I. Zakłócony spokój.

Genya Shinazugawa od samego początku mnie nie lubił. Nic dziwnego, wylałam mu na rękę gorącą herbatę.

To w sumie dobrze. Przynajmniej mam spokój od niego i jego pojebanego braciszka.

Nigdy nie było mi dane go nawet przeprosić. Pewnie dlatego ma wrażenie, że było to specjalnie.

Zawsze unika ze mną rozmów i ucieka wzrokiem, kiedy na niego patrzę. Komicznie to wygląda.

Na szczęście jest jedna rzecz na tym świecie, która nie wymaga kontaktu z nim ani innymi ludźmi — zbieranie kryształów i szukanie ziół.

Spacery po lasach są kojące dla mojej duszy, a to przydaje się po całym dniu zabijania demonów.

Na moje nieszczęście — rzadko kiedy mogę sobie pozwolić na takie swobody.

Jednak dzisiaj mogłam wyjść na chwilę z mojej roli obrońcy ludzkości i pospacerować. Wybrałam małą znaną ścieżkę, tak na wszelki wypadek, może znajdę jakiegoś słabego demona. W końcu znalazłam się w dosyć gęstym lesie, który przez masę gałęzi nie przepuszczał ani promyka światła.

— Idealne miejsca dla demona. I dla grzybów. — Ruszyłam w głąb tego buszu, w poszukiwaniu jakiś ziół.

Po kilku minutach usłyszałam dziwne krzyki. Zupełnie jakby ktoś wpadł w wilczy dół. O kurde. A co jeśli ktoś wpadł w wilczy dół?

Ruszyłam w stronę z której dobiegał krzyk. Moim oczom ukazało się duże urwisko. Po drodze zobaczyłam tylko ślady krwi, które prowadziły na sam brzeg skały.

Powoli stanęłam w miarę stabilnym miejscu i wychyliłam głowę.

No i to właśnie on. Pan Genya Shinazugawa zwisający sobie z urwiska. Ja to mam kurwa szczęście.

— Halo.

Chłopak spojrzał w górę.

— Co ty tutaj robisz?! — Zapytał widocznie zdenerwowany moją obecnością.

— Zakłócam twój spokój. — Taksował mnie spojrzeniem od góry do samego dołu. Uczucie jakby mnie rozbierał wzrokiem. Może to tylko moje wrażenie.

— Może najpierw mi pomożesz? Później będziesz to mogła robić bez najmniejszego problemu. — Aż dziwnie się z nim rozmawia, wiedząc, że ode mnie teraz zależy czy przeżyje. No ale cóż, jak mus to mus.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top