Get Insane XCV

Chociaż pragnęłam zostać w krainie Morfeusza ciut dłużej, ku swojemu niezadowoleniu, obudziłam się. Otworzyłam powoli oczy i spotkałam się z wyraźną twardością podłoża. Oznaczało to, że nie byłam w miękkim łóżku. Bolała mnie głowa, a włosy przykryły większość twarzy i pojedyncze kosmyki wpadały mi do ust, drażniąc język. Pamiętałam, co się stało, zanim zasnęłam. Joker chciał mi uciąć język, chyba że odgadnę kartę. Powiodło mi się, ale nie potrafiłam się tym cieszyć. Znów za dużo rozmyślałam. Głównie o tym, że w chwili zagrożenia, raczej nie powinnam się cieszyć jak głupia. Potem ubzdurałam sobie, że tracę kontrolę nad własnym życiem...

Łatwiej by mi było być prostą dziewczyną, która myśli o zakupach, facetach itp. Ale nie. Wtedy nie byłoby we mnie krzty wyjątkowości. Ja muszę myśleć, zastanawiać się. Rozważać, analizować. Jeśli za bardzo zabrnę we własne myśli, zacznę sobie za dużo uzmysławiać. Głównie rzeczy, które są nieprawdą.

Muszę sobie przestawić trybiki w głowie. Jeśli morda mi się cieszy w obliczu zagrożenia, to trzeba się z tym pogodzić. Uznać za atut osobowości. Nie zastanawiać się czemu. Po prostu to zaakceptować. Jestem szalona i trza to zrozumieć. Od tej pory, przestaję się bawić w filozofa. Jeśli chodzi o wady czy zalety szaleństwa, oczywiście. Moje refleksje są podstawą mojej egzystencji. Byłabym bezpłciowa bez swoich przemyśleń.

- Dobra, Juliet – mruknęłam do siebie. Nie chciało mi się nawet odgarnąć kępy włosów z twarzy, ale już widziałam, że nie jestem w sypialni, gdzie najczęściej się budzę – Jesteś nieprzewidywalną wariatką. Taka sytuacja – ziewnęłam i niemal natychmiast zakrztusiłam się kłakami, które wpadły mi do gardła – Chol... eueueuech – zakaszlałam – Jasna! - dobrze, że się nie udusiłam – Moje własne włosy, obróciły się przeciwko mnie - prychnęłam, zarzucając głową i uderzając o ścianę – Kurrr... - stłumiłam przekleństwo, wciskając pięść do ust – Kto tu postawił ścianę? - warknęłam i zaczęłam sobie rozmasowywać bolącą łepetynę. Moja ręka była cięższa niż zazwyczaj. W dodatku, przy każdym jej ruchu, słyszałam dziwne szuranie po ziemi. Obróciłam głowę w stronę kończyny i ujrzałam złoty łańcuch... Na moim nadgarstku widniał złoty kajdan, do którego były przyczepione metry tego żelastwa – Serio? - uniosłam brwi i podniosłam do góry rękę – A obróżki ni ma? - przewróciłam oczami i drugą dłonią pomacałam swoją szyję. Nic mi jej nie uciskało – No niesamowite – ironizowałam – Gdzie ja w ogóle jestem? - przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zewsząd otaczały mnie szaro brudne ściany. Na niektórych można było dostrzec ślady zaschniętej krwi. W powietrzu czuło się zapach stęchlizny. Na suficie kołysała się mała lampka, która jako jedyna oświetlała ten ponury pustostan. W oddali zamajaczyły mi drzwi. Wyglądało na to, że Joker mnie tu uwięził jak zwierzę.

- Czy to jest jakiś bunkier? - niemrawo wodziłam wzrokiem – Czy raczej piwnica? - zapytałam samą siebie

- Niee. To raczej ten budynek, w którym chowa się Slenderman – zachichotałam na myśl o grze, w którą grałam z wyłączonym dźwiękiem – Chociaż ja to bym wolała Offendera spotkać – ponowiłam śmiech.

- I znowu to samo – uspokoiłam się nieco – Jestem tu uwięziona, a jak zwykle widzę wszystko przez różowe okulary – wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem – W sumie – oblizałam się – To miejsce ma taki zajedwabisty klimat – oparłam się o ścianę za sobą i rozłożyłam szeroko nogi – Tutaj nikt nie usłyszy moich krzyków – moje usta rozszerzyły się w uśmiechu – Nikt nie zobaczy tych hektolitrów krwi, bo nikt mnie tu nie znajdzie – przesunęłam palcem wskazującym po swojej dłoni – Umrę z głodu i wycieńczenia – mój oddech przyspieszył i przyjemne ciepło rozlało się po moim wnętrzu – A mój szkielet będzie ozdabiał tę podłogę przez wieczność – otworzyłam szeroko usta, przymrużyłam oczy i uniosłam głowę w górę – Przez wieczność... - przygryzłam wargę i wbiłam paznokcie w skórę twarzy – Nieważne, czy byłabym tu ja, czy kto inny – zasyczałam ponętnie – Nikt nie usłyszy tych rozpaczliwych krzyków! - zawyłam, zatykając uszy dłońmi – Nikt! - wstrząsnął mną histeryczny śmiech.

- Dlaczego ja się śmieję z własnego końca? - wybuchnęłam jeszcze głośniejszym rechotem – Dlaczego – uciszyłam się i zatkałam usta dłonią w kajdankach.

- Bo jesteś szalona, Caro, nie widzisz? - mój głos przybrał pogardliwy ton. Zza zasłoniętych ust nie brzmiał zbyt wyraźnie.

- Och, nie da się zaprzeczyć – zachichotałam, zabierając rękę. Teraz ociekałam słodyczą – Dlatego właśnie jestem przyszpilona łańcuchem. Żebym nikomu nie zrobiła krzywdy! - ponownie zaniosłam się maniakalnym śmiechem. W takiej pozycji bolały mnie wnętrzności, więc ułożyłam się na plecach na podłodze, dając jedną rękę pod głowę, a drugą opierając na brzuchu – Jedyna w swoim rodzaju, Juliet Caro – zamruczałam upiornie, oblizując usta – To wychodzi na to, że jestem wyjątkowa, bo... - wydęłam wargi w dzióbek, wpatrując się w sufit. Również był koloru szarego.

- Domyśl się – usłyszałam swój nasączony cynizmem głos.

- A co ja, kobieta jestem, żeby się domyślać? - przewróciłam oczami.

- No raczej – prychnęłam.

- Pardon – zachichotałam – No ale, pomyślcie – westchnęłam – Czemu jestem wyjątkowa, hmm?

- A znasz drugą taką niesamowitą i piękną dziewczynę jak Ty? - znowu brzmiałam jak słodka dziunia.

- A ta jak zwykle musi się podlizywać – syknęłam.

- Przestańcie – warknęłam rozdrażniona – Żadna z Was, nie udzieliła odpowiedzi na moje pytanie – kontynuowałam podirytowana.

- No to może... - zaczęłam cukierkowym głosikiem – Znasz jeszcze jedną dziewczynę, która ma tyle blizn od Jokera? - zaryzykowałam.

- Pewnie większość leży na cmentarzu – prychnęłam z wyższością.

- Ha! To było dobre – zaśmiałam się – Swoją drogą, kochane, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek wrócicie – mruknęłam nostalgicznie – Nie rozmawiałam z wami od wieków – uśmiechnęłam się i zaczęłam liczyć odrapania na suficie.

- To dlatego, że ona nam nie pozwalała – westchnęłam niezadowolona.

- Kto? Sumienie? - zgadywałam, chociaż odpowiedź była oczywista.

- Bingo, Sherlocku – przewróciłam oczami.

- Właściwie to ona nie nazywa się Sumienie – zauważyłam.

- A jak? - spytałam.

- Podświadomość raczej – odparłam.

- No tego to się nikt nie spodziewał – przemawiał przeze mnie złośliwy sarkazm.

- Zawsze musisz być taka wredna? - wkurzyłam się.

- Nie muszę – prychnęłam – Chcę – na moich ustach zagościł chytry uśmieszek.

- Z innej beczki – westchnęłam, chcąc załagodzić sytuację – Podświadomość nie daje mi żyć – poskarżyłam się – Zawsze dręczy moje myśli, jeśli za dużo analizuję – kontynuowałam.

- Daj spokój – zaćwierkałam słodziutko, machając ręką z łańcuchem. Rozległ się dziwny brzęk – Zawsze stosowałaś zasadę YOLO! - zapiszczałam.

- Coooo? - zmarszczyłam brwi.

- Sama jesteś YOLO, pustaku – warknęłam oschle – Jak już coś, to carpe diem! - prychnęłam.

- Dziewczyny! - wkurzyłam się i podniosłam do pozycji siedzącej – Jak będziecie się kłócić, to nie będziemy rozmawiać – obraziłam się i założyłam ręce na siebie.

- Uhu, to brzmi jak groźba – przewróciłam pogardliwie oczami.

- Bo to jest groźba – syknęłam.

- Hej, wyluzujcie – mruknęłam ugodowo – Nie widziałyśmy się tak długo i chyba nie chcecie na siebie warczeć, co nie? - dodałam z nadzieją.

- Ja nie chcę się kłócić, ale jak widać, ktoś ma inne plany – odwróciłam się twarzą do ściany.

- Juliet – położyłam sobie rękę na ramieniu – Strzelanie focha nie jest w twoim stylu – odparłam.

- Dobra, sorry – warknęłam – Mogę czasami ugryźć się w język - przewróciłam oczami.

- To pogodzicie się? - złożyłam ręce.

- Ok – mruknęłam i objęłam samą siebie – Dobra, laski! Opowiadajcie co tam u Was ciekawego! - rozpromieniłam się i wytrzeszczyłam oczy.

- Jakoś leci – mruknęłam bez emocji.

- Ja mam pieska! - zapiszczałam i klasnęłam parę razy w dłonie.

- Kto normalny dałby ci psa? - zrobiłam dziwną minę.

- Ekhm - uniosłam znacząco brwi.

- Przepraszam – prychnęłam – Chodziło mi o to, jak to masz psa? - poprawiłam się.

- No normalnie! - zachichotałam – Dosłownie, znalazłam go i przygarnęłam! - zapiszczałam wesoło.

- I Joker się zgodził? - nie dowierzałam.

- Tia, ale jest o niego strasznie zazdrosny – szepnęłam i przyłożyłam palec wskazujący do ust.

- Dziwisz się? - wzruszyłam ramionami – Traktuje Cię jak trofeum – odparłam, odgarniając włosy z czoła i siadając po turecku.

- Tak, to ma sens – ironizowałam – Trofea trzyma się przecież w zamknięciu i przyszpilone łańcuchem! - zrobiłam wielkie oczy.

- Co ja mówiłam o Twoim zachowaniu – westchnęłam.

- Sorry memory – przewróciłam oczami.

- Więc Joker trzyma Cię w piwnicy? - dopytywałam.

- Lub bunkrze – mruknęłam.

- To nie jest bunkier! - zapiszczałam.

- Ciekawe, skąd niby to wiesz? - prychnęłam.

- Po prostu wiem! - szłam w zaparte.

- A kto spał na lekcjach historii? - odgryzłam się.

- My wszystkie? - odpowiedziałam głośno, rozkładając ręce – Dobra, dobra, dobra – zaczęłam – Nie wiemy, czy to bunkier, czy piwnica, więc nazwijmy nasze więzienie albo pinkier, albo bunnicą – zaproponowałam.

- Kreatywność Cię nie opuszcza, widzę – zaśmiałam się.

- A jak – zawtórowałam.

- To podchodzi pod neologizm – próbowałam zaimponować.

- Ujdzie – wzruszyłam ramionami.

- Hej dziewczyny? - zagaiłam – Gramy w coś? - zaproponowałam.

- Dobra, czemu nie – odparłam.

- Dołączam się – wyszczerzyłam się.

- To zagrajmy w : O czym myślę – uśmiechnęłam się.

- Propsuję!

- Ja też!

- Okx – zamyśliłam się – Jest średniej wielkości – zaczęłam.

- Czy to prażynki? - podniosłam rękę z łańcuchem.

- Niestety, nie tym razem – spuściłam smętnie głowę – Jest średniej wielkości, czerwono-różowo-czarne – wystawiłam szpony.

- Eee, a kategoria? - przygryzłam wargę.

- Moje fantazje – zachichotałam szatańsko.

- Flaming i miś panda, owinięte czerwoną wstążką? - zamrugałam słodziutko.

- Daj mi namiary na swojego dilera – zaśmiałam się i prychnęłam.

- Zła odpowiedź – oblizałam się.

- Czy to wykrwawiające się zwłoki, oblane różowym sosem i wciśnięte w kupkę węgla? - zapytałam z nadzieją.

- Nie, ale genialna myśl – moje usta rozszerzyły się w psychopatycznym uśmiechu.

- Kawałek ludzkiego mięsa, przyczepiony do różowego balonika, który szybuje sobie w mroczną noc?! - dostałam już wypieków na twarzy.

- Też świetne! - wyszczerzyłam się – Ale nie – gwałtownie posmutniałam – Poddajecie się? - zachichotałam.

- Ja się poddaję.

- Ja też.

- Myślę o... - zawiesiłam głos dla lepszego efektu – O małym dziecku rozjechanym przez walec na asfalcie! - otworzyłam szeroko usta i wystawiłam ręce na boki.

- No przecież! - zaśmiałam się.

- To było dobre! - ponowiłam śmiech.

- To, kto teraz? - spytałam, ale nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi – Dziewczyny! - szepnęłam – Joker idzie. Zachowujcie się naturalnie – dodałam.

- To jest Joker? - omiotłam pożądliwym wzrokiem zbliżającą się sylwetkę klauna – Ale ciasteczko – oblizałam się.

- Hamuj się trochę! - syknęłam.

- To on? - uniosłam brwi – Wygląda jak alfons dla transwestytów – zaśmiałam się szyderczo.

- Ciszej, idiotko! - zacisnęłam zęby – Może Cię usłyszeć – zatkałam sobie usta. Na szczęście w porę udało mi się odgonić natrętne głosy i skupić się na rzeczywistości. Tak, imaginowałam sobie przyjaciół. Nawet gdy miałam wokół siebie tych prawdziwych, nie potrafiłam zrezygnować z wymyślonych znajomości. Każdy głos symbolizował moją cechę charakteru. Złośliwość i egoizm, urok i niebywały optymizm. Moje umiejętności aktorskie bardzo mi pomagały ukształtować te różne postacie, które żyły w mojej głowie. I chociaż doskonale wiedziałam, że mówię sama do siebie, nie potrafiłam się oprzeć myśli, że prowadzę intrygującą dyskusję. I nie miało dla mnie znaczenia, że to po prostu schizofreniczny monolog. Uwielbiałam ze sobą rozmawiać. Nieważne gdzie, nieważne kiedy. Czy były to kłótnie z podświadomością, czy pogawędki z ''przyjaciółkami''? Chociaż sprawiałam wrażenie wyizolowanej samotniczki, wcale się tak nie czułam. Ale nikt mnie nie rozumiał. Terry pół żartem, pół serio, wspominała coś o psychiatryku. Tom udawał, że mu to nie przeszkadza, żeby tylko się wkupić w moje łaski. Frosty nie pochwalał tego, co robiłam. A Joker? Cóż, jemu to wisiało...

- Witam, Juliet! - rozłożył ręce na boki i zaśmiał się – Jak Ci się spało? - założył ręce za siebie i zaczął się zbliżać – W takich niecodziennych warunkach? - nie pozwolił mi odpowiedzieć.

- Jakbyś położył obok kościotrupa, to byłby lepszy klimat – westchnęłam obojętnie, zakładając ręce na siebie.

- Jak zawsze niesamowita – zaśmiał się i ukucnął przy mnie – Jak myślisz, dlaczego jesteś przyszpilona łańcuchem do ściany? - świdrował mnie wzrokiem.

- No nie wiem – wydęłam usta i wbiłam spojrzenie w podłogę – Jestem raczej słaba w zagadkach – popatrzyłam na niego bez wyrazu – Chociaż – zamyśliłam się, wzruszając ramionami – Wygrałam w tę Twoją karcianą gierkę – posłałam mu prowokacyjny uśmieszek.

- Owszem, cukiereczku – przybliżył się i ścisnął mnie za podbródek – Więc? - poczułam dotyk jego palców na swoich skroniach.

- Więc co? - syczę.

- Więc jak myślisz? - warczy i ściska mnie mocniej. Wydaję z siebie ciche prychnięcie – Dlaczego jesteś tutaj uwięziona, hm? - jego spojrzenie staje się bardzo paraliżujące.

- Dajesz mi drugą szansę na odpowiedź? - kpię.

- Znaj moje miłosierdzie – śmieje się, a jego dłoń zjeżdża wprost na moją szyję. Po chwili czuję, jak jego palce owijają się wokół niej, tworząc bolesny ucisk. Z moich ust wypływa ochrypnięty jęk. Nie przestaję jednak patrzeć klaunowi w oczy.

- Nie wiem – jęczę. Tracę oddech.

- Zgaduj – nakazuje, zaciskając dłoń mocniej – Boli prawda? - jego usta rozszerzają się w szerokim uśmiechu. Maltretowanie mnie, sprawia mu przyjemność. To nie jest nic nadzwyczajnego, ale i tak zawsze jestem wściekła i mam ochotę go rozszarpać. Tylko że dręczy mnie takie dziwne coś, które mówi mi, że bez Jokera byłoby nudno. Więc dalej napędzam ten kołowrotek hipokryzji.

- Boli jak diabli – skrzeczę. Znowu mam do siebie żal, że cierpienie ma dla mnie słodki smak ekscytacji.

- A wiesz, co boli bardziej? - uśmiecha się szaleńczo i zabiera dłoń z mojego gardła. Biorę kilka głębokich wdechów i rzucam zielonowłosemu pytające spojrzenie.

- Nie – kiwam przecząco głową, a na moich ustach, mimowolnie pojawia się chytry uśmieszek.

- Rozdrapywanie starych ran – wybucha histerycznym śmiechem i przyciska mnie siłą do ściany. Jedną dłonią przytrzymuje mi głowę, przyciskając jednego z policzków do zimnego muru. Drugą odchyla kołnierz mojej koszuli i muska palcami zabliźnioną już literkę J. Czuję, jak przez moje ciało przebiega elektryzujący dreszcz. Wyrywam się, ale nie mogę zaprzeczyć, że uwielbiam te zastrzyki adrenaliny. Przez ten czas, stałam się na swój sposób masochistką. Kiedy Książę Zbrodni zadaje mi ból, to chociaż z oczu cisną się łzy, to całe moje wnętrze rozgrzewa się do czerwoności. Zupełnie jakby jakakolwiek forma cierpienia, czy to cierpię ja, czy ktoś inny, powodowała, że jestem podekscytowana do granic możliwości. Są niewielkie wyjątki, kiedy zwijam się z bólu, a moja psychopatyczna dusza nie eksploduje z radości. Ale częściej towarzyszy mi uczucie przyjemności, które nie powinno się ujawniać w chwilach zagrożenia. Aczkolwiek, nic nie mogę na to poradzić...

- Zostaw mnie, zwyrolu – syczę rozjuszona, ale część mnie chce poczuć chłód ostrza na swojej skórze. Szczególnie że moje ciało jest teraz rozpalone. Zawsze mogę się usprawiedliwiać w ten sposób, że obecność klauna tak na mnie działa, nieważne czy mnie krzywdzi, czy nie. W sumie toby było nawet logiczne, ale oznaczałoby, że mam problem... Kolejny do listy negatywów szaleństwa, ale przestałam się nad tym rozczulać. Pokręcona ze mnie fetyszystka.

- Nieładnie, nieładnie, Juliet – warczy i wbija mi w kark nóż. Otwieram usta i jęczę z bólu. Boli niemiłosiernie, a łzy spływają już wodospadem. Całe moje ciało sztywnieje, dłonie zaciskają się w pięści. Skóra się napina, uwydatniając kości. Joker uspokaja mnie i bawi się tym ostrzem, które wchodzi we mnie coraz głębiej. Cierpienie, które mi towarzyszy, jest niewyobrażalne, ale dlaczego chciałabym to powtórzyć? - Spokojnie, skarbie – mruczy mi do ucha – Dobrze wiesz, że nie potrafię sobie odmówić tej przyjemności – kontynuuje. W końcu nóż zostaje wyciągnięty z mojej skóry i czuję, jak gorąca ciecz spływa mi na klatkę piersiową. Przymykam oczy, jakbym nie była uczestniczką tego wszystkiego. Cały ten ból, krew i szyderczy śmiech Jokera, są dla mnie bardzo odległe. Jakby za mgłą, kotarą. Jestem jak zaczarowana albo naćpana. Joker puszcza w końcu moją głowę i obraca moją twarz ku sobie. Patrzę nieobecnym wzrokiem w jego szmaragdowe tęczówki i lekko rozchylam usta. Kiwam się na boki i słyszę swój własny oddech, który przecina niepokojącą ciszę. Książę Zbrodni wpatruje się we mnie z zainteresowaniem i palcem wskazującym, podtrzymuje moją brodę. Po chwili jego usta wyginają się w radosnym grymasie. Automatycznie odwzajemniam uśmiech. Nie potrafię się nie uśmiechać, kiedy Joker tak upiornie się szczerzy. Wzrok klauna przenosi się na moją ranę na szyi. Wyciąga z kieszeni kamizelki fioletową szmatkę i przykłada mi ją do krwawiących okolic. Syczę cicho i przymykam oczy. Czuję ulgę, a Książę Zbrodni bierze moją dłoń i przykłada do nasączonej posoką chusteczki. Posłusznie ściskam palcami materiał, tamując sobie krwotok. Nie zauważyłam, że Joker wciąż trzyma w dłoni ociekający krwią nóż. Unosi go na wysokość moich warg, a ja nie wiedząc czemu, wysuwam język i dokładnie oblizuję ostrze. Czuję posmak własnej posoki, ale lubię go. Moja krew jest lekko słodka lub sobie tylko tak wyobrażam. Przejeżdżam językiem po swoich ustach, nie spuszczając wzroku z Jokera. Strużki posoki ściekają mi z kącików ust, więc wycieram je kciukiem. Zielonowłosy wciąż mnie obserwuje i wydaje się zadowolony z mojego zachowania.

- Grzeczna dziewczynka – uśmiecha się i przykłada do mojej twarzy dłoń z tatuażem. Kładzie nóż na podłodze i bawi się moimi włosami – Bardzo grzeczna – zanosi się upiornym śmiechem. Wykorzystuję tę chwilę i chwytam za nóż. Przysuwam go bliżej siebie i chowam za prawą nogą. Mam szczęście, bo Joker niczego nie zauważa. A przynajmniej, mam taką nadzieję. Posyłam mu szerokie uśmiechy, żeby odwrócić jego uwagę. Klaun jeszcze przez chwilę studiuje moją twarz, a potem przybliża swoje usta do moich. Przygryzam wargę i wyciągam dłoń zza pleców, żeby nie wzbudzić jego podejrzeń i przyciągam jego głowę bliżej. Książę Zbrodni uśmiecha się z satysfakcją i styka swoje gorące wargi z moimi. Czuję, jak wgryza się w moje usta, a jego język zaciska pętlę wokół mojego. Pozwolił sobie też włożyć rękę pod moją koszulkę. Powoli odpływam i tracę kontakt z rzeczywistością, ale muszę się opanować i pilnować, żeby się nie wydało, że ukryłam nóż. I wciąż tamować swoją krew, wypływającą z rany. Jestem wewnętrznie rozdarta. Druga dłoń Księcia Zbrodni ponownie owija się wokół mojej szyi i przemieszcza się w jej górę i dół. Drażni moją delikatną skórę i sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Zaraz się udławię jego językiem. Jego nic nie obchodzi. Liczą się jego żądze...

Tracę przez niego oddech i niemal czuję, jak moje podniebienie płonie. W końcu odkleja się od moich ust i zabiera rękę, którą przyciskam szmatkę do rany. Nie pozwala mi w żaden sposób na to zareagować, bo przenosi ten swój oślizgły język na moją szyję, a dokładnie w miejsce wyrytej literki J. Syczę z bólu, czując jego rozpalone usta na świeżym skaleczeniu i mam nieprzepartą ochotę chwycić nóż i dźgnąć go w odpowiednie miejsce. Joker postanawia się nade mną bardziej pastwić, bo bierze w dłoń garść moich włosów i boleśnie ciągnie w dół. Wyginam się w łuk i warczę wściekła.

- Cicho, suko – klaun odsuwa się na moment od mojego karku i posyła mi zirytowane spojrzenie. Niech on sobie w końcu pójdzie i zostawi mnie w spokoju! Coraz bardziej tracę zmysły, a on świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Znowu wpija się w moją szyję, a z moich ust wypływa cichy jęk. Zaciskam powieki, żeby się nie rozpłakać, a jedną rękę trzymam za plecami i opieram na rączce noża. Sytuacja poprawia się o tyle, że zielonowłosy przestaje ciągnąć moje włosy i chociaż jedno cierpienie odpada. Złym następstwem jest fakt, że szarpie mnie w dół, żebym się położyła. Jego palce bezczelnie wślizgują się pod materiał moich czarnych spodni. Druga dłoń Księcia Zbrodni wciska się pod moje pośladki, a ja już nie wiem jak mam się bronić. Próbuję przełożyć nóż, ale moja dłoń styka się z tą klauna. Czuję jego napięcie i po chwili odkleja się od mojej szyi. Patrzy mi w oczy, a jego usta wyginają się we wściekłym grymasie. Mrugam zdezorientowana, a klaun wyrywa mi nóż z ręki i obraca mnie siłą, plecami w jego stronę. Czuję gwałtowne szarpnięcie nadgarstka, ściśniętego kajdankami i chłodny metal na gardle. Nerwowo przełykam ślinę, a Joker wykręca mi ręce do tyłu. Cicho syczę z bólu. Na sto procent będę mieć tam otarcia.

- Co kombinujesz, cukiereczku, co? - warknął zły, a potem roześmiał mi się prosto do ucha. Wzdrygnęłam się i zakręciło mi się w głowie.

- Nic – jęknęłam, wściekła, że mój plan nie wypalił.

- Nic? - zakpił – Nieładnie jest kłamać, Juliet – warknął niezadowolony – Nie tego Cię uczyłem – dodał. Ciekawe czego mnie niby uczyłeś, imbecylu...

- Nie kłamię – syknęłam.

- Och, kotku – zaśmiał się szyderczo – Kto jak kto, ale ja się na pewno nie nabiorę – warknął i ścisnął boleśnie moje nadgarstki.

- W co Ty grasz, J? - spytałam – Nie potrafię Cię rozgryźć.

- Bo nie o to chodzi w naszym przedstawieniu, Juliet – mruknął pretensjonalnie.

- Więc o co chodzi? - dopytywałam. Miałam już dość tych niepewności. Dalej mi nie wyjaśnił, czemu mnie tu zamknął.

- Pamiętasz, co Ci kiedyś powiedziałem? - zbywał mnie.

- Zależy – warknęłam. Nie będę się bawić w zgadywanki.

- Niewiedza jest w Twoim przypadku błogosławieństwem – syknął, przyciskając nóż mocniej do mojego gardła.

- Ale co to znaczy? - niecierpliwiłam się.

- Chcesz za dużo wiedzieć – westchnął, jakbym go znudziła. Zabrał nóż i puścił moje nadgarstki. Wstał, popychając mnie jak ścierwo na podłogę – Ja tylko chciałem Cię gdzieś zabrać, ale jesteś zbyt niemiła – zrobił urażoną minę i spojrzał na mnie z góry – Niemiła, to za mało powiedziane – poprawił się, chowając nóż do kieszeni kamizelki – Jesteś wredną, upartą suką – dodał, patrząc na mnie z pogardą.

- A dziwisz się? - spojrzałam na niego jak na idiotę – Jakbyś się zachowywał, gdyby to Ciebie ktoś zamknął w tym ciemnym bunkrze? - wstałam z godnością i założyłam ręce na siebie.

- Po pierwsze – przewrócił oczami – To jest piwnica – mruknął.

- Ha! Wiedziałam! - triumfujący okrzyk przebił chwilową ciszę – Zamknij się – syknęłam za siebie.

- Do kogo Ty mówisz? - popatrzył na mnie z pożałowaniem.

- Widzisz – uciekałam wzrokiem i złożyłam ręce za siebie – Jakby to tak ująć – strzelałam niezdecydowanie różnymi minami – Dobra – wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze – Widzę martwych ludzi – wlepiłam w klauna szaleńczy wzrok, a moje usta rozszerzyły się w chytrym uśmieszku. Joker przyglądał mi się w chwilowym osłupieniu, jakby nie wiedział co o mnie myśleć. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, pomieszane z pogardą. Pogładził się po brodzie i nie spuszczał ze mnie wzroku. Bił się z myślami, czy kłamię, czy mówię prawdę. W końcu zdawał sobie sprawę z mojej niepoczytalności oraz że moje słowa mogą być prawdopodobne.

- Naprawdę? - w końcu zbliżył się, a jego spojrzenie żądało natychmiastowej odpowiedzi.

- Nie, ale Twoja mina była bezcenna – nie planowałam tego, ale zaczęłam się szyderczo śmiać. Księciu Zbrodni się to nie spodobało, bo zobaczyłam, jak jego twarz nabiera wściekłego wyrazu, a po chwili poczułam na swoim policzku bolące plaśnięcie – Ała? - złapałam się za twarz i rzuciłam klaunowi oburzone spojrzenie. Ten tylko się patrzył i z zadowoleniem otrzepywał ręce. Nie mogłam tego tak zostawić. Zauważyłam, że część łańcucha leży centralnie przy butach zielonowłosego. Postanowiłam Jokera trochę zirytować. W tym celu musiałam cały czas utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. Na mojej twarzy pełzał przebiegły uśmieszek, ale tak jak chciałam, Pan J nie przestawał na mnie patrzeć. Niezauważalnie, pociągnęłam za łańcuch i napięłam go, żeby być przygotowaną. Wystarczyło lekkie drgnięcie Księcia Zbrodni, a grawitacja załatwi resztę...

- Co się tak patrzysz? - zrobił podejrzliwą minę i zrobił minimalny krok w tył...

Tak jak przypuszczałam. Joker potknął się o łańcuch i wywalił się na podłogę. On był rozwścieczony do granic możliwości, a ja nie mogłam opanować śmiechu. To był mój moment, żeby mu dopiec za niesłuszne uderzenie mnie w twarz.

- Ha! - wykonywałam właśnie swój taniec zwycięstwa, rzucając klaunowi triumfalne spojrzenia – Aleś się wyjebał! - rechotałam. Joker był zły. Widziałam to po jego oczach – No nie dąsaj się, J – parsknęłam, pochodząc do niego – Chcesz, to pomogę Ci wstać – zrobiłam słodką minkę i wystawiłam do niego dłoń. Książę Zbrodni piorunował mnie wzrokiem.

- Jeśli tak bardzo chcesz mi pomóc – odparł J i chwycił moją dłoń. Gdy to zrobił, miał jakiś dziwny błysk w oku. Po chwili cała się zatrzęsłam, straciłam równowagę i upadłam na Jokera, który właśnie wstawał. Oboje wylądowaliśmy z powrotem na podłodze. Zielonowłosy warczał, wyraźnie zirytowany, a ja głupio się szczerzyłam.

- Zabawna sytuacja, co nie? - wystawiłam język. Klaun miał chyba inne zdanie.

- Wiem wszystko o zabawnych sytuacjach – syknął – I ta do nich nie należy – warknął, odsłaniając implanty na zębach.

- Nie przesadzaj, Panie Psychopato – wydęłam usta jak lalka i objęłam dłońmi jego twarz.

- Co robisz? - warknął, ale kąciki jego ust uniosły się delikatnie w górę.

- Sama nie wiem – zdziwiłam się swoim zachowaniem i uciekałam wzrokiem na boki – Ale mi się podoba – wyszczerzyłam się.

- Jest za spokojnie – Książę Zbrodni mruknął pretensjonalnie i złapał mnie za nadgarstki.

- Z tym się zgodzę – syknęłam – Ostatnio w naszym życiu jest za spokojnie – wydusiłam z siebie to, co mnie wkurzało od kilku tygodni.

- Nudzisz się przy mnie? - jego jadowicie zielone tęczówki przybrały niepokojący wyraz.

- Tak – odparłam zdecydowanie – Kiedy ostatnio dobrze się bawiliśmy? - rzuciłam mu pytające spojrzenie.

- Hahaha – Joker zaniósł się szyderczym śmiechem – Ja się cały czas dobrze bawię – uśmiechnął się bezczelnie – Bez Ciebie – spojrzał na mnie z pogardą. Zaśmiałam się pod nosem.

- Ja bez Ciebie również się dobrze bawię – posłałam mu spojrzenie w stylu: I to miało mnie zaboleć? - Ale chciałabym też dobrze się bawić z Tobą – zaakcentowałam ostatni człon zdania i pomimo tego, że Joker trzymał mnie za nadgarstki, zjechałam palcami z jego twarzy na szyję, delikatnie wbijając paznokcie w jego skórę.

- Chcesz się dobrze bawić ze mną? - prychnął – Proszę bardzo, cukiereczku – uśmiechnął się maniakalnie i podniósł do pozycji siedzącej. Złapał moje nadgarstki jedną ręką i wyciągnął nóż. Zaczęłam się wyrywać, ale mocno mnie trzymał. Przyłożył ostrze do mojej prawej ręki i wbił pod skórę. Syknęłam z bólu i stłumiłam łzy. Patrzyłam, jak Joker starannie wycina mi kolejną pamiątkę. Litery układają się w napis Haha. Wreszcie ten koszmar dobiega końca, a ja przyglądam się swojej nowej ''ozdobie'' – Voila – klaun jest z siebie bardzo zadowolony. Puszcza moje nadgarstki, a ja podnoszę dłonie na wysokość swojej twarzy i pustym wzrokiem śledzę spływającą krew – Szczęśliwa? - uśmiecha się – Ja się z Tobą bardzo dobrze bawiłem, Juliet – dodaje i niespodziewanie daje mi całusa w policzek – Nawet, aż za bardzo – śmieje się i brutalnie zrzuca mnie z siebie. Ląduję twarzą w podłogę. Nagle czuję jak Joker ciągnie mnie do góry za włosy – Niczego się nie nauczyłaś, kochanie – zacmokał – Oj niczego – jego głos przybrał uczucie zawodu – Może kolejny dzień w piwnicy, zmieni Twoje nastawienie – zaśmiał się i puścił moje włosy – Do zobaczenia – wybuchnął histerycznym śmiechem i odszedł, zamykając z hukiem drzwi. Podniosłam się ostrożnie, odrzuciłam włosy do tyłu i spojrzałam na swoją zranioną rękę.

- Śmiej się, śmiej, kutasie – syknęłam – Ja Ci jeszcze dam powód do śmiechu - zaśmiałam się. Pierwszy raz, do głowy przyszła mi myśl, żeby zabić Jokera. I już wcale nie uważałam, że mogłoby mi go brakować...


Także ten, więźniem jestem T_T Chce mnie ktoś może uratować?

CDN

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top