~Rozdział #6~
Kotaku's P.O.V.
Do pomieszczenia wszedł mój ojciec, a zaraz za nim główna sekretarka firmy - Lee YooWea i amerykańska ambasadorka - Kristen Walker. Pierwsza z kobiet - dość niska, drobna szarooka brunetka, nosząca grube szkła kontaktowe, które dodawały jej i tak już wielkiej urody, ubrana w czarną spódniczkę i białą koszulę - notowała coś zawzięcie w notesie, a druga - wysoka, długonoga kobieta o dużych, brązowych oczach i ciemno-blond włosach, odziana w przylegającą do ciała czarną sukienkę, jak w wielu amerykańskich filmach - prowadziła zawziętą rozmowę z moim ojcem na temat biznesu w krajach za oceanem.
- Więc co pan sądzi na ten temat? - Zapytała z nutą nadziei w głosie.
- To wszystko będzie zależało od decyzji chłopców - odparł, podciągając krawat.
Mój ojciec - Akaru Christopher, wysoki, szczupły niebieskooki blondyn, tuż przed 40-stką, ubrany w granatowy garnitur z błękitnym krawatem - nigdy nie podejmował decyzji, które mogłyby byś sprzeczne z decyzją jego podopiecznych. Dlatego właśnie ów rozmowę przeniósł do studia.
- Jaki temat, jeśli można spytać? - Zaczął Rap Mon, zgodnie z oczekiwaniami mojego ojca.
- Bangtan Sonyeondan dostali propozycję od Amerykańskiej wytwórni muzycznej, która jest zainteresowana zorganizowaniem koncertu BTS, jako niespodzianki na festiwalu na cześć Korei - powiedziała sekretarka. - Dokładnie za 3 dni.
- Więc jaka jest wasza decyzja? - Spytał ojciec. Namjoon myślał przez moment, aż odwrócił się do reszty zespołu i zapytał o ich zdanie. Podeszłam do ojca, gdy ambasadorka rozmawiała z sekretarką, a BTS dyskutowali między sobą.
- Tato, jak chcesz ich wysłać do Ameryki w przeciągu 3 dni? - Mruknęłam cicho.
- Podobno Hollywood oferuje bardzo ekskluzywnego Boeinga 747 na lot w obie strony - odpowiedział równie cicho. - No i zarezerwowane pokoje w hotelu Bel-Air na cały tydzień - dodał.
- Czy ja i Van też mogłybyśmy jechać? - Uniosłam jedną brew.
- Tak, o ile chłopcy się zgodzą.
- W takim razie na pewno się zgodzą.
- Chris-nim, wchodzimy w to! - Zawołał Namjoon.
- Pani Walker, więc chciałbym poznać szczegóły - uśmiechnął się mój ojciec.
W tym czasie odeszłam od nich i usiadłam na kanapie, tuż przy śpiącej Van. Szturchnęłam ją, tym samym budząc.
- Vani, wstawaj już - ponagliłam.
- Ta siódemka daje nieźle popalić... - jęknęła, przeciągając się. - Cieszę się, że to tylko jeden dzień.
- A, tak... - zaczęłam. - Mam wieści. Myślisz, że rodzice puszczą cię na drugi kontynent na jakiś tydzień?
- Ha-ha-ha, ale zabawne - przewróciła oczami. - Czuję ten sarkazm, Kota.
- Ale ja serio pytam. Bangtansi dostali ofertę koncertu w Ameryce i my byśmy pracowały na Back Stage'u. Tak, jak dzisiaj tylko przez nieco krócej. A poza tym, zwiedzilibyśmy trochę Hollywood - oznajmiłam z prośbą w głosie.
- Czyli ty tak serio-serio?
- Tak, mam nadzieję, że się zgadzasz?
- To zależy od moich rodziców... A co ze szkołą?
- Spokojnie. Dyrektor dostanie specjalne pismo od mojego ojca. Zostanie ono potraktowane jak wyjazd służbowy i być może dostaniemy dodatkowe oceny z geografii - mrugnęłam, uśmiechając się zachęcająco.
- Zapytam się. Chciałabym żeby się zgodzili... - ponownie przewróciła oczami.
- Wiesz co... Mój ojciec zadzwoni do twojego i się dogadają. On zdecydowanie ma talent do przekonywania - zaśmiałam się.
- Fakt - Van zachichotała. - Nie mogę się doczekać. A kiedy to dokładnie będziemy tam lecieć? Za miesiąc, dwa?
- Wychodziłoby na to, że jutro, albo w poniedziałek.
- Yyy, żartujesz? - uniosła brwi z politowaniem, lecz zrozumiała, że nie był to żart.
- Ale wy szybcy.
- Kota- yah - zawołał Taehyung. - Pić!
- Vani- yah - w tym samym czasie krzyknął Jungkook. - Chcę wody...
- I jak? Chcecie lecieć aż za ocean? - Zapytałam, odwracając się w stronę korytarza.
- To już postanowione! - Powiedział dumnie J-Hope. - Damy czadu, prawda?
- Nie bądź taki pewny, Hoseok - mruknął Suga, pocierając zaspane oczy i rozmazując makijaż.
- Ty nawet angielskiego dobrze nie znasz.
- Ty, Yoongi, również... - odparł Hobi, tracąc po części zapał. - Ale ja... Ja mam nadzieję! Ja jestem nadzieją!
- Przysięgam, Hope, jeszcze raz to powiesz to mnie szlag trafi.
- No już, już. Nie kłóćcie się - uspokajał ich Jin z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Wróciłam do pomieszczenia, niosąc siedem butelek niegazowanej wody z automatu, stojącego przed studiem. Podałam każdemu z nich po jednej i pociągnęłam Van za bluzę.
- Vani, pomożesz mi przynieść jedzenie? - Zapytałam, na co dziewczyna pokiwała głową.
Poszłyśmy do kuchni po specjalne zestawy, przygotowane przez kucharzy tego samego dnia. Były zapakowane w standardowe papierowe paczki, w których zawsze przywożą chińszczyznę. Obładowane po pachy wróciłyśmy i rozłożyłyśmy je na stole.
- Ej, jedzenie przyszło! - krzyknęła Van.
J-Hope i Suga natychmiast przerwali sprzeczkę i wraz z Jinem, Jiminem i Rap Monsterem usiedli do jedzenia. V i Jungkook byli zbyt zajęci pochłanianiem litrów wody z butelek. Udałyśmy się z Van do panelu sterowania i włączyłyśmy loopa, składającego się z Udałyśmy się z Van do panelu sterowania i włączyłyśmy loopa, składającego się z wszystkich nagrań ów zespołu.
- Ooo, to Jump! To Jump! - Krzyknął Hobi i zaczął śpiewać zwrotkę, która należała do niego.
J- Hope śpiewał, a Van tupała nogą w rytm muzyki, prawdopodobnie nawet nieświadoma, że to robi. Pierwsza część piosenki tak średnio wpadała mi w ucho, ale słuchałam z ciekawością. To, co mnie zaskoczyło, to refren. Właściwie ten głos. Nie potrafiłam go skojarzyć z żadnym z chłopaków.
- Emm, może to dziwne pytanie, ale kto właśnie śpiewa? - Zapytałam.
- To Tae! - Krzyknął Jimin, zwracając uwagę chłopaka, który spojrzał pierw na niego, później na mnie
- Na serio? - Uniosłam jedną brew. - Przecież słyszałam jego głos dzisiaj. To niemożliwe. Taehyung- ah, to naprawdę ty śpiewasz ten refren? Koreańczyk najpierw zmieszał się nieco, a następnie uśmiechnął dumnie i zamknął oczy, nieco się rumieniąc
--
╲ʕ·ᴥ· ╲ʔ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top