Get Insane XCVII

Śniłam taki cudowny sen. Siedziałam sobie na dachu jakiegoś wysokiego budynku i wysadzałam po kolei wieżowce Gotham. Wszędzie było słychać krzyki, ludzie uciekali w popłochu...

Dlaczego takie piękne sny kończą się najszybciej? To nie fair!

- Juliet, wstawaj – słyszę przy uchu znajomy głos. Wyczuwam złość.

- Nie babciu, nie chcę już serniczka – mruczę nieprzytomnie.

- Juliet... - głos zaczyna się irytować.

- Dobra, ale mały kawałek – ziewnęłam.

- Juliet! - poczułam czyjąś rękę na policzku. Zaskoczona nagłym bólem, obudziłam się i otworzyłam szeroko oczy. Zobaczyłam przed sobą zirytowaną twarz Księcia Zbrodni. Miałam ogromną ochotę mu przywalić i upewnić się, czy dalej śnię, ale się powstrzymałam. Znając moje szczęście, to już nie jest kraina morfeusza i jeśli walnę Jokera w mordę, to się nasz klaun wścieknie i w dodatku odda mi z większą siłą. Nie mam ochoty zaczynać nowego dnia od podbitego oka.

- Dlaczego mnie bijesz? - mruknęłam rozdrażniona – Moment, dlaczego ja zadaję głupie pytania? - przetarłam oczy i obraz nieco się wyostrzył.

- Może dlatego, że jesteś głupia? - warknął klaun, podnosząc mnie siłą z podłogi.

- Yhm – uśmiechnęłam się sztucznie.

- Wyglądasz jak śmierć – zakpił, lustrując mnie spojrzeniem.

- Fajnie – mierzyłam go zaspanym wzrokiem.

- Idziemy dzisiaj na pewną imprezę – odparł, ignorując mój brak zainteresowania – Całe Podziemie na nim będzie – dodał, a ja gapiłam się w podłogę. Dalej byłam zmęczona i nie obchodziło mnie w najmniejszym stopniu, co Joker ma do powiedzenia. Ten skurwiel obudził mnie w najlepszym momencie mojego snu i nie zamierzałam mu tego podarować.

- No i? - założyłam ręce na siebie i posłałam klaunowi obojętne spojrzenie.

- To i, że masz się doprowadzić do porządku – wkurzył się i wyciągnął nóż, grożąc mi nim. Niezbyt się przejęłam.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jestem zamknięta w piwnicy i przyszpilona łańcuchem do ściany – podniosłam nadgarstek zakuty w kajdanki i otaksowałam zielonowłosego zirytowanym spojrzeniem – Więc – zrobiłam minę w stylu: Ty idioto – Nawet gdybym chciała się pindrzyć, to nie mogę – wzruszyłam ramionami i rozstawiłam dłonie na boki.

- Grzeczniej – syknął i przycisnął mnie do ściany. W dłoni trzymał nóż, którym manewrował przy okolicach mojego gardła. Jego spojrzenie było zimne, ale błyskały w nim iskierki szaleństwa, sugerujące, że jest zdolny do zrobienia mi krzywdy.

- Co, zostawisz mi kolejną pamiątkę, Panie J? - uniosłam prowokująco brwi do góry. Nigdy nie umiałam kontrolować swoich emocji przy Jokerze. Za jednym razem mogłam drżeć ze strachu, zważywszy na wysokie prawdopodobieństwo, dorobienia się kolejnej blizny, a za drugim, zaciekle patrzyłam klaunowi w oczy, dodatkowo go podjudzając.

- Prosisz się o to, suko – ton jego głosu zdradzał irytację, a nacisk ostrza na moją skórę, mocno się powiększył. Zaciskałam dłonie w pięści i wyobrażałam sobie, jak wbijam klaunowi paznokcie w te jego bezczelne, gadzie ślepia - Innym razem – warknął, odsuwając nóż i wyciągnął z kieszeni marynarki mały, złoty kluczyk. Schował ostrze i posłał mi zimne spojrzenie. Warknęłam, mierząc go zaciętym spojrzeniem, a on chwycił moją dłoń skutą w kajdanki i wsunął klucz w jakiś otwór. Nieprzyjemny ucisk na ręce wreszcie ustał i ze wstrętem pozbyłam się tej bolesnej ozdoby z mojego nadgarstka. Joker patrzył na mnie w milczeniu, a napięcie w jego oczach wyraźnie rosło.

- Co? - posłałam mu zdziwione spojrzenie.

- A dziękuję gdzie? - warknął, chwytając ledwo wyswobodzony nadgarstek.

- Hahahaha – zaśmiałam się kpiąco, odchylając głowę do tyłu. Usłyszałam pełne oburzenia i wściekłości, warknięcie Księcia Zbrodni. Ponownie zderzyłam swój wzrok z jego. Szmaragdowe tęczówki klauna wyrażały silną furię. Jakże ja mogłam się szyderczo roześmiać, kiedy on oczekiwał wdzięczności - W tej chwili wolałabym Ci splunąć w twarz, niż Ci podziękować – syknęłam wrogo. Klaun zaśmiał się bezczelnie, odchylając głowę do tyłu.

- Jesteś przezabawna, cukiereczku – wyszczerzył się – Ale lepiej podziękuj, dla własnego dobra – na jego twarz powrócił wściekły grymas – Chyba że chcesz spędzić tu jeszcze długi czas – jego ręka powędrowała na moją brodę i boleśnie ją ścisnęła. Klaun zadawał mi coraz większy ból i zabrał dłoń, dopiero gdy mój wzrok wyrażał błaganie. Nienawidziłam go prosić o litość, ale niekiedy było to nieuniknione. Przyznawałam się wtedy do słabości, a dla Jokera to była prawdziwa uczta. Mógł bezkarnie obserwować moją uwłaczającą dla mnie postawę i czerpał z tego ogromną radość. Uwielbiał mnie upadlać, bo doskonale wiedział, że tego nie ciepię. Nauczył się, że nienawidzę czuć się gorsza, że kipię ze wściekłości, kiedy muszę się zniżyć ponad moją godność. Bardzo często wykorzystywał to przeciwko mnie. Jednocześnie, gdy ktokolwiek inny chciał sprawić mi przykrość, Joker rozrywał go na strzępy. Obdzierał z przyzwoitości, zadawał ogromny ból i z szaleństwem w oczach liczył każdą, spływającą kropelkę krwi. Zielonowłosy wyznawał zasadę, że on może mnie krzywdzić i upokarzać, bo jestem Jego Własnością. Co było ciekawe, ledwo po znęcaniu się nade mną, potrafił wykazywać coś na kształt troski.

Nie byłam w stanie ogarnąć tych jego nieobliczalności. Zresztą, on również nie mógł w pełni przewidzieć moich zachowań. Nazywał siebie Lalkarzem, ale doskonale wiedział, że jego Laleczka sama porusza swoimi sznurkami. Tylko nigdy się do tego nie przyznał.

Moim marzeniem nie była ponowna noc w zimnej piwnicy, więc zgodziłam się wyrazić swoją wdzięczność. Ale nie omieszkałam wpleść w swoje słowa odrobinki jadu, żeby Joker nie pomyślał, że moja złość na niego już przeszła.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się sztucznie – Dziękuję, najjaśniejszy Panie, że mnie tutaj uwięziłeś bez jedzenia i wody, przykuwając mnie na dodatek łańcuchem jak psa. Dziękuję też, że okazał Pan tyle łaski i zdecydował się skrócić moje męki i mnie uwolnić – szydziłam.

- Pięknie – uśmiechnął się zadowolony, puszczając mój nadgarstek – Aczkolwiek i tak będzie kara za tę drwinę w Twoim głosie – warknął i znienacka przyłożył mi w twarz. Poczułam piekący ból na policzku i dotknęłam palcami pulsującego miejsca. Zabijałam klauna wzrokiem, a on patrzył spokojnie, przyglądając mi się w milczeniu. Usta miał lekko rozchylone, a oczy ukazywały obojętność. Nie mogłam utrzymać emocji na wodzy. Spojrzałam na Jokera, a spod powiek popłynęły łzy. Uciekałam wzrokiem, żeby nie widzieć jego satysfakcji, wymalowanej na twarzy, gdy poczułam jego dłoń na swojej. Delikatnie odsunął ją od zaczerwienionego policzka i złożył czuły pocałunek w bolącym miejscu. Nie wiedziałam jak zareagować, więc wstrzymałam oddech. Chłodne palce klauna gładziły skrawek mojej twarzy, a zimno pierścieni przynosiło kojącą ulgę. Książę Zbrodni zwrócił na mnie swoje spojrzenie, a drugą dłoń położył na przeciwnej stronie pulsującego policzka. Jego wzrok zjechał niżej, na wysokość moich warg i po chwili poczułam jak złącza nasze usta w namiętnym pocałunku. Tak jak za każdym razem, nie pozwalał mi się dopasować do jego rytmu. Swoim językiem siał spustoszenie w moim podniebieniu i z każdą sekundą stawał się coraz bardziej natarczywy. Nie mogłam nic zrobić, znów byłam przez niego dominowana i to była chyba najlepsza z rzeczy, która podobała mi się w naszej relacji. Moje ręce owinęły się wokół jego karku, podczas gdy on zjechał swoimi w dół mojego ciała, przyprawiając je o drżenie każdym muśnięciem palców. Powoli traciłam oddech i miałam nadzieję, że zielonowłosy zaraz się ode mnie odklei. Na szczęście musiał usłyszeć moje myśli, bo jego gorące usta przestały napierać na moje. Rzuciłam mu rozemocjonowane spojrzenie – No, cukiereczku – oddychał ciężko – Mam nadzieję, że Ci wynagrodziłem to, co trzeba – uśmiechał się szeroko, bardzo zadowolony z siebie. Nie musiał nic mówić. Chociaż dumna część mnie dalej była zła, to nie potrafiłam dłużej się na niego gniewać. Nie mogłam się wściekać, gdy ''przepraszał'' mnie w ten sposób. Fiksowałam na jego punkcie tak bardzo, że byłam w stanie szczytować od jego samego spojrzenia – A teraz idź do pokoju i zrób się na bóstwo – rozkazał władczym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

- Najpierw muszę coś zjeść – odparłam zdecydowanie, przygotowując się na kolejne niezadowolenie ze strony Księcia Zbrodni.

- Naturalnie, skarbie – roześmiał się – Akurat zrobiłem spaghetti – pochwalił się.

- Zrobiłeś spaghetti? - wybałuszyłam oczy. Przyznam, że trochę mnie to zdziwiło. Zielonowłosy rzadko kiedy gotuje, bo najczęściej jadamy na mieście, albo zamawiamy coś do domu z ekskluzywnych restauracji.

- Specjalnie dla Ciebie – uśmiechnął się.

- To brzmi tak... - zawiesiłam się – Normalnie – wykrzywiłam usta.

- Specjalnie pojechałem na drugi koniec miasta po najlepszą wołowinę i przywiozłem ze sobą rzeźnika – jego usta rozszerzały się w psychopatycznym uśmiechu.

- A rzeźnika po co? - parsknęłam śmiechem, zakładając ręce na siebie.

- Bo mi nie chciał tej wołowiny oddać! - zrobił wielkie oczy i klasnął dłońmi – Powiedział, że mam zapłacić, wyobrażasz sobie? - kontynuował – Jak normalny klient! - pokręcił głową z niedowierzaniem. Szczerzyłam się jak głupia, chcąc koniecznie poznać zakończenie historii.

- I co zrobiłeś? - dopytywałam.

- Kijem w bebechy i przywiozłem dziadunia ze sobą – zaśmiał się szyderczo – Chciałem mu zafundować specjalne atrakcje w mojej sali tortur, ale...

- Ale?! - już nie wytrzymywałam z emocji.

- Ale ten Twój pies się nim zajął – posłał mi charakterystyczne spojrzenia, a ja już się domyśliłam reszty – Kundel ma potencjał – skwitował, gładząc się po brodzie.

- Mówiłam, że się do niego przekonasz – ucieszyłam się – Kier to prawdziwa maszyna do zabijania – zaśmiałam się złowieszczo. Joker posłał mi niezadowolone spojrzenie – Nie licząc oczywiście Ciebie, J – próbowałam go udobruchać i delikatnie musnęłam jego usta swoimi. Książę Zbrodni uśmiechnął się przebiegle i poczułam jego dłonie na swoich pośladkach. Nagle mnie podniósł i przerzucił sobie przez ramię. Zareagowałam na to zdziwionym jękiem, a przez mój pośladek przeszła pulsująca fala. Pisnęłam cicho, a Joker to zignorował i zaczął ze mną iść w kierunku wyjścia.

- Oj kotku, Ty to najchętniej tylko byś mnie prowokowała – zacmokał i znowu dał mi klapsa. Zamknął drzwi piwnicy i skierował się w stronę krętych schodów. Kołysałam się na jego barkach, przytrzymując się jego purpurowej koszuli – Ale przysięgam Ci, Juliet Caro, że jak tylko wrócimy do domu z imprezy, to się z Tobą ostro zabawię – zaśmiał się, wspinając się w górę. Z przerażeniem podziwiałam schody niknące za nami – Albo na imprezie, zaciągnę Cię w jakiś kąt – warknął zadowolony, świetnie zdając sobie sprawę z tego, że wszystko słyszę – Lub... - zarechotał przebiegle – W samochodzie się do Ciebie dobiorę – mruknął – W zasadzie, czemu by Cię nie zerżnąć jeszcze przed wyjściem – udał zamyślonego, a ja prawie spadłam z wrażenia. Czułam narastające podniecenie i nie byłam z tego zadowolona...

W końcu znaleźliśmy się w mieszkaniu i zielonowłosy dopiero wtedy mnie postawił na ziemi. Na powitanie przybiegł Kier. Miał umorusany od krwi pyszczek. Nie wątpię, że świetnie się bawił z rzeźnikiem...

- Cześć piesku! - zaśmiałam się i pozwoliłam owczarkowi wylizać się po twarzy.

- Dosyć tego! - warknął Joker i siłą odciągnął mnie od psa.

- Dalej jesteś zazdrosny? - westchnęłam ciężko, rzucając mu charakterystyczne spojrzenie.

- A kiedykolwiek przestałem być? - syknął, unosząc w górę mój nadgarstek – Każdy, kto na Ciebie spojrzy, skończy z nożem w gardle – warknął ostrzegawczo, omiatając mnie intensywnym spojrzeniem.

- Ale to jest pies, Jokie – uśmiechnęłam się słodko, zadowolona z nowej ksywki, którą obdarzyłam zielonowłosego.

- Nieważne – klaun przewrócił oczami i pociągnął mnie w kierunku jadalni. Odsunął bogato rzeźbione krzesło, posadził mnie na nim i przysunął bliżej stołu. Czułam się jak kukiełka. Po chwili, przed moimi oczami wylądował talerz z apetycznie wyglądającym spaghetti. Pożerałam jedzenie wzrokiem, gdy Joker przyniósł mi widelec. Byłam tak głodna, że rzuciłam tylko suche ''dziękuję'' i zabrałam się do pałaszowania.

Nie jadłam długi czas, więc syta czułam się błogo. Szkoda tylko, że zaszłam w ciążę spożywczą...

Udałam się do łazienki z zamiarem wzięcia prysznica. Gorąca woda przyjemnie spływała po moim ciele, a puszysta piana delikatnie szczypała w skórę. Prysznic kojarzył mi się ze spokojem i pozbyciem się wszelkich zmartwień. Przyglądałam się bliznom w kształcie napisu Hahaha, które zdobiły moją rękę. Nie wiem dlaczego, ale ta pamiątka mi się podobała. Była niczym manifestacja mojego szaleństwa, bo przecież zawsze mogłam się okaleczać sama.

Rozkoszowałam się przyjemną kąpielą, gdy moje ciało ogarnął dziwny chłód. Obróciłam się w tym kierunku i zobaczyłam Księcia Zbrodni. Nie miał ubrań, woda zdążyła już zroszyć jego ciało, a on sam uśmiechał się przebiegle. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia i nie dowierzając, przyglądałam się najlepiej wyeksponowanym partiom jego ciała. Zielonowłosemu bardzo się podobała moja reakcja.

- Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś wywyniesz ten numer – wydukałam, starając się przestać na niego patrzeć jak na jakiś zagrożony gatunek.

- A jednak – zaśmiał się, bardzo zadowolony z siebie i bezczelnie skanował każdy centymetr mojego ciała, co rusz się uśmiechając.

- Jesteś niemożliwy – pokręciłam głową.

- I za to mnie uwielbiasz – warknął i przyciągnął bliżej siebie. Cóż, nie miałam wątpliwości, że ten prysznic potrwa o wiele dłużej, niż przypuszczałam...

Na szczęście, później obyło się już bez żadnych natarczywości ze strony Księcia Zbrodni. Umówiliśmy się, że punkt dwudziesta pierwsza, mamy być gotowi, bo ta cała impreza dla recydywistów z Gotham, zaczyna się za piętnaście dziesiąta.

- Jesteś już gotowa, księżniczko? - przez głos Jokera przebijała się irytacja.

- Tak – odparłam i pewnym krokiem wyszłam do przedpokoju. Joker omiótł mnie uważnym spojrzeniem i poluzował sobie krawat. Minęłam po drodze lustro i rzuciłam okiem, jak się prezentuję. Założyłam czarną, obcisłą bluzkę z długim rękawem. Na piersiach miała wyraźny, czerwony napis Not Your Toy. Do tego czarne, skórzane legginsy, które uwydatniały moje krągłości w odpowiednich miejscach i wysokie botki za kostkę na grubym obcasie. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, a świeżo po umyciu, prezentowały się bardzo dobrze. Gęste, czekoladowe, opadały bezwiednie na ramiona i zasłaniały część twarzy. Odgarnęłam niesforne kosmetyki, ukazując swój krwisto-czerwony manicure i posyłając zielonowłosemu kokieteryjne spojrzenie, spod wytuszowanych rzęs. Wiedziałam, że J również ma do mnie słabość. Nie musiałam się jakoś specjalnie starać, żeby zwrócić jego uwagę. Wystarczyło, że posłałam mu jedno ze swoich kocich spojrzeń, prowokująco się uśmiechnęłam, albo założyłam spodnie, uwydatniające pośladki.

- Chodź do Tatusia – oblizał się i przywołał mnie palcem.

- A co będę z tego miała, Tatusiu? - wydęłam usta, pomalowane czarną szminką.

- Nie denerwuj mnie – zirytował się, a ja tylko się uśmiechnęłam, żeby go dodatkowo rozsierdzić.

- Wyjątkowo dzisiaj – zaśmiałam się szaleńczo i podeszłam zmysłowym krokiem do zielonowłosego. Również wyglądał zniewalająco. Miał dwukolorową, przylegającą koszulę z podwiniętymi rękawami. Po jednej stronie była czarna, a po drugiej fioletowa. Sekundę temu miał jeszcze czarny krawat, ale go rozwiązał i rozpiął guziki koszuli, tak, że górna część jego klaty była na wierzchu. Skurwiel też lubił mnie drażnić. Na jego ramionach kołysały się czarne kabury na broń, które były zajęte przez dwa gnaty. Jeden fioletowo-złoty, jego ulubiony, a drugi zwykły czarny. Ja również, za ozdobę obrałam sobie kabury na broń. Wzięłam swoje dwa ulubione pistolety. Złoto-czerwony z moimi inicjałami i czarno-niebieski z jakże pięknym, złotym napisem: Księżniczka Zbrodni.

Ignorując bezczelne spojrzenia Jokera, ściągnęłam z wieszaka swoją czarną torebkę, w której miałam między innymi telefon i przełożyłam ją sobie przez ramię. Nagle poczułam brutalnego klapsa w pośladek.

- Cieszę się, że ten tyłek jest mój – warknął, a ja postanowiłam się zemścić.

- A ja się cieszę, że ten jest mój – posłałam zielonowłosemu chytre spojrzenia i przywaliłam mu w cztery litery. Książę Zbrodni posłał mi zaskoczone spojrzenie, a potem uniósł w górę mój nadgarstek.

- Niegrzeczna – pogroził mi palcem i pociągnął w kierunku drzwi. W milczeniu kierowaliśmy się do windy, a ja byłam z siebie bardzo zadowolona.

Jechaliśmy lamborghini w kierunku imprezy, gdy nagle zielonowłosy skręcił gwałtownie w inną stronę.

- Co Ty robisz? - rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie.

- Mam ochotę obrabować bank przed zabawą – zaśmiał się, a potem spojrzał na mnie znacząco – Wchodzisz w to, cukiereczku? - uśmiechnął się przebiegle.

- No ba – odwzajemniłam uśmiech.

- To jest moja Juliet – zaniósł się śmiechem i docisnął pedał gazu. W mig znaleźliśmy się pod jednym z większych banków w Gotham i Joker zaparkował niepostrzeżenie samochód nieopodal wejścia. Posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i wysiedliśmy z auta. Klaun skierował się na tył pojazdu i otworzył bagażnik. Pełna podziwu przyglądałam się stercie broni, ułożonej według rozmiaru. Zielonowłosy uśmiechnął się maniakalnie i wyciągnął stamtąd największy karabin.

- Ale cacuszko – zachichotałam i poczułam zawód, że nie umiem się posługiwać takim sprzętem.

- Plan jest taki, kochanie – zaśmiał się, zamykając klapę bagażnika – Wchodzimy od tyłu i rozpylamy trujący gaz – mruknął, podając mi maskę przeciwgazową, której wcześniej nie zauważyłam – Ja podkładam dynamit pod sejf, a Ty mnie osłaniasz, strzelając do każdego, kto się napatoczy – kontynuował, uśmiechając się w moją stronę – Rabujemy, ile się da, wybijamy wszystkich w pień, a na koniec wysadzamy budynek – zakończył z szerokim uśmiechem.

- Cudownie – zarechotałam, nie mogąc powstrzymać emocji – A co jak Batmenda przyjdzie? - zrobiłam niepewną minę.

- Batsy nie pojawia się od kilku dobrych tygodni – skwitował klaun – Co niewyobrażalnie mnie smuci, ale trzeba żyć dalej – wzruszył ramionami i gwizdnął na mnie – Chodź, Juliet – mruknął i oboje udaliśmy się na tyły banku.

Zakradliśmy się do tylnego wyjścia, które oczywiście było zamknięte. Na wszelki wypadek, założyłam już maskę i trzymałam w dłoni pistolet. Joker się wkurzył i karabinem odstrzelił klamkę drzwi. Spokojnie weszliśmy do środka.

Krążyliśmy wąskim korytarzem, gdy ujrzeliśmy na horyzoncie dwóch ochroniarzy. Kolesie nie wyglądali, jakby chcieli się poddać. Mężczyźni popatrzyli na nas z przestrachem i próbowali sięgnąć po broń.

- Kochanie? - mruknął Joker – Zabij ich – rozkazał, a ja nie namyślałam się długo. Strzeliłam najpierw do jednego i kula przebiła mu kolana. Potem podeszłam bliżej, żeby go wykończyć, gdy ten drugi zaczął do mnie strzelać. Na szczęście uniknęłam pocisków, gdy nagle drugi z ochroniarzy został napakowany śrutem – Daj się wykazać dziewczynie – warknął Joker, a potem się zaśmiał. Nie czekałam. Wycelowałam lufą gnata w głowę typa i posłałam mu kulkę prosto między oczy. Koleś zrobił minę cierpiętnika i osunął się na ziemię. Dodatkowo go jeszcze parę razy kopnęłam butem w tę zatwardziałą mordę, podobnie jak jego towarzysza. Beznamiętnie ominęłam wykrwawiające się zwłoki i podążyłam dalej. Joker szedł kilka kroków za mną i cały czas się śmiał. Powiesiłam sobie maskę na szyi, bo na razie, używanie jej nie było konieczne.

Na spotkanie ponownie wyszła nam ochrona. Tym razem dziesięciu chłopa to dość znacząca przewaga. Udało mi się trafić trzech, a resztę załatwił Joker, który nie wiadomo skąd wyciągnął granat i rzucił nim w zdezorientowanych facetów. Rozległ się głośny wybuch, a na bladoniebieskich ścianach korytarza, rozmazały się flaki ochroniarzy.

- Ale rzeź – wstrząsnął mną niekontrolowany śmiech, ale klaun ostudził moje emocje.

- To prawda, ale musimy się sprężać – spojrzał na swój złoty zegarek – Czas nas nagli, tik-tak, tik-tak, impreza zaczyna się za piętnaście minut.

- Damy radę obrabować bank w niecały kwadrans? - rzuciłam mu pytające spojrzenie, chociaż wiedziałam, że tak.

- Oczywiście – tym razem zielonowłosy głośno się roześmiał. Nie mogłam mu nie zawtórować. Bez cienia emocji, wyminęliśmy rozsadzone na kawałki zwłoki ludzi i kierowaliśmy się dalej.

Wreszcie znaleźliśmy ten przeklęty sejf, ale kręciło się przy nim mnóstwo osób. Książę Zbrodni nie musiał nic mówić. Założyłam maskę i rzuciłam kilkoma cukierkami w tłum. Wszyscy rzucili nam pełne przerażenia spojrzenia, ale zanim zdążyli zareagować, pomieszczenie spowiła gęsta, różowa chmura. Ludzie zaczęli się dusić, w popłochu przykładali usta do ubrań, walczyli o każdą sekundę oddechu. Ich oczy zajęły się łzami, wiedziałam, jak gryzący gaz wdziera im się do płuc. Po chwili wszyscy popadali na mrówki.

- Piękny widok, nieprawdaż, cukiereczku? – zaśmiał się klaun i spojrzał w moją stronę. Pokiwałam głową na znak aprobaty. Nie mogłam jeszcze zdjąć maski. Joker przeszedł obojętnie obok martwych ciał, celowo wchodząc niektórym trupom na twarze i przedostał się do sejfu. Podążyłam za nim. Po chwili kucnął przy srebrnych drzwiach i podał mi karabin. To cholerstwo było strasznie ciężkie. Musiałam swój pistolet schować z powrotem do kabury. Zielonowłosy włożył rękę do kieszeni spodni i wyciągnął z niej coś, co napawało go chorą radością. Trujący gaz się ulotnił i mogłam w końcu zdjąć maskę.

- Czy to jest kieszonkowy dynamit? - spojrzałam uważnie na kilka czerwonych laseczek, które klaun trzymał w dłoni.

- Jak najbardziej – uśmiechnął się maniakalnie – Bystra dziewczynka - zaśmiał się i przyłożył dynamit do drzwi. Po chwili odpalił lont, wstał gwałtownie i pociągnął mnie za sobą – Musimy się odsunąć, bo będzie wielkie bum – zarechotał, jakby mówił o zwyczajnym pieczeniu ciasta i przycisnął mnie do ściany, ściągając w dół. Ponownie usłyszałam ogromny huk i tak jak widziałam sejf, już go nie było.

- Niezłe bum daje to maleństwo – przyłapałam się na tym, że wkładam palce do uszu.

- Zostało dziesięć minutek do rozpoczęcia zabawy, cukiereczku – zaśmiał się szaleńczo, spoglądając na swój zegarek. Pociągnął mnie za rękę i oboje wstaliśmy. Zwłoki ludzi źle zniosły wybuch, ale najbardziej mnie obchodziło to, że mój strój w ogóle się nie ubrudził, chociaż miał wiele okazji – Stój na czatach – niespodziewanie pocałował mnie w usta i zniknął za wielką dziurą w ścianie, za którą znajdowało się mnóstwo forsy. Zabawnie mu zasalutowałam i posłusznie ustawiłam się na pozycji ani na moment nie spuszczając lufy gnata. Jak należało się tego spodziewać, ogromna eksplozja zwróciła uwagę ochrony. Nie zamierzałam jednak im pozwolić na zepsucie naszej zabawy. Niektórych powystrzelałam jak kaczki, w innych rzuciłam cukierkami z trującym gazem. Niecierpliwie odliczałam minuty i uważnie nasłuchiwałam, czy nie zbliża się żadne towarzystwo. Cały czas musiałam strzelać, a gdy nie było czasu na przeładowanie broni, wyciągnęłam drugiego gnata i śmiejąc się jak opętana, nie przestawałam karmić śrutem, zaskoczonych moją postawą strażników.

Wreszcie Joker wychylił się z kilkoma torbami, obficie upchanymi pieniędzmi, wręczył mi połowę, chwycił karabin i ruszyliśmy przed siebie.

- Ładne przedstawienie, skarbie – roześmiał się, gdy mijaliśmy hordę zwłok – Tatuś jest dumny – zamruczał zadowolony.

- Juliet się cieszy – zachichotałam i rzuciłam mu znaczące spojrzenie – Która godzina?

- Pięć minut do przyjęcia, ale przecież zawsze możemy się spóźnić – odparł – Impreza nie może się zacząć bez Królewskiej Pary – wybuchnął śmiechem.

- Królewskiej Pary? - zawtórowałam mu.

- Jesteśmy Królem i Królową Gotham, skarbie – rzucił mi jedno z tych swoich intensywnych spojrzeń. Zmiękły mi kolana i odruchowo przygryzłam wargę.

Wreszcie pokonaliśmy plątaninę korytarzy i niesfornych ochroniarzy, którzy ciągle próbowali nas powstrzymać i znaleźliśmy się w głównym pomieszczeniu banku. Klienci, jak i pracownicy, posyłali nam przerażone spojrzenia, a Joker tylko się zaśmiał, jak to miał w zwyczaju.

- No co? - popatrzył na wszystkich z rozbawieniem – Nikt Nam nie zaproponuje jakiejś herbatki? - rzucił lekko, jakby wprosił się do starych przyjaciół. W powietrzu unosił się ludzki strach, który karmił moją psychopatyczną duszę. Do każdego, z kim nawiązałam kontakt wzrokowy, posyłałam wariacki uśmiech.

- Ja tam nie lubię braku gościnności – wydęłam usta i strzeliłam w przypadkową osobę. Wszyscy wydali z siebie jęk przerażenia – Ostrzegałam – zachichotałam upiornie, obserwując, jak tłum boi się nawet podejść do zastrzelonej kobiety i jej pomóc. Joker na te słowa głośno się zaśmiał.

- No więc? - lustrował wszystkich pobieżnie wzrokiem – Herbatka, ciasteczka? Nie? - wydął usta w okrąg – Szkoda, próbowałem być miły – dodał i zaczął wszystkich po kolei wystrzeliwać jak kaczki. Nie chciałam być gorsza, więc i ja znalazłam sobie swoje ofiary. Ludzie nie mieli nawet szans, żeby uciec. Gdy zielonowłosy tylko dostrzegł jakąś osobę bliżej drzwi, niczym uważny drapieżnik, puszczał w ruch kulę, która przebijała nieszczęśnika na wylot. Minęło trochę czasu, a wokół walało się pełno trupów.

- Niezły zrobiliśmy cmentarz – zaśmiałam się szyderczo, kopiąc leżące blisko moich butów, zwłoki jakiegoś faceta.

- Oj tak, to prawda – zawtórował mi klaun – A teraz czas na wielki finał i wielkie bum – zarechotał i razem zmierzyliśmy w kierunku drzwi. Przed budynkiem czekał już gang Jokera, po który Pan J musiał najwidoczniej zadzwonić. Ace, Vendetta i Cobra nadzorowali wszystko, a reszta ludzi zielonowłosego pakowała hajs do samochodów. Gdy wszystko już było załatwione, a Joker i ja siedzieliśmy już w lamborghini, oddaleni od budynku, J posłał mi chytre spojrzenie i wyciągnął pilota z dużym, czerwonym przyciskiem.

- Czy to jest to, co myślę? - zachichotałam.

- Jak najbardziej – wyszczerzył się, odsłaniając implanty na zębach – Na trzy, naciskamy guziczek i spadamy na imprezę – zaśmiał się i zaczął liczyć – Raz

- Dwa – mruknęłam.

- Trzy! - zaśmiał się szaleńczo i nasze palce wcisnęły przycisk. Rozległ się gigantyczny huk i przez chwilę, oboje wpatrywaliśmy się w tę eksplozję jak urzeczeni. Razem śledziliśmy każdą odrywającą się cegiełkę, by zakończyć przyjemne widowisko, finalnym runięciem budynku.

- Jak pięknie! - piszczałam jak czterolatka, która zobaczyła kucyka, gdy zielonowłosy obrócił moją twarz ku sobie i brutalnie wpił się w moje usta. Z rozkoszą odwzajemniłam pocałunek. Było to o wiele krótsze, niż nasze ''normalne'' pocałunki, ale i tak wystarczyło, żebym chwilowo straciła kontrolę z rzeczywistością. Joker odpalił samochód i po chwili mknęliśmy ulicami Gotham, żeby się wystrzałowo spóźnić na imprezę i zrobić wielkie wejście.

- Brakowało mi tego – westchnęłam rozmarzona, wtulając się bardziej w oparcie fotela.

- Czego? -klaun zaśmiał się i zrobił gwałtowny manewr kierownicą, skręcając w jakąś ponurą uliczkę. Całe miasto tonęło już w kolorowych światłach rozpusty, a blask księżyca otaczał każdy budynek.

- No wiesz, gangsterka – zachichotałam – Napady, rozboje, masowe morderstwa – zamruczałam, obserwując swój lakier na paznokciach. Na szczęście, pozostał nienaruszony.

- Tak, wiem, co masz na myśli – zaśmiał się – Następnym razem weźmiemy zakładników i pobawimy się z policją w żądania – ponowił śmiech – Dawno nie drażniłem Gordona, a skoro Gacuś gdzieś się zapodział, to chociaż jemu zafunduję jeden zły dzień – znowu się zaśmiał, ale tym razem bardziej złowieszczo.

- Przecież już mu zafundowałeś jeden zły dzień – zauważyłam – Córcię mu sparaliżowałeś – zachichotałam szyderczo.

- A racja – przyznał i znowu wybuchnął śmiechem. Jechaliśmy więc, a ciszę przebijał nasz wspólny, szaleńczy rechot. Ledwo się opanowaliśmy, zanim klaun zatrzymał lamborghini pod jakimś ekskluzywnie wyglądającym wieżowcem i wysiedliśmy na zatłoczony parking.

- Ile się spóźniliśmy? - spytałam J'a, podciągając spodnie.

- Jakieś dwadzieścia minut, ale nie sądzę, żeby byli na tyle głupi, by zaczynać imprezę bez Nas – odparł Joker, poprawiając koszulę.

- Ile samochodów – rozejrzałam się wokół. Gangsterzy na ogół wozili się luksusowymi furami.

- Jest cała śmietanka – roześmiał się Joker, rozstawiając ręce na boki, po czym wyciągnął gnata z kabury – Zastanówmy się, kogo nie lubię i któremu kutasowi przebić opony, hmm – zamyślił się – Nie znoszę tego jebanego kurdupla – warknął, a ja domyśliłam się, że chodziło o Pingwina – Złamas burmistrzem został! Wyobrażasz sobie?! - posłał mi rozbiegane spojrzenie, a mnie naszła myśl, czy zielonowłosy trochę Cobblepotowi nie zazdrości. Wszakże Pingwin miał lepszą pozycję w mieście. Najpierw był przydupasem niejakiej Fish Mooney, którą wysłał spać z rybkami, potem próbował się wkupić w łaski ojca Deacona, czyli Sala Maroniego (mam szczerą nadzieję, że D nie jest obecny na przyjęciu), a później stał się niezależny. Bogaty psychopata, z którym nikt nie próbował zadzierać, wpływowy gangster i licząca się gruba ryba w Podziemiach. W dodatku burmistrz Gotham. No cóż, Joker sam jest sobie winien. Wolał się szlajać po klubach, siekać szoty i zaliczać panienki? To ma, co chciał. Jest tylko kolejnym świrem z Gotham City. A takich tu wielu.

- No co Ty mówisz?! - udałam zaskoczenie, ale skupiałam się na poprawianiu szminki, w szybie jednego z samochodów.

- Ale przynajmniej jednego ten imbecyl nie ma – Joker się nieco uspokoił.

- Czego? - zainteresowałam się.

- Ciebie – odparł i mocno objął mnie od tyłu. Coś tam drgnęło w tym moim sukowatym serduszku. Odchyliłam głowę w stronę zielonowłosego i zaśmiałam się cicho.

- To Ty jesteś Królem, J – uśmiechnęłam się, a on obrócił mnie twarzą ku sobie. Jego dłoń spoczęła na moim policzku.

- Och, Juliet – wyszczerzył się – Bez Ciebie byłoby tak nudno – wybuchnął śmiechem, patrząc mi prosto w oczy.

- Nie wątpię – zawtórowałam mu, a on nadstawił ramię, które zdecydowanie ujęłam. Ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych, starając się bezskutecznie opanować nasze śmiechy. Niemal czułam, jak krew buzuje we mnie z radości.



No, w tym rozdziale dużo się działo, a co będzie w następnym, gdy Joker i Juliet znajdą się na imprezie dla największych przestępców Gotham? Caro pewnie pozna wielu ludzi, może spotka kogoś, kogo wolałaby nie widzieć...

CDN

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top