Get Insane LXIV

Prąd przedzierał się przez moje drgające w bolesnych konwulsjach ciało i maltretował każdą jego cząstkę. Nie mogłam krzyczeć, a głośny wrzask zawsze pomagał mi uporać się z bólem. Moje mięśnie zesztywniały i pokornie przyjmowały kolejną dawkę elektrowstrząsów.

Chciałam stracić przytomność, ale jak na złość, nie mogłam. Zaciskałam więc zęby, smakując skórzany pas i wsłuchując się w opętany śmiech Jokera. Jak ja go nienawidziłam w tym momencie. W zasadzie nienawidziłam go za każdym razem, kiedy robił mi coś złego, a ostatnio zdarzało się to dość często.

Odnosiłam wręcz wrażenie, że jestem mu już tylko potrzebna do tego, żeby mógł się na kimś wyżyć. Tolerowałam spokojnie jego zachowanie, co nie znaczyło, że trzymałam język za zębami. Przykładowo: Kiedy klaun mnie obrażał, nie pozostawałam mu dłużna, co wprawiało go tylko w większą furię. Jeśli naszła go ochota, żeby mnie bez powodu uderzyć, musiał liczyć się z tym, że zarobi równie mocno. No i to był problem. On mógł mnie traktować jak śmiecia, ale ja jego już nie! Nie daj Boże, przyszłaby mi do głowy myśl, żeby się mścić na Księciu Zbrodni! O nie! No toż to była obraza majestatu!

I tak właśnie wyglądało moje życie z tym wariatem. Jednego dnia widział we mnie wroga i ofiarę, a drugiego miłość jego życia i kochankę. Mogłam niemal ze stuprocentową pewnością zakładać, że dzień po tym, jak mnie skrzywdził w jakiś sposób, lub nawet już po godzinie, znów będzie mi słodził, nazywając mnie cukiereczkiem itp., i będzie chciał się pogodzić. Oczywiście dojście do porozumienia będzie miało swój finał w sypialni, na blacie lub niedźwiedziej skórze przy kominku... Potem ja będę sobie wyrzucać, że znowu mu uległam i zacznę analizować sens życia z tym psychopatą, i gdzie mogłabym uciec, jeśli miałabym go dosyć.

Najgorsze jest to, że potem mu zwykle wybaczam. Wierzę w każde jego słowo i jestem z tego powodu wściekła. To, co mówię, brzmi absurdalnie, ale ja nie chcę mu wybaczyć. Bo to by oznaczało, że go kocham, a miłość kojarzy mi się z utratą niezależności, którą bardzo cenię. Fakt, że wielokrotnie mówię klaunowi, jak wielkim uczuciem go darzę, nie znaczy, że tak rzeczywiście jest.

Nigdy nie byłam zakochana, nie czułam motylków w brzuchu i nie widziałam obiektu moich zainteresowań przez różowe okulary. Odnoszę wrażenie, że uczucia, które się we mnie kumulują, wcale nie świadczą o miłości. Przeżywałam rozterki wtedy na dachu wieżowca, ale nie jestem pewna czy przypadkiem sobie nie wmówiłam umiejętności kochania. Po to, żeby zagłuszyć tę nieprzyjemną myśl, że tak naprawdę jej nie posiadam.

Co prawda, mam dopiero osiemnaście lat i jeszcze patrzę na świat z punktu widzenia nieugiętej nastolatki, ale jak tak siebie obserwuję przez całe swoje życie, to mnie chyba miłość odrzuca. Tak. Odrzuca. Bo kojarzy mi się z czułością, troską, romantyzmem i...rutyną. Fachowo można powiedzieć, że jestem bezduszna, bo nawet Joker uratował mnie dwa razy, co oznacza, że nawet on nie ma serca z kamienia. Chociaż, motyw jego postępowań nie jest w pełni uzasadniony. To do niego nie pasuje, żeby nie pozwolił mi umrzeć z powodu, że coś do mnie czuje. No dobra. Czuje, ale co? On coś przynajmniej czuje, a ja?

Pożądam go i jestem z nim związana, ale czy można to podłożyć pod uczucie?

Wiem, że go potrzebuję, ale chyba tylko dlatego, że przy nim się nie nudzę. Joker potrafi zaskakiwać. Chociażby teraz. Bez powodu postanowił mnie usmażyć na stole operacyjnym, bo w sumie, czemu nie? Obłęd ma swoje prawa.

A co jeśli zielonowłosy odkrył, że nic do niego nie czuję, wkurzyło go to, tym bardziej że on coś do mnie jednak tak i teraz mści się za to, że nie potrafię go pokochać? Bo czy Juliet Caro umie kochać? Czy jest zdolna do miłości?

Gardziła jak śmieciem, chłopakiem, który był w niej szaleńczo zakochany i zrobiłby dla niej wszystko. Teraz, o ironio losu, ten chłopak jest psychopatą, a jego jedynym celem jest zmuszenie JC do miłości.

To jest trochę skomplikowane. Nie wiem, czym jest miłość, ale czuję coś na jej kształt pomiędzy mną a Jokerem. Pomimo tego, ja się zwyczajnie boję kochać. Wolę pożądać, wolę chcieć. To jest dużo łatwiejsze.

Te moje refleksje mają swoje plusy. Kiedy się w nich zatracę, nic innego mnie nie interesuje. Tak samo, paraliżujący ból przestał grać główną rolę w mojej głowie i leżałam tak bez emocji, traktowana nowymi porcjami prądu. Jokerowi było mało, ale w końcu znudził się torturami i przestał przykładać przyrządy do mojej głowy. Znieruchomiałam, patrząc się w sufit. Klaun przyglądał mi się badawczo, obchodząc się ze mną jak z czymś kruchym i delikatnym. Jeździł dłonią po moim ciele, muskając skórę opuszkami palców. To właśnie było niesamowite w Księciu Zbrodni. Jego nieprzewidywalność. Przed chwilą omal nie usmażył mnie żywcem, a teraz dotyka czule i sprawia wrażenie, jakby się przejmował moim stanem. Nie mam siły ani na niego spojrzeć, ani nic. Moja psychika jest wymęczona, ciało drga w akcie bolesnych konwulsji, chcąc wytrząść z siebie resztki prądu, a wzrok mętnieje pod wpływem ostrego blasku lampy.

- Jak się czujesz? - Joker odzywa się niespodziewanie, pochylając się nade mną i wyjmując skórzany pas z moich ust. Co to jest w ogóle za pytanie? Wywołuje silny nacisk w psychice ofiary. Muszę to kiedyś wykorzystać...

- A jak myślisz? - słowa wypływają z moich ust wyjątkowo powoli. Wargi zdrętwiały od ciągłego zaciskania.

- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie – warczy. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

- Źle – syczę – Wszystko mnie boli – cedzę ze złością.

- To dobrze – klaun rozszerza usta w szerokim uśmiechu. Nie mogę uwierzyć w jego słowa. Zerkam na niego nienawistnie.

- Dobrze? - cała się w środku gotuję...

- To znaczy, że czujesz, prawda? - warczy obojętnie

- Wolałabym nie czuć nic – syczę gniewnie niczym rozjuszona kobra.

- Nie mów tak – pochyla się nade mną mocniej i nie odrywa przeszywającego wzroku.

- Kiedy to prawda – zaciskam zęby.

- Skoro czujesz, to żyjesz – odpowiada i znika w półmroku, otaczającym pokój.

- A wolałabym umrzeć – szepczę, a z oczu ciekną mi łzy. Kiedy tak leżę, ból jest jeszcze gorszy do zniesienia. Całe moje ciało pulsuje, a każdy najmniejszy ruch tylko podwaja intensywność cierpienia. Zaciskam dłonie w pięści i staram się uspokoić, żeby nie wzbudzić u klauna jakiejś satysfakcji. Muszę być dzielna i jakoś wytrzymać, chociaż najchętniej rozryczałabym się jak bóbr.

- Juliet, Juliet, Juliet – Joker wraca do mnie i cicho śmieje się pod nosem – Powinnaś czuć się zaszczycona! - klasnął w dłonie, powodując u mnie automatyczne zamknięcie oczu.

- Zaszczycona? - wkładam tyle jadu w swoją wypowiedź, że sama siebie nie przypominam.

- A zaraz – klaun wydaje się zbity z tropu – Nie powiedziałem Ci, dlaczego to robię? - wydał z siebie zdziwiony jęk – Widać, miałem w tym jakieś głębsze intencje – zamyślił się – A tak! - zawołał wesoło. Jego sposób ukazywania radości jest tak... dziwny i niepokojący – Bo to tajemnica – pochylił się nade mną, wydymając usta.

- Niewiedza jest w moim przypadku błogosławieństwem? - prycham.

- Dokładnie, cukiereczku – zielonowłosy uśmiecha się szeroko, odsłaniając implanty na zębach – A teraz się nie ruszaj – dodaje tajemniczym tonem. Nie wytrzymuję. Wycierpiałam już zbyt wiele i nie zamierzam po raz kolejny brać udział w jego psychicznych zabawach. Zaczynam się szamotać i pozwalać sobie na coraz głośniejszy szloch.

- Zostaw mnie w spokoju! Zostaw! - zawodzę, nie przestając się szarpać. To tylko potęguje mój ból, ale nic nie jest w stanie mnie powstrzymać od woli walki. Nic...

- Mówię, żebyś się nie ruszała – warczy i siłą przytrzymuje mnie za brodę. Wiercę głową, żeby móc go z całej siły ugryźć, ale choćbym nie wiadomo jak się starała, nie mogę dosięgnąć jego ręki – Nie ruszaj się – syczy i zachodzi mnie od prawej strony, wlepiając we mnie zirytowane spojrzenie, groźnego węża. Jego słowa tylko potęgują moją chęć przetrwania. Wkładam więc jeszcze więcej wysiłku w moją szamotaninę, denerwując tym coraz bardziej Jokera – Masz być nieruchoma! - klaun ściska boleśnie moją brodę, wywołując u mnie zduszony jęk. Kątem oka widzę, jak przybliża do mojej szyi jakąś strzykawkę.

- Co to jest?! - cedzę przez zaciśnięte zęby – Czym mnie chcesz naszprycować? Jaki wirus chcesz mi wszczepić ty pieprzony sadysto?! - łkam żałośnie, mieszając swój pełen rozpaczy jęk z nienawistnym warczeniem.

- Zamilcz suko – Joker przenosi swoje wściekłe spojrzenie na mnie, fundując mi tym samym kilka stanów przedzawałowych jednocześnie. Podnosi strzykawkę na wysokość swojej twarzy i paraliżuje mnie niepokojącym blaskiem, swoich jadowicie zielonych tęczówek, które w ostrym świetle wyglądają wyjątkowo niekorzystnie. Można bez przeszkód dostrzec całe szaleństwo, a to nie pomaga mi w uregulowaniu oddechu i uspokojeniu się. Mam dość. Jego wzrok jest równie bolesny co jego ucisk na moim podbródku. Patrząc mu prosto w oczy, zalewam się łzami. Pierwszy raz od tak dawna, naprawdę się go boję. Mieliśmy długą przerwę odkąd znowu pomyślałam o nim jak o nieobliczalnym psychopacie, a nie zaskakującym kochanku. Joker przygląda się bez słowa i cienia wyrazu moim zapłakanym oczom i przybliża swoją twarz – To morfina – syczy gniewnie, ściskając coraz to boleśniej mój podbródek – Uśmierzy Twój ból – warczy, jakby zły, że musi mi coś takiego mówić. Nie wierzę w ani jedno jego słowo.

- Akurat! - cedzę przez łzy – Od kiedy interesuje Cię, co czuję? Przejmujesz się tym, że ból panoszący się w moim ciele jest nie do wytrzymania? Dobry żart! - syczę z nienawiścią.

- Zaufaj mi, Juliet – warczy obojętnie – To tylko morfina, która złagodzi Twoje cierpienie – dodaje – Ufasz mi? - patrzy wyczekująco, domagając się odpowiedzi. Wzbiera się we mnie wściekłość. Aż mi krew buzuje w żyłach. Czy on myśli, że ja jestem głupia? Książę Zbrodni NIGDY nie chciałby ulżyć ofierze w jej cierpieniu. Chyba że ją zabijając. To na pewno trucizna. Ja to czuję i nie dam się nabrać na jego fałszywą troskę...

- Nie – syczę zaciekle – Tobie nie można ufać, Joker – dodaję drżącym głosem – Jesteś pozbawionym skrupułów sadystą, a ja byłam głupia, rozklejając się przy Tobie, chociaż doskonale wiedziałam, że Cię to nie wzruszy – patrzę na niego z determinacją – Krzywdzisz mnie cały czas, a potem zachowujesz, jakby nic się nie stało – cedzę przez zęby – A każda rana pozostawia po sobie blizny – szepczę – I nie mówię tu o ranach w kontekście fizycznym, a psychicznym – głos mi się załamuje, za co jestem wściekła – A oboje dobrze wiemy, że cierpienie psychiczne jest dużo gorsze – dodaję. Joker wpatruje się we mnie bez słowa. Uważnie studiuje moją twarz i wyjątkowo niepokoi mnie ten dziwny wyraz jego oczu. To coś zupełnie nowego. Coś, czego jeszcze nie miałam okazji dostrzec u niego. Jest zdezorientowany? Zdecydowanie nie poznałam tego odczucia z jego strony. Sam zainteresowany wydaje się zaskoczony swoją reakcją na moje słowa. Czuję i widzę, że wzbiera się w nim gniew. Gniew za to, że coś rozważa. A zwykle działa spontanicznie i nie przejmuje się tym, co mam do powiedzenia. Teraz jednak jest skupiony i zamyślony. Długo analizuje i dostrzegam to zakłopotanie w jego oczach.

- Nie rozumiesz, że ja to wszystko robię dla Ciebie? - po dłuższych namysłach, odzywa się głosem, nasączonym irytacją, uważnie mnie obserwując.

- Jak dla mnie? - prycham, zaciskając powieki, żeby znowu się nie rozpłakać – Jeszcze powiedz, że mnie krzywdzisz dla mojego dobra – kpię ze złością. Klaun obserwuje mnie w milczeniu – Zrozum – szepczę, nie spuszczając z niego wzroku – Ja wiem, że czujesz potrzebę robienia ze mnie potencjalnej ofiary i znęcania się nade mną, zarówno w aspekcie psychicznym, jak i fizycznym – przymykam delikatnie powieki, gdy wypowiadam to zdanie – Rozumiem to, bo wiem, że nad psychopatycznymi żądzami nie da się zapanować i nie mam Ci tego za złe, ale...

- Nie masz mi tego za złe? - wydyma usta, przykładając wytatuowaną dłoń do mojej twarzy – Wzruszyłem się, doprawdy – drwi – Jesteś urocza, Juliet – śmieje się – Lubisz się wdawać w poważne dyskusje, ale nigdy nie możesz przewidzieć, jaki będzie tego efekt – cynizm przez niego przemawia.

- Kontynuując to, co mi tak chamsko przerwałeś – mierzę go hardym wzrokiem – Nie mam Ci tego za złe, ale nie wmawiaj mi, że to dla mojego dobra – syczę – Po prostu powiedz, że to trucizna, która spowoduje szybką śmierć, zamiast sądząc, że nabiorę się na Twoje wyssane z palca bajeczki – warknęłam, doprowadzona do ostateczności. Klaun w wyjątkowo wredny sposób bawi się moimi uczuciami. Mam w chwili śmierci łudzić się, że on to wszystko robi z myślą o mnie i jak idiotka wierzyć w jego kłamstwa? Kłamie mnie w żywe oczy, a udaje, że nie wie, o czym mówię. To podłe, ale całkowicie pasujące do zielonowłosego. Wszakże nie mogę zapominać o tym, że rozmawiam z szaleńcem. Nieobliczalnym szaleńcem. Niestabilnym emocjonalnie szaleńcem. To brzmi trochę, jakbym podawała opis własnej osoby, bo tak naprawdę nie wiele różnię się od Jokera. Ja też nie okazuję litości moim ofiarą i nie mogę się uważać za kogoś lepszego. Nie chcę się uważać. Czuję trudną do opisania dumę, kiedy mogę mówić, że jestem niemal chodzącą kopią Jokera, jeśli chodzi o obłęd, jaki mną kieruje. Sama też wykazuję się sporą kreatywnością, więc idealnym sobowtórem nie jestem, ale mogę śmiało przyznać, że ja i Joker jesteśmy do siebie bardzo podobni. Z czasem zaczęłam po prostu dostrzegać podobieństwo między nami. Oboje jesteśmy szaleni i psychiczni, ale to widać jak na dłoni. Jednak fakt, że cechuje nas typowy narcyzm i uwielbienie dla własnej osoby, to druga, najbardziej widoczna cecha wspólna. Umiejętność mrożącego krew w żyłach śmiechu, to trzecia pozycja na liście zgodności.

Ogółem, to jestem hipokrytką, bo sama postępuje z ofiarami w ten sposób co on ze mną. Bawię się nimi. Nie powinnam więc mieć pretensji do klauna, że mnie psychicznie wyniszcza, ale niestety jak każdy osobnik płci żeńskiej, mam bardziej rozwinięty zmysł emocjonalny. Nieistotne, że na co dzień jestem raczej oschła i tajemnicza, ewentualnie tryskam szaleńczym optymizmem. W takich chwilach budzi się we mnie mentalność ofiary, która mimo wszystko próbuje wziąć oprawcę na litość. Tyle że ja nie chcę go brać na litość. Cały czas gramy w jego grę, tylko to ja wykładam karty. Chcę go zmusić do refleksji, a fakt, że nie umiem zachować pokerowej twarzy, to tylko skutek mojego emocjonalnego rozchwiania psychicznego. Chcę przy Jokerze stwarzać pozory silnej i nieugiętej, ale organizm reaguje inaczej. Wsłuchując się w serce, a nie w umysł. Właśnie dlatego jestem na siebie wściekła, gdy w obecności klauna, płaczę rzewnymi łzami, przyznając się w ten sposób do słabości. Nie znoszę przegrywać, ale to nie jest takie proste.

Bardzo chciałabym powiedzieć, że jestem ''zdrowa'', a obłęd dostarcza mi samych korzyści, powodując, że wszystko mnie cieszy, jakbym była naćpana psychotropami. Ale tak nie jest. Szaleństwo mnie wyniszcza. Doprowadza do destrukcji moją psychikę, moją duszę. Podświadomie wiem, że staję się taka jak On, ale jakoś mnie to nie martwi. Aczkolwiek, rozumiem jedno. Nie myślę jak normalny człowiek. Nie żyję jak normalny człowiek i nie czuję jak normalny człowiek. Te kilka miesięcy z Jokerem wykreowało wewnątrz mnie zupełnie inną osobę. Pomiędzy Juliet a Caro, jest kolosalna przepaść, chociaż nikt tego nie dostrzega. I nie musi. Wystarczy, że ja to wiem...

- Powtarzam ostatni raz – moje rozmyślania przerwał jadowity głos Jokera. Zastanawiam się, czy on coś wcześniej do mnie mówił, a ja go nie słyszałam, czy przez ten cały czas, kiedy mnie nachodziły refleksje, on po prostu się we mnie wpatrywał – To morfina, która złagodzi Twój ból – warczy, nie spuszczając ze mnie wzroku. Dopóki nie wypowiedział słowa ból, praktycznie o nim zapomniałam. Jednak teraz powrócił ze zdwojoną siłą, przypominając o swojej obecności. Przez moje ciało przeszła seria bolesnych drgań, wykrzywiając mi tym samym twarz w grymasie cierpienia.

- Nie wierzę Ci – zaciskam zęby, starając się nie pokazywać, że koszmar powrócił i atakuje mnie z większą dokładnością.

- Będziesz musiała – syknął – Z resztą, co masz do stracenia? - prychnął, przeczesując palcami włosy – Życie? To niewiele – zaśmiał się i nim zdążyłam zareagować, dobrze mi znane uczucie wbijanej igły, znów powróciło. Po chwili poczułam, jak coś dosłownie rozlewa się wewnątrz mojego ciała, blokując tym samym bolesny nacisk, który czułam aż w kościach. Zacisnęłam dłonie w pięści i gwałtownie wyprostowałam pobielałe stopy, czując, jak całe moje ciało sztywnieje, a te cholerne konwulsje nareszcie ustają. Klaun przyglądał mi się w milczeniu, śledząc moją reakcję na zaaplikowaną substancję. Nie mogłam tego pojąć. Joker miał świetną okazję, żeby mnie zabić, a wolał ulżyć mi w cierpieniu i podać silną dawkę morfiny? Nie mogę go rozgryźć. To, co zrobił, można przyrównać do troski, a to już zupełnie nie jest w jego stylu. Jestem podejrzliwa i wszędzie węszę intrygi, ale niech ktoś mi powie, że nie mam ku temu podstaw?

- I co? - chwyta mocno mój podbródek i zmusza mnie do kontaktu wzrokowego – Umarłaś? - jego głos to prawdziwy popis kpiny i cynizmu jednocześnie.

- A miałam umrzeć? - w końcu zetknęłam swoje spojrzenie z jego i posłałam mu prowokacyjny uśmieszek.

- Nie dzisiaj – uśmiechnął się szeroko, ale ten uśmiech wzbudzał u mnie lęk.

- Joker? - postanowiłam z niego wyciągnąć tę jedną istotną rzecz.

- Tak, moja droga? - klaun świdruje mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. To określenie, jakim mnie obdarzył, wywołało miłe uczucie ciepła, chociaż zielonowłosy wypowiedział je całkowicie obojętnie. Za dużo analizuję. To pewnie efekt tej całej morfiny.

- Dlaczego przeprowadziłeś na mnie kolejną terapię szokową? - spojrzałam intensywnie, licząc, że w końcu się czegoś dowiem.

- Dlaczego rozpamiętujesz przeszłość? - warknął. Chyba nie spodobało mu się moje pytanie. Przeszłość? To było parę chwil temu!

- Dlaczego odpowiadasz pytaniem na pytanie? - dociekam.

- Dlaczego łapiesz mnie za słówka? - wydyma usta, puszczając w końcu mój podbródek.

- Dlaczego nie możesz po prostu udzielić odpowiedzi, tylko bawisz się ze mną w kotka i myszkę? - robię się podirytowana, ale nie dam się tak łatwo zbić z tropu.

- Dlaczego kontynuujemy ten żałosny wywód umiejętności dyplomatycznych? - wygląda na to, że klaun świetnie się bawi, rozmawiając ze mną w ten sposób.

- Dlaczego mnie denerwujesz? - warczę, siląc się mimo wszystko na spokój.

- A dlaczego Ty mnie denerwujesz? - wydobywa z siebie nieprzyjemny dźwięk i spuszcza na mnie swoje podirytowane spojrzenie. Jestem bliska kresu wytrzymałości.

- Bo chcę znać odpowiedź na zadane pytanie? - syczę.

- A dlaczego chcesz znać? - podpuszcza mnie – Coś Ci powiem, Juliet – warczy gniewnie i uderza pięścią w stół. Drgam nieświadomie – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – ujmuje w dłonie moją twarz i wpatruje się tak intensywnie, że czuję się osaczona – Zadajesz za dużo pytań, chcesz zbyt wiele wiedzieć – wzdycha ciężko, wyraźnie zły – Okropnie mnie tym denerwujesz – ściska boleśnie moje policzki – Doskonale wiesz, że mam bardzo ograniczoną cierpliwość, ale po co się rozdrabniać w szczegółach skoro można to zaprezentować – uśmiecha się nagle, odskakuje ode mnie i po chwili wraca z jakimś dziwnym urządzeniem, przypominającym wiertło dentystyczne. Robi mi się słabo. Mogłam trzymać język za zębami, mogłam się przymknąć, ale nie! Ta moja ciekawość mnie kiedyś zgubi... Już zgubiła.

- Już nie będę pytać – piszczę cicho. Ten tembr głosu jest uwłaczający dla mojej godności, ale żyć to ja mam jeszcze ochotę...

- Zobacz, jak mocno mnie zirytowałaś, cukiereczku – wydyma usta na kształt żalu – Tak bardzo, że aż muszę się odstresować – zachowuje, się jakby nie słyszał moich słów. Truchleję coraz bardziej – Ostrzegałem Cię tyle razy, Juliet – udaje zasmucenie – Ale Ty chyba jednak jesteś głupia, co nie? - wygina usta w okrąg i włącza tę przerażająco wyglądającą maszynę. Na dźwięk charakterystycznego chrobotania, mój oddech przyspiesza o jakieś dwadzieścia procent...

- Proszę, nie – jęczę przerażona.

- Czy to nie jest zabawny paradoks, kochanie? - klaun rzuca mi rozbawione spojrzenie – Sama lubisz torturować, ale jak sama jesteś ofiarą, to też się boisz, prawda? - roześmiał się, jakby ktoś mu opowiedział śmieszny żart. Ja chyba zaraz zemdleję... - Pamiętasz, jak wbiłaś dziecku tej całej Amber, igłę w gałkę oczną? - uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam, jak żołądek wędruje ku górze mojego podniebienia... - Myślisz, że to rzeczywiście jest takie miłe? - jego uśmiech się poszerza i zbliża się do mojej twarzy z uruchomionym wiertłem. Umarłam. Psychicznie, właśnie umarłam.

- Nie rób tego - mój oddech jest bardzo nieregularny, a ja sama zaciskam mocno powieki, nie mogąc znieść widoku obracającego się wiertła.

- Dlaczego? - śmieje się szyderczo – Przecież to świetna zabawa – ponawia śmiech – No otwórz te swoje oczka, bo są zbyt piękne, by je zamykać – cmoka. Pełna obaw, rozluźniam powoli powieki, napotykając od razu rozbawiony wzrok klauna. Musi się świetnie bawić, widząc mój paniczny strach – Masz rację, Juliet – uśmiecha się szeroko, zerkając na wiertło i odsuwając je od mojej twarzy – Szkoda tych Twoich błękitnych ślepek – wydyma usta i widzę, jak kieruje wiertło w stronę mojego brzucha. Zamykam szybko oczy, zaciskam pięści i czekam na ten niewyobrażalny ból, który zaraz rozerwie na strzępy moją i tak wykończoną psychikę...

Ale... Nie czuję bólu. Czyżby morfina znieczuliła całe moje ciało? Mam za to wrażenie, że pasy przestały mnie uciskać. Otwieram oczy i ze zdziwieniem odkrywam, że mogę się... podnieść? Oraz że pasy są rozerwane?

Powoli unoszę swoje ciało do pozycji siedzącej i z bijącym mocno sercem, rozglądam się ostrożnie, dyndając nogami w powietrzu.

Słyszę kroki i z półmroku wyłania się Joker, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mierzę go z mieszaniną lęku i nienawiści, a on badawczo studiuje całą mnie, jeżdżąc wzrokiem to po moich stopach, to po twarzy. Chociaż powinnam szybko zejść z tego stołu i uciekać najdalej jak to tylko możliwe, zamiast tego siedzę nieruchomo i próbuję uspokoić oddech. Klaun nagle zbliża się do mnie i unosi mój podbródek do góry, zmuszając do utrzymywania kontaktu wzrokowego. Robi to tym razem delikatnie, a jego oczy są całkowicie obojętne. Chłodne, pozbawione emocji. Pierwszy raz od tak dawna się go boję. Boję się na niego patrzeć, czuć jego obecność, słyszeć bicie jego serca...

Joker chwyta mnie dłońmi za nadgarstki i oplata sobie moje ręce wokół jego szyi. Postępuje ze mną jak z marionetką, a ja nie mogę nic z tym zrobić...

Ręce mi drżą, kiedy czuję szorstkość jego skóry, ale nie mam odwagi zdjąć dłoni z ciała zielonowłosego. Joker wpatruje się we mnie przez dobrą minutę, po czym odchyla głowę do tyłu, lekko się przy tym śmiejąc. Ja natomiast, jestem jak sparaliżowana. Nie mogę robić nic, poza patrzeniem na niego. Klaun szybko opuszcza głowę w dół i nasze spojrzenia na powrót się ze sobą spotykają. Słychać bardzo wyraźnie, bicie mojego serca, które przyspieszyło i wydaje z siebie dudniące rytmy. Tak samo, wciąż nie mogę uregulować oddechu i zapanować nad nerwowym przełykaniem śliny. Chyba nigdy nie byłam tak przerażona, jak teraz.

- Bałaś się? - Joker warczy, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego wzroku. Nie mogę nic powiedzieć, dlatego kiwam głową na dowód, że tak właśnie było – Chyba wystarczy zabaw na dziś – klaun wybucha maniakalnym śmiechem, ale tym razem jego rechot mi się nie udziela – Zdecydowanie wystarczy – uśmiech znika z jego twarzy, a widząc moją przerażoną minę, przybiera na twarz maskę obojętności – Na pocieszenie – warknął w ten zmysłowy sposób i chociaż byłam roztrzęsiona do granic możliwości, jego głos zadziałał na mnie tak jak zawsze – Mogę Ci powiedzieć, że się udało – uśmiechnął się szeroko i nim zdążyłam przetworzyć w głowie jego słowa, wziął mnie na ręce. Co się udało? - spytałam, jednak tylko w myślach – Teraz, już nic tego nie zmieni – wyszeptał prosto w moje włosy, a mnie przeszedł lekki dreszcz – Nic – syknął jadowicie i wyniósł mnie z sali tortur w asyście swojego upiornego śmiechu...


Ale mi wali serce... Wciąż jestem wstrząśnięta tym, co się stało...

CDN

♦♥♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top