Get Insane LXIX
Trzymałam się mocno Deacona i ściskałam nogami siedzenie motoru. To było niezwykłe, ale nie mogę powiedzieć, że przyjemne doświadczenie. Nie, kiedy siedzi się gołym tyłkiem na skórzanym siedzisku... Za każdym razem, kiedy mijaliśmy fioletowy samochód, miałam ochotę się roześmiać. Ta świadomość, że uciekłam Jokerowi, a ten debil nie zdaje sobie z tego sprawy, napawała mnie optymizmem.
Zajechaliśmy pod obskurny budynek, który znajdował się na uboczu. Otaczały go jakieś mroczne alejki. Nieco się strwożyłam, ale miałam nadzieję, że D mnie obroni w razie czego. To miejsce nie wzbudzało dobrych skojarzeń i dziwiłam się, że Deacon parkuje motor centralnie pod oknami. Nie boi się, że ktoś mu go gwizdnie?
- D! - gdy tylko zsiedliśmy z pojazdu, w naszą stronę zaczął iść jakiś wytatuowany dziwny koleś. Chudy, wysoki i wyglądający jak z innej planety. Miał jadowicie zielone soczewki kontaktowe, bo nie chciało mi się wierzyć, że to jego naturalne, czerwone włosy, które sterczały mu we wszystkie strony, ciemne cienie do powiek, co wyglądało, jakby go ktoś pobił i czarną szminkę na ustach. W nosie i uszach miał zielone kolczyki i ogółem, przypominał niedoszłą gwiazdę punk rocka... Gdzie ja kurna jestem? - Gdzieś ty był, chłopie? - zaśmiał się i nie zwracając na mnie uwagi, poklepał Deacona po plecach.
- Ty się nie przymilaj, Jaszczur, tylko gadaj czy opchnęliście towar temu facetowi – warknął na niego D. Czułam się jak niewidzialna...
- Spoko, D – Jaszczur wysunął swój długi język. Przynajmniej wiem, skąd się wzięła jego ksywa. No i, z tymi zielonymi oczami, naprawdę przypomina jakiegoś gada. Ech, a ja chciałam odpocząć od wymalowanych wariatów... - Wszystko jest tak, jak należy. Zgarnęliśmy dwadzieścia koła – wyszczerzył się i zauważyłam, że ma ostro zakończone zęby.
- Zajebiście – Deacon roześmiał się i nagle przypomniał sobie o mojej obecności – Mam nadzieję, że w domu nie jest syf – mruknął do mężczyzny, który dalej mnie nie zauważał – Bo mamy gościa – D wypchnął mnie delikatnie do przodu.
- Gościa? Co ty pieprzysz, D? - Jaszczur zaniósł się śmiechem, ale gdy jego gadzie ślepia spotkały się z moimi, nagle ucichł i oblizał się, po swoich sinych ustach – Pardon - wyszczerzył się, mrużąc oczy – Witaj, maleńka – wziął bez pozwolenia moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Ten gość był jednocześnie dziwny i intrygujący. Widać po nim było, że to niezły frik, a ja takich ludzi właśnie lubiłam najbardziej – Jak ci na imię? - przeszył mnie swoim śliskim spojrzeniem.
- Juliet – uśmiechnęłam się. Nie mogłam się powstrzymać. Koleś wyglądał jak z cyrku i tylko brakowało tego, żeby nagle z ukrycia wyszedł Joker...
- Co za zbieg okoliczności – facet nagle znalazł się za moimi plecami i jak gdyby nigdy nic przejechał dłońmi po moich biodrach. Przeszedł mnie dreszcz – Ja jestem Romeo – zaśmiał się i poczułam jego zęby na swojej szyi. Wait, co?!
- Przestań odpierdalać jakiś szajs, Jaszczur – D chyba nieźle się wkurzył, bo po chwili siłą odciągnął mnie od ekscentrycznego kolesia i wpadłam w jego ramiona.
- Nic nie poradzę, D – Jaszczur nic sobie nie robił z jego słów – Chętnie bym się do niej wśliznął – oblizał się znacząco, a ja stwierdziłam, że jazda w bagażniku nie była wcale taka zła... Tam przynajmniej żaden napalony dziwak się do mnie nie dobierał...
- Stul mordę, kretynie – warknął D i przywalił mu w twarz. Jaszczur tylko zasyczał ze śmiechem.
- Jak pojechałeś na łowy, to mi też mogłeś coś przywieźć – zaśmiał się, a ja zaczęłam się go coraz bardziej obawiać...
- Uratowałem ją od śmierci i Juliet nie jest żadną dziwką – warknął, a mnie po raz kolejny przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy wymówił moje imię – Jul nie ma gdzie mieszkać, dlatego ją tu zabrałem – odparł, nie ściągając ze mnie ramienia.
- Zajebiście – wysyczał, a ja dam sobie uciąć rękę, że właśnie rozbierał mnie wzrokiem...
- Zachowuj się, kutasie – D odepchnął Jaszczura, który nie mógł się powstrzymać, żeby mnie znowu nie dotknąć... - Schowaj motor do garażu – uśmiechnął się z wyższością i pociągnął mnie w stronę drzwi.
- Co to za dziwak? - wypaliłam, gdy znaleźliśmy się na korytarzu.
- Haha – chyba go rozbawiłam – To Jaszczur – odparł, jakby to miało wszystko wyjaśniać.
- No, ale kim on jest? Twoim bratem, kumplem? - dociekałam.
- Zadajesz za dużo pytań, księżniczko – D odwrócił głowę w moją stronę i błysnął zębami. Poczułam, jak mi miękną kolana...
Deacon otworzył drzwi i uderzył nas zapach... W sumie sama nie wiem czego...
- Zabiję go – warknął D i zaczął omijać puste butelki po wódce. Patrzyłam na to wszystko skonsternowana. Burdel jak burdel, też pedantką nie byłam, ale jedno mnie zaciekawiło. Mieszkanie było duże i nie przypominało zatęchłej nory, ale przez panujący w nim syf, można się było pomylić...
Gdzie nie spojrzałam, tam walały się puste butelki po wódce i piwie. Gdzieniegdzie można było dostrzec pudełka po pizzy, a sporej wielkości stół, tonął w różnokolorowych proszkach i nie trzeba być inteligentem, żeby się nie domyślić... Wszędzie wisiały plakaty z półnagimi laskami, które wyglądały, jakby ktoś je tam niedawno przykleił. Na stole znajdowało się kilkanaście szklanek i kieliszków, tak samo, jak pojedyncze skręty i popielniczka... Uwagę przykuwały też sterty banknotów, leżące gdzie popadnie. I nie były to jakieś małe nominały...
Gdzie ja kurwa jestem? W kryjówce mafii, czy co? Szczególnie że kanapa musiała być czarna i skórzana, a na ścianie wisiał z 50-calowy telewizor? To, że był na nim włączony pornos, to najmniejszy z problemów...
- Rozwalę tego skurwiela – D chyba się nieźle wkurzył. Krążył po całym salonie, połączonym z kuchnią i przedpokojem i zbierał te porozrzucane śmieci.
- Pomogę ci – odparłam i zaczęłam kroczyć, uważnie omijając butelki, by dostać się do Deacona.
- Nie ma mowy, Jul – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu – Ty tutaj jesteś gościem. To Jaszczur będzie tu zaraz latał ze szmatką, kurwa... - cóż, D był wulgarny i rzucał co chwilę jakimś przekleństwem, ale był o niebo lepszy od Jaszczura. Przerażała mnie myśl, że za pierwszym razem pomyślałam o nim, że niezły z niego kąsek... Mówiłam, że mam problemy! Trzeba było zostać w tym cholernym bagażniku...
- Ej no, wyluzuj – mruknęłam. Znałam gościa od paru minut, a mówiłam do niego, jakby był moim dobrym kumplem – Skąd miał wiedzieć, że przyjadę z tobą? – ignorując jego słowa, zaczęłam zbierać butelki i wynosić je do kosza na śmieci.
- Co? - D spojrzał na mnie z rozbawieniem, przeczesując palcami włosy – Jaszczur zawsze robi imprezy pod moją nieobecność – mruknął, jakby to było coś normalnego i schylił się po kolejne butelki. Jego koszula ładnie napięła się w okolicach barków i torsu... Cholera, Caro, gdzie ty patrzysz?! - Chodzi o to, że teraz nikt nie będzie tego sprzątał, ale ty tutaj jesteś i trochę przypał, bo jesteś w końcu laską – mruknął obojętnie.
- Może i jestem laską – zaśmiałam się – Ale gorszy syf robiłam u siebie w pokoju – odparłam i rzuciłam okiem na brudny od prochów stół – Czy to jest to, co myślę? - wskazałam palcem w tamto miejsce.
- Niee – D zrobił dziwną minę – Mąka, cukier i bazylia – wyszczerzył się.
- Kto by ci w to uwierzył – odparłam – Koka, amfa i zioło? - rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Skąd ty się urwałaś? - zaśmiał się D.
- A co? - zrobiłam wielkie oczy – Zgadłam?
- Pierwszy raz dragi na oczy widzisz? - Deacon nie krył swojego zdziwienia. Czy ja naprawdę wyglądam tak źle?
- Tak – pokiwałam głową.
- No, to zgadłaś – uśmiechnął się, pakując kolejną stertę śmieci do worka.
- Jesteście dilerami? - rzuciłam ryzykowne pytanie.
- Biznesmenami – poprawił mnie D – Opychamy ludziom różne rzeczy, nie tylko prochy – zaśmiał się – Za odpowiednią cenę, oczywiście – poukładał na sobie pudełka po pizzy, zgniótł je i wsadził do worka na śmieci.
- Aha – odparłam, jakby to było coś normalnego, wzięłam kilka butelek i podeszłam do worka, przy którym stał D.
- Dawaj to, księżniczko – zaśmiał się – Poważnie, lepiej tego nie dotykaj – siłą wyrwał mi butelki i wrzucił do środka – Nie warto dotykać czegokolwiek po Jaszczurze – rzucił mi znaczące spojrzenie, a ja zrobiłam dziwny grymas. Chyba zrozumiałam, co D ma na myśli...
- Ej no! - nagle do mieszkania wszedł Jaszczur – Melanż się jeszcze nie skończył! - wydał z siebie jęk zawodu.
- Zamknij się, pajacu i chwytaj za szmatę – warknął na niego D, posyłając mu wściekłe spojrzenie.
- Wyluzuj, D – zaśmiał się pomyleniec i nie omieszkał rzucić mi śliskiego spojrzenia – Nie może to zaczekać do jutra? Aż syf sam się ogarnie? - popatrzył na niego błagalnie.
- Mamy dziewczynę w domu, debilu – syknął – Ruszaj dupę i sprzątaj ten swój poimprezowy burdel – warknął Deacon, ciągnąc mnie w stronę jakiegoś pokoju.
Zamknął za nami drzwi, a ja w myślach wyobrażałam sobie różne scenariusze...
- Wiesz, po co tu jesteśmy? - omiótł mnie od dołu do góry. Nie jestem głupia, D. Wiem, że chcesz mnie wykorzystać i masz na to pełne przyzwolenie. Chwila... Ja to naprawdę powiedziałam?
- Niee – postanawiam się z nim podroczyć.
- Zdradzić ci tę tajemnicę? - Deacon zaczął się do mnie zbliżać z dziwnym uśmieszkiem na twarzy, a moje oczy zsunęły się najpierw na jego usta, a potem spadały coraz niżej i niżej...
- Zdradź – uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Na pewno? - chwycił mnie za podbródek i uśmiechnął się w bezczelny sposób. No cóż. Mam słabość do aroganckich skurwieli...
- Tak – szepnęłam, kompletnie przestając się kontrolować.
- To będzie twój pokój – odparł, a ja poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę – Na razie będzie taki, ale jutro powiesz, jaki chcesz i wszystkim się zajmiemy – uśmiechnął się, a ja czułam się jak w kiepskiej komedii romantycznej... - Idę ci skombinować jakieś ciuchy, a ty zostań tutaj i uważaj na Jaszczura – zaczął się powoli ode mnie odsuwać, a ja poczułam, że tracę kontrolę. Z klasą, jakiej nie powstydziłaby się nimfomanka, wpiłam się w jego usta i czekałam na jego ruch.
Spodziewałam się, że mnie odepchnie, albo co, ale D przycisnął mnie do siebie i błyskawicznie przejął kontrolę. Rzucił mnie na łóżko, usiadł na mnie okrakiem i zdjął swoją koszulkę. Taaaaaaaaaaaaak! Ale miał kaloryfer, kuuuuuurwa... Z jego pomocą, pozbyłam się górnej części swojej garderoby i toczyłam z jego językiem perwersyjną walkę. Oplotłam nogami jego biodra i kompletnie ignorowałam fakt, że ''zdradzam'' Księcia Zbrodni. Jeśli zdradą można to nazwać. Deacon był moim nowym narkotykiem.
Właśnie walczyłam z rozporkiem jego spodni, a jego silne ręce ściągały ze mnie spódniczkę, gdy nasz ultra gorący nastrój musiało coś przerwać...
- D? - poznałam głos Jaszczura, który najzwyczajniej w świecie wparował do pokoju – O kurwa – syknął znacząco, gdy zorientował się, w czym nam przerwał.
- Co?! - Deacon nie był zadowolony z tego, że ten kretyn nam przeszkodził. Zresztą, ja podobnie.
- Szef chce z tobą gadać – odparł. Podchodząc blisko łóżka, byleby tylko mieć lepszy widok. Co za zbok...
- Akurat teraz? - D położył się na mnie, by mnie w całości zasłonić. Byłam mu za to wdzięczna.
- Tak. Idź – odpal Jaszczur – Ja cię zastąpię – oblizał się na mój widok, a mnie zemdliło.
- Dobra – warknął – A ty mi stąd wypierdalaj! - wrzasnął na niego. Jaszczur tylko się zaśmiał, a D wstał ze mnie, chwycił go za fraki i siłą wyrzucił z pokoju. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi – Odpocznij Jul, a my ci załatwimy jakieś ciuchy – odparł.
- My? - poznałam głos tego dziwadła.
- Tak, my! - usłyszałam odgłos plaśnięcia. Chyba Jaszczur znowu oberwał, heh! - Jedziesz ze mną popaprańcu! - warknął Deacon – Bierzemy moją brykę – usłyszałam i zdziwiłam się, że chcą jechać na jego motorze.
- Którą? - spytał Jaszczur, a ja zdziwiłam się jeszcze bardziej.
- Maserati – burknął D i usłyszałam odgłos zamykanych drzwi. Założyłam na siebie z powrotem koszulkę i spódniczkę i postanowiłam przejść się po tym dziwnym mieszkaniu. O dziwo, panował w nim już, prawie że porządek. Jaszczur szybko się uwinął.
Poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i znalazłam tam sok jabłkowy. Byłam spragniona, więc nalałam sobie szklankę, którą znalazłam na półce. Mieszkanie chłopaków było duże i nowoczesne, jednak znajdowało się w obskurnym budynku na podejrzanej ulicy. Są biznesmenami i mają sporo kasy, skoro D wozi się maserati. Gdzie ja jestem, do diabła?
Naprawdę nie wiem, a wszystko wskazuje na to, że jestem w kryjówce jakiejś mafii... Można więc powiedzieć, że trafiłam z deszczu pod rynnę...
I o mały włos nie puściłam się z Deaconem... Zdradziłabym w ten sposób Jokera... Niewiarygodne, że wciąż o nim myślę...
Bądź co bądź, w tym bagażniku to było chyba jednak bezpieczniej...
Jaszczur mnie przeraża...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top