Get Insane XXIX

Gdzież to jest mój Książę Zbrodni? I po co? Przecież kazał mi iść, czyż nie? Co się stało? Nagle mu się odwidziało? A może nie potrafi znieść myśli, że nie jestem z nim, tylko sama gdzieś, wolna i szczęśliwa?

Schlebiał mi fakt, że zielonowłosy traktuje mnie tak poważnie. Nie zaprzątałby sobie mną głowy, gdybym nic dla niego nie znaczyła. To był jego sposób na powiedzenie, że nie jestem mu obojętna.

Jeśli Joker tu jest to Frosty także, a to znaczy, że biedaczek ma przerąbane. Oczywiście mogłam tam pójść i go uratować od niechybnej śmierci, ale nie chciało mi się. Nie zamierzałam bawić się w bohaterkę. To robota Batmendy. A no właśnie. Cały lunapark został sterroryzowany przez Jokera i jego bandę, a nikogo to nie interesuje? Gdzie obrońca moralności? Czyżby miał wolne?

Z daleka dostrzegłam klauna, Frosty'ego i kółko różańcowe Maskotek. Frost klęczał na brudnym piachu, a Joker celował w jego głowę pistoletem i wyraźnie zastanawiał się, czy zabić go tak po prostu, czy może zafundować mu inny rodzaj tortur.

Przyglądałam się temu niezauważona i prowadziłam ze sobą wewnętrzny monolog czy zareagować jakoś, czy nie. Cały czas rozpraszał mnie obłędny smak tych lodów! Poważnie. Niebo w gębie.

Joker długo się wahał. Co jakiś czas obchodził Frosta dookoła i gadał coś do niego. Zaczynało powiewać nudą. I to niby ja gadam z ofiarami o pierdołach? Nadęty kretyn...

Zjadłam loda w całości, otrzepałam ręce i stwierdziłam, że mogę już się pokazać Jokerowi, skoro mu tak bardzo zależy. Jednakże nie zamierzałam zrobić tego tak po prostu. Moje wejścia musiały być nadzwyczajne!

- Co mi po pustym parku rozrywki? Jedna wielka nuda – mruknęłam do siebie na głos i jak gdyby nigdy nic wyszłam wszystkim na spotkanie. Całe to zgromadzenie patrzyło na mnie jak na ducha. Frost wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, Maskotki wlepiały we mnie puste spojrzenia, a Joker miał minę, jakby chciał mnie zastrzelić. To wszystko powinno choć trochę mnie przejąć i powinnam z pokorą przeprosić za swoje zachowanie...

Kogo ja oszukuję? Wątpię, żebym kiedykolwiek miała wyrzuty sumienia. Frost omal przeze mnie nie zginął, a ja wolałam się przed nim chować jak irytujący chochlik. Ściągnęłam okulary, zawiesiłam je na dekolcie bluzki i popatrzyłam na wszystkich jak na wariatów.

- Co wy tu wszyscy robicie? - spytałam z udawanym zaskoczeniem.

- Juliet, zabiję cię – wysyczał Frost, próbując poderwać się z klęczek. Joker mu to uniemożliwił.

- Zaraz to odszczekasz Frosty – warknął – Tylko ja mogę ją zabić i zaraz z rozkoszą to zrobię – stracił zainteresowanie Frostem i podszedł do mnie z diabelską miną. No dalej, Juliet. Bój się! Czuj respekt, ukorz się przed nim, przecież on cię zaraz zabije! Moja podświadomość próbowała mną potrząsnąć, ale niezbyt jej to wychodziło.

- Co to znaczy, że tylko ty możesz? - warknęłam – A jakbym chciała popełnić samobójstwo, to co? - mierzyłam go zaciekłym spojrzeniem – Zabronisz mi?

- Nie – odparł spokojnie – Ja Ci w nim pomogę, Juliet. Ja ci w nim pomogę – patrzył na mnie tak paraliżującym wzrokiem, że zaczęłam się go obawiać. Chyba przesadziłam, ale nie dawałam po sobie tego poznać – Wszyscy, z wyjątkiem Ciebie – wskazał na mnie pistoletem – Wynoście się stąd! - warknął tak upiornie, że cała zgraja szybko wycofała się do tyłu i tyle ich widziałam.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi – spojrzałam na niego niewinnie – Kazałeś mi iść, więc poszłam, a teraz się wściekasz, że tu jestem – naprawdę nie potrafiłam go rozgryźć.

- I nie było ani jednej chwili – okrążał mnie jak drapieżnik ofiarę – Żebyś chciała wrócić? - warknął.

- Nie – skłamałam.

- Nie? - złapał mnie od tyłu i ścisnął ramionami – Jesteś pewna? - wysyczał, wyraźnie wkurzony.

- Nie – rzuciłam obojętnie – Świetnie się bawiłam bez ciebie – prowokowałam go.

- Skoro tak świetnie się bawiłaś beze mnie, to dlaczego ze mną jesteś? - warknął i ścisnął mnie mocniej. Czułam się jak zdobycz, której nie chce wypuścić z rąk. Byłam w pułapce. Co gorsza, chciałam w niej być...

- Dlatego, że nie pozwalasz mi odejść – wyrzuciłam z siebie to, co od dawna leżało mi na sercu.

- Ja ci nie pozwalam? - zaśmiał się sztucznie – Ty nie chcesz odejść, Juliet. Uzależniłaś się ode mnie. Nie potrafisz tego przyznać, ale ja od dawna to już wiem – jego głos ślizgał się wewnątrz moich uszu. Zmroziło mnie. Co to znaczy, że wie już od dawna? - Zawsze do mnie wracasz. Nie umiesz już żyć beze mnie – śmiał się – Nie wstydź się cukiereczku, to nic złego – przejechał dłonią po mojej szyi. Wstrząsnął mną dreszcz – Widzisz, jak reagujesz w mojej obecności? - znęcał się nade mną. Wykorzystywał moje chwile słabości i od samego początku wiedział wszystko. Mogłam zaprzeczać, wyrywać się, wyzywać go...

Tylko, jedyne czego chciałam, to żeby mnie obrócił twarzą do siebie i pocałował. Pieprzone hormony...

- Błagam, puść mnie – jęknęłam.

- Dlaczego? - zaśmiał się z krztą kpiny.

- Bo mój gniew opada – powiedziałam półszeptem.

- Kłamczuszka z Ciebie, skarbie – zaśmiał się cicho, prosto w moje ucho – Już od dawna nie jesteś na mnie zła – mruknął z satysfakcją. Nosz cholera... Czy on umie czytać w myślach, czy w jakiś sposób zdradzam się ze swoimi uczuciami? O ile jakieś mam...

- A ty? - pytam – Ty pewnie dalej jesteś na mnie wściekły – dopowiadam za niego.

- Skąd takie przypuszczenia? - warczy, ale w ten cholerny, zmysłowy sposób. Wal się Joker. Ty i twój seksowny głos.

- Nie wiem – tracę przy nim rozum i zdolność sensownego mówienia.

- Ja też nie wiem, Juliet – jego ręka ląduje na moim pośladku... - Byłem zły, nawet bardzo – mówi – Ale widzisz, jest taki jeden problem – kontynuuje.

- Jaki? - odwracam się do niego twarzą i z obawą patrzę w jego zielone tęczówki. Szlag... Już po mnie. Tonę w szmaragdowym oceanie. Tonę. Utonęłam.

- Miałem w głowie wizję jak Cię morduję, jak błagasz o litość, a ja się nad Tobą pastwię i spełniam swoje chore fantazje względem Twojej osoby – to, co mówi, jest tak chore i okropne, że powinnam się wystraszyć lub cokolwiek. Mogę nawet ze szczegółami słuchać, jakby mnie torturował, jeśli będzie mówił to tym głosem. Tym głosem, który jest tak nasączony erotyzmem, że moje myśli krążą wokół dość jednoznacznych rzeczy...

- Tak? - udaję, że mnie to nie obchodzi.

- Ale jak tylko zobaczyłem, że idziesz w naszym kierunku, to w myślach zadawałem Ci inny rodzaj bólu – uśmiecha się łobuzersko z krztą dominacji. Cholera jasna... Robię się czerwona na twarzy i czuję jak na Saharze w zimowym kożuchu. Czy on właśnie bezceremonialnie powiedział, że ma ochotę mnie...

- Czy ty jesteś uzależniony? - Juliet, co ty odwalasz?! Facet, którego pożądasz w każdej minucie swojego życia, otwarcie mówi, że ma na ciebie ochotę, a ty wyskakujesz z takim tekstem?!

- Chciałabyś, żebym był, prawda, cukiereczku? - przejeżdża palcem po moich ustach.

- ... - i znowu zaćma umysłowa...

- A może już jestem? - chwyta moją brodę i zmusza do utrzymywania kontaktu wzrokowego – Od naszego pierwszego spotkania, co?

- ... - czemu, czemu ja nie mogę nic powiedzieć?!

- Skąd wiesz, że już wtedy nie chciałem Cię mieć? - paraliżuje mnie. Paraliżuje mnie jego wzrok, jego dotyk, jego słowa... - Skąd wiesz, Juliet Caro – akcentuje moje imię tą charakterystyczną chrypką, a ja nie wytrzymuję. Długo walczyłam z narastającym pożądaniem, ale tak się nie da. Nie da się po prostu...

- Joker – szepczę.

- Tak moja droga? - uśmiecha się zadowolony z tego, do jakiego stanu mnie doprowadził.

- Pocałuj mnie – nie mogę uwierzyć, że pierwszy raz decyduję się mu to po prostu powiedzieć. Ulegasz mu, Juliet. Wpadasz w jego sidła. Wpadam. I nie chcę z nich wyjść...

- Chcesz tego? - uważnie studiuje moją twarz. Pastwi się nade mną. Wie, że kipię z żądzy, a on się tym doskonale bawi...

- Tak – ledwo wypowiadam te słowa. Gdyby on wiedział jakie wizje krążą teraz w moim umyśle...

- Powiedz to, powiedz to, powiedz to – dlaczego jego głos jest jak odurzający narkotyk? Dlaczego...?

- Chcę – moje serce wygrywa już dzikie rytmy, a on dalej uważnie na mnie patrzy. Tylko patrzy!

- Dlaczego mam to zrobić? - uśmiecha się szeroko, odsłaniając implanty na zębach. Bo Cię pragnę debilu... - Jesteś niegrzeczna – robi udawaną, smutną minkę.

- Ale jestem tylko Twoja – przygryzam kusząco wargę, licząc, że to go zmiękczy.

- Nikogo więcej? - unosi brwi i warczy w ten charakterystyczny sposób. Prędzej go zabiję, zanim się rzucę...

- Nikogo więcej – oddycham coraz ciężej, a ten gnój doskonale zdaje sobie z tego sprawę...

- Moja na zawsze? - celowo uśmiecha się, żeby mnie rozsierdzić.

- Nienawidzę Cię! - wykrzykuję, doprowadzona do ostateczności.

- Nie kłam, kochanie – warczy i w końcu wpija się w moje usta. To moja chwila. Mogę spokojnie odpłynąć. Mogę mu ulec i zatracić się w nim... Może nas już połączyć szalona namiętność...


Dobra. Dotrzymałam słowa i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam ^^

♦❤❤❤♦


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top