Get Insane LXXXV

Dni leciały szybko jak dzieci wpadające do szybów wind. Wróciłam do Jokera, ale nie obeszło się bez kłótni. To było jakiś tydzień temu lub więcej, a ja do dzisiaj jestem na niego wściekła. Myślałam, że skoro tak z dupy do niego wróciłam i od razu poszłam z nim do łóżka, potraktuje to jako prezent i zakopanie topora wojennego, ale nie! Nie można zapomnieć o tym, że to JA uciekłam oraz że to JA jestem upartą, dwulicową suką, bo nie pozwalam się tłamsić i nie jestem na każde jego skinienie... Problemy pierwszego świata.

Fajnych rzeczy się o sobie dowiedziałam. Nie ma co, jak widać, Książę Zbrodni zna mnie lepiej, niż ja znam siebie, skoro uważa, że powinnam się przy nim płaszczyć i okazywać mu szacunek, a skoro tego nie robię, to oznacza, że mam fagasa na boku i jestem dziwką.

Fajnie. Miło. Dlaczego nie?

Muszę teraz dzielić się z innymi kobietami tą prawdą objawioną. Skoro kobieta nie jest wierną, żałosną suką u boku swojego Pana, to znaczy, że jest tanią kurwą. Głośmy to światu! Uświadommy damską część społeczeństwa. Przecież Joker ma zawsze rację, nawet jak jej nie ma...

Spędzałam kolejny nudny dzień na kanapie w salonie, bawiąc się telefonem. Po upojnej nocy z zielonowłosym udało mi się po niego wrócić. Mój jedyny kontakt ze światem!

Miałam na nim zainstalowane pełno gierek i aplikacji. Mogłam sobie robić mnóstwo fotek i posiadać konta na portalach społecznościowych. Frosty zaprogramował komórkę w ten sposób, żeby nie posiadała lokalizacji i adresów IP. Ten sztywny kołek był jednak do czegoś potrzebny. Myślałam o nim, ale robiłam to tak, żeby się nie rozklejać. Jak ja mogłam za nim tęsknić? Przecież obojętnie patrzyłam na jego śmierć, a teraz snuję refleksje o tym, coby było, gdyby jednak ocalał. Chociaż, jeśli by przeżył, to spiknąłby się z Amber i nie miałby dla mnie czasu. I tak prędzej czy później by doszło do tego wszystkiego. Ja z zazdrości zabijam wywłokę, Frost się na mnie mści, a Joker na Froście, a kierowca autobusu wstaje i zaczyna klaskać.

Czemu w moich myślach zawsze jest klaszczący kierowca autobusu? Chyba przedawkowałam memy... Teraz muszę dopieścić swój narcyzm i strzelić sobie kilka samojebek.

Słodko. Próbuję oszukać własne myśli, które krążą wokół nieprzyjemnego tematu. Muszę się zastanowić nad sobą. Ledwo wróciłam do klauna, a znów mam ochotę uciec. Zupełnie, jakby jego towarzystwo już mi się znudziło. Toby oznaczało, że tak naprawdę nigdy go nie kochałam. I w zasadzie, jestem coraz mniej pewna swoich uczuć względem zielonowłosego. Może na początku, przez pierwsze dni naszej znajomości, czułam coś na pograniczu szczeniackiego zauroczenia. Po cichu też liczyłam, że jest ono odwzajemniane.

A teraz? Nasza relacja mogłaby się opierać tylko na namiętności i gangsterskiej rozrywce, a mi by to nawet pasowało.

Jestem fałszywą, wredną, egoistyczną suką, która ma prawdopodobnie serce z kamienia. I czy jest mi z tym źle? Nie wiem. Czasami czuję się jak jakaś strzyga, żywiąca się złem i wysysająca całą pozytywną energię. Są takie chwile, że najzwyczajniej w świecie muszę się z kimś pokłócić, kogoś wkurzyć. Czy to mnie kwalifikuje jako złego człowieka? Pewnie tak.

Znając mnie, to chwilowy kryzys egzystencjalny. Przejdzie. Jak zawsze. Posiedzę tu i poczekam na Jokera i z nudów, dostosuję się do jego wymagań. Co mam lepszego do roboty?

Joker

Wracałem właśnie do apartamentu. Załatwiłem kilka dobrych interesów. Zamordowałem parę osób dla czystej rozrywki. Znając życie, Księżniczka jeszcze śpi. Jeszcze do mnie nie docierało, że dom nie będzie stał pusty. W środku będzie czekać Juliet. Moja niewdzięczna suka, która cudownie odnalazła się kilka dni temu. Można powiedzieć, że sama wpadła mi w ramiona. Kurwa. Świetnie mi się żyło bez tej rozkapryszonej dziwki! Żyło mi się bez niej wręcz bajecznie! Zero kłótni, zero problemów. Praktycznie zapomniałem o jej istnieniu. Gniła co prawda w jakimś więzieniu, ale miałem to w dupie. Gangsterka jest okrutna. Niech sobie szmata nie myśli, że rzuciłbym wszystko, żeby ją ratować! Sama uciekła i jeszcze ma czelność do mnie wydzwaniać! Byłem wtedy zajęty. Jedna z moich luksusowych kurew pięknie opierdalała mi chuja. Ale wkurwiłem się, gdy płacz Caro coś u mnie poruszył. Od kiedy czyjeś łzy mogą we mnie wzbudzać jakiekolwiek uczucia? Pozytywny nastrój szlag trafił, gdy moja ''dziewczyna'' zadzwoniła do mnie z płaczem. Cycata blondynka czyściła sobie moimi jajami migdałki, a ja myślałem już tylko o tym, w jakim więzieniu jest mój cukiereczek. Kurwa! Czemu ja ją w myślach tak nazywam? Ech. Ta dziewczyna źle na mnie wpływa. Robię się miękki i ludzki... Zapowiadało się na tyle ciekawych rzeczy, odkąd zniknęła...

Mogłem się skupić na opracowywaniu planu zniszczenia Gotham i przy okazji Batmana. Z tymi cudownymi dokumentami, upoważniającymi mnie do ''przechowywania'' pilnie strzeżonej, broni wojskowej, już niebawem mógłbym na nowo wzbudzać przerażenie i podziw w kryminalnym świecie, naszego miasta mroku. Z niezliczoną ilością, tych pięknych karabinów i innych, będę trząsł każdą, żałosną pizdą w Gotham City! W dodatku właśnie wkraczałem w całkiem niezłą współpracę z Sal'em Maroni. Ojciec chrzestny mafii obiecał wejść ze mną w całkiem korzystny układ. Wszystko szło w dobrym kierunku. Już niedługo odzyskam należny mi tytuł Księcia Zbrodni i znów będę na samym szczycie. Ostatnio trochę się obijałem, ale to wcale nie znaczy, że mieszkańcy mogą odetchnąć z ulgą. O nie. Przedstawienie musi trwać, hahaha, ha, ha, ha, haaaaaaa...

Już miałem skręcać w uliczkę, prowadzącą do mojego apartamentu, ukrytego za miastem, gdy w ostatniej chwili się zawahałem. Szczerze, nie miałem najmniejszej ochoty widzieć tej małej zdziry na oczy. Pojechałem w kierunku Laugh and Grin. Tam będę mógł w spokoju zregenerować myśli. W moim biurze to niemożliwe. Ilekroć zabieram się za pracę, coś mnie od niej odciąga. Ta dwulicowa sucz, która samą swoją obecnością nie pozwala mi się na niczym skupić...

Klub był jeszcze pusty. Nic dziwnego, jest dopiero południe. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do barku. Zgarnąłem stamtąd butelkę bursztynowej whiskey i przezroczystą szklankę. Zaszedłem na zaplecze i racząc się ulubionym trunkiem, rozparłem wygodnie na kanapie.

Z reguły lubiłem samotność i jeśli nie brylowałem w towarzystwie jako najprzystojniejszy postrach miasta, zamykałem się ze swoimi planami. No właśnie. Plan. Muszę jakoś dostać się do tej pilnie strzeżonej broni. Mam już na to odpowiednie papiery. Wcale nie było łatwo je wykraść z biura pana miliardera. Caro na pewno mogła się jakoś przydać, ale postanowiła uciec. Po raz kolejny...

Dlaczego nie potrafię się jej pozbyć? Co to za trudność, poderżnąć jej gardło, rozpłatać piłą łańcuchową, nawet zwyczajnie strzelić kulkę między oczy? Toby oznaczało, że mi na niej zależy, a stąd już tylko krok do miłości! Miłość jest żałosną słabością przeciętnego człowieka, a ja nie jestem przeciętny! Jestem pieprzonym stwórcą chaosu, bogiem szaleństwa i bezprawia! Jedna kobieta nie może mnie zmieniać do cholery! Tracę swój autorytet. Szczególnie że Caro nie jest jakąś uległą dziwką, będącą na każde moje skinienie. To uparta, niezależna dziewczyna, która nie jest podatna na sugestie. Nie mogę znaleźć jej słabego punktu, nie mogę jej w żaden sposób złamać. A przecież nie planowałem jej przy sobie trzymać. To miała być tylko gra, polegająca na poznaniu jej i jej lęków, słabości. Miałem się świetnie bawić, zdobyć jej zaufanie, wykorzystać ją i zniszczyć! Była tylko kolejną ofiarą. Uwielbiam wyzwania, więc udawanie ''miłości'' do tej niewdzięcznej suki było świetną rozrywką. Taki był plan. Uwieść Juliet, zabawić się nią jak tanią kurwą i porzucić. Jednak coś jest nie tak...

Nie umiem jej wykończyć. Dziwnie się czuję, kiedy widzę ją ''umierającą''. I to nie jest uczucie satysfakcji...

Opróżniłem do końca szklankę whiskey. To dopiero pierwsza. Zwykle idzie mi to szybciej, ale teraz za bardzo się zamyśliłem.

Nagle poczułem wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnąłem telefon i odebrałem.

- Halo – warknąłem wściekły. Nienawidzę, gdy ktokolwiek do mnie dzwoni. Szczególnie kiedy chcę być sam.

- Jakie jest hasło do WI-FI? - po drugiej stronie zabrzmiał głos mojej dziewczyny. Fakt, że ją usłyszałem, wezbrał we mnie furię, a idiotyczne pytanie tylko pogorszyło mój stan.

- Dzwonisz do mnie tylko po to, żeby zadawać takie durne pytania?! - syknąłem jadowicie. Co ta szmata sobie myślała? Uważała, że może do mnie dzwonić, kiedy chce i zawracać dupę pierdołami?!

- Boże, a ty jak zwykle się pieklisz – niemal widziałem, jak Juliet przewraca oczami i wydyma pretensjonalnie usta – No, jakie jest to hasło? - jęknęła, a mi wzrosło ciśnienie.

- Ani cześć, ani pocałuj mnie w dupę – prychnąłem – Nie okazujesz Mi w ogóle szacunku, wiecznie niezadowolona kurwo – mój gniew tylko narastał.

- Przepraszam, Najjaśniejszy Panie – zreflektowała się, ale włożyła w to tyle sarkazmu, że miałem ochotę pojechać teraz do domu i jej pierdolnąć – Po co ja w ogóle do Ciebie dzwonię – prychnęła i się rozłączyła. Ze złością cisnąłem telefonem o kanapę i wlałem w siebie kolejne litry whiskey. Co za suka. Umawianie się z dziwką jest mniej kłopotliwe...

- Głupia szmata – syknąłem i wstałem z kanapy. Lekko się zachwiałem, ale utrzymywałem równowagę. Skierowałem się w stronę wyjścia. Zamierzałem dać Juliet Caro lekcję pokory.

Moim lambo trochę kołysało, ale dojechałem do domu w jednym kawałku i nawet, albo raczej niestety, nikogo nie przejechałem. Alkohol trochę już ze mnie wywietrzał. Zawsze miałem mocną głowę. Będę miał więcej sił, żeby zabawić się z Caro.

- Witam, Szefie – Vendetta uśmiechnął się oficjalnie na mój widok. Widok jego radosnej mordy ogromnie mnie zirytował.

- Spierdalaj – wyciągnąłem gnata i wycelowałem nim w swojego sługusa. Zdezorientowany, błyskawicznie odsunął się od drzwi i poszedł w kierunku windy.

Otworzyłem z buta drzwi i odbezpieczając pistolet, wszedłem do mieszkania, cicho się śmiejąc.

- Kochanie, jestem w domu – krzyknąłem od progu i zamykając drzwi za sobą, zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu mojego cukiereczka – Gdzie jesteś, cukiereczku? - uśmiechnąłem się – Tatuś ma dla Ciebie niespodziankę, wyłaź – warknąłem już nieco zirytowany. Wodziłem wzrokiem po apartamencie, gdy nagle na spotkanie wyszła mi Juliet. Omiotłem ją spojrzeniem. Miała na sobie czarne, obcisłe spodnie i bordowy sweter. Jej długie, ciemnobrązowe włosy opadały na klatkę piersiową. Była cholernie zgrabna. Uwielbiałem jej ciało, może dlatego ciężko mi było jej się pozbyć. Co prawda, obmacywałem dużo hojniej obdarzonych kurew, ale pod jakimś dziwnym względem Caro była z nich wszystkich najlepsza. Dziewczyna patrzyła na mnie obojętnym wzrokiem. Wkurwiłem się. Nie było w jej oczach nic, co zdradzałoby, że mnie ubóstwia. Rozchylała usta, na których od czasu do czasu pełzał drwiący uśmieszek.

- No pięknie – uśmiechnąłem się na jej widok.

- Patrzcie, kto wrócił – prychnęła – Gdybym Cię nie znała, pomyślałabym, że to z mojego powodu jesteś tak wcześnie – rzuciła lekko i poszła w stronę kuchni.

- Jestem tu z Twojego powodu, skarbie – zaśmiałem się szyderczo – Wkurwiłaś mnie i zamierzam Cię ukarać – zastąpiłem jej drogę, gdy chciała wyjść ze szklanką soku pomarańczowego.

- Aha – wskoczyła na blat i upiła łyk soku, nie przestając patrzeć w moje oczy. Jej zachowanie mnie rozeźliło. Wyrwałem jej szklankę z dłoni i roztrzaskałem w drobny mak na blacie. Pomarańczowa ciecz rozlała się po meblu, a drobinki szkła rozsypały się po podłodze. Caro rzuciła mi zaskoczone spojrzenie, w które wkradła się nuta strachu. Nakręciło mnie to. Nareszcie wywołałem u niej lęk!

Zbliżyłem się i wycelowałem gnatem w jej stronę. Krnąbrna istotka uniosła ręce do góry w geście obronnym i rozchyliła usta niczym lalka. Jej oczy zabłyszczały niepewnie i śledziły każdy mój ruch.

Właśnie tak, cukiereczku – zaśmiałem się, karmiąc się jej przerażeniem. Dziewczyna miała minę, jakby obawiała się o swoje życie. W końcu nigdy nie mogła czuć się przy mnie bezpiecznie. Chciałem ją zabić co najmniej raz dziennie. To było takie piękne, kiedy nieposłuszna Juliet, która miała niewyparzony język, w mgnieniu oka zamieniała się w zastraszoną kukiełkę, ilekroć tylko trzymałem w dłoni jakąś broń.

- Czemu... - zaczęła, ale jej przerwałem.

- A, a, a – pokiwałem palcem – Nie wolno Ci się odzywać bez mojego pozwolenia – wyszczerzyłem się – Zrozumiano? - na moją twarz wrócił oziębły, skurwysyński wyraz. Pokiwała głową i nerwowo przełknęła ślinę – Otwórz usta – warknąłem. Zamiast tego, Caro mocniej je zacisnęła. Zirytowałem się – Otwieraj te usta! - warknąłem głośniej. Tym razem posłusznie otworzyła, a ja ze śmiechem przyglądałem się jej. Jak marionetka! Cudownie...

- Grzeczna dziewczynka – zamierzałem się nad nią pastwić. Zbliżyłem lufę pistoletu do jej drżących warg i wsunąłem ją do środka. Pisnęła cicho, a ja się zaśmiałem – A teraz ssij – rozkazałem jej. Przerażona, objęła ustami lufę i zaczęła nimi poruszać. W jej niebieskich oczach szkliły się łzy. Byłem bardzo zadowolony z efektu. Widok Juliet ssącej lufę pistoletu cholernie mnie podniecił. Miałem ochotę się z nią ostro zabawić.

- Niegrzeczna suczka – obserwowałem ją z narastającym pożądaniem. Juliet nie spuszczała ze mnie wzroku i czułem się, jakby mi obciągała. Zresztą, jej paniczny wzrok przerażenia zanikł i ustąpił miejsca kokieteryjnemu spojrzeniu spod długich rzęs. Ah, to była jedna z niewielu zalet tej upartej dziwki. Nigdy nie odmawiała seksu. Nie musiałem jej gwałcić, bo zawsze była chętna. Poza tym, od gwałcenia miałem swoje kurwy, ona była nienaruszona i tylko moja. W dodatku nic bardziej nie dawało mi takiej satysfakcji jak jej krzyki. Dobrze się ją pieprzyło.

- Tatuś ma ochotę Cię zerżnąć, kotku – wolną dłonią złapałem ją za brodę i naparłem na nią ciałem. Wydała z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki – Chcesz coś powiedzieć? - zaśmiałem się szyderczo i wyjąłem pistolet z jej ust. Zostały na nim ślady brązowej szminki.

- Pierdol się – syknęła i wykopała mi gnata z ręki. Wściekły złapałem ją za gardło i zacząłem dusić.

- Nho dahej – stęknęła – Zrób to – zaśmiała się ochryple. Pociągnąłem ją w dół i zeskoczyła z blatu. Udało jej się wyrwać i obrócić do mnie tyłem. Porwałem leżący na blacie kuchennym nóż i przyłożyłem jej do gardła.

- No i co teraz? - zaśmiałem się szaleńczo.

- Nic – Caro zawtórowała mi równie wariackim śmiechem. Zdezorientowałem się, ale przycisnąłem ją mocniej.

- Nic, tak? - warknąłem i wbiłem jej nóż w delikatną skórę na szyi. Jęknęła z bólu i nienaturalnie wygięła się w jedną stronę. Brunatne krople krwi zbroczyły jej obojczyk – Dalej nic? - szepnąłem jej do ucha i rozciąłem skórę karku. Ciało Juliet zesztywniało i usłyszałem stłumione jęki rozpaczy. Przedstawienie dopiero się zaczynało! - Wciąż nic, cukiereczku? - wydąłem usta i obróciłem ją do siebie. Miała załzawione oczy i przygryzioną wargę, z której również sączyła się krew. Dostrzegałem w jej oczach prawdziwą nienawiść i pogardę – Co jest, skarbie? - pochyliłem się w jej stronę, obracając nóż w dłoni – Nienawidzisz mnie? - wybuchnąłem jej szyderczym śmiechem w twarz. Nie odpowiedziała. Chwyciłem jej brodę w palce i uniosłem do góry – Gardzisz mną, ty suko? - ścisnąłem podbródek dziewczyny mocniej. Chociaż w jej niebieskich tęczówkach czaiły się drobne łzy, pozostawała niewzruszona. Taksowała mnie tylko zimnym, pogardliwym spojrzeniem. Przed chwilą wbiłem jej nóż w szyję, a ona jakby zapomniała o bólu i spływających kroplach posoki. Na jej twarzy widniała maska wiecznie niezadowolonej księżniczki. Nie było w niej żadnej emocji.

- Jak diabli, ty skurwielu – wycedziła przez zaciśnięte zęby, a w jej usta wkradł się zadziorny uśmieszek.

- O, doprawdy? - syknąłem i odłożyłem nóż na pusty blat – Nigdy nie potrafiłaś kłamać, Juliet – zaśmiałem się szyderczo, zbliżając się do jej twarzy. Dzieliło nas kilka centymetrów – Masz mnóstwo słabości – warknąłem, puszczając jej lekko drżący podbródek.

- Przepuść mnie – powiedziała stanowczo, nie zwracając uwagi na narastające napięcie między nami.

- Jasne, kotku – uśmiechnąłem się – Jak mi obciągniesz – wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Właśnie sprowadziłem Caro do pozycji dziwki. Ogromnie mnie to bawiło. Liczyłem na jakieś oburzenie z jej strony, ale nic takiego się nie wydarzyło. Jak mam sprowokować ofiarę, skoro ona nie daje się sprowokować? Jej zachowanie odbiera mi całą przyjemność z zabawy. Jeśli dalej będzie obojętna, wykażę się większą inicjatywą.

Kilkusekundową ciszę przerwał niespodziewany śmiech Panny J. Szczerzyła się wariacko, eksponując swoje zęby. Mrużyła oczy i trzymała ręce skrzyżowane na piersiach. Po chwili jej oczy wróciły do naturalnej wielkości i skierowała swoje rozbiegane spojrzenie na mnie.

- Boże, jaki ty jesteś żałosny – prychnęła w moją stronę – Rzucasz tekstami jak moi niedorozwinięci koledzy z liceum – zaszczyciła mnie cynicznym wzrokiem.

- Jakaś ty wyszczekana – udałem podziw i walnąłem ją z otwartej dłoni w twarz. Dziewczyna zachwiała się i upadła na blat. Uderzyła żebrami w jego krawędź i łapiąc się za bolące miejsce, osunęła się na ziemię. Nie czekając, aż suka się podniesie, złapałem ją brutalnie za włosy i wywlokłem siłą z kuchni. Rzucała się jak opętana, ale i tak dobrze wiedziałem, że nie da mi rady. Caro nie umiała się bronić, więc jeśli chciałem jej wpierdolić, nie miała szans, żeby się uratować.

- Puszczaj mnie, zwyrodnialcu! - darła się bez opamiętania, przerywając krzyk płaczem.

- Przedstawienie się dopiero rozpoczyna, cukiereczku – parsknąłem śmiechem i rzuciłem nią o podłogę. Zawyła z bólu, a moja żądza rosła – Taki z Ciebie pożytek, że chociaż dobra z Ciebie dupa – zaśmiałem się i dopadłem do podnoszącej się z ziemi dziewczyny. Przygniotłem ją ciężarem własnego ciała i pozbawiłem się krępującej moje ruchy koszuli. Caro szamotała się, zdając sobie sprawę z tego, co chcę jej zrobić. Od samego początku chciałem ją zerżnąć. I miałem w dupie jej protesty. Jej pieprzonym obowiązkiem jest zaspokajanie moich potrzeb. Jak nie ona to inna kurwa, ale tylko ona jest teraz w zasięgu mojej ręki.

- Nie dotykaj mnie! - krzyczała, ale ignorowałem to.

- Jeszcze nie było takiej sytuacji, żebyś nie chciała się ze mną pieprzyć – zaśmiałem się, ściągając z niej siłą bordowy sweter. Nie miała pod spodem żadnej koszulki. Czerwony, koronkowy stanik mocno cieszył oko.

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz! - warknęła, próbując się wyswobodzić z moich kleszczy. Unieruchomiłem jej ręce i dorwałem się do spodni. Na swoje nieszczęście, Juliet nosiła spodnie bez guzików i suwaków. Ściągały się bardzo łatwo. Suka wykorzystała okazję, że ma wolne przednie kończyny i najzwyczajniej w świecie przywaliła mi pięścią. Poczułem słony posmak krwi w ustach i splunąłem nią w bok. Lepka posoka spływała po moich zębach. Wyszczerzyłem się do coraz bardziej przerażonej Caro i rozerwałem jej stanik. Zazgrzytała zębami ze złości i znalazła trochę siły, żeby się podnieść i walnąć mnie z główki. Warknąłem wściekły, ale kontynuowałem swoją zabawę. Jej upór tylko potęgował moją chcicę.

- Nie świruj, Juliet – zadrwiłem, uśmiechając się szeroko, a suka ponownie przywaliła mi w twarz. Udało jej się wyswobodzić jedną nogę. Rozciągnąłem jej ramiona, jakbym chciał ją ukrzyżować. Brunatna krew kapała z moich ust prosto na nagą klatkę piersiową Caro. Wyglądało to cholernie pociągająco. Nie ma nic lepszego niż naga dziwka we krwi. Dziewczyna dyszała ciężko przez lekko rozchylone usta, z których również spływała strużka krwi. Widziałem, jak jej mięśnie mocno się napinają, a żebra wyginają w łuk. Rechotałem pod nosem. Była zdana tylko na moją łaskę i coraz bardziej zdawała sobie z tego sprawę.

- Jak ja Cię kurwa nienawidzę – zaśmiała się przez łzy.

- Szczerze wątpię – zawtórowałem jej i pociągnąłem do góry. Zdezorientowana, automatycznie wbiła się paznokciami w moje plecy, a ja w tym czasie wgryzłem się w jej usta. Opierała się i drapała mnie do krwi, ale ja byłem odporny na takie zagrywki. Ciągnąłem ją za włosy jedną ręką i penetrowałem językiem jej gardło, natomiast drugą szarpnąłem za jej majteczki. Wyrywała się, ale nic jej to nie dawało. Ponownie rzuciłem nią o podłogę i rozpiąłem spodnie. Niestety wykorzystała moją chwilę nieuwagi i kopnęła mnie nogą w jaja. Zwinąłem się wpół, śmiejąc się z tego, jaki to mój cukiereczek jest waleczny. Szmata zdążyła w tym czasie się podnieść, zgarnąć spodnie i uciec. Widziałem jak biegła w kierunku naszej sypialni. Podniosłem się, trzymając za obolałe klejnoty i podciągnąłem spodnie. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Jak gdyby nigdy nic, podszedłem do drewnianej komody i wyjąłem stamtąd pokaźnych rozmiarów łom. Miał ślady zaschniętej krwi. Po raz kolejny splunąłem czerwoną cieczą na podłogę i puknąłem narzędziem parę razy w otwartą dłoń. Pokręciłem głową na boki, rozluźniając mięśnie i skierowałem się w stronę sypialni.

- No, Juliet – zacząłem – Jak nie chcesz uszczęśliwić Tatusia dobrowolnie, to Tatuś Cię zajebie i wykorzysta jeszcze ciepłe zwłoki – zaśmiałem się i walnąłem z buta w drzwi. Otworzyły się bez większych problemów – Bądź posłuszna, ty roszczeniowa kurwo – wściekłem się. Nigdzie jej nie widziałem. Nie mogła przecież się rozpłynąć w powietrzu!

- Ani kroku dalej – usłyszałem pełne jadu syknięcie i obróciłem się w stronę, z której dochodziło. Juliet stała wyprostowana z krwią rozpływającą się po jej klatce piersiowej i celowała we mnie pistoletem. Miała bardzo zdeterminowany wzrok i śledziła każdy mój ruch. Ku mojemu niezadowoleniu, założyła spodnie. Omiotłem ją głębokim spojrzeniem. Była doprawdy urocza – Myślałeś kutasie, że pozwolę się poniewierać jak szmata? - warknęła. Szczerze mówiąc, liczyłem na to.

- Ty jesteś szmatą, Juliet – wybuchnąłem szyderczym śmiechem – I to tchórzliwą na dodatek – zacząłem się do niej zbliżać – Znam Cię, kotku – wydąłem usta – Nie strzelisz do mnie – ponowiłem śmiech i zacisnąłem palce na łomie.

- Właśnie mnie nie znasz, Joker – zaśmiała się, pewna swego. Jej nieobliczalne zachowanie trochę mnie myliło. Co nie znaczyło, że nie przewidzę jej ruchu – Nie możesz mnie rozgryźć i to Cię wkurwia – ponowiła śmiech.

- Już dawno Cię rozgryzłem, cukiereczku – prychnąłem, oblizując się. Szykowała się piękna rzeźnia – Jesteś moją kolejną ofiarą – pokręciłem głową na boki – To ja pociągam za Twoje sznurki – zbliżałem się coraz bardziej i tak jak przewidywałem, Caro ani razu do mnie nie strzeliła.

- Co? - wybuchnęła szaleńczym śmiechem. Nie zdekoncentrowałem się – Ty pociągasz za moje sznurki? - prychnęła, nie opuszczając gnata – Chyba tylko w kwestii seksu, bo tylko to nas od początku łączy – splunęła krwią na podłogę – Ale teraz nawet nasze pożądanie przeminęło. Nie mam oporów, żeby Cię zastrzelić – piorunowała mnie wzrokiem.

- Więc czemu tego nie robisz? - zadrwiłem.

- Bo to się kłóci z moim wewnętrznym sadyzmem – odparła, oblizując splamione krwią usta – Nie poczuję wtedy satysfakcji, na jaką zasługuję – syknęła.

- Z kolei ja poczuję ogromną satysfakcję, kiedy już zajebię Cię tym łomem – warknąłem i zamachnąłem się, żeby ją walnąć. Zrobiła unik, czego bym się po niej nie spodziewał i próbowała do mnie strzelić, co mnie zaskoczyło trochę bardziej, ale i tak przechwyciłem jej gnata. Przygniotłem ją do ściany, a łom do jej gardła – Masz coś do powiedzenia przed śmiercią? - wyszczerzyłem się do niej.

- Thaak – wycharczała. Rozluźniłem co nieco ucisk na jej szyję, żeby poznać ostatnie słowa Juliet Caro przed jej brutalnym końcem.

- No słucham – zaśmiałem się.

- Żałuję, że Cię poznałam – syknęła i wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.

- Vice versa – chcąc nie chcąc, zawtórowałem jej równie upiornym rechotem.

- Ale niczego więcej nie – ponownie się zaśmiała i niespodziewanie pocałowała mnie w usta. Odskoczyłem jak oparzony i walnąłem ją w twarz łomem. Dziewczynę zamroczyło i osunęła się na ziemię. Z jej nosa zaczęła lecieć krew, podobnie jak z ust i rozbitego łuku brwiowego. Straciła przytomność, a bezwładne ciało opadło na podłogę. Zakrwawioną twarz oplotły długie włosy, mocząc pojedyncze kosmyki w świeżej krwi. Stałem tak nad nią i beznamiętnie patrzyłem na bezbronne, skulone ciało młodej dziewczyny, której nienawidziłem. Miałem okazję ją wykończyć i zatłuc na śmierć. Zamachnąłem się łomem, ale zamarłem. Nie wiedząc dlaczego, odrzuciłem narzędzie na bok i ukucnąłem przy Juliet. Nie podejrzewając siebie o takie zachowanie, delikatnie odgarnąłem włosy z jej twarzy i przyjrzałem się obrażeniom jej oblicza. Wyglądała jak pogrążona we śnie, chociaż jej ciało było skąpane we krwi i zdobiły je siniaki. Wbrew własnej woli, która domagała się wykończenia tej szmaty, wsunąłem dłonie pod jej ciało i wziąłem na ręce. Warknąłem do siebie, ganiąc za bezsensowne okazywanie troski głupiej suce i udałem się z nią do łazienki. To jeszcze nie był ten moment, żeby się jej pozbyć. Jeszcze mogła się do czegoś przydać. Poza tym znowu czułem to dziwne uczucie. Uczucie, które nie pozwalało mi jej zabić, zupełnie jakby mi zaczęło na niej zależeć...


CDN

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top