Get Insane LXX

Minęło kilka dni, a ja zżyłam się z chłopakami, na tyle, że zaczęłam im pomagać w różnego rodzaju akcjach. Szybko się przekonałam, że D, Jaszczur i reszta, to nie tacy zwykli ''biznesmeni''. Owszem. Dilują narkotykami i sami są konsumentami dobrego towaru, ale to im nie wystarcza. Są jak ja. Ciągnie ich do przestępczości i nie omieszkają robić napadów i innych tego typu rzeczy. Mają forsy jak lodu, ale robią to dla zabawy! Normalnie spotkałam swoje klony w męskich ciałach!

Chłopaki pałają się nielegalnymi działalnościami i są prawdziwym utrapieniem dla Gotham. Kurwa! Przez to, że człowiek tylko siedzi w czterech ścianach z tym pajacem, ewentualnie robi z siebie napaloną dziwkę w ekscentrycznych klubach, to go jeszcze omijają takie ciekawe znajomości!

Czy mam wyrzuty sumienia? Nie. Nie zrobiłam nic złego. Tylko uciekłam psycholowi, który chciał mnie zabić, a wątpię, żeby to był czyn godny potępienia.

Jestem jedną z nich. Nie mogę się przy nich nudzić. A ponieważ, z żadnym nie łączy mnie nic więcej, niż tylko przyjaźń, to poniekąd dalej jestem wierna Jokerowi. Chociaż chciałabym się pieprzyć z Deaconem, nawet mogłabym się przelizać z Jaszczurem, ale czuję, że nie mogę tego zrobić. Pożądanie zjada mnie od środka, ale... Mogę być wredną, dwulicową suką, ale nigdy nie zdradzę Jokera. Już sam fakt, że prawie zrobiłam to z D, mocno mnie przytłacza. To jest ogromnie trudne. Mieszkam z dwoma gorącymi facetami. Tak, Jaszczur jest przystojny. Jest oślizgłym gadem, ale nie można mu jednego zarzucić. Nie można mu zarzucić, że nie jest ciachem, bo to nieprawda. Ta nasza przyjaźń jest wykańczająca... Tyle razy miałam ochotę się zwyczajnie rzucić na jednego z nich, ale zawsze miałam świadomość, że nie wolno mi... Co ten pieprzony klaun ze mną zrobił?

Nie mam pojęcia czy Joker mnie szuka. Pewnie się wkurzył, że jego zabawka mu uciekła, ale czy się tym przejął na tyle, żeby chcieć mnie odnaleźć? Wątpię.

Chociaż, to jest zbyt skomplikowane i nigdy nie rozgryzę jego umysłu...

- Jul! Psy na ogonie! Zastrzel ich! - z zamyśleń wyrwał mnie głos Deacona. Cholera. Zamyśliłam się w trakcie akcji...

- Już po kundlach – warknęłam, wyciągając spluwę z kabury i wychylając się przez otwarty dach w samochodzie. Mknęliśmy właśnie maserati D, razem z Jaszczurem i resztą chłopaków, przez ulice Gotham i spieprzaliśmy przed policją. Jakieś kilkanaście minut temu obrabowaliśmy jeden z największych banków Gotham i zgarnęliśmy jakieś 40 milionów dolarów. Kasy było tak dużo, że nie mieściła się w workach. Mieliśmy wypchane kieszenie, a ja nawet bieliznę i czułam się jak luksusowa dziwka...

Brody, wytatuowany brunet, robił za naszego kierowcę, Connor i Troy osłaniali nas i próbowali nakarmić ołowiem grupę, nieustępliwych policjantów.

Ja wraz z D i Jaszczurem, świętowaliśmy udany skok, opijając się whisky. Impreza z okazji napadu była nieunikniona, a my już zaczęliśmy. Na tylnych siedzeniach, przestronnego samochodu. Nie mam pojęcia, skąd Deacon wytrzasnął taką furę! Musiała być robiona na zamówienie.

Nasza trójca nieźle się spiła i była bardzo rozbawiona. Szczególnie że Jaszczur zaczął skręcać jointy. Nie. Ja nie paliłam, ale D i Gadzina sobie nie żałowali...

- Zatrzymajcie się w tej chwili! - z dachu radiowozu wychylił się policjant z megafonem. Odbiło mu? Jest po północy! Chce ludzi obudzić, heheeheheh...

- Allle symbał – zaśmiałam się bełkotliwie i wycelowałam pistoletem wkoło jednego z radiowozów. Autko się zakręciło, wpadło w poślizg i zderzyło się z latarnią. Ojoj. Jakże mi przykro...

Nagle maserati wykonało ostry zakręt i przechyliłam się za bardzo w lewo. Żeby się przytrzymać, upuściłam pistolet...

- Brody, dy jebani dybilu! - wybełkotałam i kopnęłam kierowcę kolanem – Przez czebie zgubiłam gnata! - warknęłam i schyliłam się do środka samochodu. Pochwyciłam butelkę Jacka Danielsa, którego zawartość przybliżała się do dna. Chłopaki nie byli z tego powodu zadowoleni.

- Zostaw tę butelkę – zaśmiał się D, a ja mu zawtórowałam. Wszyscy byliśmy kompletnie zalani. Ale Deacon miał większą odporność na alkohol. Miał w tym wprawę i to było widać. Mówił normalnie, nie kołysał się i dalej mógł pić, ile wlezie...

- Szeba improwizowacz – wyszczerzyłam się i wychyliłam z powrotem z butelką Jacka w ręku. Wciąż ścigał nas korowód radiowozów. Wychyliłam końcówkę alkoholu, z czego trochę skapnęło mi na koszulkę. Była biała z podartymi rękawami i widniały na niej ślady krwi. Chłopakom wmówiłam, że to moja krew, bo podczas gdy oni zastraszali pracowników banku, ja jednego z nich torturowałam za biurkiem. Musiałam kogoś zabić. Chwila. Nie. Musiałam kogoś zamordować. Zamordować w krwawy, brutalny sposób...

Oczywiście, że nie powiedziałam, kim jestem naprawdę! Wszakże jestem poszukiwaną kryminalistką, a oni mogliby dostać niezłą nagrodę za oddanie mnie policji. Wypytałam ich, co sądzą o Juliet Caro, a oni na szczęście nie wiedzą, jak ona wygląda. Tak to jest, jak się siedzi ciągle w domu ze swoim facetem psychopatą. Całe Gotham wie, kim jest JC, ale mało kto zna jej wygląd! Dzięki, Panie J!

- Łapcie! - zawołałam, zanosząc się śmiechem i rzuciłam butelką pod koła radiowozu. Tak jak przewidziałam, spowodowała ona przedziurawienie opony, a tym samym wypadek. Z czterech suk, goniły nas już tylko dwie, ale i tak trzeba było się ich jakoś pozbyć.

- Co ty tam robisz, Juliet? – nagle obok mnie, pojawił się D, który przekroczył dozwoloną strefę przyjaźni, bo jego ręce spoczęły na moich biodrach, po czym ścisnęły pośladki. Zamruczałam zadowolona. Chciałam go... Chciałam go i to mocno...

- Bawie sze – wygięłam szyję w jego stronę, a on przejechał po niej językiem. Kurwa... Byłam cała mokra... Chciałam pójść na całość. Chciałam przekroczyć granice. Chciałam się pieprzyć z Deaconem. Nawet tu i teraz... Mógł nas nawet tabun tych cholernych policjantów oglądać... Waliło mnie to.

- Może ci pomóc? - zaśmiał się, przycisnął mnie mocno, wyciągnął pistolet i wybił kulą szybę jednego z radiowozów. Po chwili zastrzelił kierowcę, a ja poruszałam biodrami i pośladkami, ocierając się o niego. Miałam na sobie obcisłe, niebieskie dżinsy i bardzo dobrze czułam bliskość D... Chciałam mu dać do zrozumienia, że pieprzę naszą przyjaźń. I to dosłownie. Pożądanie, które w sobie dusiłam, było zbyt silne. Przez to, że większość moich uczuć została zblokowana przez obłęd, żądzę i pragnienia odczuwałam znacznie silniej... Miałam dość tej wierności. Zresztą, ja Deacona nie kocham, ja tylko chcę go przelecieć...

- Denerwujesz mnie, Jul – warknął D, prosto do mojego ucha. Czułam, jak jego biodra automatycznie do mnie przylegają, a podniecenie rośnie do tego stopnia, że odczuwam spory nacisk w dolnych okolicach

- To maszszsz problym – wydyszałam, wkurzając się na policję jadącą za nami i bat-sygnał, który pojawił się na niebie.

- Masz rację – złapał mnie za szyję i znowu przejechał po niej językiem – Bardzo duży problem – zaśmiał się. D był cholernym perwersem – Connor! - warknął do chłopaka, który próbował ustrzelić kolejne, nadjeżdżające radiowozy – Załatw ich wszystkich – warknął i siłą ściągnął mnie w dół. Gdy znaleźliśmy się w samochodzie, razem z D przewróciliśmy się na kanapę. Byliśmy tak napaleni, że zignorowaliśmy Jaszczura, który palił zioło i całe auto przesiąknęło zapachem marihuany.

- Będzie love story – zaśmiał się czerwonowłosy ślisko. Ja i Deacon mieliśmy w dupie jego teksty. Byliśmy zbyt zajęci całowaniem się. Usiadłam na nim okrakiem i wpiłam się w jego usta. Zachowywaliśmy się jak zwierzęta. Wokół walało się pełno banknotów, w powietrzu unosił się zapach zioła, a pod kanapą można było znaleźć rozsypaną amfetaminę. Kierowca i reszta chłopaków próbowała ratować sytuację, a ja i D byliśmy tylko zajęci sobą. Maserati pruło 180/h, w tle było słychać sygnały radiowozów, zmieszane z jakąś dubstep'ową muzyczką. To wszystko było takie szalone i pokręcone. Gdyby nas złapali, to nie mielibyśmy nic na swoją obronę. Chociaż Deacon mówił, że jego ojciec wyciągnie go z nawet największego bagna. Kim on kurwa musiał być? Szefem mafii?

- Zabawimy się na ostro, Jul – zaśmiał się bezczelnie D, rozrywając moją koszulkę i rzucając mnie prosto na kolana Jaszczura, który wyraźnie się ucieszył z tego powodu.

- Dzięki, stary – oblizał się, wyrzucając skręta przez okno. Byłam kompletnie nawalona, więc nie widziałam przeszkód, żeby się przymilić do tego, oślizgłego świra.

- Tesz potrafię być oszlizgła jag ty – zaśmiałam się, podniosłam z jego kolan i wgniotłam go w siedzenie samochodu. Częściowo na nim usiadłam i wpiłam się w te jego gadzie usta. Jaszczur szybko zareagował. Też był typem dominanta i po chwili dławiłam się jego dziwnie długim językiem, a jego zimne dłonie panoszyły się po moim ciele. Nie mogłam powiedzieć, że Jaszczur mnie nie jara. Bo musiałabym skłamać. Zresztą, różne rzeczy mogą powstać, gdy się połączy obłęd z upojeniem alkoholowym.

- Mam być zazdrosny? - D chyba się wkurzył, bo siłą odciągnął mnie od czerwonowłosego.

- Ależ skąd, D – zaśmiałam się i rzuciłam się z powrotem na niego, na co on zareagował błyskawicznie. Po chwili znów poczułam jego usta na swoich, tak samo jak jego silną dłoń na moim pośladku. Syknęłam zadziornie i spostrzegłam, że Deacon nie ma na sobie koszulki. Nie wiele myśląc, oderwałam się od jego ust i zjechałam językiem wzdłuż jego torsu.

- Niegrzeczna kicia – zaśmiał się D i popchnął mnie z powrotem w stronę Jaszczura, któremu też zrobiło się zbyt gorąco, bo jego klata również była na wierzchu. Pozory myliły. Może i był chudy i masą nie dorównywał Deaconowi, ale też miał wyrzeźbiony kaloryfer... No cóż. Skoro ja miałam rozerwaną na pół koszulkę, która uwydatniała moje żebra i górną część brzucha, oraz stanik, dlaczego chłopaki mieliby się nie dopasować?

- Heheheh – podśmiewałam się mrukliwie pod nosem. Jaszczur przewrócił mnie na kolana D, na co tamten zareagował śmiechem. No tak. Wszyscy byliśmy spici. W ogóle to niby auto przestronne, ale jak trzy osoby z tyłu siedzą, to miejsca jest mało. Zresztą co chwilę wszyscy się przewracaliśmy, bo Brody skręcał w różne uliczki, żeby uciec natrętnej policji. Batmenda w dalszym ciągu się jeszcze nie pojawił.

- Dwulicowa ssssssuka – wysyczał Jaszczur i przejechał swoim oślizgłym językiem po moim brzuchu, zaczynając od miejsca pod moim pseudobiustem, heheh. Wygięłam się w łuk i zaśmiałam mrukliwie. Czerwonowłosy podniósł się i potrząsnął mi przed oczami jakąś foliową torebeczką, wypełnioną białym proszkiem. Spojrzałam na niego rozbawiona i przygryzłam wargę. To wszystko wydawało się takie zabawne.

Jaszczur rozerwał paczuszkę i rozsypał jej zawartość w okolicach mojego brzucha. Miałam spodnie z wysokim stanem, więc większość brzuszka była zakryta i amfa (zgaduję) spoczęła centralnie pod biustem. Czerwonowłosy przywarł do mnie swoim ciałem, a ja objęłam go nogami. Po chwili zaczął mnie łaskotać, ocierając się swoim nosem o moje ciało. Wyginałam się w jego stronę, bo było to przyjemne.

Och, Joker. Gdybyś ty widział, co inni mogą robić z Twoją Juliet Caro, to byś się nieźle wkurwił, hehe...

- Co wy do cholery robicie?! - Brody odwrócił się w naszą stronę i posłał nam wszystkim wściekłe spojrzenie – Ja tu się staram zgubić gliny, a wy pieprzycie się na tylnych siedzeniach?! - wykrzyknął, a nasza trójka wybuchnęła śmiechem.

- To i tak moja bryka, Bro – zarechotał D i schylił się gwałtownie w moją stronę, tak, że moja głowa opadła na kanapę. Deacon też chciał wciągnąć trochę działki z mojego ciała. Chichotałam tylko głupkowato. Joker by tego nie przeżył, hahaha...

- Na trzeźwo tego nie przełknę – zaśmiał się Jaszczur i wyciągnął spod siedzenia kolejną butelkę Jacka Danielsa.

- Nie jestesz szeźwy – zaśmiałam się, ale po chwili moje usta zblokował D, który wsunął pomiędzy nie swój język.

- Trzeba przewietrzyć – odparł D, odklejając się od moich warg i rozsuwając maksymalnie szybę – Moja fura nie będzie walić zielskiem – warknął w stronę Jaszczura, który tylko głupio się podśmiewał.

Ja też musiałam zaczerpnąć oddechu, wobec tego wspięłam się na Deacona i wychyliłam głowę przez okno samochodu. Tylko że robiłam to do góry nogami, leżąc na D i Jaszczurze, który najwidoczniej się przybliżył.

Wiatr rozwiewał moje włosy, policja przestała nas w końcu ścigać, a mną wstrząsnął niekontrolowany śmiech. Czułam się wolna i szczęśliwa. Ukradkowo spoglądałam w tył i spostrzegłam, że jedzie za nami jakiś czarny samochód. Od razu poznałam. Pieprzony Batman.

- Ej, suchajcze – mruknęłam na wpół przytomnie – Batman nas goniii – zaśmiałam się, ale chłopaki mnie nie usłyszeli. Zamiast tego poczułam, jak moje ciało zrobiło się mokre i poznałam zapach alkoholu. D i Jaszczur wylali na mnie whiskey i starannie zlizywali z niego każdą kropelkę. Jezuuuuuuuu...

Nagle siłą wciągnęli mnie z powrotem do auta. Obaj patrzyli na mnie jak na mięso. Patrzyli tak, jak wygłodzony drapieżnik patrzy na mięso.

- Batman nas chyba... - zaczęłam, ale zostałam powstrzymana przez D. Nie mogłam się oprzeć jego pocałunkom. Szczególnie że smakowały alkoholem.

- Ona nie jest tylko twoja D – syknął Jaszczur, ciągnąc mnie za włosy i zmuszając jednocześnie do zasmakowania innych ust. To było cholernie podniecające, ale chciałam ich ostrzec przed Batmanem, bo te dupy wołowe, Connor i Troy, go nie widzieli!

- Zobaczymy – warknął Deacon z wyższością i oderwał mnie od Jaszczura. Walczyli o mnie jak o kawał mięsa. Nie, żeby było w tym coś złego, bo i tak byłam pijana i nie wiele kontaktowałam, ale do diabła! Batmenda nas goni! Przestańcie myśleć chujami, chociaż na sekundę!

- Dawaj te bytylke – warknęłam bełkotliwie i wyrwałam D flaszkę Jacka z dłoni. Wspięłam się na jego kolana, wychyliłam i rzuciłam butelką prosto pod koła Batmobilu. Niestety, ten cholerny nietoperz zrobił manewr kierownicą i uniknął zderzenia z pustą flachą Danielsa. Psia krew! - Kurwa! - wrzasnęłam wściekła i schowałam się z powrotem do samochodu.

- Co się stało? - spytał zdezorientowany D.

- Batman! - warknęłam – Toszze stało! - próbowałam brzmieć poważnie, ale z taką ilością alkoholu we krwi, mogłam o tym, co najwyżej pomarzyć...

- ???

- Goni nas Batman, wy pieprzeni... - nie dokończyłam, bo po chwili usłyszeliśmy odgłos lądowania na dachu. I w tyle zobaczyliśmy toczące się ciała Connora i Troya. Co za debile! Nawet nie jest mi żal, że ich policja zaraz dojedzie... - Szystko muszę sama robicz?! - wykrzyknęłam wściekła, wprowadzając chłopaków w osłupienie – Dybile – wybełkotałam, porwałam jednemu z nich pistolet i zaczęłam strzelać w dach samochodu – Wynosz się, Batmendo! - warknęłam, wychylając się nieco z auta, żeby go mocniej trafić. Niestety Batman wyciągnął mnie przez dach, a zalani D i Jaszczur kompletnie nie kontaktowali... - Puszczaj mnie, gnido! - zaczęłam się rzucać i w efekcie, razem z Gackiem spadliśmy z dachu samochodu i potoczyliśmy się po asfalcie – Nie dotykaj mnie! - zaczęłam go drapać i kopać, kiedy się ze mnie podnosił.

- Juliet Caro? - spytał, a w jego głosie było słychać nutkę niedowierzania.

- Nie, kurwa, króliczek wielkanocny! - wycedziłam i wycelowałam w Gacka spluwą. Niestety dość szybko wyrwał mi ją z dłoni.

- Najpierw z Jokerem, teraz z nim? - pokręcił głową z niedowierzaniem i wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać. Syknęłam wrogo i zataczając się, wstałam o własnych siłach. Gdy tylko to zrobiłam, poczułam, jak Batman chwyta moje ręce, wykręca je do tyłu, a potem na nadgarstkach ląduje znajomy, chłodny metal. Mimo wszystko zaczęłam się rzucać – Nie stawiaj oporu, to koniec, Caro – warknął i popchnął mnie w kierunku jego Batmobilu.

- O nie, Batsy – zachichotałam, zapierając się ze wszystkich sił, niestety głupi Batman wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę czarnego samochodu – To dopiero początek – wybuchnęłam maniakalnym śmiechem, spoglądając na niego szyderczo...


Szykuje się kolejna wyprawa do Arkham? Czy może Batman ma wobec mnie jakieś inne plany? Hehe, wszystko jedno. Najpierw muszę wytrzeźwieć...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top