Get Insane XIII
Boże, jakie to ekscytujące! Znów mogę pobawić się w Stwórcę i zakończyć egzystencje dwóch nieświadomych swego losu istotek. Bonus, że to Friedrick i Amanda. Tego palanta z rozkoszą wypatroszę, a tę szmatę wytargam za kudły. Oczywiście nie pojechałam ich zabić z dnia na dzień. Musiałam wybrać odpowiedni moment. Najlepsza chwila nadeszła, gdy przypomniałam sobie, że zarówno Lucas i Amanda mają w piątki zajęcia dodatkowe po lekcjach. Ten osioł gra w nożną, a parszywa pudernica ma kółko plastyczne. Idealnie się złożyło, że mają te fakultety w godzinnym odstępie czasowym. Terry też ma zajęcia. Chórek. Kiedyś chodziłyśmy na niego razem. No cóż, nic się nie stanie, jeśli jej też zabraknie. Byłam gotowa zabić moją najlepszą przyjaciółkę, jeśli akurat się nawinie. Byłam pozbawiona skrupułów. Podejrzewam, że instynkt człowieczeństwa już dawno ze mnie uleciał, niczym powietrze z balonika.
Joker wyraził zgodę na to, żebym projektowała sobie ciuchy i muszę przyznać, że wymyśliłam zabójcze stroje. Właśnie wysiadłam z samochodu, którym podwieźli mnie nowi goryle Jokera i skierowałam się w stronę tylnych drzwi. Nieźle odpicowałam swój wizerunek. Czerwona bluzka z rękawami 3/4 ozdobionymi po jednej stronie białymi, a po drugiej czarnymi paskami z krwawą plamą na boku i napisem Get Insane na piersiach, świetnie współgrała z podziurawionymi, czarnymi, obcisłymi spodniami i kabaretkami. Buty, czerwone glany, również idealnie pasowały do całości. Na szyi miałam kolczastą obróżkę, na dłoniach skórzane rękawiczki bez palców a na nadgarstku dwie bransoletki, jedną kolczatkę, a drugą srebrną. I tak największe wrażenie robił mój czerwony, szeroki, psychopatyczny uśmiech, który sugerował, z kim ma się do czynienia. Nigdy nie wątpiłam w gust Jokera, ale mój własny kostium był po prostu niesamowity!
Skradałam się cichutko po korytarzach szkolnych, pilnując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wspomnienia wracały i wzięła mnie lekka nostalgia. Żartuję! Nie czułam nic prócz podniecenia. Friedrick zaraz skończy swój głupi trening. W tym czasie zakradnę się do szatni...
Siedziałam cichutko w kącie, ukryta za szafką. Naprawdę ciężko mi było się powstrzymywać od śmiechu, ale wiedziałam, że nie mogę się zdradzić. Jeśli chcę zabić, muszę być niczym kot, niezauważalna i drapieżna. Joker mówił, że oczekiwanie na atak jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w tej branży. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i głos Friedricka. Upewniłam się, czy jest sam. Ku mojej radości, okazało się, że reszta drużyny została jeszcze na boisku. Tak wywnioskowałam z jego pomruków. Chyba był niezadowolony. I dobrze! Nie mogłam dłużej się chować i wyskoczyłam zza szafki. Biedaczek prawie dostał zawału!
- JULIET?! - wydarł się. Miałam szczęście, że szatnia była daleko od boiska i szanse na to, że ktoś go usłyszał, były nikłe.
- Witaj, Friedrick – wyszczerzyłam się – Długo się nie widzieliśmy, czyż nie?
- Co ty robisz? - popatrzył na mnie niepewnie – Nie ma cię na lekcjach, a teraz tak nagle pojawiasz się w szatni i mnie jeszcze straszysz? Odbiło ci?! - warknął.
- Idioto – ponowiłam uśmiech – Nie ma mnie na lekcjach, bo znalazłam swoje powołanie i nie potrzebuję już szkoły. A co do tego, czy mi odbiło, to już dawno! - zaśmiałam się szaleńczo dla lepszego efektu.
- Jakie powołanie?! O czym ty mówisz?! Czego chcesz?! - darł się.
- Zabijanie! O tym, że zawsze byłam szalona! Twojej śmierci! - wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu.
- ... - mierzył mnie wzrokiem i nerwowo spoglądał na moją dłoń, która wychyliła się ze sporych rozmiarów nożem. Wykorzystałam to i zamknęłam drzwi oraz stanęłam przy nich, żeby mu uniemożliwić ucieczkę. Friedrick był coraz bardziej przerażony, a moje ego coraz bardziej rosło na ten widok – Odwala ci kretynko?! - wydarł się – Zawsze sądziłem, że te plotki o twojej niepoczytalności są fałszywe, ale teraz stwierdzam, że powinni cię zamknąć w Arkham!
- I tak prędzej czy później tam trafię – przewróciłam oczami – Ale teraz żyję chwilą! - nie spuszczałam z niego wzroku.
- Nie myśl sobie, że dam ci się zabić wariatko! - Friedrick przybrał buńczuczną postawę.
- Nie oczekiwałam, że to będzie łatwe – zakręciłam kosmyk włosa na palcu – Można nawet powiedzieć, że zabicie cię będzie dość ryzykowne – zarechotałam.
- Mam dość twoich durnych żartów! - rzucił się na mnie, chcąc mnie odepchnąć i dostać się do drzwi. Nie przewidział tylko, że nie zawaham się, użyć noża – Co tyhhh – zacharczał i upadł na kolana, gdy wbiłam mu ostrze prosto w brzuch. Nie puściłam noża, więc upadłam razem z nim. Friedrick chwycił drugą stronę noża i jego dłonie natychmiast spowiły się brunatną cieczą. Zaczął się powoli dławić własną krwią. Podniósł na mnie wzrok. Widziałam w jego oczach strach i bezsilność. Oraz coś na kształt błagania. Jego piłkarska koszulka stała się czerwona, a po twarzy zaczęły płynąć mu łzy. To był dopiero niecodzienny widok! Bezsilny i płaczący Lukas Friedrick – Błagam – wycharczał przez ściśnięte gardło – Błagam cię – patrzył prosząco. Doskonale wiedział, że jeśli wyciągnę nóż, wykrwawi się na śmierć. Nie robiło to na mnie wrażenia. Zamiast tego uważnie obserwowałam jego twarz, co chwilę się uśmiechając – Przepraszam Juliet, przepraszam za wszystko! - wybuchnął płaczem. Widać było, że usiłuje mnie zmiękczyć. Jednak mnie to nie obchodziło. Liczyła się tylko zemsta...
- Och, słodko! - wydęłam usta – Mam w dupie twoje przeprosiny! Chcę tylko dobrej zabawy – uśmiechnęłam się szeroko, wprawiając go w jeszcze większe przerażenie.
- Nieee! - załkał niczym bezbronne dziecko – Nie rób tego! - płakał już na całego – Ty nie jesteś taka! Ty nie jesteś chora psychicznie! - gorączkowo złapał mnie za rękę swoimi dłońmi i mocno ścisnął. Po chwili moja pięść pokryła się czerwonymi plamami krwi.
- Nic o mnie nie wiesz Friedrick, nic o mnie nie wiesz – pokręciłam głową i zbliżyłam swoją twarz do jego. Mocno zacisnęłam dłoń na rączce noża.
- RATUNKUUUU!!! - Friedrick wydarł się, ile miał sił, ale było za późno.
- I kto się teraz śmieje? - wyszczerzyłam się do niego i jednym, silnym ruchem wyciągnęłam z niego nóż. Z jego ciała trysnęła salwa krwi, a sam po chwili przechylił się na bok i padł martwy. Z jego wnętrza swobodnie wypływała brunatna ciecz, tworząc w ten sposób sporą kałużę. Byłam zadowolona z efektu. Scena jak z krwawego horroru, i to ja jestem sprawczynią tej czerwonej scenerii. Już miałam odejść, ale przypomniałam sobie, że chciałam zostawić po sobie jakiś znak. Dlatego też wzięłam ze sobą kartę. Dama karo. Wsunęłam kartę w usta trupa i niepostrzeżenie, wymknęłam się z szatni. Na korytarzach było pusto jak po apokalipsie, a ja miałam mało czasu, jeśli chciałam zaskoczyć Amandę.
Skradałam się po szkolnych korytarzach, wypatrując tej wypudrowanej suki. Byłam nieco wkurzona. Zaraz koledzy z drużyny odkryją zwłoki Friedrick'a w szatni, a ja muszę jeszcze załatwić Amandę i wiać stąd, jeśli nie chcę trafić do Arkham. Tak się wczułam w polowanie na Bett, że nie zauważyłam, iż z mojego noża kapie krew. Zostawiałam za sobą wykropkowaną ścieżkę. Weszłam do łazienki, żeby umyć ostrze i powrócić do tropienia mojej ofiary.
Właśnie myłam nóż w umywalce, gdy usłyszałam kroki kogoś, kto chce wejść do środka. Szybko schowałam się w kabinie i nasłuchiwałam, kto to może być. Ku swojej radości, odkryłam, że to Amanda! Stała przy lustrze i pudrowała swój tępy ryj. I to idealnie naprzeciwko mnie! Podczas gdy głupia dzida poprawiała swój makijaż i była skupiona na swoim odbiciu, otworzyłam bezszelestnie drzwi i przemknęłam do drzwi wejściowych i oparłam się o nie. Pusta jędza będzie mieć niespodziankę, gdy skończy się mizdrzyć. Po jakiś dwóch minutach Amanda wreszcie odeszła od lustra i zmierzyła w kierunku drzwi, gdzie ja akurat muskałam opuszkami placów grzbiet ostrza.
- Juliet...? - zamarła i nerwowo spoglądała na nóż, który trzymałam w dłoni.
- Niespodzianka Amandy – uśmiechnęłam się upiornie, przezywając ją ksywką za czasów naszej przyjaźni.
- Co ty tu robisz...? - wyjąkała, mierząc mnie spojrzeniem pełnym paniki.
- Na chwilę wróciłam do szkółki, żeby zakończyć niezałatwione sprawy – spojrzałam na swoje paznokcie.
- Jakie sprawy...? - spytała tak słabym głosem, jakby miała zaraz umrzeć.
- Pożegnanie ze starymi znajomymi – nie zwracałam na nią uwagi. Polerowałam nóż skrawkiem bluzki.
- To taki żart? - spytała – To żart, tak?! - pisnęła panicznie.
- Nie – rzuciłam – Prima Aprilis jest w kwietniu, moja droga – uśmiechnęłam się -Teraz zapłacisz mi za wszystkie upokorzenia i krzywdy, które mi wyrządziłaś – odpowiedziałam spokojnie.
- Juliet! - rozpłakała się – Ja cię strasznie przepraszam! Ja nie wiem czemu nasza przyjaźń... czemu ja... - łkała i patrzyła z przerażeniem na plamy krwi na mojej bluzce.
- Ja też nie wiem, Amandy – wzruszyłam ramionami – Nie wiem, czemu odczuję spełnienie tylko wtedy, gdy wsadzę ci nóż w gardło – rzekłam słodko.
- Juliet! - zawyła żałośnie. I tak mnie, to nie ruszyło – Błagam!
- Och błagam, błagam – przedrzeźniałam ją.
- Ja nie chcę umierać! - wydarła się i upadła na kolana – POMOCY!!! - krzyknęła. Złożyła nawet ręce do modlitwy. Uroczy widok.
- Ja też nie chciałam tych wielu rzeczy, które mi robiłaś! - zrobiłam sztuczną, smutną minkę.
- ... - płakała już na całego. Miałam to gdzieś. Jej ryk mnie niemiłosiernie irytował. Podeszłam do niej z szatańskim uśmiechem wymalowanym na twarzy i chociaż zawzięcie się broniła, podcięłam jej gardło. Zaczęła się dławić własną krwią i przewróciła się na podłogę. Dokończyłam dzieło, kopiąc ją i wbijając nóż w brzuch. Jej usta wypełniły się oceanem krwi, po czym skonała i padła martwa. Jej krzyki były naprawdę piękne. Rozpaczliwe i głośne. Wsunęłam jej w usta drugą Damę Karo i zadowolona z siebie, wycofałam się z łazienki. Ledwo przekroczyłam próg drzwi, a usłyszałam krzyki chłopaków z drużyny i ich wołanie o pomoc. Musiałam się ewakuować. Sprintem zbiegałam po schodach, nie bacząc na to, że zostawiam krwawe ślady butów na podłodze. W całej szkole było słychać krzyki i wrzaski. Ktoś odkrył zwłoki Amandy w łazience i wydarł się na całe gardło, że w szkole jest psychopata. Musieli szybko zadzwonić po policję, bo słyszałam już syreny radiowozów. Gnałam ile sił, aż w końcu niczym petarda wypadłam przez frontowe drzwi liceum i popędziłam w stronę ciemnego zaułka. Goryle Jokera mieli tam na mnie czekać. Okazało się jednak, że Pan J sam się pofatygował, żeby mnie zabrać. Jak słodko! Wszędzie poznałabym fioletowe lamborghini zielonowłosego. Szarpnęłam za drzwi i niemal padłam na siedzenie pasażera.
- No skarbie, widzę, że łowy się udały – zaśmiał się.
- JEDŹ! - spojrzałam na niego błagalnie. Joker pośmiał się jeszcze chwilę, ale po chwili odjechaliśmy z piskiem opon.
- I jak było? - spytał, gdy pruliśmy ulicami Gotham, do naszej kryjówki.
- Cudownie – dyszałam ciężko.
- Właśnie widzę – zaśmiał się – Prawdziwa rzeźnia.
- Tylko dwoje, ale zawsze coś – ułożyłam się wygodnie na siedzeniu.
- Twój progres będzie się zwiększał, cukiereczku. Jednak widzę, że mordowanie nie jest już dla ciebie czymś trudnym. Jestem z ciebie dumny – uśmiechnął się do mnie.
- Teraz możesz mnie wyznaczać do bardziej ambitnych zadań – puściłam mu oczko.
- Zdecydowanie Juliet, zdecydowanie – uśmiechnął się szeroko, odsłaniając implanty na zębach – A twój strój jest imponujący. No, ale skoro cały ocieka krwią, proponuję, żebyś go zdjęła, gdy już będziemy w domu – uśmiechnął się charakterystycznie.
- Zobaczymy – zamruczałam i przygryzłam wargę – To było takie emocjonujące. Nie sądziłam, że tak dobrze mi pójdzie – z zapałem patrzyłam na nóż, z którego zginęli dzisiaj Friedrick i Amanda.
- Podpisałaś się jakoś? - zapytał, patrząc na drogę.
- Zostawiłam im Damy Karo na pamiątkę – odpowiedziałam z dumą.
- Urodziłaś się, by zabijać – Joker zaniósł się głośnym śmiechem.
- Nie – odparłam – Urodziłam się po to, żeby Cię poznać – uśmiechnęłam się do niego.
- Nie mogę uwierzyć w to, jaka jesteś idealna – zaśmiał się i docisnął pedał gazu. Zmierzaliśmy ku naszemu apartamentowi. Czułam spełnienie i euforię jednocześnie. Zrobiłam to. Dokonałam prawdziwej rzeźni na moich wrogach. I jest to o wiele lepsze uczucie niż podczas mojego pierwszego morderstwa. Mogę bezsprzecznie przyznać. Oszalałam. I nie wstydzę się tego.
No cóż, poleciałam tutaj trochę z brutalnością, ale psychopaci nie są delikatni... -->Edit! W rzeczywistości, to jest najmniej brutalny rozdział, jeśli chodzi o szczegółowe morderstwa. I ja to pisałam na trzeźwo? LOL
Po raz kolejny dziękuję, że jesteście i czytacie GI :)
Pozdrawiam
LadyBellworte ♦♥♦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top