~Rozdział 7~
~Vanillia~
Wróciłam do domu wieczorem w wesołym humorze otworzyłam drzwi i weszłam do środka ale zastałam ciszę. No prawie z salonu było słychać muzykę. Macie tez takie uczucie ze zaraz ogłuchniecie jak słuchacie jakiś piosenkarek?
- Jezu Honey ścisz te beztalencie! – krzyknęłam z kuchni
- Zamknij się! Lepiej popatrz na siebie, te twoje włosy i kolczyki wygadasz jak żul jakiś! – odkrzyknęła a zaraz po jej słowach było słychać te skrzeki to znaczy śmiech cukrowej elity. Z puszka energetyka weszłam do salonu i stanęłam przed nimi.
- Lepiej uważaj na słowa słonko – cmoknęłam w jej stronę.
- A tak na marginesie powiedz swojej przyjaciółce że będę lepiej jeśli ta nowa trójkę chłopaków zostawicie w spokoju, my się nimi lepiej zajmiemy – uśmiechnęła się sztucznie i napiła się jakiegoś soczku z napisem „Chudnij!". Zaśmiałam się głośno, wzięłam łyka napoju i nie kulturalnie parsksnęłam na nich słodkim napojem
- A to właśnie moja odpowiedź – puściłam oczko i weszłam na górę, zamknęłam się w moim pokoju. Wyjęłam walizkę z wzorami TAXI i zaczęłam pakować ciuchy, tak już na wypadek jak mi pozwolą. W połowie pakowania mój telefon wydał dźwięk
Od: Kota
Jedziemy jutro, spytałaś się rodziców?
Odrazu wystukałam wiadomość.
Do: Kota
Jeszcze ich nie ma ale się pakuje na wszelki wypadek.
Przy szykowaniu ciuchów i kosmetyków spędziłam ponad dwie godziny. Wyszłam z pokoju, na dole już siedzieli rodzice, odetchnęłam głęboko i z uśmiechem na ustach weszłam do salonu.
- Hejoo – przywitałam się
- Cześć córcia, co tam słychać? – zapytała się mama
- Noooo jest sprawa – zaczęłam i uśmiechnięta usiadłam obok rodzicielki – Tata Koty ma nowy zespół pod opieką, dostali szanse na koncert w Los Angeles i razem z Kotą możemy lecieć z nimi i będziemy jako pomoc przy tym koncercie a przy okazji pozwiedzamy trochę tamta okolice – wytłumaczyłam im
- Hmm bardzo fajna oferta – zaczął mój ojczym – za ile miesięcy lecicie?
- No właśnie wychodzi na to ze jutro – mruknęłam nie pewnie.
- Dziecko – dźwięk przychodzącego połączenia przerwał mamie zdanie. Mąż mamy wstał i podszedł do okna. Rozmowa trwała krótką chwilę.
- Powiem wam że Chris ma dar przekonywania. Lec się pakować i spać bo o 2:30 już macie samolot.
- Dziękuje – przytuliłam rodziców i poszłam do pokoju szykować ubranie na lot. Postanowiłam się ubrać wygodnie więc naszykowałam sobie szare leginsy, luźną bluzkę z rękawami 3/4, do tego jakąś bluzę. Wybrałam numer do przyjaciółki i zadzwoniłam
- Kota! Twój tata m wyczucie czasu akurat gadałam z rodzicami.
- No widzisz mówiłam że przekona! Lepiej idź spać bo jest już 21 i nie wstaniesz
- Na serio wierzysz ze teraz usnę? Mam zamiar obejrzeć Noragami – zaśmiałam się
- Tyyy okropna kobieto, zrobiłaś mi ochotę na anime – zaśmiałam się
- To ja lecę się myć pa.
- Do zobaczenia .
Tak jak postanowiłam to tak zrobiłam, umyta i pachnąca zakopana w moim puszystym, miękkim i ciepłym bunkrze oglądałam moje ulubione anime. Obudził mnie diabelski dźwięk budzika. Czyli jednak usnęłam. Ubrałam się w wyszykowane ciuchy, postanowiłam się nie malować bo jak się rozmażę to będzie jeszcze gorzej. Z walizką i moim plecakiem w którym były najbardziej przydatne rzeczy zeszłam po cichu na parter. W kuchni zrobiłam sobie kawę i kanapki. Po zjedzeniu posiłku sprawdziłam czy mam portfel i karty kredytowe, tablet, słuchawki i ładowarki. Ubrałam bluzę i wróciłam na górę, weszłam do pokoju rodziców
- Mamo – szturchnęłam ją
- Tak? – zaspana popatrzyła na mnie -ah! Już jedziesz?
- Tak, przyszłam się pożegnać – uśmiechnęłam się chociaż nie było tego widać, przytuliłam mamę i dałam jej buziaka – pożegnaj go ode mnie – pokazałam na śpiącego mężczyznę. Zeszłam na dół , założyłam plecak, ciągnąc za sobą walizkę wyszłam z domu, zamknęłam go kluczyki schowałam do kieszonki w plecaku. Wyszłam z posesji, usiadłam na krawężniku i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe. Błysk lamp z dużego busa oślepił mnie na moment. Z środka wyskoczyła moja przyjaciółka
- Hej Vani, gotowa?
- Tak – uśmiechnęłam się i oddałam ochroniarzowi walizkę. Weszłam za Kota do busa
- Miejsce jest przy Maknae i Jiminie z czego ten ostatni się wierci. – powiedziała i zajęła miejsce koło Tae i Jinie. Wybrałam miejsce po środku koło Jungkooka, który słodko spał z słuchawkami w uszach. Usiadłam obok niego, zapięłam pasy. Delikatnie wyciągałam mu z ucha jedną słuchawkę i sama sobie włożyłam do lewego, oparłam głowę o ramię chłopaka i zamknęłam oczy.
- Vanilia wstawaj – ktoś mnie zaczął szturchać
- Czego – mruknęłam i wtuliłam się w miękkie, umięśnione ciało, co? Szybko usiadłam i rozejrzałam się, para czarnych oczu patrzyła na mnie, zmieszałam się trochę
- Musimy już wychodzić bo spóźnimy się na lot. - powiedział Jungkook
- Ee tak jasne – palnęłam bez zastanowienia, odpięłam pasy i wyszłam z busa. Koło niego stali wszyscy na wpół żywi, ja sama się już dobudziłam a dokładnie to tamta krępująca sytuacja. Po odprawie mogliśmy zasiąść w wygodnych fotelach prywatnego samolotu. Nie mogłam dłużej słuchać chrapania J-Hopa wiec wstałam i rozejrzałam się po pokładzie. Wypatrzyłam sobie fotele na samym końcu, zabrałam telefon, tablet i słuchawki, i przeniosłam się na wybrany wcześniej fotel. Na tablecie włączyłam kolejne odcinki Noragami i zaczęłam oglądać. Po kilku odcinkach dołączył do mnie V, któremu tez już się nie chciało spać. Niestety zasnął po 5 odcinkach ale jeden plus jest – mogę się wygodnie o niego oprzeć, jednak i ja sama po następnych odcinkach usnęłam.
~~~~
=^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top