Get Insane CXXX

Nastał nowy, spokojny dzień w Gotham. Słońce przygrzewało dość mocno, więc można było opalić tę bezową skórę. No dobra. Joker nie ma tyle szczęścia i już do końca swego życia będzie wyglądał jak chory na albinizm trans. Chyba że się pomaluje czarną farbą i będzie robił za murzynkę w agencji towarzyskiej. Toby było coś!

Nawet tak pojebanej osobie, jak ja urok poranka się udzielał. Śpiew ptaków skutecznie zagłuszał myśli samobójcze, a zapach mojej ulubionej herbaty malinowej zachęcał, żeby zjeść na śniadanie chrupiące tosty, zamiast połykać kawałki szkła na suchy pysk. Dzięki temu mój humor jest taki ostry.

Kiepsko sprawa wygląda, gdy mnie przyciśnie na dwójkę, ale czego się nie robi dla szaleństwa? Ludzie robią gorsze rzeczy. Przykładowo płodzą gówniaki, żeby im miał kto na starość podać szklankę wody.

A mi kto poda na starość szklankę wody? Nikt kurwa, bo się zabiję przed trzydziestką. Ha! Łyso wam, bananowe łby?

- Juliet, co z tobą? - usłyszałam głos Hyde'a. To nowa główna suka Jokera. Gość jest całkiem spoko, ale ponoć doniósł klaunowi, że to ja stoję za wyrzuceniem dzieciaka przez okno, a tym samym zatrzymuję się w konkretnym hotelu. Ma okres próbny. Jeśli mi w jakikolwiek sposób nie podpasuje, zażyje odświeżającą kąpiel w chemikaliach...

- Co się mnie czepiasz? - warknęłam i nagle sceneria śniadanka na tarasie zniknęła. Przed oczami stanął mi oficjalny wystrój banku. Wokół tłum ludzi, przy biurkach pracowników stali gangsterzy i straszyli karabinami. Ci bardziej ogarnięci kazali szarym ludkom pakować kasę do toreb. Ci mniej po prostu machali bronią przy wystraszonych bankowcach i popisywali się swoją gangsterską nawijką. To żałosne, żeby takie padła należały do naszego gangu! Długo nie bawiłam się z ofiarami w bardziej drastyczne zabawy. Zaproponuję Jokerowi, żebyśmy zrobili selekcję gangsterów na lepszy sort i gorszy, a tych drugich wrzucili do sali tortur, hehehe...

- Nie uważasz, że za dużo palisz tego ścierwa? - warknął, a ja nagle zdałam sobie sprawę z tego, że wciąż jaram zioło.

No tak! Przecież wizja śniadanka na tarasie jest zbyt normalna dla takiej pojebuski jak ja. Bo w istocie, mój poranek wyglądał zgoła inaczej, niż mi się wydawało.

Joker wymyślił, że musimy na nowo nawiązać relację partnerów w zbrodni. Szukał sposobu, żeby mnie tylko przy sobie zatrzymać bez użycia siły. No cóż. Nigdy nie oponowałam przed bestialskim napadem, szukaniem zakładników i końcowym mordowaniu tych, których obiecaliśmy oszczędzić.

Zabraliśmy kilka ulubionych zabawek, zwołaliśmy gang i pojechaliśmy zrobić mały napadzik z samego rana. Nikt się tego nie spodziewał i nikt nie był przygotowany na atak psychopatów.

Może dlatego poszło tak łatwo? Bankowcy dali się uwięzić, zastraszyć i większość oddała mnóstwo hajsu, byleby ich tylko nie zabijać. Nie mieli pojęcia, że tak naprawdę nie będzie osoby, która wyjdzie stąd żywa. Dlaczego? Bo uwielbiałam trzymać ludzi w niepewności do ostatniej chwili...

Ale nie to jest teraz ważne. Joker nie omieszkał mi powiedzieć, że nawet nie muszę się fatygować do hotelu po swoje rzeczy. Wszystko już było przeniesione do apartamentu i poukładane na półkach w szafie, tak jakbym nigdy nie umarła. Dobrze, że żaden z pachołów nie wpadł na pomysł podkradzenia moich jointów.

No dobra. Był taki jeden, od którego wyczułam swój stuff. Wkurzyłam się, to było kilkanaście minut temu i ten debil, którego imienia nawet nie znam, jest właśnie żywcem rozszarpywany przez Kiera. Biedaczek musiał być bardzo głodny, bo na razie skupia się na głośnym, obscenicznym wyrywaniu mięsa, niczym prawdziwy drapieżca.

Moja mała, słodka bestyjka. W pełni zasługuje na smaczne ludzkie kosteczki, co nie znaczy, że spoczniemy na jednej przekąsce, hehe...

Może to dlatego ci pracownicy są tacy przerażeni? Bo w pomieszczeniu panuje grobowa cisza, przerywana jedynie przez ciężkie oddechy zgromadzonych, szloch tchórzliwych pizd i krzyki tego typa, co piesek właśnie wyszarpuje mu wątrobę na żywca, a jego krew i inne wnętrzności ozdabiają ściany i podłogę.

Mam stąd całkiem dobry widok, bo siedzę na jednym z biurek i popalam moją trawkę, w pełni świadomie ignorując komentarze Hyde'a, którego zaraz jebnę.

Oho, wygląda na to, że jakaś słabsza duszyczka nie wytrzymała widoku walających się ludzkich jelit, bo rzygnęła w kącie. Inni popatrzyli na nią ze zgorszeniem. Nie dziwię im się. Jak można zakłócać tak cudowny dźwięk, jak pożeranie żywcem przez agresywnego psa? To niemoralne, no kurwa!

Ciągle odbiegam od tematu, a właściwa historia oscyluje wokół tego, że zjarałam blanta w drodze do banku i jaram teraz. Mózg jest przesiąknięty oparami z marihuaniny i to wyjaśniałoby bardzo rzeczywiste halucynacje. Bo w rzeczywistości nie zjadłam chrupiących tostów ani tym bardziej nie wypiłam malinowej herbaty...

- Nie uważasz, że za długo żyjesz na tym świecie? - spojrzałam na gościa z pogardą, celując w niego pistoletem.

- Jesteśmy w trakcie napadu. Mogłabyś to potraktować poważnie? - syknął, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Poważnie? Poważnie? - z oczu poleciały mi łzy. Mój rechot wzbudził zainteresowanie innych, a w szczególności klauna, którego zauważyłam dopiero teraz. Negocjował z pracownikami, że będzie ich przetrzymywał dopóty, dopóki nie pojawi się Batman. Podziwiam zielonowłosego za to, że w to wierzy. Założyłabym się o gruby hajs, że Nietoperek kopnął w kalendarz, bo to przecież niemożliwe, żeby go nie było tak długi czas. A J i tak łudzi się w niezmienną egzystencję Gacka, tak samo, jak Quinndiotka w miłość klauna do niej.

To jest żałosne. W obu przypadkach.

- Czy ty właśnie powiedziałeś, że mam coś traktować poważnie? - zawołałam tak głośno, żeby usłyszeli wszyscy – Kpisz sobie ze mnie? - chuchnęłam w niego dymem ze skręta – Czy to, jest według ciebie poważne, Hyde? - zaćwierkałam słodziutko i zastrzeliłam jakąś kobietę, która kuliła się w kącie – A to? - uniosłam brwi i kula z pistoletu przebiła serce faceta w marynarce, który usiłował uspokoić tych bardziej przerażonych.

- Demonstrujesz teraz swoje szaleństwo? - prychnął mężczyzna.

- Nie? - zaśmiałam się – Po prostu chcę cię wkurwić – odparłam beztrosko, wypuszczając z ust dym.

- Dlaczego sądzisz, że ci się to uda? - zakpił.

- Nie jesteś jeszcze przyzwyczajony do widoku ludzkiej śmierci, świeżaku – zadrwiłam – Widzę w twoich niebieskich oczkach, że jesteś wrażliwy i nie łatwo ci oglądać to wszystko bez komentarza – dodałam pewnie.

- Jeszcze czego – przewrócił oczami – Nic mnie nie rusza – warknął.

- Jaasne – zachichotałam i zeskoczyłam z biurka. Podeszłam do klauna i położyłam mu rękę na ramieniu.

- Co jest, Cukiereczku? - zielonowłosy obrzucił mnie intensywnym spojrzeniem.

- Jak długo mamy tu siedzieć? - mruknęłam.

- Już się nudzisz? - parsknął śmiechem – Przed chwilą zabiłaś dwójkę zakładników, a Kier zjada na wpół świadomego Paula – zauważył i objął mnie w talii.

- Wiem – wydęłam usta – Lubię napady i zabijanie niewinnych, ale to musi być szybkie i szalone – dodałam.

- Czekamy, aż Batsy'ego ruszy sumienie i zechce uratować tych biednych mieszkańców, zanim z nudów ich powystrzelasz, albo budynek wybuchnie – odparł Joker.

- Dalej wierzysz w to, że on przyjdzie? - prychnęłam, a klaun zmroził mnie lodowatym spojrzeniem.

- Co masz na myśli? - syknął.

- Nie widziano go od kilku miesięcy – powiedziałam – Poza tym, na cholerę mówisz tym ludziom, że przeżyją? - zaśmiałam się złośliwie, a zielonowłosy spojrzał na mnie rozbawiony.

- Nie lubisz grać na emocjach, kochanie? - mruknął, przybliżając swoje usta do moich.

- Właśnie to robię – odsunęłam się od niego i wycelowałam pistoletem w jakiegoś okularnika. Biedaczek podniósł ręce do góry w geście obronnym i zaczął błagać o litość. Postanowiłam trochę ożywić towarzystwo i podeszłam do mężczyzny, nie przestając jarać mojego ziółka – Sprzedaj mi jakąś historyjkę, to może cię zostawię – popatrzyłam na niego z góry i chuchnęłam w twarz dymem. Kaszlnął parę razy i zaczął rozpaczliwie szukać wzrokiem wsparcia u innych. Ludzie mu współczuli, ale nikt nie odważył się zareagować. Ja i tak byłam, średnio cierpliwa – No już! - usiadłam na biurku faceta i ustawiłam lufę gnata na wysokości jego czoła – Masz dziesięć sekund na kreatywną mowę, zanim stwierdzę, że nie warto cię nawet słuchać – warknęłam i zaczęłam liczyć.

- M-m-moja żona... s-s-spodziewa się dzie – dzie – dziecka... - wyjąkał po chwili.

- Twojego, czy doprawia ci rogi? - rzuciłam złośliwie, czym wzbudziłam chamski rechot gangsterów.

- M-m-mojego... - prawie zapłakał.

- Nuuuuda – ziewnęłam, spalając na czole mężczyzny dymiącego blanta. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nie chciał dać mi najmniejszej satysfakcji – Wymyśl coś lepszego – warknęłam.

- Oprócz t-t-tego mam jeszcze dwójkę dzieci... - zadrżała mu warga. Prychnęłam głośno.

- Większa nuda! - skomentowałam – W tej przerośniętej głowie wyczerpały się pokłady kreatywności, co? - rzuciłam złośliwie i odbezpieczyłam spust. Pomieszczenie spowił huk pistoletu i czyjś krzyk, natomiast smugi krwi ozdobiły moją twarz i ubranie.

Ludzie patrzyli oniemiali. Jakby nie wierzyli, że jestem w stanie z zimną krwią zabić kogoś, kto błagał o łaskę. A jednak...

Bo Juliet Caro jest nieco nietypową kryminalistką. Ona z wielką chęcią wysłucha nawet najbardziej ckliwej historyjki. Po czym uśmiechnie się szeroko i bez mrugnięcia okiem zabije ofiarę. Granie na emocjach to najlepsza część tortur psychicznych...

Przez chwilę patrzyłam na gasnące truchło urzędnika, gdy zaczęłam wypatrywać kolejnych zabawek. Zakładnicy uciekali wzrokiem, niektórzy nawet chowali się pod biurka, czym wzbudzali mój złośliwy rechot i poczucie zażenowania. Jak mam do cholery znęcać się nad ludźmi, skoro nie chcą brać udziału w moich gierkach? No halo?

Atmosfera w pomieszczeniu robiła się coraz gęściejsza, torby na kasę pęczniały z każdym nowym banknotem, a ilość osób, które zabijałam dla czystej rozrywki rosła z każdym kwadransem. Punktem kulminacyjnym tego wszystkiego i tak była nieobecność Gacka, co wyraźnie niepokoiło Jokera. Chodził sfrustrowany z kąta w kąt, gadał do siebie i co rusz walił w mordę każdego, kto tylko krzywo popatrzył na Księcia Zbrodni. Moje kąśliwe komentarze na pewno mu nie pomagały, ale nie umiałam się powstrzymać.

Teraz i tak miałam nowe zajęcie. Kazałam Cobrze i Vendecie wziąć jednego typa i przywiązać go do biurka. Zielonowłosy zawsze powtarzał, że jego gang ma obowiązek spełniać moje zachcianki, więc i tym razem nie protestowali.

Przywiązali nieszczęśnika do krawędzi i chcieli mu zakleić usta taśmą, ale zastrzegłam, że chcę słyszeć efekty swojej pracy. Powolutku i starannie kroiłam ciało mężczyzny, co nie pozostawało bez komentarza. Bankowcy rzucali obelgi w moją stronę, podobnie jak torturowana ofiara, której właśnie wycinałam w skórze różne kształty. Darł się jak locha rozpłodowa i przez chwilę analizowałam, czy nie warto mu jednak zakleić tej mordy, bo wrzaski tego nieokrzesanego troglodyty źle wpływały na Kiera. Owczarek przerywał na jakiś czas konsumpcję zwłok niejakiego Paula i strzygł nerwowo uszkami. Jeszcze mi się biedaczek nerwicy nabawi... A wtedy ten wrzeszczący chuj zapłaci za jego terapię z własnej kieszeni!

- Przestań się drzeć, bo mi psa straszysz – warknęłam, dając typowi z liścia.

- Tniesz mnie jak jakieś pierdolone ciasto, jebana kurwo! - krzyknął ostatkiem sił.

- No i? - zakpiłam – Zachowuj chociaż klasę – zaśmiałam się, wbijając mu nóż w okolicach klatki piersiowej – Ta sytuacja jest bardzo zabawna, dlatego też zademonstruję swoją radość – oblizałam usta i dźgnęłam mężczyznę głębiej. Poczułam, jak ostrze wchodzi w miękką tkankę mięsną, rozrywając delikatną powierzchnię skóry. Jego krzyki wyraźnie potwierdzały tę teorię...

Zawsze traktowałam własnoręczne morderstwo bardzo anatomicznie. Szczegółowo analizowałam, w które miejsce najlepiej ugodzić ofiarę, żeby nie uszkodzić zbyt szybko ważnych narządów, czy nie doprowadzić do krwotoku wewnętrznego. Każde takie tortury były niczym egzamin z biologii, a byłam już na tyle doświadczona, że znałam parę ciekawostek.

Mianowicie, ludzie gorzej znoszą rany pionowe niż poziome. Najbardziej wrażliwe są u nich kończyny, często mdleją na widok własnego mięsa i nie lubią patroszenia. O ile powolne rozcinanie skóry są jeszcze w stanie wytrzymać, mają fioła na punkcie swoich twarzy i stanowczo nie akceptują takich zabiegów jak wydłubywanie oczu, wyrywanie języka, czy obcinanie nosa.

Kobietki najbardziej krzyczą z bólu, gdy wykrawa się zwały tłuszczu z ich piersi, panowie natomiast wyjątkowo cierpią, gdy włączam do zabawy tępą piłę ręczną.

Dzieciaki drą się non stop i w ich przypadku żadna tortura nie zostaje bez echa. Ciekawostka: Dorośli umierają szybciej, jeśli najpierw zabije się ich dziecko. Jednak gdy to dzieciak ogląda agonię mamusi lub tatusia, zarówno jedno, jak i drugie stara się nie krzyczeć i udawać, że wszystko gra. Jakie to rozczulające...

Druga ciekawostka: Nikt nie lubi kąpieli w żrących chemikaliach. Ofiary zazwyczaj próbują rozbić plastikową szybę i są bardziej waleczne niż inne typy. Po kilku minutach takie osoby wyglądają jak zombie, co wzbudza we mnie lekki lęk, ale i tak lubię oglądać ich śmierć.

Trzecia ciekawostka: Kier bardzo lubi ludzkie mięso. Wobec tego zrezygnuję z kupowania psiego żarcia w marketach. Złapiemy do piwnicy paru ochotników, którzy posłużą za karmę dla mojego Pączusia.

Czwarta ciekawostka: Właśnie wykroiłam typkowi serce i gniotę je w dłoni jak ziemniaka antystresowego.

Piąta ciekawostka: Straciłam rachubę czasu, a Joker coś mówi o powrocie do domu.

Szósta ciekawostka: Dzisiaj jest impreza u Pingwina, a ten karakan nie spodziewa się obecności klauna. To będzie niezapomniane party.

Siódma ciekawostka: Pojutrze idę na obiad do rodziców, przyjeżdżają wujkowie, a ja zabiłam Edytkę i dalej nic z tym nie zrobiłam.

Ósma ciekawostka: Mam do wyboru dwie opcje. Albo się przyznam i przy okazji uchylę rąbka tajemnicy o swoim pozbawionym moralności życiu, albo jakimś cudem wskrzeszę Edi, lub znajdę sobowtóra, który będzie udawał moją kuzynkę, wyjedzie z wujkami do Polski, na koniec ich zabije, siebie też i podpali ich mieszkanie, żeby pozbyć się dowodów.

Dziewiąta ciekawostka: To, co ja mam w głowie to połączenie sadyzmu i dziecięcej radości.

Dziesiąta ciekawostka: Zrobiłam w myślach dziesięć podpunktów aktualnego stanu rzeczy. Odbiegam od tematu i ginę we własnych refleksjach...

Po pewnym czasie Jokerowi znudziło się oczekiwanie przybycia Gacka, więc ukradliśmy całą kasę z banku, a na koniec wyszliśmy i wysadziliśmy budynek. Niestety, nawet ogłuszająca eksplozja nie wywołała u klauna szerokiego uśmiechu. Prowadził to auto ze skwaszoną miną i na moje wszelkie próby rozmowy odpowiadał pomrukami i półsłówkami. Mogłam jechać z chłopakami i Kierem, ale zielonowłosy w życiu by na to nie pozwolił. Gdyby mógł, przypiąłby mnie do siebie złotym łańcuchem i kontrolował najmniejszy ruch.

- Co jesteś taki nie w sosie? - zagaiłam, aczkolwiek mój głos był raczej obojętny.

- Do mnie mówisz? - był wyraźnie zdziwiony.

- A jedzie z nami ktoś jeszcze? - palnęłam – W bagażniku ktoś jest? - dociekałam, obracając się na fotelu pasażera.

- Nie – uciął sucho – Obchodzą Cię moje uczucia? - spojrzał na mnie przelotnie.

- No, jestem lekko zaniepokojona, kiedy wiecznie uśmiechnięty psychopata traci swój dobry humor – odparłam – To może być zapowiedź przed czymś gorszym, bo w końcu jesteś nieobliczalny – dodałam. Zielonowłosy parsknął śmiechem.

- Co masz na myśli, Cukiereczku? - mruknął.

- No nie wiem – wzruszyłam ramionami – Może Ci na przykład przyjść do głowy, żeby znowu wjechać lamborghini do wody i zostawić mnie na pastwę losu? - powiedziałam.

- Nie wracaj do tego – warknął – To był impuls.

- Naszym życiem rządzą impulsy, J – westchnęłam filozoficznie.

- Trafne spostrzeżenie, Juliet – zaśmiał się.

- To powiesz mi, czemu byłeś taki nie-Jokerowy? - spytałam.

- Na co komu sianie chaosu i mordowanie niewinnych, jeśli nikogo to nie obchodzi? - odpowiedział.

- Faktem jest, że Batman nie pojawia się od kilku miesięcy, ale czy to znaczy, że masz tracić radość z robienia tego, co lubisz? - mruknęłam, patrząc na niego uważnie.

- Wcześniej jakoś się nie zastanawiałem nad brakiem reakcji ze strony Batsy'ego – rzucił.

- A cóż to zaprzątało Twoją głowę, że nieobecność Nietoperza była Ci całkowicie obojętna? - drążyłam.

- Myślałem tylko o tym, żeby Cię odzyskać – uśmiechnął się lekko. Był to raczej zwyczajny uśmiech, ale wciąż zachowywał typową dla klauna psychozę.

- Brzmi to...

- Normalnie – dokończył za mnie – Widzisz, Juliet – zaczął – Potrafię przyznać sam przed sobą, że jestem szalony i zdolny do różnych form okrucieństwa – chrząknął – Potrafię również dostrzec, że jesteś pod tym względem do mnie podobna – położył mi dłoń na udzie.

- Do czego zmierzasz? - uniosłam brwi.

- Znamy się już całkiem długo, nieprawdaż? - spojrzał na mnie znacząco.

- To prawda – kiwnęłam głową.

- Więcej niż rok – dodał – Przeżyliśmy całkiem sporo – zauważył.

- Nooo? - ponaglałam.

- I zdałem sobie sprawę, że lubię Twoje towarzystwo – powiedział – Jesteś jak ofiara, która tak długo znosi ból, że nie chce jej się zabijać – mruknął, robiąc ostry manewr kierownicą. Musiałam się chwycić rączki wbudowanej w samochód – Jak prywatna dziwka, która jako jedyna potrafi mnie zadowolić – kontynuował.

- Łał, J- skwitowałam – Jakie porównania – bąknęłam – Chociaż brzmi to chamsko i nienormalnie, a takie myślenie jest w Twoim stylu, to widzę, że jesteś ze mną zżyty – popatrzyłam na klauna.

- Zdradzić Ci coś ciekawego, Cukiereczku? - mruknął.

- Chętnie – skupiłam na zielonowłosym swoją pełną uwagę.

- Jeszcze zanim Cię spotkałem, szukałem materiału na idealną królową...

- Ale w Twoim mniemaniu idealna królowa to głupia, uległa suka – stwierdziłam – Taka, jak Harley – dodałam.

- Dasz mi dokończyć, kurwo? - warknął zirytowany.

- Czy Ty dajesz mi możliwość wyboru? - zrobiłam wielkie oczy.

- Właśnie wyobraziłem sobie Ciebie w basenie z rekinami – syknął klaun – Nieustannie prowokujesz, Juliet, a mam z Tobą taki problem, że jednocześnie chcę Cię żywą i martwą – westchnął ciężko.

- Ale tego drugiego nie da się odkręcić – mruknęłam.

- Ty jednak powróciłaś z martwych, prawda? - odrzekł.

- Do dzisiaj nie wiem jak to możliwe – wzruszyłam ramionami – To drugie życie jest dla mnie dziwnym doświadczeniem – dodałam.

- Wróćmy teraz do poprzedniego tematu – rzucił, znowu skręcając gwałtownie w jakąś mroczną uliczkę – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - zagaił.

- To porwanie? - mruknęłam.

- Yhm – potwierdził.

- Nie da się tego zapomnieć – powiedziałam – Wtedy wszystko się zaczęło.

- Właśnie – zgodził się – A uwierzyłabyś, gdybym Ci powiedział, że od razu dostrzegłem w Tobie szaleństwo? - spytał.

- Nie mogłeś dostrzec szaleństwa, bo nigdy nie byłam naprawdę obłąkana – zaprzeczyłam.

- Cukiereczku – zaśmiał się – Szaleństwo to nie jest jakaś choroba psychiczna – ponowił śmiech. Śmiał się głośno, jakby usłyszał wybitny żart, a ponieważ jego rechot jest upiornie zaraźliwy, po chwili wspólnie pokonywaliśmy drogę, niemalże dusząc się ze śmiechu.

- Nie? - otarłam łzy kciukiem i spojrzałam wyczekująco na Jokera.

- Szaleństwo to stan duszy – posłał mi szeroki uśmiech – Rodzisz się z tym albo nie – dodał.

- Co chcesz przez to wszystko powiedzieć? - zagaiłam.

- To nie kaftan bezpieczeństwa, taca leków, czy żółte papiery definiują wariata – świdrował mnie spojrzeniem jadowicie zielonych tęczówek, ignorując sytuację na drodze. W efekcie potrąciliśmy kilku pieszych, co klaun skomentował niezadowoleniem. Chodziło oczywiście o wgniecioną szybę, a nie tak dawno lamborghini przeszło jakąś renowację.

- Ale nam jednak zakładają kaftan, faszerują nas lekami, a nasze akta nie są niewinne – zauważyłam.

- Harley wykradła Twoją dokumentację medyczną – rzucił nagle, a ja osłupiałam – Wiem wszystko – dodał.

- I co tam jest napisane? - dociekałam – Muszę to wiedzieć – spojrzałam błagalnie na klauna.

- Nie ma tam niczego, czego nie wiedziałaś wcześniej, Juliet – odparł.

- To znaczy? Nie owijaj w bawełnę – warknęłam, co J skomentował śmiechem.

- Nie jesteś klasycznym czubkiem z zaburzeniami psychicznymi – wyjawił – Prześwietlili Cię pod kątem wszystkich chorób umysłowych i nic nie wykryli – zakończył.

- Interesujące – zachichotałam – Zawsze myślałam, że dr Carter kłamie – mruknęłam.

- Mam podejrzenie, że coś między wami było – warknął nagle, a po moich plecach przebiegł dreszcz.

- Był moim lekarzem, a ja jego pacjentką – grałam głupią – Po cholerę teraz do tego wracasz? - zaatakowałam go – Mam poruszyć temat związany z Harley? - syknęłam jadowicie.

- No właśnie, Harley – prychnął – Ona cały czas czeka na mnie w klubie – mruknął.

- Co takiego? - założyłam ręce na siebie – Jeszcze jej nie zabiłeś? - rzuciłam oskarżycielsko.

- Cukiereczku... - zaczął ugodowo i wyglądał na dziwnie zmartwionego.

- Nie cukiereczkuj mi tutaj – warknęłam wściekle – Miałeś kurwę wysłać w zaświaty – przypomniałam.

- To nie jest takie proste – warknął.

- Oczywiście, że jest – zakpiłam – Przeciągnąć ją po gorącym asfalcie i na żywca zdzierać skórę. Przywiązać kamień i wrzucić do wody, niech suka tonie. Oblać benzyną i podpalić? Wyjebać rakietą w kosmos i wysadzić? - wyliczałam – Nie chce mi się wierzyć, że niczego nie wymyśliłeś – syknęłam – Ty po prostu nie chcesz się jej pozbyć – odwróciłam się do klauna plecami.

- Juliet, nie obrażaj się na mnie... - nie brzmiał zbyt spokojnie.

- Ja się nie obrażam – zadrwiłam, patrząc w szybę samochodu – Wskaźnik mojej pogardy do Ciebie właśnie przekroczył kolejną granicę – fuknęłam.

- Nie rób cyrków – zacisnął dłoń na moim ramieniu, aż musiałam na niego spojrzeć – Mam Ci przypomnieć jak zginęłaś? - syknął.

- Jechaliśmy samochodem, aż nagle do Twojego durnego, zielonego łba przyszła genialna myśl, żeby wjebać się lambo do wody? - posłałam mu jadowity uśmieszek – Po czym zostawiłeś mnie na pastwę losu? - dalej mój głos był słodziutki do bólu.

- Wróciłem po Ciebie – piorunował mnie wzrokiem.

- I po chuj? - prychnęłam – Trzeba było dać mi umrzeć – warknęłam.

- I tak umarłaś! - zakpił.

- Ludzie nie budzą się w kostnicach ot tak – kontynuowałam oschle – Ta Twoja durna reanimacja wszystko zepsuła – dodałam – Czemu mnie ratowałeś, co? - zmarszczyłam brwi.

- Bo nie tak wyobrażałem sobie Twoją śmierć! - wrzasnął – To pierdolone wjechanie do wody to był jebany impuls!

- A jak wyobrażałeś sobie moją śmierć? - mój głos ociekał gorzką drwiną – Bardziej drastycznie, czy bardziej spektakularnie? - prychnęłam.

- Po pierwsze, to ja miałem o niej zadecydować, ale z każdą kolejną chwilą spędzoną z Tobą, wizja Twojej śmierci była coraz bardziej odległa... - ton zielonowłosego nieco zelżał.

- Nie rozumiem – ja również się uspokoiłam.

- Miałaś być tylko kolejną ofiarą, Juliet – mruknął obojętnie – Kolejną zabawką, którą miałem w odpowiednim momencie zabić...

- Ten odpowiedni moment nigdy nie nadchodził – weszłam mu w słowo.

- Otóż to – przyznał rację, ale nie spojrzał na mnie – Nie planowałem utrzymywać Cię przy życiu tak długo, ale minęło praktycznie półtora roku, a wciąż zostawiałem to morderstwo na inny dzień – kontynuował – Kiedy mówiłem, że nie zamierzam odbierać Ci życia, zwyczajnie usypiałem Twoją czujność – dodał, a dla mnie ta rozmowa stawała się coraz dziwniejsza i mniej komfortowa... - Chciałem zaatakować niepostrzeżenie, tak żebyś nie spodziewała się niespodziewanego – mruknął.

- Całkiem sprytny plan – skomentowałam – Ale nigdy Ci do końca nie ufałam i wiedziałam, że Twoich słów nie można brać na poważnie – dopowiedziałam – Wyznania typu: ''Nie zabiję Cię'', ''Nie jesteś mi obojętna'', czy nawet coś mocniejszego, jak na przykład ''Kocham Cię'' były dla mnie puste i bez znaczenia.

- Dlaczego? - Joker miał minę, jakby w jakimś jego szczegółowym planie coś zawiodło.

- Bo jesteś psychopatą – odparłam lekko – I perfidnym manipulantem – dodałam – Poza tym, nie potrafisz czuć – stwierdziłam.

- Uważasz, że jestem pozbawiony emocji? - mruknął spokojnie.

- Sam to ciągle powtarzasz – przypomniałam.

- Co tak naprawdę o mnie wiesz? - syknął.

- Po co pytasz? - zdziwiłam się.

- Nigdy nie zastanawiała Cię moja przeszłość? - spytał.

- Przecież jej nie pamiętasz... - powiedziałam cicho.

- To prawda – burknął – Za każdym razem wygląda to inaczej – dodał – Mam kompletny chaos we wspomnieniach – spojrzał na mnie przelotnie.

- Masz do mnie żal? - położyłam mu dłoń na ramieniu. Odwrócił się zaskoczony.

- O co? - prychnął.

- O to, że nie pytam o Twoją przeszłość – rzekłam spokojnie.

- Nie – warknął.

- Więc dlaczego zadajesz takie pytania? - ciągnęłam. Ta rozmowa schodziła na dziwne tory i musiałam pociągnąć klauna za język.

- Nie wiem – uciął, strzepując moją dłoń z siebie – Nie mam kurwa pojęcia i w tym jest problem – zaczął się śmiać, ale tym razem nie zawtórowałam.

- Joker – rzuciłam.

- Co? - warknął oschle.

- Zatrzymaj samochód – powiedziałam.

- Gdzie? Na środku drogi? - zakpił.

- To zjedź gdzieś – mruknęłam.

- Po co? - jego głos dalej był drwiący.

- Po prostu to zrób – obstawiałam przy swoim. Zielonowłosy westchnął ciężko pod nosem, skręcił gwałtownie kierownicą i zaparkował w jakiejś ciemnej uliczce, gdzie nie było widać żywej duszy.

- No i co teraz, księżniczko? - prychnął, patrząc na mnie wyczekująco.

- Wysiadamy – posłałam mu szeroki uśmiech. Klaun zgłupiał na sekundę, ale o dziwo mnie posłuchał i opuścił auto.

- Jaki jest sens w wysiadaniu w jakimś ciemnym zadupiu? - J zrobił facepalme'a.

- Zobaczysz – mruknęłam tajemniczo, podeszłam do Księcia Zbrodni i objęłam go niespodziewanie. Skóra klauna napięła się tak, jak za każdym razem. Przypominało to formację obronną wystraszonego kota. Czekałam na jego ruch, spodziewając się odepchnięcia, czy nawet rzucenia o ziemię, ale coś mi nie pykło w obliczeniach. Przez kilka sekund J stał nieruchomo, trzymając ręce z dala ode mnie, ale po dłuższej chwili nakrył swoimi ramionami, przycisnął bliżej i oparł podbródek na mojej głowie. Trwaliśmy tak przez kilka minut, aż zdezorientowany psychopata przerwał milczenie.

- Chciałaś się po prostu przytulić? - mruknął obojętnie, ale wyczułam nutkę zdziwienia.

- Owszem – potwierdziłam, odchylając się i patrząc klaunowi w oczy – Ale nie sądziłam, że to odwzajemnisz – dodałam.

- A co? Miałem Cię odepchnąć albo strzelić w pysk? - parsknął, odsłaniając implanty na zębach.

- No wiesz – zachichotałam – To by było w Twoim stylu – mruknęłam.

- Rzeczywiście – uśmiechnął się – Lubię traktować kobiety jak szmaty, bo są głupie i irytujące – rzucił, rozchylając lekko usta.

- Właśnie – uniosłam brwi – Ja też jestem kobietą, J – wydęłam wargi – Dlaczego w Twoim mniemaniu zasługuję na lepsze traktowanie? - zapytałam, a moje ręce zawędrowały na kark zielonowłosego, muskając przy okazji tatuaże.

- Znając życie, zaraz nawiążesz do Harley – warknął.

- Zgadłeś – syknęłam – Na czym stoimy, co? - przechyliłam głowę – W jakim celu po mnie przychodzisz, skoro nie pozbyłeś się tej suki? - starałam się brzmieć najsłodziej jak to możliwe.

- Zrobię to przy okazji – odparł.

- Jakiej kurwa okazji? - prychnęłam – Joker, nie będziemy żyć w pieprzonym trójkącie – zastrzegłam – Albo wysyłasz Quinn w zaświaty, albo ja odchodzę – dałam mu wybór.

- Cukiereczku – zaśmiał się – Nigdzie kurwa nie odejdziesz – wyraz twarzy klauna uległ gwałtownej zmianie.

- Nie Ty o tym decydujesz – syknęłam.

- Zbyt wiele razy Cię straciłem – paraliżował mnie jadowitym wzrokiem – Ilekroć miałem Cię w swojej garści, znów się wymykałaś – prychnął niezadowolony.

- Zabiłeś mnie, śmieciu – przypomniałam mu, wyrywając się z objęć. Nie protestował.

- To był impuls – powtarzał się jak zdarta płyta. Jakby to go usprawiedliwiało.

- I co z tego, że to był impuls? - zakpiłam – Zabiłeś mnie i znalazłeś sobie nową kurwę! - wypomniałam i poczułam pieczenie pod powiekami. Tak jak przypuszczałam, uroniłam kilka łez. Odwróciłam się plecami, żeby nie pokazywać słabości.

- Harley to tylko tymczasowa zabawka! - warknął i obrócił mnie przodem do siebie – Juliet, nie waż się płakać... - oddychał ciężko i nierównomiernie.

- Zapomniałam – otarłam mokre oczy – Nie daj Boże, moje łzy jeszcze coś u Ciebie poruszą – zakpiłam.

- Bo poruszą! - wrzasnął, aż podskoczyłam ze strachu – Poruszą jebane serce – złapał mnie za ramiona i przycisnął do jakiegoś muru – Chuj wie dlaczego, ale wzbudzą we mnie jakieś pierdolone, ludzkie odruchy! - zacisnął zębami.

- ... - stałam jak słup soli.

- Robię się przy Tobie bardziej emocjonalny – miał na twarzy grymas obrzydzenia – Jesteś jakąś cholerną słabością, a powinienem eliminować wszystko, co czyni mnie słabym – w oczach klauna błyskały iskry – Powinnaś od roku gnić martwa, powinienem już dawno Cię wyjebać z mojego życia, bo tracę autorytet Króla – zacisnął boleśnie palce na moich ramionach – Mózg rozpierdalają mi uczucia, o których nie miałem pojęcia, że je mam... - mówił to w ten sposób, jakby odkrycie, że potrafi czuć, jest dla niego uciążliwe. Zaraz... Jeśli Joker potrafi czuć, a ja stwierdziłam przeciwnie, to moje słowa mogły go... dotknąć.

- I co ja mam z tym wspólnego? - pociągnęłam nosem i zdjęłam jego dłonie z moich ramion.

- Bo to wszystko Twoja wina! - oskarżył mnie – Coś jest w Tobie innego i to powoduje, że... - zaczął, ale zamilkł – Kurwa, co ja pierdolę – warknął zły na siebie i odwrócił się plecami. Stałam tam zamyślona i nie wiedziałam jak zareagować na to dziwne zachowanie klauna. Zawsze był nieprzewidywalny, ale teraz ze zdwojoną siłą.

- Joker, porozmawiaj ze mną – stanęłam naprzeciwko zielonowłosego.

- Po co? - spojrzał na mnie z pogardą – Przecież Cię nie obchodzę – dodał zimno i nagle wezbrała w nim wściekłość – Dlaczego się tym do chuja przejmuję? - wybuchnął śmiechem i wyciągnął pistolet. Wycelował nim we mnie, jednocześnie oblizując usta.

- Co robisz? - westchnęłam zrezygnowana. Kierowałam to pytanie do niego zbyt wiele razy.

- To, co powinienem zrobić dawno – odparł lodowatym tonem i usłyszałam dźwięk powoli odbezpieczanego cyngla. Zamknęłam oczy, oczekując strzału, ale zamiast tego doszedł mnie odgłos broni upadającej na ziemię. Zamrugałam i ujrzałam jak złoto-purpurowy gnat leży na spękanej powierzchni.

- ... - nie wypowiedziałam słowa. Spojrzałam tylko na Jokera, który kipiał ze wściekłości, zaciskając dłonie w pięści. Zerkał to na pistolet, to na mnie, aż w końcu podszedł bliżej, zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Dotknęłam opuszkami palców pulsującego policzka i posłałam klaunowi pytające spojrzenie.

Milczał. Poprawił tylko marynarkę, a potem wsiadł do lamborghini, odpalił silnik i odjechał. Patrzyłam za nim, nie dowierzając w przebieg sytuacji. Gdy zarys samochodu zniknął mi z pola widzenia, odzyskałam sprawność ruchową. Poprawiłam dżinsową katankę, otrzepałam ręce i poszłam przed siebie, nie patrząc wstecz.

Znajdowałam się w raczej spokojnej okolicy, nie spotkałam zbyt wielu ludzi, a przechodnie i tak mijali mnie bez słowa. Ignorowali mnie albo udawali, że nie znają mojej tożsamości.

Przechodziłam między alejkami, obok zaparkowanych samochodów i szaro-burych budynków. Szłam tak dobre dziesięć minut, gdy usłyszałam trąbienie. Niechętnie odwróciłam głowę w tamtą stronę i wybuchnęłam szyderczym śmiechem, przyspieszając tylko kroku.

- Przestań rżeć i wsiadaj do samochodu – warknął Joker.

- Wal się na ryj, pojebie – odparłam, pokazując środkowy palec.

- Mówię ostatni raz – ostrzegł – Albo grzecznie suko wsiądziesz, albo wyjdę z auta i Cię zmuszę – syknął podirytowany.

- No to chyba będziesz musiał użyć opcji numer dwa – zakpiłam – Powodzenia – dodałam, machając mu na pożegnanie i skręciłam w uliczkę, gdzie lamborghini nie mogło wjechać.

- Świetnie kurwa – zaśmiał się – Miałem nadzieję, że to powiesz, Cukiereczku – rzucił złowieszczo i usłyszałam dźwięk trzaskania drzwiami. Obeszło mnie to tyle, co nic, ale J nie odpuszczał. Po chwili usłyszałam odgłos jakby kamienia uderzającego o ziemię. Tuż obok upadło jakieś kulo-podobne coś i potoczyło się pod koła jakiegoś niebieskiego samochodu. Odwróciłam głowę w stronę klauna i spojrzałam na niego z pożałowaniem, gdy usłyszałam ogłuszający huk, a BMW eksplodowało. Siła wybuchu była tak silna, że aż mnie odrzuciło do tyłu.

Podniosłam się powoli, otrzepując z piachu i spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widniał niebieski samochód. Teraz straszył tam słup ognia i gęsty, czarny dym.

- Przegrałaś, Juliet – usłyszałam głos zielonowłosego, a zaraz po tym poczułam chwyt za nadgarstek.

- Celowałeś tym granatem we mnie? - warknęłam, obrzucając Jokera wściekłym spojrzeniem.

- Mhm – kiwnął głową.

- Aha – skomentowałam – Ciekawe, co byś zrobił, gdyby mnie jednak trafił – prychnęłam.

- Zebrał wszystkie części i zawiózł do Holda – odparł beztrosko.

- Hold potrafi ożywiać zmarłych? - wzdrygnęłam się.

- Hold już dawno przekroczył granicę etyki lekarskiej – mruknął – A teraz – ścisnął boleśnie, moją dłoń – Wrócisz grzecznie do samochodu – warknął.

- Wolałabym zostać – burknęłam.

- Jaka szkoda, że nie masz wyboru – zakpił, ciągnąc mnie w stronę lamborghini.

- Po co po mnie wróciłeś? - próbowałam się wyszarpać.

- Myślałaś, że pozwolę Ci uciec po raz kolejny? - warknął, posyłając mi obłąkane spojrzenie – Nie bądź niedorzeczna, Cukiereczku – zacmokał.

Dojechaliśmy do domu i obyło się już bez żadnych spięć. Od razu poszłam się położyć w salonie. Gangsterzy przyjechali przed nami, bo musieli odwieźć Kier. Korzystając z okazji, że chorobliwie zazdrosnego świra nie ma w pobliżu, owczarek zwinął się w kłębek przy moim brzuchu i czuwał.

Zostało kilka godzin do imprezy u Pingwina, a ja nie miałam najmniejszej ochoty, żeby iść. Zmienne nastroje klauna wyprowadziły mnie dzisiaj kilka razy z równowagi i wolałam zostać w domu przez resztę dnia. Dodatkowo rozsierdziła mnie myśl, że jebana Quinndiotka wciąż żyje, a J nie widział w tym absolutnie żadnego problemu. A ja? Chociaż nigdy nie powiedziałabym tego głośno, tym bardziej do zielonowłosego, ale byłam zazdrosna. Wkurwiająca i tępa jak ołówek blondynka wlazła z butami do naszego Domu Wariatów i bezczelnie się panoszyła.

Przysięgam, jeśli J jej nie zabije, to ja to zrobię i nie będzie to typowa, szybka śmierć. Wypatroszę sukę żywcem i podpalę jej bebechy, żeby świadomie czuła jak płoną...

Przysypiałam na kanapie, wtulając się w futro psa, za którym płakałam dniami i nocami. Był dziwnie wychudzony. Pod moim okiem nabierze masy, nawet jeśli miałby przejść na dietę składającą się tylko i wyłącznie z ludzkiego mięsa...

Byłam już bardziej w półśnie, niż na jawie, ale obudził mnie zgrzyt klucza w zamku. Kier usłyszał to pierwszy i zaczął powarkiwać. Uspokoiłam go i usiadłam na sofie, czekając, aż Joker wejdzie do pokoju i zacznie drzeć mordę, że owczarek jest stanowczo za blisko.

Zamiast tego usłyszałam piskliwy, znienawidzony głos tej durnej dziwki. Pies wyczuł moje emocje, bo nastroszył sierść i obnażył kły. Gdybym chciała, zagryzłby kurwę na mój znak...

- Oj, będzie kurwa wesoło – mruknęłam do siebie, wyciągając gnata z kabury. Wstałam z kanapy i wyszłam im na spotkanie. Joker miał minę, jaką mają niewierni faceci przyłapani na zdradzie.

- Witam serdecznie! - rozłożyłam ręce na boki, szczerząc się – Co podać? - zaćwierkałam słodziutko – Kawkę? Herbatkę? A może kulka na ostro? - pomachałam pistoletem w powietrzu.

- Pączusiu? - pisnęła Harley – Co Caro tu robi? - spytała, wyraźnie zawiedziona, wypinając cycki do przodu. Kurwa, jaka desperatka...

- Stul pysk – uciszył ją klaun i przeniósł swój wzrok na mnie – Cukiereczku... - uśmiechnął się szeroko.

- Cukiereczku? - zawyła Quinn – Kochanie, jak możesz... - zapłakała.

- Mogę, bo mogę i chuj ci do tego – warknął do blondynki, która nagle zauważyła Kiera, wiernie siedzącego u moich stóp.

- To Twój? - zapytała.

- Owszem – potwierdziłam – Uwielbia ludzkie mięso – oblizałam górną wargę.

- Panie J, co z napadem? - zignorowała mnie i zaczęła się wdzięczyć do Jokera.

- Jakim napadem? - prychnął.

- Tym, z którego właśnie wróciliśmy? - parsknęłam szyderczo, a blondynka popatrzyła na mnie nienawistnie.

- Zabrałeś ją, zamiast mnie?! - miała łzy w oczach.

- Tak, Harley. Zabrałem – syknął J.

- Dlaczego?! - krzyknęła.

- Bo miałem taką ochotę, tępa zdziro! - warknął i uderzył Quinn w twarz. Kobieta przewróciła się, ale szybko podniosła na drżących nogach – Dobra – ochłonął – Zabieraj swoje rzeczy i wypierdalaj z mojego domu – dodał oschle, a ja nie mogłam się nie zaśmiać.

- Co? - idiotka uczepiła się jego nogi – A-a-ale dlaczego, Pączusiu?! - zaczęła płakać – Przecież ja Cię kocham... Co zrobiłam źle? Poprawię się, obiecuję, błagam, Panie J... – wyła na tej podłodze jak rozhisteryzowane dziecko, a nie dorosła kobieta.

- Czego szmato nie rozumiesz?! - zirytował się, a ja zaczęłam kalkulować, czy nie mamy w szafce popcornu na takie dobre show – Masz pięć minut na spakowanie wszystkich swoich manatków! - kopnął ją z całej siły, a kąciki mych ust automatycznie poszły w górę. Oparłam wolną dłoń na główce Kiera i pogłaskałam go czule, drapiąc za lewym uszkiem.

- P-P-Pączusiuuuu... - załkała – Daj mi ostatnią szansę... - jęknęła. Łzy rozmazały jej makijaż, a pojedyncze kosmyki platynowych włosów przykleiły się do twarzy.

- Wykurwiaj – J wycelował w Quinn pistoletem, a ta wydała z siebie kolejny ryk, po czym skuliła się na podłodze. Zielonowłosy warknął tylko wściekle, chwycił Harley za włosy i siłą zaciągnął do sypialni. Poszłam za nimi, bo nie mogłam przegapić tego przedstawienia. Po drodze buchnęłam jednak kabanosa z lodówki i przyglądałam się całej akcji, podjadając mięsko.

J rzucił byłą lekarką na dywan, potem uderzył ją jakąś czarną walizką i powiedział, że ma w pięć minut zmieścić wszystkie swoje szpargały do środka, albo inaczej ją zastrzeli. Blondynka łykała łzy i zbierała ubrania, kosmetyki i akcesoria, wrzucając je gwałtownie do torby na kółkach. Ja w tym czasie usiadłam po turecku na łóżku i przypatrywałam się wszystkiemu niczym zaciekawiony kotek. Kier warował grzecznie przy mojej nodze, żebrząc przy okazji o kawałek kabanosa.

Miałam nadzieję, że Quinndiotka nie zdąży się wynieść w pięć minut i Joker ją zabije, ale kurwa wybiegła z płaczem z apartamentu, zanim skończył jej się czas. Nie ukrywałam swojego niezadowolenia.

- Nareszcie spokój – westchnął klaun, śmiejąc się pod nosem. Miał na twarzy szeroki uśmiech, kiedy do niego podeszłam, ale zapewne oczekiwał innej reakcji niż siarczystego liścia.

- Miałeś ją zabić, a nie zostawić żywą i wyrzucić z domu – syknęłam, piorunując Księcia Zbrodni wzrokiem.

- Cukiereczku, daj mi wyjaśnić – odparł, wyraźnie wściekły, ale zerknął ukradkiem na owczarka, który obnażył ostre zęby – Głupi kundel – warknął.

- No streszczaj się, J – ponaglałam – Bo Kier ma ochotę Cię rozszarpać – dodałam beztrosko.

- Oczywiście rozważałem opcję zabicia Harley, ale zrobiłem jej coś dużo gorszego – powiedział – Widziałaś, jak wyła, kiedy kazałem jej odejść? - przypomniał – Ta naiwna kurwa wciąż jest we mnie beznadziejnie zakochana i największa tortura to ''zerwanie'' – dodał – Jej naiwność była co prawda sporą zaletą, ale Harley Quinn nie będzie mi już dłużej potrzebna, skoro mam swojego Cukiereczka... - chciał mnie objąć, ale pies szczeknął agresywnie – Zajebię cię – J wycelował w owczarka pistoletem.

- Odważ się – warknęłam.

- Przecież nic mu nie zrobię – przewrócił oczami – Jesteś przywiązana do tej durnej kupy futra – rzucił wściekle.

- Bardzo – potwierdziłam, a mój głos zelżał. Pies również wyczuł zmianę emocji i przestał szczerzyć kły. Zacmokałam do niego, że może już odmaszerować i zaczekać w kuchni na jedzenie. Zrobił tak, jak kazałam.

- No – J popatrzył na mnie znacząco – Skoro już wszystko między nami gra, Juliet... - objął mnie w talii – To może zabawimy się przed imprezą u tego jebańca wielkości taboretu? - dłoń Jokera zjechała na mój pośladek.

- Chyba kpisz – parsknęłam szyderczo.

- No chodź... - warknął, dając mi klapsa – Tatuś wywoła uśmiech na Twojej twarzy... - zniżył głos do seksownego pomruku.

- Zwykle nie odmawiam szybkiego numerku – przygryzłam zmysłowo dolną wargę.

- Wspaniale... - J zbliżył swoje usta, ale odwróciłam głowę.

- Ale dzisiaj przegiąłeś pałę, Joker – warknęłam ostro – I nie będzie pieprzenia – syknęłam, wyswobadzając się z objęć klauna.

- Może z Twojej woli nie – parsknął, chwytając mnie siłą za biodra, ale dałam mu w mordę – Uu, ostra gra wstępna – ponowił śmiech i nagle wydarł się dziko – Kurwa!!! - wrzasnął, a ja zobaczyłam, że Kier właśnie zatapia zęby w jego łydce. Po chwili ugryzł go w drugą nogę, powalając tym samym klauna na podłogę.

- Zgaduję, że Cię boli? - spytałam łagodnie, obrzucając zielonowłosego triumfalnym spojrzeniem.

- Zejdź mi z oczu, suko – warknął w odpowiedzi, trzymając się za kończynę.

- Wedle życzenia, J – dygnęłam i gwizdnęłam na Kiera. Mój Pączuś musiał dostać w nagrodę coś przepysznego. Zasłużył sobie, za to, jak potraktował tego napastliwego dupka.

Mój humor jakoś się polepszył i może jednak pójdę na tę imprezę? To będzie świetna okazja, żeby opowiedzieć Pingwinowi historię, jak owczarek niemiecki pogryzł bezwzględnego Księcia Zbrodni.


Najlepszy dowód na to, że obecność Kiera wnosi same pozytywy

CDN

LadyBellworte

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top