Rozdział 5
LOUIS
Jakimś cudem Marcus wyprowadza go z omega space. Kiedy się budzi, czuje się słaby, chory oraz boli go całe ciało. Kuli się w ramionach alfy, jego instynkt chce jakieś formy komfortu. Jego umysł nie do końca jeszcze powrócił, więc znajduje to czego chciał w alfie, wącha go, póki jego ciało nie robi się giętkie.
- Wróć do mnie, kochanie. Jest w porządku.
Wzdycha delikatnie, kiwa głową i jęczy. Może poczuć jedynie ból, wszystko go boli i nie pamięta dlaczego.
- Wiem, że boli, zaprowadzę cię do łóżka i dam ci coś na ten ból. - Louis w pewien sposób rozumie znaczenie słów i pozwala się zanieść.
~*~
Nie wraca całkowicie póki słońce niemal całkowicie nie zachodzi. Przez kilka godzin budził się i zasypiał, ale kiedy powraca na dobre, głowa mu pęka, a jest sam w pokoju. Przez chwilę płacze, głównie dlatego, gdyż czuje emocjonalny ból, który nie jest jego, musi należeć do jego mamy i zasypia, próbując o tym nie myśleć.
~*~
Śpi przez całe dwa dni, przynajmniej tak mu powiedziano. Ale teraz wrócił i w pewien sposób wolałby żeby to się nie stało.
Jego gorączka niedługo nadejdzie. Już może poczuć swędzenie pod swoją skórą oraz czuje znaki zmniejszenia swojej energii. Razem z narkotykami, jest ona niesamowicie niska, ale z nadchodzącą gorączką jest jeszcze gorzej. Miał nadzieję, modlił się nieustannie, aby stres związany z tą całą sytuacją sprawił, że jego gorączka w ogóle nie nastąpi. Miał nadzieję, że ominie go cały cykl. To nie sprawiłoby, że Marcus by się odpieprzył, ale zyskałby trochę czasu. Dzięki temu pożyłby trochę dłużej, nawet jeśli bycie w tej sytuacji nie wydawało się być życiem.
Wątpi w to, że Marcus wie wystarczająco tabletkach antykoncepcyjnych dla omeg, aby wiedzieć, że jest w pełni sprawy od pierwszego tygodnia od zaprzestania ich brania, ale cieszy się z tej małej przyjemności. Kupienie sobie czasu jest póki co jedyną rzeczą, dzięki której może przez to przejść.
Z tymi wszystkimi dziwnymi wybuchami alfy, większość jego ciała jest posiniaczona i jedyną rzeczą jaką jest w stanie robić jest leżenie w łóżku. Czasami zostaje zaniesiony do kuchni, aby zjeść, ale przez większość czasu leży po prostu w łóżku Marcusa i ogląda nigdy nie kończące się programy na kanale kulinarnym. To jedyna rzecz jaką Marcus pozwala mu oglądać.
Chociaż nie wie jak sobie z tym wszystkim poradzić, więc kiedy nie ogląda telewizji, po prostu śpi. Sen rozprasza go od codzienności, która jest jego piekłem.
Marcus popadł w jedną ze swoich manii czyszczenia i szorował go cały czas kilka godzin temu, jego ciało wciąż dochodzi do siebie. Kilka strużek krwi spływa po jego bluzce z rozdartych siniaków wokół jego boków, ale Marcus wydaje się tym nie przejmować.
Zmusza swoje oczy do zamknięcia się i ponownie próbuje spać. Udaje mu się popaść w sen w zaledwie kilka minut.
~*~
- Jeśli wydasz najmniejszy dźwięk zabiję cię i wszystkich, których kochasz. - Tak się budzi, słowa zostają wykrzyczane szeptem do jego ucha. Ktoś puka do drzwi, jest to głośny dźwięk i rozchodzi się po całym domu. Całe jego ciało się spina, a Marcus łapie go i przystawia mu pistolet do szczęki tuż pod jego okiem. Nawet nie sądzi, aby taki strzał mógł go zabić, ale zrujnowałoby to całą resztę jego życia. Najprawdopodobniej straciłby wzrok w tym oku, może również nie byłby w stanie dobrze się wysławiać.
W tym momencie nie jest pewien czy to byłoby lepsze czy gorsze od śmierci. Najprawdopodobniej gorsze. Wciąż ma wiele powodów, aby walczyć z tym co mu pozostało, nie przeszedł przez nic zbyt okropnego co zniszczyłoby resztę jego życia, gdyby przeżył.
- FBI! Otwieraj! - Słyszy, kiedy otacza go ciemność szafy. Ktoś przyszedł! Ktoś go odnalazł! Jego serce wali, kiedy słyszy głosy z salonu. Może mieć jedynie nadzieję, że to to, jego szansa na bycie wolnym i uwolnienie się. Wszystko w nim mówi, aby krzyczał, wrzeszczał, by zyskał uwagę policji. Ale nie chce umrzeć. Nie, kiedy jest tak blisko wolności.
Drzwi otwierają się i zamykają, słyszy znajomy zgrzyt metalu znajdującego się przy frontowych drzwiach razem z zbyt znajomym dźwiękiem, kiedy są one zamykane. Ten dźwięk wciąż sprawia, że jego puls przyśpiesza, jego dłonie się pocą, a jego oczy wilgotnieją. Za każdym razem, gdy widzi te drzwi zamknięte, czuje jakby był coraz bliżej poddania się, ale tym razem może mieć jedynie nadzieję, że to ostatni raz, kiedy je słyszy.
- Gdzie jest pani syn? - Mówi gruby, powolny głos, który słyszy głośno i wyraźnie. Alfa, myśli. Alfy zawsze mówią w rozpoznawalny sposób, zawsze najpierw sprawiają, że po jego kręgosłupie przechodzi dreszcz. Ale tym razem, to nie dodaje mu dreszczyku, daje mu poczucie bezpieczeństwa.
- Marcus jest w pracy - mówi, a łzy pojawiają się w oczach Louisa. - Powinien niedługo wrócić. - Brzmi na taką przekonaną, tego samego głosu niewinnej staruszki użyła na nim, aby jej zaufał. Ponownie chce krzyczeć, aby zrzucić na siebie jakąkolwiek uwagę.
- Kiedy zazwyczaj wraca do domu? - Pyta inny głos. Drugi głos również brzmi jak alfa, ale nie uspokaja go w ten sam sposób. To dziwne.
- Och, około siódmej. Jego kolacja jest teraz w piekarniku.
- Dlaczego przygotowane są trzy talerze?
- Ma dzisiaj przyjść ze swoim kolegą omegą. Zaczęło się robić między nimi poważnie i chce, abym go poznała. - Teraz Louis płacze i wie, że Marcus może poczuć jego łzy na swojej dłoni, ale nic nie mówi.
- Będzie miała pani coś przeciwko, jeśli trochę się rozejrzymy? - Mówi ten sam powolny, komfortowy głos. Tak, tak, jestem prawie wolny. Niczego nie chce bardziej oprócz uwolnienia z tego okropnego miejsca, chce skulić się na kanapie razem z Niallem i ponownie chce się czuć bezpiecznie.
- Macie nakaz? - Mówi kobieta i to jej pierwszy znak złośliwości, ale sądzi, że jest wystarczający, by udowodnić, że tutaj jest. Proszę.
- Nie, proszę pani. Woli pani, abyśmy z takim wrócili?
- Tak, sądzę, że tak by było najlepiej. - Potem słyszy kroki, a zapach alfy znika tak szybko jak drzwi się zamykają. Drzwi są zamknięte, a on umrze. Nie ma mowy, że Marcus pozwoli mu żyć, nie kiedy wie, że ma policję na ogonie. Wali mu serce i nie sądzi, by kiedykolwiek chciał tak bardzo żyć i umrzeć w tym samym momencie. To niesprawiedliwe, był tak blisko.
~*~
Marcus wyjmuje go z szafy i mówi mu, by pozostał na podłodze. Wkłada do torby nóż myśliwski razem z nowym zestawem ubrań oraz kilkoma innymi rzeczami. Louis myśli teraz, że umrze. To jest to. Marcus sądzi, że zostanie złapany, więc go zabije.
To niezbyt klimatyczne, myśli, aby umrzeć, kiedy było się tak blisko od uwolnienia.
- Wstawaj - pistolet jest skierowany w jego kierunku. - Wychodzimy. - Bierze go za ramię i zaciąga na tył domu oraz przez tylne drzwi. Wciąż kręci mu się w głowie i sądzi, że widzi pasmo dłuższych, brązowych włosów rozwianych na wietrze, ale to najprawdopodobniej halucynacje.
Albo i nie.
- Marcusie Whitman! Zatrzymaj się! Zostajesz aresztowany! - To ten sam kojący głos, a Louis kruszy się. Jego kolana uginają się, a jego klatka piersiowa się zapada. Upada na ziemię, ale Marcus go podnosi, pistolet jest przyłożony dokładnie do jego głowy. To ten sposób strzału, który go zabije.
- Nie podchodź do nas! - Krzyczy, jego głos jest szalony. - Nie możesz go zabrać!
- Nie zamierzamy go zabierać - mówi inny agent. Ma brązowe włosy i miękkie oczy, który przypominają Louisowi o szczeniaczku. - Wiemy, że wasza dwójka jest w sobie zakochana i wiemy, że chcecie założyć rodzinę. - Louis ponownie płacze. - Chcemy wam pomóc. Musisz jedynie odłożyć broń.
- Tak, Marcus. Założymy rodzinę, ale możemy to zrobić tylko wtedy, kiedy mi zaufasz tak jak ja ci ufam. - Jego głos się trzęsie i sam może poczuć jak jego feromony dają silny zapach strachu, ale Marcus nie wydaje się tego zauważać.
- Ty... ty naprawdę chcesz założyć ze mną rodzinę?
- O-oczywiście. Nie mogę się doczekać - mówi Louis, a jego głos się trzęsie. Lokuje swój wzrok na zielonookim alfie i po prostu może poczuć, że wszystko będzie w porządku. Po prostu może to poczuć. Nie powinno tak być, ale pojedyncze spojrzenie, które wymieniają i wie, że wszystko będzie dobrze.
Wtedy pistolet zostaje odsunięty od jego głowy, a on wzdycha z ulgą.
- Teraz, tak szybko jak położysz to na ziemię, on jest cały twój i wasza dwójka będzie mogła mieć swoje szczęśliwe zakończenie - mówi zielonooki alfa, a Marcus wydaje się mu wierzyć, odkładając pistolet na ziemię. Louis wykorzystuje szansę, by odbiec, by wyszarpać się z uścisku Marcusa i biegnie, póki nie pojawiają mu się plamy przed oczami.
Marcus coś krzyczy, ale Louisowi szumi w uszach. Widzi jak Marcus zostaje pchnięty na ziemię, a wokół jego ramion pojawiają się kajdanki.
W krótkim czasie otaczają go dwie alfy, a on kuli się w sobie. Boi się, nie jest gotowy na to, by ktoś go otaczał.
- Louis? Nazywam się Harry, zamierzam ci pomóc, dobrze? Zabierzemy cię do domu.
Cały obraz mu zanika, uderza głową o kamień, kiedy upada na ziemię.
~*~
Kiedy się budzi, słyszy bzyczenie.
Jest głośne oraz wkurzające, więc wyciąga swoją dłoń, uderzając w jakąś maszynę, przez co jęczy. Skomli z głębi swojego gardła, kiedy otwiera swoje oczy i może zobaczyć jedynie jasność, białe światło, które sprawia, że przez chwilę myśli, że jest martwy. Z całą tą jasnością to musi być niego.
- Louis, o mój Boże. - To jego mama, a w jej oczach znajdują się łzy. - Louis, moje kochanie. - Trzyma go tak ciasno, że nie sądzi, iż jest w stanie oddychać, ale to znaczy dla niego tak dużo, że nie ma nic przeciwko.
- Mamo - ponownie płacze, trzymając ją ciasno. Wtedy to do niego dociera, żyje, czuje się dobrze i przeżył, by powiedzieć co mu się przydarzyło. - Żyję. - Musi powiedzieć to na głos, tylko dlatego gdyż nie czuje, aby to było prawdziwe. Myśli, że może być w zaświatach, gdzie może być ze swoją mamą.
- Tak, kochanie, żyjesz. - Całuje jego czoło. - Cała masa okropnych ludzi chce się z tobą zobaczyć, ale powiedziałam im żeby zaczekali aż będziesz gotowy.
- Czy mogę zobaczyć umm, tego agenta co mnie uratował? Takiego co wolno mówi. Nie miałem szansy mu podziękować i... - Posyła mu delikatny uśmiech i kiwa głową.
- Pójdę po niego. - Wstaje, a on nie zdawał sobie sprawy z tego jak strasznie jest zostać samemu w pokoju, może nigdy się tak nie bał, ale to naprawdę jest przerażające. Boi się, że ktoś wróci i ponownie wypruje z niego życie, zabierze rzeczy, które kocha. Nigdy więcej nie chcę już być sam, myśli. Ale to nie może sprawić, że będzie tak myślał, nie może pozwolić, aby lęk przejął i zrujnował jego życie. Nie może pozwolić na to, by Marcus zrujnował mu życie. Musi kontynuować życie, tak jak David i Lauren nie mogli. Był wystarczającym szczęściarzem, by się z tego wydostać, nie tylko jako żywy, ale także jako niedotknięty. Musi żyć dla nich.
Mija pięć minut, nim oficer wchodzi do jego sali, mając kubek herbaty w swoich dłoniach.
- Twoja mama powiedziała mi jaką pijesz herbatę. - Kładzie ją na stoliku obok łóżka, a Louisowi nagle odbiera mowę. Właściwie to zawierzył temu alfie swoje życie i nic nie może na to poradzić, ale małe łzy zbierają się w jego oczach.
- Dziękuję - mówi, ale to nie wydaje się być wystarczające. Mruga, aby pozbyć się łez. Coś w tym alfie sprawia, że czuje się komfortowo, bezpieczne. Ma dziwną, niezręczną chęć, aby go powąchać, by się przybliżyć, ale to dziwne. - Naprawdę za wszystko. Umm, ocaliłeś mi życie.
- Proszę bardzo - mówi, uśmiechając się. - Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował, może do mnie zadzwonić, dobrze? O każdej porze.
- Naprawdę to doceniam. - Harry kładzie na jego dłoni małą kartkę, biznesową kartkę, ale z tyłu się piękne pismo, które wydaje się być jego prywatnym numerem.
- Czy on...? - Pyta Louis, jego głos jest cichy i niepewny. Łzy kłują jego oczy, nawet, jeśli tego nie chce, nic nie może na to poradzić.
- Zostanie wsadzony na resztę swojego życia, Louis. - Harry kładzie swoją dłoń na tej Louisa, ten mały dotyk sprawia, że czuje się bezpiecznie. - Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zobaczy i nie musisz się niczym martwić.
- Dziękuję - mówi, słabo się uśmiechając. Dobrze jest wiedzieć, że nigdy więcej nie zostanie dotknięty przez tego szalonego alfę.
- Muszę iść, muszę wrócić, ale mam nadzieję, że niedługo poczujesz się lepiej. Wydobrzej w spokoju, nie spiesz się z tym, ponieważ przeszedłeś przez coś okropnego. Nie czuj się tak, jakby ktoś wymagał od ciebie szybkiego powrotu do siebie. - Louis uśmiecha się szerzej.
- Dziękuję, agencie Styles.
- Mów mi Harry - mówi zamiast pożegnania, kiedy prześlizguje się przez drzwi.
HARRY
Harry wraca do domu od razu tej nocy, ale leżenie we własnym łóżku, zamiast w hotelowym wydaje się być obce. Bycie w domu zawsze niesie z sobą pewne komfortowe uczucie, ale w tym samym czasie, dom nigdy nie wydaje się być wystarczająco dobry po długiej, emocjonalnej, wyczerpującej sprawie. Pościel pachnie jak środek do prania, świeżo wyprana przez jego gosposię, którą zawsze zatrudnia, kiedy wyjeżdża, aby utrzymać miejsce miłym, gdy znajdzie drogę do domu.
Jego telefon dzwoni na jego drewnianej szafce, ale nie sprawdza go. Jego służbowy telefon jest na pełnej głośności, tak aby zawsze mógł zostać obudzony, gdyby naszła taka potrzeba, ale jego prywatny telefon może zostać zignorowany. To dwa odgłosy, które następują zaraz po sobie co i tak oznacza e-maila, więc nie czuje, aby to było ważne.
Ale nie może przestać myśleć o swojej pracy jaki i o swoim życiu, jeżeli naprawdę to wszystko zmierza w takim kierunku. Czy naprawdę będzie czuł się jak obcy w swoim własnym domu? Czy naprawdę takiego życia chciał, kiedy zapisywał się do tej pracy? To nie opuszcza jego umysłu, kiedy myśli o sobie oraz reflektuje, zmusza się do tego, by po prostu myśleć.
A potem ponownie Louis Tomlinson również nie chce uciec z jego głowy.
Ta ostatnia sprawa całkowicie utknęła w jego głowie i kiedy tylko myśli o tym widzi jaką okropną osobą trzeba być, by zrobić coś tak przerażającego omedze. Manipulowanie i zmuszenie omegi do zrobienia czegoś wbrew jej woli mogło... mogłoby nawet... je zabić.
Coś takiego powinno być strasznym, okrutnym i mrocznym wątkiem w książce, a nie w prawdziwym życiu. Cała ta sprawa jest po prostu surrealistyczna. Coś w tym... i w nim, sprawia, że zostaje w pamięci. Sposób w jaki trzymał się do końca dopóki nie wiedział, że jest bezpieczny, sposób w jaki tak emocjonalnie mu podziękował. Louis Tomlinson był definicją perfekcyjnej ofiary, zrobił wszystko, by utrzymać siebie przy życiu. Czytał o tym jak umysł omegi może wszystko blokować, by utrzymać się w bezpieczeństwie, ale żadna z nich nie wydawała uważać to za konieczne. Ale patrząc na to jak Tomlinson tak szybko i tak ekstremalnie to przełamał tuż przed nim, to było smutne i wspaniałe.
Tak dużo myślał o tej omedze, że to nie było normalne.
Nigdy nie sądził, że dusze mogą być tak połączone. Dla niego jazgotem zawsze było to, że Liam wpadł, kiedy był nieco nietrzeźwy, ale myśli, że może teraz to zrozumieć. Może zrozumieć jak Liam czuł się tych kilka lat temu, kiedy jego oczy po raz pierwszy spojrzały na Zayna.
Zarzuca poduszkę za swoją głowę i wzdycha. Louis musi po prostu wydostać się z jego myśli, może o nim myśleć i życzyć mu jak najlepiej, ale w inny sposób, nic innego nie może zrobić. Z Louisem wszystko będzie w porządku. Ruszy dalej i użyje tego co mu się stało, by z tą samą siłą przejść potem przez życie. Harry logicznie to wie, nigdy nie będzie częścią tego życia, ale cieszy się, że Louis ma szansę, aby takie dostać.
~*~
Piętnaście dni później Harry ponownie znajduje się w łóżku, mając dzień wolny, do późnej nocy skacząc po kanałach na swoim telewizorze, gdy dzwoni jego telefon. Kiedy go podnosi, okazuje się, że to nieznany numer, ale i tak go odbiera.
- Styles.
- Umm - natychmiast się rozbudza, kiedy słyszy głos po drugiej stronie. - Hej, Harry? Tu Louis. Umm - brzmi na podenerwowanego, a Harry chce rozwiać każdą jego wątpliwość. - To dziwne, prawda? Z pewnością dałeś mi swój numer jedynie z uprzejmości. Przepraszam. Nie powinienem...
- Jest całkowicie w porządku. - Wycisza swój telewizor, by skupić swoją pełną uwagę na Lousie. - Co jest? Wszystko dobrze?
- Tak... znaczy, tak. Wszystko w porządku. To pierwsza noc, odkąd jestem sam w domu od czasu, umm, tak, sądzę, że trochę się boję. To głupie, przepraszam, że zawracam ci głowę.
- Masz pełne prawo do tego, by się bać i wcale mi nie przeszkadzasz. Mogę ci w jakiś sposób pomóc?
- Możemy po prostu przez chwilę porozmawiać? Myślę, że... chcę po prostu z kimś pogadać.
- Oczywiście. Opowiesz mi o swoim dniu?
- Całkowicie monotonny. Poszedłem z mamą do sklepu po jakieś jedzenie do mojego mieszkania, odkąd przez jakiś czas mnie tutaj nie było. Niall zjadł wszystko, a potem żył na rzeczach na wynos. - Śmieje się do telefonu, a Harry kocha jego śmiech. Chce go słuchać każdego dnia przez resztę swojego życia. - Grałem trochę w piłkę nożną z moimi młodszymi siostrami i dałem im wygrać. Teraz jestem w łóżku. A u ciebie wydarzyło się coś ciekawego?
- Miałem dzień wolny, więc nic specjalnego się nie działo - chce utrzymać jednak rozmowę, więc mówi dalej. - Oglądałem "To właśnie miłość", ponieważ to mój ulubiony film odkąd miałem jakieś siedemnaście lat. Następnie poszedłem trochę w Nialla kierunku i zamówiłem tajskie na kolację.
- Brzmi ekscytująco - mówi Louis, a Harry może powiedzieć, że ten odsuwa słuchawkę, kiedy ziewa, jednak on wciąż to słyszy i chichocze.
- Powinieneś iść spać, jeśli jesteś śpiący.
- Właściwie to pierwszy raz, odkąd czuje się wystarczająco komfortowo, by pójść spać - mówi Louis. Nie jest wyszukany, więc Harry ma jedynie nadzieję, że ma to jakiś związek z tym, że razem są na telefonie.
- Już się nie boisz?
- Zgaduję, że wciąż się boję. Nie wiem. Chociaż czuję się trochę bezpieczniej, co jest dziwne.
- To nie jest dziwne. - Harry czuje, jakby błyszczał. To trochę dziwne, myśli, ponieważ nie ma go tu, by chronić, aby Louisowi nic się nie stało, ale może go usłyszeć i pomóc mu z jego lękiem. Nawet, jeśli tylko trochę. - Czy jest coś innego w czym mógłbym pomóc?
- Możesz po prostu zostać na linii aż nie zasnę? - Głos Louisa jest cienki, jakby nie był pewien czy może o coś takiego poprosić, ale Harry szczęśliwie się zgadza.
Mija jedynie kilka minut, nim Louis zasypia, ale Harry nie rozłącza się przez dobrą godzinę, słuchając jedynie jego oddechu, by upewnić się, że wszystko z nim w porządku. W pewien sposób czuje się za niego odpowiedzialny. To musi mieć związek z powiązaniem dusz, ale on naprawdę troszczy się o Louisa.
~*~
Budzi się dzięki trzem emoji z numeru Louisa.
Pierwsza przedstawia śpiącą emoji. Druga to słońce. A trzecia to uśmiech.
'Dzień dobry x" - odpowiada i odkłada telefon. Idzie rano do pracy, więc ubiera się w swój ostatni czysty garnitur, nim będzie się musiał wybrać do pralni i wychodzi.
~*~
Nie sprawdza swojego telefonu aż nie dostaje się do małej kawiarni obok wydziały, ale kiedy to robi, wciąż nie ma na nim odpowiedzi od Louisa. Nie martwi się tym. Nie uważa, że wiele można odpowiedzieć na to co napisał, więc może później podczas swojej przerwy na lunch wyśle mu kolejną wiadomość.
~*~
Przerwa na lunch przychodzi i odchodzi, a on podczas niej pracuje. To naprawdę jest dla niego normalne, tylko dlatego gdyż zaczytuje się w profilach, sprawach i wysyła je do odpowiednich wydziałów. Nie każda sprawa zostaje przyznana jego drużynie, tylko te najbardziej wyspecjalizowane oraz poważne, więc wszystkie mniejsze sprawy wysyła na dół na trzecie piętro.
- Witaj szefie - mówi Liam i wchodzi z dwoma pełnymi kubkami kawy. Jeden zatrzymuje dla siebie, a drugi wręcza Harry'emu, w takich momentach brunet jest bardzo wdzięczny za swoich przyjaciół. - Co się dzieje?
- Sortuję sprawy. Która godzina?
- Wpół do siódmej, Zayn i ja idziemy na kilka drinków. Chcesz dołączyć?
- Nie sądzę, Li. Z pewnością następnym razem.
- Coś zajmuje twoje myśli? - Harry wzdycha.
- Myślisz, że to będzie nieprofesjonalne, jeśli zaproszę Louisa Tomlinsona na randkę? - Liam unosi brew.
- Nie, nie wydaje mi się. Ta sprawa jest zamknięta. Więc nie masz żadnych zobowiązań. A co?
- Zadzwonił do mnie wczoraj w nocy i ja po prostu... pamiętasz, jak zgrywałem się z ciebie na temat powiązanych dusz? Nie wiem, myślę że mogę czuć to do Louisa. Jestem tak instynktownie obronny wobec niego oraz chcę, aby cały czas był szczęśliwy i, w pewien sposób trudno to wyjaśnić, ale...
- Rozumie, szefie. Myślę, że dobrze ci zrobi jak się z kimś ustatkujesz. Oczywiście, bez urazy.
- Tak, tak, wiem. - Harry ponownie wzdycha. Minęły lata odkąd był w jakimś związku, więc Liam ma więcej niż rację, niż kiedykolwiek by to przyznał. - W takim razie sądzę, że mogę z nim wyjść. Będzie zabawnie.
- Powodzenia - mówi inny alfa i mierzwi jego loki, nim wychodzi. Rusza w kierunku drzwi, kiedy jego telefon ponownie dzwoni.
- Hej, Louis - mówi, zamiast swojego zwyczajowego przywitania.
- Hej, Harry - mówi i brzmi na o wiele szczęśliwszego. Ciężarówka przejeżdża tak szybko jak idzie chodnikiem, by dostać się do swojego samochodu. - Czas na sen?
- Nie, nie bardzo. Właściwie to perfekcyjny czas. Właśnie wracam do domu z pracy.
- Wspaniale. - Louis wzdycha szczęśliwie. - Wydarzyło się coś interesującego? Uratowałeś czyjeś życie?
- Och, tak, to ja. Superbohater Londynu. - Louis przez moment jest cicho, a Harry boi się, że powiedział coś źle.
- Nie, tylko mój. - Harry uśmiecha się na to szerzej niż robił to od dłuższego czasu. Chociaż sądzi, że to może być prywatny komentarz, więc nie chce nic mówić. Coś w Louisie sprawia, że jest wystarczająco wrażliwy, żeby powiedzieć, że coś tak surowego i prawdziwego nie wydaje się być czymś do czego powinien się wtrącać. - Więc obiecuję nie dzwonić bez powodu.
- Możesz do mnie dzwonić bez powodu, kiedy tylko chcesz, kocham słyszeć twój głos. - To najprawdopodobniej zbyt duży flirt, odkąd nie wie jaki Louisa ma stosunek do niego. Ale Louis nie wydaje się mieć cokolwiek przeciwko.
- Cóż... po prostu chciałem ci zadać w pewnym sensie dziwne pytanie.
- Dziwne pytanie są najlepszym rodzajem pytań. - Wsiada do samochodu i włącza silnik, czekając aż nagrzeje się w środku. Nie jedzie, kiedy rozmawia przez telefon, nie ma również nic przeciwko siedzeniu i czekaniu. Tył jego płaszcza nieco się podwija, kiedy wślizguje się na miejsce kierowcy, przez co jego skóra dotyka zimnego materiału, co sprawia, że wykrzywia twarz.
- Cóż umm, czy chciałbyś... kiedyś się zobaczyć? Znaczy, wiem że spotykaliśmy się tylko raz i dwa razy rozmawialiśmy przez telefon - następuje przerwa. - Ale nie wiem... w pewien sposób... myślę, że czuje coś, kiedy byliśmy razem, nawet jeśli to trwało chwilę i... umm, jąkam się. Przepraszam. - Harry musi się na chwilę zatrzymać, gdyż nie sądzi, że dobrze usłyszał Louisa. Musi to przez moment przetrawić, ale tak szybko jak mu się to udaje, uśmiecha się.
- Uważam, że też coś czuję. Oczywiście, możemy się ponownie zobaczyć. - Jest całkowicie wniebowzięty, kiedy to mówi i wciąż się uśmiecha.
- Jej. - Coś trzeszczy w tle, a Harry marszczy brwi. - Przepraszam, przepraszam. To Niall próbujący gotować. Powinienem iść, ale czy to będzie w porządku, jeśli ponownie zadzwonię do ciebie przed snem?
- Oczywiście.
Louis wysyła mu emotkę mężczyzny, pizzy oraz trzy emotki ognia. Ponownie się śmieje, a następnie uśmiecha się do swojego telefonu. Nie jest całkowicie pewien co to oznacza, ale ma podejrzenie, więc odpowiada kciukiem uniesionym do góry, kawałkiem pizzy oraz uśmiechającym się kotem. Chce ponownie wrócić do tematu randki, więc wysyła jeszcze dwóch mężczyzn trzymających się za dłonie, filiżankę kawy oraz znak zapytania.
To bardzo dziwny sposób, aby zaprosić kogoś na randkę, szczególnie kogoś kto mieszka trzy godziny drogi od niego, 'ale kiedy', które dostaje w odpowiedzi jest bardziej niż wystarczające, aby powiedzieć mu, że dobrze zrobił.
'W następny weekend" Odpowiada szybko, ale nim naciska wyślij, dodaje małe 'x'. W ten sposób wydaje się to być lepsze. Bardziej flirtujące.
'Brzmi dobrze xx. Odbierzesz mnie?'
Harry uśmiecha się.
'Oczywiście.'
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top