować...
Wygrałam. Zdobyłam serce Księcia Zbrodni...
Wiecie, nie wiem jak skomentować to co się tam wydarzyło...
Mam nadzieję, że mnie wyręczycie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top