Get Insane LXXV
Minęło półtora tygodnia, odkąd zamknięto mnie w Belle Reve. To był ten magiczny czas, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że to więzienie zaczyna mi przeszkadzać. No cóż. Nikt nie rodzi się całkowitym introwertykiem i potrzebuje od czasu do czasu otworzyć do kogoś gębę. Jednak sądziłam, że wytrzymam trochę dłużej, zanim zacznie mi odpierdalać szajba...
Tu będzie spore zaskoczenie, bo właściwie to ja jestem introwertyczką. Czy tam ambiwertyczką. Na pewno nie ekstrawertyczką.
Widzicie jakim słownictwem dysponuję? Nikt nie zarzuci Juliet Caro, że jest głupia!
No, de facto, JC jest dość inteligentną osóbką. Za czasów chodzenia do szkoły, wyróżniała się spośród swojej klasy (nie licząc matmy). Chociaż nie do końca wiadomo, czy bicie kablem od pilota nie wywarło w jej dziewczęcym móżdżku jakiejś szczególnej traumy.
Ale ty masz przerośnięte ego...
- Nosz piernik jasny! - przeklinam po katolicku, nie żeby coś – - Myślałam, że zniknęłaś na dobre!
Jestem częścią Ciebie kretynko. Nie możesz się mnie pozbyć.
- Wcale, że nie, panno ąę – warknęłam, siadając po turecku na moim więziennym łóżku – Wykreowałam cię z powrotem, żeby mieć do kogo usta otworzyć – dodałam z dumą.
Nie zmienia to faktu, że gadasz do siebie.
- Co mi pozostało? I tak mnie, mają za wariatkę – mruknęłam znudzona. Zaczynała mnie dopadać monotonia. W dodatku czułam się jak szczur w pułapce. Dlaczego inni więźniowie mogli sobie wychodzić na plac, a ja gniłam tutaj jak piosenka Last Christmas, dopóki się grudzień nie rozpocznie? (bez urazy dla jej fanów)
Tak mi zimno... Tak mi ciemno... Mam depresję... Mam klaustrofobię... Mam myśli samobójcze... Mam problemy psychiczne...
W Arkham to jak sobie zrobiłam krzywdę, to mnie, chociaż brali na oddział, a tam można było, chociaż lekarza powkurzać.
Ta ściana wygląda zachęcająco... Zagrajmy w Milionerów:
Witam. Tu Lubert Turbański. Dzisiaj gościmy Juliet Caro. Juliet jest z zawodu, eee... Kim ty jesteś z zawodu?
- Zawodowym wkurwiaczem i walniętą na umyśle psychopatką z wykształcenia.
Juliet gra dzisiaj o... kurwa, chyba źle zapisałem...
- Co zapisałeś, ty ułomny pasztecie?
A chuj. Kto to sprawdza iksde lol. Wybierz po prostu jedną z czterech odpowiedzi. Masz do wyboru A, 1/2 ziemniak, twoja stara i nie wiem.
- Hm. Po głębszych analizach i wyliczeniu delty ujemnej z powierzchni asfaltu, decyduję się zaznaczyć odpowiedź B.
Definitywnie?
- Nie kurwa, rozmyśliłam się.
Leję na to. A jakie było pytanie?
- Tak.
Co tak?
- W dupę ci wjechał monster trak.
Bolało?
- No raczej.
Hahahaha. A co powiesz na to: Hokus pokus czary-mary, twoja stara to twój stary.
- Łooo. Taki pocisk, że aż mi krew w żyłach wyschła.
Ja wiem.
- Nom. Robisz Strażburgerowi konkurencję.
Powiem tak. Nie wiem, jakie było pytanie i, czy wybrałaś dobrą odpowiedź, ale dam ci tego miliona, bo mam dzisiaj zajebisty humor.
- No fajnie, to elo, mordo.
No baju, bejbe.
Moja chora wyobraźnia podsunęła mi takie rzeczy do głowy, chroniąc mnie przed pierdolnięciem w ścianę.
Czego to się nie robi, gdy jest się chorym?
Minęła chyba godzina, a ja dostawałam apopleksji. Zdecydowanie nie nadawałam się do jednego miejsca na stałe. Świadomość, że teraz każdy mój dzień będzie wyglądał tak samo, doprowadzała mnie do szału...
Krążyłam z kąta w kąt, klnąc na czym świat stoi i próbując obmyślić strategię ucieczki. Myśl, Juliet, myśl. Jak uciec z dobrze strzeżonego więzienia?
Dlaczego ja nigdy nie mam przygotowanego planu działania w razie ''w''?! Jestem pieprzoną optymistką, która logikę i planowanie zostawia innym, a sama wierzy w siłę swojego pozytywnego myślenia. Z drugiej strony, jak to możliwe, że przez zaporę szaleństwa przebija się racjonalny głos rozsądku? To jest akurat ciekawe.
Użyj mózgu, Caro! To jak zadanie z matmy!
No fajnie, tylkotylko że ja miałam same dwóje z matmy, a ty to porównujesz?
Nie chcę być damą w opałach! Chcę być samodzielna, ale jak w pojedynkę uciec z Belle Reve? Nie zamierzam tu spędzić kilku lat swojego życia, które można pożytkować w dużo przyjemniejszy sposób!
Teraz minęła chyba kolejna godzina. A może to było 20 minut? Jeden pies. Zdecydowanie za długo siedzę w tej celi.
Usiadłam zrezygnowana na łóżku i walnęłam twarzą w poduszkę. Jej miękkość i ciepło szybko mnie znużyły, więc zdecydowałam zrobić przerwę od planowania ucieczki i uciąć sobie drzemkę...
- Budzimy się, księżniczko! - usłyszałam donośny męski głos. Otworzyłam niemrawo oczy i ujrzałam nad sobą twarze strażników.
- Co się stało – mruknęłam zaspana, próbując przyzwyczaić wzrok do jasnego światła. Chwila. Jasnego światła? W dzień? Chyba że... Już nie jest dzień...
- Więzienna rewizja, kotku – uśmiechnął się jeden z nich. Miał małe czarne oczy i kilkutygodniowy zarost.
- Nie mam nic do ukrycia – moja głowa opadła ponownie na poduszkę.
- Przekonamy się – zaśmiał się jakiś inny i siłą zrzucił mnie z łóżka. Byłam tak zaskoczona, że nie poczułam od razu bólu, związanego z uderzeniem tyłkiem o zimną podłogę. Dostrzegłam tylko, jak strażnicy przeszukują moje łóżko, przetrząsając pościel wzdłuż i wszerz. No świetnie! A ja to tak ładnie poukładałam!
Żarcik! Cały czas jest tu taki sam burdel.
- Chyba nic tu nie ma, Pete – odparł kolejny. Niski, jak na strażnika, ale posiadający niezwykle interesujące oczy o złotawej barwie – Caro jest grzeczna – mruknął, omiatając mnie spojrzeniem.
- Na razie – burknął ten cały Pete – Jest tu dopiero niecałe dwa tygodnie. Jeszcze nie pokazała, na co ją stać – taksował mnie wzrokiem.
- Stać mnie na to, żeby po kilkugodzinnej drzemce wrócić do łóżka – wstałam, rozmasowując sobie bolący pośladek – Juliet Caro jest bardzo leniwa – ziewnęłam dla lepszego efektu.
- Nie dość, że pierdolnięta, to jeszcze zero z niej pożytku – następny z wartowników musiał wtrącić swoje trzy grosze.
- Sam jesteś pierdolnięty, głupi cwelu – moja wrodzona złośliwość zadziałała punktualnie. Niestety, ale trafiłam swymi słowami do miękkiego dupka, bo po chwili znowu leżałam na ziemi, trzymając się za brzuch. Skurwiel walnął mnie z pięści!
- Mówiłem? - Pete triumfował – Zaczyna się od tego, że suka ma cięty język – kopnął mnie twardym butem w żebro. Zwinęłam się z bólu, trzymając się obiema rękoma tam, gdzie ból pulsował najmocniej.
- Ścierwa – wysyczałam nienawistnie, przypłacając to kolejnym ciosem. Tym razem w plecy. Nie mogłam już tego wytrzymać. Ból rozszedł się po całym ciele, a oczy zabłyszczały gwałtownie. Łudziłam się, że zostawią mnie w spokoju, ale oni zaczęli mnie traktować jak worek treningowy!
- Mało ci, szmato? - śmiali się po kolei, kopiąc mnie jak śmiecia. Skuliłam się w pozycję embrionalną, ale niewiele to pomogło. Łzy ciekły mi już strumieniami i zaczęłam się krztusić własnym płaczem. Błagałam, żeby przestali, ale oni mieli straszny ubaw, widząc, jak cierpię. Któryś z nich w pewnym momencie złapał mnie za włosy i uderzył moją twarzą o podłogę. Poczułam ból u nasady nosa i gorącą ciecz, która zaczęła z niego wypływać. Krew...
- Rozchmurz się, kotku! - prychnął jeden z nich – Przechodzisz teraz jedyną w swoim rodzaju, więzienną inicjację! - podniósł głos i rozerwał moją więzienną koszulę, odsłaniając w ten sposób moje posiniaczone plecy. Syknęłam cicho z upokorzenia i stłumiłam po raz kolejny jęk bólu, bo inny z tej pieprzonej gromady postanowił mnie przydeptać. Kolce jego butów wbijały mi się w delikatną skórę, uniemożliwiając jednocześnie możliwość wstania. Na podłodze wytworzyła się spora kałuża krwi, która nieprzerwanie ciekła z mojego rozbitego nosa. Cały policzek się nią zbroczył, a włosy się do niego poprzyklejały.
- Koniec zabawy, panowie! - huknął Pete, zadowolony z efektów – Rewizja zakończona – zaśmiał się pod nosem. Ten cymbał zdjął ze mnie swojego buciora i usłyszałam kroki całej, szóstki? Nie wiem, nie liczyłam.
Pewna tego, że już wyszli, podniosłam się ledwo do pozycji siedzącej, wzmagając tym samym tylko krwotok z nosa. Twarz miałam brudną od łez i krwi, czułam siniaki na całym ciele.
Byłam upokorzona. Zmieszana z błotem, potraktowana jak ścierwo...
Dlaczego? Dlaczego oni wszyscy się tak na mnie wyżywają?
Wszyscy strażnicy, policjanci i ludzie u władzy, patrzą na mnie jak na śmiecia, by potem mnie zniszczyć i upokorzyć. Nie przebierają w środkach. Mam za sobą kilka bolesnych kontaktów z paralizatorem, próbę gwałtu...
A bicie i maltretowanie jest na porządku dziennym... Nienawidzę tych wszystkich ludzi. Oni mnie gnoją, bo jestem inna. Wyłamuję się ze schematu normalnego społeczeństwa. Jestem nikim. Zerem.
Właśnie tym są umotywowane ich działania wobec mnie. Jeśli ja jestem w tej społeczności jedynie godnym potępienia ścierwem, to nikt nie widzi przeszkód, żeby mnie traktować gorzej niż psa...
Wciąż nie mogłam się podnieść do pozycji stojącej. Popłakiwałam z bólu, przykładając sobie strzępy bluzki do nosa, chcąc zatamować krwotok. W ciągu kilku sekund szmatka zabarwiła się na szkarłat.
Nagle do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwiczek. Po chwili rozniósł się także głos Pete'a.
- Chodź. Mam dla ciebie kolację – brzmiał podejrzanie łagodnie. Schyliłam się na wysokość otworu i ujrzałam miskę z jedzeniem. Głód dał o sobie znać, informując mnie o potrzebie sięgnięcia po tę kolację – No nie bój się – zaśmiał się niewinnie, przesuwając miskę bardziej w moją stronę. Nieufnie spoglądałam w jej kierunku, a żołądek ścisnął się, dając do zrozumienia, żebym coś zjadła – Nie bądź taka wstydliwa – nawoływał mnie jak psa, a mi kiszki grały marsza do tego stopnia, że posuwałam się na kolanach w stronę drzwiczek, nie puszczając szmatki od nosa. Chyba zaczął się powoli robić skrzep – Bliżej kotku, bliżej – znów się zaśmiał i gdy zbliżyłam się wystarczająco do posiłku, wtedy Pete zamachnął się nogą i zawartość miski wylądowała na podłodze. Popłakałam się ze złości...
- Witamy w Belle Reve, Juliet Caro – zaśmiał się szyderczo, a drzwiczki zamknęły się z hukiem.
Miałam dosyć tego wszystkiego. Ściągnęłam ubrania, rzuciłam je na podłogę i doczłapałam do kabiny prysznicowej. Skuliłam się w niej, zasunęłam jej drzwi, wcześniej zamykając te główne i puściłam wodę. Gorący strumień obmywał całe moje ciało, przynosząc mu swoistą ulgę.
Wciąż płakałam, zaciskając powieki i obejmując się rękoma. Przynajmniej krwotok z nosa już ustał. Czego nie można jednak powiedzieć o krwotoku z mojej upodlonej i zmaltretowanej duszy...
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top