Get Insane XXV

Siedziałam skulona w swoim pokoju przy łóżku, obawiając się, że Bruce Wayne mnie jednak rozpoznał, Joker został przeze mnie złapany, lub sam tu przyjdzie i zabije mnie za to, że ośmieliłam się uciec. Nie pierwszy raz co prawda, ale za każdą ucieczką czaiło się ryzyko, że Książę Zbrodni w końcu mnie zabije.

W mojej głowie tliły się różne myśli, ale najbardziej przerażała mnie ta, że mogę być w ciąży... Znalazłam w szafie czarną bluzę z kapturem. Włożyłam ją, naciągnęłam mocno na głowę i wymsknęłam się do pobliskiej apteki...

Stałam w tej łazience i wpadałam w coraz większą euforię. Nie byłam w żadnej ciąży, ale to oznaczało, że coś innego musiało spowodować moje mdłości... Krążyłam po mieszkaniu i zastanawiałam się, dlaczego mnie tak wtedy zemdliło. Wróciłam do swojego pokoju i przypadkiem spojrzałam na zdjęcie stojące na komodzie. Ja i Terry...

Z prędkością błyskawicy pognałam do łazienki. Nie mogłam się uspokoić. Żołądek zachowywał się jak akordeon. Dosłownie porzygałam się na widok jej zdjęcia...

Usiadłam na kanapie w salonie i próbowałam przemyśleć to, co się stało. No oczywiście! Pieprzone wyrzuty sumienia! Minie trochę czasu, zanim przestaną mnie dręczyć. Równie dobrze mogłam zabić własną matkę. Reakcja organizmu byłaby identyczna. W ustach czułam posmak goryczy i samo to mogło wywołać u mnie kolejne nudności. Musiałam się zmywać i znaleźć sposób, żeby trafić do domu. Niestety, ale zapamiętałam, że znajduje się on po drugiej stronie Gotham...

Dlaczego ja nie mam w takiej chwili komórki przy sobie?! Dlaczego ja w ogóle nie noszę komórki?! Tak to mogłabym zadzwonić do Jokera, Frosta, kogokolwiek...

Siedziałam w pokoju, gdy usłyszałam, jak ktoś majstruje przy zamku od drzwi... No tak! Nie zwróciłam nawet uwagi na to, że pokoje są inaczej urządzone. Jednakże, jeśli w moim domu mieszka ktoś inny, to dlaczego w moim pokoju jest zdjęcie moje i Terry? Zamieszkał tu jakiś stalker czy co? Zanim nowi domownicy weszli do środka, prześlizgnęłam się do kuchni, porwałam nóż i schowałam się za drzwiami. Na pewno ktoś z nich ma komórkę. I niech lepiej dadzą mi ją dobrowolnie.

- Wiesz mamo, ta dziewczynka, która tu wcześniej mieszkała była bardzo ładna – do moich uszu doszedł piskliwy głos jakiejś małej.

- Kochanie, nie możesz zatrzymać tego zdjęcia – odparła jej mamusia – Trzeba je odesłać dawnym właścicielom.

- Ta dziewczynka wyglądała sympatycznie. Chciałabym, żeby była moją przyjaciółką! - zawołała, a ja ledwo stłumiłam śmiech. Gówniara nie wie, co mówi. Miałam już dość ukrywania się i z rozbrajającą radością wyskoczyłam zza drzwi.

- Tak – wyszczerzyłam się – Ta dziewczynka wygląda sympatycznie, ale pozory mylą – wyciągnęłam nóż.

- Mój Boże! - wydarła się mamuśka – Ratunku! Policja! - krzyczała jak opętana.

- Zamknij mordę paniusiu i słuchaj – warknęłam, po chwili przybierając swój słodki wyraz twarzy – Wpadłam tu po swoje zdjęcie, bo nie lubię, gdy ktoś inny dotyka mojej własności – zaczęłam. Jakby tak na to spojrzeć, to rozumiałam, dlaczego Joker nie znosił moich ucieczek. Zawsze ktoś inny mógł mnie dotknąć – Ale tak się składa, że potrzebuję wykonać telefon i jeśli będziecie współpracować, to może was oszczędzę – zaśmiałam się.

- Jesteś chora! - wydarła się kobieta i przytuliła córkę do piersi. Rozczulający widok. Żartuję.

- Tak, tak, psychiczna wariatka, bla, bla, bla – pomachałam językiem zniecierpliwiona.

- Czego chcesz? - spytała mamusia półszeptem.

- Głucha jesteś? - prychnęłam – Powiedziałam, że potrzebuję zadzwonić.

- Masz! - kobieta rzuciła we mnie telefonem komórkowym – Udław się! - warknęła.

- Ja tu kulturalnie, ale jak widać, się nie da – westchnęłam ciężko i rzuciłam się na zaskoczoną babkę. W ułamku sekundy zadźgałam ją nożem. Dziecko rozpłakało się na dobre, wprawiając mnie w szał – Tak kończą nieuprzejmi i irytujący ludzie – zwróciłam się do małej i ją też zadźgałam. Od tego wycia mogły mi popękać bębenki w uszach... Narobiłam bałaganu, którego nie miałam ochoty sprzątać. Aczkolwiek, od czego jest Frosty!

- Wzięłam komórkę do ręki, wystukałam jego numer i czekałam na połączenie. Nieco obawiałam się, czy Frost odbierze od nieznanego numeru, ale miałam nadzieję, że jednak tak.

- Halo – po drugiej stronie rozległ się marudny głos Frosta, który normalnego człowieka mógł szybko zniechęcić.

- Witam. Dzwonię z ofertą... Nie no żarcik – zaśmiałam się – Hejo Frosty, to ja! - zawołałam, czekając na jego reakcję.

- Juliet?! - odpowiedział mi dość wkurzony krzyk – Gdzie ty do cholery jesteś?! Wiesz, że Szefa złapali?! - mój odbiorca był mocno wkurzony. Chichotałam głupawo do usłyszenia ostatniego zdania...

- Jak to złapali?! - wydarłam się do telefonu, fundując Frosty'emu wizytę u laryngologa.

- Coś ty odwaliła?! - warknął. Jego głos był tak nasączony gniewem, że bałabym się stać teraz obok niego...

- Ja tylko... - zaczęłam.

- Gdzie jesteś?! - przerwał mi z furią.

- Blossom Street 13/8 - podałam mu adres. Frost mamrotał coś jeszcze i się rozłączył. Usiadłam na kanapie w salonie i czekałam nerwowo na jego przyjazd. Zanim będzie chciał mnie rozszarpać, trafi na dwa trupy, leżące centralnie przed drzwiami. Po jakiś dwudziestu minutach usłyszałam walenie do drzwi. Z głupim uśmieszkiem poszłam otworzyć.

- Nie żyjesz – Frost obdarzył mnie wściekłym spojrzeniem. W asyście dwóch goryli wyglądał naprawdę groźnie.

- Im to powiedz – gestem zaprosiłam go do środka i ze śmiechem wskazałam na zwłoki.

- Cholera – warknął – Znowu? - popatrzył na mnie jak ojciec, który nie ma ochoty po raz kolejny tłumaczyć czegoś upartej córeczce.

- Tak wyszło – nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Chłopaki – Frost pstryknął palcami, a goryle niechętnie zabrali się do ''sprzątania'' – A ty ze mną – pociągnął mnie za rękę i zeszliśmy do czarnego ferrari.

- Niezła fura – palnęłam, żeby rozluźnić napięcie.

- Juliet, czy ty jesteś nienormalna? - spytał, gdy siedziałam już na siedzeniu pasażera.

- Właśnie sobie odpowiedziałeś na to pytanie – wzruszyłam ramionami.

- Daję głowę, że Szef Cię zabiję, gdy ucieknie z Arkham.

- To możliwe – westchnęłam – Ale ja mu pomogę uciec – w mojej głowie właśnie snuły się plany, umożliwiające ucieczkę klauna z tego wariatkowa.

- Nie ma mowy – warknął i przyspieszył – Ty będziesz siedzieć w apartamencie.

- Zmusisz mnie? - uniosłam brwi.

- Tak, zmuszę cię! - warknął.

- Ciekawe co powie Joker, jak się dowie, że gdy proponowałam odbicie go z Arkham, ty się sprzeciwiłeś – cios poniżej pasa – Najwierniejszy z najwierniejszych? - prychnęłam.

- Dobra! - warknął i wypuścił powoli powietrze z ust – Więc co wymyśliłaś? - dodał już spokojniej, ale widać było, że ledwo hamuje nerwy.

- Najpierw pojedziemy do domu, żeby zgromadzić troszkę broni – odpowiedziałam.

- A potem?

- A potem się dowiesz – zaśmiałam się.

Niestety nic nie wyszło z mojego planu, bo Pan J zdążył już sobie poradzić sam... Omal nie zemdlałam, kiedy go zobaczyłam w korytarzu...

- Dobra robota Frost – Joker uśmiechnął się do Frosty'ego – Możecie sobie iść – mruknął, po czym zwrócił uwagę na mnie. Rozpaczliwie starałam się ukryć za jednym z goryli. Byłam świadoma kary, jaka może mnie spotkać. Klaun znowu będzie mnie torturował lub w najgorszym przypadku mnie zabije. Jednak zasłużyłam sobie...
– Juliet Caro – warknął zielonowłosy. Jego głos był przepełniony gniewem. To, co mnie spotka, gdy zostanę z nim sam na sam, raczej nie będzie miłe. I chociaż wiedziałam, że należy mi się kara, okropnie się jej bałam. Goryl, za którym się chowałam, wypchnął mnie do przodu – Do środka. JUŻ – warknął ozięble niczym władca, który skazuje kogoś na ścięcie. Spuściłam głowę i posłusznie weszłam do apartamentu. Stanęłam pod ścianą z założonym na głowę kapturem. Bałam się nawiązać z klaunem jakikolwiek kontakt wzrokowy. Gdy drzwi zamknęły się z hukiem i usłyszałam, jak Joker odprawia swoich ludzi, wiedziałam, że nie uniknę już konfrontacji...

- No proszę. Tłumacz się – warknął klaun. Jego głos był jak małe szpileczki w moich uszach. Bardzo nieprzyjemny.

- ... - nie miałam odwagi odezwać się ani słowem. Stałam tam ze spuszczoną głową i czułam uwierającą gulę w gardle.

- Patrz na mnie – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, więc nieśmiało podniosłam głowę, napotykając jego rozwścieczone tęczówki. Nie błyszczały już szaleńczym blaskiem. Były jak puste, przerażające ślepia wygłodniałego węża – No? Nie mogę się doczekać twoich tłumaczeń – drwił.

- Ja... - zaczęłam i spuściłam wzrok. Nie byłam w stanie znieść jego oczu. Były takie... nieludzkie...

- Patrz na mnie! - warknął, podszedł i ścisnął moją brodę, zmuszając mnie do kontaktu wzrokowego.

- Ja... - niechętnie wpatrywałam się w szmaragdowe tęczówki Jokera. Moje oczy zaszkliły się i niewiele brakowało, żebym wylała potoki łez. Nie chciałam się przy nim rozklejać. Nienawidziłam okazywać przy nim słabości. Musiałam być silna, chociaż kosztowało mnie to wiele nerwów.

- Patrz na mnie, jak do mnie mówisz, Juliet – syknął i momentalnie poczułam chłodny metal przy mojej szyi.

- ... - sparaliżowało mnie i nie byłam w stanie się poruszyć.

- Doszedłem do ciekawego wniosku – szeptał mi do ucha – Okazałaś nieposłuszeństwo już tyle razy – przycisnął mnie mocniej do ściany – To już daje wiele logicznych powodów, żeby Cię zabić – przejechał dłonią po moim ramieniu.

- Przepraszam... - odparłam ledwo słyszalnie.

- Ile razy ja to już słyszałem – Joker przewrócił oczami – Myślisz, że jestem głupi? - warknął.

- Nie – pisnęłam.

- Podaj mi choć jeden powód, żeby Cię nie zabijać – mruknął – Podasz mi jakiś, hmm?

- Kocham Cię – szepnęłam, dotykając jego twarzy, narażając się na atak. Miałam wrażenie, że zielonowłosy nie traktuje takich słów poważnie, ale mimo to lubi, gdy je wypowiadam. Dawało mu to chwilowe poczucie, że mnie posiada w całości. Ma w garści me ciało, serce i duszę...
Poczułam, jak jego ciało zrobiło się chłodne. Moje wyznanie musiało go zaskoczyć. Nie cofnął jednak noża i wciąż napierał na mnie całym ciałem, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę.

- I to według Ciebie wystarczy? - zadrwił.

- Ty też mnie kochasz – rzuciłam ryzykowne stwierdzenie, którego coraz częściej byłam pewna. Sam zawsze mówił, że każdego, kto coś dla niego znaczy, nie zabije tak zwyczajnie pistoletem. Zielonowłosy patrzył na mnie z mieszaniną szoku i obojętności. Widać było, że waha się z cofnięciem noża. W jego głowie kumulują się teraz różne myśli. Rozważa odpowiedź, której mógłby mi udzielić. Znam go. Jest zaskoczony moimi słowami.

- Jesteś tego pewna? - kalkuluje każdy mój ruch. Reaguje na każdy mój dźwięk.

- Miałeś okazję zabić mnie już tyle razy – patrzę mu prosto w oczy. Już nie zioną jadem. Wyrażają zdziwienie – Mogłeś mnie zabić już podczas pierwszego porwania – teraz to ja uważnie studiuję jego twarz. Role się odwracają. Teraz to ja wykładam karty.

- Mogłem – warczy i przyciska nóż mocniej do mojej szyi. Chce sprawiać wrażenie obojętnego. Udaje, że moje słowa nic nie znaczą, ale ja wiem swoje.

- Mogłeś – mój wzrok jest bardzo napięty. Mam dość udawania ofiary. Teraz ja się Tobą pobawię, Panie J – Więc czemu tego nie zrobiłeś? - pytam, wodząc palcami po jego twarzy.

- Chcesz wiedzieć? - warczy, zły na swoją reakcję. Rzuca nóż w kąt i kładzie ręce po obu stronach mojej głowy. Znowu blokuje mi ucieczkę, lecz nie jest to ważne.

- Tak chcę! - wołam stanowczo. Już najwyższy czas ujawnić swoje prawdziwe uczucia, Joker. Ja ci powiedziałam. Teraz twoja kolej. Powiedz mi, na czym stoję. Czy warto prowadzić takie życie i mieć cień pewności, że mnie nie zabijesz, czy lepiej odejść?
Szkoda tylko, że niezależnie od odpowiedzi, nie będę umiała cię opuścić. Czy to syndrom sztokholmski, a może coś gorszego? Nie wiem...

- Niech czyny mówią za słowa – paraliżuje mnie wzrokiem, przyciska do ściany i niczym wygłodniały wampir wpija się w moje usta. Choćbym nie wiadomo jak chciała, nie potrafię się sprzeciwić. Nie. To nie jest odpowiednie słowo. Nie chcę się sprzeciwić. Pieprzyć to, że chciał mnie zabić przed sekundą.

Mogę mu wybaczyć wszystko, o ile on wybaczy mi. Nasze ciała wywierają ogromny nacisk na ścianę. Całujemy się zażarcie, jakby gniew między nami nie zdążył jeszcze opaść. Zielonowłosy ściska moje ciało, a ja przywieram do niego coraz mocniej. Usta do ust. Ciało do ciała. Obejmuję jego twarz i przyciągam do siebie, nie chcąc tracić ani jednego zmysłowego pocałunku. Książę Zbrodni nie wytrzymuje. Zarzuca moje nogi na swoje biodra i wgniata coraz bardziej w ścianę.

Odklejam się od niego i ściągam bluzę, która po chwili ląduje na podłodze. Zielonowłosy warczy jak wygłodniały drapieżnik, co tylko wprowadza mnie w większe szaleństwo. Klaun zaciska swoje ręce na moich żebrach. Wydaję z siebie jednorazowe syknięcia. Odsuwam się nieco od niego i rozwiązuje mu ten cholerny krawat. Potem walczę z guzikami jego koszuli. J wydaje z siebie pomruki zadowolenia i satysfakcji. Uwielbiam jego wytatuowane ciało. W akcie rewanżu Joker rozrywa moją koszulkę na strzępy, uwalniając górną część klatki piersiowej.

Temperatura niebezpiecznie się podnosi. Oboje jesteśmy już u granic wytrzymałości. Między nami toczy się perwersyjna walka o dominację. Joker wygrywa. Przerzuca mnie przez ramię i niesie do sypialni. Rzuca mnie na łóżko, gdzie ja dysząc z pożądania, pozbywam się dolnej części swojej garderoby. Układam się niczym kotka i czekam, aż mój Książę do mnie przyjdzie. Joker ściąga swoją koszulę, odsłaniając te pięknie wyrzeźbione mięśnie. Nie umiem się powstrzymać. Co chwilę przygryzam wargę lub oblizuję zmysłowo usta. Zbyt mocno go pragnę... Klaun właśnie wyswobodził się z dolnej partii ubrań i zbliża się do mnie. Ma nade mną absolutną przewagę... Wprawia moje ciało w niewyobrażalnie przyjemne konwulsje. Jest brutalny. Jest namiętny. Jest mój... A ja jestem jego...


Zaletą wakacji jest to, że mam mnóstwo wolnego czasu, a co za tym idzie mnóstwo weny ^^

Mogę stworzyć nawet jeden rozdział dziennie ^^

Dobra JC, przestań się chwalić-.-

A racja! Teraz tekst właściwy:

Dziękuję wszystkim za czytanie GI.Jestem w ogromnym (pozytywnym oczywiście) szoku, że książka zdobywa coraz większą popularność. To bardzo motywujące i cieszące zarazem, że moja twórczość została doceniona ^^

Gorąco pozdrawiam i zachęcam do dalszego czytania, oceniania i komentowania ^^

LadyBellworte

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top