Get Insane CXXVIII

Edyta

Straciłam rachubę czasu, a ostatnie co pamiętam, to jak się nawaliłam kradzionym winem, tuż po tym, gdy Julia wyjawiła mi prawdę o sobie. Moja kuzynka jest psychopatyczną kryminalistką, a w dodatku miała romans z tym klaunem pojebem.

Nie jestem idiotką, znam Jokera i tych ważniejszych przestępców z Gotham, ale nigdy bym nie przypuszczała, że Julix stanie się częścią tego wszystkiego...

Leżałam na łóżku, wtulona w miękką poduszkę, przykryta kocem. No proszę, oszczędna w okazywaniu uczuć wariatka, okazała tyle troski i otuliła mnie jak małe dziecko...

Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy, zapominając, że są pomalowane ciemnym cieniem. Trudno, najwyższej będę wyglądać jak panda. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Aktualnie, Julia zajmowała trzygwiazdkowy pokój w hotelu, zawierający w sobie połączenie sypialni z salonem i łazienkę.

Dziwne, nie przypominam sobie, żeby było tutaj tak czysto. Julia musiała posprzątać, gdy dogorywałam w jej łóżku. Obłęd to jedno, ale fakt, że kuzynka ogarnęła syf, był dla mnie nawet dziwniejszy. A no właśnie? Gdzie ona w ogóle jest? Chyba mnie tu nie zostawiła, prawda?

Która jest godzina? Wyjęłam z kieszeni spodni swoją komórkę i z przerażeniem odkryłam, że dochodzi dwudziesta!

Co? Jak to dwudziesta?! Ciocia i wujek na pewno się zamartwiają, bo powiedziałam, że spotykam się z Julią na godzinkę, a przebywałam z nią o wiele za długo!

Zdezorientowana zeszłam z łóżka i włożyłam buty. Szukałam wzrokiem swojej kurtki, gdy zabrzęczał klucz w drzwiach i do pokoju weszła Julia. Jej wygląd pozostawał wiele do życzenia, bo miała na koszulce wielką, czerwoną plamę, podobnie jak ciemne rozpryski zdobiły jej twarz...

- O, śpiąca królewna wstała – parsknęła, a potem jej wzrok spadł na moje buty – A ty dokąd się wybierasz? - prychnęła, zamykając z impetem drzwi. Przekręciła zamek i schowała klucz do kieszeni dżinsów, nucąc pod nosem jakąś piosenkę.

- Julia... - zaczęłam spokojnie – Dlaczego zamknęłaś drzwi? - przełknęłam nerwowo ślinę. Może i byłam w stanie zaakceptować, że moja kuzynka jest obłąkana, ale i tak jej nie ufałam...

- Żeby nikt nam tu nie wszedł – zrobiła dziwną minę i rzuciła we mnie papierową torbą.

- Byłaś w KFC? - spytałam, zaglądając do środka. Znalazłam tam dwa longery, duży zestaw frytek i jednego twistera.

- Nom – pokiwała głową – Załatwiłam nam kolacyjkę, bon apetit – dygnęła lekko, śmiejąc się z samej siebie.

- To bardzo miłe z twojej strony, ale ja muszę wracać – odparłam, kładąc torbę na łóżku – Ciocia i wujek...

- Wszystko jest ogarnięte – przerwała mi – Zdejmij te buty – wycelowała we mnie pistoletem, a ja aż podskoczyłam.

- Co ty kurwa robisz?! - bluznęłam odruchowo.

- Co? - zamrugała tymi swoimi niebieskimi oczami – Wyluzuj, magazynek jest pusty – parsknęła – Zostajesz dzisiaj u mnie, a rodzice zostali poinformowani – rzuciła nagle – Ściągaj te buty, bo mnie drażnisz – przewróciła oczami.

Zadecydowała za mnie, że nie wrócę do wujków. Mogłam się z nią kłócić, ale ona miała broń. Wolałam nie ryzykować i posłusznie zdjęłam buty.

- Mogę cię o coś spytać, Julix? - mruknęłam, gdy szatynka rzuciła swoimi trampkami o podłogę i wskoczyła na kanapę.

- Wal – odparła, rozpakowując swojego longera. Nawet nie kwapiła się, żeby zmienić ubranie, albo chociaż wytrzeć twarz...

- Czemu masz zakrwawione ciuchy? - próbowałam brzmieć normalnie.

- Bo zabiłam pracowników KFC – odpowiedziała głosem, jakby to było oczywiste. Odnosiłam wrażenie, że ją bawi to wszystko. Pomalutku oswaja mnie ze swoim szaleństwem, a ja to mam stopniowo akceptować...

- Nie mogłaś normalnie zapłacić? - uśmiechnęłam się znacząco, ale Julix skrzywiła usta na dźwięk słowa ''normalnie''.

- Mogłam, ale to by było nudne – niespodziewanie wybuchnęła śmiechem. Nie słyszałam jeszcze, żeby tak rechotała. To nie był jej naturalny chichot, który znałam. To było niczym triumfalny rechot złoczyńcy, połączony z niewinnym śmiechem słodkiej laleczki, za którą ją czasami uważałam. Julia nie uważała się za ideał, ale miała naprawdę niezwykłą urodę. Zmieniała twarz jak kameleon, mogła być lolitką i podstępną kobrą, a spojrzenie jej dużych, przenikliwych oczu, raz wprawiało mnie w zachwyt, a raz powodowało narastający niepokój...

No i jej uśmiech. Nadal pozostawał szeroki i nieco zadziorny, ale teraz patrzyłam na niego przez pryzmat obłędu kuzynki. Od tej pory, ilekroć Julia unosiła kąciki swych ust, przechodziły mnie ciarki...

- Ok – wypaliłam wreszcie i zajęłam się swoją kanapką.

- Przyzwyczaisz się – mruknęła nagle.

- Do czego? Twoich odpałów? - mruknęłam.

- Nie jestem głupia, Edi – westchnęła i popatrzyła na mnie uważnie. Nie potrafiłam już dostrzec w spojrzeniu kuzynki jej samej. Teraz widziałam tylko obłąkaną wariatkę...

- Nigdy tak nie powiedziałam – odrzekłam, zatapiając zęby w jedzeniu.

- Patrzysz na mnie jak na antychrysta, ale masz takie prawo – powiedziała spokojnie – Jednakże, skoro akceptujesz mnie w całości, to z czasem przywykniesz do mojego zachowania – zakończyła.

- Minie sporo czasu, zanim to nastąpi – burknęłam.

- Wiem – parsknęła – Jest jeszcze jedna sprawa, kuzyneczko – wgryzła się w swojego longera.

- Jaka? - przełknęłam swój kęs.

- Nie mów do mnie Julia – powiedziała z pełnymi ustami.

- Ale to przecież twoje imię – zauważyłam.

- Tia, ale nie używam tej polskiej wersji od jedenastu lat. Nawet rodzice nazywają mnie Juliet – odpowiedziała.

- To prawda – przyznałam jej rację.

- Odzwyczaiłam się i za każdym razem, jak mówisz do mnie Julia, czuję się dziwnie – dodała.

- Dobra – wzruszyłam ramionami. Jeśli tak wolała – To mam cię nazywać Juliet, tak? - chciałam być pewna.

- Dokładnie – posłała mi szeroki uśmiech i dostrzegłam w nim krztę ciepła i normalności – A jak od czasu do czasu nazwiesz mnie Caro, to będę wniebowzięta – zachichotała.

- Caro? - uniosłam brwi.

- To moje alter-ego – wyjaśniła.

- Yhm – kiwnęłam głową – Ale co to właściwie znaczy, coś się za tym kryje? - włączyła się moja wścibskość.

- No jasne, przecież nie wybrałabym sobie pseudo tak z przypadku – prychnęła – Caro to figura w kartach...

- No i co? - nie lubiłam suchych informacji.

- Nie przerywaj mi, kurwa – Julia wycelowała we mnie pistoletem, ale się nie wystraszyłam.

- Zastrzelisz mnie? - westchnęłam.

- Owszem – posłała mi wariacki uśmiech. Trochę mnie zbiła z tropu.

- Mówiłaś, że nie jest naładowany...

- Ten jest – zaśmiała się, a mną wstrząsnął dreszcz.

- Dużo masz tych gnatów? - zapytałam.

- Dwa – odparła – Wolę ten ze swoimi inicjałami, ale często go używam, to i naboi brakuje – wydęła usta – Czarnuszek zawsze w gotowości – na dowód, strzeliła w sufit.

- A co jak u góry ktoś jest? - jęknęłam. Nie mogłam się tak łatwo oswoić z nieobliczalnością kuzynki.

- Leję na to – prychnęła i puściła jeszcze kilka kulek.

- Juliet, przestań – poprosiłam.

- Dlaczego? - bawiło ją to.

- Chociaż przy mnie, nikogo nie zabijaj...

- Czy ty chcesz utemperować Juliet Caro? - wydęła usta i skierowała lufę pistoletu na mnie.

- Skądże... - uniosłam ręce w geście obronnym. Z trudem docierało do mnie, że moja beztroska kuzynka odeszła, ustępując miejsca chorej sadystce...

- To dobrze, bo nie dokończyłam historii – odparła lekko, jakby wcale nie groziła mi śmiercią.

- Kontynuuj – musiałam odwrócić jej uwagę od celowania we mnie z broni.

- Caro to figura w kartach. W Polsce mówimy na to Dzwonek – mruknęła i zamilkła na dłuższą chwilę.

- Więc wybrałaś sobie ksywkę, rzutując na figurze w kartach? - próbowałam zgadnąć, pełna obaw, że wariatka mnie zastrzeli, bo odezwałam się nieproszona.

- Tia, ale nie do końca – zachichotała, jednocześnie pożerając kanapkę – To prawda, że zainteresowałam się kartami, a karo została moją ulubioną figurą i ma to duży wpływ na wybór pseudo, ale chodzi też o coś innego – mruknęła.

- Mianowicie? - spytałam.

- Caro, to skrót od Carousel, co po angielsku oznacza karuzelę – posłała mi znaczący uśmiech, jakby sam wyraz twarzy miał rozwiać wszelkie wątpliwości.

- Czy coś się za tym kryje? - dociekałam.

- A owszem – zachichotała – Karuzela, ma podkreślić, jak bardzo jestem zwariowana, czy tam szalona – wyjaśniła – Traktuję wszystko jak zabawę na karuzeli, jestem beztroska i nic mnie nie obchodzi – dopowiedziała – Ale – podniosła palec wskazujący w górę – Karuzela symbolizuje również moją neurotyczność i gwałtowną zmienność emocjonalną – przewróciła oczami – Co jest jednocześnie darem i przekleństwem – syknęła przebiegle – Przykładem jest, chociażby to, że zabiłam kogoś, kogo do przedostatniej sekundy jego życia, uważałam za przyjaciela – zakończyła, zatapiając zęby w kanapce.

- A co się stało w ostatniej sekundzie? - mocno mnie to zaciekawiło i nie mogłam odpuścić.

- Masz na myśli ostatnią chwilę życia Jerome'a Valeski? - spytała.

- Chyba – nie byłam pewna, czy to o niego chodzi. Nie miałam pamięci do imion.

- Do przedostatniego momentu był moim przyjacielem, ale w ostatniej sekundzie stał się wrogiem i to właśnie wtedy go zastrzeliłam – rzuciła obojętnie i poprawiła się na kanapie, zjadając jednego longera do końca. Zajęła się frytkami i położyła gnata obok siebie. Siedziała z podkurczonymi nogami i chrupała złote prostokąciki. Wyglądała bardzo niewinnie, jeśli nie zwróci się uwagi na plamy krwi, które zdobiły jej koszulkę. Gdy ignorowałam posokę widniejącą na twarzy kuzynki, mogłam nawet zapomnieć, że jest ehkm, pojebana...

- I nie żałujesz? - byłam ciekawa.

- Szczerze? - mruknęła – Szybko nudzę się ludźmi – odparła – Ty też nie jesteś bezpieczna – wybuchnęła maniakalnym śmiechem, co pewnie miało wywołać uśmiech na mojej twarzy, ale efekt był odwrotny.

- A co byś zrobiła, gdyby się okazało, że ten Jerome dalej żyje? - z moich ust wypłynęło pytanie, o które bym siebie nie podejrzewała.

- Nie byłabym zaskoczona – wzruszyła ramionami – Gdyby Jermy jakimś cudem przeżył ten postrzał, to miałabym to w rzyci, o ile, menda nie próbowałaby się do mnie przyczepić – prychnęła – Dlaczego nie jesz swojej kanapki? - rzuciła nagle.

- Wsłuchałam się w twoją historię, Caro – odparłam nieśmiało, a ta wariatka wycelowała we mnie gnatem – Co ty znowu robisz?! - wydarłam się.

- Lubię patrzeć, jak się wkurwiasz – zachichotała złośliwie i wystrzeliła w sufit.

- Bardzo to miłe – prychnęłam, wgryzając się w longera.

- Nie dąsaj się, Edi – parsknęła – Masz szczęście, jeśli Juliet Caro lubi cię drażnić – dodała.

- To taki bufor bezpieczeństwa? - mruknęłam.

- O ile mnie nie rozzłościsz, to tak możemy na to mówić – posłała mi znaczące spojrzenie.

- Wiesz, Juliet – uciekłam wzrokiem w bok – Nawet gdybym chciała cię rozgniewać, to zdrowy rozsądek podpowiada, że nie powinno się zachodzić za skórę nieobliczalnej psycholce – bąknęłam.

- Racja, kuzyneczko – zarechotała złowieszczo – To by było baaaardzo ryzykowne, nie sądzisz? - patrzyłam spokojnie, jak Julia przykłada sobie lufę pistoletu do skroni – W końcu, mam nie po kolei w główce – przygryzła wargę.

- Czy jeśli grzecznie przytaknę, uznasz to za komplement? - posłałam jej lekki uśmiech.

- Absolutnie – pokiwała energicznie głową.

- To przytakuję.

- Dzięki, Edi – zaszczebiotała, pakując sobie garść frytek do ust – Wydajesz się trochę spięta – zauważyła, mówiąc z pełnymi ustami – Czy moje towarzystwo cię stresuje? - przechyliła głowę na bok, jak zaciekawiony szczeniak.

- Trochę – zrobiłam znaczącą minę.

- Przynajmniej nie owijasz w bawełnę – przyjęła to z zadowoleniem – W dodatku schlebia mi, że jesteś zlękniona, kuzyneczko – dodała – Dawno nikt się mnie nie bał...

- Myślę, że ludzie, których zabiłaś, mieliby inne zdanie – chrząknęłam.

- Możliwe – odparła obojętnie – Czy te plamy krwi mocno ci przeszkadzają? - rzuciła nagle.

- A co? - udawałam Greka.

- Bo cały czas się na nie gapisz – uniosła brwi – Dla ciebie to nowość, a dla mnie standard – wzruszyła ramionami, wrzucając pustą paczkę po frytkach do papierowej torby – Ale naprawdę – mruknęła – Zacznij jeść swoje żarełko, bo wystygnie – warknęła. Nie chciałam jej robić przykrości, więc zjadłam błyskawicznie, chociaż tego jednego longera.

Julia zamilkła na dłuższy czas, w pełni skupiona na jedzeniu, a mi nic nie mogło przejść przez gardło. Jakoś nie potrafiłam cieszyć się tym zestawem, wiedząc, że kuzynka zabiła niewinnych ludzi, byleby tylko za niego nie zapłacić.

Powoli docierało do mnie również, że gdy określiła się mianem skąpiradła, to chodziło jej o to, że woli mordować i kraść, pomimo mnóstwa pieniędzy, które miała przy sobie. To tylko utwierdzało w przekonaniu, że szatynka nie jest TYLKO szalona. Ona lubiła sadyzm. Celowo odbierała życie niewinnym osobom. Robiła to, bo ją to bawiło.

W tym momencie znalazłam jeszcze jedną metaforę, która kryła się za jej pseudonimem. Ten cały obłęd, psychopatia, czy jak to tam nazywa, nakręcały ją jak karuzela. Czerpała z tego niewyobrażalną radość, każda zbrodnia, której się dopuściła, wywoływała w niej euforię, niczym na karuzeli w wesołym miasteczku...

- Jezus Maria – jęknęłam odruchowo. Niebieskooka zerknęła w moją stronę.

- A ty co taka religijna? - prychnęła złośliwie.

- Właśnie coś sobie uświadomiłam – spojrzałam na nią intensywnie.

- Co takiego? - oczy Juliet zabłysły ciekawością. Ale taką chorą, niezdrową...

- Twój pseudonim – szepnęłam.

- Caro? - wystawiła język – Od karuzeli, co w języku polskim mija się z sensem – odparła.

- Tak, ale ukryte znaczenie. Alegoria... - powiedziałam.

- Ty wścibska małpo – zachichotała – Umiesz czytać między wierszami, co? - przekręciła głowę w jedną i drugą stronę, co z jej mroczną aparycją dawało efekt z egzorcysty...

- Znasz mnie – uśmiechnęłam się, chcąc zatuszować lęk.

- To dajesz, ciekawe czy trafiłaś – Julia zrobiła przejętą minę.

- Caro od Carousel, dlatego, że karuzela cię nakręca – odrzekłam – Każda zła rzecz, którą zrobisz, unosi cię coraz wyżej, a prędkość tej kręcącej się huśtawki...

- Zwiększa się z każdą ofiarą – dokończyła za mnie, posyłając diabelski uśmieszek – Jakaś ty bystra, Edi! - klasnęła w dłonie – Powinni cię nająć w W-11 – zachichotała.

- Od dawna już tego nie produkują – odparłam, uśmiechając się mimo woli.

- A wiesz, co jeszcze symbolizuje karuzela? - zapytała.

- Jest coś jeszcze? - nie dowierzałam.

- Yhm – kiwnęła głową – Ta atrakcja ma to do siebie, że możesz się na niej kręcić i kręcić, i kręcić i to ty decydujesz, kiedy chcesz zejść – powiedziała – Możesz też wcale nie schodzić, możesz wciąż w tym tkwić, bo najzwyczajniej w świecie, sprawia ci to przyjemność – dodała – Poza tym, nie myślimy tutaj o karuzeli, którą napędzają pieniążki, ale o takiej, która nie musi się zatrzymywać – obnażyła zęby.

- Kapuję – odparłam – To ty zdecydujesz, kiedy przestaniesz robić to, co robisz – mruknęłam – Kontrolujesz swoje szaleństwo – dodałam.

- Widzisz w tym coś jeszcze? - spytała.

- Nie – odpowiedziałam.

- Och, rozczarowałaś mnie, Edi – zrobiła smutną minkę – Skoro kontroluję swoje szaleństwo, to znaczy, że nie jestem chora, tylko...

- Zła z własnego wyboru... - dokończyłam za nią – Ale to przecież znaczy... - zakryłam usta dłonią. Nie mogłam wypowiedzieć tych słów.

- Tak, to znaczy, że nie da się mnie wyleczyć – wzruszyła ramionami – Dopóki sprawia mi to przyjemność, nie przestanę się bawić – zachichotała – I nikt nic na to nie poradzi – wstała gwałtownie z kanapy – Nikt i nic mnie kurwa nie złamie – syknęła – Żadne Arkham, czy więzienie. Nic! - wybuchnęła histerycznym śmiechem, a mnie zatkało. Czy Julia rzeczywiście miała kontrolę nad swoim zachowaniem? A może chciała tak myśleć? Może nie zdawała sobie sprawy, że tylko wyobraża sobie to wszystko, a jej życie jest dyktowane przez obłęd, którego nie może poskromić?

- Późno się zrobiło, nie uważasz? - zagaiłam. Chciałam mieć tę noc jak najszybciej za sobą, wrócić do wujków i na spokojnie przemyśleć wszystko. Próbowałam zrozumieć moją kuzynkę i robiłam dobrą minę do złej gry. Julix lepiej radziła sobie z ujawnieniem swojego sekretu. Mogę przysiąc, że targała nią euforią, tak jakby od dawna pragnęła komuś zdradzić swoją tajemnicę. Nie podzielałam jej entuzjazmu. Z jednej strony czułam ulgę, że się dowiedziałam, ale z drugiej kusiło mnie wyparcie tego wszystkiego.

Julia nie naciskała, pozwalała oswoić mi się z myślami i podchodziła raczej obojętnie do moich reakcji. Faktem jednak jest, że kilka razy wycelowała we mnie pistoletem, co stawiało ogromny znak zapytania pomiędzy nami. Pomimo szaleństwa, wciąż była moją kuzynką, ale teraz widziałam w jej oczach głównie nieprzewidywalną wariatkę.

Inna sprawa: przeraziła mnie jej historia z zabiciem przyjaciela. Wystarczyła głupia sekunda, żeby jej uczucia względem tego chłopaka uległy zmianie. Mała chwila, a spowodowała, że z zimną obojętnością zabiła kogoś bliskiego, nie wspominając już o tym, że ani razu nie wspomniała o nim w pozytywnym aspekcie.

Gdy tylko padało imię tego człowieka, Julia prychała pogardliwie, jakby jego śmierć była dla niej mało istotna. A przecież myślała o nim jak o przyjacielu do samego końca...

Gdyby posiadała sumienie, zabójstwo Jerome'a Valeski, ciążyłoby jej na sercu. Chyba że Julia jest bezwzględną, bezduszną psychopatką. Może kogoś polubić, nawet pokochać, ale nie ma problemu z odebraniem tej osobie życia...

To wszystko sprawiało, że nie mogłam jej zaufać. Stanowiła dla mnie zagrożenie, bo mogło wystarczyć moje jedno złe spojrzenie i ta wariatka rzuci się z nożem, albo strzeli z gnata.

Nie tylko ja byłam w niebezpieczeństwie. Juliet Caro była groźna dla otoczenia, a zwłaszcza dla bliskich. Tak naprawdę, wszyscy byli zagrożeni...

Biłam się z myślami. Moja ukochana kuzynka wciąż pozostawała najbliższą dla mnie osobą. Ale to już nie była Julix. Nawet gdybym nie wiedziała, że jest kryminalistką, jej towarzystwo już nie wywoływało u mnie pozytywnych emocji...

Wtedy w kawiarni. Wyglądała tak, jak ją zapamiętałam. Radosna, uśmiechnięta, zakręcona i beztroska. Ale biło od niej coś takiego, że podświadomie czułam niepokój, a kiedy posyłała mi swój klasyczny, szeroki uśmiech, to po plecach przebiegał lodowaty dreszcz.

Z kolei, gdy przestała udawać i wyciągnęła broń, zrozumiałam, że Julia odeszła. Ta Julia, którą znałam i kochałam jak siostrę, zniknęła na zawsze. Wyglądała jak ona, zachowywała się jak ona, ale to nie była ona. Zupełnie, jakby ciało szatynki wchłonęło inną duszę...

Chciałam ją zaakceptować, chciałam się przemóc, ale coś mnie blokowało. Nie mogłam odbudować więzi z kuzynką, bo od dawna już jej nie było. Przestała istnieć, umarła. Może wtedy, gdy utonęła tamtej pamiętnej nocy? A może w dniu swoich urodzin, kiedy Joker ją porwał i zmusił do zabicia człowieka? A może Julia odeszła dużo, dużo wcześniej, a ja nic nie zauważyłam?

Straciłam z nią kontakt na wiele lat, czego ogromnie żałowałam. Najgorsze jest to, że już jej prawdopodobnie nie odzyskam. Bo teraz Juliet jest Caro. Okrutną sadystką, wyrafinowaną manipulantką i ogółem złą osobą. Jej obecność to nóż na gardle wszystkich niewinnych ludzi, bo dla niej nie ma znaczenia, komu odbierze życie.

Julia niewątpliwie była obłąkana i powinno się ją trzymać w izolacji od społeczeństwa, najlepiej w kaftanie bezpieczeństwa.

Może jest jeszcze szansa na jej odkupienie, może coś da się zrobić?

Ja wiem jedno. Moja kuzynka jest bestią, a bestie trzeba zamykać w klatkach...

Przykro mi, Julix. Ale ci ludzie nie zasłużyli na twoje okrucieństwo. Nie jesteś już tą osobą, którą byłaś, ale mogę spróbować ją sprowadzić, bo na pewno siedzi gdzieś w twoim umyśle. Wierzę w to.

Póki co, trzeba uwolnić Gotham od trucizny, jaką jesteś, Caro...

Juliet

Edyta zamilkła na dłuższą chwilę, jakby dopadło ją to, co mnie. Myśli, refleksje. Pytanie, o czym blondynka tak uporczywie myślała?

Zerkałam na nią pobieżnie, wgryzając się w drugą kanapkę. Edi sprawiała wrażenie nieobecnej, odciętej od rzeczywistości. Co rusz jednak podłapywałam jej ukradkowe spojrzenia. Wzrok kuzynki lawirował pomiędzy moją twarzą a wyraźnymi śladami krwi na koszulce. Orzechowooka była rozdarta.

Próbowała to ukryć za lekkim uśmiechem, starała się odwrócić uwagę poprzez chrupanie frytek, ale ja ją przejrzałam. Joker podzielił się ze mną swoją wiedzą o ludziach i nauczył rozpoznawać ich emocje, zgadywać myśli, a nawet przewidywać ruchy czy słowa. Także, miałam swoją teorię, co też zaprząta głowę Edytki.

Ze wszystkich sił starała się zaakceptować prawdę, ale część jej chciała zapomnieć, lub nie potrafiła się z tym pogodzić. Targały nią różne uczucia. Ilekroć na mnie popatrzyła, widziałam w jej oczach kłęby myśli. Niedowierzanie. Zawód. Rozpacz...

Nie byłam namolna. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest to dla niej łatwe i potrzebuje czasu, ale jednocześnie gryzła mnie niecierpliwość. Chciałam natychmiastowej odpowiedzi na wszystkie pytania, a dostawałam jedynie milczenie...

Irytujące milczenie, które doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Wewnątrz toczyłam walkę, czy chcę odnowienia relacji z Edi, czy po tym, jak zrzuciłam z siebie ciężar sekretu, chcę ją zabić...

Nic więc dziwnego, że kilkukrotnie wycelowałam w blondynkę pistoletem i ledwo się powstrzymałam przed naciśnięciem spustu. Zbyt mocno chciałam się przekonać, czy mogę żałować jej śmierci...

- Juliet? - spytała, a ja potrząsnęłam głową.

- Tak, Edi? - wyszczerzyłam się, starając się uśmiechać w miarę normalnie.

- Może pójdziemy już spać? - zaproponowała, a ja zrobiłam minę myślicielki.

- Noc jeszcze młoda – zauważyłam – Nie wolałabyś trochę zaszaleć? - puściłam jej oczko.

- Co masz na myśli? - zmarszczyła brwi.

- Mogłybyśmy pojechać w jedno miejsce – zachichotałam.

- A jakie? - dociekała.

- To będzie niespodzianka – siliłam się na naturalny głos. W rzeczywistości miałam co do Edi konkretne plany...

- Wolałabym iść spać – odparła.

- Nie zanudzaj mnie – prychnęłam – Jaką mogę mieć pewność, że jak zaśniemy, to nie uciekniesz, co? - warknęłam.

- Nie ośmieliłabym się... - odrzekła.

- Wszyscy tak mówią – skomentowałam – Jedziemy na wycieczkę, a ty nie masz nic do gadania – syknęłam. Blondynka patrzyła na mnie bez wyrazu – Tylko się przebiorę – dodałam, ściągając zakrwawioną koszulkę. Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam z niej gładką, ciemnofioletową bluzkę z długim rękawem. Szybko się w nią przebrałam.

Zrzuciłam też spodnie i założyłam czarne rajstopy. Na koniec naciągnęłam na siebie skórzaną, rozkloszowaną spódniczkę i oczywiście zestawiłam cały look z ulubionymi trampkami.

Edi wciąż przyglądała mi się w milczeniu.

- Co? - rzuciłam.

- Krew na twarzy... - odparła.

- Boże, jakie problemy – przewróciłam oczami i wycierając mordę chusteczką – Lepiej?

- Yhm – kiwnęła głową.

- Świetnie – klasnęłam w dłonie i ubrałam na ramiona kabury na broń.

- A to po co? - zagaiła, gdy umieściłam naładowane pistolety w schowkach.

- Jak to po co? - zakpiłam – Od roku nie wychodzę z domu bez gnata – mruknęłam, wkładając skórzaną kurtkę – A ty czemu się nie ubierasz? - rzuciłam do kuzynki.

- Juliet, ja nie chcę nigdzie iść...

- Szkoda, że nie masz wyboru – westchnęłam, wyciągając z kieszeni nóż.

- Co ty robisz? - jęknęła.

- Em, grożę ci? - zaśmiałam się – Możesz oczywiście tutaj zostać, ale tylko jako trup – uśmiechnęłam się szaleńczo.

- Chyba nie mówisz poważnie? - w jej oczach widziałam strach.

- Wiem, że powaga do mnie nie pasuje, ale w takich chwilach mówię serio – warknęłam – Idziemy razem fajnie spędzić czas i kropka – zaczęłam się do niej zbliżać.

- Dobrze już, dobrze! - uniosła ręce w geście obronnym i sięgnęła po buty. Patrząc na nią z góry, naszła mnie pewna myśl. Po co robić z Edyty moją wspólniczkę, skoro może mi się przydać jako ktoś lepszy...

Uczynię z Edi moją wierną kukiełkę! A nuż będzie chodziła jak w zegarku i nie podzieli losu Sally?

- A teraz przestań się cykać i zjedz cukierka – rzuciłam jej na kolana opakowaną landrynkę.

- To miłe, ale podziękuję – zaoponowała.

- Drugi raz nie spytam – warknęłam, machając nożem w powietrzu.

- Dobrze, że jesteś wyrozumiała – zakpiła, rozpakowując cukierka i wkładając go do ust.

- Mam dobre serduszko – przyłożyłam dłoń do piersi – Chyba muszę się przypudrować – dodałam, odwracając głowę w stronę lusterka. Wyjęłam z szuflady mini kosmetyczkę i zaczęłam nakładać puder na twarz. Specjalnie robiłam to długo, żeby Edyta miała czas do zjedzenia cukierka.

Kilka minut później, usłyszałam, jak coś upada na podłogę. Usypiająca landrynka zadziałała nawet szybciej, niż się spodziewałam. Kuzynka spała w najlepsze i miałam trochę czasu, żeby ją przygotować i zawieźć w pewne miejsce...

Edyta

Już drugi raz urwał mi się dzisiaj film. To zaczyna być naprawdę męczące, ale nie tak, jak ten sznur, który pęta moje nadgarstki. Chwila, sznur?!

Powoli podniosłam głowę i zaskoczyła mnie kompletna ciemność oraz głucha cisza. W powietrzu unosił się zapach wilgoci, stęchlizny i czegoś jeszcze... Krwi...

Wzięłam głęboki wdech i próbowałam uspokoić, bo zaczynałam wpadać w panikę.

Może powinnam być zdziwiona, że zostałam uprowadzona i przywiązana do krzesła, ale moja kuzynka jest przecież nieobliczalną psychopatką. To było do przewidzenia, że jej odpierdoli, dlatego w pełni jej nie zaufałam. Coś jednak musiało uśpić moją czujność, coś przeoczyłam...

Ostatnie co pamiętam, to słodki smak truskawkowej landrynki, chyba że to ona jest przyczyną mojego zemdlenia...

Jak mogłam dać się tak podejść? Juliet nie jest już sobą, a skoro kręci ją sadyzm, to nie mogłaby sobie odpuścić nawet małej gierki...

Zamrugałam niepewnie oczami, chcąc przywyknąć do tej ponurej ciemności, gdy usłyszałam pstryknięcie i pomieszczenie spowiło jasne światło. Odruchowo syknęłam i ponownie zmrużyłam powieki, bo niespodziewana jasność zadziałała na mnie dość niekorzystnie. Prawie dostałam ataku epilepsji...

- Cudownie, że już nie śpisz, Edi! - do moich uszu doszedł głos Juliet. Stała przy ścianie na lekko ugiętych nogach i ściskała w dłoni nóż. Jej strój obfitował w plamy krwi, podobnie jak twarz. Włosy opadały jej swobodnie na ramiona, przykrywając część twarzy. Po pojedynczych kosmykach spływały drobne kropelki posoki.

Caro nic sobie nie robiła z mojej reakcji. Posyłała jedynie szeroki uśmiech, eksponując zęby, wyraźnie widoczne przez czarną jak noc szminkę...

- Co jest grane, Juliet... - syknęłam, lustrując ją wzrokiem i próbując uwolnić z więzów.

- Chyba nie jesteś zaskoczona, że kogoś zabiłam, prawda? - zaszczebiotała – Nie kontaktowałaś trochę dłużej, niż przypuszczałam, a mnie zżerała nuda – wyjaśniła – Na szczęście, wyszłam z magazynu i znalazłam sobie rozrywkę – dodała, gładząc ostrze. Patrzyłam na nią z przerażeniem. Teraz widziałam prawdziwą ją, a nie żadne sztuczne maski, czy uśmieszki. Im dłużej na mnie patrzyła z tym szaleństwem w oczach, obraz mojej kochanej kuzynki zanikał. Teraz pozostawała tylko ta nieobliczalna psychopatka, ta, która oblepiona krwią, zachowywała się, jakby morderstwo nie było czymś nadzwyczajnym...

- Czego chcesz, Juliet? - wykrztusiłam.

- Chcę spędzić z tobą trochę czasu – odparła beztrosko.

- Ale dlaczego jestem spętana? - zapytałam. Nie rozumiałam jej logiki, ale czy warto się dopatrywać sensu w poczynaniach osoby szalonej?

- Dla lepszego klimatu – zaśmiała się – Gdybym cię wypuściła, mogłabyś uciec, a tego nie chcemy – zasznurowała usta.

- Dlaczego miałabym uciec? - musiałam grać na zwłokę. Nie miałam pojęcia, jakie są jej intencje. Przecież wciąż trzymała nóż...

- Odwrócona psychologia? - zrobiła wielkie oczy – Cwana z ciebie lisiczka, Edi – podeszła do mnie, a ja poczułam potrzebę odsunięcia się od niej najdalej, jak to możliwe. Niestety, krzesło ani drgnęło – Ale nieumyślnie pokazujesz mi swoje karty – westchnęła.

- O czym ty mówisz? - nie potrafiłam rozgryźć jej dziwnych metafor.

- Nieskromnie mówiąc, to ja byłam lepszą aktorką – odparła, obchodząc mnie dookoła – A ty łatwo się zdradzasz, kuzyneczko – chwyciła mnie wolną dłonią za brodę. Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam krople krwi na skórze.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi, Juliet – próbowałam brzmieć spokojnie, ale autentycznie się jej bałam. Stała tak blisko i wlepiała te swoje niebieskie ślepia, ale postrzegałam ją przez pryzmat posoki zdobiącej twarz. Przerażała mnie.

- Nie umiesz schować buźki za maską – nachyliła się i posłała szeroki uśmiech – Przejrzałyśmy cię – syknęła, manewrując końcówką ostrza przy moim obliczu.

- Świrujesz – zaprzeczyłam. Sama nie wiem, po co...

- Bez wątpienia – parsknęła – Ale i tak widzę, że niezła z ciebie hipokrytka – dodała, a uśmiech błyskawicznie zniknął.

- Hipokrytka? - jęknęłam. Ona przecież nie może wiedzieć prawdy...

- Udajesz przyjaźnie nastawioną i bardzo tolerancyjną – mruknęła – Ale oczy są zwierciadłem duszy i potrafią zdradzać ludzkie intencje – jej słowa wypływały w iście jadowity sposób.

- Przestań, to niedorzeczne – broniłam się, śledząc wzrokiem nóż, który niebezpiecznie muskał moją skórę.

- Niedorzeczne? - zakpiła – Jesteś zabawna, Edi. Nigdy bym cię nie podejrzewała o takie poczucie humoru – rzuciła – Skoro nie masz niczego do ukrycia, dlaczego się złościsz? - spytała.

- Może dlatego, że mnie porwałaś, przywiązałaś do krzesła i prawdopodobnie chcesz zabić? - wycedziłam. Nie mogłam już dłużej znieść jej obecności. Była dla mnie obcą osobą, do której nie miałam nic. Nawet szacunku.

- To ostatnie jest troszkę na wyrost – przewróciła oczami, odsuwając się ode mnie – Odkryłam twoje karty, Edi i wiem, że mnie nie akceptujesz i najchętniej byś zamknęła w jakimś ośrodku – jej głos był obojętny – Wiem to, ale nie mam żalu – prychnęła, robiąc minę znudzonej – W sumie, to było do przewidzenia, że nie będziesz tolerować tego, kim naprawdę jestem – dodała po chwili – Ale, nic dziwnego – kąciki ust szatynki znacznie poszły w górę – Jesteś jeszcze uśpiona – powiedziała.

- Co takiego? - zadrwiłam – Ten głupi cukiereczek już nie działa, sorry – patrzyłam na nią z pogardą.

- Nie o tym mówię – zaśmiała się – Jesteś zbyt normalna, żeby mnie zrozumieć, Edi – westchnęła – Ale spokojnie – uniosła brwi – Coś z tym zrobimy – wstrząsnął nią diabelski śmiech – Zaczekaj – puściła mi oko i wyszła z pomieszczenia.

Byłam zdezorientowana i wystraszona. Ta psychopatka mogła wymyślić dosłownie wszystko, a ja nie chciałam tego sprawdzać. Szamotałam się i wierciłam, mając nadzieję, że rozerwę tym jakoś węzły.

Moja szarpanina trwała dość długo, więc zmarnowałam trochę energii, ale nie zamierzałam odpuścić. Niestety, sznur ni trochę się nie poluzował, a nie przypominam sobie, żeby Julia potrafiła wiązać takie supły...

- I po co się tak rzucasz? - do magazynu wróciła Juliet i taszczyła ze sobą jakiś czarny worek. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom...

- Co to jest? - szepnęłam.

- Twój test – odparła spokojnie.

- Jaki test? - jęknęłam.

- Nasza obecność tutaj, Edi, nie jest przypadkowa – zachichotała – Jesteś dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rok temu stałam ja i dokonałam pierwszego w życiu zabójstwa – wyjaśniła – A bestia zerwała łańcuch – zarechotała złowieszczo. Mam wrażenie, że jej nie przeszkadzała myśl, że jest pierdolnięta, a w dodatku na własne życzenie. Musiała być z siebie dumna, skoro przy każdej okazji podkreślała swój obłęd...

- I co zamierzasz zrobić? - prychnęłam, wciąż się szarpiąc.

- Pomogę ci się uwolnić – odparła, rzucając worek na ziemię i rozpinając go. Oniemiałam.

- Co ty pierdolisz? - nie mogłam już wytrzymać.

- Nie bądź taka wulgarna, Edi – zachichotała – To do ciebie nie pasuje, chociaż... kto wie? - mruknęła – Normalność jest tylko pozorem, kuzyneczko – wydęła usta – W każdym z nas tkwi szaleniec i tylko wariat zrozumie wariata – worek zadrżał, a Caro kopnęła w niego z całej siły, ciesząc się przy tym, jak głupia – Dlatego też uwolnię twoją bestię, bo tylko wtedy dostrzeżesz we mnie swoją ukochaną przyjaciółkę. Twoją Julix – usta szatynki obnażyły szeroki, maniakalny uśmiech.

- A co, jeśli odmówię tego całego procesu? - przełknęłam nerwowo ślinę.

- Wtedy cię zabiję – wzruszyła ramionami – Przestań ryczeć, gówniarzu – warknęła ostro, kopiąc w worek. A może raczej niewinne dziecko...

- To ma być wybór? - z oczu popłynęły mi łzy.

- Też taki miałam – prychnęła – Nie dostaniesz specjalnego traktowania – dodała oschle – Wybór jest bardzo prosty, Edyta – zdjęła worek i moim oczom ukazało się związane i zakneblowane dziecko. Juliet była potworem... - Zabijesz to szkaradne coś albo ja sieknę cię – mruknęła beztrosko. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

- Ty jesteś jakimś monstrum... - pokręciłam głową.

- Spasiba – przyjęła to z uśmiechem – Mogę ci zagwarantować, że szaleństwo jest cudowne – rozmarzyła się – Drzemie w tobie bestia i trzeba ją spuścić ze smyczy – dodała – A, żeby było zabawniej, ty masz limit czasowy – zaśmiała się.

- Co? - zdążyłam tylko wypalić.

- Dziesięć sekund na zabicie dzieciaka – odparła – Potem, kulka ozdobi TWOJE wnętrzności – dodała.

- Chyba nie mówisz poważnie? - głos mi uwiązł w gardle. Co w nią wstąpiło, że domagała się morderstwa niewinnego dziecka? Przecież to najgorsza forma okrucieństwa, znieczulicy...

- Przestań marudzić – prychnęłam ostro – Czego nie rozumiesz w zdaniu: dziesięć sekund na zabicie dzieciaka? - warknęła.

- Dlaczego mam to zrobić? - zaszlochałam. Nie wyobrażałam sobie odebrać komukolwiek życie, a już na pewno nie, bezbronnemu dziecku...

- Bo ja tego chcę – zaśmiała się – Wolałabym zostawić cię przy życiu, ale jeśli będziesz mnie wkurwiać, to z rozkoszą cię zastrzelę – posłała mi jadowity uśmiech.

- A nie pomyślałaś, że jak mnie zabijesz, to moja nieobecność będzie podejrzana? - zazgrzytałam zębami, próbując rozwiązać więzy.

- To rzeczywiście niezła zagwozdka – przyznała mi rację – Ale nie martw się o to, Edi – zaszczebiotała – Juliet pomyślała o wszystkim – odgarnęła włosy do tyłu.

- Niby jak? - zadrwiłam, co musiało się tej wariatce nie spodobać, bo wbiła mi nóż w udo. Powietrze przeszył mój głośny krzyk. Do oczu napłynęły łzy, których nie mogłam powstrzymać. Zacisnęłam zęby, starając się nie rozpłakać i zdusiłam kolejny jęk.

- Czujesz ból? - szatynka pochyliła się i przejechała dłonią po mojej nodze, zataczając palcami kręgi wokół wbitego ostrza – Niezbyt przyjemne, co? - spojrzała na mnie, ukazując kompletny chłód, poprzedzany filuternym uśmiechem. Torturowanie mnie sprawiało jej ogromną przyjemność i nawet nie potrafiła tego ukryć.

- Nienawidzę cię... - wysyczałam, próbując zignorować palące pieczenie w kończynie.

- Jesteś pewna? - zachichotała, niczym lolitka i objęła nóż dłonią. Delikatnie nim poruszyła, co wywołało nową porcję bólu.

- Z całego serca... - wycedziłam, zaciskając powieki. Wprost nie mogłam na nią patrzeć.

- Jak bardzo? - usłyszałam jej głos przy uchu. Był nasączony czymś w rodzaju seksualnego podniecenia w połączeniu z pogardą.

- Po stokroć... - syknęłam, a Juliet zaśmiała się cicho i gwałtownie wyciągnęła nóż z mojego uda. Wrzasnęłam odruchowo.

- Nie każdy lubi ból... - mruknęła, wpatrując się lubieżnie w zbroczone krwią ostrze – Nie każdy potrafi docenić słodko-gorzkie cierpienie – przymknęła oczy.

- Ty pierdolona sadystko – warknęłam nienawistnie.

- Sadystka, masochistka – zachichotała, patrząc na mnie jak na mięso – O to, kim się stałam – rozłożyła ręce na boki. Marzyłam, żeby to wszystko okazało się złym snem. Część mnie nie wierzyła w straszną przemianę Julii, ale druga gardziła nią za wszelką cenę.

- Dlaczego? - pokręciłam głową – Dlaczego... - powtórzyłam. Targały mną różne emocje, nie wspominając o bólu, który owijał się wokół rany w nodze.

- Dopatrujesz się powodu w działaniach psychopatki? - zakpiła – To jest żałosne – przewróciła oczami – Wracając do naszej rozmowy – odwróciła się i podeszła do związanego chłopca – Jeśli cię zabiję, to twoja nieobecność rzeczywiście będzie podejrzana – zamyśliła się – Jakby tu rozwiązać ten problem – zaczęła krążyć w te i we wte – Chyba już wiem! - podskoczyła raptownie w górę, co wywołało u mnie dreszcz.

- ... - nie byłam w stanie nic powiedzieć.

- Nie mogę być w pełni sobą i jednocześnie mieć tajemnice przed rodziną – westchnęła – Mamusia i tatuś na pewno nie zaakceptują tego, kim jestem. To bardzo przewidywalne – dodała smutno – Niemożliwe jest być beztroską kryminalistką i żyć w zgodzie z najbliższymi – wzruszyła ramionami – W tejże sytuacji, rodzina jest zbędna – zrobiła poważną minę, a ja struchlałam – Najprościej byłoby, żeby się mnie wyrzekli – niebieskooka skupiła wzrok na jakimś punkcie w oddali – Wyjechali z miasta, a nawet kraju – przygryzła delikatnie palec wskazujący – Chyba że popełniliby błąd i próbowali mnie utemperować – wydęła usta – Zamknąć w jakimś ośrodku, więzieniu, zdyscyplinować – w jej głosie nie było cienia emocji – Wtedy, musiałabym ich zabić, a nie chcę tego – drugi człon zdania wymówiła jak pytanie.

Sama była zaskoczona, że pomyślała o zabójstwie rodziców. Kierowała nią bezwzględność, ale czy zrobiłaby coś tak okropnego?

- Nie byłabym w stanie – mruczała do siebie – Ale jeśli popełnią ten błąd, nie powstrzymam się... - wbiła wzrok w podłogę – Nie potrafię... - potrząsnęła gwałtownie głową, a związane dziecko zaczęło płakać. Caro była wściekła – Zamknij mordę, gnido pierdolona! - wrzasnęła, piorunując chłopczyka wzrokiem – Nie jesteś kurwa pępkiem świata, nie wszystko się kręci wokół jebanych bachorów! - dyszała niczym rozwścieczony byk. Nagle wpadła w szał i zaczęła kopać małego blondynka.

- Przestań! - jęknęłam – Zrobisz mu krzywdę! - prawie się popłakałam. Juliet skupiła swój wzrok na mnie. Jej oczy były rozbiegane, tonęły w szaleństwie.

- Jak śmiesz mi rozkazywać? - parsknęła szyderczym śmiechem i gwałtownie podeszła – Ty też nie jesteś główną aktorką! - wycelowała we mnie palcem – Jestem rozdarta, mam psychikę w strzępach, a ten pierdolony bękart skupia na sobie całą uwagę! - wydarła się i uroniła kilka łez? Nie sądziłam, że umie jeszcze płakać – A ty go jeszcze bronisz! - obnażyła zęby ze wściekłości – Jak możesz? - warknęła i wbiła mi nóż w drugą nogę. Zawyłam z bólu, a dziecko rozpłakało się jeszcze bardziej.

Caro bluznęła pod nosem i wzburzona wybiegła z magazynu. Wróciła po kilku sekundach z pistoletem w dłoni.

- Nie! - krzyknęłam, a szatynka obdarzyła mnie najszerszym uśmiechem i zastrzeliła biednego chłopczyka. Zastrzeliła? Wpakowała w jego kruche ciało z dziesięć kul! Była bezlitosna...

- Nareszcie... - jęknęła, robiąc rozmarzoną minę – I chuj, nie będzie żadnego testu – prychnęła i przeniosła lufę broni na wysokość mojej głowy.

- Juliet, poczekaj... - jęknęłam żałośnie.

- Poczekaj? - zakpiła – Wkurwiasz mnie, Edi – parsknęła – Chciałam dać ci szansę, ale wybrałaś śmierć – syknęła.

- Juliet... - stęknęłam. Ból pulsujący w udzie zaciskał coraz mocniejszą pętlę, ale ignorowałam go – Przyrzekałyśmy sobie, że wszystko sobie wybaczymy... - byłam słaba i roztrzęsiona. Po policzkach płynęły łzy, rozmazując makijaż.

- Z jednym małym wyjątkiem – warknęła pogardliwie - ''Bez względu na wszystko, więź aż po grób'' – wyrecytowała - ''Gdy jedna się odwróci, będzie z niej trup'' – posłała złowieszczy uśmiech.

- A kiedy ja się odwróciłam? - wybuchnęłam, zanosząc się płaczem – To ty mnie porwałaś, związałaś, okaleczyłaś i torturujesz! - jęknęłam rozpaczliwie.

- A nie zastanowiło cię, dlaczego to robię?! - wrzasnęła tak głośno, że aż przeszedł mnie dreszcz.

- Bo jesteś chora? - wycedziłam.

- Nie wszystkie moje działania mają związek z czystym obłędem – zaśmiała się cynicznie – Niektóre rzeczy są umotywowane nieco głębszymi sprawami – syknęła, a psychiczny uśmiech zanikł.

- O czym ty mówisz...

- O twojej fałszywości – warknęła – Mogłaś powiedzieć, że tego nie akceptujesz – jej głos nieco złagodniał – Trudno, każda idzie w swoją stronę i żyje swoim życiem – dodała – Nie musimy się nigdy więcej widywać, spoko – prychnęła – Ale ty wolałaś kłamać – wydęła usta – Widzę tę pogardę w twoich oczach, kuzyneczko – zadrwiła – Czuję ją wszystkimi zmysłami – paraliżowała mnie wzrokiem.

- Juliet, proszę... - załkałam.

- Milcz – zmroziła mnie spojrzeniem – Najbardziej w świecie nienawidzę obłudy – syknęła – A ty myślałaś, że twoje sztuczki przejdą – prychnęła – Oj, jaka musisz być teraz rozczarowana – zamrugała oczami.

- Nie rób tego, proszę... - pisnęłam – Co mogę zrobić, żeby...

- Rzecz w tym, że nic już nie możesz zrobić! - zakpiła – Miałaś już swoją szansę i ją zmarnowałaś – westchnęła – A wystarczyło być szczerym – zbliżyła się.

- Czemu chcesz mnie zabić? - musiałam zadać to pytanie. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Julia może mi odebrać życie...

- Bo mnie wkurwiasz – prychnęła – Chciałam się z tobą podzielić moim szaleństwem, ale na nie nie zasługujesz – mruknęła zimno i przycisnęła lufę pistoletu do mojego czoła. Zadrżałam.

- Błagam...

- J mówił, że są ofiary, które nie zasługują na litość – mruknęła – A ty z pewnością nie należysz do kategorii ofiar, które warto oszczędzić – westchnęła obojętnie.

- Przemyśl to jeszcze... - łkałam.

- Tylko ze względu na naszą dawną relację, nie zafunduję ci zabaw z dr Caro – odparła – Jedna kulka w twój pusty łeb i nigdy więcej mnie nie zobaczysz – powiedziała spokojnie.

- Proszę n... - usłyszałam dźwięk odbezpieczanego spustu...

Juliet

Siła strzału była dość mocna. Edi przewróciła się, pociągając za sobą krzesło, a resztki jej mózgu ozdobiły podłogę. Na moje ubranie chlusnęła nowa porcja posoki.

W milczeniu patrzyłam na zwłoki kuzynki. Obawiałam się, że będę coś czuć, ale na szczęście nie miałam cienia wyrzutów sumienia.

Zwiększyłam postęp swojej bezwzględności, bo zabiłam członka swojej rodziny. Teraz muszę tylko wymyślić ckliwą historyjkę, żeby rodzice się nie skapnęli, albo wyznać im prawdę. Na dziewięćdziesiąt procent wyrzekną się mnie i będę mieć spokój, ale nie jest to takie oczywiste...

Stałam w zamyśleniu, gdy usłyszałam dziwny hałas. Czyżby ktoś wszedł do magazynu? Ale po co? I kto to mógł być.

- No witam, Cukiereczku – z mroku wyłonił się Joker... Ale... Jak? Skąd?

- Co Ty tu robisz? - warknęłam, celując w klauna pistoletem.

- Wiedziałem, że Cię tu znajdę – zaśmiał się i omiótł intensywnym wzrokiem.

- Skąd?! - prychnęłam.

- Mam swoje źródła, Juliet – uśmiechnął się – Widzę, że przegapiłem niezłe przedstawienie – rzucił okiem w stronę trupa Edyty.

- Nie powinieneś być w klubie? - spytałam obojętnie – Popijając whiskey, podziwiając swoją dziewczynę? - wyszczerzyłam się sztucznie.

- Właśnie podziwiam – zaczął się zbliżać.

- Cofnij się, pojebie – warknęłam, ale zielonowłosy ani myślał tego zrobić. Dalej szedł pewnym krokiem w moją stronę, uśmiechając się perwersyjnie.

- O tak, Tatuś tęsknił za swoją charakterną suką – warknął, a ja zrobiłam kilka kroków do tyłu.

- Podejdź tylko – wycedziłam – To Cię zastrzelę...

- Doprawdy? - zaśmiał się szyderczo – Gdybyś chciała, już dawno byś to zrobiła – posłał mi triumfalny uśmiech, a ja nacisnęłam cyngiel. Niestety, magazynek był pusty...

Rzuciłam bezużytecznego gnata na ziemię i gorączkowo dopadłam do zwłok kuzynki, chcąc wyciągnąć z niej nóż, by mieć się czym bronić przed tym psycholem. Niestety, moje próby spełzły na niczym, bo zanim dobyłam ostrza, Joker szarpnął mnie za rękę i popchnął na ścianę. Zaraz po tym przylgnął ciałem do moich pleców i chwycił za gardło.

- Brakowało mi tych naszych zabaw, a Tobie? - warknął, ściskając moją szyję. Wydałam z siebie ochrypły dźwięk – Tęskniłaś za bólem, zdziro? - zaśmiał się, wgniatając mnie w zimny mur.

Kiedy czułam na sobie jego ciężar, wyobraźnia podsuwała mi różne scenariusze. Część mózgu odpowiedzialna za strach i sensowne myślenie, po prostu się wyłączała, kiedy ten skurwiel był tak blisko. W szczególności, że nie miałam styczności z Księciem Zbrodni od tak dawna...

- No już, zabij mnie – jęknęłam, podjudzając go.

- I mam zakończyć taką wyśmienitą gierkę? - zaśmiał się i poczułam na skórze chłodny metal – Nie żartuj sobie, Juliet – syknął, a ja stęknęłam – Nie można tak nagle przerwać sztuki – mruknął – To nieprofesjonalne – dłoń trzymająca gardło, zaczęła zjeżdżać niżej. Dostałam dreszczy, a zielonowłosy musiał to wyczuć, bo do moich uszu doszedł jego chrapliwy śmiech.

- Harley będzie zazdrosna – prychnęłam.

- Przestań mówić o tej kurwie – głos Jokera był nasączony pogardą – Mówiłem, że Cię odzyskam, Cukiereczku – zaśmiał się – Mam nadzieję, że nacieszyłaś się wolnością, bo twój Pan wrócił i założy Ci krótką smycz – czułam na karku jego gorący oddech i skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie to nie ekscytuje...

- Jak Ty to sobie wyobrażasz, J? - zakpiłam – Chcesz odzyskać Caro i utrzymywać przy życiu Quinn? - warknęłam, a Książę Zbrodni przycisnął mnie mocniej do ściany.

- Kto powiedział, że Harley przeżyje? - warknął.

- Ty? - ironizowałam, czując przyjemne dreszcze, rozchodzące się po całym ciele.

- Wiem, że jej nie znosisz – zacmokał i odsunął nóż od mojej szyi – Rozumiem to, bo sam szmatą gardzę – zaśmiał się szyderczo – Tatuś zabije Harley Quinn, jeśli Jego dziewczynka sobie tego życzy – usłyszałam dźwięk upadającego ostrza, a dłonie psychopaty wylądowały na moich ramionach. Potem gwałtownie zjechały w dół i zatrzymały się na pośladkach. Jęknęłam, gdy poczułam mocne plaśnięcie. Joker zareagował na to śmiechem.

- Zabieraj łapy... - warknęłam, co wywołało jeszcze większe rozbawienie zielonowłosego.

- Ty mi chcesz rozkazywać? - zakpił i pociągnął moją spódniczkę w dół. Zadrżałam i poczułam w podbrzuszu przyjemne ciepło. Niewątpliwie chciałam się pieprzyć z Księciem Zbrodni, ale to byłaby ogromna skaza na mojej godności. W dodatku nasze spotkanie wyraźnie oznacza, że J nie wypuści mnie już ze swoich szponów, ale czy nie tego chciałam? Skoro zabiłam Jerome'a i Edytę, to pozostawało już tylko wrócić do Jokera, zabić Quinndiotkę i kontynuować szaleństwo u boku klauna...

- Nie ośmieliłabym się – syknęłam, a zielonowłosy obrócił mnie przodem do siebie. Przewiercał na wskroś swoimi jadowicie zielonymi oczami, a po ustach pełzał mu chytry, jednoznaczny uśmiech.

- Nareszcie mówisz prawdę – zatriumfował i chwycił mnie za gardło. Spuścił wzrok w dół mojego ciała, a ja wyciągnęłam nogi ze spódniczki i kopnęłam ją w bok – Wspaniale, Cukiereczku, wspaniale – zaśmiał się i znów spojrzał w moje oczy – Rozumiem, że chcesz tego? - mruknął, ściskając gardło mocniej. Wyrolowałam oczy i przygryzłam dolną wargę.

- Zerżnij mnie, Joker – jęknęłam, a na twarzy Księcia Zbrodni zagościł szeroki uśmiech. O to cały czas mu chodziło. Żebym błagała...

- Och, Juliet – warknął z zadowoleniem – Masz to coś, czego brakuje tej żałosnej Harley – zaśmiał się szyderczo i wpił brutalnie w moje wargi. Szybko puścił szyję, złapał mnie za pośladki i podrzucił. Wylądowałam na jego biodrach i oplotłam je nogami. J penetrował językiem moje podniebienie, przyciskając do ściany i obmacując po dolnej części ciała. Z moich ust wypływały stłumione jęki, na co psychopata reagował z zadowoleniem.

Po chwili odsunął się od mojej twarzy i zaczął całować po szyi. Moje jęki przestały być takie subtelne...

- Weź mnie... - palnęłam w podnieceniu. Joker na te słowa szarpnął za moje rajstopy i rozerwał je. Pisnęłam, gdy nagie pośladki zetknęły się z zimnym murem. J odkleił usta od mojej szyi i z niezadowoleniem warknął, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż jestem ubrana. Wyjął z kieszeni spodni nóż i rozciął materiał rajstop w okolicach mojego krocza. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem, podziwiając, jak na moich nogach goszczą postrzępione zakolanówki, gdyż rajstopami nie można już tego nazwać.

- Tak jest dużo lepiej – zaśmiał się.

- Dlaczego tylko moje ciuchy mają ucierpieć? - warknęłam, wyrwałam klaunowi ostrze i przejechałam nim przez guziki jego purpurowej koszuli. Po chwili ujrzałam wytatuowany tors zielonowłosego i przejechałam po nim dłonią, odrzucając nóż na bok.

- Wystarczyło powiedzieć, kochanie – zaśmiał się, ściągając koszulę i włożył palce pod materiał mojej bielizny. Jęknęłam, gdy zawędrowały zbyt daleko – Nikt nie potrafi się Tobą bawić tak, jak ja – warknął, wykonując dłonią kilka gwałtownych ruchów – Przyznaj to – parsknął, widząc, jak reaguję na jego tortury. Wyginałam kręgosłup w łuk i rozchylałam usta. Joker to wykorzystał i rozepchał je swoim językiem.

Po chwili cofnął rękę i usłyszałam odgłos rozpinanych spodni. Przeszedł mnie dreszcz ekscytacji, a po chwili zalała fala bólu, połączonej z niewyobrażalną przyjemnością. J wszedł we mnie na całą długość, dociskając moje pośladki do lodowatego muru.

- Nareszcie Cię zerżnę, jebana suko – zaśmiał się i zaczął brutalnie poruszać. Moje ciało zaatakowała intensywna nirwana, wypychałam biodra mocniej w stronę zielonowłosego, a skrzyżowanymi nogami przybliżałam go bardziej do siebie, poprzedzając to krzykami i mało kulturalnymi słowami.

Opuszczony magazyn przesiąkł naszymi przyspieszonymi oddechami i moimi jękami. W międzyczasie Joker wymyślił sobie zabawę, że wyciągnął gnata i przyłożył jego lufę do mojego podbródka, co rusz wtykając mi ją między wargi, by stłumić moje krzyki.

Nie obeszło się też bez obecności noża, którym klaun robił mi płytkie nacięcia na skórze, a potem zlizywał krew, doprowadzając mnie na granice wytrzymałości. J miał absolutną rację. Nikt mnie tak nie pieprzył, jak on. Nikt nie był taki brutalny, taki perwersyjny, bo nikt inny nie włączał do seksu niebezpiecznych narzędzi, co dla mnie jako masochistki, było prawdziwym spełnieniem...

- Tak, Juliet, krzycz – warknął – Niech całe Gotham słyszy, kto Cię tak ostro rżnie – zaśmiał się i chwycił mnie za gardło. Potraktował mnie jak kurwę, ale zawsze tak robił. Wiedział, że lubię być dominowana, zwłaszcza gdy to on to robił. W dodatku triumfowałam, bo Joker wybrał mnie zamiast Quinn. Ona wciąż wierzy, że zielonowłosy ją kocha? Kiedy w końcu do niej dotrze, że Książę Zbrodni należy do Juliet Caro?

Tak samo, jak ona do niego...



Także ten... Niestabilność emocjonalna to nie jest coś, co można uznać u Caro za zaletę, bo fabuła książki jest nieprzewidywalna.

Ale, czy opowieść o nieobliczalnej wariatce powinna iść jednym rytmem? Nie sądzę ^^

Dziękuję za czytanie Get Insane :*

Widzimy się w kolejnym rozdziale, baju ^^


CDN

LadyBellworte

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top