Get Insane IV

Nie wiem, jakim cudem stamtąd uciekłam, ale świadomość, że obudziłam się we własnym łóżku w domu, sprawiła, że moje serce przestało szybko bić. Na poduszce pod moją głową widniała czerwona plama, ale rana na szyi zdążyła się już nieco zabliźnić. Dopiero przed lustrem uświadomiłam sobie, że rana ma kształt literki J. Wzdrygnęłam się. Ten niefortunny zbieg okoliczności, że Joker i ja mamy imię zaczynające się na tę samą literę nie ułatwiał sprawy. Ludzie pomyślą, że się pocięłam czy coś. Ale trzeba być narcystycznym kretynem, żeby wydziarać sobie własny inicjał na szyi. I jak ja to niby zrobiłam? Nagle, moje myślenie zagłuszył okropny ból głowy. Kac. Migrena rozsadzała mi czaszkę i nie byłam w stanie nawet stać na nogach, co poskutkowało szybkim upadkiem na podłogę. Spojrzałam na zegarek. 7.34. Nigdy nie wstawałam tak wcześnie w weekendy. Rodzina była przyzwyczajona, że potrafię spać do popołudnia i fakt, że wstałam przed 8.00, byłby dla nich dziwny. Ja sama zresztą nie chciałam jeszcze rozpoczynać dnia i postanowiłam wrócić do łóżka. Na górę od piżamy nałożyłam bluzę z kapturem, gdyby komuś jednak zależało, żeby tu wejść i wróciłam pod ciepłą kołdrę. Trochę mi zajęło, nim znowu zasnęłam. Przyśnił mi się Joker. Jego zielone, hipnotyzujące oczy wpatrywały się we mnie z ogromnym zainteresowaniem. W głowie słyszałam jego chrapliwy głos, który owijał się wokół moich uszu jak wąż, z zamiarem połknięcia ofiary. Scena z poprzedniej nocy, gdy zakładał mi naszyjnik i jego palce muskały moją szyję, była niezwykle realistyczna. Miałam wrażenie, że znowu jestem jego więźniem. Nagle akcja przeniosła się do momentu, gdy przycisnął mnie do ściany i w ręce trzymał nóż. Na szczęście nie czułam ponownie tego bólu, gdy wbił mi ostrze pod skórę, ale wciąż czułam się jak w horrorze. Błagałam w myślach, żeby ten koszmar już się kończył, gdy nagle usłyszałam jego głos:

Nie płacz, Juliet, na pewno się jeszcze kiedyś spotkamy, do zobaczenia!

Krzyknęłam i natychmiast się obudziłam. W pokoju było ciemno. Zegar wskazywał godzinę 8.20. Nie miałam już ochoty zostać w łóżku, więc najciszej jak to możliwe, ubrałam się i poszłam do kuchni. Rodzice jeszcze spali. Znalazłam w lodówce dżem truskawkowy a w kredensie bułkę, więc zdecydowałam, że to będzie moim śniadaniem. Zjadłam, wypiłam herbatę, umalowałam się, uczesałam i zdecydowałam się na spacer. Potrzebowałam ochłonąć. Naciągnęłam kaptur bluzy na głowę, poprawiłam dżinsy, włożyłam ulubione buty za kostkę i wyszłam. Będąc na klatce schodowej, odruchowo rozejrzałam się czy na schodach nie czai się żaden porywacz. Zadzwoniłam do Terry.

- Juliet, ty nie śpisz?! - powitała mnie bez zbędnego ,,cześć''.

- Nie śpię - mruknęłam - A ty, wstałaś już? - spytałam.

- No, a co ty myślisz? - naskoczyła na mnie - Nie mogłam zmrużyć oka! Wszyscy cię wczoraj szukali, wiesz?

- No, właśnie nie wiem - odparłam zgodnie z prawdą - Możemy się spotkać w naszej kawiarni? - spytałam bez chwili zastanowienia.

- No pewnie! - krzyknęła do słuchawki, że aż odsunęłam komórkę od ucha - Widzimy się na miejscu! - rozłączyła się pierwsza. Westchnęłam. Zachowuję się jak nie ja. Jeszcze przedwczoraj miałam tyle samo energii w głosie co Terry. A teraz? Może to przez wydarzenia minionej nocy? Szłam ulicami Gotham, słuchając na pełnej głośności muzyki przez słuchawki. To ciekawe, że miasto już żyje o tej porze. Ja zwykle budziłam się około 12.00 i nie miałam pojęcia, że od 9.00 Gotham też może tętnić życiem. Przesypiam większość swojego życia. Taka moja uroda. Mijając witryny sklepowe, przeglądałam się w oknach wystaw. Wysoka, zgrabna, długie nogi, szczupła. Narcyzm zaczyna o sobie przypominać. Nie przyznałam się, ale schowałam do kieszeni bluzy nóż. Tak na wszelki wypadek...

- Co cię skłoniło do wczesnej pobudki? - Terry paplała bez przerwy, odkąd tylko usiadłam przy stoliku.

- Nie mogłam spać - mruknęłam.

- Co ty taka mrukliwa? Gdzie twój optymizm, Jul? - spytała.

- Chwilowo zaniknął z powodu nieznośnego bólu głowy - uśmiechnęłam się słabo.

- Kaca najlepiej leczyć shakiem - mrugnęła do mnie.

- Racja - ochoczo wstałam od stolika i poszłam zamówić sobie picie.

- No, to gdzie ty wczoraj byłaś, co? - zaczęła się nowa porcja pytań, gdy opróżniłam zawartość szklanki do połowy.

- Zgubiłam się - wymyśliłam na poczekaniu.

- Gdzie, wariatko? Szukaliśmy cię kilka kilometrów od klubu! - patrzyła na mnie jak na kosmitkę.

- Poszłam na spacer do parku i w moim stanie, chyba się przewróciłam i zasnęłam - powinnam być nominowana do Oscara za moje aktorstwo.

- Nie wylewałaś wczoraj za kołnierz - pokręciła głową.

- W końcu to była osiemnastka - uśmiechnęłam się na wspomnienie o imprezie.

- Wiesz, że Tom zaginął? - użyła swojego przejmującego wzroku.

- A co? Wychodził gdzieś? - obojętnie sączyłam koktajl przez słomkę.

- Ponoć poszedł cię szukać - dłubała widelcem w swojej szarlotce.

- No, to mnie nie znalazł - uśmiechnęłam się szyderczo.

- Wiem, że go nie lubisz, ale to poważne - spojrzała na mnie uważnie.

- Wiem, że to poważne, ale ja nic nie wiem - wracał mi dobry humor - W ogóle to, jak ja wróciłam do domu?

- Mnie się pytasz? - zrobiła wielkie oczy - Przecież pytam się gdzie byłaś. Nie znaleźliśmy cię, jeśli o to pytasz. Tylko wysłałaś do mnie SMSa jak już miałam iść z chłopakami na policję. Wtedy się uspokoiliśmy i założyliśmy, że będziesz chciała się wyspać, więc damy ci spokój.

- Czyli, że jakimś cudem trafiłam do domu - zamyśliłam się.

- Raczej - nabrała na widelec spory kawał ciasta.

- Aha - mruknęłam na głos, żeby się w tym utwierdzić. Pogadałyśmy jeszcze o zwykłych błahostkach i się pożegnałyśmy. W poniedziałek miałyśmy mieć sprawdzian i wypadałoby się do niego przygotować. Szłam sobie spokojnie do domu, gdy nagle poczułam przy ustach nasączoną jakimś odurzającym świństwem szmatkę. Tym razem zaczęłam się wyrywać i wyciągnęłam z kieszeni nóż, ale porywacz mnie obezwładnił i upuściłam broń na ziemię. Porwanie w biały dzień! I nikt nic nie widzi?! Szarpałam się zaciekle, ale niestety woń chloroformu mnie odurzyła i straciłam przytomność. Obudziłam się, tak jak przypuszczałam w magazynie. Przywiązana do krzesła. Przynajmniej miałam długie spodnie i płaskie buty, a przyzwoity ubiór zwiększał powodzenie mojej ucieczki. Rozejrzałam się czy nie ma tu kogoś w podobnej sytuacji. Nie ma. Jestem sama. Niech to szlag...

- Juliet, cukiereczku! - ujrzałam przed sobą twarz klauna - Witam ponownie! Może buzi na przywitanie? - zaśmiał się i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, cmoknął mnie w policzek. Znowu ten dziwny dreszcz.

- Dlaczego ja?! - wydarłam się - Dlaczego znowu ja?!

- Nie krzycz tak, skarbie - pogroził mi palcem - Powinnaś czuć się zaszczycona! - roześmiał się.

- Zaszczycona?! - byłam bliska szału.

- Tak! - klasnął w dłonie jak małe dziecko - Pierwszy raz porywam dwa razy tę samą osobę! - uśmiechnął się tak szeroko, że miałam wrażenie, że kąciki ust zaraz mu popękają.

- Nie mogłeś porwać kogoś innego? - westchnęłam zrezygnowana.

- Jaka ty jesteś neurotyczna, Juliet - klęknął przy mnie na jednym kolanie - Najpierw krzyczysz i rzucasz się jak opętana, teraz wzdychasz i jest ci wszystko obojętne - wstał i uważnie mnie obserwował.

- Dlaczego mnie znowu porwałeś...? - spojrzałam na niego bez emocji.

- Stęskniłem się - uśmiechnął się lekko.

- Widzieliśmy się wczoraj - rozmawiałam z nim, jakby był moim dobrym kumplem.

- A dziś jest dzisiaj - mruknął.

- A kto umarł, ten nie żyje - palnęłam bez zastanowienia.

- Hahaha - zaśmiał się.

- Daj spokój, to nie było aż takie śmieszne - przewróciłam oczami.

- Jeśli żart nawiązuje do śmierci, okropnie mnie to bawi - powiedział obojętnie.

- Powinnam się domyślić - zaśmiałam się odruchowo - Jednak dalej nie rozumiem, czemu znowu tu jestem. Minęło raptem kilka godzin odkąd się ''widzieliśmy'' - spojrzałam na niego uważnie.

- Po prostu lubię spędzać czas z moimi przyjaciółmi - uśmiechnął się.

- To my się przyjaźnimy? - zdziwiłam się.

- Chciałabyś, żeby to było coś więcej? - na jego twarzy pojawił się niezwykle figlarny uśmiech.

- Co... Nie! - wypaliłam - Traktujesz mnie jak przyjaciółkę? Znamy się od wczoraj - pilnowałam się, żeby nie spłonąć rumieńcem.

- Szybko przywiązuje się do ludzi - wiedziałam, że kłamał.

- Jeśli jesteśmy przyjaciółmi, to dlaczego jestem przywiązana do krzesła? - spytałam.

- Bo tak jest fajniej - zaśmiał się głośno i wyjął z kieszeni nóż.

- Po co ci nóż? - spojrzałam nerwowo na ostrze, które pieścił dłonią.

- Na wszelki wypadek - przeniósł rozbawione spojrzenie z noża na mnie.

- Gdybym chciała uciec? - szepnęłam.

- A uciekłabyś? - spojrzał na mnie wyczekująco.

- Nie... - słowa wypłynęły z moich ust.

- Dobrze - jego twarz rozjaśniła się i schował nóż z powrotem.

- Rozwiążesz mnie? - zerknęłam na niego nieśmiało.

- Oczywiście - uśmiechnął się i podszedł do mnie.

- Dlaczego mnie tak naprawdę... - spojrzałam na niego twardo - Znowu porwałeś?

- Jesteś uparta Juliet - uśmiechnął się, rozwiązując krępy sznura.

- Nie zmieniaj tematu - złapałam go za twarz, ale szybko cofnęłam ręce i zarumieniłam się.

- Chcę żebyś ze mną współpracowała - spojrzał na mnie poważnie.

- Aaale, dlaczego... - wyjąkałam.

- Mówiłem to wiele razy, ale powtórzę po raz kolejny - mruknął zniecierpliwiony - Masz potencjał, Juliet. Nigdy bym nie przypuszczał, że poznam bratnią duszę.

- Nie jesteśmy podobni - odwróciłam głowę.

- Zabiłaś człowieka i dziecko - złapał mnie za gardło - Zabiłaś bez namysłu.

- Nie namieszasz mi w głowie - wycharczałam.

- Ale to przejaw hipokryzji, mówić, że jesteś normalna - bawiło go to.

- Nigdy nie mówię, że jestem normalna - spojrzałam na niego z satysfakcją.

- Chcesz, żeby ludzie postrzegali cię jako wariatkę? - spojrzał z niedowierzaniem i nutką humoru.

- Nie lubię udawać kogoś, kim nie jestem - głos mi słabnął z każdym słowem.

- To rzadkość - uśmiechnął się i puścił moją szyję. Zsunęłam się na podłogę i klęcząc, zaczęłam kaszleć. Serce waliło, jak oszalałe a ja bałam się, że z bezsilności polecą mi łzy. Ukradkiem spoglądałam na Jokera. On jest kompletnie nieprzewidywalny.

Powoli wstałam z klęczek i objęłam samą siebie. Zawsze tak robiłam, gdy było mi źle. Nieświadomie z oczu popłynęły mi łzy. Byłam na siebie wściekła za swoją wrażliwość. W takiej sytuacji powinnam wytężyć szare komórki i kombinować jak uciec, a nie się nad sobą rozczulać. Niestety mój organizm mnie nie słuchał. Ponownie zeszłam na ziemię i podkurczyłam nogi. Głowę oparłam na kolanach. Miałam czas, żeby pomyśleć o tym, co przed chwilą powiedział Joker. Chce ze mną współpracować? Dlaczego... I dlaczego w kółko powtarza, że mam potencjał?

Mój optymizm i charyzma zniknęły jak mydlana bańka. Nie miałam sił, żeby wstać i uciekać jak najdalej. Nie miałam też odwagi, by podnieść wzrok i zobaczyć, czy nie ma Jokera. Nie było go słychać, więc albo sobie poszedł, albo stoi gdzieś i napawa się moim strachem i bezradnością. Moje wewnętrzne cierpienie było pewnie dla niego niezłą atrakcją. Całe spodnie przesiąkły moimi łzami. Marzyłam, żeby stąd zniknąć. Znaleźć się w domu i uczyć się do testu na poniedziałek, posprzeczać się z rodzicami o nieporządek w moim pokoju. Siedziałam tak skulona przez dobre parę minut, gdy nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Nie miałam ochoty sprawdzać kto to. Nieważne, czy to był Joker, czy kto inny. Po prostu pozwoliłam, żeby ten ktoś mnie przytulał. Bił od niego chłód, ale się tym nie przejmowałam. Nieoczekiwanie, ten ktoś podniósł mi głowę do góry. Otworzyłam zapłakane oczy i zobaczyłam twarz Jokera. Patrzył na mnie bez wyrazu. Bałam się i dziwiłam jednocześnie, że to on.

Joker, jakiego znali mieszkańcy Gotham, był okrutnym pozbawionym skrupułów i emocji psychopatą. Na pewno niejedna ofiara się przy nim popłakała, a on albo się z tego śmiał, albo to zignorował. Nigdy bym go nie podejrzewała o żadne ludzkie odruchy. Po chwili zaczęłam się uspokajać. Jego zielone oczy były wyjątkowo łagodne. Dzieliły mnie centymetry od największego szaleńca w Gotham, ale czułam się bezpiecznie. Jego wzrok nie zdradzał żadnych przejawów szaleństwa i miałam wrażenie, że patrzę na zwykłego mężczyznę. O tym, że to Joker, przypominały jego zielone włosy i tatuaże, a także bordowa rozpięta koszula. Był nieprzewidywalny i niebezpieczny, ale teraz zachowywał się normalnie. Uświadomiłam sobie, że Joker może być samotny. A skoro nazwał mnie swoją przyjaciółką, to zachowam się jak przyjaciółka.

Nie wiem, co mnie do tego skłoniło, ale przysunęłam się bliżej klauna i mocno go przytuliłam. Nawet jeśli teraz zginę z własnej głupoty i naiwności to przynajmniej ze świadomością, że przekazałam mu trochę uczucia. Ciało zielonowłosego napięło się jak grzbiet kota, gdy jest on wystraszony. Czekałam na cios, ból czy cokolwiek, czego można było się po nim spodziewać, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego, poczułam, jak jego ramiona mocniej mnie ściskają, a jego klatka piersiowa styka się coraz bardziej z moją. Wstaliśmy razem, nie odrywając się od siebie. Trwaliśmy w tym uścisku jeszcze chwilę, gdy Joker odsunął się ode mnie i złapał mnie za twarz.

- Powiedz, że się zgadzasz - patrzył na mnie z napięciem.

- Tak - kiwnęłam głową, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego oczu.

- Powiedz to, powiedz to, powiedz to - jego głos odurzał mnie jak narkotyk.

- Zgadzam się - wstrzymałam oddech, zanim wypowiedziałam te słowa.

- Wiedziałem - jego twarz rozpromieniła się w charakterystycznym uśmiechu. Przybliżył swoją twarz do mojej, a całe moje ciało krzyczało, żeby mnie pocałował. Nie chciałam się zastanawiać, jak moja nienawiść do niego przerodziła się w miłość. Serce nie sługa. Niespodziewanie usłyszeliśmy huk. Do pomieszczenia z impetem wszedł Batman. Spojrzał na mnie i zrobił minę, jakby to mnie miał znaleźć. Joker przycisnął mnie do siebie i wyciągnął pistolet.

- Batsy! Ty nie byłeś zaproszony na nasze kameralne spotkanie - zaśmiał się tak jak miał to w zwyczaju.

- Puść dziewczynę - jego głos przerażał mnie bardziej. Był bardzo grobowy.

- Przecież jej nie trzymam! - wyszczerzył się i zaczął strzelać. Nie wiem czemu, ale chciałam, żeby Joker go zabił. Wcześniej, jeszcze bym się ucieszyła na widok Mrocznego Rycerza, ale teraz całym sercem chciałam zostać z Jokerem. Domyśliłam się, że moi rodzice, gdy zorientowali się o mojej nieobecności, dzwonili na komórkę, lecz gdy nie oddzwaniałam, zgłosili moje zaginięcie. Przepytano świadków, w tym Terry i zgłoszenie o moim zaginięciu dostał Batman. Moje rozmyślania przerwał Batman, który rzucił się na Jokera. Pan J zaczął się śmiać, a ja upadłam na ziemię, niedaleko nich. Dla mojego ciała to było zbyt wiele, gdyż nie mogłam się podnieść. Zobaczyłam, jak podbiega do mnie Batman i podnosi mnie, gdy nagle słychać strzał. Batman syknął, a ja jęknęłam, gdyż kula z pistoletu drasnęła także mnie.

- Zostaw ją! - słyszę głos klauna - Jest moja! - wybucha śmiechem. Słyszę syreny policyjne i dźwięki ambulansu. Batman i Joker biją się ze sobą, a ja czuję się jak bezwładna, szmaciana lalka. Podbiegają do mnie sanitariusze a w tle słychać krzyki policjantów i śmiech Jokera. Obezwładniają go przy asyście jego rechotu i wyprowadzają z magazynu. Nasze spojrzenia się spotykają.

- Nie... - wydobywam z siebie ostatnie tchnienie przed utratą przytomności.

- Juliet - w jego oczach widać coś, czego wcześniej nie widziałam - Przyjdę po ciebie - słyszę jeszcze i zapada ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top