Get Insane LXXXVI

Bezwładne ciało Caro zanikało pod powierzchnią gorącej wody, która szybko przybrała brunatny kolor. Miałem okazję bardziej się jej przyjrzeć. Na jej skórze pojawiło się kilka szpecących siniaków, a nadgarstki zdobiły zabliźnione bruzdy. Czyżby Caro zamierzała podciąć sobie żyły? Czy ta głupia dziwka wie, że to jeden z najbardziej żałosnych i prymitywnych sposobów na śmierć? Nie po to zrobiłem z niej Księżniczkę Zbrodni, żeby narobiła mi wstydu przed innymi, odbierając sobie życie tą banalną metodą. Zszargałaby moją reputację, na którą tak ciężko pracuję! Niewdzięczna kurwa...

Jako profesjonalista w sprawach ran i samo-okaleczania się, wnioskuję, że Juliet próbowała się wykończyć jakieś kilka tygodni temu, czyli podczas pobytu w tym całym więzieniu. Amatorka. Podcięła sobie żyły za nisko, nic więc dziwnego, że jej samobójstwo się nie powiodło. Wstyd się z nią gdziekolwiek pokazać! Jak to świadczy o Mnie, Księciu Zbrodni, kiedy kumple z branży patrzą na nadgarstki mojej własności i dochodzą do wniosku, że okraszona złą sławą Juliet Caro, nie umie sobie nawet porządnie podciąć żył? Towarzyskie faux-pas!

Tyle dla niej robię, a ona tak mi się odpłaca! Powinna czuć się zaszczycona, że nie tylko jej nie zabiłem, ale dałem jej wszystko, o czym mogła zamarzyć. Jej życie byłoby puste i nudne beze mnie! Jestem najlepszym, co ją w życiu spotkało! I powinna to docenić.

Ostrożnie zanurzyłem dłoń w wodzie i przemyłem Caro twarz. Z nosa ciągle sączyła się krew, podobnie jak z rozbitej wargi i łuku brwiowego. Juliet dalej nie odzyskała przytomności. Była kompletnie odcięta od świata rzeczywistego i nawet by się nie zorientowała, gdybym ją zerżnął. Co jak co, ale nawet jej bliski śmierci stan i krew spływająca po ciele, nie mogły mnie zniechęcić.

Rzecz w tym, że coś mnie blokowało. Wkurwiłem się. Nie pierwszy raz gwałciłem nieprzytomną dziwkę, ale to nie była naszprycowana laluna, którą dymałem w przydrożnym burdelu, a Juliet Caro. Moja własność, zdobycz. Była warta coś więcej niż pierwsza lepsza szmata. I mimo tego, że kilka minut wcześniej prawie ją zatłukłem ciężkim łomem, a teraz miałem świetną okazję, żeby ją zerżnąć, nie czułem tego.

Co ta suka ze mnie zrobiła? Pośmiewisko, nieśmiesznego błazna, który zamiast wykończyć ofiarę już za pierwszym razem, wikła się z nią w jakiś chory układ. Kurwa. Czemu ja ją ciągle ratuję? Od kiedy zależy mi na kimkolwiek?! Czemu do cholery jasnej przejmuję się niewdzięczną, pyskatą suką, która nie okazuje mi za grosz należnego szacunku?! Co to w ogóle jest za uczucie, kiedy widzę ją w towarzystwie innego faceta? Nie mówcie mi, że to zazdrość?!

Nienawidzę jej. Tego jestem pewien na sto procent. Ale skoro gardzę nią i bez mrugnięcia okiem rzuciłbym ją hienom na pożarcie, dlaczego nie potrafię jej wykreślić z mojego życia?! Ace Chemicals, dach budynku, elektrowstrząsy, tortury... Dlaczego nie umiem jej zabić?!

Spojrzałem znowu na jej ciało. Klatka piersiowa unosiła się prawie niezauważalnie, ale oznaczało to, że Caro oddycha. Byłoby łatwiej, gdyby nie żyła. Ale, jeszcze nie wszystko stracone...

Przybliżyłem się do krawędzi wanny. Pokręciłem głową, przeciągnąłem się i zaśmiałem pod nosem. Ująłem szyję Caro w dłonie i oplotłem wokół niej palce.

- Żegnaj, kochanie – pocałowałem ją delikatnie w czoło, tłumiąc cyniczny uśmiech i z zawrotną szybkością zanurzyłem jej głowę pod wodę. Burza czekoladowych włosów zniknęła pod półprzezroczystą taflą. Nie wydawała z siebie żadnych odgłosów protestu. Ściskałem jej gardło niczym wąż dusiciel i w dodatku ją topiłem. Suka nie miała szans tego przeżyć!

- Jak Ci się to podoba, co? - śmiałem się głośno i psychicznie. Wskoczyłem do wanny, ignorując fakt, że wciąż mam na sobie spodnie. Duszenie Caro było świetną rozrywką...

Nagle ni stąd, ni zowąd, dziewczyna zaczęła się szamotać. Jakim kurwa cudem?! Na ślepo szukała moich ramion i bezczelnie wbiła w nie paznokcie.

- Tylko na tyle Cię stać, cukiereczku?! - zaśmiałem się szyderczo i nie pozwalałem Juliet wynurzyć się na powierzchnię. Niestety suka znalazła siłę w nogach. Kopała mnie prosto w brzuch.

- Jesteś słaba i żałosna – prychałem, ale puściłem w końcu jej szyję. Wynurzyła się niczym topielica z najgorszego koszmaru. Jej oczy zionęły nienawiścią. Twarz była zwieńczona krwawymi zaciekami. Okolice jej gardła straszyły sino-fioletowymi plamami. Pozwoliłem jej się wynurzyć tylko po to, żeby znowu jej przyjebać, ale szmata zrobiła dobry unik.

- Ty jesteś słabym i żałosnym chujem! - wydarła się jak opętana i przywaliła mi z zaciśniętej pięści w twarz. Nie spodziewałem się, że Juliet może być taka zuchwała! Otarłem dłonią okolice nosa. Ciekła z niego krew. Podobnie jak z wargi. Uśmiechnąłem się szeroko do Caro, obnażając zęby. Patrzyła zaciekle i mój uśmiech wcale jej nie zdekoncentrował.

- No dawaj. Uderz mnie – rzuciłem jej prowokacyjne spojrzenie. Widziałem, jak gotowała się w środku i okropnie mnie to bawiło. Dla lepszego efektu, żeby zademonstrować, jak bardzo mam w dupie jej furię, rozparłem się wygodnie w wannie.

- Czemu to robisz – nie zadała mi kolejnego ciosu, tak jak się spodziewałem, a zamiast tego odsunęła się na drugi koniec wanny i ścisnęła ramiona. Chciała pozować na zastraszoną dziewczynkę, ale w jej oczach nawet głupi dostrzegłby szaleństwo.

- Czemu co robię? - spojrzałem na nią z wyższością. To niewiarygodne. To ta sama przerażona istotka w malej czarnej, która nie była w stanie utrzymać pistoletu? Ta sama słodka wariatka, która na początku naszej znajomości patrzyła na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku? Zniszczyłem ją. Rozerwałem na strzępy jej i tak zmarniałą psychikę, stworzyłem potwora i uniemożliwiłem powrót do normalności. Pchnąłem zbyt daleko w otchłań obłędu, by mogła zawrócić. Złamałem moją słodką Juliet.

Ależ ja mam kurwa talent!

- Bawisz się mną – mierzyła mnie nieobecnym wzrokiem – Mogłeś mnie dobić – warknęła.

- Taki miałem zamiar – zaśmiałem się – Ale przeszkodziłaś mi, bo zaczęłaś się szamotać – uśmiech zszedł z moich ust – Odebrałaś mi całą przyjemność z zabawy – warknąłem.

- Doprawdy? - Caro zaśmiała się szaleńczo i odchyliła głowę do tyłu. Mojej uwadze nie umknęły jej kości obojczykowe, które mocno się uwidoczniły. Blizny po moim nożu pięknie się rozpostarły. Taksowałem jej górną część, do momentu aż opuściła głowę, posyłając mi jadowite spojrzenie – Jak mogłam Ci odebrać całą przyjemność z zabawy? - wydęła usta. Jej cynizm było czuć w powietrzu. Zachowywała się jak aktorka, która miała mnie uwieść swoją rolą. Było to o tyle zabawne, że Juliet Caro zawsze przypadała rola upartej suki – Przecież nie ma nic lepszego niż ofiara, która próbuje się wyrwać! - zrobiła wielkie oczy – Sam tak mówiłeś, Joker, czyż nie? - zamrugała powiekami, a kąciki jej ust momentalnie uniosły się w górę.

- Masz niesamowitą pamięć – zakpiłem – Ale tym razem bardziej by mi było na rękę, gdybyś pozwoliła się dusić – wyszczerzyłem się. Usta miałem pełne krwi, która ściekała z moich warg i zębów.

- A mi by było na rękę, gdybyś zdechł – odwzajemniła uśmiech. Z jej ust również kapała krew.

- Haha. Przekonajmy się, kto zdechnie pierwszy – zaśmiałem się i rzuciłem na Caro. Złapałem ją za gardło i ściągnąłem pod wodę. Tym razem jednak Juliet była jeszcze bardziej waleczna, bo oberwałem od niej kilka razy kolanem w twarz. Nie zarejestrowałem tylko, że Caro wyciągnęła korek od wanny i topienie jej już nie było takie proste. Chlapała wodą jak foka w zoo i próbowała wydrapać mi oczy.

- Nie, kurwa to nie jest to – warknąłem i znowu puściłem jej szyję. Nie była mi obojętna, więc jej śmierć nie mogła być zwyczajna. Uduszenie nie wypełniłoby pustki po jej odejściu, haha. Spojrzałem z pogardą na głupią sukę. Dyszała ciężko, a jej oczy wypełniał obłęd. Wstałem z wanny i wyszedłem. Zrzuciłem z siebie mokre spodnie, owinąłem się ręcznikiem wokół pasa i podszedłem do lustra.

- Makijaż mi się trochę rozmazał, ale to była przyjemna kąpiel, nieprawdaż, Juliet? - obróciłem się w stronę dziewczyny, która właśnie wygramoliła się z wanny i obwiązywała nagie, mokre, poturbowane ciało ręcznikiem. Zlustrowałem ją od stóp do głów. Co jak, co, ale nie mogłem pozwolić, aby Moja Własność wyglądała byle jak. Jej atrakcyjny wygląd to jedna z niewielu rzeczy, które można uznać za zaletę. Pozytywem jest też to, że jest szalona i nieobliczalna i momentami jej obecność mi nie przeszkadza. Kiedy mam chcicę, jej obecność jest wręcz wskazana...

- Polemizowałabym, gnoju – warknęła i przystanęła obok mnie. Uśmiechnęła się do lustra. Jej zęby były splamione krwią. Splunęła zawartością do zlewu i chwyciła szczoteczkę do zębów.

- Och, na żartach się nie znasz, szmato – prychnąłem i klepnąłem ją mocno w pośladek. Odwróciła się w moją stronę i ciskała piorunami z oczu – No już, śmiej się – spojrzałem na nią jak na idiotkę. Przyglądała mi się przez chwilę w milczeniu, nie przestając szorować zębów – Śmiej się, powiedziałem – warknąłem. Jej usta lekko drgnęły, po chwili nabrała w nie wody i nie spuszczała ze mnie wzroku – Co, nie jestem według Ciebie zabawny? - syknąłem. Czy ona wie, że igra z ogniem? Pokręciła przecząco głową i splunęła mi w twarz, po czym szybko uciekła, śmiejąc się wniebogłosy.

- Ty kurwo... - wydałem z siebie rozwścieczony ryk i pobiegłem za nią. Od razu wpadłem do sypialni – Wyłaź – zarechotałem szaleńczo, rozglądając się na wszystkie strony – Rozwalę twój głupi ryj, cukiereczku - pokręciłem głową.

- Och, na żartach się nie znasz? - wyszła zza zasłon, uśmiechając się drwiąco. Natarłem na nią wściekły – Co, nie jestem według Ciebie zabawna? - syknęła.

- Nie kurwa, nie jesteś – zaśmiałem się kpiąco i zwolniłem kroku, zatrzymując się kilka metrów od niej – Jest tylko jeden zabawny z nas dwóch, skarbie – wyszczerzyłem się. Kilka kropel krwi skapnęło na podłogę – A Ty nie jesteś ani zabawna, ani śmieszna – wydąłem usta. Wtedy stało się coś niespodziewanego. Pewny siebie uśmieszek na twarzy Juliet, momentalnie zniknął. Jej oczy się zaszkliły, usta lekko rozchyliły. Po chwili, Caro się rozpłakała. Bezgłośnie. Bez emocji. Po prostu patrzyła na mnie, a z jej oczu płynęły łzy.

- Poważnie? - uniosłem powieki – No poważnie?! - wydarłem się i walnąłem pięścią w ścianę – Mogę Cię wyzywać od suk, kurew i szmat, lać Cię jak tanie ścierwo, smażyć Ci mózg, a Ty płaczesz, bo powiedziałem, że nie jesteś zabawna?! - wpadłem w furię. Przecież mówiąc komuś, że nie jest śmieszny, nie sprawiam mu bólu. Kiedy ostatnio widziałem jej łzy? Bo na pewno nie podczas naszej wspólnej kąpieli! Czy ona próbuje mnie ośmieszyć?!

- Jak widać – syknęła, wycierając łzy ręką, jednak po chwili płakała jeszcze mocniej.

- Nie próbuj ze mnie drwić – wkurwiłem się i zbliżyłem do dziewczyny. Po drodze zgarnąłem łom, którym jej tak niedawno przywaliłem i zamachnąłem się, by ponownie konkretnie jej przyłożyć. Skuliła się i wydała z siebie cichy pisk i tym razem zaczęła płakać z efektem dźwiękowym. Spuściła głowę i wyraźnie była przygotowana na cios. Zaśmiałem się pod nosem i wziąłem większy zamach, żeby ją najlepiej od razu zabić. Nagle łom wypadł mi z ręki i upadł tuż koło jej stóp. Zdezorientowana najpierw rzuciła spojrzenie w stronę leżącego narzędzia, potem przeniosła swój wzrok na mnie. Patrzyłem na nią i nie wiedziałem co myśleć. Jej słabość mnie irytowała, chciałem jej śmierci. Między nami trwała krępująca cisza, polegająca na wzajemnym patrzeniu sobie w oczy. Miałem dość jej zapłakanych, niebieskich tęczówek, więc złapałem ją za gardło i zacisnąłem pięść. Warga Juliet zadrżała. Dziewczyna przymknęła oczy, z których poleciał nowy potok łez. Mokre włosy opadały na nagie, obite ramiona, po twarzy przebiegały czerwone smugi.

Nie mam kurwa pojęcia, co się stało, ale puściłem jej szyję, rozluźniłem rękę i przyciągnąłem ją do siebie. Mocno objąłem ciało i oparłem podbródek o jej głowę. Zbita z tropu, odwzajemniła uścisk i trwaliśmy tak razem przez kilkanaście sekund, nim zdałem sobie sprawę z tego, co robię. Warknąłem zły i odepchnąłem ją od siebie. Juliet patrzyła na mnie, a jej wzrok wyrażał zagubienie i zdekoncentrowanie. Nie wiedziała co myśleć. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami i była autentycznie zdziwiona moim zachowaniem. Ja zresztą niemniej.

- Co Ty robisz? - była zszokowana i trudno jej się dziwić.

- Nic nie robię – warknąłem oschle.

- Czy Ty właśnie mnie... - nie dokończyła, bo walnąłem ją w twarz z otwartej dłoni. Niby nic dziwnego, ale zrobiłem to, tak jakby delikatniej niż zwykle. Zachwiała się i rzuciła mi obojętne spojrzenie. Popatrzyłem na nią bez emocji i odwróciłem się na pięcie.

- Zapomnij o tym – syknąłem na odchodne – Nic się nie stało... - dodałem ciszej i wyszedłem – Jak wrócę, to Cię zamorduję – warknąłem głośno, akcentując to niekontrolowanym śmiechem.


CDN

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top