Get Insane CXXIII

Wysiedliśmy z kabrioletu i zaczęliśmy się rozglądać. Miałam nadzieję, że złapiemy zielonookiego jeszcze przed wejściem, bo to by znacznie ułatwiło życie. Chciałam zgarnąć trawkę i wrócić do domu. Nie czułam się zbyt dobrze w okolicach Laugh and Grin, bo ścigało mnie widmo, że Joker mnie zauważy. Na szczęście Jermy wyrwał mnie ze stanu zamyśleń, obwieszczając, w jakim głębokim poważaniu ma standardy bycia naturalnym i niewidzialnym dla ryzykownego otoczenia...

- Jak wygląda diler? - rzucił beztrosko rudy.

- Głośniej, kretynie – pacnęłam go w ramię – Chudy, wytatuowany koleś z czerwonymi włosami, czarnym makijażem i zielonymi soczewkami kontaktowymi – odparłam.

- Taki jak ten? - wskazał palcem na Jaszczura, który kierował się w stronę wejścia.

- Jaszczur! - zawołałam cicho, ale nie zareagował – Jaszczur! - krzyknęłam trochę głośniej. Niestety, Gadzina wlazł do środka i tyle go widzieli – Kurwa – bluznęłam – Głuchy niedojeb – syknęłam.

- JayJay, wstrzymaj konie – zarechotał Jerome – Mamusia wie, że przeklinasz? - parsknął.

- Nie gadaj jak Zsasz – prychnęłam.

- Jak kto? - spytał.

- Poznacie się w sobotę – odparłam – Chodź. Musimy tam wejść i znaleźć tego kretyna – warknęłam.

- Tak jest, szefowo – nabijał się.

Jak tylko znaleźliśmy się w klubie, krew we mnie wzburzyła. Przez to, że Gadzina jest głuchy jak pień, musiałam tu wleźć i narazić się na to, że ktoś mnie rozpozna, a nie daj, jakiś konfident doniesie Jokerowi o mojej wizycie.

- Po prostu świetnie – syknęłam, rozglądając się – Przepadł jak kamień w wodę...

- Ładnie tu – skomentował rudzielec – Tak cyrkowo i bogato – mruknął.

- Aleś ty spostrzegawczy – ironizowałam – Kto jak kto, ale Jaszczur jest charakterystyczny. Jak on mógł zniknąć w tym tłumie? - wzbierała we mnie irytacja.

- Nie wiedziałem, że tu są dziwki – parsknął Valeska, wytrącając mnie z równowagi.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spiorunowałam go wzrokiem.

- Nie – wyszczerzył się – Paczaj tam, czy to nie jest panna Harley Quinn? - wskazał ruchem głowy na złotą klatkę, w której tańczyła ta skąpo ubrana suka.

- Skup się, imbecylu – warknęłam – Muszę natychmiast zapalić, a nasz diler gdzieś wsiąkł! - złapałam chłopaka za fraki.

- Dobra, wyluzuj się, Julietta – błysnął zębami – Dziwi mnie, że po tym, jak ją spałowaliśmy, ta kurwa może normalnie chodzić – burknął.

- W dupie to mam – warknęłam – Szukaj Jaszczura – poleciłam.

- Wygibasy tych lasek, przypominają mi, że miałaś przede mną zatańczyć – wydął usta.

- Doprawdy? - zachichotałam kokieteryjnie, przygryzając wargę – Jeśli znajdziesz naszego dostawcę, mogę z tobą poszaleć na parkiecie, ale coś za coś – odparłam, uwodzicielsko kręcąc biodrami i ocierając się o Jermy'ego – To jak? - oblizałam górną wargę.

- Proszę cię bardzo, JayJay – uśmiechnął się bezczelnie – Ale nie myśl sobie, że znowu się wymigasz od wspólnej nocy – zarechotał znacząco.

- Przecież tego nie powiedziałam, Jermy – zachichotałam i wpiłam się w usta chłopaka. Szybko jednak zaprzestałam, bo przecież byliśmy na widoku.

- Szkoda, że twój eks pojeb nas nie widzi – zaśmiał się Valeska.

- Właśnie dobrze – zawtórowałam mu – Jeszcze by nas pozabijał – mruknęłam – Muszę skoczyć do łazienki, a ty jak znajdziesz Jaszczura, to mu powiedz, że jesteś ze mną – odparłam i udałam się w stronę toalety.

Poprawiałam szminkę na ustach, gdy drzwi się otworzyły i nie byłam już jedyną osobą w pomieszczeniu.

- Caro – poznałam nienawistny głos tej idiotki.

- Quinn – odrzekłam, nie zwracając na nią uwagi.

- Co ty tu robisz, zdziro? - syknęła blondynka. Odwróciłam się od lustra i zlustrowałam Harley pogardliwym wzrokiem.

- Polemizowałabym, kto tu jest zdzirą – prychnęłam – Ta sukienka ledwo ci dupę zasłania – wbiłam szpileczkę.

- Zazdrość cię zżera? – zaśmiała się.

- Na pewno – poparłam ją – Marzę o byciu tanią striptizerką – prychnęłam.

- Z tego, co wiem, sama się wiłaś w tej klatce – zakpiła.

- Owszem, ale mój strój nie był taki krótki – odparłam.

- Wynoś się stąd, Caro. To nie jest już twoje miejsce... - natarła na mnie.

- Twoje też nie – parsknęłam szyderczo – To cały czas klub Jokera, a nie wasze wspólne ptasie gniazdko – prychnęłam.

- Ja i Pan J jesteśmy bardziej zżyci, niż myślisz – syknęła – Ciebie nigdy nie kochał, ale nas łączy prawdziwe uczucie, którego ty nie rozumiesz, bo jesteś głupią gówniarą – posłała mi triumfalny uśmieszek – Pójdziesz stąd dobrowolnie, czy mam cię zachęcić? - zaśmiała się szaleńczo.

- A,a – pogroziłam jej palcem i wyjęłam gnata – A ja mam ci przypomnieć, jak to miło jest dostać kulką w dowolną część ciała? - zaszczebiotałam. Quinn stanęła wpół kroku.

- Przez ciebie kuleję – warknęła.

- Nie widać – mruknęłam.

- Bo potrafię zacisnąć zęby, nawet gdy jest beznadziejnie – odparła zimno – Ledwo stoję na nogach, ale zrobię wszystko, żeby uszczęśliwić mojego Pączusia – zrobiła rozanieloną minę.

- Co za poświęcenie – szydziłam – Brawo, pani samarytanko – skomentowałam.

- Nie myśl sobie, że zapomniałam o tym, co mi zrobiłaś – zabijała mnie wzrokiem.

- Wet za wet, Harley – prychnęłam, odchylając szyję – Widzisz te szramy? Wiesz, jak długo musiałam zakrywać rany na twarzy? - syknęłam nienawistnie, nie spuszczając z niej lufy gnata. Tylko ze względu na słaby stan, nie mogła mi zagrozić. Tak to, na pewno rzuciłaby się z pazurami, chociaż była już świadoma, że nie mam problemu z nafaszerowaniem jej ołowiem – Więc się nie dziw, że oberwałaś – warknęłam.

- Prawie przez ciebie umarłam...

- Szkoda, że tylko prawie – rzuciłam złośliwie. Blondynka nie wytrzymała i zrobiła krok w moją stronę – Naprawdę mam cię zastrzelić? - mruknęłam.

- Chcesz się licytować, Caro? - zadrwiła.

- Racja, chyba mi odbiło – parsknęłam i niespodziewanie strzeliłam Quinn w nogę. Niebieskooka zawyła z bólu i zgięła się w pół.

- Dlaczego znowu to zrobiłaś, ty szmato?! - jęknęła, obserwując z lękiem czerwone strumienie, które zaczęły biec w dół jej kończyny.

- A tak dla fanu – zachichotałam – Oj, doktor Quinzel – zacmokałam – Przebranie się za tirówkę i zmiana imienia nie czynią z ciebie wariatki – prychnęłam – Co więcej, zawiódł twój zmysł psychiatry, bo powinnaś przewidzieć, że jestem nieobliczalna i nie mam kłopotu z nafaszerowaniem cię śrutem – zaśmiałam się – Szczególnie że trzymam gnata w dłoni – przyłożyłam sobie lufę do skroni – No halo – zakpiłam, gdy drzwi łazienki się otworzyły i stanęła w nich młoda dziewczyna. Miała strach wymalowany na twarzy – Już po seansie – prychnęłam i zastrzeliłam ją bez najmniejszych skrupułów.

- Zabiłaś niewinną osobę? - wycedziła blondynka, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- Pączuś ci nie wyjaśnił, że na tym polega bycie psychopatą? - przewróciłam oczami. Ból w nodze unieruchomił byłą lekarkę na łazienkowej podłodze.

- Myślisz, że jestem głupia? - syknęła. Coraz trudniej było jej ignorować cierpienie.

- Bez komentarza – prychnęłam.

- Zabijałam i torturowałam, umiem się bawić, jak to Pan J określa – posłała mi triumfalny uśmieszek – Ale... jak można zabić kogoś, kto nic ci nie zrobił? - wysyczała.

- Trup to trup, nie ma kategorii – mruknęłam – Moim ulubionym typem ofiar są dzieci – rozmarzyłam się, a blondynkę zamurowało.

- Dzieci? - jęknęła z odrazą.

- Bezbronne, niewinne. Idealna partia – oblizałam usta, wpatrując się w blondynkę z bezczelnym uśmieszkiem.

- Co ci dzieci zrobiły, kurwo... - Harley zacisnęła zęby tak mocno, że aż starła trochę krwistoczerwonej szminki, a do oczu napłynęły jej łzy.

- Właśnie nic – parsknęłam beztrosko – Na tym polega zabawa – zachichotałam.

- Ty jesteś zwykłą sadystką – pokręciła głową – Uwielbiasz się pastwić, odczułam to na własnej skórze – syknęła, próbując wstać z podłogi.

- Dokładnie – pokiwałam głową – To jest najlepszy dowód, że lepiej pasowałam do Jokera – zaśmiałam się szyderczo.

- Nie odbierzesz mi Pączusia, nie pozwolę na to... - miała obłęd w oczach.

- Tiaaa – przewróciłam oczami – Jakbym przyszła tu tylko po to, żeby uwieść J'a – zadrwiłam.

- Więc co tu robisz, co? - jej głos ociekał jadem. Nienawidziła mnie, ale bardziej chyba ze względu na zainteresowanie Jokera moją osobą, niż za to, że ją skatowałam.

- Nie twój biznes, Quinn – parsknęłam szyderczo i wyszłam z łazienki. Wróciłam do tłumu i nie dość, że zgubiłam Jaszczura, to jeszcze Jerome'a!

Szukałam ich wzrokiem, aż w końcu postanowiłam wyjść przed klub. I kogo tam zobaczyłam? Gadzina i rudzielec palili trawkę i śmiali się w najlepsze. Zirytowana podeszłam do rozbawionego towarzystwa i zdzieliłam Valeskę po mordzie.

- Ty bałwanie! - warknęłam – Nie mogłeś zadzwonić, czy coś?! Szukam cię od piętnastu minut! - dodałam z wyrzutem.

- Wybacz, JayJay, ale tak fajnie rozmawia mi się z tym typem – rzucił.

- O, Jul! - Jaszczur dopiero teraz mnie zauważył.

- Brawo, za szybką reakcję – zakpiłam – Powiedz, że masz moje blanty! - spojrzałam na niego błagalnie.

- No pewnie, że mam – zarechotał – Jeden numerek i towar jest twój – uśmiechnął się ślisko.

- Koleś, nie przeginaj – warknął rudy – Bo ci jebnę – ostrzegł.

- Hej, Jul, czy on jest twoim bodyguardem, czy co? - parsknął czerwonowłosy.

- Poniekąd – mruknęłam – No dajże mi to zioło! - jęknęłam – Mam kasę! - wyciągnęłam plik banknotów.

- No już, wyluzuj się – zaśmiał się i dał mi paczkę jointów. Pożyczył mi zapalniczkę, więc odpaliłam blanta i szybko się zaciągnęłam, czując, jak opuszczają mnie wszelkie troski...

- Taaaaak – jęknęłam – Brakowało mi tego – parsknęłam odruchowo.

- A ty Julietta, co tak długo robiłaś w tym kiblu? - mruknął Jerome.

- Miałam konfrontację z Quinndiotką – odparłam.

- Wlałaś jej? - zarechotał znacząco.

- Na cholerę miałam się przemęczać? - prychnęłam, zaciągając się mocniej blantem – Strzeliłam jej w nogę, może wreszcie zmądrzeje i przestanie mnie wkurwiać – dodałam.

- Wierzysz w to? - burknął Valeska – Ona cię nienawidzi.

- Przecież jestem przeszkodą do wielkiej miłości jej i J'a – zakpiłam, a rudy wybuchnął śmiechem.

- Sorry, że się wtrącam, ale kto to jest ta Quinndiotka? - mruknął Jaszczur, który chciał przypomnieć o swojej obecności.

- Nowa laska Jokera – zachichotałam. Marihuanina zaczynała działać...

- Aha, spoko – odparł czerwonowłosy – Czekaj, a to nie ty jesteś ten Valeska, co dźgnął D? - omiótł wzrokiem rudzielca.

- Moja sława mnie wyprzedza – zaśmiał się chłopak.

- Szacunek, stary – gad wystawił pięść i przybili sobie z Jermym żółwika.

- Szacunek? - parsknęłam, trzęsąc się ze śmiechu.

- Należało mu się – odparł Jaszczur, obejmując mnie po kumpelsku ramieniem – Zrobił się straszny chuj z niego – skomentował, wypuszczając dym z ust.

- To prawda – poparłam go.

- Hej, JayJay, skoro już jesteśmy w klubie, to może po jakieś drinki pójdę, co? - zagaił Jerome.

- To nie jest zły pomysł – zachichotałam – Weź mi czerwonego desperadosa – mruknęłam.

- Ziomuś, kupisz mi browca? - zapytał Jaszczur, wyciągając stówkę z kieszeni.

- Luzik – zarechotał rudy – Ale reszty już nie zobaczysz – dodał bezczelnie i udał się do środka.

- Pieprzyć resztę – czerwonowłosy machnął ręką.

- Nie szkoda ci hajsu? - burknęłam do gada, zaciągając się jointem.

- Koszę dwa razy tyle – rzucił – To, kim jest dla ciebie ten rudy, co? Zakochałaś się? - zarechotał znacząco.

- Uwaga, bo na pewno – parsknęłam – Znasz mnie nie od dziś i wiesz, że nie kręcą mnie związki – przewróciłam oczami.

- Racja, Jul – posłał mi szeroki uśmiech – Ale ty jesteś pieprzonym kameleonem. Wszystko mogło ulec zmianie, a przecież nie widziałem cię kawał czasu – zaśmiał się.

- Pod tym względem, wszystko po staremu – bąknęłam – A ty, gadzie oślizgły? - przygryzłam wargę i zmrużyłam oczy. Powieki miałam gorące od oparów trawki – Usidliłeś jakąś niewiastę? - zachichotałam. Czerwonowłosy wyrolował gały.

- Co noc – odparł – To samo co ty, Jul – wyszczerzył się.

- Gdzieś kiedyś wyczytałam, że niezdolność do miłości to zaburzenie psychiczne – zaśmiałam się głośno.

- Kurwa – zawtórował mi – Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi – dodał beztrosko.

- Dopóki nie trafisz do Arkham, nie jest tak źle – poklepałam go po ramieniu.

- Grozi mi pudło, a nie Arkham – mruknął.

- Blackgate? Belle Reve? - zgadywałam.

- A chuj wie – rzucił – Pudło to pudło. Za cholerę tam nie pójdę – zaciągnął się blantem, aż mu żyłki w oczach wyskoczyły.

- Ja Belle Reve nie zarekomenduję – parsknęłam.

- Byłaś tam? - zainteresował się.

- Raz – odrzekłam – Częściej gniję w psychiatryku – dodałam obojętnym tonem – Fajny ciuch – burknęłam, przyglądając się stylówie Jaszczura. Miał na sobie czarną, dopasowaną bluzę z nadrukami liści marihuany, a na to narzuconą czarną, skórzaną kurtkę. Jako spodnie służyły mu przetarte, ciemne dżinsy, a sportowe najki raziły w oczy jaskrawymi sznurówkami. Na szyi gada kołysał się złoty łańcuszek z krzyżem. No tak, czerwonowłosy był kiedyś ministrantem, w co trochę trudno mi uwierzyć, ale każdy ma jakąś przeszłość, prawda?

- Dzięki, Jul – uśmiechnął się – Ty też nieźle wyglądasz, ale czemu tak mrocznie? - uniósł brwi.

- Chciałam być niezauważona, bo to jest klub tego klauna, a ja mam z nim... porachunki – mruknęłam.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to ni chuja nie działa? - parsknął i omiótł mnie uważnym spojrzeniem.

- Tia, niestety – przyznałam – Byłam w środku tylko chwilę, a złapałam mnóstwo spojrzeń durnych napaleńców – prychnęłam.

- A oczekiwałaś czegoś innego? - zadrwił czerwonowłosy i oblizał się lubieżnie – Twój tyłek wygląda tak zajebiście w tych spodniach – dał mi klapsa.

- Przystopuj, zboku – warknęłam.

- Dalej mam ochotę się do ciebie wśliznąć, Jul – zarechotał, wypalając blanta i rzucając go na ziemię.

- Nie tylko ty – zachichotałam, chuchając mu dymem w twarz – Jestem po prostu zbyt zajebista – wyszczerzyłam się, kręcąc głową na boki.

- Oj jesteś – prześwidrował mnie wzrokiem – Przyznaj, że masz do mnie słabość – parsknął.

- No cóż... - wydęłam wargi i rzuciłam blanta na ziemię, zgniatając go butem – Lubię takich pojebów jak ty – zaśmiałam się, a moja dłoń zawędrowała na jego kark.

- A mnie kręcą takie suki – wysunął długi język i znowu mnie klepnął w pośladek.

- Napalone suki? - przygryzłam górną wargę.

- W szczególności – zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie. Zatopił swoje sine usta w moich, a długi gadzi język penetrował moje gardło. Objęłam go za twarz i wpijałam się mocniej. Dłonie Jaszczura zjechały na moje pośladki i ścisnęły mocno. Wydałam z siebie cichy jęk, na co czerwonowłosy zareagował śmiechem. Cholerna, kumulująca się żądza siała spustoszenie w moim wnętrzu...

Nagle usłyszeliśmy kroki i odskoczyliśmy od siebie. Zgadywałam, że to Jerome, a przecież nie chcieliśmy zostać przyłapani...

To jednak nie był rudzielec. Na parking słabym krokiem weszła Quinn. Miała rozbitą wargę i podbite oko. Makijaż rozmazał się przez łzy, które ciekły jej po twarzy. Okrywała nagie ramiona własnymi dłońmi. Chłód nocnego powietrza smagał jej ciało, ale czego się spodziewała. Wyszła w skąpej sukience z głębokim dekoltem. Chyba nie sądziła, że będzie jej ciepło w takim wydaniu?

Blondynka wyglądała na załamaną. Różowo-niebieskie końcówki jej jasnych włosów targały podmuchy wiatru. Nasze spojrzenia przeniknęły się nawzajem, a Harley wykrzywiła usta we wściekłym grymasie i poszła stanąć za samochodami. Sposób chodzenia sugerował, że była lekarka rzeczywiście kuleje, albo nie miała już sił robić dobrej miny do złej gry.

Jaszczur obserwował utykającą Quinn z lekkim współczuciem, a ja miałam ubaw z jej cierpienia. Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić, dlaczego ta głupia zdzira jest taka roztrzęsiona. Zapewne coś nie poszło po jej myśli i kochany Pączuś zdzielił swoją Harley po mordzie? Żałosne to jest.

- Hit dzisiejszej nocy – zadrwiłam, śmiejąc się złośliwie.

- Odbiło ci? - syknął Jaszczur – Laska została pobita, może potrzebuje pomocy – dodał i zrobił krok w stronę blond suki.

- Dokąd to? - prychnęłam, szarpiąc czerwonowłosego za kurtkę – Niech ścierwo zdycha – na moich ustach wykwitł cyniczny uśmieszek. Zielonooki spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Czy ty siebie słyszysz? - warknął.

- Tia. Szkoda, że nie mam megafonu – parsknęłam.

- Jesteś chora – skwitował Jaszczur.

- Nie, chłopie – zrobiłam bezczelny wyszczerz – Jestem zdrowa i szalona – zachichotałam, kładąc dłoń na jego policzku

- Nie dotykaj mnie – syknął. Poważnie? Jeszcze przed chwilą chciał się dobrać do moich majtek, a teraz zgrywa wielce oburzonego, bo wykpiłam cierpienie Quinndiotki?

- Masz rację, nie warto – warknęłam – Jacy się wszyscy moralni nagle robią! - prychnęłam - Jakby nie wiedzieli, że rozmawiają z zimną sadystką – dodałam.

- Nie chcę nawet na ciebie patrzeć. Nie teraz – burknął zielonooki i poszedł w kierunku wyjścia.

- Szerokiej drogi – zawołałam za nim i wtuliłam plecy w mur. Chwilę byłam sama, ale szybko dołączył do mnie Jerome.

- Jeden desperados dla desperatki – zarechotał złośliwie, ale mina mu zrzedła, gdy zauważył brak Jaszczura – A ten gdzie znowu polazł? - spytał, podając mi butelkę. Przechyliłam ją i od razu wzięłam kilka dużych łyków. Ciut zmieniło to mój humor.

- Obraził się, bo cisnęłam bekę z tego, że J znowu pobił Quinn – wydęłam usta – Jestem złym człowiekiem – westchnęłam teatralnie.

- Aha – bąknął Valeska i upił łyk swojego piwa – Minąłem go w drzwiach, to wziął browca i poszedł w cholerę – dodał.

- Krzyżyk na drogę – mruknęłam obojętnie.

- To mówisz, że Quinn tu była? - zagaił.

- Quinn tu jest – zakpiłam – Płacze tam – parsknęłam szyderczo, wskazując ruchem głowy na blondynkę skrytą za samochodami.

- Dalej mnie dziwi, że może normalnie chodzić – rzucił rudzielec.

- Kuleje – burknęłam.

- Chociaż tyle – zarechotał bezczelnie, a ja nie mogłam mu nie zawtórować – Ale nie miałem pojęcia, że ten gad jest taki świętoszkowaty – prychnął.

- Ja też nie, aż dotąd – odparłam – To jest żałosne, Jermy – spojrzałam na chłopaka znacząco – Wszyscy się robią nudni i moralni – wydęłam usta.

- Moralni? - zadrwił – Tragedia – wziął łyk piwa.

- Dokładnie, co nie? - poparłam go – Tylko ty mnie rozumiesz – upiłam swój alkohol.

- Mówiłem ci to od początku – zatriumfował.

- Oj, no wiem – przewróciłam oczami – Nie gniewaj się, Jermy – zrobiłam minę zbitego psiaka.

- Pomyślę o tym – uciął.

- Oj, no weź – jęknęłam żałośnie.

- Błagaj na kolanach – parsknął.

- Nie przeginaj – pogroziłam mu palcem.

- A lizałaś się z tym typem? - spytał. Zamurowało mnie, ale postanowiłam być fair.

- Tia. Ale żałuję – odparłam – Jaszczur chciał Quinndiotce pomóc, kumasz? - opróżniłam desperadosa do połowy – Rzygać mi się chce, jak o tym pomyślę – potrząsnęłam głową.

- W sumie, ja się przelizałem z jedną laską przy barze – błysnął zębami.

- Co takiego? - zamrugałam oczami.

- Ha! Wiedziałem, że będziesz zazdrosna – posłał mi satysfakcjonujący uśmieszek.

- Jestem w szoku – odparłam – I jak było? - zmarszczyłam brwi.

- Brak chemii – wzruszył ramionami – Czego nie można powiedzieć o nas, JayJay – zarechotał.

- Nie ma żadnych nas, rudy – prychnęłam – Nie wyobrażaj sobie – dodałam.

- Nie muszę – parsknął – I tak będę cię miał dla siebie – posłał mi uśmiech pedofila.

- Żadnej miłości, czubie – obnażyłam zęby i wzięłam solidny łyk desperadosa.

- Kto tu mówi o miłości? - prychnął – Powinienem był cię zerżnąć już kilka godzin temu – odparł.

- Ale gramy na moich zasadach – wyszczerzyłam się – Chcę zaraz iść na parkiet, trochę poszaleć – dodałam.

- To i tak było w planie – rzucił, wpijając się niespodziewanie w moje usta. Nie mogłam tego odpuścić i dopasowałam się do rytmu warg Valeski. Całowaliśmy się w najlepsze, gdy znowu usłyszałam odgłos kroków. Odkleiliśmy od siebie nasze języki i spojrzeliśmy w kierunku, z którego dobiegał hałas.

Tylnym wyjściem wyszedł wściekły Książę Zbrodni, nakierowując swój gniew prosto na kulącą się ze strachu Quinn. Klaun podszedł do blondynki i wywlókł ją zza samochodów. Zaczął wyzywać byłą lekarkę od najgorszych, wrzeszcząc przy okazji, że co ona sobie wyobraża i jak śmie od niego uciekać. Było słychać płacz niebieskookiej, ale także przeprosiny. Próbowała go udobruchać, ale Joker był nieugięty. Cisnął nią o ziemię i zaczął kopać, co rusz chrzcząc ją mniej lub bardziej obraźliwym epitetem.

Jerome i ja patrzyliśmy na to, jakbyśmy przyszli na film do kina i popijaliśmy alkohol, obserwując scenkę z ukrycia.

- Dobra, zmykajmy na parkiet, Jermy – objęłam chłopaka ramieniem.

- Czekaj, chcę popatrzeć, jak to się skończy – zarechotał.

- W sumie – zastanowiłam się i wróciłam do oglądania spektaklu. Stanęło na tym, że J skopał Quinn, wyzwał ją od tanich kurew, jak gdyby nic, poprawił marynarkę i wrócił do środka.

- Myślisz, że żyje? - parsknął szyderczo.

- W dupie to mam – przewróciłam oczami – Chodź tańczyć – odparłam, wypijając do końca swojego desperadosa. Valeska dopił swoje piwo i oboje spojrzeliśmy w stronę kosza na śmieci. Rzuciłam butelką, a ta ku mojej radości, wpadła do środka – Dwa punkty! - zaczęłam klaskać i skakać jak pojebana. Uno momento... Ja przecież byłam pojebana!

- Lecz się, JayJay – skomentował rudy.

- Cóż za komplement, wariacie – zachichotałam, gdy chłopak wrzucił butelkę po piwie do śmietnika – A teraz chodź! - pociągnęłam go za rękę i ponownie weszliśmy do klubu. Tym razem, aura Laugh and Grin podziałała na mnie inaczej. Byłam wstawiona, miałam za sobą palenie zioła i emanowałam wesołym nastrojem. Kurtki nam ciążyły, więc oddaliśmy je do szatni i od razu poszliśmy na parkiet.

Całkowicie utonęłam w blasku kolorowych świateł, a biodra zaczęły automatycznie bujać się w rytm muzyki. Tłum ludzi rzucał mi mieszane spojrzenia. Miałam na ramionach kabury na broń, ale w tamtym momencie mnie to nie obchodziło. Wirowałam beztrosko, czując, jak serce uderza w rytm utworu. Wśród tych klubowiczów, byłam niczym czarna mamba i dam sobie rękę uciąć, że miałam większą widownię niż striptizerki w złotej klatce.

Nagle poczułam na sobie czyjś dotyk.

- Nie dotykaj mnie – syknęłam do rudego – Chcę na razie szaleć sama – odparłam, zgrabnie wyślizgując się z jego objęć.

- A ja co? - jęknął – Mam patrzeć?

- Masz tańczyć – pokazałam mu język i uniosłam ręce w górę, kręcąc się wokół własnej osi. Nic mnie nie obchodziło. Musiałam dać upust swojej energii na parkiecie, a świadomość, że Joker może mnie w każdej chwili zobaczyć, dawała mi przyjemny zastrzyk adrenaliny.

Jerome uszanował moją prośbę, ale kilku typów nie mogło. W życiu bym nie przypuszczała, że mogę komuś tak przywalić...

Niedoszli adoratorzy zmyli się jak niepyszni, a Juliet Caro dalej tańczyła, warcząc na każdego, kto chciał się do niej zbliżyć.

Rudzielec po kilku ruchliwszych piosenkach poczłapał do barku, żeby zwilżyć gardło, a ja byłam niezmordowana. Cały klub rozbrzmiewał właśnie remiksem Sweet Dreams i byłam jak w transie. Nie od razu więc zauważyłam, że pobita, zmarnotrawiona Quinn wraca do klatki. Nie widać śladów kłótni z klaunem, bo dobrze ukryła to makijażem.

Blondynka zrobiła seksowną pozę, jakby chciała przypomnieć, kto jest królową wieczoru i przycisnęła dłonie do szyby. W mojej główce zaiskrzyła szatańska myśl i powolnym krokiem podeszłam do szklanej tafli. Przyłożyłam dłonie w ten sam sposób co Harley, tworząc coś na kształt lustrzanego odbicia i posłałam jej najbardziej upiorny uśmiech, na jaki było mnie stać.

Zaskoczona Quinn trwała ze mną w tej pozycji i obie nie spuszczałyśmy z siebie wzroku. Była lekarka zastygła jak kamień, a ja kręciłam głową, robiąc różne miny. Bawiła mnie jej dezorientacja. Widziałam w jej niebieskich ślepiach nienawiść, pogardę i zawiść. Zazdrościła, że byłam obecna w życiu J'a, nawet gdy miał nową partnerkę.

Postanowiłam zakończyć ten pokaz pantomimy i odsunęłam się od szyby. Posłałam Quinn lekki uśmiech i przejechałam palcem wskazującym po swoim gardle, dając do zrozumienia, że kiedyś ją dopadnę.

Blondynka zdumiała się, ale potem wróciła do tańca. Zachichotałam pod nosem i poszłam w kierunku barku. Rudzielec coś długo tam ślęczał.

- Co tak długo? - puknęłam chłopaka w ramię.

- Kolejka jest. Nie widzisz? - burknął.

- Elita nie stoi w kolejkach – prychnęłam i pomaszerowałam na początek wianuszka ludzi.

- Ej, tu jest kolejka! - warknęła jakaś laska.

- A tu jest naładowany gnat! - rzuciłam beztrosko, celując w dziewczę pistoletem.

- A tu jest ostry nóż – dołączył się Valeska, eksponując ostrze. Tłumek zniknął szybko i zostaliśmy przy barze we dwójkę.

- Nie mogłeś tak tego załatwić od razu, Jermy? - parsknęłam.

- Mogłem, ale chciałem być normalny – odparł.

- Jeszcze hodowlą jedwabników się zajmij – zakpiłam i nagle z zaplecza wylazł barman.

- Juliet?! - zrobił wielkie oczy.

- Raczej nie inaczej! - zaszczebiotałam – Kopę lat, Miles – wyszczerzyłam się.

- Co ty tu robisz? - spytał, zerkając pobieżnie na rudzielca.

- Meh, miałam sprawy do załatwienia, ale już je załatwiłam – rzuciłam – Teraz robię przysługę kumplowi i niweluję kolejkę, ale wiesz co? - zacisnęłam usta w kreskę – W sumie możesz mi dać mojito – zachichotałam – Nawet ci dzisiaj zapłacę – dodałam beztrosko.

- Czy ja jestem kurwa niewidzialny? - warknął Valeska.

- Nie, ale możesz być martwy – wycelowałam w niego gnatem – Dobra, żartuję – wystawiłam język. Alkohol przyjemnie szumiał mi w głowie – Co chcesz? - burknęłam.

- Kilka szotów czystej – mruknął rudy.

- Nie mieszaj, Jermy, bo to się zawsze źle kończy. Wiem po sobie – wskazałam na siebie lufą broni.

- Nie jesteś moją matką, Julietta – zarechotał.

- Jasne, że nie – prychnęłam – Przecież ją zabiłeś – bąknęłam.

- Ok! - Miles zabrał głos – Więc będzie jedno mohito i zestaw wódki, tak? - dopytał.

- Yhm – pokiwałam głową – W ogóle, poznajcie się. Miles, Jerome, Jerome, Miles – mruknęłam.

- Przyjemność po mojej stronie – rudzielec błysnął zębami – Czy za znajomość z barmanem można liczyć na drinki za free? - spytał.

- Tak pięknie to nie ma – westchnął Miles i podał cenę.

- Ja stawiam, JayJay – mruknął chłopak – Ty mi dzisiaj postawisz co innego – parsknął, a biedny Miles uciekał wzrokiem.

- Pedofil – prychnęłam, opierając łokcie o blat.

- Juliet, masz świadomość, że twoje przebywanie tutaj jest niebezpieczne? - rzucił cicho Miles.

- Niebezpieczne to jest wsadzenie lufy gnata w usta – zachichotałam, wsuwając pistolet między wargi.

- Ok, przestań – wzdrygnął się barman – Uważaj na siebie – dodał i zniknął za drzwiami zaplecza.

- Mówiłam? - prychnęłam do Jermy'ego – Wszyscy są przewrażliwieni – skwitowałam, chowając broń do kabury.

- No, bez kitu – odparł Valeska, siadając na stołku.

- Ilekroć tu przychodzę, to ten bałwan na zapleczu siedzi – usłyszałam znajomy głos i tępy osiłek prawie walnął mnie z bara.

- Patrz, co robisz, kretynie – warknęłam.

- Stul mordę, Caro – mężczyzna omiótł mnie pogardliwym wzrokiem i odwrócił głowę – Caro?! - popatrzył na mnie z przerażeniem.

- Miło cię widzieć, Cobra – syknęłam jadowicie.

- Przecież ty... - zatkał usta dłonią.

- Nie żyłam? - zaśmiałam się upiornie – Owszem. Przecież sam mnie zaniosłeś do kostnicy – warknęłam – Wiem, że to ty i Vendetta zostawiliście mnie w tej jebanej trupiarni – piorunowałam Cobrę wzrokiem.

- Tylko wykonywaliśmy rozkaz Szefa – odparł.

- Mam to gdzieś – zakpiłam – Zapłacicie za to... - zagroziłam.

- Juliet, postaraj się nas zrozumieć... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Szukam pretekstu do linczu i mordu – zachichotałam i nagle wrócił Miles z moim mojito i tacką szotów dla Jerome'a, który odpłynął gdzieś myślami.

- Proszę bardzo – barman wsunął zieloną słomkę w mojego drinka i postawił przed rudzielcem małe kieliszki – Co chcesz, Cobra? - rzucił do goryla.

- Szef chce whiskey – odparł.

- Typowo – prychnęłam, sącząc alkohol.

- Wyprzedziłem jego myślenie – odparł Miles i wyciągnął spod lady tackę ze szklankami bursztynowego napoju.

- Brawo – parsknęłam, a Cobra szybko się ulotnił.

- Juliet, zrobiłaś coś z włosami? - zagaił barman. Na moich ustach zagościł uśmiech.

- Skróciłam je – przegładziłam fale dłonią.

- Pasują ci – skomentował.

- A dziękuję – zachichotałam – Powiedz mi szczerze, Miles – nachyliłam głową w stronę mężczyzny – Jak Joker traktuje Harley Quinn? - spytałam.

- Szczerze? - bąknął – Okropnie – wypalił – Raz jest dla niej miły, za drugim ją bije i poniża – kontynuował – Daje jej fałszywą nadzieję na miłość, a ona wszystko mu wybacza – westchnął – Zamknięte koło – zakończył cierpko – Przykry widok – dorzucił jeszcze.

- Przykry? - zadrwiłam – Raczej żałosny.

- Możliwe, ale szkoda mi Harley. Jest naiwna i zaślepiona – mruknął barman.

- Szkoda ci tej głupiej dziwki? - prychnęłam pogardliwie.

- Dlaczego ją wyzywasz? - zdziwił się – Zrobiła ci coś?

- Napsuła mi mnóstwo krwi – warknęłam, tracąc ochotę na dalszą rozmowę z Miles'em – Jermy, jak tam? - rzuciłam w stronę chłopaka.

- Spoko, a co? - zamrugał oczami.

- Na ciebie ta wódka działa w ogóle? - burknęłam, biorąc spory łyk mojito.

- Dar od bogów – rudy błysnął zębami.

- Życie nie jest fair – skwitowałam – Dobra, chodźmy do domu – mruknęłam, schodząc ze stołka.

- Dobry pomysł – zarechotał Valeska, również wstając od barku.

- Juliet! - zawołał Miles – A szklanka?

- Jeny – przewróciłam oczami i najszybciej jak mogłam, wyssałam mojito – Masz, marudo – prychnęłam, kładąc puste naczynie na ladzie. Wzięłam rudego pod ramię i skierowaliśmy się w stronę szatni. Odebraliśmy nasze kurtki i wyszliśmy na parking.

- Gdzie ja parkowałem, pamiętasz? - mruknął chłopak.

- Chyba cię pojebało, nie żartuj sobie – prychnęłam – Czerwone kabrio jest dość widoczne, nie sądzisz? - mruknęłam.

- Czemu ten parking jest taki wielki? - narzekał Jerome.

- Po to, żebyś się pytał – parsknęłam i stanęłam jak wryta – Kurwa, czy ten debil też musi akurat teraz wracać? - jęknęłam zirytowana.

- Jaki debil? - spytał szarooki.

- Jaki debil, jaki debil – przedrzeźniałam go – To chyba logiczne, że jak mówię debil, to znaczy... Chociaż w sumie nie – mruknęłam – Nienawidzę wielu osób, więc nazwanie kogoś debilem, rzeczywiście może być mylące – rzuciłam – Ten zielonowłosy debil – syknęłam – Rozumiesz?

- Aaa – zajarzył – Jebać go – prychnął.

- Ha, gejjjjjjj! - zaczęłam cisnąć bekę.

- Już niedługo zobaczysz, że nie – nie zrobiło to na nim wrażenia.

- Dobra, po prostu nie zwracajmy niczyjej uwagi – burknęłam, wsiadając do samochodu.

- Spoko – mruknął Jerome, wskakując za kółko. Odpalił silnik i zaczął wyjeżdżać z parkingu. Nagle wychyliłam się z miejsca pasażera i wydarłam na całe gardło.

- Nara, frajerzy! - pomachałam do zaskoczonego Jokera i Harley i opadłam zadowolona na fotel.

- To nazywasz ,,nie zwracaniem na siebie uwagi''? - rudzielec posłał mi znaczące spojrzenie.

- Kusiło mnie – zachichotałam – Ale dodaj gazu, na wszelki wypadek – rzuciłam.

Minęło kilkanaście minut i byliśmy z Jermym w domu. Od razu przystąpiliśmy do działania i już w progu drzwi scaliliśmy nasze usta.

- Było fajnie, ale teraz czas na prawdziwą zabawę – zarechotał, przerzucając mnie przez ramię.

Tym razem już nic nie kombinowałam. Obściskiwaliśmy się na łóżku szarookiego i szybko pozbawialiśmy ubrań. Przez alkohol krążący w żyłach, podniecenie rosło bardziej, a ja traciłam jakiekolwiek zahamowania. Tak jak Valeska był na górze, teraz to ja dominowałam, ściągając z niego koszulkę. Nie pozostawał dłużny, bo niemalże zdarł ze mnie bluzkę i błądził wzrokiem bo mojej klatce piersiowej. Nagle mnie przewrócił na drugą poduszkę i zaczął całować. Potem jego język wysunął się z moich ust i zaczął jechać niżej, zataczając kółka wokół sutków. Byłam u kresu wytrzymałości. Dusiłam w sobie żądzę zbyt długo i solennie obiecałam, że nigdy więcej nie dopuszczę do czegoś takiego...

Jerome znudził się molestowaniem moich piersi, więc jego palce weszły pod legginsy i szybko je ze mnie zdjęły. Zostałam w samych zakolanówkach...

Ogólnie rzecz biorąc, kobiety lubią długą grę wstępną, ale ja chciałam po prostu dać upust swojej seksualnej frustracji, więc po prostu dobrałam się do jego rozporka. Na szczęście, zinterpretował ten znak bezbłędnie. Założył gumkę, obrócił mnie na brzuch i wreszcie się wbił. Jęknęłam przeciągle, zdając sobie sprawę z tego, jak mi tego brakowało i jaki celibat jest straszny...

Byłam nienasycona i momentami krzyczałam jak dziwka, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Całą noc spędziliśmy na, mówiąc najprościej, ostrym rżnięciu i to w różnych pozycjach.

Potrzebowałam brutalnego seksu, chodziłam po ścianach przez miesiąc i nareszcie mogłam zaspokoić swoje żądze. A Jermy? Złego słowa niego nie powiem, bo znał się na rzeczy...

Flirtowałam dzisiaj z Jokerem, Deaconem, Jaszczurem, ale od dobrego czasu miałam ochotę na rudzielca i było warto. Było warto, tylko dlaczego tak z tym czekałam? Nigdy więcej.

Psychopaci mają to do siebie, że uwielbiają przemoc, więc zabawa z Valeską nie należała do delikatnych. Ale co z tego, skoro byłam masochistką i formy sadyzmu nie tylko mnie nie odstręczały, ale wręcz nakręcały coraz bardziej...

Bardzo bym chciała zobaczyć minę zielonowłosego, jakby się dowiedział, że jego cukiereczek jest właśnie ostro rżnięty, przez kogoś, kim klaun gardzi...

Miałam dzisiaj emocjonujący dzień i kończy się on naprawdę spektakularnie... Straciłam poczucie czasu, ale miałam to gdzieś. Wreszcie spełniona i wyzwolona, dająca upust swoim pragnieniom, odcięta od wszelkich problemów i trosk...



Przeprowadziłam analizę, według której, zdecydowana większość chciała romansu JC z JV.

Macie, wy niewyżyci zbereźnicy ( ͡° ͜ʖ ͡°)

CDN

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top