Get Insane L
Frost
Cholera, cholera, cholera! Ona zniknęła! Jak duch... Nie ma. Przepadła.
Patroluję całe Gotham jak jakiś stuknięty glina, a Caro nigdzie nie ma! Byłem wszędzie, gdzie mogła pójść. Objeździłem większość klubów w Gotham, ale połowa była już zamknięta. W sumie nic dziwnego. Jest 4 nad ranem! 4 nad ranem! To szaleństwo! Nie chce mi się wierzyć, że mogła tak po prostu zniknąć! Siedzę w niezłym gównie...
Prowadzę ten samochód jak wariat, łamiąc wszystkie przepisy ruchu drogowego. Kończy mi się czas i pomysły gdzie mogę jej szukać... Jestem załamany. Juliet rozpłynęła się jak mgła. Nigdzie. Po prostu nigdzie przed oczami nie zamigała mi jej sylwetka. A przecież od jej kurtki, a właściwie od tych wszystkich zamków błyskawicznych, ćwieków i guzików w kolorze srebra, powinno się odbijać światło księżyca! Caro powinna być widoczna z daleka, ale zakamuflowała się jak kameleon...
Założę się, że celowo się przede mną ukrywa, żebym miał kłopoty... Skoro tak to udało jej się! Wygrała! Już mi się pali koło dupy. Możemy zakończyć tę zabawę w kotka i myszkę? Juliet, błagam cię! Gdzie jesteś, wariatko? Pokaż się, wiesz, że nie lubię takich gierek. Niestety, ty lubisz... Wyłaź ty suko!
Spokojnie Frost. Tylko spokojnie. Najważniejsze to zachować trzeźwy umysł i myśleć pozytywnie... Caro się znajdzie. Założę się, że spaceruje sobie gdzieś przy samej ulicy i zaraz ją dostrzegę. Ona się szyderczo zaśmieję na wieść o tym, że prawie dostałem zawału, ale przynajmniej będzie siedzieć w samochodzie. I nawet gdy będzie się ze mnie nabijać i szydzić, będę to cierpliwie znosił, bo na szczęście się odnalazła... Tak. Tak na pewno będzie, tylko muszę się uważniej rozglądać. Wszystko będzie dobrze, Frost. Nie bez powodu jesteś prawą ręką Szefa. Joker ci ufa, skoro powierzył ci pilnowanie Juliet Caro, swojej ukochanej. Nie możesz tego spieprzyć, nie możesz go zawieść, nie możesz się poddać...!
Nagle po samochodzie rozległ się dźwięk mojej komórki. Zbladłem w ciągu kilku sekund, spodziewając się, kto może dzwonić, ale szybko położyłem telefon na specjalnej półce i włączyłem głośnik, nie patrząc nawet kto to.
- Halo? - odparłem głosem, jakbym miał zaraz umrzeć.
- Frost? - do moich uszu dobiegł głos... Lawtona?!
- Czego chcesz kretynie, jestem zajęty!!! - warknąłem głośno.
- Dalej szukasz Caro? - po drugiej stronie słychać było szyderczy śmiech.
- Tak, dalej! - warknąłem wściekły – I ty mi w tym nie pomagasz, Lawton!
- Może ucieszy cię wiadomość, że wiem, w którą stronę poszła, ale skoro nie – zaczął i nagle się rozłączył.
- Cholera jasna! - wkurwiłem się i wybrałem ponownie numer Lawtona. Po drugiej stronie było słychać odgłos połączenia, który w tym momencie powtarzał się w nieskończoność – Odbierz żesz cymbale jeden – denerwowałem się. Jeśli on wiedział, gdzie może być Juliet, to jest moją ostatnią deską ratunku...
- ''Przepraszamy. Podany numer jest poza zasięgiem sieci'' – z głośnika dobiegł głos automatycznej sekretarki. Na zmianę robiłem się czerwony i fioletowy... Wiedziałem, że dupek Lawton robi to specjalnie! Po prostu to wiedziałem! Rozłączyłem się i wybrałem numer jeszcze raz, nie przestając się rozglądać w nadziei, że Juliet stoi gdzieś na chodniku...
- Odbierz, Lawton, błagam cię! - krzyczałem do siebie, modląc się, żeby pieprzony Deadshot łaskawie odpowiedział na moje dzwonienie i powiedział mi, gdzie jest Juliet... Co chwilę gwałtownie hamowałem, zostawiając ślad opon na asfalcie, za każdym razem, gdy przed oczami migała mi kobieca sylwetka. Jednak gdy okazywało się, że to nie ona, miałem ochotę strzelać do Bogu ducha winnych dziewczyn. Byłem u granic wytrzymałości psychicznej. Zdenerwowany na maksa. Caro nie widać, wszędzie ciemno i głucha cisza, Lawton nie odbiera. No po prostu nic, tylko sobie w łeb strzelić...
- Deadshot w dalszym ciągu nie odpowiadał i irytujący komunikat z automatu znowu się powtórzył... Już nie miałem siły. Miałem ochotę cisnąć telefon przez okno, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić... Bądź co bądź, Lawton musiał w końcu odebrać lub oddzwonić. No musiał!
Nagle do moich uszu doszedł upragniony dźwięk! Po samochodzie rozniósł się dzwonek komórki i szybko odebrałem.
- No nareszcie, idioto! - wydarłem się rozwścieczony.
- FROST?! - po drugiej stronie rozległ się głos Szefa... Myślałem, że zemdleję... - CO TO KURWA MIAŁO ZNACZYĆ?! - głos Jokera był pełen złości i oburzenia... Mogę już sobie szykować garnitur do trumny...
- Przepraszam, Szefie! - krzyknąłem szybko. Ze strachu gardło mi się ścisnęło i czułem się jak astmatyk... - Czekam na ważny telefon i...
- NIE OBCHODZI MNIE TO – warknął grobowym tonem. Z każdą chwilą sytuacja coraz bardziej się pogarszała... - DLACZEGO DO CHOLERY SŁYSZĘ, JAK JEDZIESZ SAMOCHODEM?! - był nieźle wkurzony, a ja coraz bardziej przerażony.
- Aaa – zawołałem – Gramy z Juliet w taką jedną gierkę i...
- O WPÓŁ DO PIĄTEJ?! - każde moje słowo tylko bardziej wyprowadzało go z równowagi. Mój oddech znacznie przyspieszył, a żołądek chciał wyskoczyć na zewnątrz. A właściwie jego zawartość...
- Tak jakoś wyszło... - zacząłem się kajać...
- NIEWAŻNE – warknął – DAJ MI JULIET DO TELEFONU WOBEC TEGO – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zrobiło mi się ciemno przed oczami...
- Yyy... Juliet jest w kąpieli... - próbowałem jakoś wybrnąć.
- O TEJ PORZE?! - wydarł się – GADAJ CO SIĘ TAM DZIEJE, FROST, ALBO BĘDZIESZ ZWIEDZAŁ PIACH OD WEWNĄTRZ! - miałem przejebane...
- Ale Juliet naprawdę jest w kąpieli! - broniłem się – Już daję jej telefon! - zawołałem szybko – Halo? Panie J? - nie wierzę, że to robiłem... Imitowałem głos Juilet Caro, żeby tylko jakoś wybrnąć z tej sytuacji...
- Juliet? - głos Szefa znacznie się uspokoił. Specjalnie stanąłem na chwilę, żeby uwiarygodnić tę rozmowę – Dlaczego masz taki dziwny głos? - warknął podejrzliwie. Cholera...
- Bo jestem w kąpieli... - pisnąłem. Boże, Frost! Co z ciebie za idiota, co?! To jedyne co mogłeś wymyślić?
- W kąpieli? - Szef się zdziwił – To znaczy, że Frost wszedł do łazienki?! - znowu się zagotował. Świetnie. Teraz jeszcze wyjdę na jakiegoś zboczeńca. Brnę cały czas w to gówno i sam siebie tam ciągnę...
- Nieeee! - pisnąłem głośno – Dobranoc! Idę spać! - bąknąłem wysokim głosem i się rozłączyłem. Właśnie sobie wbiłem gwóźdź do trumny, ale jestem tak zdenerwowany, że nie myślę racjonalnie, a tym bardziej nie działam...
- Włączyłem ponownie silnik i zacząłem od nowa rozglądać się za Caro. Nagle po samochodzie znowu rozległ się dźwięk dzwonka. Serce automatycznie przyspieszyło, ale odebrałem, będąc przygotowanym na wszelkie obelgi...
- Tak, Szefie? - powiedziałem cicho.
- Podoba mi się ta ksywka – po drugiej stronie usłyszałem zadowolony głos Lawtona. No przecież myślałem, że w kilka sekund wyczerpię limit wszystkich obraźliwych rzeczy, jakie mogę powiedzieć na jego temat, ale się powstrzymałem. Nie miałem już siły.
- Lawton, do diabła! - warknąłem wściekły – Dlaczego nie odbierałeś?! - wydarłem się na całe auto.
- Nie chciało mi się – odparł gnój zadowolony z siebie... - Co? Szefuńcio już się dowiedział, co się stało? - drwił – To, jakie mają być kwiatki do trumienki? - kontynuował kpiącym głosem.
- Nie wkurwiaj mnie, Lawton! - byłem już rozeźlony na amen – Gadaj gdzie może być Juliet!
- Sorry chłopie, ale mam tu problemy z zasięgiem – odparł i nagle zaczęło coś trzeszczeć...
- NIE! - krzyknąłem rozpaczliwie.
- Hehe, żartuję – zaśmiał się – Zluzuj majty – prychnął – Caro zaraziła mnie swoją wrednością – cieszył się głupio.
- GADAJ GDZIE JEEEST! - wrzasnąłem, doprowadzony do szewskiej pasji.
- Łooo. Bo gardełko zedrzesz, Frosty – Deadshot dalej wyśmienicie się bawił, a ja miałem ochotę go zamordować – Tak naprawdę to ja z nią wyszedłem. Robiłem za jej ochroniarza – mruknął roześmiany.
- CO?! - krzyknąłem, nie wierząc w to, co słyszę.
- Szliśmy razem główną ulicą, ale potem rozstaliśmy się przy Baker Street – odparł.
- Baker Street. Baker Street – kalkulowałem szybko w myślach i skręciłem w lewo, robiąc niezłego drifta – Ale czemu się rozstaliście? - nieco się uspokoiłem.
- Caro urządziła sobie czystkę i zabijała wszystko co spotkała na swojej drodze. W dodatku tylko udawała narąbaną – burknął.
- Udawała?! Udawała?! - znowu się zdenerwowałem – Na nią mojito działa z opóźnieniem! Z opóźnieniem, rozumiesz? - dodałem załamanym głosem.
- Nie wiedziałem – mruknął.
- Co było dalej? - spytałem, pędząc drogą chyba z 200 km/h.
- Nie wiem – odparł Lawton – Ja zawróciłem, a ona poszła dalej – dopowiedział.
- Ale gdzie poszła?! - jęknąłem.
- Nie wiem, durniu – warknął – Raczej dalej szła Baker Street, bo tam przecież jest największe skupisko ludzi, a ona chciała się przecież zabawić – mruknął.
- Cholera jasna – warknąłem.
- Co? - zdziwił się.
- Nic nie kumasz, Lawton?! - wkurzyłem się – Jeśli Juliet chciała się zabawić, to znaczy, że prowokowała ludzi, żeby do nich strzelić. A skoro jest pijana, to musiała się drzeć żeby ich obudzić i zmusić do wyjścia – zacząłem to wszystko ze sobą łączyć – Tym samym zwracając na siebie uwagę policji! - wydarłem się spanikowany.
- W sumie – mruknął – To nawet ma sens – odparł – Ale masz przejebane, chłopie – zaśmiał się szyderczo i rozłączył.
- Pierdol się, cwelu jebany! - cały czas dzisiaj krzyczałem do siebie, ale to pomagało mi jakoś poradzić sobie z szalejącymi emocjami.
Prułem teraz główną ulicą, zbliżając się do Baker Street i wypatrując Juliet. Oby ona gdzieś tu była...
Juliet
Pierwszy raz chyba byłam tak przerażona. Nie uśmiechało mi się trafić do paki. Już widziałam zarzuty, jakie mi postawią: Zabójstwo funkcjonariuszy, ucieczka przed policją, stawianie oporu, zakłócanie ciszy nocnej...
Jednakże ta paniczna rejterada miała swoje plusy. Przy tak szaleńczym biegu, mój mózg mocno się orzeźwił, a to sprawiło, że byłam prawie trzeźwa! Mówiąc ściślej, byłam jak po jednym drinku. Adrenalina robi swoje. Niemal identyczna sytuacja jak wtedy gdy Joker mnie porwał. Byłam zalana w trzy dupy, ale wytrzeźwiałam w ciągu kilku minut z powodu jego obecności...
Syreny stawały się coraz głośniejsze, a ja biegłam coraz szybciej, wypluwając po drodze płuca. Mój oddech znacznie się zwiększył i w tej chwili mogłam konkurować z Usain'em Bolt'em w wyścigu o złoty medal.
Sytuacji nie poprawiał fakt, że nie wiedziałam gdzie uciekać. Po prostu biegłam przed siebie, żeby tylko nie dać się złapać.
Stopy już mnie bolały, ale ucieczka w butach nie wchodziła w grę. Chyba że zależało mi na wybiciu sobie zębów. Wtedy można było polemizować, ale mi nie zależało...
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale zmuszałam się, żeby się nie zatrzymywać. Nigdy nie miałam takiego powera. Na wf-ie w szkole byłam jedną z wolniejszych, prywatnie też za bieganiem nie przepadałam. Wróć! Nienawidziłam biegać! Preferowałam ćwiczenia fitness, taniec itp. No ale, czego to się nie robi, żeby uciec przed policją?
I tak mam szczęście, że nie wezwali Batmana, bo wtedy miałabym przerąbane...
Ile ja bym dała, żeby zobaczyć teraz samochód Frosty'ego! Nie no. Nie bądźmy tacy rozrzutni. Nic bym nie dała, ale byłoby fajnie, żeby się pojawił. Naprawdę byłoby zajebiście...
Frost
Byłem już na Baker Street. Minąłem kilka rozwalonych hydrantów i parę samochodów z przebitymi kołami. Może Juliet rzeczywiście tu była?
W oddali było słychać syreny radiowozów. Nagle przed oczami mignął mi jeden z nich i zakrwawione trupy dwójki policjantów. Jezus Maria! Juliet na pewno tu była! Muszę ją znaleźć, zanim zrobi to policja...
Nie zastanawiając się dłużej, prułem, ile tylko mogłem, rozglądając się za biegnącą postacią, młodej dziewczyny w skórzanej kurtce.
Oddałbym wszystko, żeby tylko ją zobaczyć!
Pierwszy raz zainteresowała się mną jakaś dziewczyna i akurat wtedy musiało się stać coś, co zaważa na moim życiu! Jakie to typowe! Całe moje życie to jedno wielkie, złośliwe fatum...
Juliet
Nie miałam już siły, żeby biec, więc zatrzymałam się i jak długa padłam na ziemię, dysząc ciężko i przydeptując sobie język. Było mi już wszystko jedno. Zrobiłam wszystko, co mogłam...
Syreny radiowozów stawały się bardzo głośne, a to znaczyło, że zaraz mnie dopadną... Zakują w kajdanki i wrzucą do klatki. Jak zwierzę...
Nagle przed oczami mignęło mi czarne ferrari. Czy to możliwe? Czy moje modły zostały wysłuchane i Frosty przyjechał, żeby mnie uratować? Chwila, przecież on mnie właśnie wymija! Podniosłam się nieco i krzyknęłam na całe gardło.
- FROOOOOST!!! - byłam wyczerpana i z moich ust wydobył się nieco ochrypły dźwięk, ale na tyle wyraźny, żeby osoba, na której mi w tym momencie najbardziej zależało, usłyszała go.
Frost
Mijałem dziwnie wyglądające zwłoki, kiedy usłyszałem głos Juliet! Ona mnie wołała! Cholera, to ona tam leży na chodniku!
Roztrzęsiony zacząłem gwałtownie cofać i wtedy ją zobaczyłem. Podnosiła się ociężale z ziemi, jakby nie miała siły. Najwidoczniej musiała długo biec. Otworzyłem drzwi samochodu i zacząłem ją wołać, przygotowany na błyskawiczny odjazd z piskiem opon.
- JULIET! - krzyknąłem – Wsiadaj! Szybko! - ponaglałem ją. Caro ledwo podniosła się do pozycji stojącej i trzymając w rękach buty, zaczęła do mnie powoli iść. Biedna. Nie miała sił, żeby przyspieszyć. Jest momentami wredna, ale zrobiło mi się jej żal. Dopingowałem ją, żeby zmotywować do szybszych kroków, gdy nagle kilka metrów obok zatrzymały się trzy radiowozy. Caro wkurzyła się i z zirytowaną miną, wyciągnęła pistolet z kabury, gotowa na konfrontację ze stróżami prawa...
Juliet
Nie ma mowy! Nie dam się złapać! Nie, teraz kiedy jestem tylko kilka kroków od ucieczki! Powystrzelam to całe skurwysyństwo!
Z radiowozów wysiedli policjanci i zaczęli biec w moim kierunku z wyciągniętymi pistoletami. Zaczęłam strzelać. Udało mi się zabić dwóch, ale było ich wszystkich za dużo, żebym miała czas pozbyć się całego tałatajstwa. Postanowiłam sobie odpuścić i zaczęłam kuśtykać w stronę ferrari Frosta, chociaż sprawiało mi to niemiłosierny ból. Oczywiście nie opuszczałam lufy gnata i strzelałam na oślep, żeby dać sobie czas.
Byłam już tak blisko, gdy nagle poczułam ogromny, przeszywający ból i upadłam jak długa na ziemię. Pistolet wypadł mi z rąk i potoczył się po asfalcie. Przez moje ciało przepływał silny prąd, powodując nieprzyjemne konwulsje i bolesny skurcz mięśni. Trzęsłam się jak galaretka. Przez to, że moje ciało było wymęczone po szaleńczym biegu, ból był dwa razy silniejszy. Banda jebanych psów potraktowała mnie paralizatorem!
Patrzyłam błagalnie na Frosta. No dalej Frosty! Zrób coś! Ratuj mnie! - prosiłam w myślach, nagle elektryczny paraliż ustał i podeszli do mnie policjanci z satysfakcjonującą miną.
- Teraz, to się nie wywiniesz – powiedział któryś z nich triumfalnym głosem, wykręcił mi ręce do tyłu i założył kajdanki. Frost dalej nie reagował. Zamiast tego patrzył się z osłupiałą i przerażoną miną na przebieg wydarzeń a na końcu zamknął drzwi i odjechał z piskiem opon. Nie mogłam w to uwierzyć. Ty jebany tchórzu! - wysyczałam do siebie.
- Ruszaj się – drugi z psów szarpnął mnie gwałtownie. Zaprowadzili mnie do radiowozu i siłą tam zapakowali. Frost, ty pieprzony zdrajco... Zapłacisz mi za to...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top