Get Insane LVIII

Czy miałam jakieś wyjście? Musiałam przywołać na usta mój uśmiech i wziąć się w garść. Już się nauczyłam, że Jokera nigdy nie będzie obchodzić to, co czuję. Żeby było śmieszniej, potem jak mu już powiem o tym, co mnie spotkało, przytuli mnie i powie, że się zemści. Właśnie na tym polega życie z tym psychopatą. Pan J nigdy nie przejmuje się niczyimi uczuciami. Jest skupionym na sobie, oziębłym skurwysynem i nie ma sensu liczyć na żadne ciepło z jego strony. To nie jest jakaś komedia romantyczna, żeby sypały się różyczki, słodkie słówka, a miłość zalewała mnie ze wszystkich stron. To pełen adrenaliny związek z niestabilnym emocjonalnie szaleńcem. Nie mogę przewidzieć, kiedy rzuci się na mnie z nożem, a kiedy będzie obsypywał moje ciało pocałunkami. Nie znam dnia ani godziny. W zasadzie codziennie grozi mi śmierć z jego strony. Ale wiedziałam, na co się porywam i właśnie dlatego moje życie nie było nudne. Po prostu miałam słabość do złych szaleńców jak Joker i nie mogłam się kłócić z głosem serca. Wiele kobiet marzy o takim niegrzecznym księciu, ale ile tak naprawdę popełnia ten sam, niewybaczalny błąd? O jaki błąd chodzi? Cóż. Załóżmy, że jakiejś dziewczynie trafia się kochanek spod ciemnej gwiazdy. Niegrzeczny, bezczelny, żyjący na bakier ze wszystkimi zasadami. Chodzące bóstwo w kanonie męskiego piękna. Wysoki, umięśniony z przenikliwym spojrzeniem. To wieczny dziki mustang, nieposkromiona dusza z ogromną ilością testosteronu w zestawie. Ideał! Dziewczyna zakochuje się w swoim mrocznym wybranku, a ten szybko przekabaca ją na swoją stronę. Co ważne: Typ bad boya to najczęściej nienasycony, pałający zwierzęcą namiętnością buntownik z ciętym jak żyletka językiem, od którego uzależnisz się szybciej, niż przypuszczasz. Ale do rzeczy. Wszystko jest ładnie, pięknie, ale dziewczyna za wszelką cenę chce swojego mężczyznę zmienić. Chce przy nim czuć stabilność i prozę życia codziennego. Nie daj Bóg zaciągnąć do ołtarza czy (aż mi to nie może przejść przez gardło...) mieć gromadkę dzieci...

Dlatego właśnie z jakiegoś powodu kocham tego wariata. I czuję, że on mnie też. Na jego własny, niepowtarzalny sposób...

Ta myśl dodała mi otuchy, a mój charakterystyczny optymizm powrócił szybciej, niż się spodziewałam. Książę Zbrodni miał absolutną rację. To, czym sobie zaprzątam głowę, nie jest na tyle ważne, żebym miała się z tego powodu nie uśmiechać. Mój umysł znęciły przyjemne myśli. Nie umiem tego wyjaśnić, ale zabijanie sprawia mi przyjemność. Z początku była to tylko chęć doskonalenia swoich umiejętności. Teraz jest to moja naturalna potrzeba jak jedzenie czy spanie. Można powiedzieć, że to moja pasja. Robię to, co kocham. A to, że nie jest to zgodne z prawem czy etyką moralną, niezbyt mnie interesuje. Joker nauczył mnie, żeby się uśmiechać, niezależnie od sytuacji. Oprócz tego, że jest psychopatą, to najbardziej inteligentny mężczyzna, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Dał mi wiele cennych rad, otworzył mój umysł na nowe możliwości i doświadczenia. Dzięki niemu jestem inną, dużo lepszą osobą. Nauczył mnie, żeby być twardą i nie pokazywać swoich uczuć. Chociaż to nie jest w jego stylu, wiele razy nieświadomie mnie dowartościował i podniósł moją samoocenę. Z pewnością nie nadawałam się już do tego, żeby funkcjonować w normalnym społeczeństwie i jedyne co mi pozostało w życiu to szaleństwo. Spotkałam wiele ludzi, którzy krytykowali moje podejście, a największym i najbardziej irytującym moralizatorem był Batman. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, zawsze proponował mi, dostanie drugiej szansy, czy coś. Batmenda nigdy nie widział we mnie złej wariatki. Za wszelką cenę chciał mi ''pomóc'' i nakierować na ''dobrą drogę''. I właśnie tego najbardziej nienawidziłam w ludziach. Jeśli robiłam coś, co nie wpasowywało się w obowiązujące standardy ludzkiej egzystencji, znikąd pojawiało się mnóstwo doradców, którzy ponoć znali się na mnie lepiej niż ja sama i lepiej wiedzieli, co jest najodpowiedniejsze w moim życiu. Tabun ekspertów od dowolnego tematu, którego zadaniem było zepchnąć mnie z mojej własnej ścieżki, byleby tylko nie wypaść ze schematu... Byleby tylko nie myśleć po swojemu... Właśnie dlatego uwielbiam i nienawidzę ludzi jednocześnie... To jest chyba mój największy problem. Nie mogę o sobie mówić, że jestem ideałem, bo nikt nie jest perfekcyjny. Ale bliżej mi do kogoś, kim chcę być, niż dalej.

- Mam nadzieję, że ta szmata się nie wycofała i czeka w umówionym miejscu – warknęłam wrogo.

- To jest moja dziewczyna – zaśmiał się zielonowłosy – A nie jakaś przewrażliwiona, smutna istotka – mruknął z niezadowoleniem.

- Tak, ja też wolę siebie w tej uśmiechniętej wersji – odparłam – Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że niestabilność emocjonalna to jedna z głównych cech mojego charakteru? - spojrzałam na niego znacząco.

- Tak, Juliet, zdaję sobie z tego sprawę – warknął, nawet na mnie nie patrząc.

- Wyślę tej wywłoce SMS-a w imieniu Frosta, że już jest na miejscu – zaśmiałam się, wystukując palcami w ekran komórki.

- Naturalnie, cukiereczku – odparł, stanął za mną i wziął na ręce. Zareagowałam na to cichym pisknięciem.

- Mogę wiedzieć, co ty robisz, Joker? - spytałam, nie zaszczycając go spojrzeniem. Byłam skupiona na pisaniu wiadomości do tej całej Amber.

- Pisząc SMS-a, spowalniasz nas o jakieś dwadzieścia procent - warknął – Kiedy Cię będę niósł, zachowamy szybkość naszego chodu, pomimo tego, że gapisz się w komórkę – mruknął obojętnie.

- Aha – skwitowałam – Ale właśnie wysłałam tę wiadomość, więc mógłbyś mnie postawić na ziemi? - spojrzałam na niego prosząco. Nie to, że nie lubiłam, kiedy mnie nosił na rękach, ale nie po to włożyłam takie zabójcze buty, żeby ich nie używać!

- Wedle życzenia, Moja Księżniczko – uśmiechnął się tak jakoś dziwnie, a po chwili wrzucił mnie w krzaki... Wylądowałam tyłkiem na twardej ziemi, w dodatku ukułam się ostrymi gałęziami. Na dokładkę miałam głośny, szyderczy śmiech Jokera, który dość szybko się oddalał. Świetnie! Wrzucił mnie w zarośla i jeszcze sobie poszedł. A tytuł Największego Dupka, wędruje do... - I jak? - podniosłam głowę do góry, żeby zobaczyć uśmiechniętą twarz klauna – Było miękkie lądowanie? - zaśmiał się, podając mi dłoń. Mrucząc coś pod nosem, przyjęłam jego pomoc, ale zamiast się podnieść, pociągnęłam go w dół.

- Nie wiem, sam oceń – uśmiechnęłam się słodko i z triumfem obserwowałam klauna, który próbował się podnieść z ziemi. Nie wyglądał na zachwyconego. O jakże mi przykro... - No i? - wstałam z podłoża, otrzepując się z pyłu – Było miękkie lądowanie? - zaśmiałam się, patrząc radośnie na Jokera, który właśnie się podniósł i zdawał się mocno wkurzony.

- Czyli, tak się bawimy? - podszedł do mnie i wymierzył mi cios w twarz. Przewróciłam się na ziemię i oszołomiona przyłożyłam dłoń do piekącego policzka. Zanim zdążyłam otrzeźwieć, klaun niespodziewanie podniósł mnie do pozycji stojącej, ścisnął mój podbródek i bezczelnie wpił się w moje usta. Byłam na niego wściekła, nie chciałam się z nim całować, ale moje usta były bezsilne wobec jego twardego, panoszącego się języka. Jego ręce również nie były delikatne. Ściskały boleśnie moje pośladki, ale jakie to było ekscytujące w tym momencie. Nie mogłam się sprzeciwić. Moje ręce same owinęły się wokół jego karku, a ciało przylgnęło do jego torsu. Nagle nasze usta się od siebie oderwały. Zielonowłosy spojrzał na mnie tym swoim jadowitym spojrzeniem i postanowił pobawić się w wampira. Zjechał swoim gorącym językiem w dół mojej szyi, by po chwili mnie w nią ugryźć. Syknęłam cicho, wbijając w odwecie paznokcie w jego kark. Traktował mnie jak zwierzynę, którą właśnie dopadł. Znosiłam to cierpliwie, ale w duchu byłam wściekła, że znowu dałam się uwieść... Szczególnie po tym, jak mnie uderzył... Ale, cóż. Miałam do niego słabość i każde zbliżenie z Księciem Zbrodni było jak nowa porcja narkotyków dla mojego uzależnionego ciała...

Zielonowłosy zdecydował się jeszcze mnie pomęczyć, bo jego rozpalone usta zsunęły się w stronę obojczyka, na którym niedawno zostawił mi bolesną pamiątkę... Byłam bliska obłędu, ale przypomniałam sobie, że nie jesteśmy tu w celach towarzyskich. Takie zabawy można zostawić na wieczór. Chociażby w klubie, ale teraz musimy przestać. Znaczy się, Joker musi przestać, bo... Ja zaraz... Chyba odlecę... Przestań skurwielu... Mamy coś do roboty... Nie możemy tak w parku, w biały dzień...

- Ja nie widzę problemu - warknął.

- Co? - pytam półprzytomna.

- Myślisz na głos, cukiereczku – śmieje się.

- Kurwa – wściekam się – Nie możesz przestać? Wyszalejemy się później, ale teraz...

- Nie tylko ja musiałbym przestać – uśmiecha się triumfalnie.

- Co? - rzucam mu dziwne spojrzenie.

- Może by tak rączki przy sobie? - śmieje się bezczelnie. Nie wiedząc, o co mu chodzi, spostrzegam, że moje dłonie zsunęły się w okolice jego spodni, a dokładniej tego jednego miejsca...

- O rety – mruczę zażenowana i błyskawicznie zabieram ręce z tych niepożądanych okolic, po czym przyspieszam kroku i zarzucając sobie słabość do klauna, idę najszybciej jak tylko mogę.

- Widzisz, Juliet – Joker szybko mnie dogania i obejmuje ramieniem, śmiejąc się przy tym z satysfakcją – Podświadomie tego pragniesz – jego dłoń zjechała poniżej pleców i klepnęła mnie niedbale w pośladek. Posłałam mu mordercze spojrzenie – Ja tam nie narzekam na Twój ognisty temperament, kotku – uśmiecha się cynicznie.

- Domyślam się – zirytowana przewracam oczami.

- Ale sponiewieram Cię później – śmieje się – Teraz mamy obowiązki, a Twoje pobudzenie nie ułatwia nam ich wykonywania.

- MOJE pobudzenie? - patrzę na niego jak na idiotę – Przecież to Ty zacząłeś się do mnie dobierać, kretynie – warknęłam.

- Grzeczniej – syknął, przyciągając mnie do siebie i paraliżując mnie intensywnym spojrzeniem – Bo zajdą zmiany w naszym przedstawieniu – wydął usta – Punktem kulminacyjnym będzie Twoja śmierć – warknął, chwytając mnie za gardło – Chcesz tego, Juliet? - z jego ust wydobył się nieprzyjemny dźwięk – Nie sądzę – warknął i puścił moją szyję.

- Jeszcze się pozabijamy, nim zdążymy dojść na miejsce – syknęłam, rozmasowując sobie ściśniętą szyję.

- Dokładnie, kochanie – warknął wściekły – Denerwuj mnie dalej, a Twoje słowa okażą się prorocze – rzucił mi rozeźlone spojrzenie. Szmaragdowe tęczówki zaczynały powoli ciemnieć i tracić blask. Zupełnie jakbym patrzyła w oczy trupa.

- Ale ja nie chcę Cię denerwować – odparłam, gładząc naruszone gardło – Od wyjścia z samochodu, pokłóciliśmy się kilka razy – westchnęłam ciężko, chcąc ustabilizować oddech – Nie wiem, czy wiesz, ale żarcie się z Tobą nie sprawia mi przyjemności – spojrzałam na niego znacząco.

- Nie? - zakpił, ale w jego oczach dostrzegłam błysk niedowierzania – Przecież Ty uwielbiasz się kłócić – mierzył mnie obojętnym wzrokiem – Czy nie jest tak, hm?

- To prawda. Uwielbiam się kłócić, ale... - zawiesiłam się na chwilę.

- Ale? - zadrwił, patrząc na mnie pogardliwie.

- Ale nie z Tobą, Joker – odpowiadam ostrożnie.

- Mam się czuć wyróżniony? - wydyma usta, robiąc wielkie oczy.

- Jeśli chcesz, to się czuj – wzruszam obojętnie ramionami, ale lekko się przy tym uśmiechając. Klaun niespodziewanie przyciąga mnie do siebie, uśmiechając się szeroko. Patrzę na niego zdezorientowana, ale podzielam jego uśmiech.

- Wiesz, jaki mam z Tobą problem, Juliet? - patrzy na mnie intensywnie. Powoli ulegam urokowi jego dominującego spojrzenia...

- Jaki? - uśmiecham się niepewnie. Nie mogę oderwać wzroku od jego jadowicie zielonych tęczówek...

- Denerwujesz mnie, jesteś upartą, wredną zołzą, mam ochotę Cię torturować, a na końcu zabić – wylicza z miną obojętnego sukinsyna – Ale gdybym Cię zabił, byłoby nudno – przewraca oczami – I to jest taka karuzela – wzdycha – Nienawidzę Cię, myślę tylko o tym, żeby się Ciebie pozbyć, w jakiś okrutny sposób – uśmiecha się szeroko, odsłaniając implanty na zębach – Ale potem dłużej się nad tym zastanawiam i wychodzi na to, że życie bez Ciebie nie jest zabawne – warczy, jakby zły na swoje wcześniejsze słowa.

- Haha. Romantyk od siedmiu boleści – uśmiecham się i daję mu całusa w policzek – Chodźmy, Panie J – wychodzę do przodu i odwracam się do niego z uśmiechem – Niedaleko czeka nieświadoma ofiara, a mnie aż świerzbi, żeby się z nią pobawić – oblizałam się maniakalnie.

- To jest moja Juliet Caro – klaun zanosi się śmiechem, obejmuje mnie ramieniem i oboje zmierzamy w kierunku miejsca, w którym mamy się spotkać z niczego nieświadomą ofiarą, hahahaha...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top