Get Insane XXXI
Bezsprzecznie ten wieczór należał do mnie. Kręciłam się w tej klatce i ocierałam o jej ściany jak pobudzone zwierzę. W sumie można mnie było porównać do takiej niesfornej kotki, która uparcie łaknie uwagi innych.
Nigdy nie ukrywałam swojej natury megalomanki. Miałam chwile samotności, ale potrzebowałam też ludzkiego podziwu.
Nie wiem jakim cudem w takim hałasie i oślepiającym blasku świateł, udało mi się przywołać wspomnienie, ale jak widać, nie trzeba było wiele, żebym wpadła w zadumę i zatraciła się w retrospekcji. Umysł odłączył się od ciała, które ruszało się swoim własnym rytmem i pozwolił mi spojrzeć na zdarzenie z przeszłości...
Około pół roku temu
- Nie znoszę wizyt u szkolnego psychologa – mruknęła niezadowolona Terry – Co taki nadęty bufon może wiedzieć o moim umyśle? - nachmurzyła się jak mała dziewczynka.
- Przestań marudzić – przewróciłam oczami – Zawsze możesz udawać czy coś – odkręciłam butelkę oranżady i upiłam łyk – Na przykład ja będę udawać, że mam problemy psychiczne – parsknęłam śmiechem.
- Przecież ty masz problemy psychiczne, wariatko – dała mi kuksańca. Widziałam, że humor znacznie jej się poprawił.
- Ćśś – przyłożyłam palec do ust – Bo się jeszcze wyda – zaśmiałam się w swój typowy, wariacki sposób.
- Czy ty ćwiczysz swój śmiech przed lustrem? - popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Czasami – uśmiechnęłam się - Założę się, że jak mu powiem, że nie znoszę dzieci, to powie, że to nienormalne – oparłam się o barierkę schodów.
- O ile? - tej od razu rozbłysły oczy.
- O dychę – rzuciłam jej prowokujące spojrzenie.
- Ale ty nie masz dzisiaj żadnej kasy – odparła.
- Błąd – wyszczerzyłam się i głową wskazałam na Toma, który właśnie szedł w naszym kierunku.
- Juliet – Terry zmroziła mnie spojrzeniem.
- Hej dziewczyny! - zawołał ten debil – Też stoicie do psychola? - zaśmiał się i nonszalancko oparł o barierkę schodów. Wkroczył w moją osobistą przestrzeń...
- Nie, czekamy w kolejce po dragi. Właśnie rozdają w kiblu – warknęłam do niego.
- Juliet tylko żartuje – Terry położyła Tomowi dłoń na ramieniu i posłała mi mordercze spojrzenie.
- Nie – zlustrowałam obu cynicznym wzrokiem – Juliet nie żartuje. Idę po moją porcję amfy, baju – posłałam im całusa i rzeczywiście poszłam w kierunku łazienki. Oczywiście nikt tam nie sprzedawał narkotyków, a nawet jeśli to prędzej dałabym się zabić, niż wzięła to świństwo do ust.
- Juliet? - oczywiście Terravita nie byłaby sobą, gdyby nie zakłóciła mojego spokoju – Dlaczego traktujesz Toma jak śmiecia? - spytała.
- Bo go nie lubię – pretensjonalnie wydęłam usta niczym oziębła suka.
- Przecież on by za Tobą w ogień wskoczył! - popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- To niech wskoczy – zakpiłam – Najlepiej jeszcze dzisiaj – zignorowałam ją i zaczęłam się gapić w wyświetlacz komórki.
- Czasami jesteś naprawdę wredna – pokręciła głową.
- Ta, czasami – prychnęłam – Zobacz na to – podsunęłam jej telefon pod nos – Joker znowu uciekł z Arkham.
- Boże – jęknęła, wyraźnie przestraszona – Znowu będę się bała wychodzić na zewnątrz po ciemku – zaczęła swoją nową porcję marudzenia. Tak mnie kusiło, żeby ją wypchnąć przez okno, ale tylko ona ze mną wytrzymywała.
- Czy tylko ja na tym świecie uważam, że jest pociągający? - z przyjemnością wlepiłam wzrok w zdjęcie psychopaty.
- Chyba żartujesz – wzdrygnęła się.
- Czyli tylko ja – dopowiedziałam za nią – To nawet lepiej – zaśmiałam się.
- Juliet, to jest chore – na jej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia.
- Jest, ale wali mnie to – odparłam chamsko.
- Mogłabyś spojrzeć łaskawszym okiem na Toma – znów zaczęła tę swoją gadkę – To naprawdę świetny facet.
- Jak tak go wychwalasz to sama się z nim umów – prychnęłam – Ile razy mam to powtarzać? Jak krowie na rowie tłumaczyłam – warknęłam – A do ciebie Terravita, dalej nie dociera, że mi się chce rzygać na widok jego mordy i prędzej wolałabym wylądować z Jokerem w izolatce niż w pobliżu tego kretyna, dotarło? - nieźle się wkurzyłam, ale chyba podziałało, bo Terry zamknęła się na dobre.
- Ja nie chcę nic mówić – zaczęła tym swoim pouczającym tonem – Ale fakt, że wolałabyś być w pobliżu najgroźniejszego psychopaty w mieście, niż obok faceta, który by cię na rękach nosił, to objaw problemów psychicznych, obłędu i to nie są już żarty. Mówię poważnie – patrzyła na mnie z niepokojem.
- Trudno – prychnęłam pogardliwie – Niech psychol się o tym dowie, że mam nierówno pod kopułą, zamkną mnie w wariatkowie, gdzie będę całe dnie spędzać, kołysząc się w kącie i gadając do siebie, a ty będziesz mnie mogła odwiedzać tylko godzinę dziennie. Nigdy już nie zobaczę słońca, być może nie zrobię już niczego, co lubię, ale i tak będzie to lepsze niż ten złamas! - wydarłam się – Teraz sobie to wszystko zsumuj i wyjdzie ci potęga, do której nienawidzę tego namolnego cwela – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Zostawiłam ją z osłupiałą miną i wyszłam z łazienki. Miałam gdzieś wizytę u psychologa. Minęłam Toma, który chciał ze mną iść, ale posłałam mu tak groźne spojrzenie, że wygłodniały wzrok rottweilera to przy tym pikuś. Poszłam na wagary do mojego ulubionego parku i rozmyślałam o zbliżającej się osiemnastki. Miałam nadzieję, że wtedy w moim życiu nastąpi przełom i wszystko się zmieni...
No i zmieniło. Tom i Terry nie żyją i nikt nie mówi mi, co jest dla mnie dobre a co złe. Jestem wolna. W pewnym sensie. Nie licząc tego, że jestem własnością Księcia Zbrodni.
Tańczyłam teraz w miejscu, dając upust swoim rozruszanym biodrom. Nie zwracałam uwagi na otoczenie wokół. Tylko ja i muzyka. Jednakże Frosty, który machał rękoma i próbował zwrócić moją uwagę, wyglądając przy tym, jak podskakująca mrówka, wybił mnie z rytmu. Znowu czegoś chciał...
Niechętnie wyszłam z klatki i idąc połączonym tunelem przez całą salę klubową, dotarłam w miejsce, w którym stał Frosty. Przybrałam swój słodki wyraz twarzy i spojrzałam na niego pytająco.
- Możemy porozmawiać? - spytał, uważnie mi się przypatrując.
- Zależy – uśmiechnęłam się – Co będę z tego miała? - zrobiłam słodką, aczkolwiek interesowną minkę.
- Słucham? - popatrzył zdziwiony.
- Nie myślałeś, chyba że pogadam z tobą za free – podrzuciłam dłonią garść moich włosów, nie przestając mu się przyglądać z szyderczym uśmieszkiem.
- Chyba żartujesz – mierzył mnie zszokowanym wzrokiem. Frosty robił się czerwony jak indyk. Wspaniałe miałam umiejętności. Mogłam go doprowadzić do furii jednym zdaniem.
- Groziłeś mi śmiercią – spojrzałam na niego z wyrzutem – Dlaczego mam być dla ciebie miła? - założyłam ręce na siebie i paraliżowałam go moim wzrokiem – Pomijając już fakt, że nie istnieje coś takiego jak Miła Juliet Caro, więc nie wiem, na co liczyłeś – prychnęłam lekceważąco. Byłam dla niego bardzo wredna, ale miałam ku temu powód. Byłam na niego zła, że wymógł na mnie przerwę od tańca. Poza tym lubowałam się w drażnieniu ludzi, a Frosty zawsze dawał się łatwo sprowokować.
- Dlaczego taka jesteś? - spytał spokojnie.
- Błagam cię, Frost – prychnęłam bezczelnie – Równie dobrze możesz mnie zapytać, czemu oddycham powietrzem – odwróciłam się, żeby pójść w stronę pokoju VIP.
- Czekaj! - złapał mnie za rękę – Dokąd idziesz? Chciałem z Tobą porozmawiać – popatrzył wyczekująco.
- Mam udawać, że mnie to obchodzi? - popatrzyłam mu prosto w oczy – Mój czas kosztuje, Frosty.
- Jesteś arogancką suką, Juliet – warknął na odchodne.
- Tak jestem – wyszczerzyłam się – Ale i tak najlepsze jest to, że i tak mi wybaczysz – zaśmiałam się szyderczo i odeszłam w kierunku VIP roomu.
- Juliet, cukiereczku – Joker uśmiechnął się na mój widok – Coś się stało? - rzucił obojętnie.
- Frost mnie wkurza – usiadłam obok niego na sofie i z naburmuszoną miną wzięłam kolejne mojito. Nie wiem, ile ich już wypiłam, ale nie było to w tej chwili najistotniejsze.
- Mam się go pozbyć? - zaśmiał się szorstko.
- Nie, no – zastanowiłam się – Potrzebuję ofiary do gnębienia, wiesz przecież – odwróciłam głowę w jego stronę.
- Podła, aczkolwiek urocza – zaśmiał się i przygarnął mnie do siebie – Będziesz tam jeszcze wracać? - wskazał głową na klatkę.
- A co? - droczyłam się z nim – Przeszkadza ci moje towarzystwo? - postawiłam pustą szklankę na stole i objęłam dłońmi jego twarz.
- Wręcz przeciwnie – patrzy na mnie rozbawiony – Ale przyjemnie się patrzy na twoje ruchy, skarbie – uśmiecha się znacząco.
- Wiem kochany – uśmiecham się zalotnie – Faceci z klubu też tak uważają – rzucam mu prowokacyjne spojrzenie.
- Znowu zaczynasz – kładzie swoją rękę na moim pośladku. Wyraża w ten sposób swoją wyższość nade mną. Doskonale wie, że nie mam nic przeciwko.
- Dlaczego? - przygryzam wargę.
- No nie wiem – jego oczy stają się chłodne i bez emocji – Może dlatego, że lubisz mnie denerwować – warczy.
- Być może – szczerzę się do niego – Kiedy zrobimy jakąś akcję? - wydymam usta – Napad, destrukcję, chaos – przechylam głowę jak zainteresowany szczeniaczek.
- Kochanie – śmieje się – Przecież zabiłaś dzisiaj sporo osób – nie przestaje się uśmiechać.
- To się nie liczy – mruknęłam – To nie są żadne emocje, jak nikt o tym nie wie – wzruszam ramionami.
- Zawsze możesz o tym powiedzieć policji – zaśmiał się głośno. Jego śmiech mocno mi się udziela, więc nie mogę mu nie zawtórować.
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi – przytulam się do niego.
- Miałem Ci o tym powiedzieć później, ale jak już teraz o tym wspomnę, to będziesz mnie molestować, żebym ci powiedział resztę, prawda? – chwyta mnie za brodę i patrzy głęboko w oczy.
- Nie jestem typem niecierpliwej kilkulatki – fukam.
- Nie? - uśmiecha się drwiąco.
- Nie, ale byłoby fajnie, gdybyś mi powiedział już teraz – szczerzę się słodko – Swojej wspólniczce nie powiesz? - wodzę kusząco palcami po jego twarzy.
- Muszę Cię o to zapytać – obejmuje mnie ręką i świdruje spojrzeniem – Chcesz być moją wspólniczką czy dziewczyną? - patrzy wyczekująco, wymuszając na mnie odpowiedź. Zaczynam podejrzewać, że jego zielone tęczówki mają właściwości uzależniające.
- A nie można być jednym i drugim? - śmieję się.
- Można, Juliet – uśmiecha się – Nawet trzeba – jego uśmiech staje się szerszy. Zupełnie jakby ktoś podwyższał mu kąciki ust - Pamiętasz naszego pana miliardera? - spytał ze śmiechem. O nie. Nie będę znowu przynętą na Wayne'a. Kosztuje mnie to mnóstwo nerwów, poza tym obok zawsze się kręci ten napalony debil, Dick.
- Pamiętam – odparłam.
- Gość ma kasy jak lodu, a wiadomo, że pieniędzy nigdy za wiele – zaśmiał się.
- Znowu go będziemy okradać? - przewróciłam oczami – Przecież sami opływamy w luksusy, nie rozumiem czemu mamy się przejmować jakimś bogatym snobem – westchnęłam.
- Trochę cierpliwości, Juliet – warknął – Jeszcze nie zdradziłem szczegółów, a ty marudzisz – paraliżuje mnie zirytowanym spojrzeniem. Jego oczy nie wyrażają pozytywnych emocji, więc lepiej umilknę, żeby nie było scen - Nie waż się odzywać, póki nie skończę – chwyta mnie za brodę i boleśnie ściska – Rozumiesz? - intensywnie wpatruje się w moją twarz – Milcz jak grób – cedzi przez zęby. Posłusznie, nieco zlękniona kiwam głową. Czasami mam ochotę prychnąć lekceważąco i go irytować, ale są chwile, kiedy nie jest to warte świeczki. Poza tym ledwo się z nim pogodziłam i nie mam ochoty na nowe scysje. To nie jest odpowiedni moment, więc pokornie zamykam usta – Pan Wayne z powodu szerokich możliwości finansowych, wspiera wiele organizacji. Między innymi sponsoruje zakup nowoczesnej broni dla wojska – śmieje się niecnie. Już wiem, co mu chodzi po głowie, ale czekam, aż sam mi to powie – Tajna, rządowa broń w moich rękach – rozmarzył się – To zbyt kuszące, żeby to sobie odpuścić – mruknął – Będziemy musieli wedrzeć się do budynku jego firmy i zdobyć ważne dokumenty, które pozwolą nam wykraść cały arsenał – zaśmiał się. Zasznurowałam usta na gest zdziwienia i euforii jednocześnie – Możesz już mówić – zaśmiał się ironicznie.
- Czy to nie jest ryzykowne? - spytałam, ale z typowym uśmieszkiem na twarzy – Widziałam kiedyś ten budynek – przywołałam wspomnienia – Jest lepiej strzeżony niż niejedno więzienie – odparłam.
- Tak, cukiereczku, masz rację – chwyta mnie dłońmi za twarz i śmieje się prosto w oczy – Ale nic nie jest niemożliwe – uśmiecha się tak, że odsłania implanty na zębach – To emocjonujące i niebezpieczne zarazem, ale czy nie na tym właśnie polega szalone życie?
- Ja tam uwielbiam wszystkie akcje – zaśmiałam się szaleńczo – Choćby nie wiadomo jak ryzykowne były – oblizuję usta na dowód opętańczych myśli, które zawładnęły moim umysłem.
- Wiem Juliet – uśmiecha się i przyciąga mnie do siebie – Ty jesteś idealna – wpija się w moje usta. Jest to krótki, aczkolwiek namiętny pocałunek i to wystarcza, żeby mój mózg chwilowo się zawiesił.
- Ty też – uśmiecham się zalotnie.
- Próbujesz się podlizać? - unosi brwi, ale jego oczy wyrażają rozbawienie.
- Nie tym razem – szczerzę się i wpatruję w jego oczy. Mogłabym godzinami w nie patrzeć. Wielokrotnie obiecywałam sobie, że nigdy nie dam się posiąść żadnemu mężczyźnie. Nie pozwolę z siebie zrobić uległej kochanki. Jednak przy Jokerze to było niemożliwe. On był słodkim afrodyzjakiem, a ja spragnioną tego zakazanego owocu. Dobrze, że miałam, chociaż swoje zdanie i nie podawałam mu się na talerzu. Zbytnia uległość temu psychopacie uszargałaby moją kobiecą godność. Byłam od niego uzależniona, ale nie na tyle, żeby potrzebować odwyku. Jeszcze...
- Znów nie wrócimy dzisiaj do domu, skarbie – klaun spogląda wymownie na puste szklanki po alkoholu – Ale bez obaw. I tak się dzisiaj Tobą zajmę – uśmiecha się znacząco. Cholera, Panie J, gdyby Pan wiedział o tym, jak bardzo mam teraz na Pana ochotę, to by Pan stwierdził, że potrzebuję terapii odwykowej...
- Mam się bać? - oblizuję prowokacyjnie usta.
- Nie sądzę żebyś kiedykolwiek się bała – uśmiecha się z satysfakcją – Owszem – bawi się moimi włosami – Zawsze krzyczysz, ale wątpię, żeby to było ze strachu – i znowu ta mina dominującego skurwiela... Moje policzki zajmują się intensywnym rumieńcem, za co jestem wściekła. Rozmowy tego typu są wyjątkowo niezręczne, chociaż nie jest to temat tabu. Nie zmienia to faktu, że czuję się zażenowana, kiedy mi wypomina moje reakcje na jego hmm, umiejętności. Tak, mam do ciebie słabość Joker. Jesteś pieprzonym ogierem, lepiej ci? Podbudowałeś swojego ego gnoju?
- Powiedz coś jeszcze o tym skoku – szybko zmieniam temat i piję następne mojito, żeby ochłodzić swoje wnętrze i zbić temperaturę, która znacznie się podniosła. Nie wiele brakuje, żebym zrobiła coś, z czego nie będę dumna...
- Niezręcznie, co? - ten bałwan specjalnie wraca do poprzedniego tematu... - Bawi mnie twoja reakcja, cukiereczku – śmieje się.
- To cudownie – szczerzę się sztucznie, pochłaniając zawartość szklanki z prędkością światła – Specjalnie na tę akcję zaprojektuję sobie nowy strój – uśmiecham się i w głowie zaczynam już planować jego wygląd.
- Najlepiej taki, który uwydatni Twoje wypukłości – mruczy i jego ręka ląduje na moich pośladkach.
- Czy możemy już wyjść ze strefy XXX i porozmawiać o czymś innym? - przewracam oczami zirytowana. Nie tylko dlatego, że ten temat już mnie drażni. Ledwo udało mi się ostudzić swoje zmysły, a on znów bezczelnie wraca do tej kwestii...
- Haha. Co się stało kochanie? Boisz się, że znowu zapałasz żądzą? - patrzy na mnie triumfalnie. Co do diabła?! Czy on mnie przejrzał, czy znowu myślę na głos?
- Między innymi – purpurowieję - To może ty założysz obcisłą koszulę, co?
- Dla Ciebie mogę nic nie zakładać – uśmiecha się bezczelnie. Cymbał dalej ma przewagę...
- Wzbudzisz podejrzenia, mój drogi – przewracam oczami, ale mimowolnie się uśmiecham pod nosem.
- To co – prycha pewnie – Razem wylądujemy w Arkham i komu będzie smutno z tego powodu – warczy.
- Może Frosty'emu? - przechylam głowę – Jak nas zamkną w wariatkowie, to przed kim Frosty będzie się płaszczył? - drwię.
- Hahaha – wybucha równie szyderczym śmiechem – To było wredne – udaje, że się zgorszył.
- Jak cała ja – wystawiam język.
- Trudno zaprzeczyć, cukiereczku – gładzi mnie po policzku – Ale przynajmniej nie jesteś nudna – ponownie wybucha śmiechem, który szybko mi się udziela. Wygląda na to, że między mną a Jokerem wszystko już gra. Frosty niech spada na drzewo prostować banany. Jego twarz nie jest mi potrzebna do szczęścia. Obrażalski, sztywny imbecyl.
Ach, nie mogę się doczekać kolejnej akcji. I zrobię wszystko żeby zasłużyć na miano Księżniczki Zbrodni. Drżyjcie żałośni mieszkańcy. Książęca para ma ochotę się zabawić! Hahahaha!
Hm, jednak to jest chyba najdłuższy rozdział, ale nie jestem pewna. --> Nie nie jest. Najdłuższy ma chyba 11 tysięcy słów.
Juliet i Joker pogodzeni (chyba),Frosty schodzi na dalszy plan bo zaczął naszą Caro wkurzać, i szykuje się kolejny skok ^^ Juliet i Joker nie próżnują
😎😈♦♥♦🃏
Oczywiście dziękuję za zainteresowanie GI i zachęcam do śledzenia dalszych losów Panny Caro 😈
LadyBellworte ♦♥♦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top