Rozdział 2

LOUIS

Louis kładzie ananasa na swojej kasie i czeka pięć sekund, aby przeczytać wagę. Pierwszą rzeczą jaką zauważa to to, że jest to nienaturalnie mały ananas, po co ktoś miałby taki kupować, skoro można wziąć już taki wstępnie pocięty. Oprócz tego, że przemawia za nim ta leniwa strona jego mózgu albo ta logiczna. Zazwyczaj nie ocenia klientów, którzy przewijają się przez jego kasę, ale są takie momenty jak ten, kiedy nie może tego powstrzymać.

Druga rzecz, o której myśli to to, że kto do diabła kupuje tak dużą ilość warzyw i owoców o szóstej rano? Jest stanowczo za wcześnie, by robić tak ciężkie zakupy. Jedyną rzeczą, po którą wyszedł i dostał tak wcześnie rano była nowa torebka kawy, kiedy on i jego współlokator jedną zużyli, a była jego kolej na zakupy. To wygląda bardziej jak zadanie na szóstą po południu, ale nie do niego należy ocenianie.

Kobieta beta przed nim wydaje się być rozdrażniona oraz zmęczona, więc decyduje się nic nie mówić. Ściska filiżankę kawy w swojej dłoni, a w jej wózku na miejscu dla dzieci, siedzi brązowookie maleństwo. Dziecko wygląda na niezwykle rozbudzone oraz jakby było w świetnym humorze, Louis chciałby być taki aktywny tak wcześnie rano.

W betach zawsze jest coś takiego co sprawia, że jest zazdrosny. Może dlatego, że ta kobieta mogłaby wyglądać jak każda inna beta kobieta, która tu wchodzi, a on nawet nie zauważyłby różnicy. Albo może to dlatego, ponieważ nie może jej poczuć, więc nie zwraca ona na niego swojej uwagi. Może to dlatego, ponieważ może mieć dzieci kiedy tylko chce, zamiast posiadania ciała, które mówi jej to co miesiąc razem z gorączką.

Bety naprawdę są dziwnymi stworzeniami. Cóż, przynajmniej takie są jego wnioski.

Jego matka najprawdopodobniej by na niego nakrzyczała za bycie tak osądzającym, ale naprawdę nic nie może na to poradzić. To jest to co robi, to co wszystkie omegi robią, nawet jeśli nie chcą się przyznać. Ich ciała zostały stworzone do korzystania z intuicji, ich myśli mogą zauważyć rzeczy, których dwie pozostałe płcie nie, ponieważ to oni mają być gospodyniami domowymi. Nie lubi tak o tym myśleć, ponieważ to brzmi seksistowsko oraz przeciwko kampani dla praw dla omegi, ale jest różnica między wiedzą a ocenianiem.

Więc.

Po prostu pakuje jej zakupy i kładzie torby na końcu stołu.

- To będzie 84,5. - Kobieta wykrzywia twarz, której Louis wciąż nie chce poznawać oraz wzdycha, kładąc pieniądze na ladzie, zamiast do już czekającej dłoni. Małe rzeczy naprawdę sprawiają, że kipi mu w żołądku. Niektórzy ludzie naprawdę działają mu na nerw w sposobie, którego nie potrafi wyjaśnić.

Kiedy oddaje jej resztę, stanowczo za długo zajmuje jej zabranie swoich zakupów i odejście, tak by Louis mógł skasować kobietę za nią, ale nic nie mówi. Naprawdę nie może sobie pozwolić na utratę pracy. I tak jest wystarczająco źle, by on i jego najlepszy przyjaciel Niall musieli dzielić razem kawalerkę, ale byłoby jeszcze gorzej, gdyby był bezrobotny. Niall najprawdopodobniej by go wyrzucił, następnie zawiózłby jego żałosny tyłek z powrotem do Donny, mówiąc jego matce, że miała rację.

Wyprowadzka do Londynu w celu spełnienia swojego marzenia co do zostania aktorem nie była jego najmądrzejszą decyzją. Ale nie przyzna się do porażki, więc za dnia pracuje w sklepie, a potem wieczorami przekopuje internet, szukając szczęścia.

- Dzień dobry - mówi kobieta zza lady oraz kładzie na niej karton jajek oraz dzbanek mleka. Ma brązowe oczy, jasne, kiedy łapiąc światło wpadające przez okno w sklepie. Zawsze uwielbiał brązowe oczy, nienawidził tego, że ludzie byli tak stronniczy względem ich.

- Dzień dobry - mówi Louis z jasnym uśmiechem. Uwielbia uprzejmych klientów. Szczególnie tych starszych. Przypominają mu jego dziadków. - To będzie 12 funtów, proszę pani - mówi, kiedy ta wręcza mu pieniądze do wyciągniętej ręki. To małe rzeczy, które się liczą, naprawdę.

- Mógłbyś pomóc mi to zanieść? Moje ręce straszliwie się trzęsą, a nie chcę niczego upuścić.

Rozgląda się po sklepie. Jest pusto w środku. Jeszcze jedna kasa jest otwarta, a Stan wygląda na znudzonego, grając na swoim telefonie, więc kiwa głową. Londyn nie budzi się zazwyczaj do 7.30, więc nie sądzi, że znaczenie miałoby to, gdyby wyszedł na kilka minut. To i tak czas na przerwę na papierosa. (To priorytet bycia kierownikiem zmiany, myśli. To on decyduje, kiedy wychodzi na przerwę.)

- Zaraz wrócę, Stan! Tylko pomogę to zanieść.

- Tak, pospiesz się! Nudzi mi się! - Mówi Stan, śmiejąc się, a Louis bierze torbę w dłoń. Trzyma otwarte drzwi dla kobiety i wychodzi za nią na parking. Idzie ona bardzo wolno, a właściwie bardziej kuśtyka, naprawdę, ale Louis jest cierpliwy. Nigdy nie był niecierpliwy względem starszych osób czy dzieci. Tylko względem ludzi w średnim wieku. To ci, którzy wydają się mieć zawsze prawo do skarżenia się, czego nigdy nie robią, dlatego jest czuły względem starszych ludzi.

- Czy to pani samochód? - Pyta, kiedy kobieta zatrzymuje się przed małym, niebieskim sedanem. Okna są przyciemnione oraz drzwi po boku są zarysowane, ale oprócz tego wygląda na raczej nowy. Louis nigdy nie widział starszej kobiety z nowym samochodem, ale nie myśli o tym. To naprawdę nie powinno podlegać jego ocenie.

- Tak. - Uśmiecha się delikatnie i odblokowuje drzwi. Otwiera drzwi od strony pasażera i odkłada torby. - Dziękuję bardzo za pomoc.

- Proszę bardzo - odpowiada Louis z uśmiechem, ale opada on, kiedy się odwraca. Zaraz za nim stoi wysoki alfa. Zazwyczaj byłby w stanie wyczuć znajdującą się tak blisko niego alfę, ale z tym mu się nie udało, co sprawia, że jego serce zaczyna szybciej bić. Kobieta już siedzi za kierownicą swojego samochodu, a nawet jeśli to i tak była za stara, by jakkolwiek mu pomóc. Nie potrzebuje pomocy, myśli, alfy robią tak cały czas, tylko że to jest niekomfortowe. To zawsze jest niekomfortowe. W jakiś sposób jest przyzwyczajony do tego, że przerażające alfy go nachodzą, ale to jest dziwne. To wydaje się być inne.

- Przepraszam - mówi i zamierza się przepchnąć, ale ten ani drgnie. Samochód jest zaparkowany bardzo blisko żółtej linii zdobiącej ziemię, więc nie ma wystarczającej ilości miejsca, by przepchnąć się obok alfy, a wie, że nie będzie wystarczająco silny, aby wypchnąć go z drogi.

- Będziesz dobrym chłopcem i wsiądziesz do samochodu, tak?

Teraz Louis się trzęsie. Jego dłonie drżą, a jego serce wali, ale nie zamierza tego okazywać. Za kobietą zaparkowany jest van, wysoki oraz biały i najwyraźniej blokuje mu wszystkie sposoby na uzyskanie pomocy z wnętrza sklepu.

- Właściwie to naprawdę muszę wrócić do pracy - mówi, chce brzmieć na pewnego siebie, ale jego głos się trzęsie. - Jeśli możesz mnie przepuścić... - próbuje ponownie, po raz drugi chce się przepchnąć obok alfy, ale zostaje zatrzymany z niskim warczeniem oraz przez dłoń znajdującą się na jego ramieniu.

- Wsiadaj do samochodu.

Nie porusza się. Całe jego ciało jest zamrożone, walczyć czy uciekać, myśli i zostaje przywitany przez widok długiego końca lufy od pistoletu. Jęczy, kiedy alfa otwiera tylne drzwi samochodu i wrzuca go do środka tak, że prawie uderza o plastik po drugiej stronie drzwi, następnie siada obok niego. Szuka klamki po drugiej stronie drzwi, chwyta ją i pociąga, ale jest zablokowana. Alfa ponownie warczy, co sprawia, że ciało Louisa instynktownie się spina. Zakłada rękawiczki na swoje dłonie, jakby jego intencją było zrobienie tego oraz ściąga przypinkę Louisa. Tak szybko jak jej nie ma, wrzuca ją do kieszeni swojej koszuli.

- Zapnij pasy. - Pistolet wciąż jest w jego dłoni, więc Louis wykonuje rozkaz.

On naprawdę, naprawdę nie chce umrzeć. To jedna z tych, nad którą żartuje ze swoimi przyjaciółmi i mówi, że nie miałby nic przeciwko umieraniu, ale będąc w rękach śmierci jest przerażony. Nie chce by tak było. Nie dzwonił do swojej mamy przez przeszło dwa tygodnie oraz nie widział jej twarzy od miesiąca, nie chce by tak to się skończyło. Nie chce umrzeć mając 19 lat i z pewnością nie chce zginąć zanim jego życie tak naprawdę się zaczęło.

Nawet nic ze sobą nie ma. Jego portfel oraz telefon są w jego kurtce, położonej gdzieś w jego schowku, gdzie kładzie wszystkie swoje rzeczy przed zmianą w sklepie. Jego serce wali i myśli, że szybko może wpaść w subspace, jeśli szybko się nie uspokoi.

Co może być bardzo niebezpieczne, jeśli omega nie jest otoczona przez znajome alfy. Wpadnięcie zbyt blisko może prowadzić do śpiączki, a jeżeli medycznie nie zostanie z niej uwolniony, umrze. Nie chce umrzeć. Więc zmusza się do głębokiego oddychania i próbuje myśleć sensownie.

Stara kobieta, której pomógł z zakupami, prowadzi samochód, kiedy jadą autostradą i sądzi, że to dlatego jest taki chory.

- Sądzę, że będę chory - mówi do alfy - porywacza, którego oczy rozszerzają się na tą wiadomość. Bierze jedną z siatek z mlekiem w środku i wręcza ją Louisowi.

Louis wymiotuje do niej dwukrotnie.

Może zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem jest to, że alfa nie pozwolił mu tak po prostu zwymiotować na samego siebie, może by go wykopał, gdyby tak zrobił. Albo może musiałby w tym leżeć, aż by umarł.

Myśli, że to straszny sposób na śmierć.

Alfa pociera jego plecy, a Louis spina się na ten dotyk. Jego dłonie są wielkie oraz nieznajome, a Louis nie chce niczego innego oprócz odsunięcia się od tego dotyku jak najdalej.

- Jest w porządku, kochanie. Niedługo będziemy w domu - mówi do niego alfa, a on ponownie wymiotuje. Tak szybko jak to robi, alfa mówi starszej kobiecie, aby zjechała na bok, a on wyrzuca zawartość torebki zza most. Plakietka ląduje razem z tym. Jego oddech przez resztę jazdy wciąż jest szybki, ale jego żołądek wydaje się być całkowicie pusty.

Nie będzie żadnego dowodu na to co mu się stanie.

Jego mama przeżyje swojego pierworodnego.

Nigdy nie zobaczy jak bliźniaki pójdą do podstawówki.

Nikt nie będzie wiedział kto go uprowadził.

Wielki samochód jego porywacza zaparkowany z przodu z łatwością zasłonił go przed kamerami, a kobieta, z którą wyszedł z pewnością nie zostanie osobą podejrzaną. Nialla nie będzie w domu, aby mógł zgłosić jego zaginięcie aż do drugiej rano, kiedy to wraca do domu z pubu, a nawet wtedy najprawdopodobniej tego nie zrobi. Louis zazwyczaj o tej godzinie od dawna już śpi, a Niall raczej mu w tym nie przeszkadza.

Stan zapewne nikomu nie powie o jego zniknięciu. Jego przyjaciel wychodzi w ciągu godziny, mając swoją zmianę na cmentarzu, więc nikt nie dowie się o jego nagłym zniknięciu.

Boi się.

Jest przerażony, zmieszany i po prostu chce do domu. Chce, by to wszystko było tylko złym snem i chce się obudzić w swoim łóżku, a potem może obejrzeć film. Szczypie swoje ramię i próbuje nie płakać, kiedy fala bólu potwierdza to, że jest bardzo świadomy.

Mijają 3 godziny i 19 minut, nim samochód całkowicie się zatrzymuje. Louis wpatrywał się w okno, mając nadzieję, że będzie mógł znaleźć drogę do domu, jeśli uda mu się uciec, ale co chwilę zerkał na zegar znajdujący się przy przednich siedzeniach.

- Jesteśmy w domu - mówi alfa jasno się uśmiechając. Pistolet wciąż jest w jego dłoni, kiedy wjeżdżają do garażu, a drzwi zamykają się za samochodem. - Wejdźmy do środka. Louis nie zabiera się za odpięcie swojego pasa, jego dłonie wciąż są zamrożone. Alfa grucha, co sprawia, że Louisowi przewraca się w żołądku. - Wiem, że jesteś zmęczony, po tak długim dniu w pracy, kochanie. Zaniosę cię.

- N-nie. Jest w porządku. Dam sobie radę. - Nie chce być dotykany, ale oczy alfy ciemnieją na odmowę.

- Powiedziałem, że cię zaniosę. - Louis ponownie jęczy, ale alfa nie zwraca na to uwagi, zamiast tego rozpina pas utrzymujący Louisa w miejscu i bierze go w swoje ramiona. Louis czuje się chory, jest niepewny oraz wszystko dla niego jest przerażające.

Może najgorszą rzeczą jest to, że dom wygląda całkowicie normalnie. Wcale nie jest straszny. Na ścianach znajdują się obrazki, są tu także świeczki, które wyglądają tak, jakby niedawno się paliły, jest mata dla psa w rogu salonu, dwie kanapy, telewizor, a ściany są pomalowane na bardzo jasny niebieski.

Alfa zanosi go w dół po schodach, a kiedy widzi zdjęcia, ponownie chce wymiotować. Na większości zdjęć znajduje się ten sam alfa razem z pewnym chłopcem. On i chłopiec wyglądają dziwnie podobnie - niebieskie oczy oraz brązowe włosy zrobione w quiffa, a Louis chce krzyczeć. Ponownie czuje się chory, ale udaje mu się wziąć kilka wdechów.

Prawie cała piwnica jest odnowiona, ale w bardzo odległym rogu znajduje się coś co przypomina wielką klatkę. Jego oddech przyspiesza i nagle zaczyna walczyć. Łzy spływają z kącików jego oczu, a realność uderza go prosto w twarz. Może wcześniej mógł udawać, że to się nie dzieje, może mógłby żyć realnością i po prostu się z tym zmierzyć, dopóki by nie umarł. Ale nie, nie może, nie może znieść małych pomieszczeń. Pistolet jest całkiem niebezpieczny, myśli, kiedy się miota. Łzy spływają po jego twarzy, kiedy to się przybliża i udaje mu się odepchnąć od ramion alfy przez co upada na podłogę.

To nie była jego najmądrzejsza decyzja, zdaje sobie z tego sprawę, wtedy kiedy uderza o podłogę i brakuje mu tchu w płucach. Próbuje złapać oddech, ale jego płuca nie chcą współpracować, a sufit wydaje się kręcić. Kaszle głośno, kiedy łapie powietrze.

- Och, kochanie. Przepraszam. Nie chciałem cię upuścić. - Alfa marszczy twarz i ponownie go podnosi, całkowicie ignorując fakt, że Louis sam się od niego chciał uwolnić. Louis wciąż łapie powietrze i to się nie kończy, dopóki nie leży plecami na łóżku.

Drzwi od klatki zamykają się za nim, kiedy łapie swój oddech.

- Niedługo cię sprowadzę na obiad. Wybrałem dla ciebie kilka ubrań. Są nowe, więc mam nadzieję, że je polubisz - mówi alfa z drugiej strony krat. Czuje się tak jakby miał zostać zmiażdżony, jakby ściany się przy nim zaciskały, a on nie ma żadnej możliwości ucieczki. Ściany się zejdą i zmiażdżą go na kawałki, gdzie nie ma wyjścia.

Krzyczy.

~*~

Krzyczenie nic nie daje. Krzyczy przez czas, który wydaje się być godzinami, ale nic z tego nie wynika. Alfa nie wraca do piwnicy, przez okna nie świecą się żadne policyjne światła, nic. Jedyną rzeczą jaka się wydarza to to, że jego gardło jest bardziej obolałe i prawie całkowicie traci swój głos. Jego gardło jest szorstkie i zdarte od wewnątrz, ale krzyczenie wydaje się jedyną czynnością jaką może robić, jedyną rzeczą która może pomóc mu w ucieczce.

Wciąż się trzęsie, po tym jak już nie jest w stanie zmusić się do żadnego krzyku. Ściany się na nim nie zamknęły, ale sądzi, że z drugiej strony to może być gorsze. Przysuwa kolana do klatki piersiowej i kuli się, opiera się o zagłówek i ponownie płacze.

~*~

Słyszy kroki na schodach i wraca z powrotem na brzeg klatki. Jego plecy dotykają krat za nim, kiedy alfa schodzi do niego i go zauważa.

- Witaj, kochanie - brzmi radośnie i jasno. Louis chce go zabić. - Nie przebrałeś się. - Jego głos znacząco się zmienia w tej jednej sentencji, wystarczająco, by po kręgosłupie Louisa przeszły dreszcze. - Przebierz się. - Nagle czuje się przyparty do muru, oprócz tego, że tym razem to był jego własny głos. Powiedziano mu, by się przebrać i tego nie zrobił.

Kręci głową, a alfa krzyżuje swoje ramiona.

- W porządku. Sam to zrobię - podchodzi do drzwi, a Louis panikuje. Jego oczy się rozszerzają i podskakuje, wstając, chwyta ubrania w swoje pięści.

- Nie, nie. Przepraszam. Ja to zrobię. - Jego głos jest taki szorstki, nie sądzi nawet, że ten alfa jest w stanie go usłyszeć, ale widać, że to robi. Boli go mówienie i smakuje krwi tak szybko jak słowa opuszczają jego wargi, ale alfa nie wydaje się tym przejmować.

- Nie, podjąłeś decyzję, słoneczko. - To przezwisko sprawia, że przechodzą go dreszcze. Alfa otwiera drzwi, a nagłą, instynktowną reakcją Louisa jest bieg. Nie myśli o tym, nie rozważa faktu, że alfa jest od niego o wiele szybszy oraz zna swój dom o wiele lepiej od Louisa, ale myśli tylko o tym, by biec, biec, biec.

Więc to robi.

Przepycha się przez alfę i rusza w kierunku schodów. Bierze dwa za jednym razem, zmusza się do dojścia do drzwi u góry. Jest w połowie drogi, nim pojawia się ostry ból w jego nodze i spada w dół schodów. Uderza się w swoją głowę, myśli, ponieważ ostatnią rzeczą jaką zauważa, nim zabiera go ciemność jest alfa biorący go w swoje ramiona.

~*~

Kiedy się budzi obok niego znajduje się inny omega. Łóżko jest duże, prawdopodobnie królewskie albo jeszcze większe, a drugi omega najwyraźniej śpi. Wcześniej nie zdał sobie sprawy z tego jak wielka była ich mała klatka. Był za bardzo przerażony swoją klaustrofobią, więc wyobrażał sobie, że była bardziej wielkości budki dla psa, ale to po prostu mniej niż połowa jego starej sypialni w domu.

Dom.

Nie może o tym myśleć, zamiast tego odwraca się, by spojrzeć na omegę. To obrzydliwa, odrażająca myśl, kiedy uważa, że jest szczęśliwy, iż nie jest sam. Powinien czuć się okropnie za takie myślenie, ale tak nie jest. Wita każde towarzystwo.

Louis nagle czuje żółć podchodzącą mu do gardła, kiedy zdaje sobie sprawę z tego jak podobnie wyglądają. Tamten omega jest po prostu trochę wyższy o jakieś kilka centymetrów.

Słońce wciąż świeci, więc nie mógł spać zbyt długo, a obok na chusteczce na jego poduszce znajdują się dwie tabletki, jak przypuszcza przeciwbólowe. Przełyka je na sucho, kiedy ból w jego głowie pulsuje, nawet wtedy kiedy się nie rusza.

Teraz ma kajdanki wokół swoich nadgarstków, które są przytwierdzone do krat po jego lewej, a kiedy pociąga za nie w cichym pomieszczeniu słychać dźwięk odbijania się metalu o metal, co sprawia, że omega się budzi.

Nie wygląda na zaskoczonego.

- Słuchaj mnie - szepcze. Jego oczy wyglądają na zmęczone, ale i na przytomne w tym samym czasie. Musiał się przyzwyczaić do nagłego wstawania. Louis jest przerażony. - Musisz po prostu... robić to co mówi. - Kaszle. Drugi omega wzdryga się i przełyka, następnie kontynuuje. - Chce mieć dziecko i jeśli nie możesz mu tego dać to cię zabije.

- Co?

- Chce mieć dziecko. Lauren prawie się udało... prawie dała mu to czego pragnął. Ale dziecko umarło dwa miesiące po urodzeniu. - Chłopak wzdryga się. - Jeśli możesz mu dać tego czego chce, uchronisz resztę omeg przed tym losem.

- Ty nie możesz mu go urodzić? - Pyta. Prawie brzmi oskarżająco, ale drugi omega się nie wzdryga.

Wie co powiedział i jest przekonany, że drugi omega wie, że to co powiedział Louisowi było równie złe.

- Stres sprawił, że trzy razy poroniłem. Dzisiaj jest moja ostatnia noc tutaj. - Omega wydaje się być zaskakująco spokojny, mówiąc o swojej bliskiej śmierci. To przerażające. - Wiem, że to wielkie poświęcenie i że nie znałeś Lauren, ani nie masz za bardzo szansy na poznanie mnie, ale spróbuj dla nas dać mu dziecko. Jeśli się stąd wydostaniesz, nazywam się David Dundrey.

Louis ponownie płacz, a drugi omega po prostu wpatruje się w sufit.

- Och, jeszcze jedna rzecz.

- Tak?

- Proszę nie mów moim rodzicom tego co nam robił. - To sprawia, że Louis może się w sobie zapaść. Myśli, że ma atak paniki, wtedy kiedy powietrze nie chce dostać się do jego płuc, jego wzrok jest rozmazany i czuje się jakby miał umrzeć. Może, myśli, jeśli nie może dać temu całkowicie nieznajomemu mężczyźnie tego czego nigdy tak naprawdę nie chciał.

David kładzie swoją dłoń na tej Louisa, a następnie delikatnie ją ściska. Louis wciąż nie może oddychać, bierze płytkie oddech i czuje się dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy został znokautowany, ale kiedy dłoń Davida znajduje się na tej jego, a druga dłoń mierzwi jego włosy, trochę się uspokaja.

~*~

W ogóle nie śpi. Słońce zachodzi i z powrotem się pojawia, ale Louis jedynie je ogląda i nie pozwala sobie powrócić do snu. Łóżko jest komfortowe, wystarczająco dziwne, bo jedyną rzeczą która przypomina mu o tym, że jest porwany są otaczające go kraty oraz ból w jego ramionach powstający z nienaturalnego ich zgięcia pod wpływem kajdanek. W innym razie to mogłaby być dobra droga śmierci. Nie śpi na betonowej podłodze ani nie jest przywiązany jak pies (nawet jeśli jest przypięty).

Po prostu musi być wdzięczny za te małe rzeczy, jak klienci wręczający mu resztę do dłoni. Jeśli skupi się na tych dobrych rzeczach, bez względu na to jak niewiele i jak małe są, może będzie w stanie przetrwać. Może będzie w stanie uwolnić inne omegi od takiego losu.

Chce zadać pytanie omedze leżącej obok niego, chce zapytać o radę i zobaczyć czy zrobił cokolwiek żeby znaleźć wyjście i chce zobaczyć czy jest jakiś sposób, by się stąd wydostać, ale tamten śpi. I tak już od kilku godzin. Chociaż Louis go nie wini. Sądzi, że jeśli wiedziałby, że umrze w ciągu kilku następnych godzin również nie chciałby stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością.

Alfa schodzi na dół chwilę później, kiedy oczy Louisa są załzawione i jest zbyt przerażony, by jasno myśleć.

- Będzie w porządku - szepcze do niego David, a Louis podskakuje, myślał, że ten śpi. Za to David się uśmiecha, wydaje się być spokojny, tak jakby był całkiem gotowy na śmierć, więc Louis naprawdę ciężko znosi to, czuje się zbyt okropnie, widząc jak idzie. Wie, że omega wiedział, że to nadchodzi, wie, że był gotowy, ale to wydaje się być złe.

Alfa wyjmuje mały woreczek ze swojej kieszeni, a David mruga do niego, kiedy mała, biała tabletka zostaje mu przedstawiona. Omega otwiera swoje usta bez żadnego zawahania, a alfa przyciska tabletkę do jego języka, następnie bierze Davida w swoje ramiona i zaszczyca Louisa krótkim spojrzeniem. Chociaż nie może go odczytać, więc po prostu nadal leży.

- Niedługo wrócę. Spróbuj trochę odpocząć.

Ma nadzieję, że ta tabletka ukołysze go do snu, więc nie będzie musiał nic czuć.

Davida już nie ma, został zaniesiony po schodach, daleko od tego świata. Louis myśli, że powinien się pomodlić. ale nie sądzi, że Bóg może go usłyszeć zza ścian jego nowej celi. Nie może, prawda? Nie, skoro pozwolił, by coś takiego się przydarzyło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top