Get Insane XXXII
Noc niemiłosiernie się dłużyła, ale nawet mojito nie było już w stanie mnie pobudzić. Padałam na twarz i czułam, że najwyższa pora iść się położyć. Kołysałam się na boki, mój umysł kręcił się jak karuzela i miałam zaburzoną umiejętność poruszania się i wysławiania. Juliet Caro, będziesz jutro odczuwać skutki kaca mordercy. No, będę. Było warto...
Potykam się o własne nogi i dzieli mnie niewielka odległość od podłogi. Nie jestem dumna ze stanu, do którego się doprowadziłam. Zastanawiam się, czy moje upojenie alkoholowe mocno odbija się na moim wyglądzie. Idę korytarzem w kierunku łazienki. Kroczę powoli, zmniejszając tym samym ryzyko upadku. Śmieję się pod nosem. Obijam o ściany i wątpię, czy mogę się uważać za Księżniczkę. No, chyba że Księżniczkę Imprez...
W głowie mi się kręci, wszystko wiruje i czuję się jak pod wpływem narkotyków. Kolorowe obrazy mieszają się z wykrzywionymi kształtami. Ściana, światło, drzwi, jakiś przypakowany koleś o urodzie bad boya, który stoi obok i rzuca w moją stronę jakieś śliskie teksty. Co za palant. Naprawdę żałuję, że mój stan nie pozwala mi na pokazanie temu bezczelnemu typowi, jak umiem się obchodzić z nożem... No i żałuję, że nie mam przy sobie tego noża...
Łażę, jak przymulone zombie, a koleś staje się coraz bardziej nachalny.
- Czekaj, kwiatuszku – typek łapie mnie za rękę i przygniata do ściany, wlepiając we mnie swoje bursztynowe oczy.
- Puszczaj mnie dupku – syczę do niego, a właściwie próbuję, bo z moich ust wydobywa się na wpół zrozumiały bełkot.
- Widziałem, jak tańczysz, skarbie – szepcze mi do ucha – jego głos jest tak odrażający, że nie wiem, czy cofa mnie od jego słów, czy od nadmiaru alkoholu – Nie mogę przestać o Tobie myśleć – mruczy prosto w moje włosy. Coraz bardziej chce mi się rzygać...
- Spierdalaj – udaje mi się w miarę wyraźnie wysłowić i mierzę go co prawda półprzytomnym wzrokiem, ale nasączonym jadem i nienawiścią.
- Zgrywasz niedostępną, kociaku? - śmieje się i napiera na mnie swoim ciałem.
- Zabiję Cię – chociaż grożenie śmiercią zawsze wypływa z moich ust bezproblemowo. Wystawiam kolano, żeby sprzedać mu kopa w klejnoty, ale nie zdążam. Nagle słychać huk i tajemniczy natręt pada jak długi. Patrzę na to wszystko przymulonym wzrokiem. Spod ciała kolesia zaczyna wypływać krew, która dosięga moich butów. Jestem na niego wściekła, więc dodatkowo dobijam go moim butem. Spoglądam w kierunku, z którego było słychać huk.
Oczywiście w korytarzu stoi Joker. Ma wściekłą minę, a jego spojrzenie jest lodowate i paraliżujące. Trzyma w dłoni pistolet i zbliża się do mnie. Świetnie. Teraz zielonowłosy pomyśli, że się zadaję z obcymi facetami za jego plecami... A mieliśmy się nie kłócić.
- Kto to jest? – podchodzi i przyciska do ściany, uniemożliwiając ucieczkę. W jego głosie słychać pełno jadu, ale czegoś jeszcze. Zazdrości?
- Teraz już trup – odpowiadam obojętnie. Nie ma szans, żebym mogła wyrazić teraz jakiekolwiek emocje. Cały mój mózg tonie właśnie w litrach mojito...
- Nie rób ze mnie idioty – warczy groźnie. Jego spojrzenie zaczyna mnie przyprawiać o dreszcze. Chyba jeszcze nigdy nie był taki rozeźlony. Oczy ma gorsze niż u bazyliszka. Pomimo stanu nietrzeźwości, widzę każdą złowrogą iskrę w szmaragdowych tęczówkach. Klaun ściska moje gardło i przykłada pistolet do skroni. Lufa broni mocno parzy moje czoło. Zaczyna mi brakować powietrza. Słabnę z każdą sekundą – Pieprzysz się z nim za moimi plecami? - wydaje z siebie dźwięki, które przypominają rozwścieczoną bestię.
- ... - nie mam możliwości, żeby wypowiedzieć choć słowo. Kiwam tylko przecząco głową. Boję się go. Rzadko kiedy mam okazję zobaczyć go w akcie furii. Dobra, irytowałam go wiele razy i uciekałam mu, ale dopiero teraz widzę autentyczny gniew, którym emanuje. Jest mocno wkurzony. Odnoszę wrażenie, że ma ochotę mnie udusić. Gołymi rękoma...
- Należysz TYLKO do MNIE – warczy, przybliżając swoją twarz do mojej. Nie mogę nic zrobić. Nie jestem w stanie przewidzieć żadnego z jego ruchów. Jestem jak sparaliżowana. Zaklęta w kamień, nie wiem – TYLKO do MNIE – powtarza z większym naciskiem, żebym bardzo dokładnie zapamiętała. Przecież wiem to do cholery! Jak mam mu wytłumaczyć, że to ten kretyn się na mnie rzucił?!
- ... - znowu milczę. Ciszę przeszywa tylko mój przyspieszony oddech, a raczej jego rozpaczliwe próby. Dyszę jak ofiara, która złapana przez drapieżnika, wydaje z siebie ostatnie tchnienie przed nieuniknioną śmiercią...
- Moja, moja, moja – znów ta chwila, kiedy jego głos to substancja psychoaktywna... A ja czuję ogromną potrzebę dobicia się tą substancją...
- ... - nie mogę już wytrzymać. Joker wciąż ściska moje gardło. Ale przy życiu trzyma mnie jego spojrzenie, które łagodnieje. Co prawda oczy dalej pozostają niewzruszone i emanują iskrami, ale to nie są iskry gniewu.
- Na zawsze – warczy i puszcza moją szyję. Odsuwa też lufę pistoletu, która zostawi pewnie ślad na moim czole, chociaż klaun bardziej skupiał się na duszeniu mnie, aniżeli na przypalaniu moich skroni gorącem pistoletu. Automatycznie osuwam się na ziemię. Mój organizm jest wymęczony. Nie dość, że topi się w promilach alkoholu, to jeszcze doznał braku powietrza na niebezpiecznie długi czas... Mam dość. Moje ciało mdleje z wyczerpania...
Odzyskuję świadomość. W stanie nieprzytomności śniłam wyjątkowo dziwne sny. Spodziewałam się obudzić na podłodze w korytarzu, ale jestem w łóżku. Przykryta kołdrą, w czarnej koszuli nocnej...
Nic nie pamiętam. Nie wiem, czy doszłam do sypialni na górze o własnych siłach, czy ktoś mi pomógł. Boli mnie głowa. Wróć, to niewłaściwe określenie. Ból rozsadza mi czaszkę i wolałabym się powiesić niż go znosić. Jednak nie mam siły. Zupełnie jakby ktoś wyssał ze mnie życie. Juliet, idiotko. Jesteś na ogromnym kacu, nie spodziewałaś się, chyba że będzie to łagodne doświadczenie? No nie, ale, że aż tak...?
Rozglądam się po pokoju. Klauna nigdzie nie ma. Co się stało? Znowu się pożarliśmy? Mój umysł jest zaćmiony i raczej nie pracuje prawidłowo...
Schodzę z łóżka, a właściwie się z niego staczam. Bolesny kontakt z podłogą trochę mną potrząsnął, ale w efekcie, oprócz migreny, doskwiera mi teraz ból pleców. Tylko Juliet Caro, może spaść tyłem z łóżka...
Brawo, Caro, brawo. Chlej więcej. Z czasem się przyzwyczaisz.
- Zamknij się – mruczę rozdrażniona. Mam już dość pieprzonego głosu sumienia. - Dobra, deprawuję się. I co z tego? - gadam do siebie – Masz z tym jakiś problem? - udało mi się wstać z podłogi. Co prawda kołyszę się jak wahadło, ale grunt, że stoję o własnych siłach.
Mam przymrużone oczy i suchość w ustach. No nic, przepłuczę je sobie wodą, bo minie trochę czasu, zanim zejdę (chyba że w tym innym znaczeniu) tam na dół...
Z lustra patrzy na mnie całkiem niezła laska. Ma tylko rozmazany makijaż, włosy w nieładzie i wzrok żywego trupa.
- Takie mocne dwa na dziesięć – uśmiecham się niemrawo do swojego odbicia i zmywam tapetę z twarzy. Działa to na mnie orzeźwiająco. Usta przepłukuję zimną wodą i tak jakby wracają mi siły do życia.
Wpatruję się w zwierciadło niczym próżna księżniczka, gdy nagle obok mnie pojawia się Joker. Nie czekając na moją reakcję, obraca mnie twarzą do siebie i gładzi po policzku.
- Czy ja coś wczoraj zrobiłam? - patrzę na niego niepewnie.
- Nie – jego wyraz twarzy pozostaje chłodny i obojętny. Wiem, że kłamie.
- Co zrobiłam? Powiedz! - robię błagalne oczy i chwytam go palcami za twarz.
- Nieistotne – warczy i łapie mocno moją brodę, zmuszając do milczenia. Jest zły, ale dlaczego? Co ja wczoraj zrobiłam...?
- Nie kłam, Joker, proszę Cię – nie ze mną takie numery. Wpatruję się głęboko w jego zielone tęczówki i próbuję na nim wymóc powiedzenie prawdy.
- Denerwujesz mnie – warczy i odpycha mnie od siebie. Jest oziębły jak nigdy. Zmierza w kierunku drzwi, ale ja jestem szybsza. Taranuję mu wyjście i z determinacją patrzę na niego wyczekująco.
- Nigdzie nie pójdziesz, jeśli mi nie powiesz, co się stało – odpowiadam spokojnie, ale zdecydowanie.
- Nie wkurwiaj mnie – wyciąga pistolet i celuje nim we mnie – Złaź mi z drogi albo Cię zabiję – w jego spojrzeniu też widać zawziętość.
- Strzelaj – zakładam ręce na siebie i czekam na jego ruch.
- Co? - prycha pogardliwie – Nie wygłupiaj się, Juliet – jest rozbawiony moją reakcją, ale w tym złym słowa znaczeniu. Zwyczajnie ze mnie szydzi.
- No dawaj – patrzę zaciekle – Strzelaj, kochany – uśmiecham się pewnie i cynicznie. Wiem jak go to wkurza.
- Zabiję Cię, kiedy sam będę tego chciał – syczy, wyraźnie rozjuszony.
- A teraz nie chcesz? - prycham. To przelało czarę goryczy. Joker podchodzi do mnie, ale bez pistoletu. Trzyma w dłoni nóż. Więc tak chce zakończyć moje życie? Proszę bardzo. Nie pokażę ani krzty przerażenia, jeśli na to liczy.
- Nie pozostawiasz mi wyboru – warczy. Przykłada nóż do mojej szyi. Jedno cięcie i po sprawie. Od śmierci dzielą mnie sekundy. Już widzę kostuchę jak rzuca mi złośliwe spojrzenia – Będziesz mogła się pieprzyć ze swoim fagasem – z jego ust wydobywa się wściekłe warknięcie. Jakim fagasem? Odbiło mu?
Moja klepsydra przetrząsa właśnie ostatnią garść piasku. Zaraz sama obrócę się w nic niewart proch...
Nagle doznaję olśnienia. Wspomnienia z wczorajszej nocy uderzają mnie jak grom z jasnego nieba. Widzę wszystko jak spowolniony film...
Upiłam się, zaczepił mnie jakiś napalony gostek. Przystawiał się do mnie. Joker nas zobaczył i teraz uważa, że go zdradziłam...
Narasta we mnie gniew. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, żeby zdradzić mojego Księcia Zbrodni. Kobieta, która ma przed sobą zniewalający szmaragd, nie zamieni go na tanią podróbkę z bazaru... Jak on mógł o tym nie pomyśleć?! Przecież mi się rzygać chciało na widok tego typa...
Przypomniało mi się, że Joker mnie podduszał. Kto to jest, pieprzysz się z nim za moimi plecami... Wszystko wraca jak błyskawica. Skoro ma o mnie takie zdanie, to zaraz mu pokażę, jak szaleńczo jestem w nim zakochana... Zrobię coś, co nie przystoi dziewczynie odpornej na jego urok...
Zaraz zobaczy, że jedyny mężczyzna, w którego obecności tracę zmysły to On...
- Chcesz zobaczyć jak bardzo mam Cię w dupie, że rzekomo poszłam się lizać z tym kolesiem? - patrzę na niego hardo.
- Chcesz mnie jeszcze wkurwić przed śmiercią? - śmieje się kpiąco. Drwiąc ze mnie, odsuwa nóż od mojego gardła, a ja wykorzystuję tę jedyną chwilę i rzucam się na niego...
Teraz to ja odgrywam rolę wygłodniałej wampirzycy. Upadamy razem na podłogę. Siadam na nim okrakiem, ściskając udami jego biodra. Rozrywam pazurami jego koszulę niczym rozwścieczona kocica i wgryzam się w jego odsłonięte ciało...
Jest tak zszokowany moim zachowaniem, że nawet nie protestuje.
Po chwili przenoszę usta z powrotem na jego twarz. Jestem nienasycona. Wielokrotnie powtarzałam sobie, że nigdy nie dam mu dowodu na to, że go pożądam jak dzika. Aczkolwiek, skoro twierdzi, że mam go gdzieś i puszczam się z innymi, gdy on nie widzi, to teraz ma argument nie do podważenia, że to chore kłamstwo.
W końcu sam klaun odzyskuje świadomość tego, co się dzieje i postanawia mnie utemperować. Zrzuca mnie z siebie i przygważdża do podłogi, zasypując moje ciało brutalnymi pocałunkami...
Płonę z pożądania, ale nie chcę mu się oddawać. Nie dam mu tej satysfakcji. Wystarczy, że zachowałam się przed nim jak napalona nimfomanka...
Próbuję się podnieść, ale on ma to gdzieś. Zrywa ze mnie koszulę i robi to, czego nienawidzę... Nienawidzę tego, że nie umiem się sprzeciwić... Nawet nie dotarliśmy do łóżka, które jest obok... Co zwierzęca namiętność robi z ludźmi...
Mam ogromną nadzieję, że klub jest pusty, bo słychać nas w promieniu kilku kilometrów. Nie zdziwiłabym się, gdyby pół Gotham było świadkiem tych hałasów...
Jeśli Frost i Miles są na dole, to im współczuję. Znaczy się, chciałabym, ale obawiam się, że mój umysł skupia się teraz na innych rzeczach...
Leżymy razem w łóżku, przytuleni do siebie jakbyśmy byli ściśnięci niewidzialnym sznurem.
Juliet Caro i gdzie ta twoja godność? Moja podświadomość właśnie zabrała głos. Przed chwilą rzuciłaś się na Niego, a ponoć nie jesteś uzależniona? Nie podajesz się Mu na talerzu? Chyba masz problem z postanowieniami.
Stul pysk. Przyznaję się. Mam problem. Jestem odurzona zielonookim narkotykiem, ale to nie jest nic złego. Nie potrzebuję żadnego odwyku.
On wie, że wpadłam w jego pułapkę. I dobrze. Niech wie, że jestem jego i nic tego nie zmieni...
Tu już nie pomoże żadna terapia. Jest już za późno. Jest za późno od pierwszego spotkania...
- Wygrałaś cukiereczku – odzywa się nagle.
- ? - patrzę na niego pytająco.
- Masz mnie gdzieś – uśmiecha się triumfalnie – I to jak – zakłada ręce za głowę, prężąc w ten sposób swoje mięśnie.
- ... - czuję się zażenowana. To, co zrobiłam, nie świadczy dobrze o mojej samokontroli względem Pana J, ale sprowokował mnie! Zrobiłam to tylko dlatego, że mnie sprowokował...
- Możesz tak robić częściej? - zaśmiał się głośno. Naprawdę miałam ochotę mu przywalić. Napawa się teraz gnój jeden moją słabością do niego. Typowy, narcystyczny dupek...
- Ale miałam rację – uśmiechnęłam się z wyższością, wodząc palcami po jego nagim torsie.
- No miałaś, Juliet, skarbie – roześmiał się i wstał gwałtownie. Walczyłam z pokusą podziwiania jego wyeksponowanego ciała, ale coś nie wyszło... - Niegrzeczna z Ciebie dziewczynka – zaśmiał się, wkładając spodnie. Po chwili podniósł z ziemi podartą koszulę.
- Przepraszam – uśmiechnęłam się głupio.
- Bardzo niegrzeczna – pogroził mi palcem, po czym podszedł do komody i wyjął z szuflady jakąś torbę. Rzucił nią we mnie. W środku był cienki, bordowy sweter, pod kolor jego koszuli, która była teraz troszkę ( ta, troszkę) poszarpana i czarne, dopasowane spodnie. Na tyle w miejscu pośladków, miały wyszyte złote literki J. Pytanie. J jak Juliet, czy J jak Joker?
- Wstałam z łóżka, zakrywając się ubraniami, z zamiarem założenia ich. Jednakże zielonowłosy nie wyglądał, jakby chciał uszanować moją intymność. Tak, tak. Nie miałam oporów, żeby z nim sypiać, ale wstydziłam się przy nim ubierać. Mówiłam, że coś ze mną nie tak!
- Możesz się chociaż odwrócić? - rzuciłam mu jednoznaczne spojrzenie.
- Ha! Chyba żartujesz! - nie krył swojego rozbawienia – Widziałem cię nagą już tyle razy, a ty dalej wstydzisz się przede mną chodzić bez ubrań – pokręcił głową, wyraźnie rozwalony na łopatki.
- Palant – mruknęłam pod nosem.
- Nie udawaj pruderyjnej cnotki, Juliet, bo obaj dobrze wiemy, że nią nie jesteś – podszedł do mnie z wymalowanym uśmiechem na twarzy i zrzucił ze mnie ciuchy, którymi się zakrywałam.
- Dobra! - rozłożyłam przed nim ręce, odsłaniając się w pełnej okrasie – Lepiej? - drwiłam.
- Zdecydowanie – przygarnął mnie do siebie – Ale ubierz się, bo musimy jechać do domu i obmyślić plan, który pozwoli nam wykraść dokumenty z biura pana miliardera – podniósł ubrania i przycisnął je do mnie – ChybaChyba że wolisz zostać – zaśmiał się charakterystycznie.
- NIE – warknęłam, porządnie zirytowana.
- Szybciej – warknął i wyszedł z pokoju. Nie miałam ochoty się z nim spierać. Szybko przyodziałam się w nowe ciuchy, w miarę doprowadziłam do porządku z pomocą lustra i wyszłam z pokoju. Joker zapewne czekał w samochodzie. Schodząc na dół, zauważyłam Frosta i Milesa, którzy się ze sobą kłócili. Jak dzieci... Na mój widok nagle ucichli i wbili wzrok w podłogę.
- Co jest? - zaśmiałam się, rzucając spojrzenia to w kierunku Frosta, to Miles'a.
- Eee, nic – Miles wyszczerzył się głupio, a Frosty milczał – Słyszeliśmy, że pogodziłaś się z Szefem – rzucił znacząco.
- A tak – uśmiechnęłam się – Prawda – rozwalały mnie ich spojrzenia.
- Frost był zazdrosny – rzucił barman ze złośliwym uśmieszkiem. Frosty spiorunował go wzrokiem – On sam zadowala się tylko na własną, rękę – Miles zgiął się wpół, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Gdyby wzrok Frosta zabijał, Miles już by tak nie cwaniakował.
- Żałosne – prychnęłam pogardliwie i wyminęłam ich. Oboje to przegrywy – Możemy jechać – uśmiechnęłam się do klauna, zajmując miejsce pasażera.
- Zapnij pasy, cukiereczku – uśmiechnął się, odsłaniając implanty na zębach.
- Żartujesz? - odwzajemniłam uśmiech.
- Jak zawsze – zaśmiał się i nacisnął pedał gazu. W mgnieniu oka pruliśmy ulicami Gotham w stronę apartamentu.
Czułam się wspaniale. Udało mi się pogodzić z Księciem Zbrodni i już niedługo, pomagając klaunowi w zdobyciu dokumentów, zasłużę sobie na miano wariatki.
Joker i Juliet Caro. Para szaleńców, których połączyła niezwykła, szalona więź...
Czyżby między naszą parką wariatów już wszystko grało?
Nie wiele brakowało żeby się pozabijali, ale coś im w tym przeszkodziło 😏
Obojętność, pożądanie a może miłość? 😏
Jedno jest pewne. Są tak samo porąbani
❤️🃏
Czas na kolejną akcję. Czy nasz psychopatyczny duet będzie zgodny czy znowu będą się żarli?
Nie wie nikt 😯
No dobra, ja wiem 😈
Next już wkrótce ♦♥♦♛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top