Get Insane VII
Jeśli mam być szczera, to myślałam, że to, co się wydarzyło nocą, było snem. Byłam święcie przekonana, że to mój mózg spłatał mi figla i wszystko to było wytworem mojej wyobraźni. Jednak gdy przewróciłam się na bok, z zamiarem leżenia na krawędzi łóżka, jak to miałam w zwyczaju, trafiłam na przeszkodę. Otworzyłam oczy i prawie krzyknęłam. To nie był sen. To cholera nie był sen. Joker, który leżał półnagi w moim łóżku i penetrował mnie swoim spojrzeniem i rozpraszał szerokim uśmiechem, był jak najbardziej realny.
- Dzień dobry, cukiereczku – mój szok najwyraźniej wprawił go w pozytywny nastrój, bo wyglądał, jakby miał zaraz się roześmiać.
- Co ty tutaj robisz? - niemal pisnęłam.
- Leżę – spojrzał na mnie jak na kretynkę.
- Widzę, ale dlaczego... - nie dokończyłam, bo zza drzwi rozległ się donośny głos mojego ojca.
- Juliet! Czy ty chcesz zgnić w tym łóżku?! Wstawaj! - cholera jasna, rodzice wrócili do domu, a w moim łóżku leży półnagi Książę Zbrodni. Takiego scenariusza nie przewidziałaby nawet Ukryta Prawda.
- Już wstaję! - chciałam zawołać, ale Joker zatkał mi usta. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Twój tatuś zaraz tu wejdzie – zaśmiał się, bawiąc się moimi włosami – Chętnie poznam przyszłego teścia – ponownie jego twarz wykrzywiła się od śmiechu. Byłam sparaliżowana. Klaun uniemożliwia mi krzyk i pierdzieli głupoty bez sensu, mój ojciec zaraz tu wejdzie, a ja nie jestem w stanie nic zrobić, bo za bardzo się boję. Próbuję się wyrwać. Zielonowłosy przewrócił mnie tak, że byłam pod nim i nie zdejmując dłoni z moich ust, patrzył na mnie z czymś, co przypominało szaleństwo i euforię jednocześnie.
- Juliet, ty wstajesz?! - mój ojciec był uparty. Zawsze, gdy spałam za długo, wparowywał do mojego pokoju i siłą zrywał ze mnie kołdrę.
- Będziemy mieć kłopoty jak nas przyłapie – Joker wyciągnął nóż i przejechał nim po mojej szyi. Oddycham tak ciężko, że moja klatka piersiowa zwija się jak akordeon. Nie musiałam mówić. Moje oczy wyrażały pytanie '' Co chcesz zrobić?''. Joker bezbłędnie zinterpretował mój wyraz twarzy – Twój tatuś raczej nie zaakceptuje mojej obecności w łóżku kochanej córeczki – uśmiechnął się tak, że odsłonił implanty na zębach – I będę musiał się bronić – zrobił smutną minę jak małe dziecko. Wiedziałam, co chce zrobić i nie mogłam na to pozwolić. Tylko co ja mam zrobić jak mam nóż na gardle? I to nie w przenośni?! Pan J napawał się moją rosnącą w oczach paniką i po chwili rzekł – Oczywiście mogę sobie stąd iść, ale jest jeden warunek – uśmiechnął się. Spojrzałam na niego, starając się, by moje oczy miały wyraz pytający, a nie panikujący – Przyjdziesz dziś wieczorem do jednego klubu. Ubierzesz się ładnie i zaczniemy poważnie rozmawiać o współpracy – wiedział, że nie odważę się odmówić, więc na tyle ile to było możliwe, skinęłam głową. Joker uśmiechnął się i zdjął dłoń z mojej twarzy. Kiedy ja gwałtownie podniosłam się i zaczęłam łapać hausty powietrza, jego już nie było.
- Juliet! Ile można spać?! - do pokoju jak burza wpadł mój ojciec. No tak. Jako pierwsze zauważył to, że jestem w łóżku zamiast chociażby tego, że ciężko oddycham. Kochany ojczulek...
- Już wstaję – mruknęłam.
- Jeśli chcesz sobie zmarnować niedzielę, to proszę bardzo – wyszedł z mojego pokoju.
- Przecież już wstaję! - uzmysłowiłam sobie, że gadam już tylko do jego pleców... Mój tata to specjalista od krzyczenia i utrzymywania naszych kontaktów na poziomie dyscypliny wojskowej. Nasze relacje opierały się na tym, że on pytał, czy zrobiłam swoje obowiązki i wrzeszczał, gdy ich nie wykonałam. Pytania typu: co w szkole, jak się czujesz? Nie były w jego stylu. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Zdecydowałam się na czerwoną bluzkę z rękawami 3/4 i ciemne dżinsy. Weszłam do kuchni, gdzie oczywiście rodzice byli już po śniadaniu. Zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Tak czy siak, nie chciało mi się robić sobie kanapek, więc zjadłam smażony chleb i popiłam go herbatą. Tradycyjnie dostałam depresji. Niedziela, po niedzieli poniedziałek i szkoła. Na ogół byłam optymistką, ale ta jedna rzecz wyprowadzała mnie z rytmu.
- Juliet, czy ty musisz tak długo spać? - do salonu, w którym siedziałam weszła moja mama.
- Odsypiam resztę tygodnia – rzuciłam swoje hasło.
- Ale wysypiałaś się przez cały tydzień, bo nie chodziłaś do szkoły – stwierdziła filozoficznie moja rodzicielka.
- Nie jestem rannym ptaszkiem, tylko nocnym markiem – westchnęłam – W nocy nie mogę zasnąć i dlatego długo śpię w dzień.
- A co ty takiego robisz w nocy, że nie możesz spać? - spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.
- Yyy – zająknęłam się – co jeśli rodzice wrócili wcześniej, mama weszła do mojego pokoju i zobaczyła, że śpię w łóżku z Jokerem?!
- Juliet, jesteś blada, czy coś się stało? - przeszywała mnie zmartwionym wzrokiem.
- Nieee – uciekałam wzrokiem. Jeśli spojrzę jej w oczy, to na moich ustach pojawi się uśmiech kłamcy.
- Czy ty w nocy przesiadujesz na komórce? - spytała, marszcząc brwi.
- TAK! - krzyknęłam trochę za głośno, co pewnie wzbudziło jej podejrzenia.
- To nie rób tego – odparła i wyszła z pokoju. Kocham metody wychowawcze moich rodziców. Przynajmniej w tym momencie. Teraz mi to nie przeszkadza, kiedy muszę zatuszować znajomość z Jokerem. No właśnie! Joker! Jaki znowu klub? Nie jestem jasnowidzem! Nie wiem, gdzie jest ten cały klub, to znaczy ja tam nawet (nieprawda) nie pójdę! Tak czy inaczej, wpadłam do swojego pokoju jak wicher i rzuciłam się na łóżko. Musiałam ochłonąć. Mój rozsądny umysł właśnie rozważał możliwość pójścia do jakiegoś klubu i spotkania się z tym szaleńcem, który o mało nie poderżnął mi gardła w moim własnym łóżku. Dlaczego ja chcę się z nim spotkać? Co się ze mną dzieje? Nie chcąc zaprzątać sobie dłużej głowy myślami o Panu J, sięgnęłam po komórkę. Zmarnowałam kilka godzin, gapiąc się w ekran telefonu i męcząc oczy, ale to był mój sposób na relaks. Upewniłam się jeszcze czy na pewno nie mam żadnych lekcji do odrobienia, czy nie muszę się uczyć do jakiegoś testu, ale nic na to nie wskazywało. Zanim się obejrzałam, było popołudnie. Wykorzystałam je na ćwiczenia. Potem znalazłam w internecie jakiś filmik o dzieciach, które wpadają do szybów windy i z dziwnego powodu dostawałam ataku śmiechu, czego efektem było moje turlanie się po podłodze. Nie ma sensu pytać, dlaczego śmieszyła mnie cudza śmierć. Naprawdę nie ma sensu.
Zbliżał się wieczór, a mnie dopadała nostalgia z powodu kończącego się weekendu. Szkoła. To jedyne słowo, które wywołuje u mnie złość, płacz i odrazę jednocześnie. Nie miałam najmniejszej ochoty tam wracać. Terry będzie mnie traktować jak powietrze, zaczną się pytania typu,, co się stało?'' (mleko się wylało...) i jeszcze będę musiała dzielić tlen z Lucasem Friedrick'iem. Mój największy wróg. Menda społeczna, która stwierdziła, że może sobie mnie przezywać i wkurzać, łudząc się, że jest przy tym fajny. Jego jedynego nie chciałabym zabić, gdybym musiała. Ten gnój zasługuje na niewyobrażalne tortury...
Ilekroć widziałam na korytarzu jego parszywą mordę, miałam w głowie tysiące pomysłów na jego katusze... Chętnie dzieliłam się swoimi sadystycznymi pomysłami ze znajomymi. Między innymi, dlatego miałam łatkę wariatki. Szczególnie gdy udowadniałam, że moje myśli nie są dla żartu, tylko dla przyszłego celu. Była jeszcze Amanda Bett. Ona była damską wersją Friedricka. Fałszywa i wredna suka. Żeby było śmieszniej, moja była przyjaciółka. Niestety coś jej odbiło i zaczęła mnie traktować jak wroga. Nie pozostałam jej dłużna. Na ogół jako nieśmiała i niestwarzająca problemów duszyczka, rozwaliłam jej kiedyś ten wypudrowany ryj. Starałam się unikać konfliktów, ale kiedy ta jędza zaczęła obrażać moją rodzinę, moja ręka powędrowała na gruby podręcznik, a książka odcisnęła piękny, czerwony ślad na jej mordzie, łamiąc przy okazji nos. Pomimo że Juliet kreowała się na osobę grzeczną i nieśmiałą, to Amandę mogłabym również potraktować bez litości.
Leżałam na kanapie z telefonem w ręku, gdy nagle przyszedł SMS: '' Laugh and grin. J''. W pierwszym momencie myślałam, że to jakiś głupi żart, ale po chwili doszła druga wiadomość: ''22.00 Bezdyskusyjnie''. Nabrałam większych obaw, że to SMS od Jokera a utwierdziłam się w tym, gdy podczas prób zadzwonienia na ten numer, wyskakiwał błąd o treści: Hahahaha. Była 20.00. Umówiłam się z największym psychopatą, mam się ładnie ubrać i niezauważona przemknąć obok rodziców?! Przecież to niewykonalne! Chyba że użyję postępu...
Na razie, miałam dwie godziny, żeby się wyszykować. To specjalna okazja. Joker omówi ze mną warunki naszej współpracy. Tak naprawdę to nie wiedziałam, czy idę tam dlatego, że mnie zastraszył, czy, że chcę go zobaczyć. W każdym razie nie mogłam tam pójść ubrana byle jak. Otworzyłam szafę w poszukiwaniu eleganckich strojów. Nie gustowałam w typowo kobiecych ciuchach, więc zeszło mi trochę czasu na znalezienie odpowiedniej kreacji. Po dłuższej chwili wybrałam czerwoną sukienkę z lekko rozkloszowanym dołem. Dobrałam do tego czarne koturny i złotą biżuterię. Włosy rozczesałam i pozostawiłam rozpuszczone. Oczy zostawiłam, jedynie rzęsy musnęłam grubą warstwą tuszu, a usta pomalowałam na przyciemnioną czerwień. Narzuciłam na to swoją nieśmiertelną, skórzaną kurtkę i około 21.45 wyszłam z pokoju. Niczym wystraszony dzieciak, skradałam się w stronę drzwi wejściowych, jednak uświadomiłam sobie, że mam już osiemnaście lat. Sama podejmuję decyzje i odpowiedzialność za siebie. Ułożyłam sobie w głowie gadkę w razie, gdyby rodzice mnie zauważyli, ale nie było to konieczne. Byli zbyt zajęci jakimś filmem...
Po cichu liczyłam, że dostrzegą moje wyjście i mnie powstrzymają, bo część mózgu uporczywie nakazywała zostać w domu, ale ta druga miała ochotę na kropelkę adrenaliny w nudnym życiu miastowego szaraczka...
Niestety albo ''stety'', wszystko wskazywało na to, że mogę sobie spokojnie wyjść na spotkanie z zielonowłosym psychopatą i nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań.
Wyszłam na zewnątrz, upewniając się, że mam kasę na taksówkę. To, co teraz robię, jest najgłupszą rzeczą w moim życiu. Jednak w końcu jest ono zbyt krótkie, żeby brać je na poważnie. Zmierzyłam w kierunku głównej ulicy, gdzie można było złapać taryfę, gdy spostrzegłam, że podchodzi do mnie jakichś dwóch rosłych kolesi. Jasny szlag! Czy ja w ogóle wiem jak się bronić przed napastnikami?! Wyciągnęłam dezodorant z torebki i psiknęłam podejrzanym typkom w twarz.
- Co robisz, suko?! - wrzasnął jeden, zasłaniając sobie oczy. Ja jednak nie odpowiedziałam i kopnęłam go z całej siły w krocze. Drugi bardziej przeżył spotkanie z dezodorantem.
- Aua! - zaklął i zwinął się w pół. Zaczęłam czym prędzej uciekać, ciesząc się w duchu, że włożyłam koturny, które są lepsze do biegu, niż niebotyczne szpilki. Zresztą, przy moim wzroście, stawianie kroków jest dużo łatwiejsze, bo bozia po coś dała te długie nogi. Nawet jeśli urządza się wielką pardubicką w koturnach, to szanse są całkiem spore, że uniknę śmierci ze strony tych dwóch...
- Juliet, stój! - jeden z agresorów zawołał mnie po imieniu. Stanęłam jak wryta. Nim zdążyłam się ruszyć, ci podbiegli szybko i złapali mnie za ramiona. Chyba dostałam szału, bo rzucałam się jak opętana.
- Uspokój się, kobieto! - warknął jeden – My od Pana J! - zaklął, gdy znowu walnęłam go w genitalia.
- Skąd mam wiedzieć?! - warczałam zaciekle.
- Masz się z nim spotkać w Laugh and grin!!! - wykrzyczał ten drugi.
- A wy skąd wiecie?! - wyrwałam się z ich ucisku.
- Mamy cię tam zawieźć. Przestań się rzucać – jęknął obolały i zrezygnowany.
- Czyżby? - sięgnęłam do torebki i wymacałam tam... nóż. Od momentu porwania przez klauna, stałam się trochę bardziej przewrażliwiona na punkcie własnego bezpieczeństwa. Co więcej, uważałam, że zabranie ze sobą jakiejś broni, jest w zasadzie niezbędne. Skoro idę się spotkać z nieobliczalnym szaleńcem, to powinnam być jakoś uzbrojona. A, że w domu był tylko nóż kuchenny? Dobre i tyle – Bo w razie czego, mogę was jeszcze potraktować czymś ostrzejszym! - chwyciłam nóż niczym zawodowa zabójczyni. A przynajmniej chciałam na taką pozować.
- Brock, jesteś pewien, że to ta dziewczyna? - ten niższy spojrzał na swojego towarzysza.
- Jasne, że to ta! - warknął tamten, wciąż trzymając się za krocze. Na moich ustach pojawił się uśmiech satysfakcji. Mój kopniak na długo pozostanie w pamięci tego całego Brock'a.
- No nie wiem. Joker mówił, że Juliet jest nieco nieśmiała i nie przejawia skłonności sadystycznych – odparł bezimienny.
- Myślisz dupku, że nie umiem się z tym obchodzić? - dla lepszego efektu, polizałam końcówkę noża. No, w rzeczywistości nie umiałam, ale ci dwaj nie musieli znać prawdy.
- Nie powiedziałem tego! - jęknął.
- Po prostu chodź z nami, a zabierzemy cię do Jokera – warknął Brock.
- Tylko żadnych sztuczek, chłopcy – zaśmiałam się. Brock zmroził mnie spojrzeniem. Musiałam przed nimi i chyba przed samą sobą udawać, że się nie boję, chociaż w środku cała dygotałam.
Cały klub tonął w złocie. Przypominał mi nieco cyrk przez te wszystkie błyski. W środku było pełno ludzi. Wokół trwała wielka impreza. Muzyka, którą tam puszczali, przypominała mi utwory Skrillexa. Ludzie tańczyli, a na scenie znajdowała się szklana klatka, w której wiły się czarnoskóre striptizerki, ubrane w złote, skąpe stroje, ozdobione koralikami. Może jestem rasistką, ale ich ruchy były sztywne i gdybym ja tam była, zrobiłabym to lepiej. Po chwili oczy wszystkich skupiły się na mnie. Może dlatego, że weszłam do klubu w asyście dwóch goryli? Może myśleli, że jestem jakąś gwiazdą.
Brock i Rocko (jak się później dowiedziałam) zaprowadzili mnie na zaplecze, a potem wskazali drzwi z napisem VIP. Przeszłam przez nie i ujrzałam wielki stolik i skórzaną kanapę, która ten stolik otaczała. Na bogato. Jednak moją uwagę przykuł Joker, który siedział na kanapie. Miał na sobie białą rozpiętą koszulę z podwiniętymi rękawami. Idealnie odsłaniała górną część jego klaty. Na szyi dyndały mu ciężkie, złote łańcuchy, a jego nadgarstki zdobiły liczne zegarki i bransoletki, również w odcieniach złota. Pan J opierał swoje ręce na fioletowej lasce. Na jego palcach widniały pierścienie. To chyba najprzystojniejszy psychopata i gangster, jakiego w życiu widziałam...
Mój gust odnośnie do płci przeciwnej zawsze był nieco dziwny.
- Juliet – uśmiechnął się szeroko na mój widok i omiótł mnie głębokim spojrzeniem – Widzę, że dokładnie potraktowałaś moje słowa, jeśli chodzi o ładny ubiór – przeszywał mnie wzrokiem. Czułam się wyjątkowo niezręcznie.
- Witaj, Joker – uśmiechnęłam się.
- Dajmy sobie spokój z tą oficjalnością – wstał i podszedł do mnie – Wszakże byliśmy dziś ze sobą wyjątkowo blisko – uśmiechnął się, jakby ktoś go rozbawił i pogłaskał mnie po policzku.
- Jak chcesz – starałam się, żeby głos mi nie drżał.
- Siadaj – pociągnął mnie za rękę – posadził na kanapie. Potem usiadł tak blisko, że stykaliśmy się ramionami.
- Czy nie mieliśmy omówić szczegółów współpracy? - spytałam niepewnie, krępując się jego bliskością. Co z tego, że się dziś do niego tuliłam? Nie potrafiłam odgadnąć swoich uczuć względem zielonowłosego. Z jednej strony mnie intrygował, z drugiej przerażał, a z trzeciej pociągał fizycznie. Z powodu tego trzeciego, mogłam być nim nawet trochę zauroczona, a jeszcze nie zdarzyło się, żeby moje serce zabiło mocniej w obecności mężczyzny.
- Współpracy, powiadasz? - odwrócił moją głowę w swoją stronę, trzymając mnie za podbródek – Ja bym to nazwał inaczej – jego oczy stały się hipnotyzujące, a ręka powędrowała na moje udo.
- Jak? - nie wierzę, że o to zapytałam, zważywszy na to, jak on na mnie patrzy... Straciłam trochę poczucie rzeczywistości, bo klaun bezsprzecznie mną manipulował, a ja chyba chciałam grać w tę gierkę...
- Związkiem na przykład – jego dotyk stawał się coraz bardziej brutalny, a mi się robiło coraz goręcej.
- ... - nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- Jesteśmy tacy sami, Juliet – w jego oczach malowała się... ekscytacja? - Wariaci trzymają się razem – jego ręka błądziła po moim udzie.
- Czy to twoja gra umysłowa? - wyszeptałam. Moją głowę świdrowały rozmaite scenariusze.
- Nie – zaśmiał się – Myślisz, że zawracałbym sobie głowę szukaniem twojego domu, tak po prostu?
- Nie wiem – szepnęłam.
- I po co miałbym cię zapraszać do mojego klubu, gdybyś była zwyczajną ofiarą? Dlaczego cię porwałem aż dwa razy?! - jego głos stawał się szorstki, jakby denerwowało go to, co teraz mówi. Jakby jego część nie chciała się do czegoś przyznać.
- Nie wiem – jęknęłam.
- Bo – zawiesił głos – Przy Tobie czuję się inaczej. Ty mnie rozumiesz i mnie wtedy przytuliłaś – patrzył na mnie z napięciem – Nigdy wcześniej nic takiego nie czułem. Przecież byłaś tylko kolejną ofiarą do kolekcji – odsuwał się, jakby bał się powiedzieć, co naprawdę czuje. Zamilkłam. Joker chyba chce mi powiedzieć, że mnie... kocha? Nie to niemożliwe. Przecież to psychopata. Wyzbyty emocji...
Ktoś taki jak on nie może tak po prostu zakochać się w drugiej osobie. Nie wiem, czy może się w ogóle zakochać...
A może, po prostu nikt nigdy nie spojrzał na niego jak na człowieka? Przecież ja też mam teraz swoje na sumieniu, ale czy to znaczy, że nie potrafię kochać? Przecież kocham...
Jednak, czy chodzi o ten konkretny rodzaj miłości? O uczucie względem drugiego człowieka? Ja przez lata unikałam tego jak ognia, a teraz miałabym nagle otworzyć swoje serce dla psychicznie chorego wariata? I to, ponieważ stwierdził, że mnie kocha?
To może być jego sztuka manipulacyjna, mogę być tylko kukłą w jego rękach i jak głupia dawać się złapać w pułapkę. Te dwa słowa, dzięki którym nogi miękną każdej dziewczynie, nigdy na mnie nie działały i to niedorzeczne, żebym nagle zmieniła zdanie.
Chyba że podświadomie pragnę być u boku Jokera, chcę dzielić jego życie, szaleństwo. Balansować na granicy bezprawia i niekontrolowanych instynktów. Po prostu nie dopuścić obecności nudy, rutyny i monotonii...
Więc owszem. Mogę go kochać, ale kochać jego postać, jego ideę, poczucie humoru, sposób bycia. Miłość niejedno ma znaczenie...
Kocham Jokera! Tak! Kocham go! Z nim mogę się dzielić wszystkim. Całym swoim szaleństwem. Przy nim czuję się inaczej. Nie dość, że nie obchodzi mnie, że jest szaleńcem i zabójcą, to sama zaczynam świadomie wkraczać w ten świat i skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie podoba. On jest jedynym, który mnie rozumie. Tylko co z tego, jeśli on nie odwzajemnia tak naprawdę mojego uczucia? Bez wzajemności, ten ''związek'' nie ma najmniejszego sensu. Potrzebuję jego aprobaty...
Ostrożnie przysunęłam się do J'a i położyłam mu rękę na ramieniu.
- Ja czuję to samo – szepnęłam.
- Jesteś pierwszą, której nie zabiłem, Juliet – złapał moją rękę i nim zdążyłam zareagować, chwycił mnie za twarz i wpił się w moje usta. Jego język toczył z moją perwersyjną walkę. Przewróciliśmy się na kanapie. Byłam pod nim. Objęłam dłońmi jego kark, a on swoimi moje oblicze. Po chwili poderwaliśmy się do góry, a ja usiadłam na nim okrakiem i wplotłam palce w jego zielone włosy. Jego ręce zsunęły się na moje biodra. Nasze pocałunki były zachłanne i brutalne. Joker całował znakomicie. Poza tym jego mocny dotyk wprawiał moje ciało w przyjemne konwulsje. Tylko raz w życiu zasmakowałam męskich ust i nawet nie ośmieliłabym się porównać przelotnego znajomego do tego psychopaty...
Po chwili oderwaliśmy się od siebie, żeby złapać oddech. Joker patrzył na mnie z pożądaniem. Oddychaliśmy ciężko, a ja tonęłam w jego przepięknych, zielonych tęczówkach. Nagle klaun wziął mnie na ręce i wyniósł z pomieszczenia. Nie miałam zamiaru oponować. Wyszliśmy na parking, na którym jedynym samochodem było fioletowe lamborghini. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy. W drodze zaczęliśmy się śmiać, bo jechaliśmy z 300 km/h, lekceważąc światła, przejścia dla pieszych i przechodniów. Po chwili podjechaliśmy pod jakiś wysoki apartamentowiec. Gdy weszliśmy do jednego z mieszkań, moim oczom ukazały się liczne bronie i inne szokujące akcesoria. Ściany były szare i czarne oraz miały wydrapane różne napisy. W większości Hahahaha. Połączenie kanciapy przestępcy z królewskim wyposażeniem ugodziło w mój zmysł artystyczny, ale nie to było najważniejsze. W końcu zielonowłosy przywiózł mnie do swojego domu i miałam świadomość, że nie będziemy grać w karty...
Podbrzusze oblewało przyjemne ciepło, a całe ciało ogarniało podniecenie. Pierwszy raz i to w dodatku z psychopatą, ale to tylko podwajało moją ekscytację... Nie stresowałam się, nigdy nie traktowałam utraty dziewictwa jak czegoś magicznego, niesamowitego. W tym momencie interesowało mnie tylko zobaczenie zielonowłosego bez koszuli...
Jakby czytając w moich myślach, Joker przycisnął mnie do jednej ze ścian i zaczął namiętnie całować. Podniósł mnie, a ja objęłam nogami jego biodra, a rękoma jego kark. Poczułam, że Pan J niesie mnie do sypialni. Nie muszę opisywać, do czego tam doszło, ale mogę stwierdzić, że Joker jest niesamowitym kochankiem...
Przepraszam za długą nieobecność, ale ostatnio nie miałam ani czasu ani weny. Jednakże dostałam natchnienia i w ten oto sposób prezentuję Wam siódmą część Get Insane. Mam nadzieję, że się spodoba oraz, że nie przeraziła was długość rozdziału ;)
Pozdrawiam JCCaro 7 ****
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top