Get Insane LXXXVII

Stałam tak osłupiała i patrzyłam bezsensownie w miejsce, w którym przed chwilą stał Joker. Co jest grane? Prawie mnie zabił, prawie utopił w wannie i przecież widziałam ten łom w jego ręce i czułam przypływ adrenaliny, która miała zagłuszyć ból. Tyle że... Cios nie padł, a zamiast tego klaun mnie przytulił... Zaraz po tym mnie odepchnął i dostałam z liścia w twarz, ale sam fakt, że Joker sam z siebie mnie objął, był bardzo dziwny. Najpierw pomyślałam, że to jego kolejna sztuczka aktorska, ale sam był zaskoczony swoją postawą. Kazał mi zapomnieć o tym i zarzekł się, że jak wróci, to mnie zamorduje.

Boli mnie głowa. Ten pajac trząsł mną w tej wannie pełnej wody tak mocno, że poobijałam sobie tył łba. W dodatku mam nieźle pokiereszowaną twarz.

Wróciłam się do łazienki i rzuciłam okiem do lustra. Na łuku brwiowym zaczął się już tworzyć strup, warga trochę spuchnęła, a pod nozdrzami widniały brunatne zacieki. Cóż, jak na kogoś, kogo Książę Zbrodni upodobał sobie za worek treningowy, nie wyglądałam jakoś tragicznie. Opuchlizna zejdzie w ciągu kilku godzin, blizna nad brwią szybko się zagoi, a nos sobie po prostu wytrę. Przeszukałam w tym celu szafki pod złotą umywalką i znalazłam waciki kosmetyczne. Zablokowałam sobie jedną z dziurek od nosa, chcąc doprowadzić do powstania skrzepu i udałam się z powrotem do sypialni. Stanęłam przed szafą i ściągnęłam z półki pierwsze lepsze ciuchy. Padło na bordowe legginsy i luźną, czarną koszulkę ze złotym napisem HaHa. Przebrałam się, na stopy założyłam białe skarpetki stopki i poszłam w kierunku kuchni. Przetrząsnęłam lodówkę i znalazłam kostki lodu, które zwykle służyły Jokerowi do schładzania whiskey. Zawinęłam lód w ściereczkę i przyłożyłam sobie do nabrzmiałej wargi. Zimno trochę ukoiło dyskomfort związany z opuchlizną. Poszłam do salonu i walnęłam się na kanapę. Włączyłam telewizor. Akurat leciała powtórka jakiejś komedii. Nie mając za bardzo nic lepszego do roboty, zaczęłam śledzić akcję filmu, co jakiś czas odstawiając lód od ust, żeby nie nabawić się odmrożenia.

Komedia się skończyła, opuchlizna mi trochę zeszła, a ja zaczęłam się nudzić. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Chodziłam z kąta w kąt, mijając po drodze ogromne lustro, do którego co rusz robiłam jakieś głupie miny.

- Juliet Caro, robisz się ładniejsza z dnia na dzień – puszyłam się do własnego odbicia – Powinni Cię zamknąć za tak bajeczny wygląd – zaśmiałam się.

- Dzisiaj dzień taki piękny, słońce idealnie podkreśla Twoją urodę – kontynuowałam monolog.

- Aha – mruknęłam, szczerząc się do sobowtóra w lustrze – Szczególnie obitą mordę – wybuchnęłam szyderczym śmiechem. To był właśnie jeden z moich niezawodnych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Rozmawiałam z własnym odbiciem albo ogółem gadałam do samej siebie. Jestem szalona. Nie potrzebuję mieć towarzystwa, żeby mieć do kogo gębę otworzyć. Poza tym Juliet jest świetnym słuchaczem. Czasami się co prawda kłócimy, ale zasadniczo mamy podobne zdania na różny temat. Zdarza się, że głos podświadomości się budzi i wtrąca w naszą dyskusję, co prowadzi do ogólnej, nierzadko wulgarnej wymiany zdań, ale raczej jest głęboko uśpiony.

- Nie bądź dla siebie taka surowa, kochana – machnęłam ręką i wydęłam usta – Przecież wiesz, że jesteś zajebista, co nie? - posłałam do lustra całusa.

- No ba! - uniosłam się jak dumny paw – Ale czasami lubię tak z siebie zażartować, żeby tym ludziom gorszego sortu nie było przykro – wyszczerzyłam się.

- To bardzo szlachetne, kiciusiu – zaśmiałam się.

- Wiesz, co mi chodzi po głowie? - uśmiechnęłam się szatańsko.

- Pchły?

- Nie, odrobaczałam się u weta jeszcze przed poznaniem J'a! - krzyknęłam z wyrzutem i założyłam ręce na siebie.

- It was just a joke – przewróciłam oczami – Więc?

- Więeeec – oblizałam się – Jokera nie ma, co nie? - zbliżyłam się bardziej do lustra.

- Ano nie – potwierdziłam.

- Urżnę się i będę słuchać muzyki z tej zajebistej wieży – wskazałam palcem w kąt ogromnego salonu – I to na cały regulator! - podskoczyłam z radości w górę.

- Yyy, jesteś pewna, że to dobry pomysł?

- Oczywiście, że nie! - zrobiłam głupią minę – I o to chodzi! - krzyknęłam i pognałam do kuchni. Wcześniej widziałam tam skitraną butelkę whiskey. Zarechotałam wariacko i porwałam alkohol w swoje ręce. Wyciągnęłam szklankę, która wnet wypełniła się bursztynowym płynem.

- No, panie Daniels – zachichotałam – Wygląda na to, że poznamy się bliżej – ponowiłam śmiech i upiłam łyk. Szybko pognałam do zlewu i wyplułam resztkę – Ale na czysto nie da rady – wykrzywiłam usta w grymasie i wytarłam je o rękę. Dopadłam ponownie lodówki w poszukiwaniu czegoś do popicia. Znalazłam całą butelkę Coli – A o to i nasze wybawienie! - pisnęłam euforycznie – Tuturututu! - imitowałam dźwięk trąbki, gdy buzująca cola zmieszała się z whiskey – Voila! - klasnęłam w dłonie i błyskawicznie opróżniłam szklankę. Nie było czasu na delektowanie się. Potrzebowałam konkretnego ''znieczulenia''. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Zielonowłosy chciał mnie zabić (znowu), koniec końców tego nie zrobił (znowu) i mnie jeszcze przytulił (to jakaś nowość). Na domiar złego, odwzajemniłam jego uścisk i czułam się tak dziwnie, kiedy staliśmy tak przytuleni. Wypełniało mnie dziwne ciepło i było to bardzo miłe doświadczenie. Ale, to sugeruje, że zaczynam coś do niego czuć! To nie jest zauroczenie, jak na początku naszej znajomości, które opierało się bardziej na tym, że go podziwiałam (co ja miałam z głową), ale prawdziwe uczucie...miłości? Bliskości?

No jeszcze tylko tego brakuje, żebyśmy się w sobie zakochali! Przecież Joker mnie nienawidzi, widzę to w jego spojrzeniu, jeśli akurat szmaragdowe tęczówki nie błyskają szaleńczo, lub kiedy nie wyrażają chęci perwersyjnej żądzy. I taki układ mi pasuje. Nienawidzimy się, ale mimo to sypiamy ze sobą i dalej żyjemy. Miłość wszystko zniszczy! Nie! Miłość to słabość, miłość to słabość... Joker nie umie kochać, Juliet nie umie kochać... Nie umiemy kochać, nie umiemy kochać...

Nawet się nie spostrzegłam, że bursztynowy płyn wypełnia butelkę już tylko do połowy.

- Co się stało? - spytałam na głos – Kiedy ja zdążyłam tyle wypić? - potrząsnęłam głową – No nic, potraktujmy to jako formę terapii – zaśmiałam się i wlałam kolejną kolejkę. Wypiłam duszkiem, nawet bez coli i zrobiło mi się przyjemnie gorąco.

- No i od razu lepiej! - zawołałam głośno i lekko chwiejnym krokiem skierowałam się do salonu. Po drodze buchnęłam komórkę. W kilka sekund skonfigurowałam muzykę z telefonu wraz z głośnikami wieży i po chwili przez cały pokój przeszła drżąca fala rytmicznego wstępu do ''Enter Sandman''.

- Dajesz skarbie! - wydarłam się, formując palce w symbol diabła. Hałas, jaki wytworzyły głośniki, mógł mnie przyprawić o lekką utratę słuchu, ale miałam to gdzieś. Wirowałam i skakałam po całym apartamencie, biegając z góry na dół. Na piętrze były inne pokoje, ale jakoś nigdy tam nie weszłam. Albo nie miałam ochoty, albo czasu. Zresztą, spałam razem z Jokerem. Po co miałam sobie zaprzątać moją śliczną główkę innymi pomieszczeniami?

- Eeeexit light! Enter niiight! Taake my hand! We're off to never never land!!! - zdarłam sobie gardło, kiedy wjechał refren, ale i tak było zajebiście!

Mieszałam gatunki, jak leciało i nie usiadłam ani na moment. Nawet nie zauważyłam, kiedy za oknami zrobiło się ciemno. Byłam zbyt zajęta szaleńczym tańcem i skakaniem po meblach. Dobrze, że Pan domu tego nie widzi, hehe. Chociaż, sam zbezcześcił ściany, robiąc sprayem jakieś głupie napisy. Nieważne, że w większości to Hahaha. To nie jest śmieszne. Nie dość, że szary i czarny kolor to symbol depresji i mnie to cholernie przytłacza, to jeszcze zrobił sobie graffiti we własnym salonie! A ja bym tu tak pięknie urządziła! Oglądało się swego czasu Dom nie do poznania, no i projektowało się piękne i gustowne domy w simsach. Ma się ten zmysł artystyczny.

Zatrzymałam muzykę i mocno ją ściszyłam. Uszy zaczęły mnie boleć, a naprawdę nie chcę dostać jakiegoś zapalenia. Potrząsnęłam głową na boki i gęsta kopuła włosów zakryła wrażliwe bębenki. Spodziewałam się, że alkohol trochę mocniej mnie sieknie, ale przez energiczny taniec musiałam zakłócić jego prawidłowe działanie.

Usiadłam na kanapie po turecku, zrobiłam ramkę z palców i zmrużyłam oczy. Moim skromnym zdaniem, Joker to bezguście. Ja nie wiem. Mnie nigdy nie kręcił jakoś przepych i łączenie bieli ze złotem. Królewskie motywy, mające podkreślić bogactwo gospodarza, są dla mnie synonimem tandety i groteskowego kiczu. Ale Książę Zbrodni to puszący się arogant, który musi obwieszać się złotem i otaczać wszystkim, co badziewne, ale drogie. Ja rozumiem, gangster lubujący się w bogactwie, ale czemu jego mieszkanie wygląda jak połączenie komnaty królewskiej ze sztrynksiarskim burdelem w jakiejś zapyziałej dziurze, która sąsiaduje z budką z kiepskim kebsem?

Przecież to Joker! Heloł?

No ja, jak nic pierdolnęłabym kilka ścian oczojebnie zieloną farbą w fioletowe napisy hahaha, a reszcie odwróciła kolorystykę i pierdolnęła fioletowy kolor z zielonymi napisami hahaha. Do tego najwyższej klasy, błyszczący parkiet. Fioletowy dywan typu shaggy, oczywiście w innym odcieniu, jakieś roślinki dla ozdoby i wielką czarną, skórzaną kanapę (nie, nie taką jak w Brazzers).

No ale J w życiu się na to nie zgodzi. Bo on musi błyszczeć! Jak sroka pierdolona!

Ale się wkurzyłam. Muszę sobie herbatki zrobić...

Krążyłam po całej kuchni, czekając aż woda się zagotuje. O ile Joker nie miał gustu w kwestii wnętrz, to nadrabiał gustem w kwestii kubków. Odkąd tylko pojawiłam się w jego życiu, sprezentował mi specjalny kubek tylko dla mnie. Był duży, biały w czarne romby i miał czerwoną rączkę. Miał również napis: Daddy's Sweet Crazy. W nim herbatka, kawka i kakałko smakowały najlepiej...

- Czemu ta kuchnia jest taka duża? - marudziłam na głos – To dopiero drugie okrążenie wokół blatów, a woda się jeszcze nie zagotowała... - Sczeznę tu – burknęłam i przycisnęłam twarz do zimnego, marmurowego blatu, uderzając lekko głową. Podniosłam łeb i wskoczyłam na mebel, dyndając nogami w górze – No szybciej, no! - niecierpliwiłam się – Zdąży wyjść kolejna część Szybkich i Wściekłych, zanim wypiję tę herbatę, prawda panie kubeczku? - zwróciłam się do naczynia

- Jak zwykle masz rację, Juliet - ''odpowiedział'' kubek – Ale bądź dobrej myśli - ''dodał''. Nagle do moich uszu dobiegł upragniony dźwięk.

- Alleluja! - krzyknęłam i zwinnie zeskoczyłam z blatu. Ostrożnie postawiłam kubeczek, wrzuciłam torebkę Earl Grey i zalałam wrzątkiem – No a teraz czekać aż się zaparzy i trochę ostygnie – schowałam twarz w dłoniach i się załamałam. Problemy pierwszego świata.

Bożeee... Jak ja nienawidziłam nudy! Zrobiłam chyba z 10 okrążeń wokół salonu, a nawet poukładałam poduszki na kanapie, które zrzuciłam podczas mojego hmm, tańca pijańca. Wróciłam się do kuchni, by sprawdzić stan herbaty. Wciąż była gorąca i każda próba łyku, kończyła się oparzeniem języka...

Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam stamtąd piękny, lśniący nóż, z czarną rączką. Podziwiałam swoje zniekształcone odbicie w ostrzu i podeszłam z nim do lustra. Obracałam nóż w dłoni, bawiąc się nim jak zabawką, co rusz kładąc jego końcówkę na języku. Kiedy ja kogoś ostatnio zabiłam? Gnijąc w Belle Reve, nie miałam okazji, żeby się z kimkolwiek pobawić. Wyjątkiem był Pete, ale jemu po prostu strzeliłam w łeb i wdeptałam mózg w podłogę. Dawno nikogo nie mordowałam w wyszukany sposób... Nie pamiętam, kiedy ostatnio Joker zabrał mnie na jakąś akcję. A pozabijałabym kilku cywilów i pouciekała przed policją. Poczuła dreszczyk adrenaliny i psychopatyczną żądzę. Nastawiona na jeden cel niczym niepowstrzymana maszyna do zabijania, hehe...

Ostatni krwawy mord, który mogłabym wpisać do kryminalnego CV, to powolne, makabryczne tortury na niedoszłej dziewczynie Frosta, i jej paskudnym bachorze... Jakkolwiek głupio to zabrzmi, muszę na nowo zafascynować Księcia Zbrodni. Spodobałam mu się, bo nie miałam zbyt wielkich oporów przed zastrzeleniem niewinnego człowieka? A może zdobyłam jego aprobatę, bo wolałam zabić dziecko niż szczeniaka? Wskoczyłam mu do łóżka na początku znajomości? Za co tak naprawdę zielonowłosy mnie ''polubił''? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...

- Gdzie ten dupek przepadł? - westchnęłam głośno, wracając do kuchni i kładąc nóż na blacie. Herbatka łaskawie raczyła się nieco ostudzić. Wsypałam dwie łyżki cukru, wcisnęłam kilka kropel cytryny i ulokowałam się na fotelu w salonie. Wyciągnęłam nogi na stół i włączyłam telewizor. Mój dzień jest taki zwyczajny. Joker pewnie baluje w Laugh and Grin. Razem z jakimiś dziwkami. Trzaska whiskey albo wódę. Albo jedno i drugie, upala się cygarem i wciąga prochy. Ja nie wiem, jak on to robi. Chleje tę whiskey prawie codziennie, a nie jest alkoholikiem, dosypuje kokainę do herbaty zamiast cukru i używa amfetaminy jako przyprawy, a jeszcze się nie uzależnił. Oczywiście, że chciał mnie przeciągnąć na ''białą stronę mocy'', ale mnie jakoś spaghetti z amfą nie bardzo przekonuje. W ogóle mam pewne obawy, kiedy klaun sam z siebie zaczyna gotować. Ja nie gotuję, bo po pierwsze nie miałam na to licencji nawet u siebie w domu, a po drugie i tak najczęściej jemy dania z ekskluzywnych restauracji, chociaż rzadko kiedy rzeczywiście się czymś stamtąd napełnię. Ja nie jestem wybredną księżniczką, ale Joker rzadko kiedy zgodzi się na takie proste jedzenie jak pizza na przykład. Wielki elegant. Z początku bawiło mnie to udawanie wyrafinowanej snobki i spijanie szampana z kryształowych kieliszków, ale to nie dla mnie. Ja nie zwracam uwagi na markę, cenę. Nie lubię się pindrzyć i co rusz wkładać kolejną sukienkę, przygotowaną przez J'a.

Obwieszczę wam, że Książę Zbrodni nie pije piwa, bo to nie jest nawet alkohol i w dodatku tylko plebs gorszego sortu się nim upija. Także, byle Janusz z Żubrem w ręku Jokerowi nie zaimponuje.

Biedaczek! On by w Polsce nie przeżył jednego dnia! Albo by dostał zawału na widok prostych ludzi, albo miałby kosę z typkami z osiedla. Nie dość, że wygląda jak pedał za przeproszeniem, to jeszcze rozkradliby mu te wszystkie świecidełka.

Ech, ile to już lat? Do 8 roku życia mieszkałam w Polsce, potem przenieśliśmy się do Stanów. A dlaczego akurat do Gotham? Cóż, tata dostał świetną ofertę pracy, poza tym nie braliśmy na poważnie tych opowieści i legend o Mieście Mroku, Mieście Bezprawia.

To będzie 11 lat, jeśli dobrze liczę. Od jedenastu lat mieszkam w Gotham. Metropolia ma swój urok, ale tęsknię trochę za krajem ojczystym. Za tymi kolejkami w Lidlu, Biedronce. Za rozpychającymi się moherami w komunikacji miejskiej, którzy dyszą nad tobą, bo siedzisz na siedzeniu, i kij z tym że cały autobus jest wolny. Berecik chce akurat zająć twoje, a jeśli nie ustąpisz, to jesteś ''Jaka ta młodzież jest dzisiaj niewychowana! Zero szacunku dla osób starszych''. Ach, nostalgia.

Ale życie w Gotham jest cudowne. Miałam przyjaciółkę, dopóki jej nie zabiłam. Miałam fajnego kumpla, dopóki nie zginął na moje życzenie. Miałabym maturę, gdybym nie uciekła w połowie klasy, żyć z największym psychopatą i siać chaos i spustoszenie. Wesołe życie, wesołej wariatki.

Za oknem już porządnie zmierzchało, a ja zaczynałam się coraz bardziej nudzić. Dlaczego klaun nie może już wrócić? Nie potrafi przeżyć tego, że mnie przytulił? Spoko, ja też nie, ale trzeba żyć dalej. Pan Jack Daniels w ogóle nie działa...

Chyba przysnęłam i przy okazji wyłączyłam telewizor, ale obudził mnie odgłos otwieranych drzwi. Doskonale wiedziałam, co to znaczy, ale jakoś mnie ten fakt nie cieszył.

- Kochanie, wróciłem! - darł się od progu – Zrób mi kolację, głodny jestem! - warknął i usłyszałam huk zamykanych drzwi. Zobaczył mnie na fotelu w salonie i podszedł blisko. Ukucnął przy mnie i spojrzał z wyrzutem – Nie słyszysz, że wróciłem, kobieto? - warknął – Szoruj do garów i zrób mi coś do jedzenia! - irytował się – No już! Rusz tę swoją leniwą dupę! - przyłożył mi mocno w pośladek. Niezbyt się tym przejęłam.

- Czuć od Ciebie alkohol – warknęłam, mierząc go zaspanym spojrzeniem – Zrzygasz się, jeśli coś zjesz – przewróciłam oczami.

- Ooo, troszczysz się o mnie, Juliet? - zamrugał oczami – To takie słodkie – zadrwił – Ale od Ciebie też czuć alkohol – zmarszczył czoło – Piłaś coś?

- Nie, wąchałam klej, wiesz? - prychnęłam – Piłam whiskey, ale to w ogóle nie działa – poskarżyłam się – Nie jestem wstawiona, tylko zmęczona – ziewnęłam, zakrywając usta ręką.

- Piłaś moją whiskey?! - uniósł się.

- Spokojnie, zawadiako – parsknęłam – Zostało jeszcze pół, poza tym w lodówce są jeszcze dwie butelki – dodałam z wyrzutem.

- Nie masz prawa pić mojej whiskey – walnął mnie z liścia w twarz.

- No i nie będę! - odgryzłam się – Skoro i tak nie działa – wstałam z fotela.

- Nie umiesz pić, Juliet – zaśmiał się szyderczo.

- Za to Ty świetnie się orientujesz w temacie – warknęłam – Jebany alkoholik – mruknęłam pod nosem i udałam się w stronę schodów na piętro.

- Nie wkurwiaj mnie, Caro – warknął – I dokąd Ty do cholery idziesz? - spytał.

- Idę spać – ziewnęłam.

- Sypialnia jest tam, idiotko – wskazał palcem – Nie rozróżniasz kierunków? - zakpił.

- Nie, po prostu dziś z Tobą nie śpię – wzruszyłam ramionami. Nagle poczułam ból w nadgarstku.

- Czy Ty naprawdę myślisz, że masz jakiś wybór? - oczy zielonowłosego zionęły ogniem – Nie, skarbie – zrobił sztuczną, smutną minkę – Nie masz żadnego wyboru – syknął i pociągnął mnie w dół. Wpadłam prosto w jego ramiona – Jesteś Moja, więc śpisz ze mną, czy to jasne? - warknął i poczułam chłodny metal przy szyi. Nie pamiętam, kiedy ostatnio Joker zastraszał mnie nożem, więc zapomniałam jakie to straszne uczucie. Nie chciałam go prowokować. Miałam okazję się przekonać, jaki potrafi być brutalny, więc chciałam trochę spuścić z tonu, w obawie o własne życie. Mruknęłam na potwierdzenie – Nie słyszę Cię, cukiereczku – zaśmiał się.

- Tak – pisnęłam.

- Co tak? - drażnił mnie.

- Jestem Twoja, więc śpię z Tobą – dodałam półszeptem.

- Powtórz to – warknął, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.

- Więc śpię z Tobą?

- Nie, to pierwsze – ścisnął mnie mocniej, a moją szyję i ostrze noża dzieliły milimetry.

- Jestem Twoja? - spróbowałam.

- Nie pytaj, potwierdź – zirytował się.

- Jestem Twoja – powtórzyłam.

- Mmm, głośniej – rozkazał z tą charakterystyczną chrypką. Na swoje nieszczęście, przypomniałam sobie, jak wielką mam do niego słabość...

- Jestem Twoja – teraz ja użyłam seksownej barwy.

- Powtórz to – szarpnął mnie za włosy, a końcówka noża delikatnie musnęła moją szyję. Nie wiem czemu, ale im bliżej byłam śmierci ze strony tego szaleńca, tym bardziej robiło się to coraz bardziej podniecające? Czas dać pokaz umiejętności aktorskich.

- Jestem tylko Twoja, Panie J – zamruczałam niczym kotka w rui. Możemy się nienawidzić, ale możemy też siebie pożądać, jednocześnie czuć do siebie jedynie pożądanie. Idealne rozwiązanie...

- To dlaczego jesteś upartą, złośliwą suką?! - warknął trochę ostrzej.

- Bo lubisz wyzwania? - zachichotałam upiornie, wyginając szyję w jego stronę, jak również ocierając się o niego pośladkami.

- A może, bo lubisz mnie wkurwiać? - schował nóż do kieszeni marynarki i przejechał dłonią po moim gardle.

- Może – zarechotałam prowokacyjnie.

- Może? - ostrze noża ponownie znalazło się w zasięgu mojej szyi – Uważnie dobieraj słowa, cukiereczku – teraz to on się zaśmiał. Wzdrygnęłam się. Już dawno nie słyszałam tej złowieszczej, psychotycznej barwy jego głosu. Byłam przyzwyczajona do czysto szalonej nuty, która wkradała się w dowolne słowo, wypływające z jego ust. Ostatni raz, kiedy miałam nieprzyjemność słuchać upiornego tembru oślizgłego gada, Joker zostawiał mi na ciele pamiątkę w postaci blizny – ChybaChyba że wątpisz w magiczne właściwości tego noża, który specjalnie na Ciebie zaostrzyłem – zaśmiał się mrukliwie.

- Nie wątpię – mimowolnie się zaśmiałam.

- Świadomość tego, że w każdej chwili mogę Cię zabić, jest dla Ciebie aż tak zabawna? - jego jadowity szept prześlizgnął się do moich uszu. Te słowa nie brzmiały optymistycznie, ale Joker sam się z tego śmiał. Moja reakcja musiała go albo rozśmieszyć, albo zaskoczyć.

- Nie – ponownie z moich ust wypłynął nieco opętany śmiech. Zaklęłam w myślach. Przecież moje zachowanie może go jeszcze bardziej rozsierdzić... Ale, im bardziej chciałam się uspokoić, tym bardziej sytuacja wyglądała zabawniej.

- Zaprzeczasz, czy nie zaprzeczasz? - klaun drugą dłonią ścisnął mój podbródek. Obstawiam, że zrobił minę myśliciela, bo jego słowa kojarzyły mi się z Hamletem. Fakt, iż złapał moją brodę, tak jak aktor trzyma czaszkę, też nie był przypadkowy.

- Ależ skąd – zachichotałam. Whiskey musiała jeszcze działać.

- Ironizujesz? - kontynuował tę grę.

- Zawsze – nie mogłam opanować śmiechu. Nóż panoszący się w okolicach mojego gardła zniknął. Joker mnie puścił i zaczął okrążać dookoła.

- I co ja mam z Tobą zrobić, co? - wbił we mnie te swoje szmaragdowe ślepia.

- Nie znoszę takich pytań – przewróciłam oczami, zakładając ręce na siebie – Jest jeszcze gorsze niż: Co u Ciebie słychać – westchnęłam. Zielonowłosy popatrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, wprawiając mnie w niepewność, po czym zbliżył się i uniósł palcem wskazującym moją głowę, podważając mój podbródek.

- To zła odpowiedź – uśmiech zszedł mu z ust, ustępując miejsca wydętym wargom.

- A co jeśli nie ma dobrej? - patrzyłam mu głęboko w oczy, starając się go rozgryźć. To nigdy nie było łatwe. Joker był jak kostka Rubika. Zawsze jakiś element nie pasował. I kiedy myślałam, że mi się udało, następowało małe rozczarowanie.

- Kim jesteś? - zignorował moje pytanie i zaserwował mi kolejne. Byłam kompletnie zbita z tropu.

- Eee, dziewczyną, kobietą? - zaryzykowałam.

- Nie – uciszył mnie, kładąc mi palec na ustach – Kim jesteś DLA MNIE – spojrzał uważnie – Hm?

- Zabawką – odpowiedziałam bez chwili namysłu. To było oczywiste. Byłam pewna, że chciał usłyszeć właśnie taką odpowiedź. Usatysfakcjonować się faktem, że potwierdziłam, swoją przynależność do NIEGO.

- Tak uważasz? - przypatrywał mi się uważnie, co stawało się coraz bardziej niezręczne.

- Zakładam – odpowiedziałam ostrożnie. Jego reakcja nie była taka oczywista, więc nie wiedziałam czego się spodziewać, bo nieobliczalnym szaleńcu.

- Nie jesteś moją dziewczyną? - zamyślił się. To pytanie pułapka. Nie dam się na to nabrać.

- Nie wiem – odparłam.

- A co wiesz? - klaun złapał mnie siłą za brodę i przewiercał mnie szaleńczym wzrokiem na wskroś.

- Wiem, że mnie nienawidzisz – syknęłam.

- Nienawidzę Cię? Nienawidzę Cię?! - jego oczy stawały się coraz bardziej niepokojące. Usta rozszerzały się w maniakalnym uśmiechu, wstrząsał nim niekontrolowany śmiech – Ja Cię kocham, Juliet! - zatkało mnie. I to nie w pozytywnym znaczeniu – Na mój WŁASNY, NIEPOWTARZALNY SPOSÓB – jego ręka przesunęła się na mój policzek. Tęczówki klauna złagodniały i patrzył na mnie bardzo poważnie. Nie podobało mi się to.

- Żartujesz? - mierzyłam go intensywnym spojrzeniem.

- Oczywiście, że żartuję! - roześmiał mi się w twarz, po czym wyciągnął pistolet i wymierzył lufą prosto między moje oczy. Przeraziłam się nie na żarty. Klaun nacisnął spust, rozległo się ciche kliknięcie, a z gnata wyleciały czerwone karteczki na sznurkach z napisem Pif-Paf!

- Ta dam! - odrzucił pistolet w bok i rozłożył szeroko ramiona.

- Co do... - nie dokończyłam, bo dał mi w twarz i w ułamku sekundy znalazłam się na podłodze.

- To był tylko żart! - roześmiał się głośno, patrząc na mnie z góry.

- Kurwa, ale Ty jesteś chory! - zawtórowałam mu, podnosząc się szybko z podłogi – Już się bałam! - wyszczerzyłam się szaleńczo. Joker chyba trochę zgłupiał.

- Tego, że Cię zabiję? - ponownie na jego twarz wrócił makabryczny uśmiech, a sam klaun ujął moją twarz w dłonie.

- To też – trajkotałam – Ale najbardziej się wystraszyłam tego, że naprawdę mnie kochasz – wystawiłam język. Zachowywałam się jak po wciągnięciu dopalaczy.

- Są o wiele gorsze rzeczy, które mogę Ci zrobić, cukiereczku – zaśmiał się – Ale wiesz, co jest smutne? - wydął pretensjonalnie usta.

- Co? - uniosłam brwi.

- To, że nie dałaś się nabrać – warknął – Byłoby o wiele ciekawiej, gdybyś uwierzyła w to wszystko – mruknął niezadowolony.

- Przepraszam? - przewróciłam oczami.

- Grzeczniej – syknął. Pora zagrać w grę.

- Przepraszam – spuściłam głowę i wydęłam usta.

- Postaraj się bardziej, to może nie będziesz spała w piwnicy – zignorował mnie i poszedł w stronę kuchni.

- Mamy piwnicę? - byłam autentycznie zaskoczona. Zielonowłosy nie odpowiedział. Minął mnie ze szklanką whiskey w ręku, przy okazji popychając mnie na podłogę. Nie miałam ochoty spędzić nocy ze szczurami, pomimo tego, że się ich nie boję, ale z pewnością w zakamarkach czaiły się pająki, a to już skutecznie mnie motywowało do współpracy z Jokerem.

- Czego to się nie robi dla własnej wygody – westchnęłam cicho pod nosem i pobiegłam do salonu. Joker siedział na fotelu, na samym końcu pokoju, rozwalony jak król i popijał tylko alkohol, rzucając mi pogardliwe spojrzenia. Myśl o ciepłym łóżeczku, Juliet. Myśl o ciepłym łóżeczku...

To upokarzające, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Zagraj rolę prywatnej tancerki. Pomińmy fakt, dlaczego nie wstydzisz się kręcić dupą w klubie, przed wieloma ludźmi, a dla faceta, z którym żyjesz od dłuższego czasu, masz opory. Pomińmy to.

- Marnujesz mój czas, głupia suko – omiótł mnie od stóp do głów. O nie. Co ty sobie kutasie wyobrażasz? Odstawię zaraz taki show, że ci gały wyjdą, ale ani razu nie podejdę do Ciebie. Odreaguję sobie, będąc wredną prowokatorką, hehehe.

- Ale jestem tego warta, J – zachichotałam kokieteryjnie. Widziałam z daleka, jak zaciska mocniej dłoń na oparciu fotela. Nacisnęłam odpowiedni filmik na mojej komórce, która wciąż leżała na stoliku przy ścianie i z głośników popłynął bardzo sensualny utwór Britney Spears, Gimmie more. Rozpoczęłam swój popis. Starałam się być jak najbardziej kusząca i seksowna, kręcąc zmysłowo biodrami i pośladkami. Stąpałam na paluszkach po miękkim dywanie, kołysząc się w stronę Jokera, który wydawał się bardziej nakręcony z każdym moim ruchem. Wiłam się jak striptizerka i chociaż ten taniec był wyjątkowo wyczerpujący, pożądliwe spojrzenie Jokera wynagradzało wszystko...

- Bliżej – warknął zniecierpliwiony, poprawiając sobie przyrodzenie. Odwróciłam się do niego plecami i kręciłam biodrami, żeby bardziej go rozeźlić – Chodź bliżej, Juliet – słyszałam, jak się oblizał. Co za perwers. Zbliżyłam się kilka kroków do niego, ale nie na tyle, żeby mógł mnie mieć. Byłam okrutna... - Cukiereczku, nie drażnij Tatusia – ten zwyrol aż poluzował krawat swojej koszuli... Nie byłam głupia. Przecież wiedziałam, że pajac się napalił i jeśli za bardzo się zbliżę, to już nie wyrwę się z jego szponów. Joker przestał się odzywać, a wydawał z siebie zniecierpliwione pomruki i warknięcia. Już dawno nie miał krawata i jego klata była w połowie odsłonięta. Trochę mnie ten widok pobudził, ale nie dawałam po sobie tego poznać.

- Mmm, maleńka – klaun kompletnie się nie krępował. Podwijał sobie rękawy i gładził się po brodzie, nie odrywając ode mnie wzroku. Nie reagowałam. Wpadłam w trans i wiłam się w rytm muzyki coraz intensywniej. Zamknęłam oczy, więc lekceważyłam coraz bardziej bezczelne spojrzenie Jokera. Po prostu pozwalałam się prowadzić każdej nucie. Aczkolwiek, mojej uwadze nie uszedł fakt, że zielonowłosy nazwał mnie ''maleńką'', a doskonale wiedział, że tego nie lubię. Jestem dumna ze swojego wysokiego wzrostu i długich nóg, a Joker nie jest głupi i świetnie wie, że mnie zirytował.

- Bliżej, kurwa – Książę Zbrodni przestał się kontrolować. Był już mocno niezadowolony tym, że jestem tak daleko. A ja? Bawiłam się przednio. Klaun może sobie być psychopatą i groźnym gangsterem. Ale jest przecież tylko mężczyzną. I to wyrafinowanym wielbicielem kobiecych wdzięków. Owszem, domyślałam się, że co rusz sypia z jakimiś kurwami, ale nie obchodziło mnie to. Gdybym była bardziej rozwiązła, pewnie przeleciałabym wszystkich facetów, których spotkałam na swojej drodze. Łącznie z całym gangiem Jokera, hehe...

Ale Caro ma klasę albo jest oziębłą suką, która uwielbia prowokować płeć przeciwną, ale nigdy nie pozwoli na coś więcej. Chyba że sama tego chce...

Co ja mam teraz zrobić? Trzeba jakoś zakończyć ten pokaz taneczny, ale wszyscy dobrze wiemy, co się stanie, gdy podejdę zbyt blisko zielonowłosego... Z drugiej strony, jeszcze się obrazi i naprawdę będę spała w piwnicy...

Po trzecie, coraz gorzej idzie mi udawanie, że jego zachowanie mnie nie rusza... Wszakże, znowu mnie prawie dzisiaj zabił. I to kilkakrotnie. Nienawidzę go, ale jednocześnie mam ochotę mu ulec... Zacznę myśleć, że w kwestii fizycznej nie potrafię mu się sprzeciwić...

To jest jak przekleństwo. To jest jak obłęd. Jak można kimś jednocześnie gardzić i chcieć się z nim pieprzyć? Czy to jest logiczne?

- Masz ostatnią szansę, żeby mnie udobruchać, Juliet – Joker przypomniał o swojej obecności i rozłożył ramiona na oparciu fotela – Tik-tak – warknął – Czas się kończy, moja cierpliwość również – wydał z siebie niezadowolony pomruk.

Nie licz na to. Potrafię się kontrolować i na pewno nie zrobię czegoś tak głupiego, jak... A, walić to.

Zgrabnym, kocim ruchem podeszłam do klauna. Na twarzy Księcia Zbrodni zagościł szeroki, satysfakcjonujący uśmiech.

- Nie chcę spać w piwnicy – zrobiłam oczy kota ze Shreka. Może da się go wziąć na litość? Joker roześmiał się głośno, kompletnie mnie dezorientując.

- Naprawdę sądzisz, że będziesz dzisiaj spać? - omiótł mnie tak bezczelnym spojrzeniem, że aż zrobiło mi się gorąco.

- Eee – uwielbiam tryb półmózga, który mi się przy nim włącza...

- Po tym, jak mi przez Ciebie spuchły jaja, myślisz, że Ci na to pozwolę?

- ... - kurwa, Caro, powiedz coś!

- Nawet na to nie licz – wstał gwałtownie z fotela, aż się przestraszyłam. Niedobrze...

- Ale – zaczęłam, ale wnet znalazł się przy mnie i zakrył mi usta ręką z tatuażem.

- Cśśś... - szepnął mi do ucha, aż się wzdrygnęłam – Jeśli chciałaś mieć dzisiaj prawo do snu, mogłaś wymyślić inne ''przeprosiny'' – jego druga dłoń brutalnie ścisnęła mój pośladek – A tak, to widzisz, co narobiłaś? - złapał moją rękę i położył sobie na kroczu. Cała spąsowiałam. Chyba trochę przesadziłam z tym tańcem... - Nie dość, że nie pozwolę Ci dzisiaj spać, to nie wiem, czy pozwolę Ci nawet wstać – zaśmiał się szaleńczo z nutą perwersji. Cholera... Udawaj, że to na ciebie nie działa... Udawaj, że to na ciebie nie działa... Nim zdążyłam się zastanowić nad jego słowami, klaun przerzucił mnie przez ramię, przeniósł kilka kroków i rzucił na niedźwiedzią skórę, leżącą tuż obok kamiennego kominka...

Ja się nawet nie spodziewałam, że mogę tak rozbudzić jego zmysły... Chyba że tylko udaje (tak Juliet, udaje, że mu stoi, pocieszaj się)

- Tak – do rzeczywistości przywróciło mnie jego pełne żądzy i obłędu spojrzenie – Zdecydowanie, nie pozwolę Ci nawet wstać – zaśmiał się wariacko, jak to miał w zwyczaju i się na mnie rzucił. Nie zdążyłam nawet zarejestrować, że Joker już od dawna nie ma na sobie ubrań...



Po prostu kolejne perypetie naszej, ''parki'' wariatów.

Czego to się nie robi, żeby nie spać w piwnicy :_:

CDN

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top