Get Insane IX

Dzień zleciał nie wiadomo kiedy. Joker wybył gdzieś, zostawiając mnie samą w domu. Oczywiście, pod opieką goryli. Co jak co, ale polubiłam tych dwóch debili. Rocko wydawał się sympatycznym lekkoduchem o nieco dziecinnym usposobieniu. Fajnie kontrastowało to z jego prawie dwumetrową posturą. Brock był bardziej sztywny i zasadniczy. Spędziłam z chłopakami całkiem miły dzień. Joker dał mi do zrozumienia, że jestem niewolnicą tejże posiadłości do czasu jego powrotu. Wolałam więc zaskarbić sobie sympatię moich bodyguardów w razie chęci ucieczki. Nie lubiłam być ograniczana. Jeśli będę chciała się wymsknąć, to prędzej czy później to zrobię. I nawet groźby Księcia Zbrodni mnie nie powstrzymają. Nie byłam typem kukiełki, którą można było kierować i manipulować. Jeśli miałam czegoś nie robić, to tym bardziej mnie kusiło żeby złamać ten zakaz. Więc wizja tego, że jeśli kiedyś ucieknę, Joker wpadnie w szał, napawała mnie psychopatyczną radością. Zaliczałam się do tak zwanych kombinatorek. Wiedziałam jak się ustawić, żeby sytuacja była dla mnie jak najkorzystniejsza. Potrafiłam zawodowo grać aniołka, jeśli miałam coś na sumieniu lub olewałam konsekwencje. Moją cechą rozpoznawczą była moja bezczelność i arogancja. Kiedy miałam jakieś obowiązki, zlewałam je tak długo, aż wywoływałam konflikt, i zabierałam się do ich wykonania dopiero po czasie. Niezależnie czy chodziło o dom, szkołę czy inne. Lubiłam wzniecać konflikty. Lubiłam prowokować. Jednocześnie byłam zwariowaną optymistką. Wtedy kiedy było to opłacalne, kreowałam moje szaleństwo na coś pozytywnego. Zbliżał się wieczór, a ja zastanawiałam się, czy Joker zamierza w ogóle wrócić do domu. Pałętałam się po apartamencie w ciuchach od Jokera ( bo to były jedyne, jakie miałam) bez celu. Brock i Rocko oglądali telewizję. Po namyśle postanowiłam do nich dołączyć.

- Chłopaki? - zaczęłam – Nie ma nic w telewizji?

- No jak widać – mruknął Brock i zaczął przełączać kanał po kanale.

- Wiecie, jestem z tych dziewczyn, co szybko się nudzą – jęknęłam.

- Nigdzie nie wyjdziesz do powrotu Szefa. Inaczej nas pozabija – burknął Brock.

- A ty wszędzie węszysz spisek, sztywniaku – drażniłam go – Zapewnijcie mi jakąś rozrywkę! - stęknęłam jak marudne dziecko. Jak na osiemnaście wiosen, to byłam dość infantylna, a co więcej, lubiłam taka być.

- Ile ty masz lat? Pięć? Nie będziemy cię niańczyć! - Brock wyraźnie się wkurzył.

- A ty? - prychnęłam – Już masz sześćdziesiątkę na karku, że ciągle tylko marudzisz?

- ... - Brock się nam zagotował.

- No, ale co ty, Juliet chcesz robić? - odezwał się Rocko, który starał się załagodzić sytuację.

- A bo ja wiem? - mruknęłam – Zwykle jak się nudzę, to albo ćwiczę, albo tańczę, piszę, gram – wyliczałam – Ale jak jestem odcięta od mojego komputera, to nie mogę robić nic z tych rzeczy! - burknęłam znudzona.

- Nie umiesz sobie zorganizować czasu w inny sposób? - Brock tracił cierpliwość.

- Pewnie, że mogę – palnęłam i pobiegłam w stronę czegoś, co przypominało kuchnię. Po chwili wróciłam do ''salonu'' z pięknym, lśniącym nożem – Możemy zagrać w jedną grę – uśmiechnęłam się złowieszczo.

Oj, Juliet, Juliet. Co się z tobą dzieje? Doskwiera ci potrzeba zabawy niebezpiecznymi narzędziami? Czyżby bestia zrywała powoli swój łańcuch?

- Juliet – zaczął nieco przestraszony Rocko – Odłóż ten nóż.

- Co ty odwalasz, chłopie?! - Brock popatrzył na towarzysza jak na idiotę – Jesteś do cholery dwa razy większy od niej! - Odłóż nóż, kretynko – Brock zachował zimną krew i spojrzał na mnie z pogardą.

- Pewnie myślisz, że tego nie zrobię – patrzyłam na niego uważnie.

- Bo nie zrobisz – prychnął – Boisz się. A nawet gdybyś się nie bała, to jestem od ciebie silniejszy.

- Jesteś bardzo pewny siebie – zacisnęłam pięść na rączce noża – Nienawidzę takich śmieci jak ty – śledziłam wzrokiem jego reakcję. Denerwowało mnie to, że ten przerośnięty dupek był taki hardy i wątpił w moje szaleństwo. Przypominał mi Friedricka. Z tym że tamta sierota popuściłaby od razu na mój widok, dostrzegając ostrze w ręce. Brock grał cwaniaka. Cholernie mnie to irytowało. Chciałam, żeby się mnie bał. Łaknęłam jego strachu. Pragnęłam stanowić dla niego równie wielkie zagrożenie co Pan J. Ale on uważał mnie za słabą dziewczynkę. Może nie byłam najsilniejsza, ale obłęd skutecznie pozbawia hamulców i barier. A ja w zasadzie od chwili zabicia człowieka, świadomie marzyłam o szaleństwie. Chęć utraty zmysłów była jak zakazany narkotyk...

Chciałam jego śmierci. Chciałam jego cierpienia. Jak to możliwe, że chciałam zabić kogoś, kto przed chwilą kwalifikował się do moich kumpli? To było tak samo możliwe, jak moja obojętność na widok śmierci chłopaka, który skoczyłby za mną w ogień. (Krzyżyk na drogę, Tom) Rzecz w tym, że normalni ludzie nie pragną cudzego cierpienia. A co jeśli ja naprawdę popadałam w obłęd? Czyżby mój plan właśnie się powodził?

- Uspokój się, mała – rzucił Brock obojętnie. Przelał czarę goryczy. Przy moim wzroście nazywanie mnie ''małą'' było jak wyrok w stronę adresata tego określenia. Czułam pod powiekami całe szaleństwo, jakie mnie ogarnęło. Rocko chyba też to zauważył, bo na jego twarzy malowało się przerażenie. To mi tylko dodawało animuszu. Rzuciłam się z nożem na Brock'a, który jak należało się tego spodziewać, szybko mnie obezwładnił. Jednakże udało mi się go gdzieniegdzie drasnąć ostrzem. Mężczyzna unieruchomił moje ręce i przygwoździł mnie do podłogi. Rocko starał się uspokoić kompana, ale Brock emanował gniewem. Był na tyle wściekły, że wyglądał jak rottweiler z zaawansowaną wścieklizną. Scena ta wyglądała jak zapowiedź niecenzuralnego filmu. Oddychałam ciężko, próbując się wyswobodzić, a na ustach panoszył się szyderczy uśmiech. Doskonale wiedziałam, że Brock nie może mnie skrzywdzić, chociaż na pewno bardzo by tego chciał, więc skrupulatnie to wykorzystywałam.

- Uspokój się, dziewczyno – dyszał rozgniewany.

- Brock, zostaw ją lepiej – Rocko był przykładem empatycznego osiłka.

- Zamknij się kretynie, nie widzisz, że to wariatka? - Brock ani na sekundę nie zwolnił uścisku.

- Stary, ty krwawisz – jęknął Rocko.

- Żałuję, że ci nie odcięłam tego pustego łba – patrzyłam prosto w oczy dwumetrowemu facetowi, który przyciskał mnie do podłogi. Zerkał z pogardą w oczach i cynizmem.

- Nie prowokuj mnie, suko – warknął. Z jego oczu tryskały złowieszcze iskry – Bo zrobię ci coś, czego byś nie chciała.

- No dalej – podjudzałam go – Zrób to! - prychnęłam - bezsprzecznie moje szanse na przeżycie w obecności tego faceta, były na minusie. Mógł mnie przecież udusić lub wyprawić na tamten świat w inny sposób, a ja beztrosko żartowałam sobie ze śmierci, która patrzyła mi w oczy coraz zacieklej. Nie bałam się. Nie czułam nic poza dziwną ekscytacją. Bawiło mnie to. Jednak Brock trochę się zdygał, biorąc pod uwagę fakt, że musi mnie przygniatać swoim ciężarem i unieruchamiać, żebym przypadkiem nie dostała noża w swoje ręce.

- Brock, spokojnie – postawa Rocka dalej się nie zmieniła.

- Wiesz, o czym teraz myślę? - uśmiechnęłam się do Brock'a.

- Wali mnie to – warknął.

- Jak pięknie wyglądałby nóż w twoim brzuchu. Twoja główka byłaby pięknym trofeum, a z jelit zrobiłoby się piękne serpentyny na moje następne urodziny – wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Scena patroszenia gangstera stanęła mi przed oczami i wywoływała przyjemne mrowienie.

- Nie pojmę tego, jak taka młoda dziewczyna, może mieć tak dokładne przemyślenia na temat zbrodni – w jego oczach dostrzegłam lekkie przerażenie, ale nie odważył się puścić moich nadgarstków.

- Żartuję tylko – parsknęłam – Z twojego truchła nie byłoby żadnego pożytku.

- Proszę, uspokój się – powiedział spokojnie – Nie chcę cię skrzywdzić.

- A ja wręcz przeciwnie! - na dźwięk tych słów zaczęłam się rzucać jak opętana, na tyle jak bardzo było to możliwe.

- Rocko, dzwoń do Szefa i powiedz, że jego dziewczyna dostała szału! - krzyknął Brock. Niestety Rocko nie zdążył wykonać telefonu, bo nagle w drzwiach stanął Joker, który nie był zadowolony z tego, co zobaczył. W jego spojrzeniu dostrzegłam coś na kształt irytacji pomieszanej z zazdrością? Poczułam przyjemne uczucie w środku. Nie byłam mu obojętna. Bez znaczenia czy był zły, bo ktoś ośmielił się dotknąć jego własność czy jego ''dziewczynę''. Oficjalnie nie mogłam potwierdzić, że byłam z nim w związku. To, że on tak powiedział, nie znaczy, że tak myślał.

- Puszczaj ją – zielonowłosy wycelował w Brocka pistoletem. Na jego twarz powróciła obojętność, ale także determinacja.

- Spokojnie, Szefie... – Rocko zaczął się płaszczyć – Brock i tak jest ranny – los przyjaciela nie był mój obojętny.

- Ktoś cię pytał o zdanie? - lufa pistoletu skierowana została w stronę Rocka. Mężczyzna był tak sparaliżowany, że nie był w stanie nic powiedzieć. Brock również był jak zaczarowany, a co za tym idzie, zapomniał, żeby mnie puścić – Puszczaj ją – klaun się zdenerwował, bo po chwili podszedł do nas i z całej siły kopnął Brock'a w twarz, aż tamtego zamroczyło. Jego oblicze natychmiast zbroczyła krew. Klaun mógł mu złamać nos tym kopniakiem.

Joker podniósł mnie z podłogi i przyciągnął mocno do siebie. Po chwili wycelował w nieco zdezorientowanego Brock'a pistoletem. Obserwowałam tę akcję z uśmiechem na twarzy. Zresztą, Joker mocno mnie trzymał i nawet gdybym nie chciała w tym uczestniczyć, byłoby to trudne.

- Litości – w oczach Brock'a pojawiło się prawdziwe przerażenie, a zaraz potem łzy. Chwila... To on płacze? A takiego zgrywał cwaniaka.

- Jesteś ścierwem Brocky, wiesz o tym, prawda? - Joker spojrzał na niego z pogardą i wydął usta w dzióbek.

- Szefie, ja tylko chciałem uspokoić Juliet – bronił się.

- Chciałam go zarżnąć nożem – odpowiedziałam z psychopatycznym uśmiechem, gdy Joker pytająco na mnie spojrzał.

- Tak bez powodu? - w oczach Jokera dostrzegłam rozbawienie.

- Wkurzył mnie – przewróciłam oczami.

- Jesteś niepoczytalna – zaśmiał się upiornie, nie spuszczając pistoletu z przerażonego Brock'a.

- Uczę się od najlepszych – przytuliłam się do niego w odpowiedzi. Nie planowałam podzielania sadystycznego hobby Księcia Zbrodni, ale chyba stawałam się zagorzałą fanką takich zabaw...

- Szefie... - dobiegł nas głos Rocka. Po chwili biedaczek leżał w kałuży posoki.

- Rocko!!! - wydarł się Brock. Widać było, że przyjaciel wiele dla niego znaczył – Jak mogłeś?!

- To się stało bardzo dawno temu – zaczął Joker ze śmiechem – Pewnego razu, po prostu oszalałem – zamiast strzelić, błyskawicznie wbił strzykawkę w szyję Brock'a. Ciało mężczyzny osunęło się na podłogę.

- Czemu go nie zabiłeś? - mruknęłam zawiedziona. Miałam minę, jakby długo wyczekiwany film skończył się beznadziejnie.

- Juliet – Joker obrócił mnie w swoim kierunku i przyłożył rękę do mojej brody – Zabijanie jest sztuką. Trzeba się tym delektować jak kawałkiem najpyszniejszego ciasta. Jeśli bardzo chcesz kogoś zabić, musisz to zrobić z wyczuciem. Dopieścić każdy najmniejszy szczegół zbrodni. Strzał z pistoletu nie daje takiej satysfakcji jak pocięcie nożem czy piłą. Im większe tortury zadasz swojej ofierze, tym większą przyjemność ci to sprawia, a ty stajesz się lepszym oprawcą. Najlepsze uczucie ogarnia cię wtedy, gdy masz pełną kontrolę nad czyimś życiem. Kiedy tworzysz chaos i spustoszenie. Gdy jesteś największym koszmarem swojej ofiary. Nic nieznaczące ścierwa wysyłam do piachu za pomocą gnata. Jednak gdy mam wobec kogoś bardziej wyszukane zamiary, to gwarantuję im dużo ciekawsze rozrywki – zaśmiał się – Śmierć tych, którzy mieli szczególne znaczenie, musi być arcydziełem – wybuchnął głośnym, charakterystycznym śmiechem.

- Więc Brock jest dla ciebie kimś szczególnym? - spytałam. Kierując się logiką J'a, odpowiedź może być zaskakująca.

- Jest jednym z moich najlepszych ludzi. Jednak zawiódł mnie i dlatego jego koniec nie będzie zwyczajny – odparł.

- Zawiódł?

- Dotknął mojej własności – jego dłoń przesunęła się na mój policzek. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz – Należysz do mnie – zamknął mi usta pocałunkiem.

- Wspominałeś coś, że wieczorem gdzieś idziemy? - zaczęłam, gdy już ochłonęłam po namiętnym zbliżeniu z Księciem Zbrodni.

- Tak, ale doszło do nieprzewidzianych zdarzeń i nasze plany muszą zaczekać – spojrzał wymownie na nieprzytomnego Brock'a.

- Ten śmieć musiał wszystko zepsuć – burknęłam zła.

- Nie martw się, cukiereczku – Joker uśmiechnął się szeroko, odsłaniając implanty na zębach – To, co dzisiaj będziemy robić, będzie równie ekscytujące, co nocne wyjście. Wyjdziemy jeszcze nie raz – zaśmiał się i kopnął leżącego Brock'a – Ale jak widzisz, trzeba się zaopiekować tym słodkim chłopczykiem – uklęknął przy ciele i wyciął mu na twarzy krwawy uśmiech – Jak jest wesoły, to jest fajniejszy – Joker zaśmiał się, podtrzymując brodę Brock'a. Z rozciętych kącików ust zaczęła spływać krew.

- Ja się nim bardzo chętnie zajmę – uśmiechnęłam się niczym zawodowa psychopatka.

- Mam nadzieję – uśmiechnął się szaleńczo – Bo od tego, jak się nim zajmiesz, zależy też twoje życie – zaśmiał się.

- Słucham? - miałam wrażenie, że się przesłyszałam.

- To proste, skarbie. Nie możesz ze mną współpracować, jeśli nie umiesz zabijać – podniósł się z kolan i zaczął delikatnie pieścić dłonią zakrwawiony nóż.

- Przecież mam już trójkę na sumieniu! - wybuchnęłam wściekła. On właśnie stwierdził, że nie umiem mordować?! Za kogo on mnie ma? Za amatorkę?! Chociaż, lepsze jest pytanie, dlaczego tak ostro zareagowałam na jego słowa...

- Trójkę? - zaśmiał się i zaczął liczyć na palcach – Z tego, co pamiętam, to zabiłaś dwójkę. Czyżbym o czymś nie wiedział? - uśmiechnął się szeroko.

- Jak Batman mnie odbił, to wylądowałam w szpitalu, gdzie udusiłam gołymi rękoma pewnego wkurzającego gówniarza – pochwaliłam się.

- No pięknie – zielonowłosy spojrzał na mnie z rozbawieniem – Myślałem, że umiesz tylko strzelać.

- Ja też – uśmiechnęłam się dumnie – Poza tym zaatakowałam Brock'a nożem – mój uśmiech się poszerzał.

- Wspaniale – klaun również wydawał się zadowolony – Więc zabicie go, nie powinno sprawić ci żadnego problemu – zaśmiał się.

- Zobaczysz, co potrafię – uśmiechnęłam się.

- Wiem, co potrafisz, skarbie – Joker uśmiechnął się szeroko – Jesteś jak nieoszlifowany diament i ja dopilnuję, żeby obudzić w Tobie potencjał.

- Czyli, że przechodzę teraz szkolenie? Metamorfozę? - dociekałam.

- Wszystko w swoim czasie – mruknął obojętnie – Potraktuj to jako rozrywkę.

- Masz niecodzienne metody na spędzanie wolnego czasu – zaśmiałam się.

- To jedna z opcji – klaun nagle znalazł się blisko mnie. Moje oczy zetknęły się z jego zielonymi tęczówkami, które emanowały łobuzerskim błyskiem – Jest wiele sposobów na spędzanie wolnego czasu – uśmiechnął się znacząco. W tamtej chwili każda moja komórka domagała się jego dotyku. Nie wiem dlaczego, ale jego spojrzenie było tak hipnotyzujące, że nie sposób było mu się sprzeciwić. Ten mężczyzna był nie tylko pozbawionym skrupułów szaleńcem. Miał w sobie coś, co przyciągało mnie jak magnes. Czy to wina jego zawsze błyszczących, szmaragdowych oczu, dominacja z krztą cynizmu, którą można było wyczuć w jego głosie? A może powodem była jego wielka pewność siebie i świadomość swojej wyższości nade mną? Lub odpowiedzialny był za to jego dotyk. Elektryzujący, przyjemny, szorstki i zdecydowany? Nim się zorientowałam, stałam przyparta do ściany. Zielonowłosy ustawił ręce po bokach mojej głowy. Po jego twarzy pełzał obojętny, lecz triumfalny uśmiech.

- Masz inne pomysły? - przyłożyłam dłonie do ściany.

- Tak, i doskonale wiem, że zgodzisz się na to, co chcę zrobić – nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Uważasz, że ulegnę za każdym razem, gdy będziesz tak na mnie patrzył? - starałam się, żeby mój głos brzmiał obojętnie.

- Ja to wiem, Juliet – uśmiechnął się szeroko – Wystarczyło parę spotkań, bym wdarł się do twojego umysłu i nim zawładnął.

- Moje myśli nie krążą tylko wokół Ciebie – patrzyłam na niego bez wyrazu.

- Ludzie często myślą, że mogą ukorzyć swoją psychikę i mieć nad nią pełną kontrolę. To czysty absurd. Często nie ma się wpływu na to co zaprząta ludzki mózg. Kiedy rozgryziesz umysł ofiary, możesz nią bez przeszkód manipulować – jego twarz zbliżyła się do mojej.

- Więc mnie zmanipulowałeś? - nie mogłam się dłużej opierać i moje ręce oplotły jego kark.

- Nie musiałem – w odpowiedzi wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, a po chwili nasze języki trwały w dzikim tańcu zmysłowości. Joker przycisnął mnie do ściany i naparł na mnie całym ciałem. Całkowicie mnie zdominował i skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie podoba. Temperatura naszych ciał szybko się podniosła. Ręce klauna ześlizgnęły się na moje pośladki. Podrzucił mnie tak, że wylądowałam na jego biodrach, oplatając je nogami. Całowaliśmy się długo i zachłannie. Dopiero po dłuższym czasie odkleiliśmy się od siebie, żeby złapać oddech. Oboje byliśmy spragnieni siebie nawzajem, a nasze oczy płonęły pożądaniem, ale wiedziałam, że przecież musimy jeszcze coś zrobić. Jak przewidziałam, Joker postawił mnie na ziemi i odsunął się ode mnie – Teraz możemy wrócić do obowiązków – zaśmiał się głośno, zapinając guziki od koszuli. Ja byłam nieco rozczochrana, ale to mi nie przeszkadzało. Podeszłam tylko do lustra, żeby upewnić się, że makijaż się nie rozmazał. Na szczęście pozostał na swoim miejscu. Było mi gorąco od tego wszystkiego, więc podwinęłam przylegającą koszulkę i zrobiłam supełek nad pępkiem.

- Spokojnie Joker, zabiorę Brock'a do wesołego miasteczka tortur i cierpienia – parsknęłam wysokim śmiechem, przeglądając się w lustrze.

- Wiem – zielonowłosy stanął za mną, a jego ręce spoczęły na moich odkrytych biodrach. Oparł swoją głowę o moje ramię. Trwaliśmy tak przez chwilę, patrząc w lustro i przyglądając się swoim odbiciom. Klaun nie przestawał się uśmiechać.

- Co się tak szczerzysz, cały czas? - spytałam nieco rozbawiona.

- Bo nareszcie mam kogoś, kto podziela moje szaleństwo – wybuchnął śmiechem, a ja nie mogłam mu nie zawtórować. Po chwili oboje skupiliśmy się na wiązaniu i krępowaniu Brock'a, któremu miałam zapewnić niezapomniane atrakcje...




Zmartwychwstałam po dość długiej nieobecności i powracam do świata żywych z nowym rozdziałem Get Insane. Juliet zaczyna ogarniać coraz większy obłęd, a ona nie ma nic przeciwko żeby szaleństwo obudziło jej wewnętrzną bestię.

Bardzo się cieszę, że czytacie tę książkę :) Wasze komentarze i oceny bardzo mnie inspirują  i motywują. Dziękuję, że macie chęć czytać moje wypociny.


Pozdrawiam

JCCaro ♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top