Get Insane XVI

Chociaż w moim przypadku nie jest to możliwe, obudziłam się przed zielonowłosym. Nie mam nawet pojęcia, jak to się stało, że wyślizgnęłam się z jego ramion. Za każdym razem jak leżymy czy śpimy, ściska mnie niczym wąż dusiciel. Nie obchodzi mnie, że lubi trzymać Swoją Własność blisko siebie. Potrzebuję jakiejś przestrzeni! Cichutko, niczym kot, przeszłam na paluszkach i opuściłam sypialnię. Z nostalgią zagapiłam się w okno. Czy ja aby nie tęskniłam za dawnym życiem? Czy nie kusiła mnie ponowna ucieczka? Gotham było jeszcze uśpione, ale sądząc po delikatnych promieniach słońca, budziło się do życia. Odruchowo dotknęłam wyciętej rany na szyi. J. Niby zwykła literka, właściwie mój inicjał, a tak naprawdę akt własności. Joker mnie w pewnym sensie posiadł. Jestem jego Własnością. Zabawnie to brzmi. Jednak lubię to określenie. Własność Jokera. Gdybym mu była obojętna, nie nazywałby mnie tak. Znowu mnie naszło na filozofowanie. Nigdy nie czułam się myślicielką, chociaż nie. Zanim doszło do tego całego porwania, a może, zanim zaczęłam odkrywać swoją prawdziwą osobowość, lubiłam pisać. Pisać, recytować. Kontemplować nad różnymi rzeczami. W tym momencie myślałam nad tym, dlaczego do diabła obudziłam się przed świtem? Przecież ja nie jestem w stanie wstać z łóżka przed południem. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę atrakcje, jakie Joker zafundował mi dzisiejszej nocy. Miał rację. Ukarał mnie, ale to był dobry ból. Lub jestem masochistką...

Potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego myślę o ucieczce? Przecież nie chcę wieść nudnego, normalnego życia. Coś innego musi mnie demoralizować. Poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Wpatrywałam się w swoje odbicie i naprawdę to dostrzegałam. Szaleństwo, które mnie ogarnęło. Nie ma już dawnej Juliet. Umarła tamtej pamiętnej nocy.

Patrzyłam na to swoje odzwierciedlenie tak długo, aż obraz zaczął się zniekształcać. Zaczęłam się cicho śmiać. Głównie dlatego, że wszystko wirowało. Jak na karuzeli, wheeeee! Widok w lustrze bardzo mi się podobał. W końcu jednak zaprzestałam nadmiernemu szczerzeniu się do lustra. Wróciłam do gapienia się w okno. I znów, smętnie patrzyłam, jak miasto powoli się rozbudza. Musiało być coś ze mną nie tak, bo normalnie takie coś znużyłoby mnie totalnie. Jednakże nawet wariat potrzebuje czasem chwili na refleksje.

- A ty już nie śpisz? - przy moim uchu rozległ się mrukliwy głos zielonowłosego.

- Ale mnie wystraszyłeś! - złapałam się za serce – Jak widać, nie śpię – dodałam.

- Sądziłem, że po bolesnej karze będziesz potrzebowała dłuższej chwili na regenerację – zaśmiał się i bezczelnie położył swoje ręce na moich biodrach.

- Ja też, ale jak widać, coś skłoniło mnie do szybszej pobudki – westchnęłam.

- Jeśli znowu myślisz o ucieczce, to podetnę ci gardło, kochanie – syknął.

- Nie myślę o ucieczce – mruknęłam.

- A o czym myślisz? - spytał.

- Nie wiem – odparłam – Po prostu wpatruję się w panoramę Gotham.

- To prawda. Żyjemy w wyjątkowym mieście – odrzekł. Musiałam się odwrócić, bo nie dowierzałam w to, co powiedział. Romantyczny Joker? Nie. To jest irracjonalne – Niby takie potężne, a nie wiele trzeba, żeby się rozsypało jak domek z kart – zaśmiał się.

- Nie zapomnij o obrońcy moralności – prychnęłam pogardliwie.

- Ależ jak mógłbym zapomnieć o Batmanie? - westchnął teatralnie – Bez niego moje życie nie miałoby sensu.

- Chcesz powiedzieć, że Batman jest potrzebny? - próbowałam odgadnąć jego słowa.

- Dokładnie cukiereczku – odparł rozbawiony. Chyba był zadowolony z mojego pytania – To okropnie nudne zabijać, kraść i siać chaos ze świadomością, że na nikim nie robi to wrażenia.

- W sumie racja – chyba go zrozumiałam. Joker i tak czuł się bezkarny, ale większą przyjemność sprawiała mu myśl, że zawsze go będzie ścigał Batman. Przynajmniej do momentu aż klaun go zabije, ale kiedy zrobi to odpowiednio. Kiedy śmierć Mrocznego Rycerza będzie, jak to określił, arcydziełem – Joker?

- Tak, moja droga? - ale mnie tytułuje.

- A co potem jak już kiedyś zabijesz Batmana? - trochę się obawiałam zadać to pytanie, ale ciekawość zwyciężyła.

- Czemu uważasz, że chciałbym go zabić? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Trochę mnie to zdziwiło.

- Dlatego, że...

- Skąd wiesz, że to on nie zabije mnie pierwszy? - przerwał mi.

- To niemożliwe. Jesteś za sprytny – odparłam lekko niepewna jego reakcji.

- Tak uważasz, Juliet? - przegładził dłonią moje włosy.

- Czy mógłbyś mi odpowiedzieć na pierwsze pytanie, które ci zadałam? - spytałam ostrożnie.

- Przecież odpowiedziałem – mruknął zadowolony. Czułam, że nasza dyskusja bardzo go bawi.

- Kłamiesz. To nie była odpowiedź – rzekłam chłodno.

- Drażnisz mnie – w jednej chwili obrócił mnie i przycisnął do ściany – Skąd wiesz, że te pytania nie wyprowadzą mnie z równowagi? - chyba zaczął się powoli denerwować. Napięcie między nami rosło. Jego oczy stawały się dzikie i puste jednocześnie – I cię w tym momencie nie zabiję, bo zaczynasz mnie irytować? - jego wzrok był naprawdę paraliżujący.

- Tylko chciałam wiedzieć – odparłam nieco przelękniona.

- Ale do czego ci ta informacja? - widziałam złowrogie iskry w jego spojrzeniu. To nie wróżyło niczego dobrego...

- ... - znowu ten stan, w którym tracę głos. Jego obecność upośledza moje struny głosowe.

- Co? - wydął usta – Teraz już nie jesteś taka rozmowna?

- Już nie będę więcej pytać, jeśli nie chcesz – spuszczam wzrok. Czuję niepokój i wolę nie patrzeć mu w oczy.

- A teraz jesteś taka potulna? - kpi ze mnie – Co się stało skarbie? Gdzie twój cięty język?! - mocno złapał mnie za brodę i ścisnął.

- Puść. To boli – zmuszam się, żeby podnieść na niego wzrok i czuję, jak pod powiekami gromadzą się łzy. Nie chcę się przy nim rozkleić, ale mam zbyt zszargane nerwy, żebym mogła spokojnie to znosić. Mimo wszystko staram się nie płakać.

- Ojoj – robi smutną minkę – Biedna Juliet – drwi – To jest nic, w porównaniu z tym, co dla Ciebie przygotowałem – śmieje się szyderczo.

- ... - jestem mocno wystraszona. Czuję, jak serce uderza szybko niczym karabin maszynowy. Boję się. Cholernie się boję. Prawda jest taka, że Joker nie zadał mi jakiegoś niewyobrażalnego bólu. Przecież doskonale wiem, do czego jest zdolny.... Mogłam sobie darować te głupie pytania.

- Teraz pora na prawdziwą karę – nie przestaje się śmiać. Tym razem jego upiorny rechot jest jak żyletka na języku. Wzbudza strach. Okropny strach.

- ... - nie jestem w stanie wykrztusić słowa. Podejrzewam, że to go tylko bardziej cieszy.

- Zawsze mam jedną na wszelki wypadek – macha mi przed oczami strzykawką wypełnioną zieloną substancją – Dobranoc moja droga – ostatnie co widzę to jego szeroki uśmiech. Potem czuję bolesne ukłucie i następuje ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top