Get Insane XI
Obudziłam się wypoczęta. Może dlatego, że sądząc po godzinie na wyświetlaczu telefonu, była 12.00? Jokera nie było. Znowu gdzieś wybył, ale łaskawie zostawił kartkę na poduszce. Napisał, że niebawem wróci oraz że czeka nas dzisiaj emocjonujący wieczór. Fajnie, tylko że co ja mam robić do tego czasu? Nie byłam typem dziewczyny, która mogła sobie znaleźć zajęcie na cały dzień. Ja potrzebowałam zmian. Monotonia mnie nudziła. Brakowało tylko tego, żebym z braku laku zaczęła oglądać poradniki o makijażu, albo seriale komediowe. Nie byłam typem osoby, którą można zamknąć w czterech ścianach. Może to głupio zabrzmi, ale miałam ochotę wkurzyć zielonowłosego. Zagrać mu na nerwach, doprowadzić go do szału. Potrzebowałam adrenaliny, emocji. Jeśli klaun chciał mnie wyprowadzić z równowagi, tym, że zamknął mnie jak psa, to mu się to udało. Chodziłam nerwowo po mieszkaniu z zamiarem zamordowania Jokera za to, że mnie tu zostawił bez żadnej rozrywki. Tęskniłam za Brock'iem, pomimo tego, że wczoraj wypruwałam mu wnętrzności i rozkrawałam jego ciało na kawałki. Może trzeba było go oszczędzić? Tak to miałabym teraz kogo wkurzać. Po dłuższych namyśleniach stwierdziłam, że przydałoby się coś zjeść. Weszłam do kuchni i sprawdziłam zawartość lodówki. Chciałam sobie zrobić kanapki, więc wyjęłam w tym celu nóż. To był błąd. Nie mam pojęcia, dlaczego się tak stało, ale wpatrywałam się w ostrze z zainteresowaniem. Dzień wcześniej, takim samym nożem torturowałam Brock'a. Znowu to poczułam. Ochotę na zabicie kogoś. To było jak uzależnienie. Tak jakby śmierć była butelką dobrego wina, a ja alkoholiczką na odwyku. Czyżbym uzależniała się od zabijania?
Moje dywagacje przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Poszłam w ich stronę. Do środka wszedł Joker. Nie mogłam nie zauważyć, że ma na sobie bordową, rozpiętą koszulę i złotą marynarkę. Wyglądał bosko. Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem i wyminął na korytarzu. Zignorowałam go i wróciłam do kuchni. Nagle klaun znalazł się przy mnie.
- Nie przywitasz się nawet? - chwycił mnie za ramiona, a zaraz potem jego dłonie przesunęły się na moją szyję.
- Przecież sam mnie olałeś – rzuciłam obojętnie, krojąc chleb.
- Grzeczniej – przechwycił nóż i przyłożył go do mojego gardła.
- Skoro ty jesteś obojętny, dlaczego ja mam być inna? Nie będę oczekiwać pod drzwiami jak piesek – rzekłam, nie przejmując się tym, że ten szaleniec trzyma nóż tuż przy moim gardle.
- Nie oczekuję tego – warknął.
- To, czego oczekujesz? - westchnęłam.
- Wdzięczności – syknął – Jesteś jedyną osobą, której pozwalam ze sobą przebywać.
- Zawsze mogę odejść – prowokowałam go.
- Tylko spróbuj – warknął – Teraz kiedy jesteś moja, nie pozwolę Ci odejść.
- A skąd pewność, że Cię posłucham? - rzuciłam ślisko.
- Bo nie jesteś w stanie beze mnie żyć – odparł.
- Prawda – postanowiłam go zaskoczyć. Obróciłam się i przytuliłam się do niego.
- Tak lepiej – uśmiechnął się i zamknął mi usta pocałunkiem.
- Nie zostawiaj mnie samej na tak długo – wydęłam usta.
- Chcesz być ze mną cały czas? - uśmiechnął się szeroko.
- A jaka byłaby ze mnie wspólniczka? - odparłam.
- Na pewno masz na myśli współpracę zawodową? - Joker nie przestawał się uśmiechać. Jego dłonie zsunęły się na moje biodra, a jego ciało przywarło do mojego, przyciskając mnie do blatu kuchennego.
- Tak – odpowiedziałam – Potrzebuję wrażeń. Emocji. I zabawy – akcentowałam osobno każde zdanie.
- Lubisz to robić – stwierdził z uśmiechem na ustach.
- Tak. To zabawne – odrzekłam.
- Zabijanie? - zaśmiał się chrapliwie.
- Tak – zawtórowałam mu – Oraz to, że świetnie się bawię, gdy mogę komuś odebrać życie – odparłam zgodnie z prawdą.
- Bo życie jest żartem – rzekł klaun – Trzeba do niego podchodzić z dystansem. Zarówno swojego, jak i cudzego – wybuchnął upiornym śmiechem.
- A chaos jest sprawiedliwy – rzuciłam.
- Och Juliet – Joker pierwszy raz od dawna, nazwał mnie po imieniu. Bardzo mi się to spodobało – Stajesz się coraz bardziej szalona – złapał mnie za twarz – Boże, jesteś taka dobra - zacisnął pięści i stłumił uśmiech.
- Zawsze byłam – zaśmiałam się słodko.
- Wiem – uśmiechnął się. Chyba podobał mu się fakt, że jestem taka pewna siebie.
- Czy jest coś, w czym mogłabym ci pomóc? - spytałam go – Chciałabym móc się realizować jako twoja asystentka – uśmiechnęłam się.
- Poważnie chcesz mi pomagać? - jego oczy wyrażały rozbawienie.
- Tak – odparłam pewna swego – Naprawdę chcę z tobą współpracować. Siać chaos i spustoszenie. Trzymać całe miasto w garści – rozmarzyłam się.
- Nie mogę uwierzyć, że mówisz poważnie – jego uśmiech stale się powiększał.
- A co myślałeś? - prychnęłam – Nie jestem panienką na salony. Skoro mam teraz nowe życie, to chcę z niego czerpać pełną gębą. Gangsterka i szaleństwo to jest to, czego pragnę.
- Myślałem, że pragniesz mnie – uśmiechnął się znacząco.
- Nie popadaj w samouwielbienie, bo to moja działka – prychnęłam.
- Nie bądź taka cwana – zirytował się i wyciągnął pistolet w moją stronę.
- Byłam, jestem i będę – wyszczerzyłam się.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju – roześmiał się na głos i chwycił w dłonie moją twarz.
- Dasz mi w końcu zjeść śniadanie? - mruknęłam.
- Śniadanie o tej porze?
- Zaczyna się – warknęłam – Tak, o tej porze.
- Pospiesz się – mruknął i zamierzył się do wyjścia z kuchni.
- Czemu? - odparłam z pełnymi ustami.
- Chciałaś się na coś przydać – zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie z irytacją.
- Ok, nie piekl się – przewróciłam oczami. Musiało go to rozsierdzić, bo gwałtownym krokiem podszedł do mnie i brutalnie ścisnął mnie za nadgarstki.
- Zmień ton – warknął, a jego oczy zrobiły się bardzo niepokojące. Przestraszyłam się.
- Puść. To boli – pisnęłam – O co ci chodzi? - spytałam półszeptem.
- Masz niewyparzony język. Nie czujesz żadnego respektu przede mną – miałam wrażenie albo jego ścisk stawał się coraz silniejszy.
- Jesteś zły, bo się ciebie nie boję? - podniosłam wzrok.
- Nie boisz się? - w jego oczach dostrzegłam furię. Miał minę, jakby chciał usłyszeć, że mnie przeraża. Jednak nie mogłam tego stwierdzić, aż do tej chwili. Gdy zobaczyłam w jego oczach obłęd. Jak podczas pierwszego spotkania...
- Teraz się boję – szepnęłam. Głos mi się powoli załamywał. Joker ściskał moje nadgarstki przez dłuższy czas z coraz większą siłą i było pewne, że będę mieć ślady
- Tak? - jego kąciki ust zaczęły iść w górę. Miał satysfakcję z tego, że wzbudza mój strach. Rozkoszował się każdą oznaką mojej niepewności. Mogłam się tego spodziewać. W końcu był psychopatą i byłam głupia, myśląc, że przy mnie może złagodnieć. Naprawdę się go bałam. W dodatku fakt, że jego ręce coraz mocniej zaciskały się na moich dłoniach, nie poprawiał sytuacji. Czułam powoli narastający ból.
- Przestań – zaszkliły mi się oczy i nieświadomie poleciały z nich łzy.
- Co ty robisz? - wyglądał na zdziwionego. Przecież nie pierwszy raz widział, jak płaczę.
- To boli – chlipnęłam. Byłam na siebie zła za ten emocjonalny rollercoaster.
- Nigdy nie okazuj słabości – niespodziewanie puścił moje nadgarstki, a ręce przeniósł na moją twarz. Jego dłonie objęły moje policzki. Wpatrywał się z napięciem w moje oczy, które błyszczały od łez. Nieśmiało utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy – Nigdy – powtórzył. Po czym przyciągnął mnie do siebie i przytulił? Nie rozumiałam tego. Przed chwilą prawdopodobnie chciał mi zrobić krzywdę, a teraz tak po prostu mnie przytula? Ten mężczyzna jest niestabilny emocjonalnie... Podobnie jak ja... Nie zważając uwagi na to, że minutę wcześniej mogłabym leżeć na podłodze w kałuży krwi, odwzajemniłam uścisk i objęłam ciało Księcia Zbrodni. Poczułam, jak opiera podbródek na mojej głowie i wydaje z siebie głębokie pomruki. Oddychałam spokojnie, ciesząc się chwilą. Od tamtego momentu stwierdziłam, że postaram się być pokorniejsza. Joker nie jest typem, któremu imponuje cudza bezczelność. Musiałam nieco spuścić z tonu. Co nie znaczyło, że będę jego wiernym pieskiem i pozwolę sobą manipulować. Po dłuższej chwili zielonowłosy odsunął się ode mnie jak oparzony. Spojrzałam na niego. Był zły. Zły, bo okazał jakiekolwiek emocje. Nie dziwiłam się. Nie miałam wątpliwości, że to, co się teraz dzieje, było dla niego nowym doświadczeniem. Zresztą ja też byłam adeptką. Joker był moim pierwszym poważnym chłopakiem, jeśli można to tak nazwać. Nie byłam pewna czy my jesteśmy w związku, czy nie. Co prawda całowaliśmy się i robiliśmy inne tego typu rzeczy, ale czy można było nas nazwać parą? Dopóki zielonowłosy oficjalnie mi tego nie powie, nie miałam zamiaru uważać go za mojego faceta. W milczeniu dokończyłam śniadanie i doszłam do wniosku, że nie mam się w co ubrać. I nie były to dywagacje rozpuszczonej zakupoholiczki, której szafa się nie domyka. Odkąd zgodziłam się zostać z Jokerem, nie miałam żadnych ubrań, nie licząc zestawu, co mi kupił. Tyle że strój ten był zbryzgany krwią. Chociaż lepsze określenie to, ociekający krwią. Zastanawiałam się, czy poprosić klauna o pieniądze na ubrania. Równie dobrze mogłam wrócić do swojego domu po rzeczy, ale wątpię, czy zielonowłosy wypuściłby mnie samą. W końcu zdecydowałam, że go urobię w taki sposób, że da mi albo pozwolenie na pójście, albo kasę na ciuchy. Osobiście wolałabym to pierwsze. Prosząc go o sponsorowanie moich fatałaszków, czułabym się, mówiąc dosadnie, jak dziwka...
Trochę mi zajęło znalezienie jego biura. W końcu jednak pchnęłam fioletowe drzwi z wydrapanymi symbolami i literami i weszłam do środka. Siedział skupiony nad jakimś projektem. Lekko obawiałam się do niego podejść, kiedy był pochłonięty tym całym planem, ale zaryzykowałam.
- Joker? - zaczęłam.
- Czego chcesz? - warknął nieprzyjaźnie – Jestem zajęty – pochylił się nad projektem jeszcze bardziej.
- Bo wiesz, odkąd tu jestem to dosłownie, nie mam się w co ubrać – westchnęłam.
- Ehhh – sapnął ciężko i gwałtownie wstał od biurka. Przestraszyłam się, ale jego krok był wolny i opanowany. Z rękoma założonymi do tyłu, podszedł do mnie i uniósł brwi – I czego ty ode mnie oczekujesz? - jego oczy były puste i pozbawione emocji. Nigdy nie mogłam go rozgryźć.
- Mogłabym na chwilę wrócić do swojego dawnego domu i zabrać stamtąd swoje ubrania? - postanowiłam spróbować pierwszej opcji.
- Chyba żartujesz – roześmiał się na głos. Zaczął mnie powoli okrążać, a ja stałam jak słup soli – Mam ci pozwolić tak po prostu stąd iść? - jego wzrok stawał się bardziej napięty.
- Ewentualnie – spuściłam wzrok. To, co miałam zamiar powiedzieć, było dla mnie nieco uwłaczające – Mógłbyś mi dać trochę pieniędzy, abym mogła wyposażyć swoją garderobę i godnie się prezentować jako Twoja Własność – zaakcentowałam ostatni człon zdania.
- Ta opcja jest już lepsza – stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach. Stałam lekko sparaliżowana – Ale to nie będzie konieczne – zaśmiał mi się prosto do ucha, jakby usłyszał wybitnie śmieszny żart. Obróciłam się zdziwiona w jego stronę i popatrzyłam mu w roześmiane oczy.
- Nie rozumiem – spojrzałam pytająco.
- Niebawem nie będziesz mogła się zdecydować na strój. Tyle ich będzie – śmiał się.
- Rozumiem, że już zadbałeś o moją garderobę? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Dokładnie, kochanie – odwzajemnił uśmiech. Poczułam przyjemny dreszcz, gdy nazwał mnie swoim kochaniem.
- Tylko co ja mam założyć teraz? - zilustrowałam swoją koszulę nocną – Nie mogę cały dzień chodzić w piżamie.
- Spokojnie. Dzisiaj będziesz miała okazję, żeby się odsztafirować – zaśmiał się – Skoro tu już jesteś, to wtajemniczę Cię w plan – stracił mną zainteresowanie i wrócił do biurka. Podreptałam za nim.
- Więc? - zaczęłam – Co wymyśliłeś mój psychopatyczny geniuszu? - pochyliłam się nad sporych rozmiarów formatem.
- Nie przymilaj się – warknął – Skup się, bo dwa razy nie będę powtarzał.
- Oczywiście – pokiwałam głową i z zapałem wpatrywałam się w kartkę. Po chwili znałam już każdy najmniejszy szczegół planu. Milioner Bruce Wayne wydawał dziś wieczorem przyjęcie dobroczynne. Nie było tajemnicą, że na tej imprezie zjawi się najznamienitsza śmietanka towarzyska. Z pełnymi portfelami oczywiście. Zgromadzeni mieli przeznaczać pieniądze do wielkiej skarbonki. A naszym celem było tę skarbonkę buchnąć. Miałam w tej akcji spory udział. Moim zadaniem było udawanie hojnej działaczki społecznej i sponsorki tego jakże (rzygnę) wspaniałego wydarzenia. Nie było to łatwe zadanie, bo nie miałam w sobie zbyt wiele empatii, nawet za czasów normalności, ale byłam dobrą aktorką. Co więcej, nie chciałam zawieść Jokera na pierwszej misji przestępczej jako jego asystentka. W dodatku chciałam, żeby Gotham poznało mnie jako Juliet Caro. Psychopatyczną i nieprzewidywalną wspólniczkę Księcia Zbrodni...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top