Get Insane CXXVII

Stałam przed lustrem, żeby się upewnić co do mojego wyglądu. Założyłam czarną bluzkę w typie oversize, rozjaśniłam ją, dobierając lekko poprzecierane dżinsy rurki i dopełniłam to swoimi ulubionymi, kolorowymi trampkami. Bluzka miała nadruk w postaci złotego serca, co miało mi wyrobić renomę osoby łagodnej. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, a na usta nałożyłam szminkę w kolorze kawy z mlekiem. Miała lekko rudawy odcień.

Poprawiłam skórzaną kurtkę i przesunęłam pasek torebki, w której schowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Mała kopertówka wyglądała niepozornie i nikt nie przypuszczał, że kitram tam gnata...

Zadowolona weszłam do windy, którą jechała już jakaś kobieta i spokojnie nacisnęłam interesujący mnie guzik. W środku zapanowała niezręczna cisza, przerywana jedynie lekką, klasyczną muzyczką, dobiegającą z głośników. Babka czuła się w moim towarzystwie niekomfortowo, ale nietrudno jej się dziwić. Nie mogłam opanować emocji i trzymałam na wierzchu naładowany pistolet, co rusz gładząc go opuszkami palców.

Jednak kiedy cisza sięgnęła zenitu, postanowiłam przełamać pierwsze lody. Podłapałam moment, kiedy kobieta nerwowo zerkała na broń i zagadałam.

- Przepraszam za to, ale trochę się stresuję – wyjaśniłam, uśmiechając się głupio – Właśnie idę na spotkanie z kuzynką, a ona jeszcze nie wie, że ja... - parsknęłam nerwowo, przykładając lufę gnata do głowy – Wie pani, kuku na muniu i te sprawy – zaszczebiotałam.

- Yhm – odpowiedziała, posyłając mi wymuszony uśmiech.

- Muszę się pokazać od najlepszej strony, dlatego założyłam ciuchy bez plam z krwi – dodałam.

Łał, Caro. Jak ty świetnie potrafisz podtrzymywać rozmowę...

- Zamknij się – palnęłam, na co kobitka spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy – Przepraszam – bąknęłam – To te cholerne głosy w głowie – przewróciłam oczami.

- Yhm – powtórzyła przerażona babeczka.

- Uczepią się mnie i żyć nie dają – prychnęłam – Lubię rozmawiać z samą sobą, ale te myśli, głosiki podświadomości – zacykałam – Dramat jakiś.

- Yhm – kiwnęła głową.

- Najgorzej jest, jak przychodzą niespodziewanie – westchnęłam ciężko i wypuściłam powietrze – Na przykład teraz – mruknęłam.

No już, przecież obie dobrze wiemy, że ta pani nie wyjdzie z windy żywa. Długo to będziesz przeciągać?

- Jeszcze chwila, ogarnij się – warknęłam, podłapując spojrzenie kobiety – Wie pani co? - rzuciłam nagle – Spotkanie z kuzynką przeraża mnie do tego stopnia, że muszę się odstresować – burknęłam – O! Mój przystanek – zachichotałam, gdy winda się zatrzymała, a drzwi otworzyły – Proszę pamiętać, że to w imię wyższej idei – dodałam na odchodne, wyszłam na korytarz i nim metalowa puszka zamknęła swe wejście, zastrzeliłam kobitkę. Nie mogłam się powstrzymać...

- No wreszcie – skomentowałam, chowając gnata do torebki – Teraz jest mi dużo lepiej – parsknęłam.

- Miałam być normalna – pokręciłam głową.

- Wierzysz w to, że zachowasz pozory? - zakpiłam – Przez godzinę musisz zachowywać się jak dawna Juliet, którą Edi znała. Dasz radę? - mruknęłam.

- Nadzieja umiera ostatnia, Caro – westchnęłam, pchając drzwi wejściowe.

- Tylko nie gadaj do siebie teraz, bo spalisz przykrywkę – pouczyłam.

- Tia – odparłam i wsiadłam do taksówki, czekającej pod hotelem – Dzień dobry, na Plac Jeffersona proszę – mruknęłam, opadając na miejsce. Kierowca bąknął jakąś formułkę i wjechał na główną.

Tylko pamiętaj, że musisz mu zapłacić pieniędzmi, a nie nożem w tchawicę.

No co ty nie powiesz, inteligentko? A myślałam, żeby mu obciągnąć.

Po prostu nie wyciągaj noża, gnata. Jesteś normalną pasażerką taksówki. Chcesz, żeby Edi tak myślała.

Dlaczego ja się właściwie zgodziłam, co?

Bo była natrętna?

Tia, a ja mam słabą wolę po obudzeniu się z drzemki.

Przecież jesteś aktorką, racja? Wyobraź sobie, że wcielasz się w postać normalnej dziewczyny...

Tylko że tak długo kręcę się w spirali szaleństwa, bezprawia i sadyzmu, że słowo ''normalna'' widzę w cudzysłowie, bo wiem, że do mnie nie pasuje.

Jak tylko skończymy pogaduszki z kuzyneczką, to sobie odrobisz ten ''post''.

Nie rozumiem ludzi.

Hm?

Hotel wciąż jest pełen, a wszyscy wiedzą, że niebezpieczna, nieobliczalna wariatka zamieszkuje w jednym z pokoi. Czy rozsądni przedstawiciele gatunku nie powinni uciekać jak najdalej?

Chciałabyś mieć cały wielki hotel dla siebie, co?

A jak! A tak to ci ludzie mnie wkurzają, bo prowokują do morderstwa. Skończy się na tym, że dopiszą mi inne zbrodnie do listy i powstanie z tego wielki zwój przewinień.

Czym się przejmujesz? Pingwinek załatwił ci immunitet, Jim i jego wesoła kompania mogą cię cmoknąć!

Nie zastanawia cię, dlaczego właściwie zafundował mi nietykalność?

Owszem. Będziesz mogła go jutro zapytać.

Jak nic, jego życzliwość ma drugie dno. Na pewno czegoś ode mnie chce, a ten immunitet nie jest za darmo.

Wszędzie węszysz spiski, haha.

No przepraszam, ale mam dosyć dziwnych układów z kryminalistami z Gotham. Ten pojeb Nygma mnie wyprowadził z równowagi...

Ty w ogóle nie myślisz...

Jak to możliwe, że obrażam samą siebie?

Musisz z kimś rozmawiać, przegrywie ty.

Stul pysk.

To do kogo się odezwiesz?

Będę gadać z pluszakiem.

Cooooo? Nie zrobisz mi tego...

Zrobię.

Mózg ci się chyba przesunął.

Czyli Tobie też. W jakim sensie ''nie myślę''?

Jak pomożesz Nygmie, to będziesz mieć sojusznika.

A na chuj mi sojusznik? Juliet Caro jest samotną wilczycą i nie potrzebuje towarzystwa. Mogłabym codziennie unikać ludzi i w ogóle z nimi nie rozmawiać. Na co komu kontakt z drugim człowiekiem, skoro moja zjebana wyobraźnia funduje mi taaakie dyskusje, że o kurwa...

Jesteś nie tylko psychopatką, ale i aspołecznym dziwakiem.

Nie jestem aspołeczna. Ludzie mnie wkurwiają, najchętniej każdego nafaszerowałabym ołowiem, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

Doktor Carter uważał, że nie masz żadnych problemów psychicznych, a społeczna izolacja nie podchodzi pod zdrowy umysł...

No i fajnie. Trzydzieści razy 2 for u.

Boże, zgłodniałam.

No, ja też.

Obiecaj, że weźmiemy w tej kawiarni jakieś ciastko...

To jest priorytet. W ogóle, jak długo jedziemy już tą jebaną taryfą?

Pół godziny.

Co? Pół godziny jazdy do kawiarni, która jest kilka ulic dalej?

No ale korek jest.

W dupie mam ten korek! Stoimy w nim, nie wiadomo ile, a licznik nabija! Ja płacę za jazdę, a nie za stanie bez celu...

Jakkolwiek jesteś wkurzona, nie możesz wyciągać zabawek...

Dobra! Ale w drodze powrotnej, to będę musiała kogoś zajebać, bo przecież nie dam rady...

Musisz poćwiczyć udawanie normalnej...

Przez osiemnaście lat całkiem nieźle mi to wychodziło.

Hahahaha, dobre.

Danke. Wiesz co? Zapytam się, czemu tak długo stoimy w korku.

- Przepraszam bardzo, ale czym jest spowodowany ten korek? Tkwimy w nim już pół godziny – odezwałam się uprzejmie.

- Wiem, proszę pani, ale nic na to nie poradzę – odparł taksówkarz – Na głównej był wypadek samochodowy, z czego dwójka ludzi jest poważnie ranna. Policja próbuje ustalić, czy ktoś nie widział całego zdarzenia – dodał spokojnie.

A co mnie obchodzi jakiś pierdolony wypadek? Codziennie ktoś zdycha, a akurat wtedy, kiedy zależy mi na punktualności, chociaż zwykle mam ją w dupie, to musi być korek jak stąd do Honolulu?!

Czego się drzesz? Aż mi po bębenkach poszło...

- Dobrze, oczywiście rozumiem – zgrywałam przejętą.

- Najwyżej odliczę pani kilka dolarów za stanie w korku – mruknął kierowca.

Dzień dobroci dla zwierząt! Ło kurwa, taryfiarz chce odpuścić kilka dolców za stanie w korku!

To nie Polska, żeby złotówa zdzierała z ciebie ostatni grosz, zluzuj majtki.

- Dziękuję uprzejmie – odpowiedziałam grzecznie.

A właściwie, to czemu nie jedziemy Uberem?

Bo boję się, że ktoś mnie zgwałci.

Aha. Szkoda tylko, że twoje ''zabawy'' można porównać do gwałtu, bo cię to kręci.

Ale to tylko z przystojnymi.

Czyli gwałt przez hot kolesia to nie gwałt. Logiczne.

Czepiasz się. Czerpię inspiracje z fanfików na Wattpadzie.

A to szanuję.

- Julia! Tak się cieszę, że cię widzę! - zawołała wesoło Edi, kiedy udało mi się w końcu dotrzeć do kawiarni. Niemal natychmiast wstała z krzesła i rozłożyła szeroko ramiona.

Ona zawsze była taka brzydka?

Bagietko marnotrawna! Zachowuj się!

No co? Zawsze byłaś od niej ładniejsza. Ty o siebie dbałaś, a Edytka lubiła leniuchować.

Przypominam ci tylko, że to ja jestem prekursorem lenistwa, ale obdarowano mnie dobrymi genami. Druga sprawa, nie musisz być taka chamska!

- Dosłownie wieki się nie widziałyśmy, Edi – zaśmiałam się i uściskałam kuzynkę mocno.

Myślałby kto, że lubisz się przytulać, pfff.

- Zajęłam nam już miejsce – mruknęła i usiadłyśmy przy jednym ze stolików – Opowiadaj, co u ciebie słychać, chcę znać szczegóły! - dostała wypieków na twarzy i przewiercała mnie na wskroś swoimi orzechowymi ślepiami.

Zapomniałam, jaka Edzia jest wścibska.

- Dużo się zmieniło – ucięłam – Lepiej ty mi powiedz, co robisz w Gotham? W Stanach, w tej słynnej Hameryce – przedrzeźniałam ją.

- Wyrwałam się z domu – mruknęła, przesuwając palcami po niebieskim futerale swojej komórki.

- Wakacje, czy ucieczka? - spytałam.

- I to, i to – uśmiechnęła się słabo – Zdałam maturkę, chcę studiować, ale na razie pracuję, żeby pomóc rodzicom – dodała.

Też bym obdarowała swoich grubym hajsem, ale pewnie mieliby pytania, skąd go wzięłam...

- Co chcesz studiować? - dociekałam. Teraz to ja będę wścibska.

- Myślałam o detektywistyce – wypaliła.

To do niej pasuje. Aż za bardzo.

- Chcesz być kolejnym Sherlockiem? - parsknęłam, a mój wzrok zawędrował na menu.

- Zawsze twierdziłaś, że jestem wścibska – odparła beztrosko – Dlaczego by nie zarabiać na wtykaniu nosa w nieswoje sprawy? - rzuciła i w krok za mną spojrzała na pozycje na liście – Co zamawiasz?

- Chyba sernik – powiedziałam to bez przekonania. Ceny mieli zawrotne.

Juliet, ale z ciebie Janusz! Powinnaś się uczyć gospodarowania pieniędzmi od Jokera. Ten to szastał forsą!

Nie lubię wydawać kasy, co mam zrobić.

Ale to kradzione.

I tak nie lubię.

- Chyba sernik? - powtórzyła – Odchudzasz się, że tak ostrożnie do słodyczy podchodzisz? - zagaiła.

Skarbie, w moim słowniku nie występują takie słowa jak: odchudzanie, dieta i ograniczanie jedzenia.

- Ja i dieta? - puknęłam się w czoło – Żarcie jest sensem mojego życia. Zaraz po spaniu – parsknęłam, na co Edi zawtórowała.

I zabijaniu niewinnych.

Możesz się wreszcie zamknąć? Myśli są chyba gorsze od głosów w głowie. Wiesz, że każdy je ma i się ich nie pozbędziesz...

- To, co cię powstrzymuje przed wzięciem chyba sernika?

- Skąpiradło ze mnie – odparłam – Ale jest wyjątkowa chwila, więc zaszaleję – dodałam szybko.

- I to rozumiem – klasnęła w dłonie – Namówiłaś mnie. Też wezmę chyba sernik – mruknęła i zaczęła wypatrywać kelnera. Podeszła do nas drobna dziewczyna o szarych włosach. Gdy mnie zobaczyła, z dłoni wypadł jej notatnik.

No po prostu świetnie... Czyż to nie moja dobra koleżanka z liceum, Courtney? Wspólna znajoma moja i Terry? Uczestniczka mojej pamiętnej osiemnastki, po której nigdy nie wróciłam do szkoły, a otoczenie spowiła plotka, że zostałam porwana i zabita przez Jokera? Laska, która pomagała Terravicie mnie szukać, gdy wraz z Tomem zaginęłam w noc swych urodzin?

Nieee, skąd ci to przyszło do głowy?!

- Juliet! To naprawdę ty?! - szepnęła bezgłośnie, że aż kilka stolików zerkało w naszą stronę. Moja twarz przybrała kolor purpurowy albo czerwony. Nie wiem, ale czułam palący policzki gorąc.

Nie kurwa, to tylko mój duch przyszedł nażreć się sernika, buuuuu!

- Hejka, Courtney – wykrztusiłam, a usta dziewczyny zadrżały. Niespodziewanie dla wszystkich, dawna koleżanka pochyliła się i mocno mnie objęła, prawie płacząc.

- Juliet, ja... myślałam, że nie żyjesz – jęknęła, łamiąc mi prawie żebra.

Ciszej, kretynko, nie rób sensacji...

- Okeeej, ktoś mi to wyjaśni... - mruknęła zakłopotana Edyta. Ja wyglądałam niemniej inteligentniej...

Właśnieeeeee....

- Courtney – chrząknęłam, gdy dziewczyna zbyt ostentacyjnie mnie przytulała.

- Przepraszam – zawstydziła się, szybko odsuwając ode mnie – Co wam podać? - próbowała mówić normalnie, ale jej to nie wychodziło.

- Sernik dwa razy – palnęłam.

- Jasne – uciekła, nawet nie zapisując zamówienia. Edyta od razu przystąpiła do pytań.

- Wyjaśnisz mi, o co jej chodziło? - rzuciła podejrzliwie.

- Nie mam pojęcia – spuściłam wzrok, mając nadzieję, że nie będzie podejmować tematu.

- Julia, ja wiem – nie dała się zbyć.

Ja pierdolę, o czym?!

- Nie rozumiem? - udawałam głupią, złączając palce.

- Twoja mama mówiła, że miałaś nieprzyjemny incydent – ściszyła głos.

- Słucham? - zaśmiałam się nerwowo.

- Nie chciała gadać, ale ją przyszpiliłam i wiem wszystko – pochyliła się i złapała mnie za dłonie.

- Co takiego? - nie spuszczałam z niej wzroku.

- Ten słynny szaleniec, Joker cię porwał, prawda? - popatrzyła na mnie, wyczekując odpowiedzi. Zastygłam w jednej pozycji i słyszałam jedynie bicie własnego serca.

- Nie ma się czym chwalić – z moich ust wreszcie wypłynęły jakieś słowa.

- Domyślam się – na jej twarzy zagościł wyraz współczucia – To musiało być dla ciebie straszne przeżycie – posmutniała gwałtownie – Chociaż gorsze jest to, że nic o tym nie wiedziałam – dodała z wyrzutem.

- Nie chciałam nikogo martwić – odparłam.

- Na szczęście, wszystko dobrze się skończyło i uratował cię ten bohater, Batman, tak? - mruknęła.

- Yhm – kiwnęłam głową.

- Boże, Julix – nie dowierzała – Nie wyobrażam sobie, co musiałaś przeżywać.

- Nie chcę o tym mówić, to dość traumatyczne wspomnienia – skoro uważała mnie za ofiarę, postanowiłam zagrać ten mały epizod. Była to jakaś szansa, na niespalenie przykrywki.

- Jasne, rozumiem – bawiła mnie jej troska. Byłam naprawdę podła...

- Tooo, zatrzymałaś się u moich rodziców? - zmieniłam temat.

- Tak – potwierdziła – W niedzielę dołączą moi i zostaniemy tydzień – dodała.

Suuuuper...

- Tak poza tym, co u ciebie słychać? - rozmowa ewidentnie się nie kleiła. Trochę inaczej to sobie wyobrażałam. Chociaż, jak prowadzić dyskusję, omijając wzmianki na temat swojego życia?

- Myślałam o tym, żeby studiować zagranicą i robię rozeznanie, czy to całe Gotham ma uczelnię z moim wymarzonym kierunkiem – zaśmiała się – W ogóle, zobacz jakie śmieszne zdjęcia zrobiłam Mruczusiowi – sięgnęła po telefon.

ZOSTAW MOJEGO KOTA, SZMATO

- Ooo, jak słodko – rozczuliłam się, a tak naprawdę miałam ochotę wypruć jej flaki.

TO JA MAM WYŁĄCZNE PRAWA DO TEJ PUCHATEJ KULECZKI...

- No nie? - posłała mi uśmiech – Aha, rodzice chcą potwierdzenia, czy będziesz w niedzielę – bąknęła, chowając komórkę.

- Mówiłam przecież, że tak – westchnęłam.

- Ponoć już kilka razy wywinęłaś taki numer, że miałaś przyjść i nie przyszłaś – stwierdziła cierpko – Chwila, czy to nie było wtedy, jak przyjechałam? - zauważyła.

Jakże mi przykro, Edi, ale gniłam w psychiatryku i dlatego nie mogłam przyjść. Wybaczysz?

- Możliwe – mruknęłam, wyraźnie znudzona tematem rozmowy.

Niech już przyniosą ten serniczek!

- A dlaczego? - dociekała.

- Nie mogłam – rzuciłam szybko.

- To nie jest odpowiedź – odparła.

- Właśnie, że jest – upierałam się.

- Nie jest.

- Jest.

- Nie.

- Tak, nieskończoną ilość razy! - wybuchnęłam i Edyta zamilkła – Ha! Przegrałaś – wystawiłam język.

- Nudno w Polszy bez ciebie, Julix – westchnęła nostalgicznie.

- Zapewne – kąciki moich ust drgnęły.

- Czemu mnie nie odwiedzasz?

- Nie chce mi się – wzruszyłam ramionami.

- Aha – skomentowała.

- Nom – zacisnęłam usta w wąską kreskę. Szmat czasu zrobił swoje. Edi i ja nie byłyśmy już takie zżyte. Brutalna rzeczywistość.

Gdzie mój sernik...

- Masz faceta? - palnęła nagle, a ja zachłysnęłam się powietrzem.

- Nie? - prychnęłam – Ja i miłość, odpuść sobie – mruknęłam szorstko.

- Nie możesz wiecznie przed nią uciekać – parsknęła.

- Ja przed nią nie uciekam – zadrwiłam – Nie trawię tego – przewróciłam oczami.

- Och, no weź – dała mi kuksańca w ramię – Zajebista laska jesteś, na pewno jakieś ciacho się wokół ciebie kręci – puściła mi oczko.

- Gadasz jak moja matka – warknęłam.

Dobra, koniec udawania milutkiej, normalnej Juleczki. Zabijmy ją!

To cholernie kuszące, ale damy radę...

- To może, chociaż jednorazowe przygody? - dopytywała, a mnie naszła myśl, czy ładnie by jej było z nożem w oku.

- Owszem – uśmiechnęłam się znacząco i w tym samym momencie, Courtney przyniosła sernik. Postawiła przede mną talerzyk ze sporym kawałkiem i życzyła smacznego. Kiedy to mówiła, patrzyła głównie w moją stronę.

- Któż jest takim szczęściarzem? - mruknęła z lekką złośliwością.

- Każdy intrygujący psychol – odpowiedziałam obojętnie, wkładając do ust widelczyk z kawałkiem sernika.

- Masz słabość do złych typów? - spojrzała dziwnie.

- Bardzo złych – połknęłam i oblizałam usta.

- Niespecjalnie mnie to dziwi – westchnęła – Zawsze byłaś stuknięta – powiedziała to pół żartem, pół serio, a ja zastygłam w jednej pozycji. Zamrugałam powoli oczami i nagle kawiarnię spowił mój głośny śmiech. Szyderczy, maniakalny, niekontrolowany. Edyta przyglądała mi się z kompletnym osłupieniem, podobnie jak ludzie ze stolików obok. Czułam na sobie zszokowane spojrzenia ludzi, w tym zdezorientowanej Courtney, która stanęła wpół kroku, niosąc zamówienie dla innych klientów.

To co? Robimy wielkie show, bo mam już dosyć tego teatrzyku dla dzieci?

Tia. Pokażę Edi swoje prawdziwe oblicze. Albo to zaakceptuje, albo nie.

- Julia, ucisz się, ludzie na nas patrzą – syknęła kuzynka, chwytając mnie za dłoń.

- Publika jest potrzebna – powiedziałam po chwili.

- Co takiego? - nie zrozumiała i ze zdziwieniem patrzyła, jak wstaję od stolika i sięgam do torebki.

- Mam dość udawania – warknęłam i wyciągnęłam pistolet. Nastąpiło zbiorowe poruszenie. Niektórzy zamarli, inni krzyknęli coś z przerażeniem.

- Julia, co ty wyprawiasz i skąd masz kurwa broń?! - Edi nie wierzyła w to, co widzi. Do tego stopnia, że aż zaczęła rzucać kurwami? Szykuje się niezłe przedstawienie.

- Wszyscy macie stąd wypierdalać – zignorowałam słowa kuzynki i przejechałam gnatem po twarzach zgromadzonych.

- Juliet, co ty do cholery robisz?! - tym razem, swoje trzy grosze postanowiła wtrącić Courtney.

- Kulturalnie zachęcam ludzi do opuszczenia kawiarenki – posłałam jej jadowity uśmiech – Chyba że ktoś chce zostać moim zakładnikiem? - zawołałam głośniej. Ludzie poderwali się z miejsc i w popłochu pobiegli do drzwi, prawie taranując siebie nawzajem. Panika wzbudza we mnie radość – Tak myślałam – skomentowałam z zadowoleniem.

- Nikt stąd nie pójdzie! - zarządziła szarowłosa, ale nie dokończyła myśli, bo strzeliłam jej w głowę. Kulka pozostawiła w czole małą dziurkę, a bordowa krew ładnie komponowała się z odcieniem włosów.

- Nie umiesz grać w tę grę – westchnęłam.

- Julka, co ci kurwa odbija?! - ciszę przebił oburzony głos Edyty. W tym samym momencie panikujący tłum uciekł z kawiarni. Zostałam tylko ja, Edi i zwłoki mojej dawnej koleżanki z liceum.

- Właśnie do tego zmierzamy, kuzyneczko – posłałam jej uśmiech i wycelowałam w nią pistoletem – Siedź grzecznie, bo zanim ci wszystko wyjaśnię, musimy dokończyć serniczek – zadecydowałam, siadając z powrotem na krześle.

- Straciłam apetyt – warknęła.

- Trup ci przeszkadza? - rzuciłam, odwracając się w stronę ciała Courtney.

- Ani trochę! - wycedziła z sarkazmem. Edyta była twardą laską. Jeśli już miała jakoś zareagować na moje zachowanie, no nigdy by nie się nie rozpłakała. Słynęła z silnego charakteru i gdy zobaczyła moją prawdziwą twarz, to było pewne, że się wkurwi.

- To dobrze – wzruszyłam ramionami i nabrałam porcję ciasta na widelec.

- Nie wierzę w to, co widzę – prychnęła nagle, załamując ręce. Rzuciłam jej spokojne spojrzenie – To jakiś sen, koszmar chyba! - złapała się za głowę.

- To piątek – odparłam, przeżuwając kęsy serniczka.

- Moja najukochańsza kuzynka... - próbowała sobie to wszystko uzmysłowić, ale szło jej opornie – Ma broń i zabiła z zimną krwią niewinnego człowieka – jęknęła – To niemożliwe, to się nie dzieje naprawdę... - wstała z krzesła i popatrzyła na mnie wzburzona. Jej przenikliwe oczy w kolorze orzecha włoskiego, zionęły ogniem – Julia, powiedz, że to jakiś performens, sztuczka, fejk – wyliczała.

- Nie, nie i nie – zaprzeczyłam z pełnymi ustami – Chociaż masz rację. Courtney jest sztywnym aktorem – dodałam złośliwie.

- Co się z tobą do cholery stało?! - wybuchnęła gwałtownie.

- Daj mi zjeść sernik, a wszystko wytłumaczę – odparłam. Edi zawrzała krew w żyłach. Dziewczyna zamierzyła się, żeby zabrać mi ciasto, ale wycelowałam w nią gnatem – Nie polecam takich rozwiązań – zacmokałam. Spiorunowała mnie wzrokiem, ale zrobiła krok do tyłu.

Gdy ze smakiem zakończyłam konsumpcję sernika, otrzepałam ręce i wstałam od stolika. Edyta śledziła każdy mój ruch, co rusz posyłając nienawistne spojrzenia.

- Gotowa na historyjkę? - obnażyłam cwany uśmieszek.

- Umieram z ciekawości – warknęła.

Kilka minut później, kuzynka siedziała skulona pod ścianą i gapiła się tępo w podłogę. Zafundowałam jej skróconą wersję mojego życia, zaczynając oczywiście od porwania w osiemnaste urodziny i naznaczając ciekawsze fragmenty brutalnych morderstw, żeby wiedziała, jak bardzo jestem zafascynowana sadyzmem i jak głęboko tkwię w otchłani szaleństwa i własnego, pokręconego umysłu...

Musiała to wyjątkowo przeżyć, bo twarda Edi, jaką znałam, koczowała na ziemi, wtulona plecami w mur i drżała nerwowo. Chyba ją za bardzo załamałam, ale miałam dość ukrywania tego, kim jestem. Prawdopodobnie z rodzicami też kiedyś odbędę taką rozmowę, o ile nie zginę, zanim wyjawię swoje grzeszki.

- Ziemia do Edi – mruknęłam, przysuwając w jej stronę krzesło i siadając na nim okrakiem – Przestań, ta historia nie była jakaś dramatyczna – skwitowałam. Kuzynka podniosła na mnie pusty wzrok.

- Masz pojęcie, co ja teraz przeżywam? - syknęła.

- Wyobrażam sobie – westchnęłam – Przykro mi, że tak na to reagujesz, ale zbyt długo ukrywałam swoją prawdziwą naturę – dodałam – Czuję ulgę, że w końcu komuś powiedziałam.

- Ulgę? - prychnęła – Ty czujesz ulgę?! - podniosła głos.

- No i czemu krzyczysz? - burknęłam.

- Czemu krzyczę?! - Edyta wstała gwałtownie z podłogi i posłała mi mordercze spojrzenie – Julka, kurwa mać, właśnie się dowiedziałam, że jesteś jakąś pierdoloną psychopatką, pieprzysz się z klaunem sadystą i ty się pytasz dlaczego kurwa krzyczę?! - nie mogła opanować emocji. Była zbulwersowana, załamana, rozżalona. Targały nią wszystkie negatywne uczucia. Widziałam w jej spojrzeniu, że nie wie, czy powinna mnie nienawidzić, czy starać się zaakceptować fakt, że nie jestem normalna.

- Zastosowanie czasu teraźniejszego, mówiąc, że się z nim pieprzę, jest trochę na wyrost – rzuciłam, na co Edi zareagowała krzykiem.

- Nie odbiegaj od tematu! - jęknęła – Mój świat legł w gruzach, a ty masz nastrój do żartów?!

- Tia. Właśnie na tym polega obłęd – posłałam jej prowokacyjny uśmieszek.

- Nigdy nie sądziłam, że jesteś pojebana w złym słowa znaczeniu – pokręciła głową.

- Na Twoim miejscu, byłabym szczęśliwa, zdając sobie sprawę, że wyjawiam ci mój sekret – powiedziałam. Emanowałam spokojem i opanowaniem. Przeżywałam to lepiej niż roztrzęsiona Edyta.

- Chyba wolałabym żyć w niewiedzy – warknęła, opadając z powrotem na podłogę. Była tak rozemocjonowana, że nie mogła ustać na własnych nogach.

- Ona jest momentami błogosławieństwem – westchnęłam, a orzechowooka popatrzyła na mnie jak na kosmitkę – Cytat Księcia Zbrodni – wyjaśniłam.

- Widziałam jego zdjęcia w necie – palnęła – Jak ty i on... - nie mogła dokończyć.

- Ze swojej strony, rekomenduję seks z Jokerem – zaśmiałam się.

- Przestań – wzdrygnęła się.

- No co? - nie przestawałam jej drażnić – Nie wiń mnie za moje zachowanie, Edi – zrobiłam minę zbitego psiaka – Na początku moja psychopatia nie rzucała się w oczy, ale przebywanie z tym klaunem mocno siada na psychikę – rzuciłam – W dodatku, kilka razy byłam w psychiatryku, raz w pierdlu, no i umarłam, a potem zmartwychwstałam – wyliczyłam na jednym wdechu – Nie dziw się, że mogę być lekko obłąkana – zakończyłam z szerokim uśmiechem na ustach.

- Próbuję to wszystko poukładać – westchnęła, wstając powoli, podpierając się ściany – I na trzeźwo nie dam rady – dodała.

- Co? - parsknęłam śmiechem, obserwując ją z zaciekawieniem.

- Muszą tu mieć jakiś alkohol – warknęła, sunąc półprzytomnie w stronę lady.

- To kawiarnia, a nie monopolowy – rzuciłam, machając pistoletem.

- To mają pecha, bo potrzebuję oczyszczenia umysłu – prychnęła i zaczęła przeszukiwać półki.

- Czekaj, Edi. Pójdę po popcorn – zaśmiałam się, ale blondynka mnie zignorowała.

- Aha! - pomieszczenie wypełnił jej okrzyk.

- Co się tam stało? - spytałam, wychylając głowę.

- Eureka! - zaśmiała się złowieszczo i wyciągnęła butelkę czerwonego wina. Czy ja oniemiałam, czy moja prawa, kulturalna kuzyneczka właśnie rozpierdoliła barek kawiarni i ukradła z niego alkohol?

- Edytka, wariatko – zaśmiałam się, jesteś pewna, że...

- Nic nie mów – przerwała mi, wystawiając palec w górę – Nic nie mów, dopóki się nie napiję – warknęła, wyjmując z szuflady korkociąg. Lekko mnie zmartwiło, czemu ma taką wprawę w otwieraniu wina.

Blondynka spokojnie wyciągnęła korek i odrzuciła go w bok, potem upiła z gwinta solidny łyk i spojrzała na mnie niemrawo. Coś tam do siebie pomruczała i wychyliła więcej czerwonego płynu. Dopiero gdy butelka została opróżniona do połowy, Edi podeszła do mnie, przysunęła krzesło, usiadła na nim i przemówiła.

Myślałam, że z nas dwóch, to ja będę bardziej zdezorientowana, ale to teraz ona wykładała karty i nawet widok gnata, którym się bawiłam, nie robił na niej wrażenia.

Dziewczyna co chwilę otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale równie szybko rezygnowała, wypełniając wargi szyjką od butelki, by ponownie się znieczulić. Patrzyłam na to w lekkim osłupieniu i próbowałam zrozumieć jej zachowanie. Miała prawo być w szoku, nie powiem. Ale prędzej siebie bym podejrzewała o rozpijanie się, niż moją stateczną kuzynkę, której dziwne spojrzenie parę razy mnie zamurowało.

- Więc jesteś szalona – mruknęła, stawiając butelkę na podłodze i wlepiając we mnie swoje orzechowe oczy.

- Nooooo – potwierdziłam – Możesz to akceptować albo nie. Nie naciskam – dodałam szybko.

- Przymknij się, Julka – warknęła, spuszczając głowę w dół. Wisiała tak kilka sekund, gdy raptownie się podniosła i klasnęła w dłonie. Tak głośno, że aż podskoczyłam z nerwów, upuszczając przy okazji pistolet. Upadł blisko nóg Edyty, a ta bez słowa go podniosła i mi podała. Musiałam mieć głupią minę, bo kuzynka patrzyła na mnie ze zmarszczonym czołem.

- ... - chciałam coś powiedzieć, ale głos mi ugrzązł w gardle. Na szczęście, Edi mnie uprzedziła.

- Przemyślałam to wszystko – mruknęła. Po ocenie jej wzroku mogłam stwierdzić, że jest lekko podchmielona. Ale co się dziwić, skoro wychlała prawie całą butelkę wina?

- I? - zacisnęłam usta.

- Jestem zszokowana i wściekła, ale zrobiłam rachunek – powiedziała.

Co ona pierdoli?

- Tak? - uśmiechnęłam się.

- Mogę teoretycznie zaakceptować, że jesteś złym człowiekiem – palnęła, a ja poczułam ucisk w sercu. Miałam w poważaniu, że nazwała mnie ''złą''. Lubiłam tak o sobie myśleć, był to swego rodzaju komplement. Poza tym J mawiał, że jestem dobra w byciu złą, rudzielcowi też się ten epitet wymsknął parę razy. Schlebiało mi to określenie.

Serducho zabiło mocniej, bo Edzia skwitowała, że jest w stanie zaakceptować moje schizy, a co za tym idzie, nie odwróci się ode mnie, na czym mi zależało. Byłam przekonana, że wbrew pozorom, moja psychopatia zbliży nas do siebie, o ile kuzynka przyjmie do wiadomości, że jestem pojebaną sadystką.

- Okeeej – zaczęłam, ale znowu weszła mi w słowo.

- Szczególnie, jak sobie dodam kilka czynników – kontynuowała – Jeśli zwalę winę na tego zielonowłosego szaleńca, zakładając, że wyprał ci mózg – podniosła kciuk w górę – Połączę to z traumą, którą niewątpliwie odniosłaś po zamknięciu w izolatce – pokazała dwa palce – Zsumuję to z nagłą śmiercią i wstaniem z martwych, czyli trauma razy dwa – zachwiała się lekko na krześle – I wezmę pod uwagę dominujący element, czyli to, że zawsze byłaś lekko pierdolnięta – parsknęła odruchowo – To wyjdzie mi całkiem sensowny powód, dlaczego kompletnie ci odwaliło – zakończyła.

Czy to znaczy, że Edi nas akceptuje?

- Czyli, godzisz się z tym? - otworzyłam szeroko oczy.

- Julka, słuchaj – westchnęła – Nikt nie jest do końca święty, każdy ma coś na sumieniu – mruknęła, patrząc niemrawo – A, że ciebie rajcuje zabijanie niewinnych, to tylko kropla w morzu – prychnęła – Mało to pojebów jest na świecie? To wasze Gotham chyba z tego słynie – dodała kpiąco.

- Masz prawo tak myśleć, ale chcę wiedzieć jedno – mruknęłam. Edyta spojrzała na mnie w miarę uważnie – Pomimo tego, że znasz całą prawdę, chcesz ze mną utrzymywać kontakt? - spytałam, pełna nadziei.

- Pamiętasz jeszcze naszą przysięgę za dzieciaczka? - burknęła.

- No raczej – pokiwałam energicznie głową – ''Czy razem, czy rozdzielone, wieczną przyjaźnią złączone'' – zacytowałam.

- ''Bez względu na wszystko, więź aż po grób'' – dołożyła kolejny wers.

- ''Gdy jedna się odwróci, będzie z niej trup'' – zakończyłam, uśmiechając się odruchowo.

- Powinnam to była przewidzieć – rzuciła nagle.

- Ale co?

- To ty wymyśliłaś ostatnie zdanie naszej przysięgi, a ja nic nie podejrzewałam – prychnęła – Jestem na siebie zła, bo mogłam coś zauważyć, musiałaś dawać oznaki popierdolenia już wcześniej.

- Jeśli cię to pocieszy, to uwolniłam wewnętrzną bestię dopiero w osiemnaste urodziny – parsknęłam.

- No, teraz mi kurwa dużo lepiej – zadrwiła, a ja się zaśmiałam – I czego rżysz? - warknęła.

- Zawsze mnie bawiła twoja zmienność języka – zachichotałam – Tak to pozowałaś na panienkę, co słowa na k nie zna, a ze mną zawsze lubiłaś rzucać bluzgami – przypomniałam.

- Tego, co się tu dzieje, nie można komentować bez porządnych, polskich przecinków – mruknęła, podnosząc wino.

- Daj mi trochę – wyciągnęłam rękę.

- Co?

- Wino mi daj – zabrałam butelkę i wychyliłam łyk.

- Świetnie – klasnęła w dłonie – Wariatka z bronią i to pod wpływem alko. Co złego może się stać? - ironizowała.

- Meh – wystawiłam język – Wolę słodkie – rzuciłam – Czemu wzięłaś półwytrawne? - narzekałam.

- Przepraszam, Julix – przyłożyła dłoń do piersi – Ale nie myślałam nad wyborem, kiedy chciałam przełknąć fakt, że moja kuzynka to pojebana psychopatka. Dziękuję – prychnęła.

- W domu mam szampana z najwyższej półki – powiedziałam, oddając jej butelkę.

- Ile kasy nakradłaś? - widziałam w jej oczach tę typową wścibskość. Z jednej strony słabo trawiła wiadomość, że jestem kryminalistką, a z drugiej chciała znać szczegóły i pikantne plotki ze świata przestępców.

- Dużo – zaśmiałam się – Mieszkam w hotelu, bo uciekłam z cyrku – wyjaśniłam.

- Czekam na moment, kiedy to zdanie będzie dla mnie brzmieć zwyczajnie – burknęła.

- Oj, ciężko będzie – parsknęłam – Spadamy do mnie? - rzuciłam.

- Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że powinnam od ciebie spierdalać, ale nie mogę w takim stanie wrócić do wujków – stwierdziła po namyśle – Muszę wziąć jakieś tabletki i się położyć – przyłożyła dłoń do skroni.

- No to świetnie się składa, bo mam wygodne łóżko i jakiś Apap, czy tam Ibuprom też się znajdą – zaszczebiotałam.

- Przeraża mnie to.

- Co? - nie załapałam.

- Powoli zaczynam akceptować, że jesteś chora psychicznie – kaszlnęła – Ta przysięga w dzieciństwie przepaliła mi zwoje w mózgu – dodała.

- Być może – potwierdziłam – Zadzwonię po taksówkę – zaproponowałam i wybrałam numer.

- Ostatnio jak jechałam Uberem, to koleś chciał żebym zapłaciła zrobieniem loda – mruknęła nagle Edi.

- Czej, co? - popatrzyłam na nią ze zdziwieniem i wtedy odezwała się jakaś babka. Podałam jej adres i zakończyłam połączenie.

- No, wsiadłam do Ubera i kierowca chciał zapłaty moimi ustami – czknęła.

- O kurwa – wymsknęło mi się – I co zrobiłaś?

- Rozwaliłam mu ryj – odparła spokojnie, sięgając po butelkę.

- Zostaw to – warknęłam, zabierając jej wino, a gdy zaczęła protestować, wycelowałam w nią gnatem.

- Ej, Julka, jak to jest z twoją samokontrolą? - palnęła.

- Co?

- No, jak kogoś zabijasz, to robisz to świadomie, czy nie?

- Aaa, raczej z premedytacją – wzruszyłam ramionami – A co?

- Próbuję połączyć kropki – odparła.

- Fajnie – mruknęłam – Słuchaj, Edi, są jeszcze dwie sprawy – rzuciłam.

- No? - moja kuzynka zaczynała się zataczać.

- Po pierwsze, nie możesz się wygadać moim rodzicom, a po drugie...

- Czy ty mnie uważasz za głupią? - warknęła.

- Zostawię to bez komentarza – westchnęłam.

- Ohoho – prychnęła – Będzie mnie pouczać, umoralniać – zakpiła.

- Edi... - jęknęłam.

- Laska, która jest jebanym przestępcą! - krzyknęła – Może moje inne marzenia też się spełnią? - ironizowała.

- Dobra, Edytka – wstałam z krzesła – Słyszę trąbienie taryfy, poza tym dostałam powiadomienie na telefon – dodałam – Idziemy do mnie, musisz się przespać – mruknęłam – No już, wstawaj – pociągnęłam ją do góry.

- Nie dotykaj mnie – syknęła – Ilu ludzi zabiłaś tymi łapami, co?

- Powiem ci później – przewróciłam oczami, podtrzymując kuzynkę ramieniem.

Wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy do hotelu. Zanim weszłyśmy do środka, uprzedziłam blondynkę, że w korytarzu mogą być zwłoki, ale nawet kiedy je zobaczyła, skomentowała to słowami: ''Typowa ty''.

Weszłyśmy do pokoju, zamknęłam starannie drzwi i trochę ogarnęłam syf, bo wstyd mi było. Edzia była niekontaktująca, ale wolałam, żeby nie widziała burdelu, jak już wydobrzeje.

Pomogłam jej zdjąć kurtkę oraz buty i ułożyłam ostrożnie na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą i kocem.

Łał, skąd w tobie tyle troski?

- Dzień dobroci dla zwierząt – mruknęłam pod nosem.

Kuzynka spała w najlepsze, a ja się zastanawiałam, czy jak nieco otrzeźwieje, to dalej będzie skłonna zaakceptować mnie taką, jaką jestem. Przyjęła to dość dobrze, nawet jeśli musiała się upić, żeby to ogarnąć.

Liczyłam, że odbudujemy relacje, oraz że wprowadzę Edi w swój szalony świat. Przez myśl mi nawet przeszło, żeby zabrać ją jutro na imprezę do Pingwina, bo skoro zabiłam Jerome'a, to zostałam bez towarzystwa.

Oczywiście, najpierw musiałam poznać zdanie Edytki, dowiedzieć się, czy po tym wszystkim, nie będzie chciała się ode mnie odwrócić. Miałam nadzieję, że jej reakcja będzie akceptowalna.

Bo, nie ukrywajmy, byłby ubaw, gdybym wciągnęła kuzynkę w gangsterkę. Mogłybyśmy razem zawojować Gotham, zawrzeć wiele ciekawych znajomości, ogłosić się Księżniczkami Zbrodni.

Mogłabym nawet stworzyć Edi na swoje podobieństwo, bo zawsze wiedziałam, że drzemie w niej świruska, która tylko czeka na bodziec i szuka okazji do ucieczki. Poza tym wszyscy dobrze wiedzą, że w każdym tkwi uśpiony szaleniec. W końcu normalność jest tylko pozorem...



Jaki plot twist :O Nie przewidziałam tego, a scenariusz się zmienił w trakcie przedstawienia.

CDN

LadyBellworte ♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top